Jestem złodziejką kotów. Poważnie.
Spłonę w piekle.
Mam sąsiadów. Patologicznych. W skrócie: całe mnóstwo dzieciów (większość z FAS), codzienne dawanie w palnik, wrzaski, brud, smród, gnój... fuj. Mają dom 1,5 m od granicy z nami, okna "jaskółki" skierowane na nasze podwórko. Od czasu do czasu podpite gówniarze wrzeszczą w naszą stronę wyzwiska przez te okna właśnie. Kilka razy zdarzyło im się powypisywać nieładne i niezbyt poprawne ortograficznie sentencje na naszych meblach ogrodowych. Folklor.
Mają zwierzęta. Pieski (nie)małe dwa. Oba na 1,5 m łańcuchach. Całe zasrane życie. Dobre serca ludziska mają, to przygarnęli, a co.
Dwa lata temu mieli kocura. Co to była za bida. Śmierdzące, sierść posklejana, oczy zaropiałe. No i był zdechł sobie po roku, niech mu myszy tańczą w raju.
Sprawili sobie zatem nowego. I tu zaczyna się historia właściwa.
Jakoś w grudniu przypałętał się do nas mały kotek. Mój Chłopak woził na podwórzu drewno, a ta mala ciamajda, nazwijmy go Mruczek, nie odstępował Go na krok.
Mały, śmierdzący, gruby, sierść posklejana jakimiś smarkami, można się było domyślić czyja to zguba. Przymilny łobuziak niesamowicie. Przychodził do nas "pomiziać się" codziennie. Nie odstępował na krok. To jeden z takich kociaków, które sygnalizują chęć miziania, poprzez przyciąganie łapkami ludzkiej ręki. Taki sprytny.
Zasiedział się u nas. Bardzo go polubiliśmy. Po dwóch tygodniach stwierdziliśmy, że można by mu kopsnąć jakieś żarełko.
Kryste Panie, jak on się na to rzucił.
Od tego czasu dostaje regularnie jedzonko, codziennie, z rana. U nas.
Schudł. Wyszło na to, że brzuszek miał spuchnięty z głodu.
No i jest nasz. Oczywiście spodziewam się pretensji, że ukradłam, porwałam, uprowadziłam... Na swoje usprawiedliwienie powiem Wam tak: gdyby Mruczek dostał choć odrobinę miłości/jedzonka od swoich właścicieli, to przebywałby połowę czasu u nich, połowę u nas. Ba, kto wie, czy w ogóle by do nas przyszedł. Ale on tam nie wraca. Wcale już. A ja go nie wyrzucę.
Piszę o tym teraz, bo wczoraj (ale się szybko zorientowali) z "jaskółki" spłynęły na mnie obelgi pijanego Czarusia (akurat wieszałam pranie, Mruczek mi się miział o nogi):
- Oddawaj mojego kota, j*bana dzi*ko! Idiotko pie*dolona!
Cóż, odkrzyknęłam:
- Ależ proszę go sobie wziąć, na sznurku nie trzymam.
- Zamknij ryj suko! Złodziejka! Zaraz tam przyjdę i ci przy*ebię ku*wo!
Cóż, uszy mi trochę zwiędły, zrobiłam, co miałam do zrobienia i uciekłam do domu. Z własnego podwórka.
A kotek? Kotek jest lśniący, najedzony, odrobaczony. Regularnie głaskany. Jakby szczęśliwy.
Ale macie prawo w tej historii ocenić mnie, jak chcecie. Krystaliczna nie jestem, wiem o tym.
Ale chyba było warto.
Kotek
Piekielna jesteś dlatego, że skoro nie masz telefonu nie podjechałaś do najbliższego miasta i nie skorzystałaś z budki telefonicznej i nie zadzwoniłaś do TOZu i innych instytucji które mogłyby się tą patologią zająć. Nie rozumiem czemu biernie przyglądacie się tym psom i kotom.
Odpowiedz@Maszin84: Miałem kiedyś podobne zapędy na wsi, ale szybko mi wytłumaczono, że jeśli właściciele takiego zwierzaka będą mieli z jego powodu jakiekolwiek nieprzyjemności, to po prostu walną go siekierą przez łeb. Nie pierwszy raz zresztą. Po namyśle przyznałem rację takiemu rozumowaniu i jestem ostrożniejszy w ferowaniu wyroków, bo nie chcę psu zamienić jednego złego losu na gorszy.
OdpowiedzRobisz regularne telefony na policję, MOPS, czy co tam się jeszcze informuje, że dzieci regularnie piją i uprzykrzają ci życie a rodzice nic sobie z tego nie robią?
Odpowiedz@Xirdus: Opieka społeczna siedzi im na karku od dobrych paru lat. Czemu nic z tym nie robię? Bo myślę o sobie, do cholery! Podpieprzonego kota jeszcze zniosą, ale jakby mieli płacić mandat za moją przyczyną, to nie dość, że bym była spalona w tej społeczności, to nic by się nie zmieniło, no chyba że stan karoserii/opon mojego samochodu. Aż taką altruistką nie jestem, nie chcę, żeby mi powypisywali coś na ścianie, nie chcę, żeby w odwecie dopadli moje zwierzaki. To jest patologia. Najbardziej śmierdząca i absolutnie bezkarna. Sprawa mebli ogrodowych była zgłaszana na policję. Gówno im zrobili.
Odpowiedz@Candela: No to jak nie "prawem" to "lewem". Jak chcą w*ierdolu, to im go spuśćcie jak przylezie któreś na Wasz teren. Co to za problem natłuc pijanemu idiocie. Ewentualnie też dowal ostrą wiązanką tak by oni się schowali. I zapamiętaj, że nie ma już Opieki Społecznej, od lat jest za to Pomoc Społeczna. Niby jedno słowo, ale to jest tak jakbyś mówiła cały czas Milicja, zamiast Policja.
Odpowiedz@Draco: Kasa Chorych zamiast NFZ byłaby lepszym porównaniem.
Odpowiedz@Draco: Też miałam patologicznych sąsiadów i niestety polskie prawo w tej kwestii jest bezradne. Jak mu coś zrobisz to on się zemści, a jego zemsty będą wyszukane (ja akurat w bloku mieszkałam, raz sąsiadka zadzwoniła na policję to potem jej się wydalali na wycieraczkę, walili pięściami i kopali w jej drzwi po nocy). Nie dziwię się autorce, że nie chce z nimi prowadzić żadnych wojen, bo to po prostu jest bez sensu. Przykre, ale zostaje czekać aż to umrze, czy też zdechnie patrząc na stan ich życia i stopień zezwierzęcenia.
OdpowiedzPozwolenie na broń palną tudzież czarnoprochowy Remington i nie musisz się bać patologii. Będziesz miała spokój i respekt.
OdpowiedzA ja się zostanawiam czemu do cholery nic z tym nie zrobiłaś,jeśli widziałaś w jakich warunkach żyją te zwierzaki. Uratowałaś jednego kota- chwała Ci, ale cała ta reszta, czemu musiała cierpieć przez ignorancję ?
Odpowiedz@bladaizlosniwa: Bo jej chałupę spalą, randapem trawnik obleją i inne akcje zrobią
OdpowiedzMiałam w życiu trochę do czynienia z patolami, nauczyłam się jednego po pierwszym agresywnym zdaniu na szpikowanym wulgaryzmami wzywam policję, zawsze po kilku miesiącach nawet patol się nauczy. Teraz jest łatwiej można powiedzieć, ze jeszcze jedno słowo i się powiadamia opiekę społeczną i nie będzie 500 zł na dziecko. Ale trzeba byc gotowym na wszystko po takiej akcji, nam np raz podpalili bramę garażową, oblali czymś i płoneła na szczęście garaż był pusty
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 21 kwietnia 2016 o 14:08
Kicio sam "ucieknął" i dobrze zrobił :D.
OdpowiedzJesteście cudowni. Razem z kotem ;)
OdpowiedzTo, że się boisz o swoją rodzinę, zwierzaki i dobytek jest normalne ale w takiej sytuacji trzeba wymyśleć na nich coś innego. Tak, żeby uprzykrzyć im życie ale żeby oni nie wiedzieli, że to Wy. Na policję nie liczcie, zwłaszcza na wsi. Kolega, który z centrum miasta przeprowadzał się na wieś i budował tam dom opowiadał mi, że jednego dnia ukradli mu z posesji większość narzędzi i część materiałów budowlanych. Wszędzie odciski palców itd, przyjechał miejscowy patrol i wzruszył ramionami "bo to miejscowe chłopaki i nic się im nie zrobi".
OdpowiedzOby było jak najwięcej takich niekrystalicznych. Wszystkiego dobrego dla Ciebie i Twoich (wszystkich) zwierzaków :)
OdpowiedzNiech się kiciuś szczęśliwie chowa! I oby go dawni właściciele=dręczyciele w swoje łapy nie dorwali. Az dziwne,że miauczak zaznawszy tyle zaniedbania od człowieka, jeszcze zachował do niego sympatię i zaufanie.
OdpowiedzKot w niewole popadł! Na sznurku go trzymają! gdzieś jakiś film?
OdpowiedzAutorko, wyślij pismo do burmistrza, wójta (zależy gdzie mieszkasz) i na wstępie nadmień, żeby nie wycierał sobie mordy opiekami społecznymi i innym takimi bo najwyraźniej nie działają tak jak trzeba. Zawracaj mu dupę i wysyłaj mu materiał dowodowy tak długo, aż coś z tym zrobi i nie dawaj za wygraną. Nie są oni tylko do tego, żeby pierdzieć w stołek w ratuszu, chociaż może nikt im tego nie uświadomił, bo obywatele swoich praw też najczęściej nie znają. Proponuję też podkreśloną i pogrubioną czcionką nadmienić, że poprzez zrobienie czegoś z tym, nie macie na myśli danie im kolejnego zasiłku albo pogadanki z kuratorem (bo nic to nie daje) tylko odebranie dzieci i wyeksmitowanie agresywnego elementu. Nie daj się nabrać też na tą starą śpiewkę ciemnogrodu, że lepsi najgorsi rodzice niż dom dziecka (sranie w banie, każdy tutaj chyba wie dlaczego). Jasne, niech patologia ma swoje gniazdo a smród niech przechodzi na cywilizowanych ludzi. Piszcie, że czujecie się zagrożeni we własnym domu, bo wam na okrągło grożą, poza tym są brudasami, pijakami, złodziejami, zaniedbują dzieci, zwierzęta i nie stosują się do ani jednej zasady współżycia społecznego. Udowodnić to chyba będzie nie ciężko, nawet, gdybyś miała zacząć zbierać dowody od jutra. Skoro mieszkają tak blisko was, i jest rok 2016, wystarczy kupić kamerę samochodową (do czepialskich: kamera samochodowa może robić za zwykłą kamerę, chodzi o to, że trzyma wiele godzin i trochę lepiej nagrywa po ciemku), umiejscowić ją gdzieś, skąd będzie mogła dużo nagrać i uruchamiać ją nawet tylko w godzinach największej aktywności patusów. Piszę o tym, bo w moim rodzinnym domu sytuacja była podobna, tyle, że to była kamienica. Regularne zawracanie dupy burmistrzowi po latach w końcu dało pożądany efekt, a byłoby nawet szybciej, gdyby nie wątpliwości, że a po co, a bo rozejdzie się po kościach, a bo to jednak sąsiedzi itp. Tępić żywe gówno.
OdpowiedzDobra z Ciebie osoba. Na Twoim miejscu też bym nie ryzykowala zgłaszania ich do TOZ-u. Byłabym się, że nawet jeśli anonimowo bym donos zrobiła to oni i tak by się domyslili. Mieszkałam kiedyś na najbardziej patologicznym osiedlu na świecie, bo było tanio a ja byłam biedna. Strach wyjść z domu za dnia, nie mówiąc o powrocie z pracy o 22. Zaraz obok mieszkało małżeństwo alkoholików, dzieci w przytulkach. Na przeciwko mieszkał samotny alkoholik, nawet niegrozny. Nade mną mama z synkiem (synek miał z 45lat i jakieś 200kilogramów) na parterze mieszkały jeszcze dwie rodziny alkoholików z nieumytymi i glodnymi dziećmi i jedno młode małżeństwo z małym dzieckiem. Mama tego dziecka plula sobie w brodę, bo ona to mieszkanie kupiła. Policja na osiedlu praktycznie mieszkała, straż miejska również. Raz jeden zgłosiłam sąsiadów, grubas z góry pobił sąsiada, który mieszkał naprzeciwko. Jakimś cudem wiedzieli, że to ja zgłosiłam bo na drugi dzień miałam przyjemność obrzygac swoje drzwi zmywajac z nich fekalia.
OdpowiedzNa początek chciałbym się zwrócić do wszystkich komentujących, którzy są oburzeni, że "dlaczego tylko kotek, co z pieskami?" Ludzie, fakt przygarnięcie tego kotka, który de facto "należał" do tech patopsychopatów już był aktem wielkiej odwagi i chwała Ci za to! Sam od dziecka miałem do czynienia z wszelkiej maści patologią - lżejszą i cięższą - i nauczyłem się, że na taką hardkorową odmianę elementu paraspołeczengo bardo trudno jest znaleźć sposób, bo po pierwsze - mają przewagę liczebną, a w takich rodzinach jeśli zadrzesz z jedną choćby osobą, to masz przesranae u całej rodzinki, a nawet z rodzinami im zaprzyjaźnionym, a takie na pewno są. Najbardziej mnie dziwi, że im prokurator jeszcze bachorów nie pozabierał. Regularnie uczęszczam do pewnej placówki, w której rozmawiam z matkami, którym poodbierano bachory, bo raz je złapano na nietrzeźwości podczas zajmowania się dziećmi. Kara za to w każdym przypadku była taka, że dzieci - nie po jednym - wszystkie dzieci, jak leci, do domu dziecka i teraz, żeby je odzyskać muszą regularnie uczęszczać na terapię od uzależnień. Tak terapia, żeby ją ukończyć może trwać nawet 4 lata. A jeśli nie będą uczęszczać, to o dzieciach mogą zapomnieć. Ja również mieszkałem za dziecka w tak zwanym "domku fińskim". To dom dwurodzinny o dwuspadowym dachu, który po środku jest przedzielony i za ścianą mieszka sobie ktoś inny. W moim przypadku był to starszy koleś,k który co prawda tam nie mieszkał, tylko miał tam zrobiona swojego rodzaju działkę i hodował na niej gołębie pocztowe. W mojej rodzinie odkąd pamiętam były koty i psy. Psy w tej historii nie biorą udziału, więc je pominę. Ale za to mój kochany sąsiad notorycznie truł nam koty, bo uj*bało mu się w główce, że to właśnie nasze koty polują mu na gołębie - jedyne zwierzęta, których nie lubię - chyba trauma z dzieciństwa wywołana tym, co robił moim kotom. Okolica wielka usiana takimi samymi domkami, gdzie w prawie każdym mieszkał sobie kot i mogły sobie one (te koty) biegać samopas, gdyż miały ku temu warunki. Pewnego razu, gdy otruty został kolejny z kotów - tym razem mój najulubieńszy z najulubieńszych, moje nerwy tego nie wytrzymały. Nie jestem dumny z tego, co wtedy zrobiłem, ale po tym akcie truciu kotów zaniechano raz na zawsze. A mianowicie wziąłem procę oraz garść nakrętek i wyszedłem na ogród (gołębie zawsze siedziały na grzbiecie notabene mojego dachu) i zacząłem szyć. Nie spocząłem, dopóki nie wystrzelałem wszystkich, które siedziały na dachu. Tobie nie polecam tak drastycznych kroków, gdyż zemsta z ich strony byłaby na pewno dużo straszniejsza, ale proponuję , tak jak pisał wcześniej kolega, ponagrywać tych pojebów i wspierając się dowodami podać sprawę na prokuraturę. pozabierają im bachory to inaczej zaśpiewają, bo wtedy będą mieli regularny dozór kuratorski i wystarczy jeden wybryk, by nadzieja na dzieci przepadła raz na zawsze. Tka czy inaczej szczerze podziwiam, to co zrobiłaś dla tego kota, bo szczerze uwielbiam wszelkie zwierzaki (prócz gołębi :P) i trzymam kciuki w Twojej sprawie. Zniszcz patoli! :)
Odpowiedz"Oj Kaźmirz, kot w niewolę trafił, na sznurku go pasą!" :)
Odpowiedz