Komentarz Igielki do historii #71958 sprawił, że przypomniałam sobie wydarzenie z gabinetu weterynarza.
Byłam z moim maskotko podobnym pieskiem na szczepieniu. Gabinet jest podwójny, tzn. dwa przylegające pokoje połączone drzwiami (często otwartymi), w którym przyjmuje dwóch vetów.
Podczas gdy moje psiątko było ważone i oglądane przed zastrzykiem, w drugim gabinecie gościła elegancka i kulturalna starsza pani z chorą szynszylą.
Zwierzę (powierzone jej na czas urlopu przez syna i synową) było w strasznym stanie; odwodnione, słabe i (przepraszam za wyrażenie) obsrane. Lekarz, który się nim zajmował, usiłował wydobyć od kobiety informację, w jaki sposób do tego doszło. Kobieta zapierała się czterema kopytami, że opiekowała się szynszylą zgodnie z wytycznymi syna, dawała jej specjalistyczną karmę i wodę w odpowiednich ilościach.
Dopiero przestraszona przez weterynarza, że nie może pomóc zwierzakowi, nie znając przyczyny choroby, przyznała się niechętnie, że dała mu dwie gruszki. Na zdezorientowane i lekko wściekłe pytanie veta:
- Przecież one mogą maksymalnie 1 łyżkę dziennie owoców i orzechów, więc dlaczego pani tak zrobiła?
Odpowiedziała rozbrajająco:
- A bo jej tak smakowało.
weterynarz/niewłaściwa opieka nad zwierzętami
Bez komentarza. Cisną mi się na klawiaturę same brzydkie słowa.
OdpowiedzSzkoda zwierzaczka. Dobrze chociaż, że pani zdecydowała się udać do weta.
Odpowiedz@minutka: Pewnie ze strachu, żeby jej syn i synowa nie zrobili... jesieni średniowiecza, albo Wiosny Ludów...
Odpowiedz@Armagedon: Taka kolej rzeczy mogłaby być bardzo prawdopodobna. :D Dlatego starsza pani żwawo pognała po pomoc. Ale bała się przyznać jak małe dziecko!
Odpowiedz@NotableQ: równie prawdopodobne mogło też być, że nie była bynajmniej nieczuła na cierpienie zwierzaka. W końcu nie znęcała się nad nim umyślnie, tylko zaszkodziła mu przez głupotę - pewnie jak smakowało gryzoniowi, to dawała jeszcze i jeszcze.... Zresztą jedno drugiego nie wyklucza :).
OdpowiedzSzynszylę mojej siostrzenicy podobno zabiło żarcie dla chomika. Strasznie delikatne zwierzęta, o bardzo wrażliwych brzuszkach.
Odpowiedz@Candela: I do tego bardzo 'gadatliwe'. :D
Odpowiedz@NotableQ: Szczególnie w nocy :)
Odpowiedz@Candela: Wiem :P. Mój były miał szynszylę. Kiedyś jak przyjechałam na noc, zwierzaczek gderał i gderał w swojej klatce ;). Chyba był zazdrosny :)
Odpowiedz@NotableQ: No skoro były, to nie wiadomo, co ta mała menda mu na Ciebie nagadała :P
OdpowiedzCzasami starym ludziom nie da się wytłumaczyć. Znałam Panią, której nie można było wytłumaczyć, że jej pies nie może żyć przywiązany do nogi od stołu przez całe życie, ale ona bała się, że jej go samochód potrąci-na wsi, z daleka od ulicy, na ogrodzonej posesji...
Odpowiedz@Zuzanka: Może dlatego,że na wsi często się zdarza potrącenie psa (lub innego zwierzaka) chodzącego samopas przez samochód. Rodzice mojego znajomego non stop wymieniali psy, bo im regularnie "wylatywały " na drogę i ginęły pod kołami.
Odpowiedz@Zuzanka: Tak jak przekonać babcię, że nie jest się głośnym. A co dopiero miała powiedzieć szynszyla o.O
OdpowiedzŻeby nie było - szynszylom orzechy i owoce (i zboża) są zupełnie do szczęścia zbędne, ba, niewskazane, prowadzą jedynie do cukrzycy i obtłuszczenia wątroby. Siano siano siano SIANO i zioła. Z karmy komercyjnej też spokojnie można zrezygnować. Mam właśnie na DT malucha któremu przez 'owocową' dietę dziewczę rozwaliło wątrobę :)
Odpowiedz@leevran: Dobrze wiedzieć na przyszłość.Trzymam kciuki za małą szynszelkę, żeby udało się ja odratować.
OdpowiedzJeszcze 10 lat temu panowało przekonanie, że gryzonie to zboże, warzywa i owoce, gałęzie i suche pieczywo. Po tych 10 latach ponownie zdecydowałam się na przygarnięcie dwóch gryzoni i byłam w szoku, jak to się zmieniło. Nie tylko u koszatniczek, u których dieta zawsze była dość specyficzna, ale również u innych gryzoni, u których mocno ograniczono zboża i owoce, a suche pieczywo już od dawna jest zabronione. Przypuszczam, że gdybym zostawiła swoje koszki pod opieką moich rodziców to od razu bym odebrała telefon, że czym oni mają je karmić, skoro zapomniałam zostawić zboża i długo musiałabym tłumaczyć, że zostawiłam wszystko co trzeba. Pani z historii po prostu była nieświadoma, że może w ten sposób mocno zaszkodzić zwierzęciu. Na pewno nie zrobiła tego umyślnie, tylko tak jak babcie rozpieszczają wnuki słodyczami, mimo że też może zaszkodzić, tak pani rozpieszczała "szynszylową wnuczkę" słodziutką gruszeczką... Fajnie, że wybrała się do weterynarza. Ciekawe, ile zwierząt w podobnej sytuacji zginęło, bo ludzie stwierdzili, że nie warto wydawać pieniędzy na lekarza dla nich, bo "to tylko zwierzę".
OdpowiedzJak te zwierzęta istnieją, skoro jedzą to co im szkodzi - to mnie najbardziej zastanawia. Czy gryzonie w naturze też zjadaja owoca i umierają?
Odpowiedz@egow: W naturze szynszyle występują w Andach. A tam drzew owocowych ani zbóż nie ma. Nasze tatrzańskie świstaki też się raczej gruszkami, śliwkami i podobnymi rarytasami nie zajadają (jeśli mają to szczęście i nie dokarmią ich tym turyści). A dlaczego jedzą, zamiast unikać nieznanego? Na tej samej zasadzie, na której psy łakomią się na czekoladę, konie na cukier, a ludzie na alkohol. Bo jak coś dobrze pachnie, to znaczy jadalne i trzeba zeżryć.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 kwietnia 2016 o 11:19
@Meliana: ludzie nie umierają od alkoholu. Mogą, ale naprawdę trudno jest zapić się etanolem na śmierć. W Andach nie ma żadnych owoców?
Odpowiedz