Kwiecień, rok 2011, Wrocław.
Wracam mniej - więcej o 3.00 w nocy z dworca pkp do domu, ubrana normalnie (spodnie, kurtka wiatrówka, z samą, nieco większą torebką). Mieszkałam wtedy w typowych PRLowskim bloku, na małym osiedlu, gdzie każdy poszczególny blok rozdzielony jest małym "parkiem". Idąc pieszo (do domu nie miałam daleko, może jakieś 30min. pieszo, nawet nie opłacało się czekać na autobus, który zresztą i tak nie dojechałby nie wiadomo jak blisko), byłam bardzo czujna. Wiał dość silny wiatr - mimo wszystko, było trochę "złowieszczo".
Do samego domu, a właściwie pod bloki dotarłam spokojnie i bez przygód, ale, że było wtedy już dość sporo liści, najmniej bezpieczna okazała się okolica mojego bloku. Idąc alejką usłyszałam charakterystyczne "trzaśnięcie" gałązki - jak w horrorze. Odwróciłam się, zatrzymałam, zobaczyłam, że nie wiadomo skąd, ktoś za mną idzie, dokładnie to jakiś koleś. Byłam już dosyć blisko swojej bramy, więc zaczęłam w pośpiechu, aczkolwiek nie okazując paniki (człowiek idzie sobie tak samo jak ja - wraca sobie skądś, to po co od razu panikować), wyciągać klucze. Dotarłam do drzwi, odwróciłam się, wydawało mi się jak przechodzi dalej obok mnie alejką. Odetchnęłam, odwróciłam się, już mam otwierać drzwi.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam tego człowieka blokującego mi wejście i jednocześnie onanizującego się i mówiącego mi jednocześnie coś w stylu "nie bój się". Ja, spokojnie aczkolwiek stanowczo, tonem bardziej nastawionym na wyp*******j, mówię "co pan robi, proszę iść, proszę przestać", a on dalej "działa" sapiąc tekstem "jeszcze chwilkę, jeszcze chwilkę". Doszedł w końcu i uciekł. Ja z wielkim WTF na twarzy, wbiegłam do mieszkania, zamknęłam drzwi, wypiłam kieliszek wódki i spróbowałam pójść spać.
Teraz jak się nad tym zastanawiam, dziwi, się, że nigdzie tego nie zgłosiłam, ba, nawet tego żałuję.
Nie, "nie trafił" we mnie.
Nie chodzę już po zmroku. Nawet po swoich okolicach, które, jak myślałam - dobrze znam.
Nie zrobił ci krzywdy, nawet cię nie dotknął - w czym problem?
Odpowiedz@Herbata: No nie wiem, zakładam, że w robieniu sobie dobrze na zewnątrz, na oczach autorki. Chyba że dla Ciebie takie zachowanie jest normalne?
Odpowiedz@Herbata: usiłowania, ani przygotowań do przestępstwa z art. 197 kk w tym przypadku raczej się nie udowodni, ale: Art. 51. k.w. § 1. Kto (...) wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym
Odpowiedz@Herbata: Teraz onanizował się "kobietą dorosła" za parę lat może mu to przestać wystarczać i wtedy albo zacznie gwałcić albo molestować dzieci. Wszelkie takie zachowania trzeba niszczyć w zarodku by uchronić kogoś przed straszliwym skrzywdzeniem.
Odpowiedz@Herbata: Po osiedlu gania facet z fajfusem na wierzchu, ale spoko, nie ma żadnego problemu. To przecież takie normalne.
OdpowiedzAle wy naiwni jesteście. .., pod każdą historią typem wrzuca jakiś durny komentarz. A dla was jak woda na młyn i probujecie przemówić do rozsądku. .... kiedy to konto do trollowania ewidentnie jest hehe :)
Odpowiedz@hitman57: ...właśnie miałem to pisać. Ludzie, opanujcie się. Nie karmcie oczywistego trolla.
Odpowiedz"Panie, z taką glizdą to na ryby, nie ma się czym chwalić"
Odpowiedz@Litterka: Powiedziała zza laptopa w bezpiecznym miejscu. :/
Odpowiedz@hitman57: Dokładnie
Odpowiedz@hitman57: @maat_: To zależy. Jeśli to tylko ekshibicjonista, to faktycznie najłatwiej go "przepłoszyć" takim właśnie tekstem, ale niestety zawsze jest możliwość że facet jednak zareaguje agresją... chyba też bym nie ryzykowała odzywki w tym stylu, tylko ewakuowała się jak najszybciej.
Odpowiedz@Igielka: chodziło mi o to, że w takiej sytuacji adrenalina raczej nie pomaga w wymyslaniu śmiesznych tekscikow żeby zawstydzic bądź co bądź napastnika. A dwa że historia z 2011 roku a tu komentujaca stara się przekazać dobra radę, czyli co ... w czasie ma się ktoś cofnąć? Oo
Odpowiedz@Litterka: Ekshibicjonistów już kilku w życiu widziałam, jednemu powiedziałam coś w tym stylu - może nie była to aż tak cięta riposta, jednak adrenalina w tym momencie robi swoje, ale podziałało. Schował interes w gacie, coś tam niezrozumiale sapnął pod nosem i skręcił w boczną ulicę. Duże miasto, godziny popołudniowe, więc jasno, główny deptak niedaleko dworca, pełno ludzi, a ten idzie koło mnie, trzepie sobie w najlepsze i komentuje mój tyłek... Chłopak miał może 25, może 30 lat.
OdpowiedzA teraz wyobraź sobie, że masz gaz pieprzowy. ...jestem bardzo złym człowiekiem. :D
Odpowiedz@Aard: taaak geniuszem zła jesteś :/ "Wiał dość silny wiatr", cytat z historii ... warto byłoby następnym razem przeczytać dokładnie.
Odpowiedz@hitman57: gazy występują też w żelu. Co prawda trudno jest tym trafić i trzeba podejść dość blisko do napastnika, ale są. Policja takich używa.
Odpowiedz@grupaorkow: policja ma tez kaliber 9mm, nie trzeba podchodzić ... i co w zwiazku z tym?
Odpowiedz@hitman57: no to w związku z tym, że "gazowi" w żelu wiatr nie przeszkadza. To nie było takie trudne do wywnioskowania...
Odpowiedz@grupaorkow: możesz, że tak powiem, "celować ogniem" - gazu w zbiorniku wystarczy na parę sekund psikania, więc wciskasz i patrzysz jak strumień leci (i korygujesz, tak żeby trafiał gdzie trzeba - podpowiadam - w oczy, w nozdrza i twarz. Aczkolwiek jak Ci "zjedzie" i dodasz panu trochę ekstra pikantnych wrażeń w kroku, to też dla własnej satysfakcji możesz...). A potem, jak już facet ma inny problem niż prace ręczne w miejscu publicznym, dzwonimy po niebieskich. Raz, żeby klienta posprzątali, dwa, żeby nikt nie skarżył, że biednego niewinnego przechodnia (z gaciami na wysokości kostek) jakaś świruska popsikała gazem. Podejrzewam, że gość po tak "ostrej" zabawie ;) jednak by się dwa razy zastanowił, zanim by ściągnął gatki w miejscu publicznym. Jesli nie - kurację zawsze można powtórzyć. Niestety, parę złotych na gaz trzeba będzie wydać, ale jeśli ma to nauczyć klienta, że w tej okolicy (a najlepiej - w ogóle, ale niestety na to bym nie liczył) się takich zabaw nie urządza, to myślę, że warto.
Odpowiedz@hitman57: "taaak geniuszem zła jesteś :/ " Tylko mi się teraz nie dław swoim poczuciem wyższości.
Odpowiedz@Aard: Klucze, najlepiej z kubotanem, tez dają radę. ;)
Odpowiedz@hitman57: istnieje tez gaz w zelu ;) jakby pan jeszcze sobie rozsmarowal ruchem posuwistym no trauma do konca zycia ;)
OdpowiedzNa osiedlu mojej babci był sobie facet, który onanizował się na balkonie jak tylko widział, że jakieś dziewczynki na niego patrzą i wychodził na klatkę w samych majtkach onanizując się jak dorosłych nie było tylko dzieci. Każdy wiedział, że to świr i trzeba go unikać ale nikt z tym nic nie robił. Sama miałam wtedy z 10 lat i unikałam go jak mogłam...
OdpowiedzTym razem trafiłaś tylko na niegroźnego ekshibicjonistę, który satysfakcję seksualną osiąga wtedy, gdy ktoś patrzy. Ale mogłaś trafić znacznie gorzej. Na szczęście wyciągnęłaś wnioski. Może "niechodzenie po zmroku" jest lekką przesadą (zimą ciemno jest już od szesnastej, a rano nawet do siódmej), ale samotne, późne powroty do domu, w dodatku na piechotę, nigdy nie należały do bezpiecznych. Szkoda, że tak wiele "odważnych" panienek tego nie pojmuje.
Odpowiedz@Armagedon: Szkoda, że czasami nie ma innego wyjścia. Praca, szkoła, zajęcia, itd. nie zawsze kończą się o 14. Zamawianie taksówki, ściąganie sąsiada/brata/kuzyna, żeby mieć asekurację od przystanku pod same drzwi, dzień w dzień, zakrawa trochę na paranoję, nie sądzisz? Równie dobrze można to samo napisać o samotnych mężczyznach, którzy zostali pobici, albo chamsko zaczepieni i zwyzywani przez kogoś. Też mają za sobą wszędzie obstawę ciągać? Bez przesady, bo dojdziemy do tego, że jak nie ma się co najmniej 4 dana dowolnej sztuki walki, nie trenuje krav magi albo nie nosi ze sobą teleskopowej pałki, noża i gazu, to nie ma co wychodzić samotnie po zmroku - inaczej jest się "odważną" panienką albo "odważnym" facecikiem, i w sumie sami się prosimy o zrobienie nam krzywdy.
Odpowiedz@Meliana: No, nie wiedziałam, że "szkoła, zajęcia, itd." kończą się o trzeciej nad ranem. Jeśli zaś chodzi o pracę - zdarza się, owszem. Ale ja nigdy nie podjęłabym takiej, w której pracodawca nie zapewnia transportu do domu. A szwendające się po nocy panienki - albo zasiedziały się u koleżanki, albo wracają same z imprezy. Wyjątkowe sytuacje (opóźnił się pociąg) zdarzają się, ale są WYJĄTKOWE i rzeczywiście, jeśli nie ma innego wyjścia - trzeba zaryzykować. Napaść, moja droga, mogą cię i w biały dzień. Ale raczej nie mówimy tu o utracie torebki, tylko o czymś innym zgoła, czego raczej na środku ulicy w samo południe nie doświadczysz.
OdpowiedzNie rozumiem dlaczego kobiety w takich przypadkach nie dzwonią na Policje, następnym razem kogoś skrzywdzi.
Odpowiedz@Morog: Po pierwsze - taki typ nie lezie za ofiarą przez 1,5h, tylko cała akcja zazwyczaj trwa minuty. Stres, strach i adrenalina robią swoje. Jasne, można wyciągnąć telefon i dzwonić od razu, można i zdjęcia cyknąć, żeby było co pokazać, jak już ten patrol za 2 godziny przyjedzie, ale najpierw trzeba na to wpaść - od razu, natychmiast, a nie jak już jest po wszystkim. Większość kobiet w takiej sytuacji bierze nogi za pas i zwiewa. Nawet jakby zadzwoniły na policję, to co im powiedzą? "No jakiś obleśny typ z ptakiem na wierzchu za mną szedł! Jak wyglądał? Nie wiem, nie przyglądałam się, tylko uciekłam!" Och, już widzę to skuteczne ujęcie sprawcy i przykładne ukaranie... Inna sprawa - ekshibicjoniści w znakomitej większości są niegroźni, to mit, że taki gościu dziś trzepie sobie w metrze, ale jutro to już na pewno kogoś zgwałci. Nie jestem psychologiem ani seksuologiem, ale z tego co czytałam, do gwałtów posuwają się mniej więcej tak samo często, co przeciętny RedTubowy masturbator albo fetyszysta używanych majtek.
OdpowiedzMyślę, że nie masz się co dręczyć brakiem zgłoszenia tego faktu. Kiedyś wracałam wieczorem (ok 18 chyba) z zajęć. Gdy weszłam między bloki jakiś facet zaczął się do mnie dobierać. Rozmawiałam akurat z chłopakiem przez telefon i od razu zaczęłam mu głośno relacjonować co się dzieje (tak, wiem, że ludzie zajęci komórkami są częściej wybierani przez napastników). Facet się chyba spłoszył, bo od razu zniknął a ja po wejściu do domu wezwałam policję. Panowie przyjechali, wysłuchali mojego szlochania i stwierdzili, że ok, patrol się w okolicy pokręci, mogę to oficjalnie zgłosić, ale nie ma się co oszukiwać, że go znajdą.
Odpowiedz"Idąc pieszo (do domu nie miałam daleko, może jakieś 30min. pieszo, nawet nie opłacało się czekać na autobus, który zresztą i tak nie dojechałby nie wiadomo jak blisko), byłam bardzo czujna." "Nawet po swoich okolicach, które, jak myślałam - dobrze znam. " I właśnie przez takie coś może dojść do nieszczęścia. Bo to tylko 15 minut drogi, więc nie opłaca się brać taksówki, bo dobrze znam tą okolicę itp. Okolicę znasz, ale ludzi którzy mogą tam chodzić nie. Żeby zostać zaatakowaną nie potrzeba godziny, wystarczy chwila.
Odpowiedzja tam zawsze takich deprymuje mowiac " ojeeeej biedactwo", " nie martw sie, z tym mozna zyc", " mam nadzieje, ze da sie go jakos powiekszyc", " potrzeba pesetki?" i tym podobne teksty natychmiast traca rezon
OdpowiedzLat temu już naście moja babcia, mieszkająca na parterze w starym komunalnym bloku z toaletą na korytarzu, wynosiła zawartość nocnika po moim wtedy malutkim kuzynie. I miała podobną "przygodę" z tym że tamten jegomość skończył z zawartością nocnika na sobie :) Pewnie się pięć razy zastanowił zanim nastepny raz próbował się obnażać.
Odpowiedz