Mam psa. Dość niewielkich rozmiarów, co jest samo w sobie dużym plusem, bo mieszkam w centrum miasta, a i w razie czego nie trzeba się z psem mocować.
Tak się stało, że ów pies reaguje wyciem na inne psy. Są dni, kiedy wystarczy jedynie rzucić "przestań" i jest spokój, ale są też i takie, gdy po paru minutach ciągłego wycia, irytacja sięga zenitu i wycofuję się na tyle daleko, by innego czworonożnego nie zobaczył.
Chodzę z wyjcem na smyczy. Zawsze. Kiedy jesteśmy w nowym miejscu, zawsze zachowuję się tak samo - tak długo siedzę z psiurem na lince, dopóki nie ogarnie gdzie są granice terenu, po którym może chodzić. Logiczne - w miastach i wszędzie gdzie są drogi, inni ludzie bądź zwierzęta pies zostaje przy mnie. Szanuję prywatność innych i wiem, że nie wszyscy sobie życzą, by jakiś obcy pies podlatywał im pod nogi. Piekielna jednak jest rodzinka. A może to jednak ja... Sama nie wiem, oceńcie.
Zdarzyło się parę razy, że na spacer wyszedł ktoś z rodziny. Ogólnie staram się ich w to nie ingerować, bo pies jest mój i to mój obowiązek, a nie ich.
Okazało się parę razy, że w centrum miasta psa ze smyczy spuszczono. Niestety pies widząc innego czworonoga (a nie daj boże reklamówkę! to to podstępne stworzenia są!) przełączał się na tryb "zacznę wrzeszczeć i podbiegnę". Nieważne czy przed sobą miał ruchliwą ulicę, autostradę, tłum ludzi czy stado jednorożców. Więc biegł. Tak na oślep. Potem rodzinka wielce zdziwiona, że inny właściciel ich opierdzielił, żeby pilnowali psa albo kierowca zatrąbił, gdy psiur stanął na środku drogi. Pff, dziwni jacyś, prawda?
Zdarzyło się parę razy, że kończyło się na kłótniach z rodzinką. Bo psa im puszczać luzem nie wolno. Głupie to to i niepojętne. Pracuję nad nią. Okej, okej, wszystko rozumieją.
Tak doskonale to rozumieją, że:
1. Pies został ugryziony 3 lata temu przez znacznie większą od siebie sukę. Do teraz ma ogromny uraz do psów większych rozmiarów. Oczywiście rodzinka zdziwiona. To co oni? Agresywnego psa na smyczy nie trzymali? Trzymali, właściwie to naprawdę mocno i naprawdę starali się odgonić mojego psiura. Udało mi się ją zwinąć, po tym jak została dziabnięta w kark i uciekła. A czemu do tego doszło? Babcia spuściła ją ze smyczy, tłumacząc to "niech sobie polata". Jak chciałam jej wyrwać smycz (cóż, prośby nie wystarczały), to się na mnie obraziła ;)
2. Została potrącona przez auto. Na szczęście lekko, bo prędkość była niewielka, a i w porę zahamować zdążyło. Oczywiście w panice uciekła. A dlaczego w ogóle znalazła się na drodze? Postój mieliśmy akurat w podróży, miałam słuchawki na uszach i praktycznie spałam, więc tego nie zakodowałam. Oczywiście nikt mnie nie tyrpnął, nie szarpnął mną, nie oblał wodą, że otwierają bagażnik w którym jednym z chwilowych lokatorów był także mój pies. Kto musiał ją gonić? Zgadniecie?
3. Została kopnięta parę razy przez starszego pana, bo do niego podleciała z ujadaniem. Nie przepada za facetami ubranymi w ciemne płaszcze, kaptury, z teczkami i laskami (tymi drewnianymi!) gwoli wyjaśnienia. Babcia oburzona przyszła do mnie, że co to ją ten stary dziad będzie pouczał i pewnie psów nie lubi! A to gbur!
Wychodzę z nią najczęściej jak mogę, ale zdarza się, że nie jestem w stanie. Rodzina nie widzi problemu. Nadal potrafi się zdarzyć sytuacja, że psa w centrum miasta puszczają. Niestety rozmowy nie pomagają. Może mi ktoś coś poradzić? Jak mogę im przemówić do rozumu, zanim naprawdę doprowadzą do tragedii?
pies w centrum
Skoro nie jesteś w stanie sama zaopiekować się psem, ani zapewnić mu odpowiedzialnej opieki w razie potrzeby, to... nie powinnaś mieć psa. Proste.
Odpowiedz@kalinka: Ale tego psa już ma. Ma więc go uśpić albo oddać, żeby było ok?
Odpowiedz@kalinka: To nie jest aż tak, ja mam dziecko a czasem jak np jestem chora tez nie jestem w stanie się nim opiekować czy to oznacza, że nie powinnam mieć dziecka? Właśnie po to jest rodzina by Cię wesprzeć w takich sytuacjach, tylko że tutaj to jest jakiś rodzaj pomroczności jasnej
Odpowiedz@kalinka: Nie życzę Ci takiej sytuacji, kiedy nie będziesz sama nawet sobie zrobić przez chorobę herbaty...
OdpowiedzIdąc tym tokiem myślenia to nikt nigdy nie może mieć zwierzaka. Bo przecież w każdej chwili można się rozchorować, zostać potrąconym lub zaatakowanym, a skoro nie bedziesz w stanie się opiekować zwierzakiem, to nie powinieneś go w ogóle mieć. Paranoja.
Odpowiedz@kalinka: Jak już zaznaczyłam w historii - staram się jak mogę, ale czasami po prostu nie jestem w stanie. Przecież nie będę kazała psu siedzieć na tyłku i czekać dopóki nie wyzdrowieję czy nie wrócę z jakiejś wycieczki, na którą nie miałam możliwości go zabrać.
Odpowiedz"ingerować"? raczej "angażować" a co do piekielności rodzinki to racja, niby wszyscy wielcy znawcy jak pies zachowuje się przez 97% czasu normalnie. Niestety muszą chyba się przekonać, że nie zawsze, osobiście, że szkodą dla psiaka. Pozostaje wytypować kogoś odpowiedzialnego o otwartym umyśle - chyba nie wszyscy są tak samo zaćmieni?
Odpowiedz@PiekielnyDiablik: Faktycznie. Mój błąd, przepraszam. W chwili obecnej o taką osobę trudno, bo są to zazwyczaj osoby, które pozostają poza domem dłużej ode mnie bądź nie są po prostu w stanie dojechać. W każdym razie szukam i na ten moment mogę pokładać jedynie nadzieję, że takie zdarzenia nigdy więcej do mojego życia nie zawitają.
OdpowiedzA może wynajmij kogoś są tacy ludzie którzy wychodzą z psami czasami też z nimi pracują poszukaj takiego człowieka na lokalnej psiej grupie na przykład na fb.
Odpowiedz@ruuda25: Problem w tym, że pies niezbyt się słucha obcych osób. Na spacerach szuka mnie albo kogoś z rodziny, co mogłoby się okazać naprawdę uciążliwe dla takiej osoby.
OdpowiedzMoże jak dostaną mandat za nietrzymanie psa na smyczy, to się czegoś nauczą, ale na twoim miejscu zwyczajnie nie dawałabym im wyprowadzać psa, skoro dobrze wiesz, co robią. Jeśli nie umiesz zapanować nad psem albo nie masz czasu go wyprowadzać, to może nie powinnaś go faktycznie mieć. Pies to nie tylko pociecha, ale też i obowiązki.
Odpowiedz@2much: A byłaś/eś kiedyś tak chory, że każde wyjście z łóżka wiązało się z potwornymi zawrotami głowy i traceniem równowagi?
Odpowiedz@Suctoria: A co ma piernik do wiatraka? "Rada" 2much rzeczywiście idiotyczna, ale Twój komentarz jest zupełnie bez sensu
Odpowiedz@jass: "Jeśli nie umiesz zapanować nad psem albo nie masz czasu go wyprowadzać" Nie ma czasu? A może jest chora?
Odpowiedz@2much: Nad psem zapanować potrafię. Logiczne jest, że czasem mam złe dni i gdy tylko zaczyna się ujadanie to wywracam oczami i wzdycham, ale ogólnie z czworonożnym dogadujemy się całkiem nieźle. A przynajmniej tak myślę. Psa wyprowadzać mam czas. Nie jest to pierwszy pies w mojej rodzinie, więc doskonale wiedziałam na co się pisałam. Tak jak zaznaczyłam w historii - czasami po prostu nie jestem w stanie. Przecież nie przełożę spaceru tylko dlatego, że nie potrafię wstać przez chorobę z łóżka czy pojechałam na wycieczkę, na którą psa zabrać nie mogłam.
OdpowiedzTrudna sprawa, powiem szczerze, że wydaje mi się, iż w tym wieku ciężko się zmienić a jeśli nie pomogły te wydarzenia, które opisałaś to już nic nie pomoże. Możesz ich zapytać dlaczego chcą zabić psa, ale i to nie pomoże
Odpowiedz@maat_: Kiedyś się zapytałam czy według nich mój pies to plastikowa zabawka, którą da się skleić taśmą w razie czego. Dwie osoby się obraziły, a jedna z nich kolejnego dnia zaczęła kłótnię, że musi(!) z moim psem chodzić. Dodam tylko, że właśnie ta jedna osoba z psem była tylko raz. W dodatku z moją osobą idącą obok.
Odpowiedz@unicorntears: może zabrzmi głupio, ale co tam! Przed wypuszczeniem babci/mamy/kogokolwiek na miasto przypnij psu karabińczyk od smyczy do obroży po czym przez oba przełóż małą kłódeczkę :) Jak wrócą odepniesz i voila
OdpowiedzJest taki typ człowieka, do którego nic nie dotrze. Oczywiście wysłucha, przytaknie i powie, że czegoś tam więcej nie zrobi. A za chwilę powtórka z rozrywki. Niestety. Mam psa, kochanego łobuziaka. I w czym problem? Ano w tym, że prosiłam rodzinkę o to żeby nie dawali mu kości. I nie dociera. Ja swoje, oni swoje. Żadne argumenty nie działąja.
Odpowiedz@monikama: Ten sam problem miałam, gdy pies zaczął wymiotować, więc trzeba było trzymać u niego bardzo zaostrzoną dietę. Oczywiście rodzinka ze mną do weterynarza, więc wszystko słyszeli. Żadnych 'dodatkowych' smakołyków. Prosta dieta i obserwować. Na drugi dzień wstaję rano - pies ma kość na kocu i mokrą karmę w misce. W każdym razie współczuję, wiem jak bardzo jest to problematyczne.
OdpowiedzA może to celowo by pozbyć się psiaka
OdpowiedzRodzinka nie tyle piekielna co głupia. Współczuję. Mam tylko jedno pytanie. Psa trzymacie w bagażniku? Serio?
Odpowiedz@Zlodziej_Fistaszka: Podejrzewam kombi np z kratką
Odpowiedz@Zlodziej_Fistaszka: a co w tym dziwnego? Moje dwa psiaki jeżdżą tylko i wyłącznie w bagażniku.
Odpowiedz@Zlodziej_Fistaszka: mój pies też jeździ w bagażniku - ba, to jej ukochane miejsce, zazwyczaj do wyłącznej dsypozycji z ulubionym kocykiem :)
Odpowiedz@tick: @pasia251: Bagażnik bagażnikowi nierówny. Mam tylko nadzieję, że w waszym przypadku nie chodzi o tradycyjne bagażniki. Poza tym, nie życzę waszym psom, żeby ktoś kiedyś solidnie wjechał wam w kuper.
Odpowiedz@Armagedon: bagażnik kombi to tez bagażnik... co do wjeżdżania w kuper - a co jakby pies jeździł na siedzeniu, a ktoś mi wjechał w bok? albo na czołówkę? moja psica ma specjalne szelki do jazdy samochodem ;) ale nie przypięty pies z tylniego siedzenia w razie stłuczki wylatuje jak z katapulty...
Odpowiedz@Armagedon: mniej więcej tej wielkości bagażniczek http://img20.otofotki.pl/obrazki/da554_DSC_0239_resize.JPG
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 marca 2016 o 12:43
@tick: Takie coś sobie właśnie wyobrażałam
Odpowiedz@tick: u mnie podobnie, tylko kocykiem pościelone :)
Odpowiedz@pasia251: u mnie leży gruba, filcowa wykładzina, tak że psiaki mają i wygodnie i bezpiecznie. (zdjęcie z netu ponieważ nie mam tu żadnej fotki ze swojego auta)
Odpowiedz@Zlodziej_Fistaszka: Pies siedzi w bagażniku tylko podczas niektórych podróży. Oczywiście co jakiś czas postój i rozprostowanie kończyn. Gdyby tak bardzo jej to przeszkadzało, to raczej by się nie pchała na tyły, gdy tylko otworzy się bagażnik.
OdpowiedzPrzede wszystkim popracuj z psem. Poszukaj kogoś, kto Ci doradzi jak pracować, jak oduczyć niepożądanych zachowań, jak nauczyć większego posłuszeństwa i niereagowania na inne psy.
Odpowiedz@tick: Z psem pracuję cały czas. Behawiorysta u nas był, ale jego rady niewiele pomogły. Po prostu trudny orzech do zgryzienia, co nie zmienia faktu, że pies odkąd wyrósł ze swojego szczeniackiego zachowania sprawuje się lepiej i znacznie prościej się pracuje. Dodatkowo w chwili obecnej nie mam wystarczających pieniędzy aby zainwestować w jakiś naprawdę porządny trening. Codzienność z czworonożnym jest naprawdę przyjemna, bo ogólnie się słucha i cieszy z każdego pobytu z rodziną. Ale każdy ma gorsze dni. Co nie zmienia faktu, że mam zamiar się na taki trening wybrać.
OdpowiedzProponuję zakupić psu smycz automatyczną typu flexi. Mam podejrzenia, że rodzinka puszcza psa luzem, bo męczy ich ciągła szarpanina, napinanie i luzowanie smyczy. Może piesek "ciągnie", a nawet nieduży pies potrafi mieć sporo siły, szczególnie, gdy wystartuje nagle i niespodziewanie. Smycz automatyczna daje psu pewien margines swobody i większy komfort właścicielowi.
Odpowiedz@Armagedon: na flexi mogą chodzić tylko psy, które potrafią chodzić na zwykłej smyczy. Psy, które mają problemy behawioralne nie powinny. Pies, 15 - 20 kg na zwykłej smyczy (1,5 - 2 metry) - startuje do innego psa. Nie ma szansy się rozpędzić. Ten sam pies na smyczy automatycznej - rozpędza się przez 4 - 5 (niektóre nawet 8) metrów. Co później? Przy większym psie możliwość nadwyrężenia barku, przewrócenia, dla psa ryzyko zmiażdżenia krtani, uszkodzenia kręgosłupa szyjnego.
Odpowiedz@tick: Mój pies od początku tj. szczeniaka chodzi na flexi i bardzo to sobie chwalę, choć sam pies jest spontanicznym i nieobliczalnym wariatem, jednak dzięki flexi, bez bólu reki jestem go w stanie wyhamować, skrócić dystans lub popuścić smycz, gdy mogę. Więc myślę,że pomysł Armagedon jest wart wypróbowania.
Odpowiedz@blaueblume: spróbuj to zrobić z młodym, rozbrykanym 50 kg psem na flexi długości 8 metrów :D
Odpowiedz@Armagedon: Pies na smyczy chodzi bardzo luźno. Dostosowuje tempo do człowieka, który go wyprowadza. Ów smycz posiadałyśmy pewnego czasu, bo źle mi się patrzyło jak nie byłam w stanie chodzić po zielonych wzgórzach pełnych niespodzianek i pies musiał podążać mniej więcej moim torem chodzenia. Przerzuciłam się na zwyczajną, gdy tamta się rozerwała. A pies w sumie różnicy nie zauważył, bo nawet na flexi chodziła blisko.
OdpowiedzZ rodziną już nic raczej nie zrobisz. Psa możesz podszkolić. Spróbuj go "oswoić" w relacjach pies-pies. Ty jako właścicielka musisz o psa się zatroszczyć, bo na rodzinę za bardzo nie możesz liczyć.
Odpowiedz@jerzynka78: Uwierz mi, staram się jak mogę. Wyjeżdżam na spotkania z jej sforą kiedy tylko mam okazję, a podczas ich schadzek kiedy zapuszczają się w odmęty podwórka daję im całkowity spokój. Pracuję nad jej reakcją na inne czworonogi i w chwili obecnej jest to naprawdę ogromny postęp. Troszczę się o nią jak tylko potrafię, w końcu mój pies, prawda?
OdpowiedzPewnie się obrazisz, droga Autorko, ale pierwsza moja myśl po przeczytaniu, to: "rodzina ciężko-myślących, wszyscy tacy sami". Oni przyjmują tłumaczenia i i tak robią swoje, a Ty tłumaczysz swoje i dalej dajesz im psa do wyprowadzania. Zero wyciągania wniosków po obu stronach, równo. Poważnie nie wpadłaś na to, żeby zapłacić komuś, kto mniej lub bardziej profesjonalnie zajmuje się wyprowadzaniem psów? Aż boję się myśleć, co będzie, jak doczekasz się dziecka-alergika... Babcia będzie karmić alergenami, "no bo przecież...", Ty regularnie walić kursy na SOR i urządzać pogadanki, po czym uspokojona reakcją pieska-kiwaczka, nadal oddając jej dzieciaka pod opiekę biadolić w internetach, że "olaboga, poradźcie, bo nie wiem co robić, to już 7 raz w tym roku..." Sytuacje są różne, nie zawsze wszystko da się załatwić i dopilnować na własną rękę, ale odpowiedzialność nie kończy się na jałowym kłapaniu paszczą, które odbija się, jak od ściany. Jeśli wiesz, że na rodzinę nie możesz liczyć, to działania muszą być adekwatne, no chyba, że jesteś z tych, co po przyniesieniu rozjechanego zwierza w worku, wzruszają ramionami i biorą kolejnego...
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 31 marca 2016 o 13:49
@Meliana: Rozumiem. Psa do wyprowadzania im nie daję. Zazwyczaj sami go biorą. Bez wcześniejszego poinformowania mnie, oczywiście. Człowiek to człowiek, zaspać potrafi, rozchorować się także, a nagłe i przymusowe pozostawanie poza domem też może się zdarzyć. Zazwyczaj dowiaduję się o tym, gdy przychodzą do mnie na skargę, bo ktoś im zwrócił uwagę. Pewnie można teraz pomyśleć ''Ale jak to nie zauważa kiedy jej psa zabierają?''. Wystarczy mieć słuchawki na uszach i przymknięte drzwi, by nie zdać sobie z tego sprawy. A zdarzyło się nieraz, że dziesięć minut po spacerze ktoś psa ponownie zabiera na dwór, bo według nich godzina chodzenia, truchtania i czasem nawet biegania na smyczy to nie spacer, a ja akurat wtedy siedzę u siebie, ze słuchawkami na uszach i np. żalę się w internecie. Co do ostatniego akapitu - nie. Od śmierci mojego ukochanego, rodzinnego psa, z którym się wychowałam minął rok. Nadal nie potrafię spojrzeć na jej zdjęcia, bo ryczę. Nie wyobrażam sobie tak rzeczowo traktować zwierząt.
OdpowiedzMam wrażenie,że rodzinka tak sobie tym Twoim psiakiem w rosyjska ruletkę gra. Wróci ze spaceru czy nie wróci... Współczuję Ci całej sytuacji. Może pomysł z awaryjnym wyprowadzaczem nie jest taki zły? Mam wrażenie,że nawet średnio rozgarnięty, byle zwierzolubny uczeń gimnazjum lub liceum chcący dorobić do kieszonkowego i trzymający się Twoich poleceń będzie bezpieczniejszy dla pieseła niż Twoi najbliżsi.
Odpowiedz@blaueblume: Chyba na to wychodzi... Muszę się nad tym poważnie zastanowić, a na chwilę obecną cieszyć, że nie muszę nikogo do pomocy brać. Obym tylko tego nie wykrakała.
OdpowiedzTo ze smyczą znam aż za dobrze. Zawsze było, że jak psinka się dobrze słucha, o jak fajnie. No właśnie nie. Psinka zginęła, bo wpadła pod auto. Brat od czasu do czasu zostawia swojego psa, powtarza żeby brać na smycz i co? Znowu chodzenie na spacery bez smyczy. Jak widać ludzie i tak zrobią swoje. Najwyraźniej to co stało się parę miesięcy temu już zostało zapomniane.
OdpowiedzMasz piedolnietego psa
Odpowiedz