Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Mój pracodawca nie przestaje mnie zaskakiwać. Pracuję na recepcji pewnego londyńskiego biurowca.…

Mój pracodawca nie przestaje mnie zaskakiwać.
Pracuję na recepcji pewnego londyńskiego biurowca.
Słowem wstępu - w zeszłym tygodniu zostałam poproszona o pozostanie na recepcji o dwie godziny dłużej na prośbę klienta z budynku obok. Prośba dość nietypowa, bo chodziło o udostępnienie klientowi naszej "prywatno-publicznej" toalety (obok mieli jakąś awarię, czy coś), znajdującej się nieopodal mojego biurka.
A co za tym idzie - potrzebowali osoby, która zostanie na recepcji, by w razie potrzeby wpuścić gości z budynku obok, oczywiście wszystko według naszych procedur i tak dalej.

Oczywiście najłatwiej było firmie poprosić mnie, ponieważ byłam już na miejscu, niż szukać kogoś na tak krótki okres, bo jak nietrudno się domyślić, na dwie godziny do pracy nikomu przychodzić się nie chce (tutaj dodam, że zwykle firmy za taka fuchę płacą tak jak za 4-6 godzin, bo przy stawce godzinowej nikt by takiej pracy nie wziął).
A że firma akurat oficerów "awaryjnych"(dostępnych 24/7) na stanie nie miała, to poprosiła mnie. W porozumieniu z zarządem budynku oczywiście. Co ważne - była to druga taka prośba w przeciągu miesiąca, i zaraz wytłumaczę, dlaczego tym razem - w pierwszym odruchu - odmówiłam.

Otóż kilka dni przed wykonaniem tego drugiego zlecenia, odebrałam maila z rozmową, z której wynikało, że rzeczony klient w obu przypadkach zapłacił zarządowi za sześć godzin mojej pracy plus VAT. Nie wiem, ile dostał z tego zarząd budynku, a ile mój pracodawca, jednak wiem, że mi zapłacono wtedy tylko za dwie godziny, co w rozliczeniu końcowym było ledwie zauważalne, ponieważ przekroczyłam jakiś tam próg podatkowy (tutaj się nie wypowiem, bo się nie znam - w każdym razie zabrano mi za to więcej podatku, przez co gra nie warta była świeczki).
Czyli, łopatologicznie rzecz ujmując, czym więcej godzin pracujesz - tym więcej ci zabiorą.
No więc z mojego punktu widzenia siedzenie w pracy po godzinach okazało się zupełnie nieopłacalne. Poza tym ostatnią rzeczą, na jaką mam ochotę po 12-godzinnym maratonie jest siedzenie w pracy za parę złotych tylko po to, by wpuszczać marudnych (no niestety) ludzi do swojego kibla.

A dlaczego ten mail do mnie w ogóle trafił? Bo jakaś nowa osoba w biurze przez przypadek dodała mnie do odbiorców maila, przez co miałam czarno na białym ile miałam mieć zapłacone, a ile faktycznie mi zapłacono. Dodam, że takie gafy zdarzają się dość często i uważam, że ludzie w zarządzie powinni się dużo bardziej pilnować.
Sytuację wyjaśniłam zaraz na drugi dzień osobiście z moim bezpośrednim przełożonym. Pokazałam chłopu maila (mogliście widzieć jego minę, jak go zobaczył), z którego ewidentnie wynikało, że za poprzednią fuchę miałam mieć zapłacone zdecydowanie więcej, niż otrzymałam.

Wytłumaczyłam facetowi, że do tej pory nie czepiałam się, bo po prostu nie byłam tego stanu rzeczy świadoma, a tym razem odmówić mam prawo, bo nikt do siedzenia za półdarmo po godzinach mnie zmusić nie może. A cała sytuacja nie miałaby miejsca, gdyby nie czyjaś gafa i zwykła niekompetencja.

W związku z powyższym tym razem nie zgodziłam się na pokrycie recepcji, bo nauczona doświadczeniem zaczęłam węszyć kolejny przekręt. Przełożony zaczął coś tłumaczyć okrężnie, ale przeprosił i zapewnił, że zaszła pomyłka, i że jeśli tylko się zgodzę, to zostanie mi zapłacone za 6 godzin plus te 4 zaległe.

I tak ostatecznie się zgodziłam, obiecując sobie, że to ostatni raz. I pewnie o sprawie bym zapomniała, gdyby nie to, że na ostatnim odcinku wypłaty nie doszukałam się ani wyrównania za poprzedni raz, ani obiecanych sześciu godzin, a jedynie dwie - tak samo jak za pierwszy razem. I znów to samo tłumaczenie, że pomyłka, że coś tam. A dopiero nie tak dawno zrobili mnie w wała a to z uniformem (tyle dobrego, że ostatecznie mi go przyznano), a to z krzesłem (czekam na nowe już któryś miesiąc, męcząc kręgosłup na starym rupieciu), a to z urlopem - no ileż można?

Dlaczego o tym wszystkim piszę?
Bo w firmie pracuje kilkaset takich pracowników jak ja. Jestem przekonana, że podobnych sytuacji zdarza się więcej niż to, co tutaj opisuję. Tylko że ludzie machają ręką na takie "drobiazgi", bo po prostu im się nie chce dochodzić swoich praw (bo dla paru groszy nie warto), albo nie są świadomi polityki firmy, albo też nie mają szansy się dowiedzieć, że ktoś ich - umyślnie bądź nie - robi w konia. A szkoda, bo na kilku takich niedociągnięciach miesięcznie, pomnożonych razy kilka przypadków, ktoś tam na górze dorabia się ciężkich pieniędzy.

Praca na recepcji

by BiziBi
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Zlodziej_Fistaszka
14 18

W jednej z moich poprzednich prac księgowa/kadrowa notorycznie okradała pracowników. Nie ważne ile nadgodzin się przerobiło, zawsze wypłata była taka sama. Gdy się z nią o tym rozmawiało, odpowiadała, że jest 3-miesięczny okres rozliczeniowy (a za nadgodziny w żadnym miesiącu nie było nadpłacone). Prośba o rmua musiała być pisemna (chyba myślała, że zrezygnuję, nie będzie chciało mi się jej pisać). Nie raz interweniowałam u szefa, na nic się to zdało, widać obydwoje na tym czerpali korzyći (szef raz dał mi stówę do wypłaty - chyba, żebym się zamknęła). Kilka miesięcy po moim zwolnieniu się usłyszałam, że firma ma kontorlę z pipu. Mam nadzieję, że nauczyła pracowdawcę płacić swoim pracownikom. Chociaż kadrowa nadal tam pracuje, więc kto wie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
14 14

@Zlodziej_Fistaszka: Że też ludziom nie wstyd tak bezczelnie kraść.

Odpowiedz
avatar BiziBi
10 10

@kazmirz: Ja nie powiedziałam, że należała mi się zapłata za więcej niż dwie godziny, ale po pierwszym razie miałam prawo uznać, że nie opłaca mi się siedzieć po godzinach za pół darmo (14 godzin pracy, plus dwie godziny w podróży, to naprawdę długi dzień). Równie dobrze mogłam już za pierwszym razem odmówić, a firma musiałaby wtedy znaleźć kogoś, kto tę pracę dla nich zrobi i będzie mieć zapłacone za godzin sześć (taka polityka firmy, jak trafnie zauważyłeś), bo inaczej żaden oficer się na to nie zgodzi. Nie wliczając oczywiście oficerów "awaryjnych", którzy muszą sie godzić na każdą pracę. Ze mną mają w takiej sytuacji ułatwioną sprawę, ponieważ ja na tej recepcji już fizycznie jestem, więc jakby z buta mogę im taka przysługę wyświadczyć, choć wcale nie muszę. Ale ponieważ zawsze wychodzilam z założenia, ze dzisiaj ja im, jutro oni mnie, to na wiele byłam w stanie się zgodzić (i wydawałoby się, że z wzajemnością..). Powtórzę, że upomniałam się tylko dlatego, że przez przypadek wypłynęła kwota ustalona za pierwszym razem, i klient miał wpłacić osobie pokrywającej recepcję, czyli mnie. I tak - na wszystkie ustalenia mam potwierdzenie.

Odpowiedz
avatar BiziBi
7 11

@Armagedon: to nie jest pierwsza moja historia, pod którą się udzielasz, i z tego co pamiętam, wcześniej ten żargon Ci nie przeszkadzał. Serio nigdy nie słyszałeś, że ktoś pokrywa czyjeś stanowisko? A czy oficer nie brzmi ładniej niż ochroniarz..?:)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
9 9

@Armagedon: ochroniarz po angielsku to security officer, to może stąd ten Oficer, kalka z angielskiego. "Pokrywania" recepcji nawet nie zauważyłam, nie ma to jak się przyczepiać do żargonu.

Odpowiedz
avatar BiziBi
6 10

@Armagedon: łomatko... wobec tego przykro mi, ale musisz te moje bzdury jakoś przetrawić, bo specjalnie dla Ciebie historii zmieniać nie będę:) mam głęboką nadzieję, że reszta czytających mój przekaz zrozumiała.

Odpowiedz
avatar grruby80
0 0

@BiziBi: ciebie powinno interesować czy płacą ci to co masz w umowie. Podatek płacisz cały czas ten sam 20% chyba że zarobisz powyżej 30 000£.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 6

@thebill: autorka zarabia w funtach :)

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
1 3

@nursetka: właśnie miałem też zwrócić na to uwagę @BiziBi: ja wiem, że historie dzieją się w języku Szekspira i są tłumaczone, jednak proszę nie tłumacz na wyrost całego kontekstu. Jak są Funty i Pensy to niech tak zostaną.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 kwietnia 2016 o 23:07

avatar misiafaraona
6 6

Ale, pomimo to, widzę że lubisz swoją pracę.

Odpowiedz
avatar BiziBi
4 4

To prawda - Każdy dzień mojej pracy jest inny i wnosi w życie coś nowego, a to bardzo ważne. I pomimo wszystkich piekielności i dziwnych sytuacji czuję się w tej branży (i w tym budynku) na swój sposób spełniona:)

Odpowiedz
avatar iks
9 9

Bądź elastyczna - szef poprosi byś została 6 godzin? To powiedz: Szefie, ale Pan mi już zalega 10 godzin - więc jak rozumiem następną zmianę pracuje tylko 2h?

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
6 6

"Zresztą zamiast kraść jako dyrektor, fabrykant, sekretarz czy inny prezes lepiej już kraść par excellence jako złodziej. Tak jest chyba uczciwiej."

Odpowiedz
avatar Miryoku
2 2

@PiekielnyDiablik: Dobrze mi się zdaje, że to z Vabanku? :)

Odpowiedz
avatar MyCha
2 4

Umowa między twoim szefem, a tą inną firmą tak na prawdę nie powinna cię w ogóle obchodzić. Ty nie jesteś w niej żadną stroną. Jeśli twój szef zapłacił tobie za dwie nadgodziny w wysokości jaką przewiduje lokalne prawo albo w takiej jaką ustaliście na etapie podpisywania umowy to wszystko jest OK. Ja za każdą nadgodzinę dostaję 1.5X, a za nocki i niedziele i święta 2X. Z jakiej niby racji miałabym dostać więcej? Bo firma wzięła od kogoś więcej kasy? Tak czy siak zawsze masz prawo odmówić zostania na nadgodziny.

Odpowiedz
avatar BiziBi
2 4

@MyCha: Bo w mailu (którego otrzymałam przez przypadek) jest jak byk napisane, że ja (określona z imienia i nazwiska) mam mieć zapłacone za sześć godzin, a nie za dwie, co mój przełożony mi osobiście potwierdził. I powtórzę raz jeszcze, że tylko i wyłącznie na tej podstawie upomniałam się o resztę zapłaty. I nie z pazerności się o nią upomniałam, a z przekonania o kolejnym przekręcie. A propos "tak czy siak" - dokładnie tak zrobiłam:)

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
1 1

@MyCha: @BiziBi: zależy, bo w sumie to może być umowa trójstronna, czy właściwie 2,5 stronna (trzecia strona - podwykonawca jest tylko bierny) ma dostać, to na się zleceniodawca i pośrednik umówili. Teoretycznie zleceniodawca powinien to sprawdzać. Czy według umowy podwykonawca dostaje należne wygrodzenie i opłacenie np. sprzętu , bo to poniekąd wpływa na jakość dostarczanych mu usług.

Odpowiedz
avatar obserwator
-1 1

Rzecz się dzieje w Polsce czy za granicą?

Odpowiedz
avatar student_prawa
0 0

Miałabyś plusa, gdyby nie sugestia, że złe jest to, że te sumy kumulują się w coś dużego dla kogoś, kto na tym zyskuje. Złe jest to, że zostałaś oszukana na x funciaków (o ile zostałaś oszukana: bo nie jest jasne, czy Twój szef umówił się z Tobą, że zapłaci Ci za tyle godzin, za ile jemu zapłaci klient), a nie to, że liczba oszukanych ludzi razy x daje dużą kwotę.

Odpowiedz
Udostępnij