Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Przeczytałem tu ostatnio kilka historii o dziewczynach poznających "faceta z wyższych sfer"…

Przeczytałem tu ostatnio kilka historii o dziewczynach poznających "faceta z wyższych sfer" i ich zmienionym podejściu do starych znajomych.

Boję się, że zacznie się szufladkowanie, którego chyba jestem ofiarą. Medal ma dwie strony.
Może opowiem jak to wygląda w moim przypadku. Nie wiem jak to zostanie odebrane ale spróbuję.

Wychowywałem się na wsi. W zwykłej robotniczej rodzinie bez jakichś kontaktów i pleców. Biedy u mnie przesadnej nie było, ale i tak każdą złotówkę oglądało się z dwóch stron przed wydaniem, ciuchy nosiło się po starszym kuzynie, a dostanie jako dziecko 2 zł od dziadka w niedzielę wiązało się z radością jak w dniu wypłaty.
Uczniem byłem przeciętnym, ale cwanym i wiedzącym czego chcę. Od początku miałem plan na siebie.
Miałem kilku przyjaciół i kolegów, z którymi od podstawówki trzymaliśmy się aż po koniec szkoły średniej.

Wtedy kontakty zaczęły się pogarszać.
Nikt z nas co prawda nie wyjechał za granicę. Każdy poszedł do pracy w okolicznym mieście za najniższą krajową. Zaraz po szkole, praca na normalną umowę nawet z najniższą krajową to był dla nas luksus.
Ja byłem ten gorszy bo poszedłem do pracy i o zgrozo jeszcze na studia zaoczne. I to dość ciężki ścisły kierunek.
W międzyczasie latałem z kursów na kursy. Wiązało się to z wiecznym brakiem czasu i pieniędzy na "melanż" i w sumie sam siebie o to pogorszenie kontaktów winiłem. Brak czasu do tego stopnia dawał się we znaki, że były różnego typu złe przygody typu zaśnięcie za kierownicą czy omdlenie.

Już wtedy słyszałem od kolegów, że odbiła mi szajba. Mam się za nie wiadomo kogo. Twierdzili, że studia to tylko strata czasu i pieniędzy. Kto mi uzna papierek z zaocznego kierunku? Po co się tak męczyć. W tym kraju się nie da itd, itp.

Mijały lata, w pracy poświęcałem się dość ofiarnie. Jak to "młody" w robocie zwykle miewa, zawsze dostawało się najgorsze zadania ale i z nich wywiązywałem się wzorowo. Koledzy, których poznawałem w pracy, także szybko zaczęli nabierać do mnie dystansu gdy dowiedzieli się, że studiuję i doszkalam się jak tylko mogę.
Pewnego dnia stało się, awansowałem, później znowu i to jeszcze wyżej. Z pracowników fizycznych, stałem się pracownikiem umysłowym. Za tym wszystkim szły wielokrotnie większe pieniądze. Mimo to, że ta praca nie wiązała się z polityką/mordowaniem fok/poganianiem ludzi batem itp. to dużo czasu nie było potrzeba aby zobaczyć jak ludziom z mojego dawnego otoczenia po prostu odbiło.

1. Koledzy z pracy:
Część przestało mi nawet podawać rękę i niektórzy mimo usilnych starań mówią mi na "Pan", mając w pamięci jak kiedyś śmialiśmy się razem na nocnych zmianach ze "sztywniaków z biura" (ja się nadal śmieję z niektórych lecz już pod nosem).

2. Lokalna społeczność w rodzinnej miejscowości:

- Odstawiłem samochód do mechanika. Z niektórymi z nich grało się w piłkę za dzieciaka. Po wysłuchaniu szyderczych pytań z sarkastycznie udawanym zmartwieniem w stylu "ojojoj... psuje się? No jak to? Taki drogi i jeszcze się psuje?" dostałem taką cenę naprawy, że nawet w autoryzowanym serwisie producenta wychodziło taniej.
- Auto raz było przerysowane, drugim razem z kolei jakiś śmieszek wyrzucił mi worek śmieci na maskę.

- Starzy znajomi z podstawówki/gimnazjum którzy nie odpowiadają nawet na proste "cześć".

- Masa plotek. Moja ulubiona to ta, że studiów nie ukończyłem tylko kupiłem lewe papiery. Dobra jest też ta, że narkotyzuję się Bóg wie czym.


3. Dawni przyjaciele:

Kontakt na dzień dzisiejszy urwany zupełnie. Próbuję go polepszyć odkąd te kontakty zaczęły się psuć. Podejście takie, jakbym zrobił im coś złego. Nawet za bardzo nie wiem co u nich. Z Facebook-a widzę, że dalej imprezują, trzymają się razem, mieszkają u rodziców, bez planów na jutro. Ja jestem wykluczony. Nie udało mi się im nawet wręczyć zaproszenia na mój ślub. Minęło jakieś 5 lat odkąd poszedłem na studia. Dziś mam masę czasu. Jednak chyba go poświęcę na dzieci.

Są też i drobne plusy :)
- U Panów spod sklepu mianowany jestem już nie kierownikiem a prezesem (tylko od kierownika chcą złotówkę a od prezesa 5)
- W młodości dużo biegałem za dziewczynami. Z racji statusu i pochodzenia często dostawałem kosza. Wolały chłopaków "z miasta", którzy przyjeżdżali tu jak na wyprzedaż.
Po czasie te, od których dostawałem kosza same wręcz zaczęły za mną biegać, zapraszać na różne imprezy itd.

Przyjaciela mam jednego. Jego losy są podobne do moich. Chodziliśmy razem do technikum. Los wywiał go dość daleko ale widujemy się często. Już jako rodziny. Nie żałuję niczego. Lepszy jeden prawdziwy przyjaciel niż masa fałszywych.

Sukces rodzi wrogów.
Ale mimo wszystko nie można zapominać kim jesteśmy i skąd pochodzimy.

polska_wieś

by acccid
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
37 37

mimo drobnych różnic (miasto) wiem o co biega, patrząc z boku: myśle, że znajomi są szczęśliwsi. Pełnia szczęścia to wypad do droższej dyskoteki, 200 zł premi to "ten cham rzucił ochłap, bo pewnie już nie ma co z kasą robić", nowy dres , 20 letnia BMka i jesteś super, ale nikt nie widzi, że gdy byli na melanżu to z roboty do szkoły ktoś popylał, co sobote zamiast na balety to uczelnia, zamiast dresu adasia to czesne. A teraz? Ty to masz! Tobie jest lekko! Nikt kura nie pamięta jak było ciężko z kasą i czasem. A kto zabronił się uczyć?

Odpowiedz
avatar Eloe
15 17

Miałam podobnie z ochłodzeniem stosunków z przyjaciółmi/znajomymi. Tylko wcześniej. Wiesz miałam czelność pójść do liceum poza moją pipidówę. I to takiego lepsiejszego.

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
7 9

@Eloe: nie mamy grupy kontrolnej do porównania np. brata; Wcale nie musiał urazić ich osobiście, wystarczy że od matek i ciotek usłyszeli kilka razy, że taki sam jak oni, a osiągnął sukces. Zatem oni tez by mogli, ale są lenie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 15 kwietnia 2016 o 12:38

avatar jedendwatrzy
5 7

@JaNina: po co? będziecie mieć z tego satysfakcję, nie wiem, pośmiejecie się, jacy to wy nie jesteście sprytni i złośliwi? nie zapraszajcie i tyle... jak dzieci.

Odpowiedz
avatar CatGirl
14 16

Niestety, nie wiem czy to tylko u nas w Polsce, czy ogólnie na świecie, ludzie nie chcą, żeby innym dobrze się wiodło. Przykłady znajduję na każdym kroku. Np. zdałam bardzo, bardzo ważny egzamin, uczyłam się do niego przez 3 miesiące niemal codziennie i stresował mnie okrutnie. Pochwaliłam się koleżance mamy. Usłyszałam "noo....ale czy egzamin z CZEGOŚ-INNEGO-CO-BĘDZIESZ-DOPIERO-ZDAWAĆ nie będzie trudniejszy?". Ręce opadają, bo osoba taka na temat zielonego pojęcia nie ma, ale się wypowiada i skrzydła podcina. Nawet jak spotykam dawne znajome, to też czekają, aż powiem, że u mnie coś się nie układa. Przykre, ale prawdziwe.

Odpowiedz
avatar plombabomba
19 19

@CatGirl: Nie tylko w Polsce :)) Do mnie przez rok nie odzywała się szwagierka, Włoszka. Bo robiłyśmy z jej córką ten sam kurs, na koniec były egzaminy i w ogólnej punktacji zajęłam drugie miejsce i zgarnęłam nagrodę pieniężną. A jej córka była gdzieś po pierwszej dziesiątce. Oj jakaż to obraza była!!! A potem do mnie doszło, że obie rozpowiadają, że przespałam się z całą komisją egzaminacyją... Bo przecież niemożliwe, żeby Polka zdała lepiej od Włoszki. No musiało coś być.

Odpowiedz
avatar bike_me
4 4

Norma. Przyjaciółka opowiedziała mi jakiś czas temu o spotkaniu ze wspólnymi znajomymi. W pewnym momencie znajomi zapytali o mnie. Układa mi się dobrze zawodowo i prywatnie, o czym przyjaciółka szczerze opowiedziała. Reakcja? "dobra, nie przynudzaj już" i zmiana tematu. Chociaż sami przed chwilą pytali - chyba licząc na jakieś pikantne plotki.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 15

Wybacz,ale może oni tak naprawdę nigdy Cię nie lubili? Może byłeś tylko takim kolegą od tak? Wiesz,z braku laku? Bo cieszymy się z sukcesu ludzi,których darzymy szacunkiem,żywimy ciepłe uczucia etc. A bolą sukcesy tych,których niecierpimy. A może nawet nieświadomie,jakoś ich wkurzyłeś?

Odpowiedz
avatar Zlociutki
4 12

@Day_Becomes_Night: bitch please, chyba w polsce nie mieszkasz? Bo takie zachowanie jest typowo polskie, to jest nasza cecha narodowa przekazywana w genach

Odpowiedz
avatar paski
15 17

Tak jak mówisz, medal ma dwie strony i dlatego osobiście zawsze tak bardzo piekliłam się pod tymi różnymi historiami o dziewczynach co to rzekomo poznały "bogatego" faceta i już nie chcą z nikim rozmawiać. Zwykle tak jest, że ktoś zawistny rzuci hasło, drugi podkoloryzuje i już za chwilę plotka goni plotkę.

Odpowiedz
avatar Leone
27 27

Dziwisz im się? Jesteś zaprzeczeniem ich poglądów na świat. Przecież bez pleców nie dostanie się pracy, trzeba oszukiwać, a każdy kto zarabia ponad 3000zl netto to oszust i wyzyskiwacz. Oni Cię nie lubią i nie chcą mieć z Tobą kontaktu, bo mogliby przy Tobie poczuć, że zmarnowali sobie życie. A wtedy znacznie trudniej udawać szczęśliwych.

Odpowiedz
avatar sixton
24 24

To proste. Nie jesteś już jednym z nich. Jesteś tym po drugiej stronie, po której oni pewnie nigdy nie będą. Choćbyś nie wiem jak się starał tej przepaści między wami już nie zasypiesz. To że się wywodzisz z tego samego środowiska nic nie zmienia. Wręcz przeszkadza - może uważają Cię za zdrajcę (bez głębszej refleksji na czym ta zdrada miałaby polegać).

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
9 15

W piekle diabły gotują w kotłach ze smołą potępione dusze. W każdym kotle siedzi jedna nacja. Dyżurne diabły muszą tych kotłów pilnować, bo co rusz jakiejś duszyczce udaje się wdrapać na brzeg i próbuje uciec. Tylko kotła z Polakami nikt nie pilnuje, nie ma takiej potrzeby. jak tylko jednemu udaje się wdrapać na brzeg, pozostali w kotle wciągają go z powrotem. A tutaj klasyka, fragment tak prawdziwy, że aż straszny: https://www.youtube.com/watch?v=V2sedTLIRWU

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 13

Nie do końca rozumiem dlaczego się tym przejmujesz. Mało kto przyjaźni się z jedną osobą od dzieciństwa bo zmieniają się priorytety, zachowanie, sytuacja życiowa. Wyobrażasz sobie, że dołączasz teraz do swoich kumpli na popijawie, gdzie psioczą na takich ludzi jak ty i ich sukces, często jedynie dla zasady? Też mi się urwał kontakt z koleżankami z rodzinnej wsi, jak widzę jedną z nich, która sprzedaje w sklepie to zawsze zagadam co słychać, ale poza tym nie mamy w tej chwili sobie wiele do powiedzenia, bo i niewiele nas łączy. Nie do końca wiadomo która miałaby się "wywyższać" w którą stronę, bo ja mam dobra pracę, ale ona ma rodzinę i dzieci. Jak się chce czegoś komuś zazdrościć to powodów się znajdzie wiele.

Odpowiedz
avatar acccid
5 5

Przejmuję się bo planuję tam wrócić. Znam tam każdy kamień, każdy kąt i każdy krzak. Marzy mi się budowa domu. To doskonale położone miejsce. Chciałbym mieć dobre relacje z ludźmi. W ostateczności dopiero mogę mieć ich gdzieś, odgrodzić się jak się tylko da przed ciekawskimi. Puścić groźnego psa i spokojnie żyć. Wywyższanie się można wykluczyć. Rozmów o pracy unikam jak ognia :)

Odpowiedz
avatar Draco
15 15

Oto skutki PRLu. Przedsiębiorcze podejście do życia i inwestycja w siebie zostały zarżnięte. A potem uczono od przedszkola o równości wszystkich proletariuszy i że najlepiej jest jak wszyscy zarabiają tyle samo. Myślenie socjalistyczne i przejecie przez państwo roli opiekuna obywateli doprowadziło w końcu do sytuacji w której większości społeczeństwa się nie chce nic zmieniać. Teraz osoba która swoją pracą i wiedzą zdobywa lepsze stanowiska i pieniądze będzie atakowana jako odmieniec. A pozostali nie wyjdą ponad poziom swojej grupy. Najgorsze jest jednak to, że typ osób które są opisane w historii nie ma często marzeń. Oni nie marzą, nie mają planów. Żyją z dnia na dzień, od jednej wypłaty do drugiej. Bardzo często nie oszczędzają. Nie zmieniają nic w swoim życiu. Widziałem to na przykładzie wyjazdów zagranicznych. Odkąd tylko sam zarabiam to bez problemu oszczędzałem na konkretne cele. Były nimi np. wyjazdy zagraniczne. I tak po tych prawie 10 latach od początku mojej kariery zawodowej byłem już w 7 krajach. Nie chwalę się tym, ale ta liczba robi już na wielu osobach wrażenie. Najlepsze jest jednak to, gdy ktoś mnie i żonę pyta skąd mieliśmy na to pieniądze. Ludzie nie wierzą, że można "taką kasę" oszczędzić w ciągu roku. Co śmieszniejsze te osoby często zarabiają więcej niż ja.

Odpowiedz
avatar LTM87
4 4

@Draco: Racja. I tak sobie myślę, że zarówno brak sympatii do ludzi, którzy odnieśli sukces jak i obnoszenie się z awansem społecznym oraz przekonanie o własnej lepszości tak silne, że odrzuca się wszystkich stojących "poniżej" to są owoce tego samego drzewa - komunistycznego myślenia. W pierwszym przypadku jest jak pisałeś - ten, kto nie chce z innymi solidarnie klepać bidy, ten wróg, być może nawet aspirujący do grona "ONYCH", "tych z góry", przez których ta bida jest. Pracuje umysłowo? "Panie, a co to za robota? Koszulka, krawacik, robota to panie jest, jak gnaty przez skórę wyłażą ze zmęczenia, to jest robota! A nie takie tam..." - wdrukowany kult pracy fizycznej, jako tej jedynej, niezbędnej i godnej człowieka. Nie pije? "Panie, ja tam nie ufam niepijącym, pewnie kapuś, albo i jeszcze co gorszego..." - tu objawia się powszechne przekonanie, że pić trzeba, bo tu jest Polska, tu się pije, żeby zagłuszyć smutki, a kto nie ma aż takich smutków, aby zagłuszać je gorzałą, no... ten już podejrzany, bo chyba mu za dobrze. A komu za komuny było "za dobrze"? Ano... IM, tym z góry. I masa, masa podobnych dziwnych naleciałości z poprzedniego systemu. A drugi przypadek? Chęć pokazania tej szarej masie, że się ponad nią wyfrunęło. Że się ma "studia wyższe", że się jest "panią doktorową", że się ma "prywatny samochód". Najczęściej jest to objaw ładowania przez rodziców zupełnie nieaktualnych przekonań. Przekonania, że "ty po studiach to nie będziesz Kowalska, tylko PANI MAGISTER KOWALSKA, rozumiesz? Magister! Jak to brzmi!" - lubiana w PRL tytułomania. Przekonania, że "za lekarza wyjdź! Doktorowa będziesz! Doktory na państwowym, bidy nie klepią" - wniosek, że państwo nie tylko zadba o niby-swojego (tu - powiedzmy lekarza pracującego w państwowym szpitalu), ale i o całą jego rodzinę, a i teściom może coś skapnie. "Samochód masz prywatny! A oni nie mają, ty możesz być ktoś!" - fiksacja na punkcie własnego środka transportu wyniesiona z czasów, kiedy samochód pod blokiem był oznaką pewnego statusu - albo wyczekany i odebrany z Polmozbytu, albo też zdobyty w ramach pozycji i "układów". Mówiąc krótko - jeśli ktoś słyszy na co dzień podobne głupoty, mentalność jego rodziców trąci PRL z kilometra, to i nic dziwnego, że potem, kiedy mu się uda wskoczyć wyżej, traktuje innych jak śmieci. Bo sposób traktowania innych wynosi się po prostu z domu...

Odpowiedz
avatar vera
4 4

@Draco: Nie do końca masz rację, to nie żadne "myślenie socjalistyczne" tylko dość typowy przykład typowej "kultury wiejskiej". Jeśli pojedziesz np. na bliski Wschód, do Afryki, ogólnie na tereny słabo urbanizowane, gdzie ludzie z dziada i babki żyją w jednej wsi i robią to samo, podejście będzie podobne. Tacy ludzie są bardzo mało elastyczni, więc boją się zmian i niechętnie podchodzą do "obcych", także mieszkańców własnej wsi, którzy się w jakikolwiek sposób wybijają.

Odpowiedz
avatar Kataklizator
3 3

Witam, aby dodać komentarz specjalnie założyłem konto na tym portalu, mimo iż czytam go już ze 3 lata... :D Chciałem dodać od siebie do tej historii, że miałem/mam niemalże identyczny "problem". Moja rodzinna miejscowość to wieś gminna, po ukończeniu gimnazjum człowiek musi śmigać do najbliższych miast do szkoły średniej bądź zawodowej. Po liceum pojechałem na studia, zacząłem studiować kierunek ścisły (z wyboru, nie z przymusu :P) taki sam jaki mój tata skończył. No i po tych 3,5 lat studiowania w końcu otrzymałem dyplom inżyniera. Do czego zmierzam - znajomi, niespokrewnieni ze mną jakkolwiek gratulują, często pytali mnie jak tam na studiach jest, mówili, że otwarcie zazdroszczą, bo też by chcieli, ale dla nich to by było za trudno - ogólnie, fajnie, powiedzieli swoje zdanie, życzyli mi jak najlepiej i super, ważne, że szczerze. Piekielny jest mój kuzyn... ;) Jak mnie widzi, to się uśmiecha, rozmawia, a i napoje wysoko-skokowe pije ze mną. Zmienia maskę jak mnie nie ma w towarzystwie: uważa, że jestem teraz Panem Życia I Śmierci. Zazdrość bije przez niego, bo moja rodzina ma więcej pieniędzy od jego. Pamiętam jak jadłem pomidorówkę z ryżem przy szafkach kuchennych, bo przy stole nie było miejsca :)... Pieniądze nie zawsze były w naszym domu, ale mój tata osiągnął to, że mogę już teraz jeść pomidorową przy stole! No i teksty mojego kuzyna typu "gdybym urodził się w takiej rodzinie, to bym Jaguarem jeździł!!!"... Z rodziną najlepiej na zdjęciach ;-) Smaczków takich to mam wiele, nie tylko mój kuzyn jest piekielny, choć chyba jest na 1. miejscu mojego podium. Także autorze tej historii, w 100% rozumiem Ciebie i można powiedzieć, że pewnym sensie utożsamiam się z Tobą, mimo iż nie mam żony, ani dzieci, za to mam ledwo 23 lata ;). PS. Bynajmniej Jaguarem nie jeżdżę - MZK, PKP w zupełności wystarczy ;)

Odpowiedz
avatar acccid
0 0

Też jestem inżynierem :)

Odpowiedz
avatar nikiriki
2 2

Bardzo mi przykro z powodu twoich "przyjaciół". Pokazali tylko, jak bardzo są fałszywi i nie warci nawet złamanego grosza. Twoja historia bardzo mnie zmotywowała, tak szczerze mówiąc. Napisałeś, że ciężko pracowałeś na sukces, odpuszczałeś wszystkie imprezy itd. Tego roku postanowiłam, że zdam testy SAT i TOEFL z angielskiego, abym mogła wyjechać na studia za granicę, aby tam dorobić się za x lat własnej wytwórni filmowej. Zamierzam także pracować, aby na owe studia w ogóle mieć. Co kilka dni mam załamanie, czy warto, czy jak będę spała pewnie po 3 godziny (szkoła, praca i nauka do egzaminów), to czy potem mi się opłaci. Twoja historia pokazała mi, że owszem, opłaci. Dziękuję, że opisałeś ją tutaj :)

Odpowiedz
avatar inflamator
1 1

Mam podobne odczucia. Chociaż nie wiem, czy to ja nie jestem piekielny... Skończyłem studia ścisłe zaocznie i pracuję w swoim zawodzie, chociaż nie tak wysoko, jakbym chciał. Zarabiam nieźle. Kiedy odwiedzam rodzinne strony, spotykam dawnych znajomych, którzy skończyli szkoły techniczne (średnie, bo na studia się nie chciało) i pracują na magazynie, bo im się nie chce szukać innej pracy, albo dlatego, że w tej pracy pracuje kolega. Oczywiście, nie uważam, że praca na magazynie jest gorsza, bynajmniej, ale chyba nie po to człowiek uczy się np. na elektryka, żeby być magazynierem. No i najgorsze, co słyszę prawie za każdym razem: "Ku*wa, jutro znowu do tej, zas*anej roboty." - Moim zdaniem najbardziej destrukcyjne nastawienie, jakie może być. Chciałbym to nastawienie dawnego przyjaciela zmienić, ale boję się, że wyjdę na wywyższającego się, na "lepszego". Smutne to. Ale może tak ma być?

Odpowiedz
avatar acccid
0 2

@Herbata: No poniżany to ja nie byłem aczkolwiek coś w tym jest. Z czasem sam stałem się "człowiekiem z miasta" i to mieszkającym sam na dwupokojowym mieszkaniu (wynajem). Jedna z koleżanek kiedyś wprost powiedziała mi, że "warto się było jednak koło mnie zakręcić". No ja dziękuję za takie panny. Dało mi to tylko do zrozumienia, żeby żadnego kosza nie żałować. Z ładnej miski się nie najesz :)

Odpowiedz
Udostępnij