Przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku lat.
Do Brukseli w ramach jakiejś wymiany kulturalnej przyjechał tajwański zespół muzyków grających na tradycyjnych chińskich bębnach. W grupce przyjaciół długo się nie zastanawialiśmy i szybko zapadła decyzja: idziemy.
Występ bardzo nam się podobał, a właściwie nie cały występ, lecz te jego fragmenty, kiedy dźwięk bębnów przebijał się przez dzwonki komórek i płacz niemowlaków (koncert rozpoczął się o godz. 20:00, więc wydawałoby się, że to normalne, iż naprawdę małe dzieci są o tej porze marudne, jednak ich rodzice najwyraźniej mieli to głęboko w tylnej części ciała).
Kultura à la belge
Trochę z innej beczki, a trochę podobnie. Do fitnessu, na zajęcia przyszła pani z dzieciakiem, na oko dwuletnim, może młodszym. Dziecior jak dziecior, nudził się, to mu dała klucze do zabawy. Darł ryja i machał tym kluczami, które brzęczały, że ani poleceń instruktorki ani muzyki nie było słychać. Bardzo była zdziwiona, że poprosiłyśmy, żeby opuściła salę, bo to nie żłobek, a człowiek przyszedł się wyluzować, a nie wkurzać.
OdpowiedzDlatego jestem wdzięczna za każde zajęcia na których była zorganizowana opieka dla dzieci... Warto takich miejsc poszukać, możliwości może tysiąca jeszcze nie ma, ale powoli coś rusza w tym temacie. Cóż, też bym posłuchała sobie chętnie chińskich bębnów, ale skoro moja córka nie potrafi usiedzieć minuty na pupie, to czasem trzeba sobie odpuścić i tyle.
OdpowiedzMoże nie miała z kim zostawić, bo tatusiowi/babci/cioci/niani w ostatniej chwili coś wypadło; piekielna raczej sytuacja, a nie sama mamusia. Chodzę do typowo damskiego klubu fitness i tam dzieciaki to normalka.
Odpowiedz@minutka: I ja mam za to cierpieć? I inne kobity? Też miałam małe dzieci i tam gdzie mogły przeszkadzać dorosłym ich nie zabierałam. Dlaczego większość ma się ciągle dostosowywać do mniejszości?
Odpowiedz@minutka: Mogła więc zostać w domu, to tylko zajęcia na siłowni, nie ważna wizyta u lekarza. Jeśli klub akceptuje dzieci i ma kogoś, kto się nimi zajmuje to ok. Jeśli nie ma to proszę zostawić dziecko w domu albo się nie pojawiać.
OdpowiedzTylko o 20? Włosi swoje dzieci potrafią trzymać do 1 czy 2 w nocy w dzień powszedni, na dworze, restauracji, placu. Jak je później do szkoły budzą to ja nie wiem.
Odpowiedz@misiafaraona: To nie było we Włoszech.
OdpowiedzWiem, w Belgii.
Odpowiedz@misiafaraona: Polacy też. Kiedyś na warszawskiej Starówce tak koło północy widziałam całkiem sporo rodziców, którzy ciągali swoje dzieci od jednego do drugiego pubu. Dobrze, że te lokale przeważnie koło 1-2 się zamykają, bo by trzymali te dzieciaki do świtu na nogach.
Odpowiedz