Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Zachciało się zjechać z Erasmusa na święta... Jedyną opłacalną opcją powrotu do…

Zachciało się zjechać z Erasmusa na święta...

Jedyną opłacalną opcją powrotu do domu był bus - do najbliższych lotnisk mam po 150 kilometrów pociągiem, a w Legolandii ceny biletów, jak i wszystkiego innego, są wysokie. Na szczęście, ze względu na dużą liczbę polskich emigrantów zarobkowych, pełno jest polskich firm przewozowych. Chcąc skorzystać z tego samego przewoźnika, co przy świętach Bożego Narodzenia, dwa tygodnie przed wyjazdem napisałam wiadomość z informacją o chęci rezerwacji miejsca w busie.

Gdy po ponad tygodniu nie dostałam odpowiedzi, zadzwoniłam na podany numer telefonu (poprzednio odpisywali tego samego dnia). Okazało się, że jakimś sposobem wiadomość wysłana przez ich stronę internetową nie doszła, a miejsca w busach już nie ma. Zdesperowana, mając zaledwie kilka dni, zaczęłam przeszukiwać serwisy w poszukiwaniu ofert. Po dłuższej chwili udało mi się znaleźć inną firmę, ta, w przeciwieństwie do pierwszej, dowoziła na podany adres. Rzut okiem na cenę - mój Poznański Gen Dusigrosza zapiszczał z radości - całe 50 koron taniej!!! Dzwonię - tak, załapałam się na ostatnie miejsce, ale... oni mogą mnie dowieźć do Piły, mimo że w ofercie mają również okolice Miasta Koziołków. Przekonana, że nic więcej nie znajdę, zarezerwowałam miejsce. Uf, mogę pojechać do domu!

W dzień wyjazdu od rana szybko dopakowałam rzeczy, zakładając przebieg jak w ostatniej podróży do Polski, byłam przygotowana na dziesięciogodzinną podróż, busa mam wyczekiwać na godzinę 13. O 13:20 dostaję telefon, że kierowca będzie dopiero o 14. No nic, rozumiem, zdarza się. Po 10 minutach znów dzwoni telefon, że kierowca będzie za jakieś 10 minut. Zatem zabieram walizkę i wychodzę z dormitorium... W sumie bus trochę się różnił od tego uwiecznionego na stronie internetowej, firma jakaś inna, ale okazało się, że jeszcze w Legolandii, tylko na kontynencie przesiądę się do busa właściwego, a potem jeszcze w Szczecinie - tak bywa, optymalizacja kosztów, te sprawy.

Wsiadam do busa z grupką panów, z których jeden miał odruchy niczym pies Pawłowa na widok kogokolwiek o ciemniejszej karnacji (sądząc po odgłosach, tamte osoby musiały go bardzo pociągać). Serce mi rośnie, mieszkam 5 minut od wjazdu na autostradę, ani się obejrzę i wytarmoszę kota! A nie, jednak nie. Ledwo wyjeżdżamy, a kierowca odbiera telefon od kolegi, z pytaniem, na jakim są etapie. Pan kierowca mówi, że są korki i się rozłącza. Nie pojechał w stronę autostrady. Pojechał w stronę centrum miasta, kluczyć w korkach. Po dłuższej chwili dociera do miejsca przeznaczenia - małego zakładu, prowadzonego przez mechaników o bliskowschodniej urodzie.

Pan od odruchów zachwycony. A do mechaników zjechał, bo miał do sprzedania na boku silnik samochodowy w promocyjnej cenie. Po opchnięciu, pan Pies Pawłowa ma dużą uciechę - że w tym zakładzie tylko jeden po angielsku umie, reszta tylko po swojemu ględzi! Znamienne jest to, że chwilę wcześniej, gdy towarzyszył kierowcy, zapytany o coś przez jedynego angielskojęzycznego Araba sam przyznał, że słowa po angielsku nie wyduka. Cóż, pozostaje kontynuować podróż i znów brnąć w korkach po mieście. Łącznie w mieście Odyna spędziliśmy godzinę gratis, by kierowca załatwił sprawunki.

Po wjeździe na kontynent w końcu docieram do busa (w sumie też starszego niż na zdjęciu) mającego zawieźć mnie za polską granicę - na mnie jedną czekali łącznie 1,5 godziny, ponieważ - patrz akapit wyżej. Jedziemy bez przeszkód przez Niemcy, oglądając filmy na ekraniku i próbując nie słuchać kawałów z podtekstem w wykonaniu typowego pana Mirka, docieramy do Polski! Pod skrzydłami Orła strzegącego pierwszej narodowej stacji benzynowej na północnym zachodzie dzwonię do rodziny, że jeszcze chwila, jeszcze moment, a zobaczą córę po trzymiesięcznej rozłące!

Ta... Gdy dojeżdżaliśmy już do miejsca wysadzenia typowego pana Mirka, staje się rzecz niesłychana - przy ostrzejszym hamowaniu poszedł hamulec. Dokulaliśmy się do osiedla pana Mirka gdzieś na głębokich obrzeżach Szczecina i stoimy. Czekamy. Godzina 23. Mój żołądek mówi, że podróż na jednym jabłku nie była mądrym pomysłem. Jest wiadomość - rezerwowy bus zbierze nas i dowiezie gdzieś w kraju, gdzie będę mogła wsiąść do busa, który zabierze mnie do Wielkopolski. Nawet łaskawie dowiozą mnie do Miasta Mebli, pod dom. Wystarczy poczekać jakieś 3 godziny, bo w sumie z tym busem w stronę Wielkopolski to też problemy techniczne.

Mówię sobie: dosyć. Jeśli mi życie miłe, nie wsiądę więcej do pojazdu tej firmy. W myślach ukręcając Poznańskiemu Genowi Dusigrosza łeb, dzwonię do taty, płacząc: ratunku, pomocy! Przecież on szybciej dojedzie do Szczecina niż ja do miejsca przesiadki. Tata rusza na ratunek, mnie zostają trzy godziny wegetacji w uszkodzonym busie, z "śmiesznym" filmem z Ice Cube w roli głównej. Nie ujmując nic Szczecinowi, miejsce, w którym stanęliśmy było na wyższym levelu zadupia, którego bez przeszkód odnaleźć nie mogła nawet nawigacja. Ostatecznie udało się dojechać i wrócić do Miasta Mebli. Wróciłam do domu o wpół do siódmej.

Siedemnaście godzin. Rekord.

Teraz trzeba wracać. Na kolanach, z płaczem idę do mojej pierwszej firmy przewozowej. Tym razem na pewno wysłałam, ale jak na razie nie odpowiadają...

Film drogi

by Monomotapa
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar nikelodion
5 5

To może lepiej od razu zadzwoń? :P

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 3

jakie to miasto mebli? bo ja znam tylko Kalwarie Zebrzydowska, ale to Malopolska :)

Odpowiedz
avatar duzy_mis
1 1

@nursetka: Stawiam na Swarzędz

Odpowiedz
avatar kaspro
-1 1

@nursetka: Tak jest, Swarzędz. Moje Miasto Mebli, gdzie krzesła stoją przy skrzyżowaniach!

Odpowiedz
avatar exeQtor
0 2

Przed wszystkimi większymi świętami należy rezerwować miejsca z dużo większym wyprzedzeniem. Ja swego czasu korzystałem z firmy która ma w nazwie mieszkańca Danii płci męskiej :) Dość solidna firma, może nie najtańsza ale pewna i solidna.

Odpowiedz
avatar Monomotapa
0 0

@exeQtor: jakoś nie potrafię ogarnąć rozumem ich strony, na szczęście transport już mam. Co do rezerwacji, to okazuje się, że to nie moja wina, tylko formularza kontaktowego na stronie, który najwyraźniej nie działa, bo kilka dni temu zrobił mi identyczny numer. A moja prokrastynacja to temat na osobną historię :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 30 marca 2016 o 18:52

avatar SzatanWeMnieMocny
0 2

Twoje życie i tak dalej. Ale podrzucić córkę rodzicom i jechać na Erasmusa to trochę chyba słabo o ile dobrze zrozumiałam. Chyba, że córą nazywasz kota.

Odpowiedz
avatar Monomotapa
-1 1

@SzatanWeMnieMocny: ja zobaczĘ ty zobaczysz on, ona, ono zobaczy my zobaczymy wy zobaczycie oni, one zobaczĄ język polski, wczesna podstawówka.

Odpowiedz
Udostępnij