Podczas mojej pracy w sklepie z kawami i herbatami świata spotkałam się z różnym typem klientów. Zdarzali się eksperci, którzy dokładnie wiedzieli po co przychodzą i jak to parzyć, ale nie oszukujmy się – byli mniejszością. Zazwyczaj, gdy przy sypaniu herbaty mówiłam, że zieloną można parzyć nawet do trzech razy, jeśli się parzy odpowiednio następowało zdziwienie, bo przecież jak to; ale nawet lubiłam uświadamiać ludzi w tej dziedzinie i podczas kasowania jeszcze krótko mówiłam jakie właściwości mają poszczególne napary.
A teraz przejdźmy do części właściwiej.
Zapewne wielu z was słyszało o herbatach kwitnących (dla tych, którzy nie wiedzą – jest to ręcznie zwinięty kwiat, otoczony listkami herbaty; całość wygląda jak trochę kopnięta kulka, ale przy rozwijaniu się pod wpływem gorącej wody daje niezły „show”, bo czasami potrafi nawet „tańczyć” dzięki pęcherzykom powietrza uwalniającym się spomiędzy listków); w moim sklepie były ich 2 półki, więc wybór całkiem spory, a że większość z nich była właśnie zielona, to przy sprzedaży też wspominałam o sposobie parzenia. Standardowa formułka – można parzyć 'x' razy w temperaturze 'y' na 'z' litrów wody. Wydawało mi się zrozumiałe, powracający klienci nie narzekali... Do czasu.
Przyszła do mnie z reklamacją [P]ani. Że ją okłamałam, i że ona na-ten-tychmiast żąda zwrotu pieniędzy! W głowie szybki rachunek sumienia, ale nic się nie świeci na czerwono, więc próbuję dopytać o co dokładnie chodzi. Okazało się, że klientka zrozumiała, że ten kwiatek po wyjęciu z wody sam zwinie się do tej kopniętej kulki jaką był na początku. I tu historia mogłaby się zakończyć, gdyby nie mój stały klient (pozdrawiam, Panie [T]omku), który wtrącił się w dialog:
[T]: Droga Pani, a jaką pani wodą zalewała tę herbatę?
[P]: No jak to jaką! Taką przegotowaną z kranu!
[T]: Ach, i wszystko jasne! Te herbatki zalewa się taką specjalną wodą... Z Lichenia.
P.S.: Żeby nie było – nie krytykuję niewiedzy. Może trochę w tym winy mojej było, że nie dopowiedziałam, ale gdybym to ja była po drugiej stronie herbaty, to najpierw odpaliłabym Google.
P.S.2: Klientka nie dała mi czasu, żeby sprostować jej rozumowanie, bo odwróciła się i odeszła.
sklep z herbatami
Praprzyczyną tegoż jest to iż za komuny my mieli ino herbatę Ulung - zresztą dzięki niej powstało przysłowie "a gdzież się to taki ulung?". Ludziska starsze a przyzwyczajone że kawa to kawa a herbata to herbata dalej dziwują się srodze w sklepach herbacianych że tyle tego jest i takie jakieś krowskie cuda jak jakowaś Rołibos albo Pułerh. Całe życie nikt na to nie zważał bo przychodziło się do roboty i do szluga z kerownikiem jakaś randomowa kawa plujka była albo w wersji dla bab herbata w szklance z koszyczkiem z Bożeną z rejestracji. A tu komuna padła i nagle, jak za dotknięciem różdżki czarodziejskiej, w sklepach feeria smaków i zapachów ze Sri Lanki, z Darjeelingu, z Syczuanu, z Batumi i Yunnanu. Zaś symbolem statusu społecznego stał się żóły Lipton którego najmłodsze listki zrywały śniade piękności i zwijały na swoich pełnych mahoniowych piersiach.
OdpowiedzHerbaciane pola Batumi...
Odpowiedz@Drill_Sergeant: Radonowa kawa plujka? (Tzn. o kąpielach radoczynnych czytałem, ale o kawie jeszcze nie. Jakaś nowa terapia?)
Odpowiedz@obserwator: Randomowa czyli ta co od losowości (random) pochodzi, patrz forum /b/ na 4chanie. Choć po 1986 faktycznie mógł tam być rad czy inny cez.
OdpowiedzJęzyk się zmienia Z powodu lenia Co nadużywa Zapożyczenia.
Odpowiedzyeń
OdpowiedzA jeżeli ona naprawdę poszła do Lichenia po tę wodę? Naleje butelkę po mineralnej z biedry,wróci do domu,zaleje herbatę tą wodą i znów zonk? Jak przyjdzie z pretensjami? Mam nadzieję,że zdążyłaś zmienić pracę
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: W środowisku źródełkowców opinie na temat wody z Lichenia są podzielone. Panuje na forach pogląd, że jest ona - najprościej mówiąc - licha (słowo lichy pochodzi od rzeczy pochodzących z Lichenia). Gdzie tam jej do sławnych wód lourdzkich lub chociaż swojskiej, gietrzwałdzkiej. Co ciekawe samo sanktuarium licheńskie do oferowanej przez się wody podchodzi z niejakim sceptycyzmem. Na stronie świątyni czytamy: "Licheńskie źródełko nie ma nic wspólnego z objawieniami Matki Bożej. Jednak są świadectwa konkretnych osób, które korzystając z wody ze źródełka, z wiarą powierzały się Bogu i doznały łaski uzdrowienia. Źródełko powstało z czysto praktycznego względu, aby można było z niego czerpać wodę pitną, ponieważ wcześniej był z tym problem. Ksiądz Eugeniusz Makulski wspomina, iż przed wybudowaniem studni ludzie przybywający do Lichenia, na przykład na odpust, korzystali z wody z jeziora." Są na sajcie opisane ze dwa przypadki cudów ale bez wzmianki że którykolwiek został zbadany przez odpowiednie watykańskie dykasterie i medyków zatwierdzonych w prawie kanonicznym.
Odpowiedz@Drill_Sergeant: Ile to można się dowiedzieć w pracy czytając piekielnych :)
Odpowiedz@Drill_Sergeant: Są na sajcie - a nie na neczajcie? (nm. Netzseite), pierunie?
Odpowiedz@obserwator: Z sajte to jeszcze był Lord Kunzite (Kąsajte) który kochał się w Zoisite (Zojsajte). Przed nimi Nephrite (Nefrajte) i Jadeite (Dżedajte).
Odpowiedza macie tam "makiware"?
OdpowiedzA w jakim mieście ten sklep? Bo lubię dobrą zieloną herbatę a w okolicy nigdzie nie znalazłem. Rozwijaną też bym chętnie kupił, ot tak dla szpanu przy gościach :)
Odpowiedz