Będzie historia o współlokatorach. Długa. Wiem co prawda, że zostanę zjechany na wstępie, ale muszę to gdzieś napisać, bo inny sposób uwolnienia frustracji oznaczałby wyrzucenie czegoś przez okno.
Zaczynajmy.
Wraz z lubą przeprowadziliśmy się rok temu do nowego pokoju. Jako współlokatorów mamy dwie dziewczyny zza wschodniej granicy oraz, do stycznia, pewną studentkę.
Już na wstępie dało się wyczuć, że dwie dziewczyny mają problem ze studentką. W sumie nic dziwnego. Jak to zwykle bywa, ustalono grafik sprzątania. Dziewczyna grafiku się nie trzymała (wyjeżdżała w weekendy, w które była jej kolej sprzątania), a jak już sprzątała, to po łebkach i niedokładnie. Czasami zdarzyło się, że zostawiała niedokończone danie (jakieś obierki i warzywa w misce) na wierzchu, po czym wychodziła z domu. Uwielbiała też gotować na śniadanie mannę i nie domywać garnków.
To były tak naprawdę jedyne minusy naszej współlokatorki.
Przynajmniej według nas, bo wtedy jeszcze nie przeczuwaliśmy, co nas czeka.
Według naszych zagranicznych współlokatorek nie w porządku było to, że późno wracała z pracy (dziewczyna pracowała w godzinach od 9 do 19) i że śmiała sobie coś smażyć na kolację (jedna z dziewczyn ma pokój na poddaszu i ponoć niemiłosiernie cuchnie w jej pokoju spalenizną za każdym razem, gdy ktoś coś smaży).
W końcu nastąpił przełom, gdzieś pod koniec stycznia studentka wyprowadziła się do chłopaka. I wtedy się zaczęło.
Mieszkanie znajduje się w starej kamienicy, więc, siłą rzeczy, nie wszystko jest nowe. Drzwi, podłogi i niektóre sprzęty kuchenne pamiętają pewnie lata 90. Z uwagi na fakt, iż jestem dość postawnym facetem, podłoga skrzypi, gdy się po niej poruszam. To pierwszy problem. Mam chodzić ciszej - czyt. skradać się. W mieszkaniu, które współdzielę. Już się robi.
Drzwi od pokoju. Jak mówiłem - drzwi są dość stare, więc pomimo założenia odpowiednich uszczelek na framugę, zdarza się, że trzasną, szczególnie że stare, nieszczelne okna sprzyjają przeciągom. Według nich specjalnie trzaskamy drzwiami, gdy one śpią. Czyli po godzinie 20.
Drzwi od łazienki - zamykane na wiekowy klucz. Zamek stary i zużyty, zdarza się więc, że podczas przekręcania klucza zamek zgrzytnie bądź nie trafi za pierwszym razem w odpowiednie wycięcie.
Według nich celowo przekręcam klucz tak, aby było jak najgłośniej.
Rozmowy. Które prowadzę z lubą w naszym pokoju. Według współlokatorek jesteśmy za głośno. Zrozumiałbym, gdybyśmy wrzeszczeli, krzyczeli, rzucali talerzami czy puszczali głośno muzykę. Ale nic takiego się nie dzieje. Prowadzimy normalne rozmowy, czasem się śmiejemy (jeszcze nam wolno) i to tyle. Tym bardziej że my nie słyszymy ich rozmów, telewizorów czy muzyki przez dwie pary drzwi i pięć metrów korytarza. Dziwne.
Gotowanie. Wspominałem wcześniej, że poprzednia współlokatorka dostawała opier***l za każdym razem, gdy próbowała ugotować coś wieczorem? Teraz ten sam problem mamy my. Nieważne, że okna są otwarte na poddaszu oraz w kuchni, dodatkowo drzwi od kuchni są zamknięte. W ciągu 20 sekund od rozpoczęcia gotowania współlokatorka zbiega z pretensjami dlaczego gotujemy. Bo jej przeszkadza.
W końcu stwierdziłem, żeby nie robiła nieistniejących problemów, bo to niemożliwe, aby przy otwartych dwóch oknach, i dwóch parach zamkniętych drzwi (kuchenne i od jej pokoju) zapach w jej pokoju był nie do zniesienia.
Hipokryzja. Punkt wcześniej było o gotowaniu. Teraz też będzie. Jak już wspomniałem, gdy cokolwiek gotujemy, musimy zamknąć drzwi i otworzyć wszystkie okna (najlepiej, to żebyśmy się przerzucili na sałatki, bo sałatki nie cuchną, jak się je przyrządza). Nadmienię, że nie gotujemy przez pół dnia śmierdzącego żarcia czy nie wiadomo czego. Ograniczamy się do jakichś pierożków, zup, od czasu do czasu makaronu z sosem i coś pieczonego, słowem - coś, co da się zrobić na szybko. Też im to przeszkadza, ale nauczyłem się już zbywać cięte uwagi.
Oczywiście zamykanie drzwi nie dotyczy naszych współlokatorek.
Przykład? Któregoś dnia wracam z pracy i czuję, jakby ktoś w kuchni wypatroszył zabitego tydzień temu świniaka i zaczął gotować jego trzewia.
Okazało się, że dziewczyny robiły mięsną galaretkę. Nie chcę wiedzieć z czego. Oczywiście drzwi szeroko otwarte, jeśli ktoś w przedpokoju powiesił kurtkę, to nadawała się tylko do prania. Na pytanie dlaczego nie zamkną drzwi, skoro tak im przeszkadza wszelkie gotowanie, stwierdziły, że "muszą czuć co się z tym dzieje". Najbardziej prawdopodobną odpowiedzią było według mnie "gnije", ale się powstrzymałem.
Goście.
Wraz z lubą gości miewamy rzadko. Może ze trzy razy w ciągu całego okresu przemieszkiwania. Aż się zdziwiłem, że i z tym nie miały problemu.
Nasze współlokatorki zaś mają gości co weekend. Koledzy z pracy, znajomi, rodzinka, wiadomo. Gdzie przesiadują? W pokojach, jak normalni ludzie? Nie. W kuchni.
I spróbuj, człowieku, wejść coś ugotować albo wziąć z lodówki. Przy drugim punkcie jeszcze pół biedy, po prostu rozmowa milknie i wszyscy czekają aż się usunę.
Przy chęci ugotowania czegoś (potrafią tam siedzieć cały dzień, a powietrzem się człowiek nie żywi) zaczyna się grymaszenie.
Mój ulubiony tekst - "Włosy mi przesiąkną tym spaghetti, bo myłam niedawno". Nie powstrzymałem się i wyrwało mi się krótkie "więc wyjdź". Dzień później oczywiście pogadanka o kulturze. Jak w przedszkolu.
Ogółem - od czasu wyprowadzki studentki wszystko co się w domu wydarzy to nasza wina. Okruszki na stole - nasza wina. Naczynia nie zdjęte z suszarki - nasza wina (od kiedy to należy do zakresu tylko moich obowiązków, btw.) Zaciek na lustrze w łazience - nasza wina. Rozlana kropla wody w kuchni - nasza wina.
Generalnie, szukają dziury w całym.
Dzisiaj jednak zdarzyło się coś, co przelało czarę goryczy i zmusiło mnie do napisania tej historii.
Z uwagi na fakt, iż w weekendy uczęszczam do szkoły policealnej, wstałem o godzinie 6:30, otworzyłem okno w pokoju, coby się wywietrzył, i udałem się do łazienki. Pierwszy zgrzyt - przewiew, oczywiście okno na poddaszu otwarte, bo ostatnio z kuchni cuchnie permanentnie przecież. Wiedziałem, że będę miał wykład z rana.
I się nie pomyliłem, wyszedłem z łazienki, dopadły mnie obie dziewczyny.
"Dlaczego jestem tak głośno" albo "Ile razy mówiliśmy" - to wszystko poprzetykane jakimiś wstawkami w ichnim języku (pomijam fakt, iż uważam za niegrzeczne mówienie w obcym języku przy kimś, szczególnie jeśli mówi się o tej osobie).
Przeszły same siebie w momencie, gdy jedna z nich wymieniła listę rzeczy, do której mamy się zastosować:
- Chodzić ciszej (w moim przypadku oznacza to dosłownie skradanie się na palcach)
- Nie przebywać w kuchni po godz. 20 (bo hałas i cuchnie jak gotujemy)
- Rozmawiać ciszej (we własnym pokoju, oddzielonym od ich kwater dwiema parami drzwi i korytarzem, nasz pokój łączy się ścianą tylko z kuchnią)
- Broń Boże nie śmiać się wieczorami (tak, naprawdę to usłyszeliśmy)
- Nie brać prysznica po 21
- Najlepiej by było, gdybyśmy również chodzili spać o 19
- I na koniec najlepsze - spać za dnia, aby nie hałasować.
Cyt: "Mam dosyć spania po 7 godzin dziennie, możecie spać w ciągu dnia, a nie budzić mnie o 6 rano". Bo to przecież oczywiste, że praca dostosuje się do mnie i będę mógł spotykać się z klientami o 3 nad ranem.
Ważne, aby ciągnąca zasiłek, nie robiąca nic oprócz przygotowania sobie przez 2 godziny musli, słuchania głośnej muzyki i jazdy na rowerze 37-letnia kobieta mogła się wyspać. Żyć nie umierać.
Na koniec dodam tylko, że również jesteśmy przez nie budzeni o dziwnych porach, przeszkadza nam głośna muzyka, która w kuchni panuje weekendami, ale nie pompujemy tego do ogromnych rozmiarów, bo zdajemy sobie sprawę, że gdzie ludzie, tam hałasy. Gdy czujemy jakiś nieciekawy zapach dobiegający z kuchni - prosimy o zamknięcie drzwi. Nie rozkazujemy. Prosimy. Gdy muzyka jest za głośno - prosimy o jej ściszenie, nie nakazujemy wyłączyć. Gdy zostaniemy przez nie obudzeni o piątej nad ranem, nie wstajemy z łóżka tylko po to, aby je opie****ić (co powinniśmy zrobić) - śpimy dalej.
Już. Musiałem to napisać, bo mam ochotę wyrzucić coś (a raczej kogoś) przez okno. Teraz tylko odliczam czas do wyprowadzki. Jeszcze tylko 2 tygodnie i witaj, nowa kawalerko. W końcu będę mógł sobie zrobić kolację później niż o 19.
Współlokatorki
One dbają o wasze zdrowie, jedzenie po godz. 18-tej jest niezdrowe, ech wy niewdzięczni ludzie... ;)
OdpowiedzZacznij robić wszystko według zasady "Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie". Idzie głośna muzyka z kuchni a one siedzą tam ze znajomymi? Zaproś swoich i siedźcie do późna w kuchni smażąc różne rzeczy i słuchając muzyki przy otwartych drzwiach. Budzą was o 5 rano? Idźcie i je op***dolcie za to. I inne takie podobne akcje aż się nauczą. W ostateczności nagrajcie jak same robią te rzeczy, potem jak was ochraniają i porozmawiaj cie z właścicielem mieszkania. Może on coś pomoże
Odpowiedz@Terminatoro23: Gdyby to zaczęło się pół roku temu - zrobiłbym to bez wahania. Ale na 2 tygodnie przed wyprowadzka nie ma to sensu. No i zwyczajnie, nie chcę być chu*em. A mógłbym.
Odpowiedz@Armageddonis To radzę tylko dopisać że za dwa tygodnie się wyprowadzacie bo pojawi się inaczej dużo takich komentarzy
Odpowiedz@Armageddonis: A może właśnie na dwa tygodnie przed wyprowadzką to ma sporo sensu, bo ewentualne bolesne konsekwencje - próby zemsty bądź "wychowywania was" - ze strony współlokatorek wam nie grożą. ;-) Poza tym, skoro już się wyprowadzacie, dobrze byłoby życzliwie poinformować właścicieli mieszkania, jak to ich lokatorki wykurzają z niego kolejnych mieszkańców.
Odpowiedz@wumisiak: Na całe szczęście moja luba ma nieco łagodniejszy temperament ode mnie. Wolałbym się nie rozkręcać, bo wyrzuciłbym im to wszystko w twarz na jednym posiedzeniu. Nie stroniąc od pań lekkich obyczajów.
Odpowiedz@Armageddonis: więc to zrób. Zasłużyły.
Odpowiedz@Armageddonis: Cóż, nie musicie być bohaterami, jeśli lubicie święty spokój. ;-) Ale już współczuję kolejnym ofiarom, znaczy... osobom, które się kiedyś wprowadzą na wasze miejsce, i później. Bo te kobiety jak dotąd miały chyba ciągle do czynienia z współlokatorami przyzwalającymi na taką ich dominację, na te pretensje i rozkazy - i zapewne rośnie ich przekonanie o własnej słuszności i przywilejach... Więc ci, którzy przyjdą po was, zapewne będą mieli jeszcze gorzej. Dlatego na twoim miejscu porozmawiałabym jednak z właścicielami, dla spokoju sumienia. ;-)
Odpowiedz@wumisiak: Chyba tak właśnie zrobimy :D
Odpowiedz@Armageddonis: myślę, że wasz plan na najbliższe dwa tygodnie powinien objąć co następuje: smażone ryby, gotowanie flaków, schabowe (tylko porządnie rozbite, tak z 15 minut walenia tłuczkiem najmarniej), zupę z owoców morza i domową zalewę octową. Gotowanie domowych pyszności na pewno umili wam jakaś miła muzyka np. dupstep. Gdybym była na waszym miejscu i już jedną nogą w nowym mieszkaniu nie odmówiłabym sobie małej zemsty.
Odpowiedz@grupaorkow: właśnie zauważyłam, że zamiast "dubstep" napisałam "dupstep". Nie po raz pierwszy robię ten błąd, to chyba moja podświadomość wyraża moją opinię o tej muzyce :D
Odpowiedz@Armageddonis: no przepraszam, czytam i nie wierzę. Serio "nie chcesz byc ch*em"? Serio, nie gniewaj się na mnie.. ale właśnie takim "pobłażaniem" jesteś nim, w dodatku miękkim. Wiem, że posypią się minusy, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, gdzie traktowano by mnie jak Ciebie w moim mieszkaniu, za które płacę...
Odpowiedz@wumisiak: Ale osoby, które się kiedyś wprowadzą na ich miejsce nie muszą być ofiarami. Wystarczy na początku wysłuchać lokatorów, spojrzeć jak na łagodnego idiotę i olać. Gdy ich wykład się powtórzy powiedzieć, że one są tu wynajmującymi, a nie właścicielami i że będziesz żyć po swojemu. Jak się nie podoba to niech się wyprowadzą, albo zgłoszą właścicielowi, że się śmiejesz w swoim pokoju po godzinie 20 ;)
Odpowiedz@koniecznickiem: Ktoś wreszcie to napisał. Co za pipa!!!
Odpowiedzno przecież to widać, że chcą wszystkich wyrugować i mieć mieszkanie "dla swoich". W sumie lepiej odpuścić, bo konflikt osobowościowy i kulturowy jest, jak widać, ciężki do przeskoczenia. Albo jak chcecie akurat to mieszkanie, to ich się pozbyć. Wy jesteście 'sowy' one 'skowronki'. W wschodniej kulturze dobrych gości właśnie zaprasza się do kuchni. Poza tym gotowanie - raczej boli je to że ich nie stać na to co was, więc reszta jasna.
OdpowiedzStudenci normalnie wyjeżdżają w weekendy, więc ciężko mieć o to pretensje. Mam nadzieję, że nie mielibyście pretensji, jakby posprzątała w czwartek lub poniedziałek?
Odpowiedz@JaNina: Jak dla mnie dobrze że w ogóle sprzątała, generalnie była spoko. Wiemy że każdy może się mylić czy popełniać błędy. Współlokatorki o których mowa w historii uważają że nie mamy prawa zrobić czegoś takiego.
Odpowiedz@Armageddonis: Ale ich zasady (ich własne)jak widać nie obowiązują?
Odpowiedz@blaueblume: Na to wygląda.
Odpowiedz@Janina, Ty chyba żartujesz... Owszem, studenci mogą jeździć na weekendy, ale zakładać tak z góry i uznawać za powinność, proszę Cię. Zresztą nie można tak ciągle tylko teoriami rzucać, trzeba je umieścić w końcu w świecie realnym, studenci często mają coś do załatwienia w weekend w mieście w którym studiują, mogą też po prostu mieć ochotę spotkać się ze ze znajomymi, posiedzieć w bibliotece czasem trzeba, albo po prostu nie chce im się wyjeżdżać/nie muszą/szkoda im czasu czy kasy... A chłopak z historii pracuje na domiar tego i raczej nie w mieście rodzinnym.
OdpowiedzWiesz co, nie obraź się, ale straszna pinda jesteś. Jesteś też jedynym facetem w tym domu, więc może zacznij się zachowywać jak mężczyzna, a nie dawać terroryzować siebie oraz swoją kobietę przez dwie Ukrainki?
Odpowiedz@Ara: Niech pomyślę - próbowaliśmy racjonalnej dyskusji, niestety, nie da się. Argumenty typu "mówisz mi to 10 raz" czy wymienianie rzeczy które one robią nie tak jest jak grochem o ścianę. A przecież nie wyrzucę jej z czwartego piętra dla świętego spokoju. Kto by to później sprzątał. Po prostu są ludzie betony od których wszystko co racjonalne się odbija. To właśnie przykład takich ludzi.
Odpowiedz@Armageddonis: Mądry głupiemu ustępuje i później ten świat tak wygląda...
Odpowiedz@Armageddonis: Jeśli w społeczeństwie mamy ludzi, którzy jak ty rozkładają ręce po tym, jak powtarzanie po 10 razy nie zdaje egzaminu "bo przecież nie da się nic zrobić", to nie dziwota, że ten kraj upada. Jak już napisałaś "niech pomyślę", to myśl dalej i oby skutecznie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 marca 2016 o 23:57
Czyli masz 2 tygodnie na zemstę. Rób dokładnie to czego one nie chcą, tylko strasznie głośno, długo i intensywnie. Będą Cię "ciepło" wspominały jeszcze długi, długi czas :)
Odpowiedz@unitral: O to się z luba postaramy :D
Odpowiedz@Armageddonis: A co.. nagle ci jaja wyrosły?
OdpowiedzAż mi się przypomniała moja dawna współlokatorka, dla historii nazwijmy ją Piekielna. Mieszkaliśmy akurat z narzeczoną w jednym z trzech pokoi. Dwa były puste (wcześniej narzeczona zajmowała jeden, ja drugi, a nasza ówczesna współlokatorka trzeci). Tak się jednak złożyło, że uznaliśmy, że nie ma sensu płacić za dwa pokoje, skoro pomieścimy się w jednym. W dodatku dziewczyna, która wynajmowała trzeci akurat się wyprowadzała. Na jej miejsce przyszła właśnie wspomniana Piekielna. Ważne dla historii jest to, że mieliśmy w pokoju balkon. Dzień I: Sąsiadka z dołu przychodzi z awanturą, że jej pranie zniszczyliśmy. Podobno wytrzepaliśmy dywan. My zdziwieni, bo nic takiego nie miało miejsca. Oczywiście okazało się, że podczas naszej nieobecności, Piekielna postanowiła zrobić porządki i jak nietrudno się domyślić, stała się przyczyną konfliktu z sąsiadką. Dzień II: Wracamy do domu około 19:00, pokój na wszelki wypadek zamknięty na klucz. Od progu wita nas jakaś dyskusja toczona pomiędzy kilkoma osobami. Oczywiście lokatorka sprowadziła znajome i zajęły kuchnię (Jak tłumaczyła - jej pokój był tak mały, że się nie mieści w nim, kit, że sama go wybrała, mając opcję dwa razy większego o 100 zł drożej). Na sugestię, że chcielibyśmy zrobić obiad pozostała głucha (Jej odpowiedź - Nie zbiedniejecie, jak raz zamówicie pizze). Siedziały do 2:00 w nocy... Dzień III: Piekielna robi wielkie przemeblowanie, pomaga jej jej chłopak. Dziewczyna stwierdziła, że skoro ma tak mały pokój, to część mebli wyniesie do wolnego, kit, że właściciel usilnie szukał kogoś, kto się tam wprowadzi i bardzo mu się nie spodobała ta samowola. Ona musi mieć przestrzeń. Takich i podobnych sytuacji była cała masa. Koleżanki bywały co drugi dzień, po jednej z awantur zaczęły się gromadzić w jej pokoju, jednak aby nie było tak miło, robiły wszystko, by uprzykrzyć nam życie (hałas w środku nocy, celowe tupanie na korytarzu, gdy już spaliśmy, worki ze śmieciami stojące na korytarzu pod naszymi drzwiami). W dodatku Piekielna miała wieczne pretensje, że oglądamy za głośno filmy, sama natomiast potrafiła zabrać radio do kuchni i puszczać głośno muzykę. Zostawiała po sobie często pełen podwójny zlew naczyń pomimo umowy, która głosiła, że jej jest tylko jedna połowa. Bywały dni, gdy dopiero po którymś zwróceniu uwagi postanowiła coś zrobić. Posprzątać? Nie, upchnąć część brudnych naczyń w pokoju i mieć do nas pretensje, że zabieramy jej cenny czas na takie pierdoły, a jak nam coś nie pasuje, to możemy przecież w wannie naczynie pozmywać, korona nam z głowy nie spadnie. Miesiąc później znaleźliśmy kawalerkę. Jak się okazało, mniej więcej w tym samym czasie właściciel wypowiedział Piekielnej umowę. Miał jej dość tak samo, jak my. Przyznał się nam, że żałuje, że wcześniej tego nie zrobił, bo teraz traci naprawdę fajnych lokatorów (nas) i boi się, że na to miejsce wejdą mu kolejne wersje Piekielnej.
OdpowiedzStańcie się Jeszcze Większymi Lokatorami Z Piekła Rodem.
OdpowiedzSkoro sobie pozwalasz wchodzić na głowę, to Ci wchodzą. Sam jesteś sobie winien. Z takimi ludźmi się nie rozmawia - ich się ignoruje.
OdpowiedzZabawne jest jak ludzie daja sobie wyjsc na glowe. Twoja opowiesc idealnie pokazuje zachowanie Europy na ostatnia fale islamistow, pluja Ci w twarz to udawac ze deszcz pada ;) Normalny czlowiek kazalby im spadac na drzewo albo do swojego kraju jezeli im cos sie nie podoba. Co sie porobilo z tym spoleczenstwem, zlosliwi wobec innych to pierwsi a jak trzeba sie postawic to uszy po sobie.
OdpowiedzNajpierw piszesz, że mieszkają "dwie dziewczyny zza wschodniej granicy", które na koniec zamieniają się w 37-letnie kobiety, które w dodatku nie pracują (i co, żyją na nasz koszt - jak?)- cyt. "Ważne, aby ciągnąca zasiłek, nie robiąca nic oprócz (...) i jazdy na rowerze 37-letnia kobieta mogła się wyspać". Podsumowując: dwie prawie 40-letnie dziewczyny Ukrainki albo Białorusinki nie pracują, żyją z jakichś zasiłków, mieszkają sobie w mieszkaniu i - nic nie robiąc - płacą czynsz, ciągle spraszają sobie gości, gotują, ciągle śpią. Podaj przepis jak to się robi? Kolego, zmyślając też trzeba myśleć i uważać co się napisało. Fake jak diabli.
Odpowiedz@Crook: Jedna z nich pracuje na dwa etaty, druga, która wymysliła listę, nie. Tylko studiuje weekendowo. Z czego się utrzymuje? nie wiem, ale zasiłek lub jakieś dziwne stypendium to jedyne co mi przychodzi do głowy.
Odpowiedz@Armageddonis: Jedna pracuje na pierwszym etacie w Firmie "Kablociąg" S.A., na drugim w Firmie "Drutex".Druga Auslaenderka ciągnie drut chałupniczo, z uwagi na wiek.Ogólnie Agencja "My little Lady", stąd ta głośna muzyka, mająca zagłuszyć jęki klientów.
Odpowiedzja bym od razu odparowala- nie podoba sie, to sie wyprowadz i tak na kazdy argument
OdpowiedzWiem, że sprawa przedawniona, ale widzę tutaj zachowanie typowych Ukrainek. Moja luba "koleguje" się z jedną taką, identyczna historia. To chyba ich standardowe podejście do Polaków - nienawidzą nas, chcą wyzyskać, a w polakach widzą tylko obywatelstwo.
Odpowiedz