Historia koleżanki (umieszczona za jej zgodą).
Kilka lat temu koleżanka załapała się do pracy jako opiekunka na kolonię. Okazało się, że ma opiekować się dzieciakami z rodzin patologicznych.
Przyznam szczerze, że nie wiem, kto płacił za te kolonie. Jedno jest pewne - na pewno nie rodzice.
Po pierwszym strachu okazało się, że, oprócz kilku standardowych młodzieńczych wyskoków, z dzieciakami wszystko OK - w miarę grzeczne i poukładane. Większych problemów nie było.
Koleżanka wybrała się z młodszymi wychowankami na plac z różnymi atrakcjami. A tam, między innymi, maszyny do łapania miśków, maszyny do wygrywania pierścionków, gum do żucia, czekoladek, a także innych, podobnych gadżetów.
Po pewnym czasie zauważyła, że jedna z dziewczynek wpadła w szał wrzucania monet. Chcę wygrać misia. Moneta. Nie udało się. Moneta. I tak kilka razy. Dalej? O, jaki ładny pierścionek, chcę go! Moneta. Nie udało się? To jeszcze raz. Moneta. (Oczywiście, dziecięcy umysł nie pojął, że to, co jest na samym szczycie wielkiej sterty kolorowych kuleczek, raczej nie wypadnie jako pierwsze).
I w ten deseń przez długi czas.
Opiekunka wzięła dziewczynkę (około dziesięcioletnią) na stronę i delikatnie starała się wyperswadować jej zabawę. Tłumaczy, że niedługo rok szkolny. Może zostawi sobie kilka pieniążków na zeszyty, a może kupi sobie jakiś ładny piórniczek?
Usłyszała:
- No, ale po co? Mama i tak dostanie to wszystko od MOPS-u.
Kolonia trwała 10 lub 14 dni, dokładnie nie pamiętam. Okazało się, że na swoje zabawy dziewczątko wydało około 400 (czterystu) złotych. Czyli połowę swojego kieszonkowego.
Warto jeszcze dodać, że organizatorzy kolonii zapewniali wszystko - przejazd, noclegi, wyżywienie oraz organizowanie wspólnego czasu. Kieszonkowe dzieciaki mogły wydawać na swoje zachcianki.
No dobrze, nigdy nie wiadomo, przez co dzieciaki w życiu przeszły. Być może dla większości wycieczka była rzeczywiście zasłużona. No, ale... Jeśli mała dziewczynka ma do pieniędzy i pomocy społecznej taki a nie inny stosunek, to chyba skądś jej się to wzięło...
W naszym Państwie ta opieka jest jakoś tak koślawo zorganizowana, że najwięcej dostają Ci co najwięcej kombinują, a nie najbardziej potrzebujący. Kolejnym zarzutem jest to, ze "daje biedakowi rybę, nie wędkę' i w ten sposób produkuje kolejne, niezaradne pokolenia bezrobotnych.
OdpowiedzPatologiczna rodzina i 800zł kieszonkowego na 14 dni?! Nieźle...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 kwietnia 2016 o 17:04
@Pani_i_Wladczyni: Tylko pozazdrościć... ja na 2 tygodniowy wyjazd od rodziców dostawałam maks setkę...
Odpowiedz@Iras: Tobie też można pozazdrościć, jak dostałam 50 zł to był szał. Ale moja mama jak owdowiała i została z 4 niepełnoletnich dzieci, dostała z mopsu negatywną odpowiedź, że nie dostanie zapomogi, bo m.in. nie ma u nas alkoholizmu, narkomanii. Mama widać starała się za bardzo, żeby nas dobrze wychować.
Odpowiedz@Pani_i_Wladczyni: Tak powiedziała mi koleżanka. Też była w szoku. Sama za tę kolonię zarobiła niewiele więcej.
Odpowiedz@Zlodziej_Fistaszka: Tak. W naszym społeczeństwie muszą być dobrze wychowani i uczciwie pracujący ludzie bez nałogów. Żeby utrzymywać resztę. I nie mówię tu o tych, którzy naprawdę potrzebują pomocy (np. rodzice z niepełnosprawnymi dziećmi), ale o kombinatorach, którym nie opłaca się przecież pracować, skoro można być na utrzymaniu państwa.
Odpowiedz500+ i tyle
Odpowiedz@thebill: To było kilka lat temu, o 500+ jeszcze nikomu się nawet nie śniło...
OdpowiedzNo to teraz poza pomocą z MOPSu takie rodziny dostaną jeszcze po 500 na dziecko. Hmmm ciekawe jak te dzieci wychowają - na uczciwych, pracujących obywateli czy na pasożyty ciągnące zasiłki skąd się da i nie ruszające się sprzed telewizora...
Odpowiedz@Shineoff: Po 500 na dziecko dostaną WSZYSTKIE rodziny, a nie tylko TAKIE. A może się mylę?
Odpowiedz@Armagedon: Wszystkie, które spełniają wymogi, oczywiście. Różnica jest tylko w tym, na co zostaną wydane te pieniądze. Shineoff chyba o to właśnie chodziło.
Odpowiedz@Armagedon: Mylisz - ja na dziecko nie dostanę, bo mam taki głupi kaprys żeby pracować ;) Za to nie mam też szans w mojej okolicy na publiczny żłobek, bo po co skoro lepiej każdemu do ręki kasę.
OdpowiedzPaństwo opiekuńcze w pełnej krasie. Cwaniaki ciągną kasę i żyją jak królowie bez konieczności kalania rąk pracą, zaś Ci, którzy faktycznie potrzebują są dymani w d... Patologia to raczej nie jest, bo w patologicznej rodzinie dzieko NIGDY nie dostało by 800 zł kieszonkowego na 2 tygodnie. To naprawdę dużo wódki, fajek czy narkotyków. Więc w tej akurat rodzinie używki nie powinny być problemem. Ale cwaniactwo i wyłudzanie już owszem.
Odpowiedz@nuclear82: Patologia to nie tylko wódka.
Odpowiedzhehehe i pomyśleć, że ja na tydzień od rodziców dostałam "marne" sto złotych
OdpowiedzNie skądś, tylko rodzice turbo patusy ją tak nauczyli, chociaż to pewnie efekt uboczy ich debilizmu, bo wątpię, żeby bezpośrednio czegokolwiek próbowali ją uczyć. Jedyne co dziewczynka wiedziała o życiu, to, że jest jakiś mityczny MOPS i mama stamtąd dostanie wszystko co potrzebne. Dziecko nie wie, że zapomoga nie materializuje się magicznie w MOPsie, tylko ktoś musi to wypracować. W ogóle pewnie nikt jej nie nauczył konceptu pracy ani (ewidentnie) wartości pieniądza. Nie mając pojęcia o tych rzeczach marnowała pieniądze jak piasek, bo chciała mieć zabawkę. Z historii mało wynika, ale nawet takie ogólne opisy wskazują na emocjonalne zaniedbywanie i samotność dziewczynki. Gdyby miała zabawki w domu, to by się na te automaty nie upierała, ale matka pewnie wszystko wydaje na wódkę. Gdyby nie była samotna, to wolałaby się bawić z innymi dziećmi a automaty by się jej szybko znudziły. Inna sprawa, dziesięcioletnie dziecko powinno mieć na tyle rozwinięte myślenie, żeby ocenić, że jak coś leży na szczycie stosu nagród w takim automacie, a otwór jest na dnie, to raczej nigdy nie wygra tej zabawki z samej góry. Człowiek uczy się głównie przez naśladownictwo. A jak ma za wzorce patologicznych rodziców, to się uczy wszystkiego co najgorsze, ewentualnie nic się nie uczy. Potem takie dziecko dojrzewa, a instynktu nikt się nie uczy, on się po prostu odzywa. Nie będąc tego świadomym, nie można go wziąć pod kontrolę, no i co się dzieje? Nieletnia zaczyna dawać dupy i zachodzi w ciążę ze skinheadem.
Odpowiedz@Herbata: Z tym, że młodej nie nauczono czym jest praca i że pieniądze mają jakąś wartość, to się zgodzę. Ale jednak ci rodzice nie są chyba do końca patusami, bo tacy nie daliby dziecku 800zł, bo za to mogliby zakupić duuużo wódy czy innych specyfików. Rodzinka raczej z tych cwaniaków, którym nie chce się pracować i doją MOPS jak tylko można.
Odpowiedz@gzygza: "Ale jednak ci rodzice nie są chyba do końca patusami, bo tacy nie daliby dziecku 800zł, bo za to mogliby zakupić duuużo wódy czy innych specyfików. Rodzinka raczej z tych cwaniaków, którym nie chce się pracować i doją MOPS jak tylko można." Cóż, to tez jest jakiś rodzaj patologii.
Odpowiedz@Malibu: Prawda, aczkolwiek użytkownikowi wyżej chodziło raczej o alkoholików.
OdpowiedzMój mąż prowadzi zajęcia z osobami będącymi pod opieką OPSów i mnie to w ogóle nie dziwi. Grupa (dorosłych) jechała na wycieczkę, a akurat był dzień wypłaty w GOPSie, a potem do autobusu. Kierowca musiał zatrzymać się na jednej z pierwszych stacji benzynowych gdzie "beneficjenci" zakupili chipsy, słodycze napoje itp. wydając czasami około na osobę 100 zł. Oczywiście małżonek nie omieszkał się ich zapytać po co im to wszystko i czy nie taniej byłoby kupić sobie coś później w sklepie. W odpowiedzi usłyszał m.in. że oni są biedni i im się należy zaszaleć raz w miesiącu.
OdpowiedzBoże 800 zł... A ja dostawałam 50 zł na tydzień ;( chyba rodzice mnie nie kochali. A nie.. Nie byliśmy patologią tylko normalną rodziną ;)
Odpowiedz400zł? Ja teraz na studiach dostaję tyle kieszonkowego. Na miesiąc...
OdpowiedzAbsurd polega na tym, że patologia dostaje różne zapomogi, bo oni biedni, pokrzywdzeni życiowo i w ogóle... a normalny człowiek, który przykładowo: straci pracę, (albo z innych przyczyn utraci dochody), mający na utrzymaniu rodzinę, potrzebujący doraźnej pomocy żeby przetrwać i stanąć na nogi, wiecie co dostanie? Za przeproszeniem gówno.... Miałam kiedyś gorszy okres w życiu, ot jak każdy czasami. Oszczędności powoli się kończyły, dziecko na utrzymaniu, rynek pracy chwilowo nie domagał i tak przyszła mi do głowy pewna myśl... Przecież po coś mamy te nasze ośrodki pomocy społecznej i inne czarodziejskie instytucje, przecież mogli by mi pomóc, co bym chwilowo nie musiała martwić się za co zapłacę przedszkole młodemu, albo co będziemy jeść, no logiczne prawda? Więc grzecznie podreptałam do gminnego ośrodka pomocy społecznej, nakreśliłam Pani swoją sytuację i zapytałam z jakiej formy pomocy mogłabym skorzystać. Zaproponowano mi..... zasiłek rodzinny. Czyli nawet nie 100 zł w miesiącu i nic poza tym... Wychodząc po prostu wybuchnęłam śmiechem. Czyli tak: skoro w mojej rodzinie nie ma problemów z uzależnieniami, jestem dobrze wykształcona itp. itd. To mogę sobie zdechnąć z głodu, bo i tak nic mi się nie należy. Na szczęście ogarnięte ze mnie stworzenie, więc niedługo po tym wszystko wróciło do normy. Zastanawiam się co z tymi, którzy mieli mniej szczęścia.....
OdpowiedzTo się nazywa "wyuczona bezradność". Nie ma potrzeby oszczędzać, pracować, dbać - bo i tak ktoś da.
Odpowiedz