Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Moją pierwszą pracą jaką w życiu podjęłam była praca na kasie w…

Moją pierwszą pracą jaką w życiu podjęłam była praca na kasie w sklepie o wdzięcznym logo reklamowym "codziennie niskie ceny". Miałam wtedy 19 lat - młoda, naiwna dziewczyna, co chciała zbawiać świat i wszystkich uszczęśliwiać. Dziewczyna bez wiedzy o podstawowych prawach pracownika.

Na początku zostałam przydzielona do małego obiektu, gdzie praktycznie klienci znali się z kasjerkami na "ty". Do tego bardzo zgrana załoga, z którą dogadywałam się bez problemu, fajna atmosfera, kierownictwo też w porządku. Wszystko było ok, do czasu oddelegowania mojej osoby na inny sklep.

I tu od samego początku było bardzo źle. Już pierwszego dnia miałam łzy w oczach - głównym powodem było to, że jak siadłam na kasę o godzinie 7 rano, to dopiero o 19 z niej zeszłam. Bez możliwości pójścia do toalety, zjedzenia czegoś czy napicia się. Na każdą moją prośbę o zmianę, słyszałam tylko, że wszyscy są zajęci i nikt nie ma czasu. Każdy głuchy i znieczulony na moje błagania, że zaraz popuszczę/zemdleję czy padnę z głodu przy kasie. Wtedy pani z kiosku się zlitowała i przyniosła mi butelkę wody, ale bardzo szybko ją upomniano, że ma tego nie robić.

Upierdliwy ochroniarz - starszy facet, który bardzo lubił się przyglądać pracy kasjerów. Nie tylko patrzył nam na ręce, jak wydajemy resztę klientom, ale też wyciągał paragony, które wyrzucaliśmy do śmietnika. Wybierał sobie dowolny produkt z listy i pytał o cenę i kod (!). Na nic prośby, żeby zajął się tym, co się dzieje na sklepie a nie tym, co jest w śmietniku - usłyszeliśmy, że to należy do jego obowiązków. Do listy jego "obowiązków" trzeba by jeszcze doliczyć podsłuchiwanie rozmów. Jego "ulubienicami" do tego typu gierek były młode dziewczyny, między innymi ja. Praktycznie po każdej zmianie sprawdzał mi szafkę i torebkę, czy czegoś nie ukradłam ze sklepu. Szpicel przełożonych.

I najbardziej piekielna osoba z elity biedronkowców - Pani Kierowniczka Sklepu (PKS), Prezesowa nad Prezesy, co policzyć do 10 miała problem (autentycznie nie mogła kiedyś się 10 butelek wina doliczyć i specjalnie mnie z kasy ściągnęła, żebym zrobiła to za nią).
Oprócz braku umiejętności liczenia czegokolwiek (nie umiała rozliczyć kas na koniec zmiany, myliła się przy dodawaniu, do tego zamawiała towar nieadekwatnie do popytu i nie raz wyrzucaliśmy np. przeterminowane jogurty, sery, kiełbasy czy zepsute owoce i warzywa). Wedle PKS wszystko było jeszcze dobre i można było zostawić na sklepie (dla niej nie istniało coś takiego jak "data ważności" czy "spożyć do"). Bardzo arogancka persona, nikt ze współpracowników jej nie lubił, mimo to nikt się nie stawiał.

Hitem w jej wykonaniu było robienie grafiku podczas inwentaryzacji. Podczas, gdy przypadł mi zaszczyt ważenia wszystkich owoców i warzyw (w tym każdego arbuza osobno z całej 400kg palety, pomimo, że była zapieczętowana i można było wagę spisać z dokumentacji), PKS zmieniła mi grafik trzykrotnie. Ostatecznie stanęło na tym, że o 3 rano radośnie mi oznajmiła, że mam na 6:30 do pracy :)
Niestety młode, naiwne i głupie dziewczę jakim byłam pokornie przyszło i zaiwaniało przez kolejne 10h (z pierwotnych 8h doszły 2h-tak wolontaryjnie, w gratisie o czym nie wiedziałam. Takich gratisów miałam mnóstwo). I przez kolejne 5 dni. Później przymusowe wolne, bo system nie przyjmował.

Po tym marzyłam o zwolnieniu się...
Niestety nie spełniłam marzenia, bo oni zrobili to pierwsi, ale w jakim stylu!

Pewnie każdy, kto miał kiedykolwiek styczność z pracą na kasie wie, że dostaje się swoją kasetkę z pieniędzmi, za którą odpowiada oraz, że "identyfikatorem" kasjera jest numer. Załóżmy numer 01 to będzie Adam Nowak, a numer 19 to będę ja. I pod żadnym pozorem nie wolno pozwalać innym kasjerom nabijać na kasę na swoim numerze (wewnętrzny regulamin sklepu zabraniał).

Ale co to dla PKS... Podstępnie zapytała się jaki mam numer i na której kasie jestem (niby, że system mnie odrzuca z raportów), a później posadziła tam koleżankę, która obsługiwała klientów sklepu na moim identyfikatorze. Gdy zwróciłam uwagę, co usłyszałam? "I tak nie siedzisz na kasie, tylko latasz po sklepie, więc Magda za ciebie rozbije kolejkę". No tak, ja się uwijam jak w ukropie z rozładunkiem tira (na zmianę z uprzejmym kierowcą) i uzupełnianiem towaru na półkach i jednocześnie obsługuję na kasie w osobie Magdy. Ale myślę sobie - ok, PKS zna zasady, raz nie zawsze, co się może stać. O ja głupia, naiwna...

Wieczorem, po zamknięciu sklepu przyszedł kierownik rejonu. Po wymianie wstępnych uprzejmości, zostałam wezwana na dywanik w celu wyjaśnienia manka. No cóż, wtedy właśnie się o nim dowiedziałam, więc tak mnie zatkało, że nic nie powiedziałam. Całe 20zł manka przy 150zł utargu, szopka na całego. Wszystkie oczy skierowane na mnie, jakbym była wrogiem nr.1. Nagle słyszę "pani Pandorro, niestety nasza współpraca dobiegła końca, to jest wypowiedzenie dla pani".. No to mnie dobiło... Ale zaraz, za co? Jak to? Tak po prostu? Przecież jakieś pół roku wcześniej sam mnie pan awansował na PO, a teraz zwalnia? "Niestety, musimy się pożegnać, redukcja etatów". Koniec. Zero wyjaśnień. PKS święci triumfy, upaja się moim upokorzeniem, aż się uśmiecha.

Niestety podpisałam papierek, zabrałam swoje rzeczy i poszłam do domu wyć z rozpaczy.
Zgłosiłam sprawę na policji i do Sądu Pracy, ale nikt się nie przejął moją barwną historią porzuconej biedroneczki.

Po kilku tygodniach dostałam propozycję wyjazdu za granicę. Skorzystałam, o sprawie zapomniałam. Do jakichś trzech miesięcy wstecz, kiedy byłam na urlopie w Polsce.
Spotkałam kolegę, z którym pracowałam. Od słowa do słowa zeszliśmy na temat "dawnych lat". Dowiedziałam się, że moje zwolnienie było planem PKS, gdyż doszły ją słuchy o moim szybkim awansie i postanowiła się pozbyć konkurencji, zanim ją zdetronizuje (ponoć komuś po pijaku na imprezie firmowej się pochwaliła, że "usadziła gówniarę, bo jej zagrażała", a w ogóle to "ona ma plecy i jej nie ruszą, nawet jak złamie prawo"). Ile w tym prawdy - nie wiem.

Po moim zwolnieniu ludzie masowo zaczęli odchodzić z pracy - pracownikiem byłam dobrym i dziwiło ich to, że zniknęłam tak po prostu (jako powód zwolnienia podawali kradzież pieniędzy, chociaż nie dostałam dyscyplinarki).
Dopiero jak wyjechałam, w moim mieście policja ruszyła ze sprawą łamania prawa pracowników i każdy pracownik były czy ówczesny dostawał wezwanie na komisariat. Legendy głoszą, że wyszło z tego kilka opasłych tomów notatek. A co z PKS? Pewnego dnia po prostu nie przyjechała do pracy. Potem następnego, i następnego. Nie odbierała telefonów, nie oddzwaniała - losy nieznane.
O pozostałych nic nie wiem.

Podsumowując - przez okres około roku schudłam ponad 20kg, niesamowicie zmalało moje poczucie własnej wartości, nie potrafiłam nikomu zaufać i zrobiłam się bardzo nerwowa.
Dostałam twardą lekcję od życia, żeby nie ufać bezgranicznie i nie zapierniczać za dziesięciu, bo to, co najpierw miało być przysługą nagle okazuje się być twoim obowiązkiem.
Obecnie nie wiem, jakie są warunki pracy w Biedronce, ponoć jest lepiej.

Choć było i minęło, i ostatecznie wyszłam na plus, to i tak omijam ten sklep szerokim łukiem.

Biedronka 10 lat temu

by Pandorra30
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Mavra
0 4

Śmierdzi mi Elblagiem i Biedą z Grunwaldziej. Mylę się?

Odpowiedz
avatar Pandorra30
12 12

Opisane sytuacje miały miejsce w Biedronce w miejscowości niedaleko Zielonej Góry. Jednak Twój komentarz utwierdza mnie w przekonaniu, że takie praktyki były normą w całej Polsce.

Odpowiedz
avatar KrowaNiebianska
1 3

@Kerownik: ja nie trolluje, tylko wyrażam swoje zdanie. W historii jest dużo nieścisłości, według mnie.

Odpowiedz
avatar opalll
0 0

@Mavra: Nie tylko na Grunwaldzkiej ciekawie...

Odpowiedz
avatar kerownik
0 0

@KrowaNiebianska: Czytałaś bardzo niedokładnie i na siłę szukasz dziury w całym. "ja nie trolluje, tylko wyrażam swoje zdanie." A ja wyrażam swoje zdanie - uprawiasz trolling klasyczny.

Odpowiedz
avatar kerownik
4 14

@KrowaNiebianska: Co za maruda! Czytanie ze zrozumieniem jest zbyt bolesne? Nie masz na kim się wytrollować?

Odpowiedz
avatar Pandorra30
6 8

Oficjalnym powodem była redukcja etatów, a manko nie zrobiłam ja tylko koleżanka, która pracowała na moim kodzie. Sąd Pracy pomimo obietnic, że się tym zajmie tak naprawdę nic nie zrobił a to, że szefowa nie pojawiła sie jakiś czas później w pracy wiem od kolegi, którego spotkałam po latach na mieście. Mnie już wtedy w Polsce nie było. Naprawdę tak ciężko zrozumieć?

Odpowiedz
avatar Pandorra30
4 4

Opisałam to, co przeżyłam. Ironia jest tu zbędna :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@Igielka: Na jakiejś podstawie film został nakręcony. Też słyszałam wiele tego typu historii i nie mam powodów, żeby w to nie wierzyć.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 11

Biedronka spieprzyła sobie wizerunek aferami z koszmarnym traktowaniem pracowników (poniżanie, pampersy i te sprawy), a teraz próbuje to naprawić przez sponsoring jakichś akcji czy wydarzeń. Janusze PR.

Odpowiedz
avatar Morog
5 9

12 godzin bez wyjścia do toalety..... ciekawe.

Odpowiedz
avatar Rammsteinowa
-3 15

@Morog: Nie wiem z czego autorka ma pęcherz, ale nawet stal pod takim ciśnieniem by rozsadziło. Jakoś mało wierzę w tę historię...

Odpowiedz
avatar egow
1 15

@Rammsteinowa: ludzki pęcherz nigdy nie pęknie, po prostu przestanie się wypełniać bardziej. W najgorszym razie puszcza zwieracze. Ponadto dorosły człowiek może wytrzymać 12 godzin bez oddawania moczu.

Odpowiedz
avatar Rammsteinowa
4 6

@egow: Widocznie mam słabe mięśnie.:P

Odpowiedz
avatar egow
-3 5

@Rammsteinowa: to wymaga treningu. Jak w gimnazjum mielismy pozamykane toalety, to codziennie między 8 a 16 trzeba było bez niej funkcjonować :/

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

@Rammsteinowa: to nie wiem z czrgo pecherz mam ja kiedy dojezdzalam do faceta, gda-krk, 10,5 godziny jazdy plus dojazd ode mnie z mieszkania do mieszkania jego. nie korzystalam z toalety w busie, bo mam tendencje do infekcji z powodu publicznych toalet. i jakos nie umarlam. i tak sobie jezdzilam ok pol roku pare razy w mies

Odpowiedz
avatar Allice
9 9

Dobre, na początku "ukrywać" nazwę sklepu a potem używać jej w tekście :D

Odpowiedz
avatar Pandorra30
0 6

@Allice: Zabrakło mi synonimów ;)

Odpowiedz
avatar blaueblume
3 3

Z mądrości ludowej: "było, jest i będzie- suki są wszędzie". Ty miałaś pecha, że na jedną trafiłaś... Zresztą często się zdarza, że własnie w pierwszej pracy dostajemy od kogoś mocno w kość :-(

Odpowiedz
avatar KrowaNiebianska
-3 5

@Pandorra30 : po prostu nie rozumiem. Nie próbowałaŚ nawet wyjaśnić ze to nie ty siedziałaś na kasie? Wrobiła Cię kierowniczka i co? Podpisalas wypowiedzenie? Sąd pracy to raczej zawsze staje za pracownikiem, więc to dziwne że olał sprawę. To samo w sprawie kierowniczki- nie odbiera, nie oddawania, losy nieznane. Fantasy piszesz? Bo przepraszam, ale tak to brzmi. I może faktycznie się czepiam, ale kierowniczka Cię wrabia, bo masz ja zastąpić, a po twoim heroiczny odejściu pracownicy masowo odchodzą z pracy, a Policja ruszyła temat łamania praw pracowników??. I nie było w pracy ani jednej osoby, która by potwierdziła twoją wersję, ze ty rozładowywałaś towar a koleżanka siedziała na kasie? I to co mnie najbardziej dziwi: 150 zł utargu w Biedronce? Nawet 10 lat temu? Albo ty tak piszesz te historie, że się czepiam albo faktycznie coś tu nie gra. A do trollowania mi daleko.

Odpowiedz
avatar Pandorra30
2 2

@KrowaNiebianska: Po pierwsze- próbowałam wyjaśnić, że to nie ja byłam na kasie, ale w systemie widniało moje nazwisko i wyszłam na idiotkę. Kierowniczka oczywiście nie przyznała się do tego, że ona kazała tak zrobić koleżance, powtarzała tylko "Pani Pandorro, tu wyraźnie widać, że logowała się pani na tej kasie o tej i o tej godzinie" .Koleżanka jak i pozostała załoga już dawno poszli do domu, więc nie była przy rozmowie i nie mogła potwierdzić mojej wersji. Nikt więcej o tym nie wiedział, bo zaufałam kierowniczce, że nie będzie działać na szkodę pracownika i nikomu więcej nie mówiłam. Poza tym, przy takim nawale pracy nie było czasu na poinformowanie innego pracownika o zaistniałej sytuacji. Na ewentualne pytania o monitoring- 10 lat temu były atrapy, a nie prawdziwe kamery. "Monitoringiem" był pan ochroniarz, który ciągle sprawdzał naszą wiedzę i...kierowniczka za weneckim lustrem od strony biura. Podpisałam papiery z niewiedzy, że mogłam nie zgodzić się z decyzją zwolnienia i odmówić podpisania ( patrz trzecie zdanie w historii). Sąd Pracy po prostu nie zrobił nic więcej poza przyjęciem skargi i daniem obietnicy, że się tym zajmie. Poza tym ja już nie byłam pracownikiem sklepu i widocznie nie widzieli potrzeby nagłej ingerencji. Zniknięcie kierowniczki to nie mój wymysł, a informacja podana przez kolegę. Powtarzam po raz kolejny- nie było mnie wtedy już w kraju, kiedy ta sytuacja miała mieć miejsce. Od niego również wiem, że inni pracownicy zaczęli masowo odchodzić po moim zwolnieniu, gdyż powód mojego odejścia był dla nich niejasny- zepsuto mi reputację plotkami o kradzieży, ale nikt nie potwierdził, że dostałam dyscyplinarkę. Zaczęło ich to zastanawiać, poza tym mieli dosyć zagrywek szefowej i traktowania przez nią, moje odejście tylko ich zachęciło. To ten sam znajomy mi również powiedział, że dostał wezwanie na policję, gdzie pytany był m.in. o łamanie praw pracownika przez firmę. Być może skarg było więcej niż tylko moja. Sprawa 150zł utargu- zapewne wiesz, że w tego typu marketach jedna kasa jest ciągle czynna a na pozostałe kasjerzy podchodzą "z doskoku", gdy trzeba rozbić kolejkę; w pozostałym czasie zajmują się innymi czynnościami należącymi do obowiązków kasjerów- sprzedawców. Tego feralnego dnia byłam na takiej właśnie kasie,więc utargu mogło być i 10zł. To, że jednego dnia siedziałam na kasie 12h nie znaczy, że na każdej zmianie byłam do tego przydzielona. To zależało od decyzji kierowniczki. I nie tyle, że się czepiasz co w moim odczuciu nigdy nie miałaś do czynienia z takimi sytuacjami i dlatego nie posiadasz wiedzy "od kuchni" w tego typu sklepach.

Odpowiedz
avatar kerownik
0 4

@Pandorra30: Daj spokój. KrowaNiebianska odkryła nowy portal do anonimowego dowartościowania się wykazując komukolwiek jak wspaniałym potrafi być recenzentem. Dziwnym trafem jest mocno osamotniona w tych nieudolnych staraniach. Nie dokarmiajmy trolla - sam z głodu padnie.

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

Teraz większość ludzi sobie chwali biedry. Sama kupuję we Wrocku często właśnie tam (i w niemieckim l-u), bo pracownicy sobie chwalą warunki (no, idealnie nie jest, zwłaszcza w l-u straszny zapierdziel, ale znacznie lepiej niż u konkurencji). Ale oczywiście i tak wiele się rozbija o to, jakiego masz kierownika.

Odpowiedz
avatar Trepan
0 0

@szafa: zapierdziel jest i tu i tu. sprawy z przed 10ciu lat kosztowały sieć grube miliony, więc mają na to uczulenie. z nadgodzinami już nie zrobi się szwindlu, jest elektronika, pracownik się loguje i kwartalnie podpisuje wydruk. same warunki zależą w znacznej mierze od ludzi, tyle że kierownik to akurat kiepski przykład.

Odpowiedz
avatar weronikarb
0 0

Bardzo lubię zakupy w Biedronce - bardzo miłe, uprzejmi sprzedawcy tam pracują, nie wiem czy to jakieś standardy jak przyjmują? I nie jest to sztuczna uprzejmość, tylko nieraz staniemy pare słów zamienimy :D Co do całej opowieści - to słyszałam, że kiedyś tak było, ale że właśnie mają dużo lepiej i zarobki też lepsze :D

Odpowiedz
Udostępnij