Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

W którejś historii napotkałam komentarz użytkowniczki Meliana, którego poniżej zacytowany fragment ożywił…

W którejś historii napotkałam komentarz użytkowniczki Meliana, którego poniżej zacytowany fragment ożywił moje wspomnienia z lat 90:

"Sporo zachowań może wynikać z wcześniejszych doświadczeń - naście lat temu, na początku boomu hotelowego w Polsce, zapytanie o cokolwiek na recepcji, skutkowało sugestywnym spojrzeniem pt. "wieśniak oderwany od pługa w wielki świat się wybrał i nie umie się zachować"."

Tak rzeczywiście było. W drugiej połowie lat 90. miałam chwilę okazję mieć nową Toyotę kupioną w salonie. Po 1,5 roku ją sprzedałam, bo zmieniłam pracę na taką z autem służbowym, ale raz zdarzyło mi się zawitać do salonu na przegląd gwarancyjny. Panowie mechanicy sobie dłubali i zmieniali olej, a ja czekałam na kanapie w części sprzedażowej salonu, bo poczekalni przy serwisie nie było.

Miałam okazję zaobserwować scenę, w której do salonu wszedł człowiek ubrany w sweter typu "Kononowicz"i zaczął oglądać jeden z modeli oraz studiować wywieszony na szybie cennik. W pewnym momencie do małżonki rzekł [zapis fonetyczny]: Pacz, Halyna, ten je ładny i nas bedzie stać. Pójde ino sprzedawce zapytać co to ta klymatyzacja je,jak to działa i czy za to warto dopłacić".
Poszedł, usłyszałam tylko wypowiadane ze śmiechem zdanie sprzedawcy: "Jak pan nie wiesz, to pana nie stać, do polmozbytu pan idź, tam tanio cinquecento mają".
Facet czerwony, ze zdenerwowania mu się wąsy aż wyprostowały, skierował się do wyjścia, a że przechodził koło mnie, rzucił w moją stronę:
"Jak tylko komuna upadła, człowiek zaczął harować, dorabiać się, a teraz mu za uczciwie zarobione piniondze auta nie chcą sprzedać, bo nie wie co to klymatyzacja jest. A skąd mam wiedzieć, jak za komuny nie było?!"
Wyszedł wraz z małżonką Haliną trzaskając drzwiami i zapewne dał zarobić prowizję innemu sprzedawcy, u innego dealera. Najpewniej zupełnie solidną prowizję, bo oglądał pierwszego Avensisa, czyli na ówczesne czasy zupełną nowość i auto dość drogie.

Tak to właśnie było. Po komunie nikt w Polsce nie znał zdobyczy cywilizowanego świata, a ci, którzy poznali je pierwsi często wykorzystywali przewagę żeby podrwić z innych.

salon_samochodowy

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
9 23

Opisany sprzedawca to chamidło jakich mało. Nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło. Byłam jedenastoletnią pannicą, kiedy mój ojciec postanowił zmienić wysłużone wozidło z fabryki Mlada Boleslav na cos innego i sporo się najeździliśmy po salonach różnistych marek. W żadnym salonie nie traktowano nas z wyższością, a mnie pytającą o coraz to inne auta traktowano równie uprzejmie mimo,że mała siksa byłam ;) ba, nawet dostałam broszurkę z dużym wyraźnym zdjęciem jakiegoś auta, bo pewien kolor zapadł mi w serducho. ;) Ojciec wybrał auto 'gołe i wesołe' - bez klimatyzacji, radia oraz innych szmerów bajerów rowerów,a mimo to wyczerpująco odpowiadano na każde jego pytanie i wyjaśniano to czego nie rozumiał. ;) Niektórzy po prostu nie pasują do wykonywania zawodu sprzedawcy/doradcy klienta..

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 13

@NotableQ: Może gościu przeniósł się faktycznie z tego Polmozbytu i stamtąd miał postPRLowskie nawyki, gdy to sprzedawcy trzeba było dać w łapę, by znalazł się maluch bez wad fabrycznych. Ja sama tą Toyotę kupowałam na zasadzie, że była już zamówiona dla kogoś znajomego, kto już nawet wpłacił zaliczkę, ale nagle dostał kontrakt za granicą i pilnie wyjeżdżał. W związku z tym nie mam większych doświadczeń z obsługą, oprócz tego, że zaproponowali jakieś śmieszne pieniądze za zostawienie mojego dotychczasowego Peugeota 405 w rozliczeniu. Nie pamiętam kwot, ale na giełdzie sprzedałam od ręki za jakieś 150% tego.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 kwietnia 2016 o 15:31

avatar misiafaraona
2 6

@NotableQ: A ty wiesz chociaż skąd to przezwisko?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 7

@NotableQ: Wstyd się przyznać, ale nigdy nie jeździłam Maluchem. Zaczynałam od czerwonego Fiata, ale Uno, a potem był Peugeot 405 kombi, Toyota Avensis, a później już służbowe: Focus, Mondeo, Volvo S60 i teraz Galaxy. A no i mam stareńką terenówkę na spółkę ze znajomymi, przez większość roku stoi u kumpla w stodole na wsi. ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 12

@misiafaraona: Trafiłaś na fankę starych seriali, kochanieńka. :) Także... czerwonego kaszlaczka nazywa się Karwowskim, ponieważ główny bohater 'Czterdziestolatka', Stefan Karwowski,jeździł takim oto cudem motoryzacji, w kolorze czerwonym. I to jeszcze z felgami 'cytrynkami' ! :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 8

@JaNina: Widuję u siebie na osiedlu stare Cinquecento i Seicento :P. Pierwsze Cinquecento miały silniki tzw 'siedemsetki' pochodzące z Fiata 126p BIS. ;) Są po prostu nie do zdarcia, ruda je nadżera, a one dalej jadą :P.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 kwietnia 2016 o 16:04

avatar konto usunięte
5 5

@NotableQ: Tak, one będą jeździć nawet po zagładzie nuklearnej i nie ma chyba w nich takiej części zamiennej, która kosztowałaby więcej niż 100 złotych (a większość kosztuje 30 złotych). Mimo wszystko, jak się regularnie robi trasy po 500 czy 1000 km, to ma się ochotę na coś lepszego. :D

Odpowiedz
avatar misiafaraona
3 3

@NotableQ: Brawa, ja też kocham ten serial. A wracając do maluchów, w moich stronach na te w kolorze zielonym, mówiliśmy: zielony groszek

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 3

@misiafaraona: a oglądałaś "Dom" ?

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
10 10

Aż mi się przypomniała moja historia. Wiosną roku 1989. dostaliśmy mieszkanie spółdzielcze. W związku z tym mój ojciec wrócił do Polski z USA, gdzie zapieprzał na budowie w skwarze, mrozie i wietrze (klimat w Chicago jest ponoć przesrany o każdej porze roku). Pewnego kwietniowego dnia poszliśmy we trzech do Polmozbytu po nowy samochód - mój ojciec, mój kuzyn i ja. Ojciec podszedł do typa siedzącego za biurkiem, przywitał się grzecznie i zagaił: - chciałbym kupić samochód, co panowie mogą mi zaproponować? Typ popatrzył spode łba i znudzonym głosem odpowiedział: - książeczkę przedpłat proszszszszsz... - nie mam książeczki... - odpowiedział zgodnie z prawdą ojciec I tu na obliczu znudzonego sprzedawcy począł zakwitać szyderczy uśmiech. - ...ale mam dolary - dokończył mój rodzic Jak się typ nie zerwał z krzesła. Złapał ojca za rękę i dawaj ciągnąć go na przysklepowy parking. - wie pan szanowny, nie mamy niestety zbyt dużego wyboru, ale na pewno coś się dla pana szanownego znajdzie. Jaki kolor pana szanownego interesuje? O, jakie fajne chłopaki, zapewne synowie... I w ten deseń przez jakieś pół godziny. Potem pojechaliśmy jeszcze do Peweksu po magnetowid. Sprzedawca też dwoił się i troił zdejmował z półek kolejne modele, podłączał je do telewizora i puszczał jakieś filmy. Ja stałem zszokowany tym luksusem, który było mi dane na własne oczy zobaczyć, ale również tym, że w taki sposób można obsługiwać klienta. Magnetowid kosztował 450 dolarów USA, pamiętam to do dziś. Mama, jak się dowiedziała, aż musiała sobie usiąść na fotelu, bo jej się słabo zrobiło.

Odpowiedz
avatar nuclear82
7 7

W tamtych czasach chamska obsługa była niestety o wiele częstszym zjawiskiem niż obecnie. Starsi na pewno znają te zwyczaje, sklep nie jest dla klienta tylko klient dla sklepu. Sporo wody w Wiśle upłynęło zanim ludzie się przestawili na "nowe" standardy. Obecnie takie coś spotyka się raczej rzadko. Wiadomo, co jakiś czas na tym portalu wykwitają historie o dziewczynach, jak to je obcesowo potraktowano w jakiejś drogiej galerii tylko na podstawie tego, że nie były wypindrzone w najnowszą kolekcję Versacego. Ale to już są INCYDENTY a nie NORMA.

Odpowiedz
avatar krecius
0 0

Kabaret Tey w jednym ze swoich skeczy wyjasnil co oznacza slowo SKLEP: Stoj Kliencie Lub Ewentualnie Popros ;)

Odpowiedz
avatar imhotep
2 2

A tą zdobyczą cywilizowanego świata jest kultura i traktowanie klienta jak klienta, a nie jak upierdliwego petenta, który przeszkadza spijać kawki.

Odpowiedz
avatar burninfire
0 0

I niestety tacy dalej funkcjonują. Swoją drogą to śmieszne np. w sieciówkach z ubraniami/kosmetykami, gdzie sprzedawcy dostają minimalną + ewentualnie jakieś premie od utargu, że potrafią spojrzeć na kobietę i stwierdzić, że jej to na pewno nie stać na coś tam za 400 zł. A sprzedawczyni to takie kokosy zarabia? Ciekawe jest też założenie, że ktoś całą wypłatę musi wydać na super ubranie, bo przecież lepiej mieć najnowszą kolekcję z Zary (zara się porwie) niż pojechać na wycieczkę do Japonii :)

Odpowiedz
avatar fiskomp
0 0

Ale chyba te łatde parę lat już upłynęło od obalenia komuny biorąc pod uwagę rok wprowadzenia modelu Avensis. Co nie zmienia faktu, że tego sprzedawcę mógł przeciągnąć kłonicą przez grzbiet :)

Odpowiedz
Udostępnij