Ostatnio na każdym kroku możemy natknąć się na promowanie lekcji wf, zachęcanie do ćwiczenia i tym podobne. Na wf ćwiczyłam zawsze i lekcja ta niejednokrotnie robiła mi krzywdę. Niestety wychowanie fizyczne w wielu polskich szkołach to nie radosne gry czy rozwijanie pasji uczniów.
1) Bieganie.
Nieważne, czy jest 10 stopni, czy 35 i żar leje się z nieba. Wychodzicie na boisko i biegacie. Jest ci słabo w trzydziestostopniowym upale i pełnym słońcu (lekcja o godzinie 11:40)? To dlatego, że nie masz kondycji i lepiej biegaj, bo zaraz całej grupie wyzerujemy stoper i wszystko od nowa!
2) Higiena.
W gimnazjum żadnych pryszniców. W szkole średniej prysznice tylko dla chłopców. To chyba logiczne, że nikt nie ma ochoty chodzić spocony jak zwierzę mieszkające w chlewiku cały dzień, więc gdy zapowiada się cięższy wf, sypią się zwolnienia.
3) Monotonia.
Całe gimnazjum graliśmy w siatkówkę albo biegaliśmy. Tylko tyle. Sporadycznie zdarzały się inne gry. Możesz być mistrzem w jakimkolwiek innym sporcie, nikt tego nie doceni.
4) Zmęczenie.
Wuefiści bez wyobraźni potrafili doprowadzić nas do stanu, w którym osoby ze słabszą kondycją ledwie stały na nogach. To przecież bardzo przemyślane postępowanie, szczególnie rano, kiedy to uczeń ma przed sobą lekcje do 15 i kilka ważnych rzeczy do napisania i zaliczenia.
5) Poniżanie.
Wspominałam, że w gimnazjum w kółko siatkówka i bieganie? Jeśli byłeś w tym kiepski, to spadał na ciebie ciężar niemalże internetowego "hejtu". Wuefiści byli złośliwi, zgryźliwi, żartobliwi, a człowiekowi robiło się po prostu przykro, kiedy po raz kolejny słyszał złośliwość na temat swojej beznadziejności i nienadawania się do niczego. Rówieśnicy nie byli lepsi. Ogólnoklasowe kpiny, do których przyłączali się również pedagodzy sprawiły, iż na sam dźwięk słów "pogramy w siatkówkę" mam ochotę uciekać.
6) Ocenianie.
Na początku gimnazjum starałam się wykonywać wszystkie ćwiczenia, mimo iż kosztowało mnie to ogrom wysiłku i nerwów. W gimnazjum jednak zawsze kończyłam z trójką na koniec roku. Szybko doszłam do wniosku, że nie ma się po co starać, bo i tak będzie trzy. I nie byłam jedyną osobą, która wyrobiła sobie w tym czasie taką opinię.
7) Problemy natury kobiecej.
Znowu moje kochane gimnazjum. Bóle menstruacyjne? Nie ma czegoś takiego jak bóle menstruacyjne. Skoro już nie ćwiczysz na basenie, to robisz przysiady cały czas, kiedy twoje koleżanki pływają. Jesteś na lekach przeciwbólowych, jest ci słabo i masz wrażenie, że coś cię zaraz rozerwie? złota rada: bieganie pomoże.
Może najpierw pora zmienić realia panujące w szkołach,a później siać radosną propagandę przeciwko "lenistwu uczniów".
szkoła wf
Każdy przedmiot także w-f ma coś takiego jak program nauczania i ilość godzin przypadających na jeden temat czy dział. Ze względu na częste przeprowadzki rodziców, uczyłam się w kilkunastu szkołach i w żadnej nie było problemu z lekcjami w-f bo nauczyciele trzymali się programu nauczania.
OdpowiedzU mnie też było podobnie. Siatkówka? Nauczyciel nie rozumiał, że widzę podwójnie i odbicie ruchomego celu jest dla mnie trudne, przez co zamiast odbić piłkę dostawałam nią w pysk. Bo przecież na strzelnicy jestem najlepsza. Tylko, że tarcza jest nieruchoma i mogę odróżnić fałszywy obraz od prawdziwego. Plastyczne stawy były ryzykiem również wybicia palców. Słyszałam, że pieprze głupoty. I tak moje prośby, żeby zamiast siatkówki mogła spożytkować czas na siłowni były ignorowane. Do czasu aż wybiłam dwa palce i skończyło się nastawieniem w znieczuleniu i gipsem. Nawet to nie poskutkowalo. W końcu wkurzona przynioslam zwolnienie od lekarza z siatkówki na zajęciach wychowania fizycznego. Czasem mam wrażenie, że wuefistom mózgi mięśnie zastąpiły.
OdpowiedzOczywiście bieganie i ćwiczenia pomagają na bóle menstruacyjne,. Ale skoro nie ćwiczysz, to sąd możesz to wiedzieć. W dorosłym życiu też nieraz będziesz biegać po mieście i załatwiać mnuuuustwo spraw, spocisz się przy tym jak świnia- i nie tylko nie będziesz mieć prysznica, ale także odpowiedniego stroju na zmianę jak to jest w szkole. Ja wiem, że lepiej być ciągle suchą i pięknie pachnącą, ale księżniczką (chyba) nie jesteś, a wfu raczej codziennie też nie masz. Jak dla mnie wydziwiasz i szukasz wymówek jak większość biorących zwolnienie. A później dziwić się czemu trzeba kampanie zrobić.
Odpowiedz@kajcia: Ciesz się, że należysz do tych osób, dla których menstruacja nie oznacza takiego bólu, że nie można się ruszyć, a do tego jeszcze gorączki, wymiotów i biegunki...
Odpowiedz@kajcia: Pomagają? Kurczę, tyle lat w błędzie... Jak mam poinformować o tym swój organizm? "Bieganie" po mieście (bo tak naprawdę z prawdziwym bieganiem niewiele ma to wspólnego) a WF to dwie zupełnie inne rzeczy. Nie jest przyjemnie założyć świeże ubrania na spocone ciało, nie jest przyjemnie mieć nogi w brudzie po kolana, nie jest przyjemnie siedzieć w klasie, w której od każdego capi. Nawet dla nauczyciela.
Odpowiedz@minutka: Czy z tymi wszystkimi objawiamy miesiączki nie należałoby się wybrać do lekarza? Dyskomfort dyskomfortem, ale gorączka, wymioty i biegunka? N.B. we Francji mają to bardzo głęboko gdzieś. Masz wziąć tabletkę (która często i tak nie pomaga...), założyć tampon i ćwiczyć. Rugby w zimnie, błocie, z bolącym brzuchem i plecami... Ach liceum, sama radość i najlepsze lata...
Odpowiedz@I_m_not_a_robot: Och, mogę tylko pozazdrościć Ci takich idealnych miesiączek w okresie dojrzewania. Żadnych "chlustów" po wysiłku, przy których największe OB wystarczały na 10 minut, żadnych bólów kręgosłupa, uniemożliwiających dźwiganie, tabletki pomagające od razu na wszystko... Nie trzeba mieć poważnych zaburzeń cyklu, żeby nie móc ćwiczyć na 100%, czasem wystarczy tylko być nastolatką. PS. "Ale jak ja byłam we wspaniałym liceum we Francji to wszystko było lepsze niż w Polsce, nawet zmuszanie do ćwiczeń przy okresie!". Tyle było historii o studentach prawa a niektórzy nadal po prostu muszą się pochwalić... ;)
OdpowiedzJa to się zastanawiam, jak one potem dzieci urodza. W podstawówce jeszcze się trochę boją, ale już od gimnazjum co tydzień są niedysponowane. W domu nie ćwiczą, na dworze siedzą na ławkach ze smartfonami w ręku. 15 lat temu, pamiętam jako nastolatka rozrywka były długie spacery (5-10 km) albo gra na boisku z chłopakami w kosza. Następne pokolenie będzie jeszcze gorsze. Przedszkolaki zamiast na dworze, biegają na angielski, na dwór nie, bo pada, bo mama nie ma siły. A jak już siłę ma to " zejdź, nie biegaj, uważaj".
Odpowiedz@dodolinka: To dlaczego pobliski Orlik zawsze jest zajęty? Dlaczego place zabaw w parkach są pełne? Nie jest tak źle, jak ci się wydaje. Nie licz, że obrzydzając komuś sport zachęcisz go do ćwiczeń w wolnym czasie.
Odpowiedz@dodolinka: Co racja, to racja. Nie biegaj, bo się przewrócisz. Nie właź na drabinkę, bo spadniesz. Nie skacz, bo nogę złamiesz. Nie dźwigaj, bo się spocisz. No i rośnie pokolenie z platfusem, krzywym kręgosłupem, sflaczałymi mięśniami i nadwagą. Dla którego taki WF - to dopust boży.
Odpowiedz@kajcia: ależ ty p#i$rdolisz! Dla mnie sport w trakcie miesiączki oznacza krwotok wewnetrzny i szpital. I dla kazdej kobiety żyjącej z endometriozą II, III lub IV stopnia. A ku twemu oświeceniu - 3 na 10 kobiet cierpi na niezdiagnozowane endo. Jeśli miesoaczka powoduje ogromny ból - to zawsze oznacza chorobę natury ginekologicznej. Zdrowy organizm tak nie reaguje. Pozdro sześćset - endometrioza od 14 roku życia potwierdzona i wycinana czterokrotnie.
Odpowiedz@cassis: Nie rozmawiamy tu o problemach patologicznych. Ile jest dziewczyn w wieku szkolnym z endometriozą II, III i IV stopnia? Tłumy w każdej klasie? Co do statystyki endometriozy - szukałam w necie (również na portalach medycznych) jakichś danych na ten temat, bo mnie zaciekawiło i nigdzie niczego podobnego nie znalazłam. Może podasz źródło?
OdpowiedzJak kiedyś pisałam. U mojej siostry na wf było tylko bieganie. Wiosna,lato,jesień zima- bieganie. Boisko czy sala gimnastyczne zajęte? No problem. Jest korytarz. Olej skargi innych nauczycieli,że hałas jaki powodują biegacze,zakłóca prowadzenie lekcji. Ewentualnie,można wbiegać i zbiegać ze schodów. Wuefistka robiła nawet z tego sprawdziany. Ganiali jak dzikie osły. A potem zdziwko,że na 24 dziewczyny ćwiczy tylko z 5. Akurat z higieną w gimnazjum problemu nie było,bo szkoła była wyposażona w prysznice. Nauczycielka wypuszczała nas trochę wcześniej,abyśmy mogły się wykąpać. Tylko babka z geografii,twierdziła,że się nie kąpiemy i smród się za nami ciągnie...
OdpowiedzWF, mmm, cudowna sprawa. Całą podstawówkę miałam z wfu same 2 i 3 co mi pięknie zaniżało średnią na koniec roku. Nie dlatego, że się nie starałam, czy coś. Po prostu byłam głowę niższa i 10-20 kg lżejsza od swoich rówieśników, a dokonania na wf zawsze były oceniane na podstawie mundrych tabelek, które opisywały jak powinno skakać, biegać i rzucać dziecko w danym wieku. Choćbym się, za przeproszeniem, zesrała, nie miałam szans na dobre oceny, bo budowę ciała i osiągi miałam dziecka młodszego o dobre 2 lata. Efekt jest taki, że w gimbazie przyniosłam zwolnienie, a jak słyszę słowo "sport" to chce mi się rzygać.
Odpowiedz@grupaorkow: jestem zdania,że powinno się zmienić system oceniania z wf. Ja nigdy nie stanę na głowie i rękach. Baba w gimnazjum chciała mnie zmusić,ale jej się nie udało. Sport to przede wszystkim predyspozycje fizyczne i psychiczne. Chucherko nie zostanie sztangistą a osoba nienawidząca biegać,nigdy nie zostanie sprinterem. Większość wuefistów tego nigdy nie zrozumie.
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: WF nie powinien być traktowany jak normalny przedmiot, nie powinno się nawet aż tak patrzeć na predyspozycje czy postępy. WF, moim zdaniem, powinien nauczyć młodych ludzi poprawnie wykonywać ćwiczenia, pokazać im różne możliwości, różne sporty (nie oszukujmy się, uprawianie sportów drużynowych poza szkołą nie jest proste dla amatora) i zainteresować takim spędzaniem wolnego czasu w przyszłości. Powinien kształtować zdrowe nawyki. Na chwilę obecną funkcjonuje jednak jak lektury. Tym, którzy sport kochają i z własnej woli robią coś więcej jest niemal zbędny, zaś resztę skutecznie zniechęca do ruszania tyłka z kanapy. Ile osób znienawidziło bieganie właśnie w szkole?
Odpowiedz@sla: Ja! Przełamałam opór dopiero po trzydziestce i okazało się, że bieganie jest bardzo fajne, o ile nikt nie krzyczy na mnie ze stoperem w garści i mam dobrze dobrane leki na astmę ;) Dzięki urozmaiconej formie zajęć prawie zniechęciłam się też do pływania. Początek l. 90, przeciekające okularki, ciężkie suszarki o mocy wiatraczka kieszonkowego i długie włosy, wiecznie chodziłam z oczami jak królik, zasmarkana albo z zapaleniem oskrzeli. Skoki na główkę nad metalowym, zardzewiałym drągiem zafundowały mi traumę, dobrze pływam, potrafię zanurkować do rybki, ale na główkę nie skoczę. W liceum - topienie się motylkowym. Trafiłam do grupy zaawansowanej, bo miałam dobrą technikę, ale siły w rękach wystarczało mi na pięć wynurzeń głowy. Nie ma że się nie da, jeszcze 5 długości.
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: a po co oceny z wf-u? Powinny być tylko zaliczenia.
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: O właśnie, stawanie na rękach, to jest to! Najpierw cały semestr siatkówka (podczas której i tak stałam głównie gdzieś w kącie bo byłam prawie najniższa z klasy a w siatkówce królowały wysokie dziewczęta) a potem nagle z dnia na dzień stawaj na rękach na ocenę! Owszem, stoję, ale po 3 latach ćwiczenia jogi i wzmacniania mięśni rąk a nie po 3 dniach byle jakiego przygotowania.
Odpowiedz@paski: ja za to uwielbiałam stawanie na rękach :) Tak samo jak wszystkie ćwiczenia chociażby minimalnie zbliżone do gimnastyki, bo miałam bardzo silne plecy i ręce. No ale co mi po tym, jak z ćwiczeń na drążku była jedna lekcja przez 3 lata, a pozostałe to bieganie w kółko.
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: Mnie kiedyś próbowała zmusić zrobić mostek, co przy mojej wadzie kręgosłupa było zbrodnią. Po tych zajęciach dostałam od ortopedy zwolnienie na rok i dzięki niemu nie zostałam kaleką.
OdpowiedzWf w szkole był dla mnie koszmarem. Przez jakiś czas 2 z 3 godzin były przeznaczone na basen - super, pływać lubię. Ale potem były 3 godziny na sali - poszło zwolnienie, bo do momentu, w którym nie zaczęłam nosić soczewek miałam dwie opcje - grać w okularach, dostać piłką w łeb i doprowadzić do stłuczenia się ich na mojej twarzy albo grać bez i dostać piłką w łeb, bo jej nie zobaczyłam. Potem przyszło uszkodzenie kolana i dalsza niemożliwość grania w gry zespołowe (90 % zajęć), bo jego szybki skręt mógłby doprowadzić do kolejnej kontuzji. Na szczęście na studiach wf można sobie wybierać.
OdpowiedzWF z podstawowki i gimnazjum to moja mala trauma, mam pewne problemy zdrowotne, ktore nie sa widoczne na pierwszy rzut oka, ale wplywaja na koordynacje ruchow. Spokojnie moglabym byc zwolniona, ale moja mama nigdy sie nie zgadzala. Z podstawowki pamietam zawsze bycie najgorsza ze wszystkiego, bo po prostu bylam slaba. Pamietam, ze wuefistka nie pozwalala sie napic wody w trakcie zajec bo "bedziemy miec zabe w brzuchu". w gimnazjum ciagle granie w siatke w ktora po prostu nie umiem grac, zawsze wybierano mnie ostatnia a pozniej i tak starano sie nie rzucac w moja strone.. Dopiero w liceum bylo jakos normalniej, ze wuefista zrozumial moje problemy i dawal mi zadania do wykonania ze poraz pierwszy w zyciu skonczylam rok szkolny z 5 z wuefu ;)
OdpowiedzZ WF każdy, kto ćwiczy bez marudzenia, wykręcania się i grymaszenia powinien mieć 5, niezależnie od wyników w metrach, sekundach itd. Każdy, kto wykaże, że regularnie trenuje jakiś sport niezależnie od sukcesów w zawodach itd. powinien mieć 6. A jak ktoś sobie olewa, to 4,3,2... nawet jak wygrywa całą gimnazjadę w województwie w skoku w bok. To jedyna forma oceniania, która zmieni obecną sytuację.
Odpowiedz@JaNina: Ciężko nie olewać jak nauczyciele sobie olewają. "Macie piłkę i grajcie w siatkówkę".
Odpowiedz@JaNina: W mądrych szkołach tak jest. Znam kilka.
OdpowiedzOj temat znany, na własnej skórze odczułam... Podstawówka - klasa złożona z reprezentantek szkoły w siatkówce, wuefistka zajęcia prowadziła monotematycznie -siata, siata, siata, sprawdzian ogólnorozwojowy (skłony, bieg na 800m, na 60m itd.), siata, siata, siata... A ja niestety w siatkówkę grałam gorzej niż tragicznie, ciągłe docinki ze strony "sportsmenek" i tej wiedźmy nie pomagały ani trochę. Kiedyś wręcz powiedziała (po moim którymś z kolei przepuszczeniu piłki między rękami), że jeszcze raz nie odbiję piłki, to wstawi mi 1. Na koniec roku walka o pasek na świadectwie - "nie wstawię Ci 5, bo im (sportsmenkom) musiałabym wstawić 6" - dla mnie ocena mniej niż 5 to była porażka (całe szczęście w liceum zmieniło się moje myślenie). Tyle podstawówka. W gimnazjum inna wuefistka tak prowadziła zajęcia, że nie miałyśmy szansy się nudzić, nagle okazało się że umiem całkiem dobrze grać w siatkę, grałam też w piłkę nożną w klubie, na 800m byłam jedna z szybszych - a to tylko dzięki zmianie podejścia nauczyciela. Kobitka zwyczajnie razem z nami robiła sobie jaja, udawała że nie może patrzeć na kolejne przyjęcie piłki twarzą - atmosfera na zajęciach była świetna. A o ironio, najwięcej zwolnień było właśnie w liceum, m.in. ("bo mam pękniętą kostkę i mi się płyn przelewa!" w wykonaniu jednej z dziewczyn.
Odpowiedz"Może najpierw pora zmienić realia panujące w szkołach,a później siać radosną propagandę przeciwko "lenistwu uczniów"." No dobra. Co, wobec tego, proponujesz? Bo: Bieganie - nie! Siatkówka - nie! Ruch powodujący pocenie - nie! Ruch powodujący zmęczenie - nie! Pływanie - nie! Masz jakieś inne pomysły? Tak się składa, że do prawidłowego rozwoju fizycznego, szczególnie w okresie dzieciństwa, pokwitania i dojrzewania - ruch jest po prostu NIEZBĘDNY. I to ruch w miarę intensywny i regularny. Jeśli młoda osoba nie czuje potrzeby takiego ruchu sama z siebie - to JUŻ powinien być powód do niepokoju. A "propaganda" przeciwko lenistwu uczniów (głównie jednak uczennic)? To nie jest żadna propaganda. To najprawdziwsza prawda. Ich niechęć do wysiłku fizycznego staje się wręcz legendarna. Wystarczy przeczytać komentarze powyżej. No i ciekawostka. Jak dotąd nie wypowiedział się ani jeden facet.
OdpowiedzJoga, klasyczna joga. Nie spocisz się a ćwiczenia i tak dają efekt. Może być w formie konkursu, kto dłużej wytrzyma w pozycji drzewa. A ci, którzy chcą się uświnić, powtarzam chcą niech idą na boisko grać w siatkę (też przeze mnie znienawidzoną).
Odpowiedz@Armagedon: Nie ma nic złego ani w bieganiu, ani w pływaniu, ani w siatkówce. Chodzi o to, żeby uprawiane były różne formy sportu, naprzemiennie, dzięki czemu każde dziecko miało okazję się wykazać i polubić te lekcje. Poza tym - odpowiednie warunki do uprawiania tych sportów. Nie ma niczego złego w spoceniu się, o ile dostępne są prysznice. Jeżeli ktoś twierdzi, że jest całkiem OK spocić się o 8 rano i tak chodzić do 15 bez umycia się, to jest brudasem. Poza tym, ani 35, ani 5 stopni to nie jest odpowiednia temperatura do biegania po dworze, co nauczyciele mają głęboko w poważaniu. Tak że - jak najbardziej sport jest dzieciom potrzebny, ale jak już je do tego systemowo zmuszamy, to zapewnijmy im warunki, które nie przynoszą wstydu ani im, ani nam.
Odpowiedz@Armagedon: Ciekawostka: śmierdzący facet jest jakoś bardziej społecznie akceptowalny niż śmierdząca kobieta. Ale zapewne nie ma to nic wspólnego z WF, przecież we wszystkich szkołach są prysznice i każdy jeden nauczyciel zwraca uwagę, żeby się 20 dziewczyn zdążyło pod 4 prysznicami przemyć po zajęciach zanim zacznie się kolejna lekcja...
Odpowiedz@Mantigua: Kochana, stawiam funty szterlingi przeciwko zgniłym śliwkom, że dla większości "damulek" ŻADNA forma sportu odpowiednia nie będzie. Miałam takie w klasie. Wiecznie były chore, niedysponowanie, albo przynosiły zwolnienia lekarskie załatwione na lewo. Czemu? Bo WF jest taki wulgarny. Trzeba się rozebrać przed koleżankami (brrrr), można się spocić (brrrr), połamać tipsy (ałaaa), rozmazać makijaż (o nie!), potargać fryzurę... Nawet jak są natryski, to przecież wiadomo, że spłuczą zapach drogich perfum i dezodorantu spod pachy, a także tapetę z twarzy. Trzeba by nosić ręcznik i jakiś żel pod prysznic, regularnie prać złachany strój... no tragedia. Druga grupa przeciwniczek WF - to, tak zwane, mimozy, kwękające, stękające "złamane lelije", u których każde otarcie naskórka, puknięcie w kolano, popchnięcie na boisku - wywołuje histerię. Piłki lekarskiej nawet nie podniosą, bo im żyłka pierdząca pęknie. Bieganie? Chyba by zawału dostały. Na drążku się nie podciągną, żeby nawet od tego miało zależeć ich życie. No i trzecia grupa - grubaski. Te się wstydzą po prostu. I rozebrać i ćwiczyć. A potem jeszcze, nie daj boże, prysznic. No i z reguły brak im kondycji. Po lekcji WF są wykończone. I jeszcze kila uwag na koniec. Nie spotkałam nauczyciela, który kazałby uczniom biegać na otwartym słońcu w tak wysokich temperaturach. Wątpię zresztą, żeby takie występowały nagminnie we wrześniu, lub na przełomie maja i czerwca. Zdarza się, owszem, ale nie sądzę, żeby ktoś akurat na to czekał, żeby móc złośliwie przepędzić grupę uczniów pół kilometra po boisku. Jeśli ktoś nie ma predyspozycji do ćwiczeń, to nie ma, trudno. Ale ćwiczyć powinien i tak. A jak mu nie wychodzi - stopnie powinien mieć niższe od tych, którym wychodzi. Jeśli uczeń nie lubi matematyki, lub trudniej mu idzie nauka języków, jakoś nikt się nad nim nie użala, że mało zdolny, tylko stawia pały i tyle. Ale cwani rodzice i z tego znaleźli wyjście. Dysleksja, dysgrafia, albo jeszcze jakieś inne dysfunkcje. Potwierdzone przez lekarza, a jakże. Zaś co do potu, moja droga. ŚWIEŻY pot NIE ŚMIERDZI! Gdyby nie to - musiałabyś w upalne lato siedzieć co godzina pod prysznicem. Nieprzyjemny zapach potu wywołują bakterie, które go rozkładają, albo grzybicza infekcja. Jeśli normalnie dbasz o higienę myjąc się dokładnie rano - nie ma obaw. Nie będziesz śmierdziała jak stary koń po jednym WF. Tym bardziej, jeśli używasz dezodorantów, które rozkład potu ZNACZNIE opóźniają. Aha. Siatkówka to wspaniała, ogólnorozwojowa, dynamiczna gra. I NAJMNIEJ kontaktowa ze wszystkich gier zespołowych na boisku.
Odpowiedz@Armagedon: Jakoś większość tych damulek, po zakończeniu edukacji regularnie uczęszcza na wybraną siłownię i jakoś wymienione przez ciebie problemy wcale im nie przeszkadzają. Magia? Łączenie dezodorantu z perfumami jest słabe, ale to tylko taka mała dygresja. Od dziecka sport lubiłam, trenowałam w wolnym czasie, jednak i ja uważam, że WF w obecnej formie jedynie odstrasza od jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Powtórzę to, co napisałam wyżej. WF w szkole nie powinien polegać na ocenianiu liczby odbić piłki nad głowę, czy osiągniętego czasu w czasie biegania, powinien budować zdrowe nawyki na przyszłość, pokazywać, że ruch może być fajny, prezentować różne rodzaje aktywności, dyscypliny i uczyć ich podstaw, bo nawet w bieganiu technika jest ważna. Teraz robi coś wręcz przeciwnego.
Odpowiedz@Armagedon: Prawda jest taka, że nauczyciele często każą dzieciakom grać w tą twoją "wspaniałą" siatkówkę bo najłatwiej rzucić piłkę i się nie interesować, można w tym czasie plotkować z drugim nauczycielem, pisać smsy albo uzupełniać sobie dziennik. W mojej klasie aż 5 dziewczyn grało w siatkówkę w szkolnej drużynie, na bardziej zaawansowanym poziomie więc możesz sobie wyobrazić, jak w trakcie lekcji rozgrywały głównie między sobą, nie dając szansy "amatorkom" a dla reszty ta gra była tak "ogólnorozwojowa i dynamiczna", że nie potrzeba było lewych zwolnień. Damulki mogły równie dobrze ubrać na zajęcia szpilki i sukienkę, mimozy nie musiały bać się uszkodzeń bo i tak nie miały szans dotknąć piłki a grubaski nie musiały nawet kiwnąć palcem. Dla amatorek lekcja wuefu to było 45 minut gównie stania i obserwowania jak grają wysokie siatkarki. Jeśli w trakcie meczu udało mi się ze 2-3 razy odbić piłkę zanim dorwała ją któraś z siatkarek to był spory sukces. Jeszcze odnośnie damulek, mimoz i grubasek - praktycznie wszystkie koleżanki z czasów szkolnych, z którymi jeszcze utrzymuję jako taki kontakt, wszystkie co do jednej regularnie coś trenują. Po części jest to pewnie obecna moda na bycie fit, a po części po prostu to, że poza siatkówką świat sportu jest na prawdę obfity w różne dyscypliny i nawet największa mimoza i niezdara może znaleźć coś dla siebie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 maja 2016 o 13:17
@sla: Większość "damulek" chodzi na siłownię? Nie rozśmieszaj mnie! Większość damulek chodzi na solarium. Siłownia to sport? Znowu mnie rozśmieszasz! Ćwiczy się, lub trenuje (mam na myśli sport amatorski) dla przyjemności, bo się lubi. Na siłownię się chodzi, bo się musi, albo tylko chce. Dla zrzucenia wagi, utrzymania sylwetki, wyrzeźbienia mięśni. To ciężka, katorżnicza praca niemająca nic wspólnego z przyjemnością. Jaką przyjemność można mieć z wykonywania po sto razy tego samego ruchu? Albo z jazdy na rowerze w miejscu, lub biegania po taśmie? Ciekawe, jak by ci w szkole zafundowali taki WF lekcja w lekcję - pewnie byłby wrzask pod samo niebo. Z ciekawości zapytam... CO trenowałaś w wolnym czasie? Bo ja akrobatykę sportową do końca gimnazjum, a później, jako dorosły człowiek, siatkówkę właśnie. Amatorsko, w klubie osiedlowym, a poziom był naprawdę wysoki, przychodzili głównie faceci, którzy wcześniej trenowali siatkę w klubach. Dopiero tam nauczyłam się dobrze grać, w szkole nie było z kim. Że w szkołach WF wygląda jak wygląda - to ja się nie dziwię wcale. Mało kto lubi kopać się z koniem. Co można zrobić z lekcją, na której ćwiczy 5 dziewczyn, a pozostałych 10 ma miesiączkę, albo zwolnienie lekarskie? Każdy by się zniechęcił. No i jeszcze zaciekawiłaś mnie tym dezodorantem... Jak użyjesz perfum za uszami i na karku to już z dezodorantu pod pachę rezygnujesz? Albo, jak użyjesz dezodorantu - to wychodząc wieczorem, powiedzmy do teatru, na pewno już nie użyjesz perfum? Ja używam i tego i tego. Albo w sytuacji, gdy oba kosmetyki mają tę samą nutę zapachową, albo wybieram dezodorant BEZZAPACHOWY. Są takie. Niemniej swoją rolę spełniają.
Odpowiedz@Armagedon: Nie wiem, co rozumiesz pod pojęciem damulka, jednak na siłowniach jest sporo kobiet. Może nie w strefie wolnych ciężarów, jednak na zajęciach fitness jest ich mnóstwo. Nie nazwałabym tego ciężką i katorżniczą pracą, dobrze dobrane zajęcia są nie dość, że ciekawe to jeszcze przyjemne. Więc nie jest tak, że młode kobiety nie chcą uprawiać sportu - po prostu nie chcą go uprawiać w takiej formie, jak jest w szkole. Też bym nie chciała. Jakie to ma znaczenie? Napisałam to tylko byś i mnie nie zakwalifikował do grona damulek które z założenia nie znoszą sportu. Wszystko ma swoją przyczynę. Gdy w klasie nie ćwiczy większość dziewczyn to sygnał, że zajęcia są beznadziejne. Może mój wf idealny nie był, lecz żadna dziewczyna nie miała zwolnienia i większość ćwiczyła. Nie korzystałyśmy także z wymówki "jestem niedysponowana" co tydzień. Jeśli nauczyciel jest fair to uczeń też. Gdy nauczyciel ma zajęcia gdzieś to uczeń także. Nie używam perfum w ogóle, nie używam dezodorantów. Preferuję bezzapachowe antyperspiranty albo blokery.
Odpowiedz@Armagedon: w czasach szkolnych nie bylam ani damulka, ani mimoza ani grubaska, bylam dzieckiem z problemami zdrowotnymi i wpojonym poczuciem obowiazku, ze trzeba cwiczyc a nie przynosic zwolnienia. Cwiczylam nawet jak mialam okres, zawsze. Mimo tego mialam slabe oceny i bylam wysmiewana przez wysportowana elite, a wf zawsze zanizal mi srednia ocen.
OdpowiedzZnam tez chlopaka, ktory jest niepelnosprawny fizycznie, tak naprawde zwolnienie z wf nalezalo mu sie bez dyskusji mimo tego chcial uczestniczyc w zajeciach. nauczyciel zamiast nagrodzic go najwyzsza ocena za chec udzialu w zajeciahc mimo ograniczen dostawal 4 na koniec bo nie dawal rady osiagnac tych samych wynikow co reszta...
Odpowiedz@Armagedon: nie ma biegania w upale? Nie rozśmieszaj mnie, my biegaliśmy po "boisku", które nie było koszone od kilku miesięcy, trawa do kolan i pełno dziur po kretach i nornikach. Cud, że sobie nikt tam nóg nie połamał, ja się w taką dziurę wpierdzieliłam do połowy łydki. A ty mi mówisz, że przeszkodą byłyby warunki atmosferyczne, niezły żarcik.
Odpowiedz@grupaorkow: No ty nie rozśmieszaj. Bo we wrześniu czy na przełomie maja i czerwca w Polsce występują regularnie temperatury powyżej 30 stopni. Dzień w dzień. A już na pewno w te dni, kiedy miałaś wf. Taki mamy klimat, no nie? *Upał – pojęcie meteorologiczne opisujące stan pogody, gdy temperatura powietrza przy ziemi przekracza +30 °C.
OdpowiedzArmagedon: Jeżeli chcesz opinię faceta to proszę bardzo. Nigdy nie lubiłem lekcji wychowania fizycznego. Było to spowodowane, przede wszystkim moją nadwagą, co w konsekwencji przekładało się na słabe wyniki. to powodowało szyderstwa ze strony kolegów i uwagi nauczycieli "Nie starasz się", "Jakbyś chciał to byś dawał radę". Odnośnie gier zespołowych to, delikatnie mówiąc, nie przepadam za nimi. Tak, tyczy się to również piłki nożnej. Jedyne, w co mogę grać z minimum chęci i zapału, to piłka ręczna. Odniosę się jeszcze do biegania, które w mojej ocenie, jest za bardzo piętnowane. Wg mnie to jedna z najwspanialszych form ruchu. Zaraz po pływaniu. Jednakże mam siostrę, która go nie lubi. Wiesz czemu? Bo podczas biegu dostaje ataków duszności. I to takich, że nie raz, nie dwa nauczycielki wf'u kazały jej przestać biegać. Kończąc ten wywód muszę ci, w jednym, przyznać rację. Większość osób nie ćwiczących to kobiety.
Odpowiedz@Armagedon: Uważam, że siłownia może być zaliczana do sportów, gdyż tak jak napisałaś, ćwiczy się, lub trenuje dla przyjemności, bo się lubi. Dodatkowo piszesz: "Na siłownię się chodzi, bo się musi, albo tylko chce." W mojej ocenie, na siłownię się chodzi, TYLKO gdy się chce. Trenuję na siłowni, już pól roku i nie wyobrażam sobie abym miał przestać. Choć największą frajdę sprawiają mi ćwiczenia z własną masą ciała.
Odpowiedz@paski: Ubieranie szpilek/sukienek to raczej technika lub plastyka. A może chodziło ci o coś innego, tylko z językiem polskim też sobie nie radzisz?
Odpowiedz@grupaorkow: Trawa niekoszona od kilku miesięcy sięgająca kolan... Na WF jeździłyście do Czarnobyla? Czy nóżki takie krótkie?
Odpowiedz@nursetka: Znam ten ból , jestem praktycznie niewidomy :V Ale chce grać , jedyny problem w tym własnie , zeodechciewa sie gdy nauczyciel ma to gdzieś.
Odpowiedz@Armagedon: U nas w szkole (teraz jestem w 2 klasie gimnazjum)dziewczyny (w tym ja) zawsze narzekają,że na WF-ie jest za mało ruchu i nic nie robimy. Sama też tak uważam, chociaż nie jestem sportsmenką (można by mnie zaliczyć jako kujonkę).
OdpowiedzU nas nauczycielka mówiła, że kobiety trenujące sport same wywołują sobie okres aby mieć wydolniejszy organizm, więc zwolnienie z tego powodu jest bez sensu.
Odpowiedz@Posey: Chyba przespała zajęcia z fizjologii... Doping "na ciążę" owszem, zdarzał się taki w historii sportu, ale na okres ni hu hu...
Odpowiedz@Posey: Nauczycielka powinna się dokształcić bo pomyliła okres z ciążą.
OdpowiedzPodpisuję się pod tym tekstem rękami i nogami. Zwłaszcza pod punktami o monotonii i ocenianiu. My w gimnazjum graliśmy tylko i wyłącznie w koszykówkę, której się po prostu bałam, wybiłam sobie na tej piłce kciuk z 10 razy. Zresztą w liceum to samo, ciągle koszykówka - trwało to do momentu jak 15 dziewczyn z klasy stwierdziło, że to olewa, i chłodzących na wf było na tyle mało, że nie dało się zrobić drużyn go grania. Ocenianie też było świetne. Miałam z wf same 2 i 3, bo oceny mieliśmy glownie z aktywności na lekcji i z różnych form rzutu do kosza. Wfistów nie interesował fakt, że byłam kilka razy mistrzynią regionu i Polski w karate. Nie ta dyscyplina, nie miałam jak zareprezentować tego co umiem. Dziewczyna, która trenowała balet, miała świetną kondycję, też miała same 3, bo nikt nie dał się jej wykazać.
Odpowiedz@rahell: no i może od tego trzeba zacząć - zaliczać WF na podstawie zajęć sportowych, na które uczęszcza się poza szkołą. Jakoś na uczelniach wyższych ten system funkcjonuje.
Odpowiedz@rahell: gość z mojej wioski. Trenował tajski boks. Miał chyba jakieś sukcesy na koncie. Przez całe gimnazjum i średnią,miał zwolnienie z wf. Nie wiem dlaczego wuefiści się tym nie zainteresowali. Pewnie nawet nie wiedzieli,że gość uprawia regularnie sport,a kumple siedzieli cicho.
Odpowiedz@Day_Becomes_Night: miałam w szkole koleżankę, która grała w znanej drużynie koszykówki i również miała zwolnienie z WF, a powód był taki, że skoro 5 razy w tygodniu trenuje w klubie, dokładanie do tego 3h wuefu tylko by jej zaszkodziło (widocznie co za dużo to niezdrowo ;))
OdpowiedzU nas w gimnazjum prysznice były ale w czasie 5 min przerwy raczej nikt nie zdąży się wykąpać. W ogólniaku po zajęciach wf nie dość , że człowiek był spocony to jeszcze śmierdział specyficznym smrodkiem z szatni(ostatni remont był tam ze 20 lat wcześniej). Nauczyciele mieli chyba parcie na siatkówkę bo w nic innego się nie grało.
OdpowiedzW promowaniu W-fu nie ma nic złego, trzeba by tylko zmienić kilka rzeczy. Mimo wszystko ciągłe granie w siatkówkę jest lepsze niż nie uczestniczenie w lekcji WF-u i przesiedzenie jej na ławce.
Odpowiedz@kertesz_haz: Ciągłe granie w siatkówkę powoduje nieuczestniczenie w lekcji.
Odpowiedz@sla: Ja nie przeczę, że tak jest tylko nie grając w tą siatkówkę, robisz krzywdę sobie, nie złemu nauczycielowi.
OdpowiedzAz przypomnial mi sie koszmar dziecinstwa i nastoletnich lat... Od pierwszej klasy podstawowki do konca gimnazjum mialam te sama nauczycielke WF. Kobieta byla koszmarna. Nabijanie sie na glos z uczennic nieumiejacych zrobic cholernego dwutaktu w rzucie do kosza, wysmiewanie zwolnien lekarskich, wyzywanie od grubasow... Tak, bylam gruba. Nie, nie bylam nieaktywna. Po szkole, godzinami
Odpowiedz(Cd) jezdzilam na rowerze czy wchodzacych wtedy do Polski rolkach. Ganialam sie z chlopakami w zabawie w policjantow i zlodziei. Lazilam po drzewach. No ale dwutaktu wykonac nie potrafilam. Wyobrazcie sobie smarkule dostajaca histerii, poniewaz na wuefie ma byc sprawdzian, a nauczycielka miala brzydki zwyczaj wysmiewania uczennic radzacych sobie gorzej i namawiania fo tego samego reszty grupy... Dziewiec lat pod rzad konczylam rok z dwoja na koniec, pomimo osiagniec w judo, pomimo calkiem dobrej gry w miejskiej druzynie pilki noznej (ot, taki regionalny folklor). Do tego powtarzalnosc: wspomniane juz wyzej bieganie na przemian z koszykowka ktorej szczerze nienawidzilam, bo nauczycielka nie oceniala skutecznosci, wylacznie technike. Ot, niespelniona sportsmenka od siedmiu bolesci. Baba tak obrzydzila mi wuef, ze w liceum z miejsca przynioslam caloroczne zwolnienie - i tak juz do konca. Takze zgadzam sie z tekstem w calej rozciaglosci. Dopoki nie wyeliminuje sie toksycznych wuefistow i ocen za technike sportowa (litosci! Dziesieciolatek ma prawo nie umiec czegosc zrobic!), dopoty aktywizowanie uczniow i nagonka za ich lenistwo to
Odpowiedz(Cd) Zwyczajne szczucie... (Btw przepraszam za rozbity komentarz, telefon mnie nie kocha)
OdpowiedzAkurat prysznice w szkołach to strach używać w większości przypadków. Cóż, ja bym z nich nie chciał korzystać, no chyba, że w stanie jakiejś wyższej konieczności. Już tłumaczę o co chodzi. Miałem taką możliwość i widziałem "prysznice" w kilku różnych budynkach szkolnych. Większość budowniczych szkół dawniej jak i obecnie zdaje sobie sprawę, że nikt w 99,99% przypadków z tych pryszniców nie korzysta. Jest wymóg to mają być, a na co dzień robią za schowek. A skoro mają tylko "być" to i jakość wykonania i projekt jest robiony byle taniej. Tak więc: - brak jakichkolwiek przesłon i zasłon - zero prywatności i wszystko na około mokre - prysznice najtańsze z możliwych - kafelki kupowane w przecenach, często uszkodzone, - użyte najtańsze materiały i najtańsi pracownicy. Ja ani nikt z moich kolegów nigdy nie zdecydowaliśmy się na użycie tych pryszniców. Czemu? - Brak czasu - lekcje wfu kończyły się na chwilę przed dzwonkiem. Akurat tyle by się przebrać i wyjść z szatni. Gdy my wychodziliśmy wchodziła już kolejna grupa. - Brak możliwości zmagazynowania niezbędnych rzeczy - Na mokry ręcznik, klapki i coś w rodzaju mydła trzeba było targać oddzielną torbę. Mało wygodna opcja przy normalnym toku lekcji. Nikt jednak nie chciał śmierdzieć więc mieliśmy kilka dobrych patentów, jak np. nie przemęczanie się na zajęciach.
OdpowiedzTak czytam komentarze i się przerazilam. Ja i w gimnazjum i liceum miałam normalnych wuefistow. Był program, niby, a nauczyciele słuchali uczniów. Dziewczyny chcą grać w siatkówkę, to gramy w siatkówkę, piłka ręczna. Aerobik. Wiadomo, nauczyciel musiał nas oceniać, robiliśmy sprawdziany z poszczególnych dyscyplin. Biegać szliśmy tylko żeby zaliczyć i tylko jeśli pogoda była w miarę. Zazwyczaj na początku roku szkolnego i pod koniec. Nie na czas, wszyscy, którzy dobiegli dostawali 5, pierwsze trzy 6. Jeśli chodzi o bieganie byłam ofiarą losu, dobiegalam ostatnia zazwyczaj. Czasami zemdlalam w trakcie. Z aerobiku byłam beznadziejna, brak koordynacji. Za to wszystkie sporty z piłką - swietnie. Nauczycielowi nie trzeba się było tłumaczyć z okresu. "jestem niedysponowana" i tyle. Dziewczyny i tak się wtedy przebieraly, bo może aerobik będzie. Ja nie przychodziłam do szkoły pierwszego dnia, bo nie mogłam jeszcze dostawać mocnych leków. Dopiero jak można mi było przepisać ketonal to przy odrobinie sprytu (trzeba wziąć tabletkę zanim zacznie boleć i potem co kilka godzin) byłam w stanie wyjść z domu bez martwienia się, że zemdleje z bólu. Jedyne z czym się po części zgodzę to higiena. U nas zawsze były prysznice. Brak zasłon, więc trochę wstyd i brak czasu. Chyba, że nauczyciel wypuścił 15 minut wcześniej. Same sobie robilysmy za zasłonki. Dużo zależy od nauczyciela. Ja trafiłam na takich co wiedzieli, że wf nie jest najważniejszym przedmiotem i nie taka jego rola
OdpowiedzA mnie ciekawi jedna rzecz. Jak to jest ze chłopakom zawsze wystarczyło że wuefista dal jakąkolwiek piłkę i nie było nigdy problemu. Z bieganiem tez nie, niezależnie od pogody. A dziewczyny zawsze narzekają jaki to wf w szkole był zły i szkodliwy.
Odpowiedz@ptj: Zobacz ile osób zwróci uwagę, że nastolatek ma przetłuszczone włosy i pachnie mocno tak sobie. Teraz zmień nastolatkowi płeć na żeńską i patrz jak liczba krytykantów nagle wzrasta. Ale to pewnie bez związku z WFem, bo gdzie tam...
Odpowiedz@ptj: no to łamiemy stereotyp: nie wszyscy faceci lubią piłkę i bieganie, natomiast świetnie sobie radzą, z dyskiem, kulą, młotem, czy oszczepem.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 maja 2016 o 12:08
@PiekielnyDiablik: sam nie bylem nigdy fanem piłki nożnej czy biegania, ale też nigdy mi to nie przeszkadzało w uczestniczeniu w wfie.
Odpowiedz@yannika: Jak ktoś jest zewnątrzsterowalny, to jego (a właściwie jej) problem ... Na takie przypadłości zwolnienie z wfu nie przysługuje.
Odpowiedz@PiekielnyDiablik: Tez jestem w tej grupie :D Aczkolwiek rzadko kiedy byłem brany jako ostatni bo jesli już udało mi się kopnąć piłkę to jednego przeciwnika było niej :D (Wyjaśnienie , byłem z tych dzieci , które maja "niesamowite" szczescie do nokautowania za pomoca piłek , przypadków , "magicznych mocy/spojrzeń" :D)
OdpowiedzOdnośnie pkt 7 taka sytuacja z podstawówki mi się przypomniała: Piąta albo szósta klasa, stoi nas na zbiórce ok. 20 dziewczyn, z czego przygotowanych do zajęć (przebranych w kostium) 5 czy 6. WFista sprawdza obecność, przy okazji pytając o powód nieprzygotowania. Prawie wszystkie dziewczyny dumnie rzuciły "niedysponowana jestem" (taki eufemizm na kobiece dolegliwości). Ja rozumiem dwie, trzy, no cztery, ale tyle??? Żeby nie było, też stałam w tej grupce i też już na końcu języka miałam zgrabne słówko "niedysponowana", ale zanim nauczyciel dotarł do mojego nazwiska (na literę Z, więc na samym końcu), to doszłam do wniosku, że to nie jest dobry pomysł i cichutko wyszeptałam "zapomniałam kostiumu"... Przypuszczam że po kilku takich akcjach nauczyciele zaczynają reagować w sposób - nie obchodzą mnie wasze "kobiece dolegliwości", macie ćwiczyć!
OdpowiedzJaka teraz ta młodzież wydelikacona... Ja wiem, że mogę mieć męski punkt widzenia na sprawę, ale to co piszę poniżej dotyczy też koleżanek z moich szkolnych czasów: 1) Oczywiście, że jest Ci słabo dlatego, że nie masz kondycji. Nie wiem, jakiego tempa od Was wymagają, natomiast na własnym przykładzie wiem, że wystarczy odrobina chęci i wysiłku włożonego w ćwiczenia, by wydolność znacząco poprawić i być w stanie biec bez przerwy godzinę, może nawet więcej. I osobie w wieku szkolnym, która ma w-f parę razy w tygodniu, przyjdzie to jeszcze łatwiej niż mnie. 2) Jeśli to miałby być problem, to chyba jeszcze te 15-20 lat temu żaden w-f by się nie odbył. Owszem, prysznic po wysiłku fajna rzecz i się przyda, ale jeśli go nie ma - człowiek, który się myje regularnie na co dzień, przez te parę godzin po w-fie nie zdąży się zaśmierdnąć na tyle, by stało się to uciążliwe. Chyba, że akurat miałem takie szczęście, że chodziłem do szkoły z ludźmi pozbawionymi możliwości odczuwania zapachów. 3) U nas był zdecydowanie nadmiar koszykówki (której nie znoszę), sporadycznie siatkówka, od święta piłka nożna. I co z tego? Ano nic, bo i tak fajnie było móc się poruszać. Owszem, byli tacy, którzy tych sportów nie lubili, lub byli w nich po prostu słabi. Niektórzy z nich z tego powodu nie przemęczali się nadmiernie. Ale ćwiczeń nie odmawiał nikt, bo i tak był to miły przerywnik od siedzenia w ławkach i wkuwania. 4) Jeśli po dużym wysiłku uczeń nie jest w stanie się zregenerować w ciągu 15 minut (czy nawet pół godziny), świadczy to o totalnym braku kondycji. Ewentualnie o problemach zdrowotnych, ale wtedy nie marudzić na nauczyciela, tylko do lekarza marsz. 5) Prawda, nic przyjemnego. Ale wiesz co? W późniejszym życiu taki uczeń zostanie skrytykowany/wyśmiany jeszcze nie raz. Często w znacznie istotniejszych sprawach. Zamiast płakać - zacisnąć zęby, poprawić umiejętności, nie dać więcej powodów do wyśmiewania. Uciekanie w zwolnienia to... ucieczka. 6) Po prostu super. Zamiast starać się poprawić umiejętności - poddać się. Nie dziwię się nauczycielowi w takim razie, za taką ambicję nic ponad 3 się nie należy. 7) I w tym jednym punkcie masz 100% racji :)
Odpowiedz@avtandil: 1) Regularnie, intensywnie ćwiczę, lecz jakbym miała zacząć biegać przy 35 stopniowym upale to zbierałbyś mnie z ziemi. Źle reaguję na upały. Problem nie jest kondycja lecz bieganie w skrajnych temperaturach, które same z siebie są obciążające dla organizmu. 2) Lecz będzie go czuć. Wyobraź sobie też wf na nieutwardzonym boisku, po takim byłam cała w kurzu. Nogi dosłownie zmieniały kolor. Chciałbyś się po tym nie umyć i założyć czyste ubranie? Bo ja nie.
Odpowiedz@sla: 1) Przy 35 stopniach pewnie by tak było. Ale też nie popadajmy w paranoję, w lipcu-sierpniu lekcji nie ma, a w innych miesiącach o 11:40 o takie upały bardzo ciężko. Nawet o 30 stopni. I też źle znoszę upały. 2) Nie będzie czuć w sposób wyjątkowo rażący. A nieutwardzone boisko sobie wyobrażam, też takie miałem. Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek w męskiej grupie narzekał. W najgorszym razie brało się ręcznik, ewentualnie, gdy już nic innego nie było, wycierało się koszulką i też było dobrze. Potem się człowiek mył dokładnie po przyjściu do domu i wszystko było ok ;)
Odpowiedz@avtandil: 1) Zdarzają się. Nie musi być nawet 30+, wystarczy południe i mocne słońce w czerwcu by bieganie na zewnątrz nie było mądrym pomysłem. Podobnie z zimą - bieganie przy niskich temperaturach też nie jest mądrym pomysłem oraz skutecznie zniechęci do biegania. 2) Wcale nie dziwię się, że w męskiej grupie nie było narzekań - zapachy z męskiej szatni dobitnie to potwierdzają. Lecz ja nie zamierzałam brudzić spodni własnymi nogami i razem z innymi dziewczynami myłyśmy się w szkolnej toalecie. Muszę dodawać, że to mało efektywny sposób mycia i kończył się małą powodzią?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 maja 2016 o 12:58
@sla: 1) Przesadzasz już odrobinę. Jeszcze trochę i dojdziemy do tego, że jakakolwiek aktywność fizyczna na powietrzu jest niemądra, bo akurat jest za gorąco/za słonecznie/za zimno/zbyt wilgotno/za duży wiatr. Zimą po prostu należy się do biegania odpowiednio ubrać i jest super. Chyba, że ktoś wpadnie na pomysł biegania po śniegu w krótkich spodenkach :P 2) A to fakt, dziewczyny ogólnie nie lubiły ćwiczyć na powietrzu, więc może akurat tego problemu nie miały ;)
Odpowiedz@avtandil: Gdy jest za zimno lub zbyt ciepło to przymusowa aktywność fizyczna na powietrzu jest niemądra. Jedna osoba jest w stanie biegać w śniegu, druga zaś zamieni się w kupkę lodu i nieszczęścia. Weź też poprawkę, że nauczyciele nie zwykli informować, gdzie będą zajęcia. Masz strój na salę a ci każą biegać po boisku w listopadzie. Lubiłam ćwiczyć na powietrzu, jednak nie lubiłam przypominać po tym świnki, która wytarzała się w kurzu.
Odpowiedz@sla: Do tej pory ludzie na wsi rwą chociażby wiśnie przez cały Boży dzień przy pełnym słońcu, a księżniczki nie mogą pół godziny przebiec po boisku bo wszystkie nie mogą znieść słońca...
Odpowiedz@SunnyBaby: Uwielbiam takie argumenty. Rozumiem, że utrata przytomności na lekcji będzie taką symboliczną, książęcą koroną? Każdy ma inny organizm, inne możliwości. Są osoby biegające przy -30, są też osoby biegające przy +30 bez większych szkód dla organizmu (chociaż zeszłego lata nawet regularnie biegające osoby przesuwały treningi na bardzo wczesne by późne treningi). Jednak nie każdy ma tak fajnie i to nie jest kwestia wyboru czy bycia księżniczką. WF jest przeznaczony dla każdego ucznia, nie tylko dla szczęśliwców radzących sobie z dziwnymi temperaturami. Jak myślisz co się stanie, gdy uczeń przez durną decyzję nauczyciela po prostu zemdleje? Albo przesadnie się wychłodzi? Właśnie przez takie podejście jak twoje coraz więcej zdrowych osób ma całoroczne zwolnienie albo zwyczajnie próbują się wymigać od zajęć. Jakbym trafiła na tak myślących nauczycieli - zrobiłabym to samo, bo od dziecka źle znoszę zarówno niskie, jak i wysokie temperatury. Nie będę później kilka godzin doprowadzać się do ładu bo ktoś uznał, że to moja fanaberia i przesadzam.
Odpowiedz@sla: Tak jak już wspominałam, powiedz to ludziom zarabiającym na chleb pracą fizyczną, w pełnym słońcu, przez 12 godzin dziennie. I Ty mówisz, że każdy ma inny organizm, bo nie wiem, Twoja skóra jest zrobiona z aksamitu a ich skórę można szczotką drucianą traktować? Mówisz, że zeszłego lata osoby biegające przesuwały treningi? Ojojoj, biedactwa nie mogły biegać, tak mi przykro, chlip, chlip. Tak sobie wycierasz usta tym nieszczęsnym bieganiem przy +30. A ja Ci powiem jak to wygląda. Zanim nauczyciel zbierze do kupy wszystkie księżniczki, sprawdzi obecność, wstawi wszystkie niedyspozycje i zaprowadzi na boisko mija 15 minut. A potem takie Karolina i Paulina stoją i się chichrają bo najpierw biegnie Kaśka i Baśka, potem Aśka i Zośka i na końcu Tomek i Romek. I tego wszystkiego zostaje im 2 okrążenia bo zostało 10 minut lekcji a trzeba jeszcze dojść do szkoły. I każdy się wymiguje od jakichś tam zajęć. Jeden od matematyki bo ma dyskalkulię i nie wie ile to 2+2, drugi od polskiego, bo szczytem jego możliwości jest napisanie słowa "góra" bez błędu i pamiętanie, że "W pustyni i w puszczy" napisał Henryk Sienkiewicz, trzeci od wf bo się zasapał i mu się jaskółka na oku rozmazała, a czwarty od religii bo przeczytał na Wikipedii kim był Anton Szandor LaVey i odtąd każdy ksiądz to "zuo".
Odpowiedz@SunnyBaby: Nie wiedziałam, że utrata przytomności jest spowodowana problemami ze skórą. Cóż, człowiek uczy się całe życie.
Odpowiedz@SunnyBaby: jeszcze nie widziałam wariata, który by pracował ciężko w pełnym słońcu. Jak jest południe to wszyscy wracają do domów. Ale może ja z jakiejś dziwnej wsi jestem.
Odpowiedz@sla: Przykładów ze skórą użyłam jako przenośni, choć wysypka od słońca jest bardzo uciążliwa. @grupaorkow: Wszyscy? Ci co mają dom blisko. Jak ktoś idzie na zarobek to nie będzie na godzinę jechał do domu tylko siądzie pod drzewem, zje kanapki, napije się wody, posiedzi 15 minut i z powrotem do pracy.
Odpowiedz@sla: A ta się uczepiła tej utraty przytomności jak pijany płota. Tak, jasne. Biedne dziewuszki nagminnie mdleją z wycieńczenia na każdych zajęciach, bo - począwszy od kwietnia - temperatura na zewnątrz zawsze sięga 30*C w cieniu, co najmniej. Na to właśnie czekają wredni wuefiści, wymyślają na tę okazję sprinty, lub maratony w pełnym słońcu i po piętnastu minutach połowa klasy - fik, leży. Za to, począwszy od października, mamy już na zewnątrz trzaskające mrozy, i wtedy właśnie wredni wuefiści wyganiają towarzystwo na boisko w samych majtkach i prawie boso (a śnieg po kolana). Połowa klasy wraca z odmrożeniami. Faktycznie. Koszmarny koszmar.
Odpowiedz@grupaorkow: Pojedź do Afryki równikowej. Pełne słońce w porze suchej od 7 do 19. A w polu robić trzeba ... W Polcse też pracuje się w pełnym słońcu, ani robotnicy budujący autostradę nie mają przerwy, ani rolnicy na polach też raczej nie wracają do domu - chyba że mieszkają bardzo blisko.
Odpowiedz@sla: >Wyobraź sobie też wf na nieutwardzonym boisku, po takim byłam cała w kurzu. Nogi dosłownie zmieniały kolor. Chciałbyś się po tym nie umyć i założyć czyste ubranie? Nogi, ręce i twarz obmywało się pod umywalką zimną wodą. Ściągało strój gimnastyczny (dres albo szorty i bluzeczkę), zakładało strój szkolny i szorowało na kolejne lekcje. Tak było w latach 1967 - 1979 (czas mojej edukacji szkolnej). I nic nie śmierdziało, nic się nie działo, nikomu korona z głowy nie spadła. Coś teraz jest inaczej? Korony łatwiej przytwierdzone? Nie jest wymagane osobne ubranie na wf?
Odpowiedz@SunnyBaby: BRAWO :))))
Odpowiedz@qulqa: raczej czy na pewno? W odróżnieniu od obecnych tu teoretyków ja miałam okazję pracować w polu i trzymać motykę w rękach i zapewniam, że jak jest lato i naprawdę solidny upał to prędzej rolnika na polu znajdziesz o 3 w nocy niż o 12. Wyjątkiem są jakieś mało wysiłkowe zajęcia, typu pielenie czy zbieranie np. truskawek. Tak, to są upierdliwe czynności i po kilku godzinach siedzenie w kucki wszystko boli i można kota dostać, ale trudno siedzenie w upale porównać do biegania w upale.
Odpowiedz@grupaorkow: W odróżnieniu od teoretyków z forum ja też nie raz trzymałam kosę w ręku, również sierp i motykę. Snopki też wiązałam. Było to pewenie kilkadziesiąt lat wcześniej niż trzymałaś ty. I jak się szło na żniwa, to się szło na żniwa, od świtu. Około południa siadało się w cieniu (po to właśnie były grusze na miedzach), jadło przyniesiony obiad, odpoczywało z pół godzinki - i do roboty. Pogoda nie poczeka. Nie ma znaczenia, że to było kilkadziesiąt lat temu. Jest dowodem, że można w upał ciężko pracować. Biegać też. Litości, przecież na wfie nie biega się maratonu, tylko 2-3 kółka wokół boiska - opisała to pięknie SunnyBaby.
Odpowiedz@grupaorkow: O to to. U mnie po nocy zwoziło się siano albo tata jeździł na pole, jak było trzeba. Rano wstawało się do pracy przed świtem. Ale w najgorszy upał każdy, komu zdrowie miłe, z pola schodził. Jeśli ktoś ma taki mocny organizm, że mu skwar nie przeszkadza, to pewnie, może pracować. Ale nie należy oczekiwać tego od wszystkich. Oczywiście w-f to nie praca w polu, ale też można się zmęczyć. A gdzie jest powiedziane, że każdy musi zap*** jakby miał motorek w tyłku? Nigdzie. Ja zawsze lubiłam się zmęczyć fizycznie, ale są ludzie, którzy tego nie lubią i między innymi po to mamy postęp cywilizacyjny, że tak powiem, żeby mogli robić coś innego niż padać na mordę ze zmęczenia.
OdpowiedzJa chyba jedyny dobry i fajny wf miałam w podstawówce- zimą i podczas niepogody na hali, a jak już było ciepło-na boisku albo w parku przy szkole. I było i bieganie, i skakanie na materace z urządzenia, którego nazwy nie pamiętam, i kosz i siatkówka i ping-pong. W gimnazjum nie było hali. Ćwiczenia podczas niepogody na korytarzu, gdzie schodziło się do boksów. Wyobraźcie sobie biegi, kiedy praktycznie co chwilę ktoś otwierał drzwi, aby dostać się do boksu i przepychał między ćwiczącymi (nie mówiąc już o tym, że np. zimą podłoga była mokra, bo spadł śnieg z butów). Potem jedną salę przerobiono na "siłownię", gdzie tylko chłopcy mieli wstęp. Dziewczyny dalej naginają po korytarzu. Gdy ciepło-na stadion. A że ciepło robiło się koło kwietnia/maja, to szybko trzeba było robić zaliczenia. I tak naprawdę biegając dopiero 3 raz po prawie półrocznej przerwie, przychodziło do zaliczenia 1km, 100 itp. W siatkę/kosza graliśmy może przez 3 lata z 10 razy. Liceum-będzie lepiej pomyślałam. Gdzie tam. Hala ogromna, bo OSIRowska, osobno mniejsza salka gimnastyczna. Warunki? W teorii są. W praktyce wyglądało to tak, że na hali cwiczyły 3 klasy licealne+2 gimnazjalne+ trening siatkareczek lub podstawówka. Na mniejszej salce na szczęście już było tylko liceum. Oczywiście biegi, które uwielbiam. Beep-test, który miał sprawdzać wytrzymałość, a tak naprawdę tylko wkurzał, bo aby go zaliczyć trzeba było zrobić min. 30 serii. Jak gry to siatkówka/kosz na małej sali, a więc istniała konieczność podziału na drużyny. Zazwyczaj jedna drużyna rozgrywała max. 2 mecze, a resztę siedziała na ławce. WFistka nie uznawała zwolnień innych niż od lekarza, który nie zawsze chciał wypisywać papierek, mówiąc że on jest od leczenia, a nie papierkologii. Boli cię brzuch, bo masz okres? Biegaj, najwyżej zemdlejesz. Masz zaświadczenie, że nie powinnaś zbyt dużo biegać, bo przyjmujesz leki, obciążające organizm? 10 okrążeń wokół boiska w pełnym słońcu i możesz sobie usiąść. W życiu nie wróciłabym na wf. Chyba, że poprawiono by warunki, dodano sprzęty, umożliwiające rozwój innych dyscyplin, a kadra stałaby się bardziej wyrozumiała.
OdpowiedzTym razem powiem dosadnie. Kretynki. Najpierw przez całą szkołę migają się od wf jak mogą, mają kosmiczne bóle miesiączkowe, nie mogą żyć bez prysznica. A w dorosłym życiu zaczną wydawać grube pieniądze na karnety do fitness klubu, bo to modne, bo trzeba się ruszać, bo wszyscy chodzą, bo chcą mieć ładną pupę na wakacje. I nagle okaże się, że ruch jest fantastyczny. Więc zaczną głośno marudzić 'oj jaka ja byłam głupia, że nie ćwiczyłam w szkole, jaka kretynka'. Tak, znam taką niejedną damesę. Okazuje się, że brak prysznica (albo brak czasu na wzięcie natrysku) w siłowni już nie jest tragedią. I że bóle miesiączkowe to nie jest dramat antyczny i z tym się normalnie ćwiczy. Tylko do tego trzeba dojrzeć. PS - w wielu krajach nie ma czegoś takiego jak 'zwolnienie z wf'. Masz ćwiczyć, a nawet jeśli jesteś niepełnosprawna, poziom ćwiczeń jest dopasowany do twojej ułomności. I tak powinno być w Polsce. PS 1 - wydolność fizyczna organizmu jest wyższa w czasie miesiączki (i w początkowym okresie ciąży). Dobrze wiedzą o tym trenujące jakąś dyscyplinę dziewczyny i cieszą się, jeżeli ta okropna menstruacja ze straszliwymi bólami przypada im w czasie ważnych zawodów sportowych. PS 2 - pokolenie miękkiego łokcia ...
Odpowiedz@qulqa: tak, bo żenujące zajęcia pseudosportowe w towarzystwie niespełnione trenera po zaocznym AWF zapewniają kondycję do końca życia i jak ktoś ćwiczył na wfie to nie będzie potrzebował siłowni i fitnessu nawet po 50. Obawiam się, że to tak nie działa.
Odpowiedz@grupaorkow: Nic nie jest wieczne, nawet kondycja z dzieciństwa i wczesnej młodości. Ale tak się głupio składa, że wiele składowych anatomicznych i fizjologicznych rozwija się wyłącznie w trakcie dzieciństwa i wczesnej młodości (bodajże proprioreceptory, maksymalny pułap tlenowy itp). Im więcej ruchu wtedy, tym większy rozwój i większe zadatki na przyszłą kondycję i dobrostan aparatu ruchu. Czyli im więcej zbudujesz w dzieciństwie i młodości, tym więcej potem będziesz mieć i na dłużej ci starczy. Aktywność fizyczna u osób dojrzałych nie nadrobi wszystkiego.
Odpowiedz@grupaorkow: Do końca życia - nie. Ale jeśli ktoś za małolata złapie kondycję/nabierze mięśni - ogólnie, przyzwyczai się do ruchu, to nawet jeśli jako dorosły się zapuści, całkiem szybko ma efekty, gdy się za siebie wreszcie weźmie.
Odpowiedz"Pogramy w siatkówkę" skąd ja to znam... Jak chodziłam do podstawówki to na lekcji w-fu było wszystkiego po trochę i te lekcje były fajne. W gimnazjum niestety była już tylko siatkówka. Włefiści siedzieli w swoim pokoju i mieli nas gdzieś a my musieliśmy grać w siatkę i sobie sędziować. Ja z racji tego, że jestem niska to grałam słabo i byłam z tego powodu obrażana przez włefistkę. A dziewczyny które w siatke były dobre i jeździły na zawody miały zawsze 6 na koniec i nawet ćwiczyć nie musiały na lekcji. Na szczęście zmieniło się to w liceum. Taka jest prawda o lekcjach w-f w polskich szkołach i to z nauczycielami należałoby najpierw zrobić porządek.
OdpowiedzCo szkoła to inaczej:] ja uwielbiałem koszykówkę i siatkówkę a co było na wuefie najczęściej? Noga i gimnastyka:D z reguły jest tak że to co lubimy jest rzadziej niż to co kochamy:]
OdpowiedzJa w podstawówce wstydziłam się ćwiczyć, bo byłam średnia z tego przedmiotu i dwie "koleżanki" się ciągle śmiały. W gimnazjum miałam beznadziejną babkę, ale różnorodność była, bo wymagał tego program nauczania. W moim pierwszym liceum to był rzeczywiście koszmar, ale w drugim miałam tak cudowną nauczycielkę, że aż chciało się ćwiczyć. Prysznice? Zrobili nam, ale nigdy nie widziałam żeby ktokolwiek z nich korzystał... A jak na wfie są tylko w koło 2 sporty to można to zgłosić, bo jest konkretny program i nauczyciel musi się go trzymać
OdpowiedzNiestety muszę się zgodzić. Pół podstawówki i pół gimnazjum non stop była siatkówka, gdzie nikt nigdy nie chciał ze mną grać bo byłam najniższa, więc też nigdy grać się dobrze nie nauczyłam... W liceum ja miałam spoko w-f. Robiliśmy różne fajne rzeczy. Siatkówka, koszykówka, noga, ręczna, bieganie, skok w dal, gimnastyka, czasem jakiś fitness albo siłownia (bo mieliśmy od tego sale). Mieliśmy zwykle 1 godzinę rano i w tedy biegaliśmy (cały wrzesień bo potem było za zimno). A jak mieliśmy dwie godziny po południu to dużo zależało od pogody. Jeśli robiliśmy coś wyczerpującego wypuszczała nas wcześniej, żebyśmy mogły wziąć prysznic. Równolegle do nas miała inna klasa zajęcia i oni głównie grali w siatkówkę i chodzili z nami na zewnątrz biegać. Ich w-fistka była straszna. Krzyczała po nich, a jak ktoś biegł za wolno wpisywała jedynki, jak ktoś nie potrafił skoczyć w dal (bo nigdy tego wcześniej nie robił) to nie tłumaczyła, tylko zjechała od góry na dół i twierdziła, że jak nie umie skakać to ma jedynkę i ma iść biegać... Jak przyszło do sprawdzenia kondycji pod koniec roku (bieg wokół sali przez 30 minut, chyba że ktoś odpadnie wcześniej) to jej pół grupy odpadło po 10 minutach, bo większość nie lubiła chodzić na jej zajęcia.
OdpowiedzU mnie w szkole byly prysznice. Szkoda tylko, ze nauczyciele wypuszczali z lekcji tak, ze juz wody trzeba bylo sie napic podczas nastepnej lekcji. Wszyscy przychodzili z czerwonymi gebami jeszcze od wysilku, czesto spoznieni. Nauczyciele nie byli zachwyceni, a wfisci mieli to w nosie. Oni uwazali, ze na sali powinnismy sie pojawiac 5 min przed dzwonkiem i wychodzic rowno z dzwonkiem. Bo oni MUSIELI przeprowadzic 45 minut lekcji. Ktos tego nie przemyslal. Ach, zapomnialam dodac, ze jak bylam w szkole, to byl remont lacznika i samo chodzenie dookola, by dotrzec na sale zajmowalo 5 minut.
OdpowiedzPodpisuję się pod większością punktów. U mnie w szkole też około 90% lekcji wf to była siatkówka, znienawidzona przeze mnie siatkówka, bo choć starałam się jak mogłam, nie umiałam dobrze serwować i tyle. Nie było nigdy żadnych śmiechów ze mnie czy docinek, ale dla mnie samej to nie było przyjemne. Uwielbiałam za to hokej halowy i skakanie przez kozła, żałowałam, że tak rzadko się zdarzały. Pryszniców było kilka, od dawna nieczynnych i śmierdzących. Ale za to w czasie miesiączki można było powiedzieć, że ma się "niedyspozycję" i siedziało się na ławeczce przez całą lekcję. Ogólnie lubię sport, zawsze lubiłam i sądzę, że gdyby nie ta siatkówka (chyba lenistwo nauczycieli wf), naprawdę czekałabym na te lekcje.
Odpowiedzznane. w gimnazjum 3 lata na zwolnieniu, udawane bóle kolan. dlaczego? bo byłem niski i kompletnie nie potrafiłem grać w siatkę. byłem obiektem kpin podczas lekcji, nauczyciele, inni uczniowie. gdy spytałem wuefistki czy może mnie nauczyć grać, bo chyba po to są lekcje, to mnie wyśmiała. oczywiście teksty że jestem beznadziejny, jestem do niczego, plastelinowy ludzik. w technikum to samo. nie nadaję się do gier zespołowych po prostu, nie lubię i nie umiem obchodzić się z piłką ani kopaną ani rzucaną ani odbijaną. za to mam medale w boksie, przez 3 lata trenowałem kolarstwo górskie, oraz chodzę na siłownię. sport tylko poza szkołą, wuef mnie ogromnie zraził do aktywności fizycznej.
OdpowiedzU nas akurat prysznice są, ale niezbyt prywatne. W podstawówkach prysznice służyły naturalnie jako lekko zagrzybiona dodatkowa przestrzeń w szatni. Jakość lekcji też pozostawiała wiele do życzenia (w siatkę 30 osobowe drużyny, większość na ławkach,przeludnienie na sali). W liceum jednak trochę się zmieniło i jakość lekcji wzrosła, jakość ośrodka sportowego też. Lekcje wf mamy zbite w bloku po 90 minut ćwiczeń i czas na przebranie, dojście, etc. Prysznice są zwykle cztery, na dwudziestu chłopaków to trochę mało, ale jakoś jest. Po dwa na ścianę. Między nimi przegródki są w niektórych salach, w innych nie, ale i tak widzą cię osoby naprzeciwko i reszta w kolejce. Większość chłopaków rozbiera się do bielizny w szatniach i przechodzi do pomieszczenie z prysznicami. Tam czekają na swoją kolej. Ściągają majtki, myją się i idą wysuszyć. Większość osób widzi cię więc na golasa, zwłaszcza jak idziesz na początku. Mimo tego większość osób się myje, niektórzy już nawet w szatni zrzucają wszystkie ciuchy i idą pod prysznice. Wielu nie ma z tym żadnego problemu. A choć niektórzy się wstydzą to myją się, żeby nie roznosić podłego zapachu. Nikt jakoś szczególnie paskudnie się nie zachowuje. Pod względem higieny na pewno postęp.
Odpowiedz