Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

O tym jak "zostałem" milionerem, młode matki razem z becikowym powinny mieć…

O tym jak "zostałem" milionerem, młode matki razem z becikowym powinny mieć oblig badania na psychuszce i dlaczego znienawidzi mnie pewnie połowa czytelniczek.

Jak pisałem w swojej pierwszej historii (http://piekielni.pl/70726) mieszkamy razem z lepszą połową (pomny komentarzy pod ostatnią opowieścią wyjaśniam: moja żona jest zjawiskiem pięknym, mądrym, o złotym sercu, a do tego cierpliwym i z dystansem do siebie; dlatego jeszcze mogę pisać na klawiaturze, poruszać się na własnych nogach i nie mam stomii - chociaż pojawiły się takie prawdopodobności po lekturze, polecam użyć wyobraźni) i synem na obrzeżach większego miasta.

Tak się ciężką pracą złożyło, że mamy pieniądze. Wcześniej mieszkałem sam w wynajętym mieszkaniu niedaleko naszej obecnej siedziby, później stwierdziłem, że mi za dobrze i się ożeniłem. Zamieszkaliśmy razem w moim "wynajmie", na świat zawitał dziedzic. Jako, że dwa z czterech punktów wymaganych do bycia mężczyzną odhaczyłem (słyszałem od wtajemniczonych, że poza spłodzeniem syna, zasadzeniu drzewa i zbudowaniem domu trzeba jeszcze komuś rogi dorobić - od razu odpowiadam, mam syna a drzew się nasadziłem mimochodem mając ojca leśnika), zapadła decyzja - budujemy dom.

Kto budował, ten wie że wraz z elewacją rośnie postęp zapleśnienia i przerzedzenia w górnych partiach krzewostanu męskiej głowy, ale o tym innym razem. Budowa zbiegła się z wieścią gminną, że ktoś trafił w totka w naszej okolicy. Implikacje tego zbiegu okoliczności, to materiał na kilka wpisów, ale tutaj przytaczam tą najbardziej płodną w skutkach.

W tamtym czasie pracowałem jako główny człowiek od IT w dosyć małym ale piniondzonośnym przedsiębiorstwie z okolicy, nastawionym na produkcję mocno polegającej na skomputeryzowaniu i kontaktami z firmami informatycznej branży. Dużo służbowych wyjazdów, itd. Z właścicielem [WCD] zakolegowaliśmy się lata wcześniej na masowym zlocie „absolwentów" (pozdrawiam pewien polmos) z podstawówki różnych roczników. Beczka gorzały, start jego firmy, cysterna gorzały, rozwój i sukces jego firmy, tankowiec gorzały (wszystko w normie mojego treningowego reżymu), "szukam człowieka z twoim fachem", witamy w drużynie. Pracować dla kumpla i w zaoferowanych warunkach - bajka.

Budowa domu była w połowie, sensacja odnośnie naszego "bogactwa" jakoś dziwnie nie milknęła. Jako, że miałem dość rozbijania się nastoletnim kombiakiem, warunki pozwoliły, a zarówno mnie jak i małżonkę już krew zalewała od wcześniej wspomnianych implikacji, to wbrew zdrowemu rozsądkowi, w naszej wrodzonej i wzmocnionej wspólnym pożyciem przekorze, postanowiliśmy dołożyć do ognia i kupiliśmy nowego SUVa. No i gunwo wpadło w wentylator.

Wspomniany już WCD (który w tamtym okresie zdawało się rozumiał, że ten nasz majątek nie totolotkiem, a krwawicą stoi), zaczął snuć przede mną wizje potencjalnej współpracy, tj. chciałby rozszerzyć profil i zasięg działalności, wziąć mnie na wspólnika etc., ale to wiązałoby się z wyłożeniem kasy przeze mnie na doinwestowanie. Kwota, którą przedstawił wywaliła moje gały tak, że Marty Feldman pomyliłby mnie ze swoim odbiciem w lustrze. Odmowa, sprawa teoretycznie zamieniona w żart, pozorny koniec tematu.

Budowa skończona, przyszedł czas na parapetówę. Na etapie projektu chałupy, jako, że motyle w brzuchu zdechły, a ich miejsce zajęły nietoperze poczułem, że potrzebuję swojej jaskini batmana. Padło na średniej wielkości pomieszczenie nad garażem. Wygłuszone ściany, duże okno, biurko, zamykana szafka na papiery, telewizornia, nagłośnienie, konsola, kanapa narożnikowa, stolik i to co najważniejsze w takich przybytku - lodówka na trunki i kibel za ścianą. Całość utrzymana w stylu "no-syf", czyli żadnych obrazków, kwiatków, figurek, świeczków, kwiatków, oczojebków, chodników, kwiatków i innego ch......a, którym stoi reszta domu, jako że niepodzielne rządy sprawuje tam baba. Taki przybytek stworzony do męskiego upodlenia w razie potrzeby + biuro w jednym. Nie było to czymś niezwykłym w moim przekonaniu, być może jednak poziom wykonania, umiejscowienie itd. tak podziałały na WCD na rzeczonej wyżej imprezie, że od następnego dnia roboczego skończyły się moje dobre czasy w firmie.

Wszystkie wyjazdy służbowe były rozliczane w moim przypadku post factum, tj. do tamtej pory płaciłem z własnej kieszeni, potem następował zwrot na podstawie faktur. Nigdy nie nadużywałem "gościnności" mojego pracodawcy, dlatego spałem w razie potrzeby w hotelach albo motelach o określonym standardzie - szanuję siebie, ale bez wygłupów i luksusów. Jedzenie głównie woziłem własne albo płaciłem za nie sam, w związku z nadmienionym w poprzedniej historii hobby tj. siłownia. Paliwo - tutaj również nie było żadnych nieporozumień, nie bawiłem się w marynarza i moje wyjazdy, chociaż długie, były stricte związane z moimi obowiązkami; trasa zawsze wcześniej rozplanowana co do godziny. Fakt, zmieniłem samochód na o wiele bardziej ropożerny ale WCD sam mnie do tego namawiał, bo "walanie się tą sp.....liną po kontrahentach to trochę nie wypada". Do tego dochodzi wygląd - pełne umundurowanie, pod krawatem. Poziom moich zarobków nie pozwalał na sugestię, żeby mi w garderobie partycypować. Co się zmieniło?

Nastąpiła weryfikacja, której nie powstydziłby się niejeden ubek czy inny milicjant. Wydzwanianie do większości moich noclegowni o to kiedy się zameldowałem, kiedy wymeldowałem, dlaczego ten pokój a nie inny i czy nie oferowali mi tańszego, czy nie byłem pod wpływem/przynosiłem/zamawiałem alkohol, czy nie wyjeżdżałem pijany, czy nie sprowadzałem sobie panienek, czy paliłem na terenie obiektu, czy aby moja wyżerka nie była wliczona w cenę pokoju i nie próbowałem mataczyć w tym względzie, etc.; wydzwanianie do klientów z podobnymi insynuacjami o moim pijaństwie, czy aby nie pozwalałem sobie robić na boku, tj. składać różnych dziwnych propozycji na szkodę przedsiębiorstwa...

Dowiedziałem się o tych cyrkach głównie z telefonów spod znaku: "o co k.... chodzi?" od życzliwych mi ludzi, czyli zdecydowanej większości przytoczonych wyżej. Ku niezadowoleniu osób odpowiedzialnych kwalifikowałem się do służby w odnowionej formacji, jednakże sam z siebie powiedziałem: dosyć i pomachałem na pożegnanie angażującym tylko jeden palec z całej pięści międzynarodowym znakiem pokoju. Zabrałem jednocześnie ze sobą kilka nieklepniętych projektów mojego autorstwa, z racji konstrukcji umowy o pracę objętych wysokim (C), a które udrożniłyby znacząco przypływ gotówki w fabryce.

Minęło kilka miesięcy, w międzyczasie znalazłem nowe ale podobne z charakteru zajęcie pod dachem, oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów od macierzy, w nieco innej branży. Nagle przyszła towarzyska odwilż, WCD się odezwał, "a głupio wyszło, wisz rozumisz..." Dobrze, powtórna socjalizacja, ale tym razem ostrożnie. Jakiś szybki wypad do baru, później jakiś wspólny grill... Normalna sprawa, biznes to biznes, prywata to prywata, niby nie ma co się boczyć. Zdarzyło się, że trasa mojej nowej delegacji biegła w powrotnej części przez miasto, gdzie u teściów stacjonowała małżonka WCD, nazwę ją KOCHANIE, wraz z nowym nabytkiem w familii marki niemowlak. Prosta sprawa: "- Zgarniesz? - Spoko - Karty nie wzięła, tam w razie czego zapłacisz, uregulejmy się? - (...hmm) Spoko." Zgarnąłem. Po drodze robimy objazd przez kolejne miasto, szybka akcja z zostawieniem papierów u klienta i chęć powrotu na trasę. Do miasta docelowego jakieś 200 km. Odzywa się balast: "KOCHANIE jeść!" No to jedziemy coś zjeść.

Knajpa aspirująca do miana restauracji, w której stołuję się często; warunki 4-, jedzenie 4+, obsługa 5+ i większość znajomych twarzy w tejże, obłożenie dosyć sporego lokalu na jakieś 60%, czas oczekiwania na żarcie jakieś 20-30 minut. No to gadamy. Jedyny bezpośredni świadek na widok młodych i wyeksponowanych aż do przesady cycków mamusi wyduka tylko: papu, dlatego rozmowa swobodnie została wysterowana w temat mojego "KOCHANIE... ZOSTAWIENIA!!" firmy i jak to dobrze byłoby, gdybym chociaż rozważył "KOCHANIE..." współpracę odnośnie moich pomysłów, których "POZBAWIŁEM" tą przewspaniałą oazę pracowniczego dobrobytu. Ton i ekspresja wypowiedzi sugerowała dodatkowo, że w paszczu a w piczu za tyle i tyle.

Dosadnie i stanowczo podziękowałem za ofertę. Niby zgoda i cisza. Talerze wylądowały na stole, jesteśmy w połowie jedzenia i zaczął się cyrk. Wyzwolona mamuśka z mordem w oczach stwierdziła, że jej bachor wymaga natychmiastowego przewinięcia. I zaczęła go na chama rozbrajać na fotelu koło siebie. Nie zdążyłem nawet zareagować, bo pojawił się "kierownik sali", lubiany przeze mnie archetyp "wiecznego sierżanta", który w żołnierskim pozdrowieniu kazał niewiaście opuścić lokal wraz z całym majdanem, bo "k...a nikt nie będzie na jego zmianie gó..a wąchał.". Chociaż wiem, że do mnie nie mówił, moja zakazana łysa morda porośnięta szczeciną do grdyki, mimo złagodzenia (albo wzmocnienia) ogólnego wrażenia koszulą i krawatem, nie pozwoliła mi zareagować inaczej jak wziąć i niemalże wywlec za kudły, chociaż bez słowa, moje zaczynające pyskować KOCHANIE niczym dres swoją spizganą dziunię z remizy.

Ku mojemu zdziwieniu, odezwały się z sali głosy protestu podobnych wiekiem (chyba) mamusiek do wytargiwanej wózkowej. Olałem to, zrobiłem swoje. Perspektywa jazdy X kilometrów w obes**nej pielusze nie wydała mi się zbyt komfortowa dla dzieciaka, dlatego KOCHANIE zaproponowałem, niech go przewinie w samochodzie. Uśmiechnęła się zastanawiająco szeroko i zgodziła na propozycję. Przezornie przed magicznym *klik* na pilocie zawróciłem ją od tylnych drzwi pasażera do bagażnika.

- KOCHANIE co??? Ja mam tutaj dziecko przewijać?!
- Tak. Jest ciepło [ponad 25C, słonecznie i bezwietrznie], poza tym nie przewożę tam niczego innego niż torby z ubraniami, także jest czysto.
- Nie będę dziecka przewijać w bagażniku!
- Na mojej skórze w środku też nie. Wybieraj.
- TY SKU*******, CH*** jeden, tobie ten totolotek całkiem we łbie pop********!!! MASZ NATYCHMIAST MI DRZWI OTWORZYĆ!
- Aha. Idę dokończyć obiad, jak wrócę dziecko ma być przewinięte, nie obchodzi mnie gdzie, ale już na pewno nie w moim aucie.

Zamknąłem pojazd, wszedłem do knajpy, dokończyłem. Zapłaciłem za siebie, niemało. Ale odmówiłem zapłaty za KOCHANIE i zaznaczyłem obsłudze, że bez względu na to, co się będzie za chwilę wyprawiać, dla mnie to jest obca osoba. Podałem jej dane adresowe i numer do WCD. Wychodzę i co widzę? Ponownie uśmiechniętą kobitę z zadowolonym bobasem w nosidełku. I umazane g****m auto. Karoserię, szyby, z przodu z tyłu, na ile tego małego PKB starczyło.

- Dziecko przewinięte! :D
- Za to twój rachunek nieopłacony. I nie ruszysz się stąd, dopóki go nie uregulujesz. Żegnam Ciebie czule.
- CO?? TY....

Konkluzja - zostawiłem tą podróbkę człowieka i jej pomiot w opiekuńczych ramionach obsługi. Wydałem sporo gotówki na myjni. Więcej wydał WCD za rachunek i na sprowadzenie swojej ukochanej z ponad 200 km do domu. Obecnie firma WCD już nie istnieje, posypała się jakieś dwa i pół roku później od opisanych tutaj wydarzeń i została przejęta za grosze przez korpo. Właściciele wyemigrowali w bliżej nieznanym kierunku.

Dlaczego WCD? A bo Wonsz Ci w De, dawny kolego. Tobie Też KOCHANIE... :)

gastronomia dzieci pracodawcy matki milionerzy

by Grodziasz
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
-5 45

W genialnym stylu piszesz, ale wydaje mi się, że tę historię pasowałoby rozdzielić na 2-3, dla przejrzystości. Bo tak to czytam, bawię się dobrze, ale w pewnym momencie zupełnie nie wiem już o co chodzi. ;-) Co do budowania domów, to nie jest tak, że tylko facet i każdy facet. Mój kategorycznie odmówił, chciał kupić apartament od dewelopera i powiedział, że do budowy może się dołożyć, pod warunkiem, że zajmę się tymi wszystkimi ekipami. No to się zajmuję. To znaczy, kupiłam stary dom do remontu zamiast budować od zera, ale roboty jest niemniej.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
35 81

Nic nie zrozumiałam. Za dużo ozdobników, jakiś chaos, niepoukładanie :/

Odpowiedz
avatar Devotchka
4 22

@gothicqte: Dokładnie, miałam ten sam problem. Pomieszanie z poplątaniem - mimo wielkiej chęci nie dokończyłam czytać tej historii, po połowie skapnęłam się, że nic nie rozumiem.

Odpowiedz
avatar sussana
7 15

@gothicqte: Mi tez się strasznie ciężko to czytało, chociaż historia ciekawa, to forma wypowiedzi utrudnia zrozumienie. Zwłaszcza z tych Kochanie..

Odpowiedz
avatar Agness92
31 37

Bardzo dobrze, że zostawiłeś KOCHANIE. Kobitka zdrowo walnięta. Miałam napisać, że współczuję jej facetowi, ale z historii wynika, że jest jej warty.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
31 61

historia o tym, ze mamusia chciala przebrac dziecko w restauracji, a pozniej zapaprala samochod piekielnie, ale cala historia ma tyle wtracac, tematow pobocznych, ze prawie nie wiadomo o co chodzi. Styl do mnie nie przemawia.

Odpowiedz
avatar Rak77
17 31

@nursetka: A "Stary człowiek i morze" to historia o rybaku który złowił merlina a tego zjadły mu rekiny.

Odpowiedz
avatar Grodziasz
7 9

@Rak77: Mistrz. :)

Odpowiedz
avatar Devotchka
3 15

@nursetka: Aha. No właśnie, a autor zaczął historię od tego jak zbudował dom. Cholera jasna, coś tu jest nie tak.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

@Rak77: o ile pamietam ta lekture to nie bylo tam niepotrzebnych zapychaczy :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 4

@Rak77: zaraz, czy Ty właśnie porownałeś autora tej historii do Hemingwaya?

Odpowiedz
avatar gman
-2 14

@sufrazystka: Nie.

Odpowiedz
avatar popielica
-1 3

@sufrazystka: Problem w tym, że przy używaniu tych wszystkich "ozdobników" sam się gubi i traci momentami sens i szyk zdania. Czyta się to ciężko.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
19 45

@ja_2: tl;dr Tak się właśnie robi karierę literacką na piekielnych - wrzucisz kilka razy "jako, że", napiszesz "krzewostan męskiej glowy" zamiast "włosy", a komentarze w stylu "piękny styl, pisz więcej" masz jak w banku

Odpowiedz
avatar Face15372
13 21

@recaptcha: i koniecznie z błędnym przecinkiem "jako, że"...

Odpowiedz
avatar Jorn
25 31

@ja_2: Ja przeczytałem, ale było ciężko. Wstawienie kilku ozdobników tu i tam ubarwia historię i sprawia, że nie przypomina ona notki encyklopedycznej. Ale nie w każdym zdaniu! Wygląda, jakby autor na siłę chciał pokazać, jaki to on nie jest elokwentny.

Odpowiedz
avatar mijanou
33 43

Ok, nie pozwoliłeś żeby KOCHANIE przewinęło ofajdanego dzieciaka w Twoim aucie. Rozumiem, też bym nie pozwoliła zwłaszcza, że można to zrobić (i pupę dziecku umyć przy okazji) w toalecie w restauracji. Protestowałabym też, gdyby jakaś walnięta wózkowa próbowała przewinąć ofajdanego niemowlaka w sali restauracyjnej. Ale po co ten gąszcz dygresji, skoro sytuację można opisać przejrzyście i bez retrospekcji?

Odpowiedz
avatar sla
18 18

@mijanou: Ponieważ (według mnie) wysmarowanie auta nie było spowodowane zabronieniem przewinięcia dzieciaka w aucie a odmową prowadzenia "wspólnego biznesu" z jej mężem. Jakby sobie nie wmówiła, że autor jest milionerem i nie chce dać im kasy, to nie wykorzystałaby dzieciaka (a raczej jego pozostałości) do zemsty.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 17

@neowiesniaczka: Styl jest świetny jeśli chodzi o lekkość pióra, poczucie humoru i tym podobne, ale kompozycja i narracja mogłaby być lepsza, bo przez większość historii (mimo że się bardzo dobrze czyta) nie wiadomo jakie jest meritum.

Odpowiedz
avatar ZaglobaOnufry
8 14

Historia ciekawa, autor pisal, jak to pisal - jego inwencja i wola, wolnoc Tomku... Pieprzone KOCHANIE dostalo za swoje, a to wazne, zeby glupim pokazac, ze nie wszystkie kretynstwa otoczenie musi znosic bez sensownej reakcji i ze nie mozna sobie na wszystkie bezczelnosci bezkarnie pozwolic!

Odpowiedz
avatar Grav
11 13

Jacy ludzie są durni. Sami wiedzieli, ile Ci płacą i na co Cię może być z tego stać - gdybyś mimo posiadania takich dochodów wygrał w totka, to chyba tylko hobbistycznie byś mógł do tej roboty nadal chodzić...

Odpowiedz
avatar kertesz_haz
0 0

@Grav: Chyba niezupełnie. Przy obecnych oprocentowaniach lokat, czy zyskach z funduszy zdeponowane 2 000 000 pozwalają zaledwie na dość skromne życie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 4 lutego 2016 o 21:20

avatar Sway
9 25

Ja się przyczepię tego, ze jest za długie. Nudziło mi się po drodze. Jak już dotarłam do wątku z upapraniem samochodu, to mnie nie ruszyło. I trochę niezrozumiale piszesz. Nie załapałam za pierwszym razem, dlaczego ta babka z Tobą jechała. Za dużo szczegółów, które są zupełnie nieistotne. Nie kumam, po co piszesz o swoim biurze, o tym, gdzie mieszkałeś zaraz po ślubie, ani o tym sadzeniu drzew, o siłowni (tego już naprawdę nie czaję). Styl masz, jaki masz. Dla mnie spoko, ale nie wszystkim się spodoba. Tylko to przesycenie informacjami.

Odpowiedz
avatar ReneGator
4 8

Raz mi drzwi obrzygali jak znajomego przywoziłem, ale żeby niemowlęcym gówniszczem auto wyszpejcować >.< historię zrozumiałem bez problemu no i piszesz całkiem spoko (sory za to per "Ty"), ale chyba najbardziej rozwalił mnie tekst "i wpadło gunwo do wentylatora" xd serio leżałem przy tym.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 13

Twoją poprzednią historię przeczytałam naprawdę z przyjemnością, ale ta... Sory, styl niby ten sam, a jednak nie - przesadzony, mocno "przerysowany", no przeszarżowałeś po prostu. Po drugie - naprawdę wysmarowała g*wnem samochód, którym zamierzała wracać??? Według historii dopiero chwilę później uświadomiłeś ją, że nici z dalszej podróży. I po trzecie - co ma do tego becikowe wspomniane na samym początku historii?

Odpowiedz
avatar Grodziasz
7 29

Pokoleniu twiterowców/smsiarzy objaśniam w zrozumiałych 140 znakach, bez diakrytyków dla większego ułatwienia: ludzie mysleli ze wygralem w totka szef poczul sie zazdrosny o dom w robocie zaczeli mi tworzyc szafe lesiaka jego zona wymazala mi auto gownem Lepiej? ;>

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 14

@Grodziasz: pewnie, bo jeżeli komuś nie przypadła do gustu grafomania/ intensywne gawędziarstwo/ widoczne silenie się na inteligentny humor, to znaczy że gimbaza i sie nie znajo. Nawet najpiekielniejsza historia opowiedziana tak strasznie naokoło nie zrobi na czytających wrażenia, a raczej zirytuje. Zamiast budować napięcie, systematycznie rozbijałeś historię na jakąś nieistotną drobnicę. A dygresje robić też trzeba umić, Twój styl może i byłby w sumie zabawny i inteligentny, ale w takich proporcjach formy do treści jest to po prostu baaardzo pretensjonalne i wygląda trochę, jakbyś co dwa słowa przypominał sobie "o, czekajcie, jeszcze jeden błyskotliwy żarcik wymyśliłem"

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 1

@recaptcha: chyba przez przypadek nacisnelam minus, ale ode mnie plusik :)

Odpowiedz
avatar suchy
2 2

@Grodziasz: "Wydałem sporo gotówki na myjni" - tzn ile? 25-30zł na pierwszej lepszej myjni na Orlenie, Statoilu czy BP, za full pakiet, który bez żadnego problemu zmyje wszelki syf z powierzchni lakieru i szyb? Wszak skoro nawet tony zaschniętego błota (po jakimś górskim wypadzie) schodzą bez problemu, to czemu gunwo miałoby nie zejść? Nie pytam zatem, jak często bywasz na myjni - pewnie raz w roku albo jeszcze rzadziej, bo częściej to byś zbankrutował, TYLE KASY wydawać na umycie auta ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 17

Nie da się tego czytać, forma straszna.

Odpowiedz
avatar LenaMalena
5 9

Mam wrażenie, że czytam trochę opowiadanie, trochę tekst przetłumaczony przez translatora. Być może masz taki styl (dosyć konsekwentny), ale utrudnia to zrozumienie całości i trochę męczy. To jak oglądanie filmu ze skaczącym obrazem.

Odpowiedz
avatar mokry42
-5 19

Spokojnie, powoli nauczycie się czytać. Dzisiaj "ala ma kota" z czasem przyjdzie czas na dłuższe czytanki

Odpowiedz
avatar Grodziasz
-1 1

@rzeczony: Dzięki, tak zrobię.

Odpowiedz
avatar soraja
3 7

dobry wstęp - dzięki stwierdzeniu "młode matki razem z becikowym powinny mieć oblig badania na psychuszce" wiedziałam że nie warto czytać dalej - z powodu chamstwa, błędów i stylistyki. Tak to nieraz człowiek musiał przebrnąć przez długą historię, by na końcu dać minus za jakieś chamskie podsumowanie.

Odpowiedz
avatar soraja
-1 3

@Grodziasz: drugi raz programu szkolnego przerabiać nie zamierzam, ale tobie by się przydało - mnie w podstawówce (tej ośmioletniej) nauczyli nie tylko czytania ze zrozumieniem, ale też poprawnego pisania, których to umiejętności tobie brakuje - inaczej wiedziałbyś, że w tekście liczy się nie tylko długość, ale też sens, dobór słownictwa, gramatyka i treść. Prymitywne słownictwo można wybaczyć, błędów stylistycznych i gramatycznych - już nie, po prostu kłują w oczy, jakby się czytało tekst obcokrajowca, uczącego się języka polskiego. Teksty o obowiązkowych badaniach psychiatrycznych dla matek to już czysta dyskryminacja, ale o tym też w dawnej podstawówce uczyli - i dla twojej informacji, gdyby zdanie brzmiało "starzy mężczyźni razem z wypłatą powinni mieć oblig badania na psychuszce" uważałabym je za równie chamskie i niepoprawne.

Odpowiedz
avatar soraja
1 3

a usuwanie komentarza, na który odpowiedziałam, jest po prostu śmieszne

Odpowiedz
avatar mijanou
5 7

@Grodziasz: wyluzuj. To tylko portal internetowy i każda opinia będzie tu subiektywna. Zamieszczając historię należało się liczyć z komentarzami pozytywnymi i negatywnymi. I tyle. Twoja reakcja, wyrażona w komentarzu powyżej kojarzy mi się z agresją gimbusa na słowa kolegi: "Nie podobają mi się Twoje spodnie". Nie każdemu musza się podobać. Twoja historia też nie musi.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 7

@Grodziasz: ...badum csss... Grubaśny żarcik z tym powtarzaniem podstawówki, hoho, to żeś pan jej pojechal, pewnie kapcie spadły z wrażenia

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 4

@Grodziasz: a refleks do czego potrzebny? to nie zawody, nie kazdy siedzi na piekielnych 24h i tylko czeka, aby szybko odpisac na komentarz, bo jeszcze zniknie. Niby taki powazny maz, ojciec i pracownik, a logika na poziomoe podstawowki. i jeszcze to "caluje" dla mnie oblesne.

Odpowiedz
avatar Grodziasz
-1 3

@nursetka: W takim razie: buziaczki.

Odpowiedz
avatar whateva
-2 2

@Grodziasz: Chłopie, zacząłeś fajnie, nie obniżaj poziomu do tego nieumiejącego czytać (i pisać) bydła.

Odpowiedz
avatar Herbata
-1 1

Dobrze że zdechli

Odpowiedz
avatar nargogh
2 2

Za długo, straszny chaos, tona niepotrzebnych szczegółów.

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

ooooooo jakbym na twoim miejscu wytarla czesc g*wna jej ubraniem/kurteczka. tak na pozegnanie.

Odpowiedz
Udostępnij