Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dzisiaj rozpoczęły się egzaminy gimnazjalne. I jak zwykle musiał się zdarzyć jakiś…

Dzisiaj rozpoczęły się egzaminy gimnazjalne. I jak zwykle musiał się zdarzyć jakiś cyrk... Nie z dziećmi, dzieciaki mamy rozumne, ogarnięte, dobrze przeszkolone i ogólnie fajne, ale ich rodzice to już zupełnie inna historia.

Otóż dziecko mające dysfunkcje może skorzystać z różnego rodzaju dostosowań egzaminu gimnazjalnego w zależności od potrzeb. Może np. pisać egzamin dłużej, w oddzielnej sali albo na komputerze, może też mieć inny arkusz egzaminacyjny. Żeby dziecko mogło takie dostosowanie otrzymać, musi dostać opinię z poradni psychologiczno-pedagogicznej o posiadanej dysfunkcji.

Taką opinię rodzice składają w szkole do któregoś października w roku szkolnym, w którym ma się odbyć egzamin, więc dla obecnych zdających ten termin minął w październiku 2015 r. Rodzice poinformowani zostali o tym na pierwszym zebraniu klasowym we wrześniu (co potwierdzili podpisem na liście), dodatkowo dostali też informację przez dziennik elektroniczny. Wydawałoby się, że sprawa jasna? No niekoniecznie.

Prowadziłam dziś egzamin dla największej grupy zdających, czyli dzieci bez dostosowań. Godzina 8.40, zdający wchodzą na salę egzaminacyjną. Sporo zamieszania, bo grupa duża, a tu kody, listy, legitymacje, wizytówki, PESELe... W pewnym momencie do drzwi podchodzi [M]amuśka jednej z uczennic i przynosi ZAŚWIADCZENIE O DYSLEKSJI. W dzień egzaminu! I upiera się, że miała je dostarczyć właśnie dziś i właśnie do sali egzaminacyjnej, bo TAK JEJ POWIEDZIANO! Z wielką łaską pozwoliła się odesłać sprzed drzwi sali do dyrektora, już myślałam, że nie dam rady rozpocząć egzaminu we właściwym czasie...

Sala egzaminacyjna jest na 4 piętrze. Gabinet dyrektora na parterze. Dodatkowo klatka schodowa jest od korytarzy oddzielona solidnymi drzwiami przeciwpożarowymi. A [M] dała radę tak wrzeszczeć, że w sali egzaminacyjnej było ją całkiem nieźle słychać. Podobno zapierała się, że nikt jej nie poinformował o żadnych terminach składania zaświadczeń. Dyrektor pokazał jej własny podpis na liście i adnotację w dzienniku elektronicznym, trochę straciła na impecie, ale wrzeszczała nadal, groziła kuratorium, ministerstwem, premierem i prezydentem, w końcu dyrektor zagroził jej policją i wreszcie sobie poszła.

Szkoda tylko córki, która jest fajną, mądrą dziewczyną i nieustannie musi wstydzić się za matkę i jej głupie numery. Napisała egzamin normalnie, obie części sporo przed czasem, przejrzałam jej arkusze i nie widziałam żadnych błędów, więc chyba raczej tej dysleksji nie ma. Za to ma Mamuśkę...

by Golondrina
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Allice
16 20

Zawsze nam mówiono że nauczyciele nie zaglądają do prac, nie patrzą jakie głupoty napisaliśmy (na jakimkolwiek etapie kształcenia). Jak to przejrzenie pracy ma się do procedur? Tak z czystej ciekawości, szkołę skończyłam kilka lat temu

Odpowiedz
avatar Golondrina
-2 16

@Allice: Do tej pracy akurat zajrzałam, bo lubię dziewczynę i zmartwiło mnie, że mogła nie mieć potrzebnego dostosowania. Normalnie się nie zagląda, sprawdza się tylko, czy praca jest właściwie zakodowana i czy karta odpowiedzi jest wypełniona.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 14

@Golondrina: Czyli zagląda każdy kto chce a całe kodowanie to pic na wodę, tak podejrzewałam.

Odpowiedz
avatar Golondrina
2 8

@maat_: Nic z tych rzeczy, prace od razu na sali są pakowane i nikt ich nie ogląda poza komisją sprawdzającą, która najczęściej jest w innym mieście. A kodowanie i wypełnienie karty odpowiedzi trzeba sprawdzić, bo dzieciom czasem różnie to ze stresu wychodzi.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 10

@Golondrina: Przecież sama powiedziałaś,że przejrzałaś. W małych szkołach podejrzewam, ze to standard

Odpowiedz
avatar Golondrina
1 7

@maat_: Na trzy osoby w komisji zajrzałam do tej pracy tylko ja. I nikt więcej nie miał na to szansy, bo z sali prace wyszły już zapakowane w koperty, których nie da się otworzyć bez zniszczenia. A podczas egzaminów nie ma na salę wstępu nikt poza komisją i zdającymi. Jedna osoba w szkole, która widziała pracę ucznia (poza nim samym), to chyba nie do końca "każdy kto chce"...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 5

@Golondrina: Źle się wyraziłam, każdy nauczyciel, który chce, czy tam jest w komisji

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 kwietnia 2016 o 22:55

avatar Golondrina
5 7

@maat_: W komisji jest jeden nauczyciel z danej szkoły (dwóch, jeśli grupa jest duża) i jeden z innej szkoły. Nauczyciel z danej szkoły zazwyczaj wybierany jest taki, który akurat tych dzieci nie uczył (przynajmniej w mojej szkole tak jest), więc większości uczniów po prostu nie zna, poza tym obowiązkowo jest nauczycielem innego przedmiotu niż zdawany na egzaminie. A - abstrahując już od procedur - oglądanie prac egzaminacyjnych obcych osób z dziedziny, o której mamy niezbyt wielkie pojęcie, naprawdę nie ma w sobie nic interesującego ;) Więc tak, teoretycznie nauczyciel będący w komisji ma techniczną możliwość przejrzenia chociażby i wszystkich prac uczniów z sali, ale w praktyce po prostu się tego nie robi. Najczęściej komisja siedzi, wypełnia papiery (których na egzaminie jest sporo) i modli się, żeby uczniowie zrobili jak najmniej pomyłek przy kodowaniu, żeby jak najmniej osób zapomniało wypełnić kartę odpowiedzi i żeby wszyscy jak najszybciej skończyli pisać, bo wtedy można będzie wreszcie iść do domu. I tyle...

Odpowiedz
avatar PablooS
17 19

Czasem mi się wydaje, że to niektórzy rodzice mają te dys... A tak ogólnie to nazywa się to lenistwem w 90% przypadków. Ostatnio pisałem z osobą, która miała takie orzeczenie przyznane, ale pracowała nad sobą i dzisiaj też twierdzi, że to lenistwo, bo wszystkiego da się nauczyć.

Odpowiedz
avatar Golondrina
11 19

@PablooS: Też znam taką osobę, która pracowała (i nadal pracuje) na sobą i w zasadzie w ogóle nie robi błędów. W czasach mojego dzieciństwa (czyli daaaawno temu) takie dysfunkcje nie były znane, jeśli zrobiło się błąd w jakimś wyrazie, trzeba go było np. 300 razy przepisać - skuteczność gwarantowana, pisownia takiego wyrazu zostawała człowiekowi w głowie na mur ;)

Odpowiedz
avatar bazienka
2 4

@PablooS: dysmozgie @Golondrina: moja kolezanka wlasnie takie cos miala plus dodatkowe dyktanda, a nie tryfe ulgowa

Odpowiedz
avatar burninfire
2 2

@PablooS: Dokładnie. Nie wiem czy tak było zawsze, czy w pewnym momencie od dyslektyków zaczęto wymagać jakiegoś potwierdzenia od polonisty, że oni znają zasady ortografii. Nauczycielka wzięła to sobie do serca i zaczęła ich wypytywać (pytania typu "podaj po jakich spółgłoskach piszemy rz?" a nie "jak się pisze 'żaba' i dlaczego?"). I większość zdawała ortografię po kilka razy. Dysleksja? Nie sądzę.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

@burninfire: dysleksja to w szerszym znaczeniu zaburzenia ogólnorozwojowe, które się dzielą na dysortografię, dysgrafię, dyskalkulię czy dysfonię; w węższym - zaburzenia w nauce czytania

Odpowiedz
avatar celulozarogata6
0 0

@PablooS: osoby, kotre maja stwierdzone dys.. itp. powinny, owszem , miec ulgi na egzaminach, ale- ze stosownym wpisem na świadectwie. daje głowe,że staranie o papierek magicznie by sie zmniejszyło. Ja miałam dysleksję, stwierdzona w por. psych., byłam pierwsza z ortografii, ale tez rodzice ze mna pracowali, bym nie myliła ''p'' z ''b '' i ''ó'' z ''u''. I nadal bazgrzę choć jak sie b. postaram, inni mogą mnie odczytac. Ale to bylo 35 lat temu, kiedy z dzieckiem sie pracowało...

Odpowiedz
avatar Rak77
19 29

Absolutnie nie jestem w stanie zrozumieć logiki ułatwiania egzaminu. Jakiegokolwiek. Jeśli wprowadzamy egzamin to widocznie chcemy wiedzieć czy egzaminowany osiąga wyniki wystarczające do czegoś. Wyobraźmy sobie teraz ułatwienia dla jakiegoś dys... w egzaminach na prawo jazdy. Czy to oznacza że ktoś kto ma kłopoty z odczytywaniem znaków ma prawo do mniejszego respektowania przepisów? Czy pani Halinka, która jest dyslektykiem, ma prawo do wydłużania odpowiedzi na pisma urzędowe? Czy pani Krysia ma prawo na kasie do popełniania błędów z tytułu swojego dys...?

Odpowiedz
avatar Golondrina
16 18

@Rak77: Poruszyłeś bardzo poważny problem. Z jednej strony - egzamin ma sprawdzić WIEDZĘ ucznia, TREŚĆ tego, co uczeń ma w głowie. Jeśli z powodu różnych problemów uczeń nie jest w stanie zaprezentować tej wiedzy (chociaż ją posiada), to niezdanie przez niego egzaminu nie będzie zbyt sprawiedliwe. A z drugiej strony - masz całkowitą rację, że takie traktowanie ma się nijak do późniejszego życia. Sama mam na ten temat mieszane uczucia, podobnie jak całkiem spora liczba nauczycieli.

Odpowiedz
avatar Lelissa
8 10

@Rak77: Ja jestem ogólnie przeciwnikiem wydłużonego czasu dla takich osób. Ale no wiadomo, że osoby niewidome, niesłyszące tego egzaminu nie napiszą jak inni. Po prostu do tych jednostkowych przypadków "dopisano" teraz dysów.

Odpowiedz
avatar Meliana
1 13

@Golondrina: Kiedyś, dla uczniów z dysfunkcjami uniemożliwiającymi opanowanie standardowego materiału w standardowym czasie, były szkoły specjalne, które przygotowywały do pracy w zawodach, w których ich dysfunkcje nie będą stanowiły problemu. Ale przecież dziecko w "specjalce" to wstyd, wiec dzisiaj, ułatwia się im egzaminy do studiów włącznie. Czy za parę lat nie da to owoców, jakie opisuje Rak? Boję się zastanawiać.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 7

@Rak77: brat koleżanki,walił ściemę,że jest dyslektykiem. Od której klasy,nie wiadomo. Nauczyciele lekkie WFT,bo nikt nie zauważał błędów na jego sprawdzianach czy w zeszytach. Jednak w poradni coś znaleźli. Koleżanka sama mówiła,że jej brat kłamie aby mieć wydłużony czas pisania egzaminów. Jednak nic chyba nie mogli zrobić

Odpowiedz
avatar Golondrina
9 9

@Meliana: Trochę racji masz, ale nie do końca. Szkoły specjalne w większości są przeznaczone dla dzieci z jakimś upośledzeniem, które najczęściej skutkuje niskim poziomem inteligencji. A dysfunkcje upośledzeniem nie są - osoba z dysfunkcjami może być nawet bardzo inteligentna, ale nie mieć możliwości tej inteligencji okazać z powodu jakichś problemów. Mamy w szkole chłopca, który jest wybitnie inteligentny, ale urodził się z nadwrażliwością na dźwięki. Poziom hałasu dla nas akceptowalny dla niego jest nie do zniesienia. Gdyby pisał egzamin na normalnej sali, odbierałby to tak, jak my pisanie egzaminu podczas koncertu zgrzytania nożami po szkle, zero możliwości skupienia. A jeśli będzie pisał w oddzielnej, wyciszonej sali, zapewne osiągnie wynik egzaminów najlepszy w szkole.

Odpowiedz
avatar mesing
2 6

@Golondrina: 20 lat do tyłu polonista sprawdzający pracę maturalną zaczynał od sprawdzenia jej pod względem ortograficznym, gramatycznym a na samym końcu merytorycznym. Wystarczyły 3 lub 4 poważniejsze błędy ortograficzne i praca dalej nie była nawet czytana tylko od razu pisano ocenę niedostateczny i "Już za rok matura". Jeśli ktoś miał jakieś problemy z ortografią i/lub gramatyką to miał do dyspozycji słowniki ortograficzne i podręcznik z gramatyki w wyznaczonym miejscu, gdzie miał prawo zrobić sobie notatki.

Odpowiedz
avatar Golondrina
5 5

@mesing: No tak, tylko Ty mówisz o maturze, a ja o egzaminie gimnazjalnym. To są zupełnie różne rzeczy, nie każdy musi zdawać maturę (a moim zdaniem wiele osób nawet nie powinno), ale egzamin gimnazjalny jest obowiązkowy dla wszystkich. I w związku z tym może dobrze jest, że dziecko ma szansę pokazać, co naprawdę umie, nawet jeśli trzeba mu w tym pomóc.

Odpowiedz
avatar Czarnechmury
9 13

To że ktoś robi błędy ortograficzne nie znaczy, że jest głupi i od razu ma być w szkole specjalnej. Jak ktoś jest debilem to i tak zawali test i żaden dodatkowy czas mu nic nie da

Odpowiedz
avatar rahell
6 6

@Czarnechmury: racja. Miałam kolegę w klasie w liceum, który miał tak straszne pismo, że sam nie potrafił go odczytać. Nikt nie był, nawet nasza doświadczona polonistka, ani ja, a mam mamę lekarza z typowo lekarskim pismem. Do tego chłopak miał straszne problemy z mówieniem, nie wiem jak to napisać, tak bełkotał, jąkał się i skrzeczał, ledwo się go dało zrozumieć. Ewidentnie miał jakiś problem, powinien chodzić do logopedy, ale rodziców miał niezbyt ciekawych, tępili go bardzo, nie miał w nich wsparcia. Na polskim miał ogromne problemy przez to wszystko, wstydził się mówić, polonistka zostawała z nim zawsze po godzinach, żeby jej czytał swoje wypracowania i go sama uczyła mówić powoli, żeby się go dało zrozumieć. Załatwiła też mu, żeby pisał maturę na komputerze, posyłała do poradni, bo na bank oblałby za pracę nieczytelną. Moim zdaniem dla takich osób jak on mogą być te udogodnienia. W końcu w późniejszym życiu też może się posługiwać głównie komputerem, a do bycia mówcą nikt go nie zmusi.

Odpowiedz
avatar mesing
3 3

@Golondrina: Może to brutalnie zabrzmi, ale w życiu codziennym po zakończeniu edukacji żaden pracodawca nie będzie patrzał na to, że ma on jakieś dys tylko będzie wymagał tego samego czego wymaga od innych pracowników. Życie jest niestety brutalne i nie oszczędza nikogo.

Odpowiedz
avatar Czarnechmury
5 5

@mesing:zlym pracownikiem może być człowiek bez żadnych dysfynkcji. Moim zdaniem to w żaden sposób nie wpływa na wykonywaną pracę, przecież dyslektyk nie zostanie np. polonistą. Nie róbcie z nich idiotów

Odpowiedz
avatar Golondrina
5 5

@Czarnechmury: No właśnie - jeśli problemem są WYŁĄCZNIE dysfunkcje, a osoba jest inteligentna, ma wiedzę i chce się uczyć, poradzi sobie z każdą pracą. Ale jeśli dla kogoś zaświadczenie o dysfunkcji jest tylko usprawiedliwieniem lenistwa, dobrego pracownika z niego nie będzie. Tak samo, jak nie będzie dobrego pracownika z lenia bez dysfunkcji.

Odpowiedz
avatar Dzambor
-3 5

Jako posiadacz kompletu "dys" mogę dodać swoje: Egzaminy to bardzo specyficzny sposób sprawdzania wiedzy bo nikt w realnym życiu nie każe ci wymienić odcinków kręgosłupa stojąc nad tobą ze stoperem ustawionym na 30 sekund. Te dodatkowe parę sekund zastanowienia przy odpowiedzi bo u mnie na przykład "dobry dzień" i "dzień dobry" brzmią tak samo dobrze co na prawdę jest koszmarem przy uczeniu się języków, tudzież przeczytania tego co się napisało i znalezienia literówek oraz błędów ortograficznych naprawdę załatwia sprawę. I dlatego drażni mnie gdy ktoś mówi że jest dyslektykiem wiec robi błędy i muszę mu to wybaczyć.Miałem taką prowadzącą na uczelni średnio na stronie robiła 3-4 błędy bo p/b/d pisząc wzory to ta sama litera, a pani niestety nie czytała drugi raz tego co napisała. Z notatek nie dało się uczyć a kolokwium było koszmarem bo oceniała je w systemie 0/1. Dodatkowy czas na egzaminie się przydaje. Ale przy tym już nie ma wymówki, że ma się dys- bo 95% błędów da się znaleźć i poprawić. Nad proporcjami kropek do przecinków cały czas pracuje.

Odpowiedz
avatar vonflauschig
9 13

Ja również nie rozumiem ułatwiania egzaminu. Pokutuje przeświadczenie, że absolutnie każdy musi skończyć wszystkie szkoły ogólnokształcące, niezależnie od tego, jak bardzo sobie nie radzi. Pomijając fakt, że multum zaświadczeń dotyczących różnych dysfunkcji to pic na wodę, co ma to na celu? OK, kandydat zda. Ledwo, ale zda, ale później nic mu to nie da. Zrobi maturę, skończy jakies studia i zszokuje się, że pracodawca nie da mu dodatkowego tygodnia na projekt, a umierający pacjent nie poczeka, żeby doktor wolniej mu życie ratował. W ten sposób umacnia się roszczeniową postawę młodych ludzi. Pisanie w osobnej sali? Są uczniowie bez dysfunkcji, ale stresują się mocno i mają zaciemnienie. Czemu oni nie mogę pisać osobno? Wiem, nie Twoja wina, Golondrino, ale denerwowało mnie to już w czasach szkolnych (u nas wszelkie dys były obecne tylko w gimnazjum, potem jakoś nie było dysdzieci na maturze).

Odpowiedz
avatar Golondrina
7 9

@vonflauschig: A tu się zgadzam w bardzo dużym stopniu. Zrobiła się ostatnio jakaś moda, że absolutnie każdy ma koniecznie mieć maturę i studia, więc ludzie masowo idą do szkół ogólnokształcących, jakoś się do tej matury doczołgają, mało kto jej nie zda, bo poziom trudności z roku na rok spada, a potem idą do jakiejś Wyższej Szkoły Pisania Patykiem i szpanują, że mają wyższe wykształcenie. A mogliby zamiast tego zdobyć porządny zawód i być świetnymi fachowcami w jakiejś sensownej dziedzinie...

Odpowiedz
avatar este1
5 7

U mnie w szkole, na początku, miałam wrażenie ze bycie dys polegało na pisaniu na osobnej sali, zawsze w tym samym składzie z tymi samymi nauczycielami. Gdy zostałam zapisana na zajęcia to zobaczyłam jak wygląda dys u znajomych. '2+7 to ile jest? 10?', gdzie ja w klasie bylam najlepsza z matematyki. Sama spędziłam tonę czasu pracując nad sobą i w szkole średniej dowiedziałam się że jestem tak dobra ze można by powiedzieć ze owego dys nie mam. Na maturze nie korzystałam z dłuższego czasu. Dziś uważam, że wystarczyłoby może więcej ze mną siedzieć i pilnować żebym robiła wszystkie lekcje.

Odpowiedz
avatar ciotka
4 4

@este1: Dysy na maturze nie mają wydłużonego czasu

Odpowiedz
avatar Golondrina
5 5

@este1: ciotka ma rację, na maturze dyslektycy mają czas pisania ten sam, tylko inne kryteria oceniania.

Odpowiedz
avatar edeven
1 5

Cóż, z tymi wszystkimi dys.. (cośtam) bywa różnie. Swego czasu gdy uczyłam się w gimnazjum były dziewczyny które mówiły że "Ja tam dysleksji nie mam, ale to fajne he he możesz dłużej pisać i łatwiejsze rzeczy są he he, wystarczy, że przy komisji idiotkę poudajesz przez chwilę, ze niby nawet czytać nie umiesz i ci papierek przyznają hehe"

Odpowiedz
avatar Golondrina
1 3

@edeven: To chyba nie do końca tak. Psychologiem nie jestem, ale chyba nie da się uzyskać takiej opinii metodą "udawania idiotki", wydaje mi się, że te testy są dość dokładne.

Odpowiedz
avatar edeven
1 3

Ja po prostu cytuje co mówiły, fakt faktem cwaniary opinie dostały, a to były takie dziewczyny które o dys... nie posądziłbyś nigdy + przez całą nauke miały dobre oceny a papierki dostały w 2/3 klasie gimnazjum.

Odpowiedz
avatar Golondrina
2 2

@edeven: Fakt, też znam takie historie, chociaż akurat tylko ze słyszenia. Zapewne jest to kolejna sytuacja, w której cwaniactwo wygrywa z uczciwością...

Odpowiedz
avatar Katka_43
5 9

Kiedyś powiedzenie "człowiek wykształcony" coś znaczyło. Teraz nic. Zawsze się śmiałam z teorii spiskowych, ale mam wrażenie, że komuś zależy na wykształceniu pokoleń, niedouczonych, bezwolnych baranów:(

Odpowiedz
avatar Golondrina
1 5

@Katka_43: I chyba nie jesteś w tym osamotniona :(

Odpowiedz
avatar RudaPaskuda
5 7

@Katka_43: I jest przyzwolenie na przepuszczanie tych niedouczonych baranów z klasy do klasy. Znajoma polonistka już nie raz i nie dwa miała nieprzyjemności i zatargi z dyrekcją liceum, w którym uczy, bo śmiała postawić niedostateczną na koniec roku osobom, które przez wiele miesięcy olewały jej dobre chęci, douczanie po lekcjach i możliwości poprawy ocen. Teraz problemy ma nie uczeń, który sobie bimba, a nauczyciel oceniający go zgodnie ze stanem wiedzy i stosunkiem do przedmiotu.

Odpowiedz
avatar Golondrina
1 1

@RudaPaskuda: Pozdrów ode mnie swoją znajomą, jak ja ją dobrze rozumiem...

Odpowiedz
avatar RudaPaskuda
4 4

@Golondrina: pozdrowię ;) Kiedyś była nauczycielką z powołaniem, teraz przy każdym spotkaniu się z niej gorycz wylewa, bo młodzież coraz bardziej rozwydrzona i bezczelna, kompletnie nie potrafi z nimi znaleźć wspólnej płaszczyzny, żeby coś im przekazać... Zaledwie pięć lat temu byłam u niej w klasie maturalnej i miała olimpijczyków, prowadziła kółka, ciekawe dyskusje z uczniami - teraz prowadzi dyskusje z rodzicami, bo "to niedopuszczalne, żeby mój syn/córka mieli tyle nieobecności /jedynek". Ale dobry Pan dyrektor wszystkich do matury dopuści...

Odpowiedz
avatar RudaPaskuda
0 2

@Golondrina: boleśnie prawdziwe.

Odpowiedz
avatar Szpadelek
2 2

Witam Matka chyba ma niedorozwój umysłowy daleko posunięty. Córka na szczęście nie odziedziczyła tego po niej.

Odpowiedz
avatar Kulwiec
0 2

Mamusia to nawet dysmózgię ma :D

Odpowiedz
avatar student_prawa
1 1

Swoją drogą zawsze byłem zdania, że porządna szkoła powinna przygotować do życia, a w życiu, jak szef Ci dyktuje list, to interesuje go, żeby był on napisany bez błędów, a nie to, czy błędy, jeśli w nim się pojawią, są Twoją winą czy nie. Ulgi za dysfunkcje na egzaminach to potworna krzywda, jaką szkoła wyrządza dysfunkcyjnym uczniom, którzy później mają jeszcze boleśniejsze zderzenie z dorosłością oceniającą bardziej efekty niż starania.

Odpowiedz
avatar janko12
0 0

chora sytuacja

Odpowiedz
Udostępnij