Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Obiecałem sobie, że się nie dam, że nie będę mówił ani pisał…

Obiecałem sobie, że się nie dam, że nie będę mówił ani pisał na temat Unii Europejskiej czy imigrantów, ale po tym co usłyszałem na wykładach, to się po prostu nie da.

Studiuję przedmiot związany z późniejszym nauczaniem. Ostatnio miałem przyjemność być na wykładach z szeroko pojmowanej pedagogiki i chociaż nic nie mam do samego przedmiotu to kiedy doszliśmy do problemów z nauczanie dzieci imigrantów to dosłownie witki mi opadły.

Otóż, jak wszyscy pewnie wiemy, dziecko imigrantów będzie miało problemy z językiem. Odkryłem Amerykę, prawda? Ale jakie jest rozwiązanie? Posłać dziecko na zajęcia z języka przed "wpuszczeniem do obiegu" w publicznej szkole? Według UE - nie. Ponieważ takie dziecko może poczuć się wyobcowane.
Więc jak? Są według nich dwa wyjścia:

1. Zatrudnić całodobową opiekę "koordynatora kulturowego" - kogoś kto zna język i kulturę dziecka oraz polską. Dosyć proste, wziąć kogoś aby "przetłumaczył" dziecku co oznaczają różne rzeczy. Ale zatrudniać taką osobę z państwowych pieniędzy dla KAŻDEGO takiego dziecka jest pomysłem dosyć karkołomnym. Oprócz tego, wyobrażacie sobie zajęcia w podstawówce, gdzie w którejś z ławek siedzi sobie facet i nawija w języku dziecka aby mu wytłumaczyć o co chodzi? Jak takie dziecko ma nie poczuć się wyobcowane w klasie?

2. Jeśli nie pomoc zewnętrzna, to trzeba podnieść kwalifikacje kadry. Tak. Dobrze myślicie. Nauczyciele według idei Unii Europejskiej powinni nauczyć się języka dziecka (w trybie natychmiastowym) aby czuło się ono całkowicie komfortowo i uczyło się w przyjaznej atmosferze. Jeśli dobrze to rozumiem (a przedstawiłem to w skróconej wersji treści z wykładu) to znaczy, że kiedy takie dzieci zostaną przydzielone do szkoły, to ich nauczyciele powinni nauczyć się ich języka w stopniu komunikatywnym. Pomyślcie teraz, że nauczyciel prowadzi 3 klasy. W każdej jest jedno dziecko mówiące słabo po polsku (bo nauczenie go przed pójściem do szkoły byłoby niepoprawne) i każde mówiące w innym języku/dialekcie.

Mam nadzieję, że naprawdę źle zrozumiałem treść, chociaż sądząc po tonie głosu wykładowcy i jego minie podczas przedstawiania tych rewelacji mam wątpliwości.
No nic, idę uczyć się dialektu Dolnego Konga ;)

szkoła

by Kruczysko
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar sixton
16 18

Za każdym razem gdy ktoś wyśmiewa idiotyzm wymyślane przez UE gdzieś tam Federica Mogherini roni jedną łzę nad Europą. A poważnie to sytuacja robi się na tyle dynamiczna, że za dekadę nikt już może nie pamiętać co to "dyrektywy unijne".

Odpowiedz
avatar dodolinka
12 16

Nie przejdzie. Nie ma kasy.

Odpowiedz
avatar MyCha
31 37

Mnie tylko zastanawia co jest złego w posłaniu wszystkich dzieci które nie znają lokalnego języka na jego intensywny kurs przed pójściem do zwykłej lokalnej szkoły. Chyba ci wszyscy unijni urzędnicy kierują się zupełnie inną logiką niż każdy inny człowiek.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
7 21

@MyCha: Złe jest to, że u dzieci za przyswajanie nowego języka odpowiadają inne obszary mózgu niż u dorosłych. Dziecko ucząc się swojego pierwszego języka nie siedzi przecież w klasie i nie wkuwa słówek i reguł gramatycznych. Tak samo powinno się uczyć grugiego języka - naturalnie przebywając wśród osób posługujących się nim.

Odpowiedz
avatar kayetanna
17 23

Oczywiście, że tak. UE tak głęboko weszła w ramy "politycznej poprawności", że doprowadza to do absurdu. Polityczna poprawność to jedna z najgorszych plag współczesnego świata.

Odpowiedz
avatar MyCha
9 11

@Fomalhaut: Tylko, że ja nie wyobrażam siebie abym w wieku szkolnym miała zostać przeniesiona do szkoły gdzie wszyscy mówią w języku totalnie dla mnie nie zrozumiałym. Chyba dużo lepiej nauczyć się go na intensywnym kursie w stopniu komunikatywnym, a następnie zacząć normalnie naukę. Bez jakiś dziwnych asystentów. Co do kontaktu z językiem. W obcych kraju chyba o taki nie trudno. Chyba, że ktoś ma zamiar się izolować od tubylców. Ale to już jego problem.

Odpowiedz
avatar anonimek94
3 3

@MyCha: No ja mam doświadczenie w tym kierunku. I żyję. Zbyt wielkiej traumy się nie nabawiłam. Moja siostra była młodsza, nawet nie rozumiała co się dzieje i dlaczego (ale ona wczęsniej nawet do przedszkla nie chodziła) jak po polsku nie umiała mówić wcale, tak po angielsku nauczyła się w niecały rok. Niestety, ale właśnie bardzo trudno o kontakt z językiem jeśli nie chodzi się do szkoły czy pracy. Bo gdzie będziesz z ludźmi rozmawiać? W kolejce w sklepie? Dzieci na takich indywidualnych kursach, jeśli nie chodziłyby do zwykłej szkoły, zwyczajnie byłyby odizolowane. Jeśli kursy byłyby wspólne dla dzieci mówiących danym językiem, nagle powstałyby 'getta' i dzieci już nie próbowałyby kontaktować się z innymi dziećmi, ponieważ nie miałyby takiej potrzeby. A dzieci zbyt mało rozumieją aby podjąć taką decyzję świadomie. Za to rodzice już tę świadomość powinni mieć ale tak jest im łatwiej i wygodniej więc nawet namawiają dzieci do kontaktu z dziećmi tego samego pochodzenia. Mniejszy problem w przypadku odwiedzin. I taką postawę widać wszędzię, w różnych narodowościach. I niestety to nie 'jego problem' bo ten problem przechodzi na dzieci, społeczeńśtwo.

Odpowiedz
avatar plokijuty
10 12

Moi znajomi z 10-letnim dzieckiem przebywają w Bułgarii. Dziecko chodzi do normalnej szkoły. Zanim je do niej zapisano miało jakieś osiem miesięcy na komunikatywne opanowanie języka bułgarskiego w mowie i piśmie [cyrylicę]. Jeśli chodzi tobie o język dolnego Konga to wiem o: kongo (Angola) - Kikongo, Wila Nzambi; teke - Kiteke, Muyu Nziam [lub] Yuo Ndzaam; kele - Lokele, Okaká Mungu;

Odpowiedz
avatar anwa
16 16

W sumiemie to miłoby bylo zamieszkać np we Włoszech, posłać dzieci do szkoły i wymagać żeby ich nauczano w języku polskim. Tylko w taki sposób po paru latach dziecko dalej słabo znaloby język kraju w którym mieszka. Mam wrażenie że urzędnicy unijni oderwani są od rzeczywistości.

Odpowiedz
avatar anonimek94
0 0

@anwa: We Włoszech może nie, ale w UK się z tym spotkałam. Niekoniecznie wiem czy rodzice tego wymagali (chociaż na pewno zdarzyło się kilku z 'niższej półki' którzy stwierdzili, że należy się im dzieciom to jak 'psu buda' ale to słyszałam tylko ponieżnie i bardziej od samych dzieci, więc żadne konkrety) w każdym razie nauczycielka ucząca w języku polskim była. Potem zrezygnowała, ze względu na kulturę tych dzieci a potem znów wróciła gdy nowych dzieci napłynęło zbyt dużo a te poprzednie wyszły ze szkoły.

Odpowiedz
avatar misiafaraona
8 8

We Włoszech to nie przejdzie. Tutejsi mają takie podejscie, że to ty cudzoziemiec musisz mówić ich językiem, inaczej to ty masz problem, nie oni.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
3 19

Po pierwsze, panie pedagog, to zanim zaczniesz uczyć się "dialektu Dolnego Konga", naucz się poprawnej polszczyzny. Od jakiegoś czasu, nie tylko na "piekielnych", staje się zauważalny dziwny trend - pisanie przymiotników wielką literą. Robią to już przyszli nauczyciele, więc biada nam, oj biada. Co do meritum historii. Najlepszym sposobem na szybkie nauczenie sie przez dziecko języka nowej ojczyzny jest właśnie rzucenie go "na głęboką wodę". Owszem, przez pierwsze tygodnie będzie miało ciężko, ale po kilku miesiącach różnice zanikną. Zresztą potwierdzeniem tego są powszechnie znane przykłady, choćby z Polski. Pokolenie dzieci Wietnamczyków żyjących w Warszawie to mentalnie już bardziej Polacy niż Wietnamczycy. A dwujęzyczność otwiera przed nimi naturalne możliwości, choćby w handlu pomiędzy obydwoma krajami. Drugim przykładem jest tradycyjny obraz polskiej rodziny na emigracji. Ojciec pracuje w pocie czoła całe dnie, matka całe dnie siedzi w domu, a jej jedynymi znajomymi są inne Polki - matki kolegów i koleżanek jej dzieci. Jeżeli taka matka nie znała przed przyjazdem języka kraju, ma małe szanse, że się go nauczy. Co więc robi idąc załatwić jakąś sprawę? Bierze swoje dziecko w charakterze tłumacza. Nie wiem czy te wymysły to zalecenia UE, czy inicjatywy poszczególnych państw. W każdym razie wiem, że nie wszędzie istnieją tacy "koordynatorzy kulturowi". I tam, gdzie ich brakuje, dzieci imigrantów najszybciej koordynują się z nowym otoczeniem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

@Fomalhaut: jakbyś opisywał moją koleżankę. Tylko ona pracuje. Sęk w tym,że z samymi Polkami i Słowaczkami.Ale przed przyjazdem,dzieci wysłali na kurs. My miałyśmy takie szczęście,że od początku pracujemy z Anglikami bądź osobami anglojęzycznymi. Pomogło mi to przełamać barierę w głowie,bo bałam się mówić po angielsku,że ktoś mnie nie zrozumie,a nie znajdę słów zastępczych

Odpowiedz
avatar Kruczysko
14 18

@Fomalhaut: Wyrazy dolny, górny, zapiszemy wielką literą wtedy, gdy stanowią składnik nazwy własnej, np. Dolina Dolnej Wisły. Biorąc pod uwagę fakt, że Dolne Kongo to nazwa prowincji, to proponowałbym się najpierw douczyć PRZED komentowanie panie "Miodek".

Odpowiedz
avatar Jorn
2 12

@Fomalhaut: Zasady przyjmowania do szkół imigrantów są ustalane w państwach członkowskich, Unia się nie wtrąca. Kruczysko albo studiuje w jakiejś wyższej szkole tego i owego, gdzie wciskają mu bzdury, albo coś źle usłyszał, albo bezczelnie kłamie za 1,50 od PiSu.

Odpowiedz
avatar anonimek94
3 3

@Jorn: Też mi się to wydaje dziwne, albo może nauczyciel po swojemu zinterpretował i podał dalej. W końcu całkiem inaczej to wygląda w UK (w sumie to nawet każda szkoła ma własny model), inaczej w Niemczech a jeszcze inaczej w innych krajach. I to też może nie chodzi o dzieci uchodźców w wypadku całych rodzin, a może o nieletnich uchodźców (bez rodziców)? Aktualnie wszędzie specjalnie mówi się imigranci zamiast uchodźów bo ludzie sprzeciwiają się tzw 'poprawności politycznej' więc ciężko zrozumieć o kim dokładnie mówi Kruczysko (o imigrantach jakichkolwiek i skądkolwiek?). A w wielu przypadkach (i tym także) ma to bardzo duże znaczenie.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
3 3

@Kruczysko: "Wyrazy dolny, górny, zapiszemy wielką literą wtedy, gdy stanowią składnik nazwy własnej, np. Dolina Dolnej Wisły. Biorąc pod uwagę fakt, że Dolne Kongo to nazwa prowincji, to proponowałbym się najpierw douczyć PRZED komentowanie panie "Miodek"." Pełna zgoda, ale ja miałem na myśli fragment: "Zatrudnić całodobową opiekę "koordynatora kulturowego" - kogoś kto zna język i kulturę dziecka oraz Polską."

Odpowiedz
avatar Kruczysko
1 3

@Fomalhaut: Oops? Niestety się nie zrozumieliśmy i rzeczywiście masz rację.

Odpowiedz
avatar elefun
6 6

Lol. A o tym że dzieci mogą być wielojęzyczne nie słyszeli?

Odpowiedz
avatar anekk
4 6

Jeżeli to, co pisze Autor, jest rzeczywiście prawdą, to zastanawiam się, co zrobią, jeśli nauczyciel nie przyswoi sobie danego języka, bo np nie ma ku temu zdolności? Ciężko wymagać od biologów czy chemików, żeby mieli zdolności lingwistyczne. Co wtedy? Zwolnią nauczyciela?

Odpowiedz
avatar fursik
2 6

@anekk: Kolejne pytanie - kto zapłaci za kursy językowe dla tych nauczycieli?

Odpowiedz
avatar anonimek94
0 0

@fursik: Tu ogólnie kilka problemów - kursy i kto zapłaci akurat nie jest aż takie piekielne samo w sobie, wiele firm, nawet państwowych, w wielu krajach płąci za dodatkowe szkolenia pracownika, bo zwyczajnie jest to opłacalne. Powinno to być jednak (i zazwyczaj jest) na ochotnika a nie przymusowe. Mnie bardziej martwi, że jeżeli jest to prawda i w planie jest wprowadzenie tego (już bez różnicy kto to wymyślił i zatwierdził) to co jeśli będzie duża potrzeba a za mało osób, kursy będą trwały za długo? W UK już jest problem z tłumacvzami i zdarzają się tacy co nawet nie wiedzą jak powiedzieć 'granica' w jęzuku angielskim. Co jeśli nagle przypadkowe osoby będą 'pomagać' tym uczniom? Boję się, że wyrządzi to więcej szkody niż przyniesie pożytku a dodatkowo będą koszta. Jeżeli chcemy pomóc komuś to porządnie, nie wyrządzajmy dodatkowo szkody...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 marca 2016 o 12:47

avatar anekk
1 5

@fursik: coś czuję, że będą mieli obowiązek kurs zrobić, ale o zapłacie bedzie cisza...

Odpowiedz
avatar qulqa
2 2

@anekk: W krajach, gdzie takie zasady funkcjonujowały parę lat wstecz (współczesnych danych nie znam), dotyczyły one: - klas początkowych - klas, w których jest odpowiedni procent dzieci z jednolitej językowo grupy imigranckiej (cyferki nie podam). Nie, nie musał nauczyciel fizyki w klasach starszych podstawówki uczyć się suahili, bo miał dwóch uczniów z tej grupy językowej :) Znajomość języka obcego imigrantów przez nauczyciela jest bardzo cenioną umiejętnością i ułatwia znalezienie dobrej pracy.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 marca 2016 o 12:33

avatar 123tomek
0 0

@anekk: Ale to nie problem. Zobacz co się działo (albo miało dziać) w WB z tego co pamiętam w Birmingham. Poprzez fałszowane dokumenty czy inne formy np. szantażu planowano pozbyć się dyrektorów szkół i w ich miejsce przyjąć muzułmanów. Plan "koń trojański". źródło: euroislam.pl/dzihad-po-angielsku-trzeba-przejac-szkoly/

Odpowiedz
avatar archeoziele
11 11

W IV czy V klasie podstawówki trafiła do nas dziewczynka z Mongolii. 1 września nia mówiła po polsku w ogóle. Ani po angielsku ani w żadnym innym języku. Ba, nawet alfabetu łacińskiego nie znała. Więc na początku miała przewalone. Ale ponieważ nie miała wyjścia, a my, zainteresowani egzotyczną koleżanką rwaliśmy się do nauki, to pod koniec roku mówiła już płynnie i szybko zrównała z nami poziom.

Odpowiedz
avatar Rak77
0 10

@archeoziele: Ta mongolska dziewczynka słyszała w domu -"ucz się dziecko, bo...". Mam silne przekonanie że postawa islamistów jest inna. A jeszcze jak usłyszą że szkoła jest od tego by nauczać matematyki, chemii czy innych bzdur a nie koranu...

Odpowiedz
avatar anonimek94
5 9

@Rak77: Już pomijając jaka jest postawa 'islamistów', to przecież wielu imigrantów z Islamem nie miało nic wspólnego. Jeśli mówimy konkretnie o uchodźcach to także wielu nie jest muzułmanami, a jest także kilka różnych 'rodzajów' wyznawania Islamu, w zależności od kultury i prawa konkretnego kraju (z Chrześcijanstwem jest tak samo, a nawet z konkretnym odłamem np. katolicy w Polsce różnią się od katolików z Irlandii Północnej, już pomijając fakt, że katolik z północy a katolik z południa Polski też nie mają w 100% takich samych poglądów).

Odpowiedz
avatar Grejfrutowa
1 5

@anonimek94: islamu, nie: Islamu, chrześcijaństwem, nie: Chrześcijaństwem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

@anonimek94: To nie do końca tak jak mówisz, w Koranie nie ma jednej interpretacji, nie ma patriarchy kościelnego który to tłumaczy dla wszystkich, w katolicyzmie jest. Mamy papieża i ustalone reguły. To wolno, a tego nie, to jest niemoralne, a to jak najbardziej. Nie ma tu pola do namysłu i własnej indywidualnej interpretacji prawa kanonicznego. Chyba że mówisz o protestantach, anglikanach, świadkach Jehowy, zielonoświątkowcach, adwentystach dnia siódmego.

Odpowiedz
avatar anonimek94
2 2

@mastodont87: Teoria teorią, a praktyka swoje. To, że papież powie coś tam, nie oznacza że wszyscy się z nim zgadzają i akurat w katolicyzmie to widać bardzo. Katolicy często interpretują niektóre rzeczy po swojemu, nie jest to wina samej religii, a bardziej wychowania konkretnej osoby, ale właśnie o to mi chodzi. Poza tym, mówię ogólnie. Zbyt dużo o islamie nie wiem ale tradycje różnych państw można w pewnym sensie porównać do odłamów chrześcijańśtwa (chociaż oczywiście nie do końca). Te odłamy opierają się przecież na różnorodności tradycji i rozumienia świata na danym terenie w danym momencie. W skrócie - o anglikanach, świadkach Jehowy i całej reszcie odłamów mówię także. Mówię też o tym, że to co w Polsce bardzo długo trwało w innych krajach katolickich dawno zanikło. Mówię o tym, że na przykład tradycje Bożonarodzeniowe (karp na przykład) czy Wielkanocne różnią się. Nie chodzi mi tu o to aby cokolwiek udowodnić, bardziej aby zauważyć, że każdy człowiek jest inny, nie tylko ten innej wiary. Ogólnie, aby zauważyć że ze względu na samą wiarę nie można nikogo oceniać, w końcu każdy człowiek ma własne poglądy i jeden będzie mniej a drugi bardziej się do czegoś stosował. Tymbardziej, nie można kogoś oceniać za sam fakt, że mieszka gdzieś gdzie my myślimy że dana religia 'rządzi'. W wielu krajach nie ma jednej religii. Uchodźcy nie są jednego wyznania. Nawet uchodźcy z tych konkretnych krajów. Są muzułmanie bardzo głęboko więrzący i tacy którzy nawet koranu w domu nie mają, bo mogą przeczytać w internecie jak zajdzie taka potrzeba :)

Odpowiedz
avatar dodolinka
1 1

Mój syn chodzi do przedszkola, w którym 4 h dziennie zajęcia prowadzone są po angielsku. Nie ma zasadzie " siadamy a słuchamy" tylko nauczycielki zwracają się do dzieci po angielsku. Dzieciak miał 2.5 roku jak poszedł, fakt, że mowa się trochę zatrzymała na moment, ale teraz widać już efekty. Rozróżnia języki i jest w stanie dostosować się do jezyka rozmowcy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@dodolinka: Wielojęzyczność to wspaniała sprawa. Okazało się, że wielojęzyczne dzieci są statystycznie inteligentniejsze od tych które znają tylko jeden język (prawdopodobnie dlatego, że bardzo wcześnie dociera do nich, że język jest sprawą umowną i to samo zjawisko można opisać w zupełnie różny sposób).

Odpowiedz
avatar qulqa
2 2

To jeszcze mało widziałeś w życiu. >wyobrażacie sobie zajęcia w podstawówce, gdzie w którejś z ławek siedzi sobie facet i nawija w języku dziecka aby mu wytłumaczyć o co chodzi? Tak, w Szwecji wiele lat temu dzieci mojej przyjaciółki miały takiego 'asystenta kulturowego', który siedział w ławce obok i tłumaczył pewne niezrozumiałe rzeczy. Każde dziecko imigrantów (Polacy w Szwecji są dokładnie tak samo traktowani, jak imigranci spoza Europy) miało wtedy swojego osobistego asystenta. Nie wiem, jak jest teraz. >Nauczyciele według idei Unii Europejskiej powinni nauczyć się języka dziecka Tak, jeżeli jest powyżej iluś procent dzieci w klasie z jednego kraju/regionu, nauczyciel klas początkowych powinien znać ich język. W Szwecji praktykowane od wielu lat. Metody te dają naprawdę dobre rezultaty. Na tym polega m.inn. integracja imigrantów. Zamiast narzekać, lepiej rzeczywiście zacznij się uczyć - może niekoniecznie dialektu Dolnego Konga (w tamtym rejonie jest wiele grup językowych), ale np. podstaw arabskiego.

Odpowiedz
avatar Drzewo
0 0

Do mojej dawnej podstawówki/gimnazjum trafiła dziewczyna z Ukrainy. Po polsku nic, więc wlepili jedynej nauczycielce, znającej rosyjski, dwie (tygodniowo) indywidualne godziny z dziewczynką. Dziecko oczywiście oprócz tego chodziło normalnie do szkoły. Ponoć już sobie radzi. I pewnie nawet bez tych dodatkowych godzin by sobie radziła. Mam też rodzinę, która lata temu wyemigrowała, dzieci języka nie znały, nie miały żadnych zajęć, po prostu posłano je do szkoły i się tego języka nauczyły przez wrzucenie na głęboką wodę (ba, jedno, powtarzające w Polsce klasę, zostało później przeniesione rok wyżej, tzn. nadrobiło "stracony" rok). Spotkałam też dziecko, które po miesiącu wakacji w Polsce, polskiego jedynie słuchając (bo z tym dzieckiem nikt po polsku nie rozmawiał), zaczęło nawet trochę mówić i rozumieć. Tak samo z siebie. Te przykłady to chyba najlepszy dowód na to, że dzieci i młodzież uczą się języka najszybciej i najlepiej po prostu przebywając w danym kraju... Ale nie, lepiej kazać nauczycielom mówić do nich w ich języku, bo tolerancja. Ja pierniczę... To kto się ma zintegrować? My z nimi?

Odpowiedz
avatar anonimek94
0 0

@Drzewo: Integrować powinien się każdy z każdym. Tak zawiera się przyjaźnie, tak poznaje się człowieka. Jeśli masz znajomego obcokrajowca to pewnie oboje będziecie uczyć się 'swoich' języków - Ty jego, on Twojego. Oczywiście nie z zamysłem pisania matury z tego języka, ale zwyczajne podstawy, aby było Wam miło. Aby mieć o czym porozmawiać. Dzielenie się kulturami.

Odpowiedz
Udostępnij