Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia z dzisiejszego wieczoru. Idę ulicą we Wrocławiu, nagle z bramy wypada…

Historia z dzisiejszego wieczoru.
Idę ulicą we Wrocławiu, nagle z bramy wypada dzieciak, może z 16-17 lat. Z ust toczy pianę, w jednej ręce ściska jakieś płyty czy zeszyty, drugą wykonuje nieskoordynowane ruchy na wszystkie strony. Chyba popuścił przy okazji w spodnie. Wypadł z takim impetem, że zatrzymał się na środku jezdni, samochód, który akurat wtedy jechał zatrzymał się na centymetry od niego!

Zanim zdążyłem zareagować, dzieciak dostał przyśpieszenia do trzeciej kosmicznej i polecał wzdłuż jezdni. Tak biegać nie powinien, zadzwoniłem na policję.
Skracając dialogi: pani dyspozytorka stwierdziła, że oni nie są od biegania za dzieciakami. Jak on sobie biega, to im nic do tego. Rozłączyła się.

Dzwonię na pogotowie: Pani dyspozytorka chciałaby pomóc, serio, słyszałem to w jej głosie. Niestety, nie mogła - nie potrafiłem nawet przybliżyć, gdzie dzieciak mógłby być. Obiecała, że sama zawiadomi policję.

Wracam do domu ze sklepu, do którego szedłem, gdy natknąłem się na tego dzieciaka i widzę go. Stoi przy przejściu dla pieszych! Lecę do niego, a on niepewnym krokiem znów pakuje się pod samochód. Tym razem, na szczęście, też nie dochodzi do tragedii.
Ściągam go z jezdni, pytam co się dzieje i słyszę "Spoko, to przez cukier i muzykę, za dużo muzyki i mnie roznosi".

Łączę się przez słuchawkę z policją, znów wyłuszczam sprawę tej same dyspozytorce... Ona każe mi się łączyć z pogotowiem.
Jak młody zrozumiał, że rozmawiam przez słuchawkę z policją, nagle znów zmienił się we wkurzonego Yodę i odleciał szybciej niż byłem w stanie zareagować.
Zobaczyłem na skrzyżowaniu radiowóz, pobiegłem do nich... Nie mogli pomóc, jechali już na interwencję, "proszę dzwonić na pogotowie".

Wściekły jak sto nieszczęść dzwonię na to cholerne pogotowie - odbiera DYSPOZYTOR.
Tu też nie ma się co rozpisywać: "oni nie przyjadą, oni nie są od tego, policja też może nie być od tego".
Pytam "kto weźmie odpowiedzialność za dzieciaka, jak sobie coś zrobi?" i słyszę "to ja przyjmuje zgłoszenie, pana nazwisko?". Myślałem, że się w końcu udało... Podałem i pytam, faktycznie, dość zjadliwie, czy to moje nazwisko im pomoże? Nie, ale jak go nie złapią, to... JA POKRYJĘ KOSZTY INTERWENCJI!
Nawet nie wysłuchał do końca pytania, czy to przypadkiem nie powinna płacić policja, skoro mnie do nich usilnie kieruje, bo się rozłączył.

Rozumiecie? Policja ma zaćpanego/chorego dzieciaka gdzieś, pogotowie też, a mnie straszą, bo nie chcę odpuścić i proszę o pomoc w tej sytuacji!

Byłem już na komisariacie, zgłosiłem przypadek młodego, niech go ktoś szuka, zanim coś się nie stanie. Jutro idę robić aferę na pogotowiu. Całe szczęście, że dzieciaka widzieli też inni ludzie, nie wmówią mi, że bezzasadnie ich szarpałem.

Uważajcie, jak chcecie komuś pomóc, bo jeszcze się okaże, że każą Wam płacić za gonienie służb do roboty.

policja pogotowie

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar xpert17
20 26

Może Twoim problemem był brak umiejętności wytłumaczenia policji/pogotowiu o co chodzi? Bo ja czytam tę historię już spisaną i wciąż nie do końca rozumiem co się działo z tym "dzieciakiem". Trzymał w ręce płyty czy zeszyty? Machał ręką? Popuścił w spodnie? Biegał? Też chyba na miejscu policji nie kwapiłbym się z przyjazdem, gdyby ktoś zgłaszał, że 17-latek biega po ulicy z zeszytami.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 21

@xpert17: Przecież każdy dzieciak biega po ulicy tocząc pianę z ust i nie widząc gdzie biegnie, prawda? Nie raz i nie dwa wzywałem pogotowie czy policję. Pracując na ochronie uczono mnie jak to robić i uwierz mi, skorzystałem z tej wiedzy. Dzieciaka nie udawało mi się nawet złapać, a skupiałem się na tym, by go jakoś unieruchomić, a nie sprawdzać, co dokładnie trzyma w dłoni. Chaos z opisu oddaje chaos sytuacji - przecież, w czasie wypadku samochodowego też nie będę w stanie ustalić, czy poszkodowany uderzył się najpierw w rękę czy w nogę.

Odpowiedz
avatar misiafaraona
10 14

Dzieciak był naćpany i to raczej mocno, skoro nie ogarniał co robi.

Odpowiedz
avatar xpert17
14 18

@misiafaraona: tak, po przeczytaniu historii można domyśleć się, że chłopak był pod wpływem jakichś dopalaczy. Jednak jest to napisane takimi metaforami i hiperbolami, że jeśli w ten sam sposób autor zgłaszał sprawę policji, to nie dziwię się, że nie zajarzyli.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 5

@xpert17: Ty to już wiesz, że to dopalacze, a nie cukrzyca czy problemy psychiczne, prawda?

Odpowiedz
avatar Hachimaro
0 0

@SecuritySoldier: W Internecie każdy jest profesorem nauk medycznych :P

Odpowiedz
avatar Doombringerpl
0 0

@Hachimaro: W internecie jest wielu specjalistów, ale są też tacy, którzy coś wiedzą. Są tez osoby, które nie mają dużego doświadczenia w jednej dziedzinie ale mają mózg i go używają. A teraz jako "amator", który ma do czynienia od 20 lat z osobą z cukrzyca insulinozależną, mogę Ci powiedzieć, że objawy hipo i hiperglikemii przypominają objawy upojenia alkoholowego. Mózg z braku cukru zwalnia. Człowiek nie wie co się dzieje wokół niego. Organizm zaś próbuje jakoś zastąpić brak cukru i rozkłada białka. Produktem ubocznym jest produkcja ketonów, co objawia się nietypowym, najczęściej owocowym zapachem nie tylko z ust ale ogólnie od człowieka. Jeśli delikwent nie dostanie insuliny przy hiperglikemii lub cukru przy hipoglikemii to zapadnie w śpiączkę cukrzycową, która zazwyczaj kończy się śmiercią jeśli nikt nie zareaguje. Z opowieści wynika, ze chłopak był pobudzony. To jest zupełne przeciwieństwo objawów cukrzycowych. Przeanalizuję to dla Ciebie. Skoro jest tak pobudzony to albo ma ADHD czemu przeczy brak reakcji na zagrożenia, albo coś brał. Tu mamy do wyboru: Coś z dopalaczy - łatwo dostępne i ciężko z tym walczyć. drugą opcją jest amfetamina. Powoduje pobudzenie i brak odczuwania bólu (a więc człowiek nie czuje, ze jego mięśnie są zmęczone). Żeby była jasność. Jestem informatykiem(nie do końca ale dla technologicznych analfabetów każda branża cyfrowej elektroniki i oprogramowania to informatyka). Nie znam się. I nie, nie brałem. Z racji zawodu nawet alkoholu nie mogę pić bo nie znam dnia ani godziny kiedy będą musiał usiąść za kółkiem.

Odpowiedz
avatar camander
12 20

Co chcesz od Ratownictwa Medycznego? Chłopak stanowił zagrożenie dla siebie i otoczenia (ruchu drogowego) - ewidentnie sprawa Policji. Tam rób "dym" jak chcesz. Szkoda, że jeszcze nie zadzwoniłeś na Pogotowie Gazowe. :D

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 19

@camander: Nie rozumiesz, że odsyłano mnie od policji do pogotowia tak długo, aż dzieciak zwiał? Nie rozumiesz, że dyspozytor pogotowia, odwrotnie od dyspozytorki, próbował mnie straszyć?

Odpowiedz
avatar camander
6 6

@SecuritySoldier: Nie ważne czy "naćpany", pijany, czy trzeźwy biega po ulicy między samochodami - Ratownictwo Medyczne nie ma tam nic do roboty. Od takich przypadków są służby porządkowe. Piszę to abyś nie robił zbędnego "dymu" na pogotowiu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 2

@camander: Jeśli jednocześnie zdradza oznaki jakiejś "fazy", czy to z powodów zdrowotnych czy nałogu, a policja kieruje do nich to obstawiam jednak, że coś mogliby coś zrobić - na przykład skontaktować się z policją i zażądać interwencji.

Odpowiedz
avatar camander
3 3

@SecuritySoldier: Uważasz, że medycy powinni się za nim uganiać jak hycel za psem? Nie mają na to środków, czasu, umiejętności i uprawnień.

Odpowiedz
avatar sussana
16 22

Solid jak zobaczyłam, że to Ty wyskrobałeś tego niedającego się czytać gniota, to aż się zdziwiłam, bo zwykle lubię Twoje historię a tą się ciężko czyta i nie bardzo wiadomo o co chodzi.

Odpowiedz
avatar Moritare
7 7

To jest sytuację na Straż Miejską/Gminną. To że chłopak stwarzał realne zagrożenie dla siebie i ruchu drogowego niestety jest słabym powodem, aby wysyłać karetkę więc nie dziwię się, że dyspozytor zignorował temat. A jeżeli tłumaczyłeś mu to tak zawile jak pisałeś historię to tym bardziej. Mamy dziesiątki telefonów do tak błahych przypadków, i tak mało karetek że trzeba żonglować co może być istotne. A policja Cię zignorowała bo w mieście (nie wiem gdzie to było) 15-40k mieszkańców masz dwa-trzy wolne patrole. I jeden ma być uziemiony na szukanie dzieciaka, który teoretycznie jest naćpany? Nikt się na to nie zgodzi.

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
1 9

@Moritare: SM? oni są w stanie dogonić źle zaparkowany samochód, pijaczek który idzie od sklepu do sklepu to dla nich nieuchwytny cel. @SecuritySoldier: Chyba jednak trzeba było nakłamać dyspozytorowi, że biega z przedmiotem przypominającym nóż i jest niebezpieczny.

Odpowiedz
avatar gontier
5 7

Też ostatnio miałam podobny problem z policją i pogotowiem. Jedno odsyłało do drugiego (chyba z 5 razy), w końcu pogotowie przyjęło zgłoszenie, przyjechali, chcieli policje wzywać.. Policja też przyjechała, mimo tego, że zgłoszenie odrzucili, a ratownicy jeszcze ich nawet nie wezwali. I gdzie tu dzwonić następnym razem?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 8

@gontier: Do Straży Pożarnej... Wcale nie żartuję, w zeszłym roku robiłam kurs pierwszej pomocy przedmedycznej i jedną z rzeczy, jaką ratownicy medyczni wbijali nam do głowy było to, że jak pogotowie próbuje nas "spławić", to dzwonić do Straży Pożarnej! Podobno to jedyna instytucja, która poważnie traktuje wezwania i nawet jeśli nie przyjadą, to oni zawiadomią pogotowie/policję i wtedy muszą przyjechać. Czy to faktycznie działa nie wiem, nie sprawdzałam.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@Igielka: lol. u mnie było tak, że strażak i dyspozytor siedzieli obok siebie przy biurku w jednym centrum powiadamiania ratunkowego.

Odpowiedz
avatar Armagedon
15 17

No więc tak. Zastanawia mnie, że w innych, cywilizowanych krajach, odpowiednie służby przyjadą nawet do kota, który nie potrafi sam z drzewa zejść. Do psa, który zakrztusił się małą piłeczką i się dusi, do potrąconego przez samochód lisa... Odławia się i leczy bezdomne zwierzęta, a potem szuka im domu... A u nas? Ktoś biega po okolicy z pianą na pysku? - niech biega. W siarczysty mróz chodzi goły i bosy po ulicy? - a niech chodzi (było tu kiedyś opowiadanie o tym). Siedzi na ławce i krwawi? - no to co? Security, sądzę, że kluczowym słowem w dialogu z "dzieciakiem " było słowo "cukier". Na moje oko, chłopak miał hipoglikemię. Tak się ona czasami objawia. Bełkotliwa mowa, utrata równowagi, "piana" na ustach, agresja, nadpobudliwość, splątanie i brak orientacji w terenie. Ewidentnie potrzebował pomocy. Jeśli pani dyspozytorka w pogotowiu, po opisie zachowania delikwenta, nie rozpoznała objawów - to jest średnio przygotowana do zawodu. A teraz - podsumowanie. Przykro mi to mówić, ale na takie, a nie inne, zachowanie "służb" sami sobie pracujemy. Zakrawa to na jakiś zbiorowy masochizm. Od dwudziestu z górą lat, wmawia się ludziom, że o wszystko powinni zadbać sami. Państwo nie ma obowiązku w niczym nikomu pomagać, niczego ułatwiać, za nic brać odpowiedzialności. ZAWSZE będzie winien obywatel, to znaczy, winien sam sobie. Ludzie, a szczególnie młodzi, uwierzyli w to bez zastrzeżeń. I coraz więcej osób nie oczekuje już od państwowych funkcjonariuszy żadnego zaangażowania. Mało tego. Jeśli ktoś spróbuje oczekiwać - znaczy, że jest roszczeniowym palantem, nieudacznikiem, który sam o siebie zatroszczyć się nie potrafi. Nie możesz znaleźć pracy? - twoja wina! Wzywasz pogotowie? - zgroza! powinno się za to płacić! Korzystasz z pomocy OPS? - jesteś naciągaczem, obibokiem, leniem, złodziejem. Chorujesz nieuleczalnie? - twój problem, masz chore dziecko? - widocznie już taki twój zaj_ebany los! Dałeś się okraść, lub oszukać? - dobrze ci tak, jełopie! Policja nie ściga sprawców, lekarze nie leczą ludzi, straż miejska leje na wszystko, urzędnik może popełnić każdy błąd i puścić obywatela w skarpetach - bez żadnych konsekwencji, komornik może zlicytować co mu się spodoba i kogo mu się spodoba, sądy wydają kuriozalne wyroki, oszukańcze firmy mają się dobrze i oficjalnie rypią naiwnych, politycy łamią prawo, banki doją klienta bez opamiętania... wszystko przy ogólnej akceptacji, a nawet ogólnym ZROZUMIENIU, bo... przecież niczego nie zmienisz, trzeba się DOSTOSOWAĆ. Więc się ludzie dostosowują, przynajmniej próbują. Jednym wychodzi lepiej, innym gorzej. Jednych jeszcze coś dziwi i wkurza - innych już nie, bo dla nich wszystko stało się NORMĄ, całkiem zrozumiałym i akceptowanym bytem. Wiesz, to tak, jakby ktoś codziennie dostawał poranny łomot. Po kilku latach uzna, że ten łomot mu się należy "z urzędu" i jak go kiedyś, przypadkiem, nie otrzyma - jeszcze się z płaczem o niego upomni, bo uzna, że został w czymś pominięty. Tak to działa. A, niestety, najgorsze społeczeństwo to takie, które nie czuje za sobą prawa. Któremu nie podano stałych norm, na których może się oprzeć. Które nie może liczyć na żadną "władzę", ufać żadnym przepisom, polegać na żadnej państwowej instytucji. Wtedy państwo powoli zmienia się w "dziki zachód", a mentalność ludzka dziczeje. I nikogo to już nie dziwi.

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
2 2

Czytając komentarz (dobrze powiedziane!) skojarzyłam od razu z (uwaga, będę teraz promować kapelę moich znajomych ;) komu się to nie podoba, niech nie klika) nowym numerem mojego ulubionego zespołu ze Szczecina. https://www.youtube.com/watch?v=iZw30VfQYRU

Odpowiedz
avatar Crook
1 1

@Armagedon: przeczytałam twoją wypowiedź i wkurzyłam się na maksa, bo ... masz całkowitą rację! Uświadomiłam sobie, że żyjemy w dziwnym kraju, wśród ludzi, którzy wzajemnie się nie cierpią, nie czują empatii, nie lubią się. Może dlatego od lat ciągle cierpimy, narzekamy, że nikt nas nie lubi, że wszyscy chcą nam zrobić krzywdę. A największą robimy sami sobie...

Odpowiedz
Udostępnij