Czytając historię paninene #72462 o fundacji dla zwierząt od razu przypomniała mi się nasza historia.
Mamy kota, straszny 'przychlast'. Nie jest dla niego problemem przejście po gzymsie na pierwszym piętrze, wejście sąsiadce przez okno do kuchni, zjedzenie jej kanapek i ułożenie się w jej sypialni na krótką drzemkę. Był czas, że pozwalaliśmy mu pobiegać po podwórku (właściwie to sam nauczył się otwierać drzwi), zawsze wracał. Do czasu kiedy przyplątała się własnie pani z fundacji...
Kot wyszedł i go nie ma. No cóż poczekamy jeden, dwa dni pewnie wróci. W międzyczasie prowadziliśmy akcję poszukiwawczą, ale jeszcze bez sztabu kryzysowego. Trzeciego dnia sztab został uruchomiony - wiadomo facebook, wszystkie lokalne fora i grupy, ogłoszenia na słupach i sklepach. Kot jest dość charakterystyczny, posiada czerwoną obróżkę.
Bardziej niż pewnie było dla nas, że ktoś zabrał go do domu.
10 minut po dostarczeniu listu gończego za Sierściuchem do jednego ze sklepów, skontaktowała się z nami pani pracująca w tym sklepie. Okazało się, że w tym samym budynku (w jednym z mieszkań), w którym mieści się sklep, swoja siedzibę ma też fundacja dla zwierząt i kot prawdopodobnie tam jest, ponieważ dzień wcześniej pani z fundacji ubolewała nad losem porzuconego kotka z czerwoną obróżką.
Pełna radość. Stojąc prawie pod drzwiami fundacji wykonujemy telefon do właścicielki. I tu zaczyna się cyrk:
1. Ona dwa dni temu znalazła naszego biednego, zagubionego kotka w parku (obok naszego domu). Był bardzo wystraszony, głodny i nie wiedział, gdzie ma iść (serio głodny? kot który notorycznie przynosił nam na wycieraczkę gołębie bez głowy albo myszy?)
2. Jestem nieodpowiedzialną gówniarą bo pozwoliłam koteczkowi wyjść na podwórko, a tam czyha na niego tyle niebezpieczeństw, że łolaboga.
3. Ona dzisiaj mi kota nie odda bo nie ma jej w domu (stojąc pod jej drzwiami wiedziałam, że w domu jest)
4. To znaczy jest ale zaraz wyjeżdża - przyjdę jutro. Nie bo ona na weekend wyjeżdża.
5. A w ogóle to kota odda jak się przekona czy zasługujemy bo jesteśmy nieodpowiedzialne dranie.
Ewidentnie nie chciała nam go oddać.
Ostatecznie umówiliśmy się, że po weekendzie kot zostanie zwrócony.
Tydzień później kota dalej u nas nie było i dopiero stanowcza rozmowa z moim narzeczonym nakłoniła kobietę do wizyty u nas i oględzin. TAK - do oględzin. Pani przyszła i chciała sprawdzać czy mamy odpowiednie warunki do posiadania kota. Po wejściu na podwórko była niezmiernie zdziwiona jak mogło mu się udać uciec z tak ogrodzonego terenu (serio? jak kotu udało się uciec?). Oczywiście nie wpuściliśmy jej do domu, a krótka i rzeczowa rozmowa przekonała panią, że warunki mamy i to bardzo dobre.
Ostatecznie kota odzyskaliśmy po ponad tygodniu. Jak się okazało, pani kotów posiada dużo więcej, naszemu nadała już nowe imię (Aleksander) a kot tak śmierdział moczem tak, że wietrzyliśmy go trzy dni. No ale u niej na pewno miałby lepiej niż u nas...
fundacje zwierzęta
Ja bym się z żadną fundacją nie układała, tylko poinformowała policję o kradzieży kota - nie chcieli wydać mimo dowodu posiadania kota, a do tego US i inne urzędy - ciekawe, czy ta fundacja jest legalna. A skoro kot śmierdział po wydaniu moczem - to jeszcze TOZ, bo prawdopodobnie to nie fundacja, tylko zbieraczka kotów.
Odpowiedz@Litterka: Z tego co mówili jej sąsiedzi (którzy sami oferowali pomoc w odzyskaniu zwierzaka) nie raz nie dwa różne służby były na nią nasyłane. Póki co podobno jest na cenzurowanym.
Odpowiedz@Meve: To szkoda, że nie nasłałaś - może by ją jakoś ukarali, albo coś? Kolejny dowód na tą dziwną działalność.
OdpowiedzJak można tak tortutować kota i zakazywać mu wychodzenia na dwór? Nasza kotka załamłaby się! Wciąż pamiętam jak przynosiła żywe gołębie czy myszy w prezencie dla mojej mamy. Mama uciekała a ona biegła za nią prukając radośnie( miauczeć nie potrafiła,tylko takie prrryy,pruuu jej wychodziło) a potem swoje zdobycze zjadała za wersalką i ja olbo tata musieliśmy to sprzątać...
OdpowiedzKot zabija inne zwierzęta a ty się cieszysz, pięknie.
Odpowiedz@Morog: to się nazywa łańcuch pokarmowy.
OdpowiedzCzłowiek również zabija inne stworzenia. Olaboga.
Odpowiedz@Morog: Lwy, pantery, niedźwiedzie i wszystkie inne gatunki mięsożerne również zabijają inne zwierzęta. A słonia jak się wkurzy to też całkiem nieźle co nieco może stratować. Swoją drogą to kota nie wypuszczanego na dwór czym się karmi? Bo raczej nie sałatą i ziemniakami.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 kwietnia 2016 o 13:51
@krystalweedon: Kiedyś wdałam się (nie wiem czemu, a nie wiem, rzuciłam palenie i szukałam zaczepki) w dyskusję z fanem weganizmu. Zarzuciłam dyskusję po tym, jak usłyszałam, że psy i koty można jak najbardziej karmić karmą wegańską.
Odpowiedz@Katka_43: mieszkałam z laską co karmiła taką karmą swoje koty(na które podobno miała uczulenie) i obraz sobie, że mnie "atakowały" jak wyczuły miesko.
Odpowiedz@MyCha: No biedak niestety skazany jest na karmę z puszki. Chociaż (o dziwo) sałatę też nam lubi z niedopilnowanego talerza upolować ;)
Odpowiedz@Meve: A zawartość puszki jest syntezowana w fabryce? Bo ja myślałam, że dobrej jakości karma dla kotów składa się głównie z mięsa.
Odpowiedzkot nie je zwierząt które zabija, wypuszczany z domu kot jest zwykłym szkodnikiem
Odpowiedz@Morog: troll czy idiota/idiotka?
Odpowiedzhttp://mistrzowie.org/666380/Te-rysunki-przyprawiaja-mnie-o-ciarki
OdpowiedzCzyli nawiedzona kociara założyła pseudo fundacje i kiedy może odwala cyrki jak jej się podoba.
OdpowiedzA może poczytasz sobie w necie sprawozdania (łącznie ze cyferkami), jak ogromne szkody robią takie wolno chodzące koty jak twój wśród np. awifauny (czyli ptaków)? I wcale nie chodzi tu o gołębie miejskie, uważane często za szkodniki, ale o wróble, sikorki, rudziki, piegże ... I może po takiej lekturze doczepisz do pięknej czerwonej obróżki dzwoneczek? W wielu krajach jest to obowiązkowe u wychodzących kotów. Do przemyślenia.
Odpowiedz@qulqa: Obróżka posiadała dzwoneczek ;)
Odpowiedz@Meve: Super :) Ale nie rozumiem, jakim cudem dawała się złapać jakakolwiek mysz. Gołąb miejski, wiadomo, durne toto i nieruchawe, ale mysz?
Odpowiedz@qulqa: Miejskie myszy też widocznie są tak rozleniwione luksusami z marketowych śmietników, że straciły instynkt samozachowawczy.
Odpowiedz@qulqa: doczepiać urodzonemu zabójcy dzwoneczek - zakrawa o sadyzm
Odpowiedz@qulqa: O taaak, założyłam mojemu kotu kiedyś obrożę z dzwoneczkiem. Dostał takiej histerii, że ledwo go złapałam i usunęłam obrożę, bo jak zaczął się miotać, skakać i wrzeszczeć to się przeraziłam, że zaraz o coś zaczepi i się udusi. Drugi z kolei po założeniu przykleił się do podłogi i nie chciał ruszyć dopóki nie zdjęłam. Także nie każdemu zabójcy da się założyć dzwoneczek :D
Odpowiedz@Shineoff: Da się każdemu - wystarczy przejechać się np. po Anglii i popatrzeć na wolno chodzące koty. Konsekwencja, czas i każdy kot paraduje z dzwoneczkiem w ogródku. @egow Właśnie dlatego zakłada się dzwoneczek kotu domowemu, bo jest urodzonym zabójcą. Nakarmiony i syty nie traci instynktów łowieckich, a abijanie ptaków i myszy jest wtedy sztuką dla sztuki.
Odpowiedz@qulqa: dyskutujecie o dzwoneczkach, a sama obroża dla kota wychodzącego jest głupotą. Wyobraźcie sobie tego małego myśliwego czającego się na jakiegoś ptaszka i chwilę później zawisającego za rzeczoną obróżkę na gałęzi...
Odpowiedz@TrustMeIamVet: Jakoś moje koty nauczyły się chodzić po drzewach i nie zawisać za obrożę. Tak samo koty sąsiadów, znajomych. Tak samo inne koty, choćby w wymienionej Anglii. Jakieś cuda Panie .... Tak, koty to bardzo inteligentne zwierzaki.
Odpowiedz@qulqa: W Anglii wszystkie koty mają dzwoneczki? To ja chyba w innej Anglii mieszkam...
Odpowiedz@mooz: W Anglii nie ma obowiązku, by wolnochodzący kot miał dzwoneczek. Ale w wielu miejscach (zwłaszcza terenach podmiejskich i wiejskich) jest to bardzo popularne. Podałam Anglię jako przykład kraju nam bliskiego, który duża część z nas zna.
OdpowiedzOstatnio zamarzył mi się drugi kot. Moja kotka jest już wiekowa - skończyła 10 lat i pomyślałam, że dogadałaby się z nowym członkiem rodziny. Szukałam ogłoszeń w Internecie, ale niestety nie było w mojej okolicy kompletnie nic od osób prywatnych. Mnóstwo za to było od jakichś domów tymczasowych itp., a niestety nie mam zamiaru dostosowywać się do dziwnych wymysłów. Moja kicia od zawsze wychodzi na dwór, ale za płot nawet się nie rusza - ma swoje ulubione miejsca i tam się wyleguje. Mam też psa, który kota się boi, rośliny w domu (nie wiem czy trujące, ale jak na dzień kobiet dostałam krokusa i zobaczyłam, ze kot się do niego dobiera, to od razu Internet, a kwiatek niestety został wyrzucony:)), więc nie spełniam wymagań takich organizacji. Nie mam też balkonu, więc nawet nie mam ma czym siatki zawiesić :(.
OdpowiedzNo to jedziemy: 1. Osoby prowadzące domy tymczasowe zazwyczaj nie narzekają na nadmiar kotów. Nierzadko muszą odmawiać pomocy potrzebującym zwierzakom, bo po prostu nie ma ich gdzie wcisnąć. Nie wspominając już o ciągłych telefonach w stylu "pani musi zabrać stąd tego kota, to pani obowiązek". Także naprawdę nie zbierają oni z ulicy zdrowych kotów z obróżkami (ewentualnie wtedy, kiedy zdaje się, że kot komuś zaginął), a już na pewno nie przetrzymują ich u siebie przez tydzień, utrzymując je za swoje pieniądze. 2. Ci ludzie zdają sobie sprawę, że nie są jakąś kocią policją, żeby włazić obcym ludziom do domów i robić wizytacje. Wiedzą, że nie mają do tego prawa, no i przede wszystkim mają ciekawsze i ważniejsze rzeczy do roboty 3. Typiara kradnie Ci kota, a Ty "umawiasz się z nią na zwrot po weekendzie", a ostatecznie pozwalasz, żeby kot był u niej przez tydzień? Poza tym "namawiasz ją na wizytę" u siebie? WHAT THE ACTUAL F*CK? 4. Jak już wcześniej zauważyła qulqa, dziwne trochę z tym polującym kotem z dzwoneczkiem na szyi. Ale ok, niech będzie. 5. Nie chcę już nawet wiedzieć, jakim cudem kot śmierdział moczem przez 3 dni i na czym polegało jego wietrzenie. Pozwolę sobie sama odpowiedzieć na postawione wyżej zagadnienia. Wersja 1: Trafiła się jakaś wariatka, która prawdopodobnie z żadną fundacją nie ma nic wspólnego i szkoda, że robi im taką kiepską prasę. Właściciel kota natomiast jak widać jest człowiekiem wyjątkowo wyluzowanym, bo ja dzwoniłabym od razu na policję. Nie wyobrażam sobie, że mój kot siedzi przez tydzień u jakiejś wariatki, a ja nie wiem co się z nim dzieje. Wersja 2: Ktoś wyczuł dobrą punktację historii o crazy cat ladies i wrzucił zmyśloną bądź mocno podkoloryzowaną historyjkę. Mam nadzieję, że jednak prawdziwa jest wersja pierwsza, bo chciałabym wierzyć, że nikt nie jest takim ch.., żeby zmyślać historie szkalujące ludzi, którzy leczą, steryzliują i znajdują domy setkom kotów rocznie. Ale z drugiej strony - trochę siedzę w temacie i w życiu nie słyszałam takich historii, jakie się ostatnio wypisuje na piekielnych. Trochę dziwne.
Odpowiedzw pierwszym zdaniu miał być oczywiście niedobór, a nie nadmiar:)
Odpowiedz@recaptcha: ad 3. Akurat uważam, że to było mądre posunięcie. Lepiej się z wariatką dogadać polubownie, zaprosić do siebie i mieć spokój niż potem wojować przez lata (nie wiadomo co może wymyśleć w obronie ucieśnionego kotka).
Odpowiedz@recaptcha: myslalam, że opieką nad bezdomnyni zwierzekani obowiazkowo zajmuhe się gmina. Kiedyś Znajomy chciał, abym przygarneła doga niemieckiego w ramach domu tymczasowego i kase za jego ewentalne leczenie miała ni zwracać fundacja i osatnio też trafiłam na tego typu ogłiszenie, więc nie ze swoich płacą. Nie wiem czy we wszystkich. Co do przywłaszczenia zwierząt jestem pewna, że takie zjawisko występuje.
Odpowiedz@recaptcha: Właśnie to mnie najbardziej szokuje. Ktoś wie, że jego osobisty kot jest zakładnikiem jakiejś wariatki i zamiast natychmiast go odbić albo w ostateczności zapłacić jakiś okup :D, przez tydzień usiłuje się umówić przez telefon...
OdpowiedzZachipujcie kota i zarejestrujcie go w bazie danych. Sama babka raczej podszywa się pod jakąś fundację.
OdpowiedzGdyby babka była z jakiejkolwiek fundacji, to zanim wzięłaby waszego kota do siebie, musiałaby z nim pojechać do weterynarza, zrobić testy na FELV/FIV i sprawdzić ogólny stan zdrowia kota, zanim wprowadzi się go do grupy innych kotów. Takie badania są absolutnie konieczne, bo ww choróbska są niestety zaraźliwe i ŻADNA normalna fundacja nie pozwoliłaby sobie na wprowadzenie potencjalnie chorego kota do stada. Przy okazji, będąc u weta musiałaby sprawdzić czy kot nie ma chipa - jeśli miałby chipa, miałaby obowiązek niezwłocznie zwrócić wam kota, chyba, że byście nie chcieli (takie sytuacje się zdarzają). Na przyszłość radzę jednak kota zachipować, bo a nóż widelec trafi się kolejna taka paniusia, a posiadanie chipa jest jednoznacznym dowodem na to, że kot jest wasz i tylko wasz. Co więcej - dobrze byłoby się dowiedzieć kim jest ta kobieta i co to za dom tymczasowy prowadzi, ponieważ to co robi należałoby zgłosić chociażby do fundacji pod której patronatem się znajduje tudzież do TOZu.
OdpowiedzTakie działanie przypomina mi od razu SOS Bokserom i znikanie psów pod ich opieką. http://sosbokserom.blogspot.com/ - nie wiem, czy ktokolwiek śledził historię Diany, ale jej właściciel zmarł, a sprawę umorzono.
OdpowiedzNie wyobrażam sobie, żeby czekać tydzień z założonymi rękami wiedząc, że mój kot jest przetrzymywany przez jakąś wariatkę. Kazałabym zwrócić natychmiast, bo jak nie to zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa kradzieży.
Odpowiedz@JaNina: Słyszałem, że są takie pseudofundacje i schroniska(?), które celowo kradną koty. Znajoma kiedyś opowiadała, że znalazła swojego kota na stronie fundacji jako "wygłodzonego i chorego, ale teraz już doszedł do siebie po długiej rekonwalescencji" według fundacji miał ok 2 lat (kot 6-7 letni) Nieźle się znajoma namęczyła, by go odzyskać, obróżkę zdjęli, dowody miała tylko zdjęcia, a oni się upierali, że to nie jej kot, tylko inny i nie chcieli wydać. W końcu go odzyskała, na szczęście zanim trafił do innej rodziny, bo ktoś go tam miał przygarnąć. Cyrk normalnie...
Odpowiedz@Ferian: Dlatego trzeba bezwzględnie zaczipować zwierzaka, przede wszystkim takiego który nie jest domowy, tylko około-domowy.
OdpowiedzMam kotkę i w związku z tym czytuję różne fora i grupy fejsbukowe związane z tym tematem. Śmiało stwierdzam, że występuje zjawisko analogiczne do odpieluszkowego zapalenia mózgu, nazwałabym je powiedzmy...sierściuchowe zapalenie mózgu. Niektórym naprawdę odbija na punkcie kota. Ja rozumiem troskę o zwierzę i traktowanie go jak członka rodziny (sama mam fioła na punkcie mojego futrzaka), ale na tych forach toczą się walki na temat tego czy wypuszczać czy nie, czy sterylizować czy nie, każdy wie lepiej czym karmić, jak leczyć, jak się bawić, czego nie robić, zawsze ta druga strona konfliktu jest skończonym imbecylem i w ogóle jakby się dało to by się tam wszyscy pozabijali. Widzę, że rzeczona pani również do normalnych nie należy. Żeby odbierać normalnym ludziom zwierzę bo mają czelność je wypuszczać na dwór?!?!?!? Doprawdy kanalie z Was...
OdpowiedzOdnoszę wrażenie że ludzie z takich fundacji są szurnięci.
OdpowiedzNo i kobieta miała rację, kota się nie wypuszcza samopas, bo to niebezpieczne. Może wpaść pod auto, zjeść zatrutą mysz, zarazić się chorobami zakaźnymi od innych kotów (mało które koty są szczepione na białaczkę, bo jest spore ryzyko mięsaków), wpaść pod auto, jakiś zwyrol może obedrzeć go ze skóry, może byc pogryziony przez psa etc. etc. Dodatkowo kot nie jest częścią naszego ekosystemu, przyczynia się do masowej likwidacji ptaków, gryzoni i zwierząt pod ochroną. Dodatkowo obroża to jest coś czego kot nie powinien mieć. Może się na niej powiesić, może przełożyć przez nią łapę, zaczepić żuchwę. Jesteście okropnie nieodpowiedzialni jeśli chodzi o zdrowie i życie waszego kota. Pewnie jeszcze ma jako wisienka na torcie diete z karmy suchej albo gównianej mokrej. Dlaczego nie zabiezpieczycie ogródka? Są firmy od tego jak sami nie umiecie. Kotu obroże jest o kant dupy, wystarczy chip. Możecie też wybudować woliere albo jeśli to za duzo koszt kupić szelki (polecam pelo szczyrki i treponti) i wychodzić normalnie z kotem na spacer. Słusznie że dostaliście nauczkę od tej kobiety, ewidentnie wie o kotach więcej niż wy. Ciemnogród..
Odpowiedz