Wczoraj (tak, w piątek) byłam z mężem na ślubie i uroczystym obiedzie. Praktycznie cała impreza udana, mimo przelotnego deszczu, młodzi szczęśliwi, rodzina zadowolona... Był tylko jeden mały szkopuł.
Dziecko.
Jedni z gości przybyli na uroczystość z na oko półtoraroczną córką (strzelam - dziecko bez problemu biegało i gulgotało, ale nie jeszcze nie mówiło). Niby nic takiego, ale żywotność dzieciaka w połączeniu z bezmyślnością rodziców trochę dała wszystkim do wiwatu.
Przede wszystkim rodzice w czasie ślubu, w stosunkowo niedużym kościele, usiedli w pierwszej ławce - generalnie obok państwa młodych, na dodatek "od środka" - może żeby widzieć lepiej sam akt zawarcia małżeństwa? Ale chyba zapomnieli, że żadne - w tym ich - półtoraroczne dziecko nie wysiedzi godzinnej uroczystości.
Co chwila młoda wybiegała z ławki, przemykając obok panny młodej i świadków, i chciała się bawić. Ojciec lub matka za nią, też obok młodych, a że miejsca mało, to i biała suknia nieco ucierpiała. W ciągu całego śluby chyba z sześć razy. Kiedy nie wychodzili po córkę, ta podbiegała do świadków od tyłu i zaczepiała, albo biegała między gośćmi. W końcu przy drzwiach kościoła dzieciaka ktoś przejął, pewnie ciocia/babcia.
Na samym obiedzie dziecko zrobiło niewielkie wejście smoka - gdy goście ustawili się z szampanem wokół młodej pary, żeby wznieść pierwszy, a kamerzysta chodził z "żyroskopem" wokół młodych, dzieciak znowu się wyrwał - podleciał do panny młodej, stanął tuż za nią i zaczął śpiewać (mniej więcej, melodię to miało, słowa nie bardzo). Rodziców w zasięgu wzroku brak, dziewczynkę ściągnął ze "sceny" ktoś inny.
W czasie obiadu dzieciak z rodzicami siedział dość daleko od nas, więc dan mi było tylko zobaczyć, jak od czasu do czasu gania, bez opieki, po sali restauracji, bawiąc się... sztućcami i kwiatami z dekoracji. Rodzinka zebrała się do domu koło 20, bo córka w końcu zaczęła zasypiać pod stołem.
Polityka zapraszania czy niezapraszania na śluby i wesela z małymi dziećmi to temat kontrowersyjny, jednak pewne jest chyba jedno: skoro już zabiera się gnojka na tego typu imprezę, to wypadałoby włączyć pomyślunek i go pilnować.
PS. Określenia "gnojek" nie użyłam tutaj jako "mowy nienawiści" wobec dziecka czy w celu obrażenia go, jak wskazało kilka osób w komentarzach - u nas w domu często mówi się na młodych per "gnojki" w znaczeniu "dzieciarnia", z ironią lub sympatią. Podkreślam też, że "dzieciak" nie jest obrazą, co także zasugerowano.
W kościele ktoś z rodziny powinien zgarnąć z kościoła dzieciaka wraz z którymś z rodziców. Jak można było dopuścić by dziecko rozwalalo uroczystość. Czyżby nie było wśród gości nikogo z jajami by to przerwać?
Odpowiedz@ewilek: Kiedyś to może i by skruszeni rodzice wzięli to do siebie i pokornie wyszli. Ale dzisiaj? Dzisiaj by było po nowoczesnemu: awantura z darciem japy na upominającego, że dziecko się "tylko bawi"!
Odpowiedz@ewilek: Najstraszniejsze jest właśnie to, że większość rodziców teraz uważa, że to ich dzieciak ma być gwiazdą uroczystości (bo czyż nie jest uroczy w tym smokingu?)a nie Para Młoda. Odrażające.
Odpowiedz@Niespecjalna: Ty nie będziesz gwiazdą na swoim, co opisałaś w swojej historii, więc Ci to nie grozi :D Odrażające? Oh no.
OdpowiedzSzkoda że nikt nie zabrał dzieciaka na tył kościoła już po pierwszym incydencie. Ogólnie nie rozumiem zabierania dzieci 2,3,4 letnich do kościoła na msze inną niż tą "dla dzieci" (przynajmniej u mnie taka jest), jak to się zacznie drzeć to potrafi zagłuszyć księdza, rodzice najedza sie wstydu, a i tak muszą wyjść z kościoła (i często już na msze nie wracają). Albo takie dzieci są puszczane "samopas", biegają w tą i tewte przed ołtarzem, rodzice interweniują dopiero gdy dziecko chce wejść pod ołtarz. Proste, nie umiesz wychować dziecka żeby nie przeszkadzało - nie przychodź, albo zostaw dziecko u opiekunki (ślub to nie coś o czym dowiadujesz się z dnia na dzień, czas był)
OdpowiedzUważam, że masz racje, dziecko rozwalało uroczystość. Sytuacja zdecydowanie piekielna. Ale nazwanie dziecka "gnojkiem" na kaniec opowieści to lekka przesada z Twojej strony.
Odpowiedz@majkaf: Zgadzam się, zwłaszcza że nie samo dziecko było tu piekielne, tylko jego rodzice, którzy nie zapewnili mu należytej opieki. To całkowicie normalne, że dziecku się nudzi, skoro uroczystości tyle trwają i jeszcze nie ma się czym bawić, na co wskazuje to, że bawiło się sztućcami i dekoracjami. Szkoda, że żaden z gości nie opieprzył rodziców.
Odpowiedz@Miryoku: Teraz to już nikomu nie można zwrócić uwagi, bo buraki nauczyły się, ze ich buractwo to wielka wartość i w ogóle nie mają świadomości jak im daleko do poziomu normalnego człowieka, wręcz przeciwnie uważają się za elytę elyt i zaraz z morda wyskakują
Odpowiedz@majkaf: Rozpuszczone i niedopilnowane dziecko to ewidentny "gnojek" - nie ma się o co obrażać, dziećmi należy się zajmować tak, by innym nie przeszkadzały, a nie obrażać się za określenie adekwatne do sytuacjo.
OdpowiedzNie podoba mi się określenie dziecka słowem dzieciak czy gnojek. Ale jeśli chodzi o samą historię, to kto normalny zabiera małe dziecko na jakąkolwiek imprezę? Totalna głupota. Dziecko i tak nie będzie pamiętać a rodzice mają kiepską zabawę, że już nie wspomnę o gościach. Tym bardziej gdy nie jest w odpowiedni sposób przypilnowane. P.S. Na początku jest napisane, że dziecko nie mówiło natomiast później, że zaczęło śpiewać...
Odpowiedz@monikama: tu jeszcze pojawia się określenie gówniak co też uważam za chamskie. Co do śpiewania, wątpię, by chodziło o słowa - raczej wydawanie nieokreślonych dźwięków do czegoś na kształt melodii.
Odpowiedz@monikama: @tysenna: Tez uważam za niesmaczne obrażanie dzieci. jakaś moda sie na to zrobiła, nikogo obrażać oprócz dzieci nie można bo tolerancja itd mowa nienawiści, ale dzieci a już w szczególności małe dzieci można.
Odpowiedz@monikama: Masz rację, rodzice powinni przypilnować dziecka. Jeśli je zabierają, powinni się liczyć z tym, że pół mszy będą chodzili wokół kościoła albo trzeba się będzie zwinąć w ogóle. Dziecko nie jest niczemu winne, a określanie go mianem "gnojek" jest poniżej jakiegokolwiek dopuszczalnego poziomu. Nie przetłumaczysz dziecku w tym wieku, ze to ważna uroczystość i ma być cicho, tak jak nie zmusisz półrocznego dziecka, żeby wołało: mama, siku i nie robiło w pieluchy.
Odpowiedz@monikama: Zapewne większość normalnych ludzi zabiera ze sobą na imprezę małe dzieci. Jako że normalni ludzie myślą, że normalnym jest zabieranie ze sobą całej rodziny, jeżeli jest takowa proszona. Pewnie na tym polega ich normalność... Inna sprawa, że dzieckiem po prostu trzeba się zająć tak, by nie utrudniało życia innym uczestnikom imprezy.
Odpowiedz@monikama: Na moje wesele jedni kuzyni męża przywieźli dzieci - niepełnosprawnego umysłowo siedmiolatka i 10-miesięczne niemowlę - nie chcieli ich zostawiać pod czyjąś opieką, skoro jadą 450 km w Polskę. Taki trochę horror panny młodej. Ale... Przywieźli ze sobą też nianię, dla której dokupili miejsce w hotelu, w kościele dzieciaki były pilnowane (w sumie przed kościołem), na samym weselu po godzinie odprawiono je do pokoju z babcią i tyle.
Odpowiedz@ZaZuZa: Jeżeli nazywasz to swoim horrorem, sama jesteś osobą z niepełnosprawnością umysłową. Nie zapraszaj takich, izoluj, zerwij kontakt. Wtedy będziesz miała raj. Horror czytać takie brednie.
Odpowiedz@the: Wybacz, ale małe dzieci na takich imprezach to zawsze horror organizacyjny. A dzieci w wieku niemowlęcym, wczesnoprzedszkolnym oraz z niepełnosprawnościami umysłowymi to - chcesz tego, czy nie - potencjalne źródło problemów i nieprzyjemnych wypadków, od wylania na siebie wrzątku, tłuczenia zastawy, wycia/biegania w kościele i na weselu/obiedzie, aż po "nieszkodliwe" upaćkanie panny młodej błotem/tortem (byłam świadkiem takiej atrakcji na weselu "w ogrodzie", dzieciak pokłócił się z kolegą i goniąc go z talerzem w reku wpadł w PM - piękna plama na gorsecie, w sam raz do pamiątkowych zdjęć z wesela) - bo nie wytłumaczysz im najczęściej, że nie wolno - i nie masz możliwości zająć się nimi non-stop. Jeśli rodzice są w porządku i świadomi takich możliwości dzieci- jak w moim przypadku było - to wszystko gra. Jeśli nie, cóż, niejedno wesele skończyło się nieprzyjemnościami, skakaniem wszystkich z młodą parą włącznie wokół małej "gwiazdeczki" i fochem w rodzinie.
Odpowiedz@tysenna: Uważam, że jak jakieś dziecko zachowuje się jak gówniak, to jest gówniakiem. Ślub zdarza się raz w życiu, a właśnie jakiś gówniak rozwalił im całą uroczystość.
OdpowiedzNie wiem, czy tak jest wszędzie, ale w moich stronach na zaproszeniu wyraźnie pisze czy dzieci są mile widziane czy nie. Niestety jest to związane z częstym "zafoszeniem" rodziców...:-) Mam trójke małych robali i jeśli już ktoś mnie z nimi zaprosi to najpierw robię wywiad u młodych czy będą inne dzieci, czy oddzielne stoliki dla szkrabòw itp.. Wracając do tematu, dziecko to dziecko niekoniecznie takiemu 1,5 roczniakowi da rade wytłumaczyć, żeby nie łaził z przodu dookoła młodych...i moim zdaniem jeśli wiem, że moj mały robal urządza wycieczki po kościele...albo go nie biorę na ślub tylko samo przyjęcie/wesele albo latam za nim dookoła kościoła i robię wszystko by nie zakłócał uroczystości. Niestety niektórym rodzicom w dupach się poprzewracało a jak słyszę tekst "to tylko dziecko" to flaki wywraca mi na lewą stronę. Dziecko to dziecko ale za jego zachowanie odpowiadają rodzice. Źle brzdąc się zachowuje? Zabawiam/odwracam uwagę/wynoszę i co najważniejsze pilnuję. A jeśli chcę się bawić na imprezie? To sorry winetou...dziecko zostaje w domu... Ufff rozpisałam się ale miałam do czynienia z czymś podobnym, nie w rodzinie lecz u dalszych znajomych, gdzie 2,5 latek rozwalał komunię i to dosłownie rozwalał a rodzice? "To tylko dziecko" ... W związku z powyższym nie wiem czy ja jestem zacofana czy niektórym rodzicom delikatnie mówiąc czasami wyobraźnia się wyłącza na rzecz wyidealizowania swojej idealnej latorośli, która daje się we znaki połowie imprezowiczów...
OdpowiedzByliśmy na różnych uroczystościach z dzieckiem. Sa proste zasady: 1. Masz dziecko to go pilnujesz 2. Siedzisz z tyłu 3. Zabierasz książeczkę 4. Nie jesteś pępkiem świata I już. Ludziom się w głowach po przewracało, jak można usiąść koło młodych? W restauracji noszone sa gorace zupy, napoje itd nie trzeba byc geniuszem by pomyśleć, ze dziecko wpadnie na kelnerkę i zostanie poparzone i okaleczone na całe życie. to jest zwykłe lenistwo rodziców. Bez stresowe wychowanie to tak naprawdę brak zainteresowania ze strony rodziców, najlepiej swoje lenistwo nazwać modelem wychowawczym i zaraz brzmi to lepiej
Odpowiedz"Był jeden mały szkopuł. Dziecko." Dziecko, jako problem, wyzywanie? Tutaj ewidentnie zawinili rodzice, a to, w jaki sposób autorka opisuje sytuację świadczy o jej absolutnym braku kultury. Ponadto, co to jest za moda na "równanie z ziemią" dzieci i ciężarnych? Skąd wyście się szanowni państwo wzięli? Pewnie te kochane pieski i kotki, nad którymi się tak rozczulacie (nie mam nic do zwierząt) wygrzebały was w kapuście? I jakby ww "puchate kuleczki" latały po kościele i sali weselnej, to byłoby "milusio"?
Odpowiedz@demonZlosci: jakoś się nie spotkałam z sytuacją, żeby pies czy kot przeszkadzał w uroczystości weselnej, a dzieciak - jak najbardziej.
OdpowiedzO zgrozo, bezstresowo wychowywana Dżesika i Brajan zaczynają się rozmnażać..
OdpowiedzOkreślenie "gnojek" zdecydowanie poniżej poziomu. Autorko, naprawdę tak trudno Ci zaakceptować fakt, że to dziecko nie jest niczemu winne? Ono nie rozumie, że to jest kościół i ważna uroczystość! Żaden berbeć w tym wieku, choćby mu tłumaczyć tysiąc pięćset razy, tego nie zrozumie! No, chodziła i gaworzyła, bo to, do jasnej anielki, zazwyczaj robią dzieci w tym wieku! Tak, wyobraź sobie, ze dzieci nie mają przycisku "on/off". To rodzice byli piekielni, nie dziecko. W głowie Ci się przewróciło, żeby takimi określeniami nazywać małe dziecko, które niczego nie rozumie.
Odpowiedz@LoMara: Określeń "gnojek, gówniak" i innych w tym stylu nie usprawiedliwiam - są jednoznacznie obraźliwe i trudno uargumentować inne ich zastosowanie w tekście. Teksty "to tylko dziecko, nic nie zrozumie, niczemu nie jest winne", przyprawiają mnie natomiast o salwy śmiechu. Pewnie, wychowywać i tłumaczyć pewne rzeczy zaczynajmy od wieku szkolnego - jak widać opisani w historii rodzice też wyszli z tego założenia. Jakoś kilkoro moich dzieciatych znajomych potrafiło swoje raczkujące dzieci nauczyć, że "nie wolno" znaczy "nie wolno", ale oni widocznie jacyś inni są, nie wiem, może krzywdę dziecku robią i trzeba to zgłosić?
Odpowiedz@LoMara: Wyobrażam sobie, że rodzice, mając małe dziecko, które przecież nie ma przycisku, siadają z nim z tyłu kościoła i pilnują, żeby w trakcie słów przysięgi nie wbiegało w parę młodą. Ale może za wiele wymagam :)
Odpowiedz@Meliana: Roczniakowi pewnych rzeczy nie wytłumaczysz. Koniec kropka. Jeśli Ci się uda wytłumaczyć, że ma być cicho, to gratuluję. Można natomiast powstrzymać dziecko od chodzenia po kościele i to powinni zrobić rodzice.
OdpowiedzPozwolę sobie skomentować edit z PSem - dzieciak obraźliwy nie jest, gnojek jak najbardziej. Też znam parę, która "z sympatią" i z miłości zwraca się do siebie per "zjebie, dupku, suko, debilu/debilko" tudzież innymi, równie uroczymi. Nie zmienia to faktu ich wulgarności i chamskości, jeśli epitety te skierowane do kogokolwiek innego. To, że u Ciebie "tak się mówi", nie znaczy, że publicznie nie byłoby stosowniej użyć bardziej neutralnego synonimu. Ten wspomniany znajomy też nie pyta mojego męża, "co tam u twojej suki", mimo, że do swojej żony tak się zwraca - bo wie, że dostałby w mordę.
OdpowiedzWiesz, wola pary młodej jest w tym wypadku najważniejsza. Skoro zapraszają dzieci to wiedzą z czym to się wiąże i nie maja nic przeciwko sytuacjom opisanym w historii, to raczej sobie w brodę pluć powinieneś, że poszedłeś chociaż warunki Ci nie odpowiadały.
Odpowiedz@Caron: Chyba jednak nie do końca. Zapraszając ludzi z dziećmi, nie zakłada się totalnego sajgonu, zabawy w berka pod stołami i upaćkania sukni Panny Młodej czekoladą do wysokości najwyższego z dzieci. Taka forma zaproszenia nie jest równoznaczna z przyzwoleniem na urządzenie z własnej uroczystości dzikiego kinderbalu poza wszelką kontrolą, tak jak sama organizacja wesela nie uprawnia gości do uchlania się jak świnia, zarzygania sali i wyniesienia dekoracji razem z pozostałym jedzeniem... No chyba, że się mylę, zakładając jakąś tam podstawową kulturę u innych ludzi?
Odpowiedz@Caron: Na przykładzie: Jeśli zapraszam znajomych na kawę, oni pytają, czy mogą wziąć ze sobą psa a ja się zgadzam, to czy oznacza to, że nie mam nic przeciwko temu, żeby ich pies mi wskoczył na stół i nasrał koło ciasta? Bo przecież muszę się liczyć z tym, że zwierzę może zrobić różne rzeczy, kiedy zapraszam kogoś ze zwierzęciem...
OdpowiedzKompletnie nie ogarniam idei zabierania dzieci na wesela. Ani dla dziecka nie jest to frajda a w dodatku rodzice się nie pobawią (albo pobawią, olewając kompletnie dzieciaka).
Odpowiedz@archeoziele: I ja tak uważam. Albo udajemy się na taką imprezę bez dziecka - bo przecież założeniem jest żeby się pobawić, albo ( nie mając go z kim zostawić ) zostajemy w domu.
Odpowiedz@archeoziele: @monikama: Dużo zależy od tego, jakie jest podejście państwa młodych i w ogóle całej rodziny - jednej i drugiej. Moja rodzina wychodziła z założenia, że ślub, wesele, to uroczystości rodzinne, a dzieci przecież do tej rodziny należą. Z tego co pamiętam, był dla nas (dzieci) wydzielony stolik, pewnie też jakaś dyskretna opieka kogoś z dorosłych i raczej nie sprawialiśmy problemów. Ze dwa albo trzy takie wesela pamiętam i dzieci nie przeszkadzały w zabawie, same też się świetnie bawiły.
Odpowiedz@Igielka: Co nie zmienia faktu że impreza na której zazwyczaj leją się cysterny alkoholu, po sali fruwają frywolne żarty, muzyka dudni itd. nie jest dobrym miejscem dla dzieci. Zwłaszcza takich małych jak w historii.
OdpowiedzDziecko nie jest niczemu winne!!! Rodzice ponoszą odpowiedzialność! Zatem - albo na takie imprezy przychodzi się bez dziecka albo trzeba je pilnowac, ale na tyle skutecznie żeby nie psuć zabawy innym. To takie trudne?
OdpowiedzDlatego ja na swój ślub nie zaprosiłam żadnego dziecka, impreza udana, goście zadowoleni. Wesela i śluby to nie miejsca dla dzieci.
Odpowiedz@sayone: Miejsca dla dzieci są w miejscu specjalnie przeznaczonym dla dzieci:) W rezerwacie :)
Odpowiedz@sayone: jako dziecko byłam na różnych weselach. co prawda nie zabrano nas na wszystkie śluby, ale na weselu była wydzielona część dla dzieci i ktoś do opieki. i totalnie nie było problemu z zachowaniem. ba, nawet z części wesel- bardziej pamiętam samą zabawę z innymi dziećmi niż młodych- czyli można było nam wytłumaczyć, że nie jest mile widziane wieszanie się, czy wycieranie w sukienkę panny młodej.
Odpowiedz@hulakula: Moje całe dzieciństwo to wesela (liczna rodzina) i związane z tym miłe wspomnienia. Teraz sama mam dzieci i jak do tej pory tylko raz zostałam na taką uroczystość zaproszona bez nich. Na żadnym też z wesel nie widziałam, żeby jakiekolwiek dziecko zepsuło tę uroczystość. Może mam normalną rodzinę i znajomych?
Odpowiedz@hola: Dla mnie wesela jako dziecka to była istna mordownia. I chociaż wiedziałam jak powinnam się zachowywać w takim miejscu, to nic nie cieszyło mnie bardziej jak powroty. :)
Odpowiedz@hola: no właśnie, może masz normalną i odpowiedzialną rodzinę oraz znajomych. nie wyobrażam sobie- żeby z dzieckiem ( o ile jeszcze nie jest ogarniętym kilkulatkiem) siadać w pierwszej ławce i jeszcze wbijać obok młodych.
Odpowiedz@eluszka: kiedyś wesela często robiło się w salach przy ogródkach działkowych- dzieciarnia miała się gdzie wyszaleć. obecnie to jakaś sala w restauracji, nie zawsze jest opcja, żeby wyjść na zewnątrz, to dla dzieciaków trochę słabo ;-)
Odpowiedz@hola: Tak, masz normalną i mądrze napisałaś. Dzieci to skarb i nie można ich izolować. Maluch się po prostu cieszy, i tyle. Jeśli mnie zaprosisz bez synka - oleję. I tak robi część mojej rodziny. Na chrzest syna siostrzenicy przyszli sami bezdzietni, bo z dziećmi sobie nie życzyła, co zaznaczyła nam w zaproszeniach. Jej syn był jedynym dzieckiem na własnym chrzcie.
OdpowiedzJa sam nie chodzę na śluby, bynajmniej na uroczystości bo do kościoła pójdę, ale tylko na ślub np. Cioci czy kuzyna- czyli bliższej rodziny. Tak to to nie mam co robić i ogólnie oprócz jedzenia i okazjonalnego tańczenia możliwości są ograniczone. Z 5 wesel w moim życiu osoby w moim wieku były tylko na 2 weselach. Wolę nie chodzić na uroczystość, bo kościół zniose bez problemu, ale na uroczystości już umieram z nudów. Mam 15 lat. A tamci zabierają dziecko 1.5 roku...
OdpowiedzO rany, ale ból tyłka na "gnojka"... Owszem, zgadzam się, że dziecko nie było winne, bo nic nie rozumie, ale bez przesady. Jak moja kotka coś zbroi, to też zostaje na chwilę "przebrzydłym bydlakiem", a jest mniejwięcej na podobnym poziomie intelektualnym co opisane dziecko. To już znęcanie się nad zwierzętami?
Odpowiedz@Alien: Z autopsji wiem, że w niektórych rejonach naszego kraju, mówi się gnojek, jako określenie "smarkacza". Autorka też pewnie użyła go w takim zamyśle. Natomiast ludzi boli to, gdyż np. w miejscu gdzie mieszkam, określenie gnojek jest niemalże równoznaczne ze skur**** , czyli ktoś kto jest chamem i robi coś celowo na złość innym.
OdpowiedzMoja siostrzenica robiła chrzest syna. Wysłała 20 zaproszeń, na każdym napisała, że "bez dzieci do lat 16". Połowa gości nie przyszła. Ludzie mają dzieci. Chcą je oswajać z innymi. Nic zdrożnego nie ma w imprezie typu ślub. Robię zdjęcia na tego typu imprezach - im więcej dzieci, tym radośniej. Nawet jak biegają wokół, nie spotkałam się z dezaprobatą. Nie ma problemu!
OdpowiedzNa kilku weselach już byłam i na każdym były dzieci. Niby tragedi nie było, ale np. w godzinach mocno wieczornych gdy towarzystwo jest już mocno podchmielone zdarzają się różne wypadki. Ostatnio np . ludzie tańczą,jednym wychodzi to lepiej, drudzy już mają ułańskie fantazje,a tu dziewczynce na około 4 latka zachciało się bawić w ganianego na tym parkiecie właśnie. Cóż upadek dorosłego faceta na to dziecko zakończył się płaczem, na szczęście nikomu nic się nie stało. Dzieci na ślubach czy weselach to fajna sprawa do momentu, w którym rodzice ogarniają, że niektóre miejsca i pory nie są odpowiednie dla dzieci.
OdpowiedzWiedziałam, że będzie ból d*py o tego "gnojka" :D. Nei wiem, czy te mamuśki są tak katowane przez otoczenie, że nadreagowują na byle mocniejsze określenie? Ja kiedyś ewidentnie półżartem (przynajmniej dla mnie ewidentnie ;) ) powiedziałam coś o drących mordę bachorach i jedna ze znajomych mamusiek mnie zwyzywała od idiotek i w ogóle strzeliła mi wielkie obrażone kazanie o tym, że też byłam kiedyś drącym mordę bachorem. No, byłam, owszem. I dokładnie tak bym się nazwała właśnie ;).
Odpowiedz@szafa: U mnie mówi się gówniarz. Gnojek jest bardzo obraźliwie. Zależy kto skąd jest i czy zdaje sobie sprawę z różnic miedzy regionami.
OdpowiedzAhaha, ten ból dupy w komentarzach xD Sam gnojów nienawidzę, więc takie święte oburzenie mnie nieprzyzwoicie bawi :P Niektórym chyba 500+ do głów uderzyło.
OdpowiedzDlatego dzieci się nie zaprasza.
OdpowiedzOch jakie to straszne. Poruszyła mnie twoja historia. Może nakręca odcinek "Trudne sprawy" o tobie.
Odpowiedza jakby sie dziecku cos stalo bylby placz i wina pary mlodej powtarzam kazdemu wesele i kazda inna alkoholowa impreza to nie kinderbal a zabawa dla osob doroslych cokowiek sobie wyzwolone mamuski mysla na ten temat i drugie- zabierasz gdziekolwiek dziecko? to go pilnuj i sie nim zajmuj
Odpowiedz