Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Prowadzę działalność gospodarczą, a wśród moich zleceniodawców jest gazeta lokalna, do której…

Prowadzę działalność gospodarczą, a wśród moich zleceniodawców jest gazeta lokalna, do której cotygodniowo piszę teksty. Ogólnie praca fajna, z ludźmi, sam sobie ustalam godziny pracy, wszystko OK.

Dziwni są natomiast czasem ludzie, o których piszę. Wiadomo, że jako gazeta lokalna (obejmująca dwa powiaty) piszemy także o tym, co dla "większych" mediów jest nieistotnymi pierdołami. Zależnie od sezonu są to jasełka w szkołach, imprezy w świetlicach wiejskich, drażliwe sprawy w samorządach, dziurawe drogi itp. Dziennikarzy jest u nas tylu, że każdy ma "pod sobą" spory kawałek terenu - w moim przypadku są to 4 gminy, w których są szkoły, przedszkola, sołtysi, grupy odnowy wsi, koła gospodyń wiejskich, świetlice wiejskie, ośrodki kultury, stowarzyszenia... i pewnie długo by tak wyliczać. Oczywiście każdy chce być opisany w gazecie. Choć dla tej gazety pracuję zaledwie od nieco ponad pół roku, to mój numer telefonu jest powszechnie znany, a e-mail jest podawany co tydzień w stopce redakcyjnej. Mimo tego kilka razy w miesiącu do redakcji docierają maile lub telefony z pretensjami, że o czymś nie napisaliśmy. Najczęściej autorzy zarzutów na pytanie "a informowaliście nas o tym wydarzeniu?" odpowiadają "noooo... nie".

Ok, zgadzam się, że dziennikarz sam powinien wyszukiwać sobie tematy. ALE po pierwsze strony internetowe wielu instytucji są aktualizowane z opóźnieniem 1-2 miesięcy, a wiele informacji nie jest umieszczanych w ogóle. Po drugie nie da się śledzić profili facebookowych wszystkich podmiotów działających na danym terenie, (kiedyś z ciekawości policzyłem te na moim terenie: wyszło gruba ponad 100), bo nie starczyłoby czasu na pisanie. Po trzecie aktualizacje stron stowarzyszeń czy szkół następują często 2-3 tygodnie po danym wydarzeniu.
Ale taaak, zły redaktor nie napisał.

by timo
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Ara
3 15

Tak zupełnie obiektywnie patrząc, to zabawne sa tutaj obie strony. Bo z jednej strony to fakt, że dobry dziennikarz potrafi wyczuć historię z kilku kilometrów i zrobi wszystko, by go nic nie ominęło (a wytłumaczenie typu "bo w Internecie nie było) zakrawa na herezję dziennikarską), ale z drugiej, rzeczywiście jak mi zależy, by media się czymś zainteresowały to...je o tym informuję. Wydaje mi się to dość naturalne.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 14 kwietnia 2016 o 7:19

avatar mahisna
8 12

@Ara: W historii nie chodzi o wyczuwanie historii z wielkiego zdarzenia, tylko opisywanie wiejskich imprez organizowanych przez małe jednostki. To nie jest dziennikarstwo śledcze, żeby pisać o jakimś WIELKIM dziennikarstwie i dziennikarskiej HEREZJI... Specyfika pracy jest zupełnie inna, co Autor dość jasno opisał.

Odpowiedz
avatar timo
2 4

@mahisna: dokładnie tak, są oczywiście rzeczy ważne, o których "się wie" i gdyby w gazecie nie pojawiła się informacja o nich, to pretensje byłyby jak najbardziej słuszne. A mnie chodzi o sytuacje, w których pretensje są o nieopisanie rzeczy dotyczących maksymalnie kilkunastu osób i znanej właściwie tylko im. Żeby była jasność: możemy nawet o takich drobiazgach pisać, nie ma problemu (tak specyfika gazet lokalnych, że czytelnicy lubią w gazecie przeczytać o sobie, sąsiedzie, kimś z rodziny czy po prostu o swojej malutkiej wioseczce, zobaczyć zdjęcie stamtąd), ale jeśli komuś zależy na tym, żeby o "jego" sprawie napisać, to co za problem wysłać maila? Nie chodzi mi o wysyłanie "gotowca", w którym redaktor zmieni parę słów i będzie miał z głowy robotę, a o krótką informację: "dnia X o godzinie Y w instytucji Z odbędzie się wydarzenie W" - od tego jesteśmy, żeby się tam pojawić i zrobić, zależnie od rangi wydarzenia, choćby krótką notatkę.

Odpowiedz
avatar Wiesiak
-1 5

Nie zaczyna się zdania od "ale". Może się czepiam, po prostu tak w oczy wpada :)

Odpowiedz
avatar Rammsteinowa
0 2

@Wiesiak: Ale dlaczego?

Odpowiedz
avatar Drill_Sergeant
3 5

Wygląda to tak że do redakcji dzwoni chłop z pretensjami że on na zebraniu wiejskim zgłosił wniosek o wykoszenie rowu meloracyjnego od posesji pana X do posesji pana Y a gazeta tego nie opisała bo to tuba władzy i propaganda wójta. Albo wstanie radny na sesji i burzy z pretensjami że on w swojej wypowiedzi na temat funduszy z PROW użył innego słowa a redaktor przeinaczył kontekst jego wypowiedzi. Najbardziej chyba jednak rozwalają wszelkiego rodzaju koła gospodyń albo nauczycielki co tam zorganizują przegląd kulinarny i konkurs plastyczny i gdaczą że tego w gazecie nie ma a one potrzebują artykułu do kroniki albo do awansu zawodowego. A jak jeszcze medium jest finansowane z budżetu samorządowego to redaktor i tak zawsze będzie gnojony przez ludność mniej więcej tak: "Panie i na co idą moje podatki jak opisujecie takie pierdoły, jakieś wystawy i przeglądy poetyckie jak na mojej ulicy nie nawiozła jeszcze gmina żwiru i samosiejki niewysieczone a Kowalskiemu to po znajomości wójt nakładkę asfaltową położył"

Odpowiedz
avatar Polacca
0 0

Sierżancie! A gdzieś Pan był, kiedy cię nie było?

Odpowiedz
Udostępnij