Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Tak mi się dzisiaj przypomniało, stara historia. O "sztuce sprzedaży". Otóż zawitałem…

Tak mi się dzisiaj przypomniało, stara historia. O "sztuce sprzedaży".

Otóż zawitałem do brytyjskiego salonu Renault. Od wejścia dopadło mnie dwóch sprzedawców i nie dając mi dojść do słowa, rzucili się na mnie jak w kiepskim amerykańskim filmie. Wszystkie sztuczki były chyba opisane w "nauka sprzedaży na weekend", takie to wszystko grubymi nićmi szyte było. Nawet specjalnie nie pytali jakiego samochodu szukam i czy w ogóle (ale że akurat miałem w planach zakup, to postanowiłem posłuchać co mają do powiedzenia). A mieli dużo ciekawych rzeczy.

Powiedzieli, że tylko dla mnie i tylko dzisiaj świetna okazja, sprzedadzą mi clio o 4000 mniej niż ono jest warte!

Stało sobie to clio, na szybie był cały rządek cen 13000 skreślone, 11000, skreślone, sale 10000, skreślone today only 9000. Wiecie, jak to w salonie.

Koleś zachwalał jak mógł, super, że ma okna na korbkę, to się elektryka nie popsuje, klimy nie ma, ale po co w Szkocji klima, ważne że ogrzewanie dobre, co prawda są tylko białe, ale zawsze przecież może pan sobie okleić folią na swój ulubiony kolor, a auto zyska na wartości przy odsprzedaży bo się lakier nie będzie niszczył, szczególnie że zderzaki czarne plastikowe i tak dalej. Generalnie gadane miał, przedstawił podstawową biedawersję jako najlepszy samochód na świecie.

W końcu posadził mnie przy stoliku, podał kawkę i ignorując pytania, które miałem zamiar zadać, poleciał drukować umowy mówiąc, że z umowy wszystko będzie wynikać i wtedy mi wyjaśni.

Wtedy przysiadł się drugi, powiedział, że to jest wbrew jego interesom, bo to jego kolega dostanie prowizję a nie on, ale to jest taka świetna oferta, że byłby świnią, gdyby mi nie powiedział, tak prywatnie, między nami, że warto.

W końcu wrócił ten pierwszy i daje mi umowę sprzedaży, a do tego umowę jakiegoś ubezpieczenia, że "jak mi ukradną auto albo coś, to mi wypłacą całą sumę, tyle, ile ono było warte jak było nowe". I wreszcie z uśmiechem jak z żurnala cichnie, proponując, żebym zadał pytanie jeśli mam jakieś wątpliwości.

No to biorę w dłoń tą umowę i co widzę, w przypadku utraty pojazdu lub szkody całkowitej wypłacą mi pełną wartość pojazdu czyli... 9000 funtów. I pytam:
- I to prawda, że pan mi sprzeda to auto o 4000 mniej, NIŻ ONO JEST WARTE?
- Oczywiście że tak odpowiada koleś.
No to ja mu pokazuję tą kwotę i mówię:
- To super, według waszego ubezpieczenia to auto jest warte 9000, minus 4000 to będzie 5000, super, za tyle to ja nawet gotówką mogę zapłacić jak zrobię debet, gdzie mam podpisać?"

Koleś się trochę zmieszał, powiedział, że musi coś dopytać, bo jest chyba jakiś błąd, że musi pogadać z managerem i że zaraz wróci, i zniknął. A ja sobie spokojnie dopiłem kawę, i poszedłem, bo oczywiście nie wrócił.

Ale w sumie się nie dziwię, że ludzie potrafią się ugiąć i kupić pod presją takiego zmasowanego ataku technik sprzedażowych...

A Renault i tak nie kupiłem, bo już w sumie na oku miałem inny samochód. Do salonu wszedłem z ciekawości, bo akurat wtedy weszło nowe Twingo i chciałem zobaczyć jak wygląda ;-)

salony_samochodowe

by Tenzprzeciwkacomakotairower
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar konto usunięte
-4 10

Nie wiedziałam, że są jeszcze w sprzedaży nowe auta bez klimatyzacji. Nie kupuj takiego, chyba ze sam chcesz nim jeździć 20 lat i oddać na złom, bo będą bardzo duże problemy z odsprzedażą. Przykładowo: Astra II z klimą 14 tysięcy, taka sama bez klimy 9, czyli przy odsprzedaży tracisz więcej niż była w salonie dopłata za klimatyzację.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 lutego 2016 o 19:05

avatar clubber84
7 7

@JaNina: Ale to było dawno - sam autor napisał, że to stara historia. Zacznijcie czytać ze zrozumieniem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 5

@clubber84: Czytam z bardzo dokładnym zrozumieniem. Jak wówczas wchodziło nowe Twingo, to nie mogło być bardzo dawno.

Odpowiedz
avatar mskps
6 6

@JaNina: Pierwsze Twingo wchodziło w 1993r i było wtedy nowe. Mogło to być ponad 20 lat temu.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 lutego 2016 o 12:32

avatar konto usunięte
-5 7

@mskps: Wtedy sformułowanie "nowe Twingo" by nie miało sensu, gdyż nie było żadnego innego starego Twingo. To Twingo, które jest teraz, weszło w zeszłym roku. Teraz jak czytam wikipedię, to przypominam sobie, że była jeszcze druga generacja z 2006 roku, ale to było tak złe auto, ze mam nadzieję, że nikt go nie chciał kupić. :D Z resztą, na ulicach tej dwójki praktycznie nie widać.

Odpowiedz
avatar emilyana
5 5

@JaNina: Co nie zmienia faktu, że pierwsze Twingo, jak wyszło na rynek, też było "nowe" :p

Odpowiedz
avatar Vitas
2 4

Tylko idiota kupi w taki sposób samochód. Przecież to nie zabawka a coś co ma służyć kilka lat. Wątpię, że normalny człowiek w taki sposób da się namówić na samochód.

Odpowiedz
avatar kropla
0 4

@Vitas: Nie w każdym kraju traktuje się kupno samochodu jak co najmniej wybór żony. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że samochody na Wyspach są relatywnie tanie.

Odpowiedz
avatar Vitas
0 0

@kropla: Może i są tanie. Ale to tak jakby ktoś kupował mieszkanie i nie obejrzał go dokładnie tylko wszedł do przedpokoju i od razu kupił.

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
8 12

W jednym miał koleś rację - w Szkocji klimatyzacji nie będziesz potrzebować zbyt często. Taki żarcik okolicznościowy: - jak nazwiesz sześć tygodni deszczu w Szkocji? -lato

Odpowiedz
avatar Tenzprzeciwkacomakotairower
5 5

Klimatyzacja właśnie tu jest niezbędna. W Polsce używam tylko latem, c tu praktycznie nie włączam, bo bardzo szyby od razu paruja...

Odpowiedz
avatar conrad_owl
4 4

Mieszkam w Szkocji 7 lat, lato jest tu w kwietniu, maju - od 7 lat co roku są to najcieplejsze i słoneczne miesiące. Choć maj 2015 był bardzo zimny... A auto mam bez klimy, ale wiosną zmienię.

Odpowiedz
avatar Fithvael
15 15

@qulqa: Dożyliśmy smutnych czasów, jeśli jako normę i "fach" zaczynamy zbywać przekłamywanie rzeczywistości w reklamach i nieuczciwe techniki sprzedaży (nieuczciwe, bo oparte na psychologicznej presji "faktu-prawie-dokonanego-więc-głupio-mi-odmówić" i kłamstwach o wartości towaru, nie zaś merytorycznym przedstawieniu jego zalet).

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 lutego 2016 o 23:15

avatar Tenzprzeciwkacomakotairower
10 12

Ale przecież nie chodzi o to że były okna na korbke, tylko że auto warte 9000 sprzedawali wciskali jako auto warte 13000 że zniżka 4000.

Odpowiedz
avatar Fithvael
10 10

@qulqa: Cóż, z historii wynika, że oszustwem była sama "promocja" - żadnej przeceny nie było. Poza tym treść umowy rozmijała się z informacją przekazywaną przez sprzedawcę - samochód miał być w końcu warty 13 tysięcy. Cena 9 tysięcy miała wynikać z promocji, a nie faktycznej wartości rynkowej pojazdu. Niestety, kwestia oszustw i "chwytów psychologicznych" nie jest jednoznaczna. Przykładem irytująco szarej strefy jest tu rynek sumplementów. O ile leki muszą przejść rygorystyczną weryfikację, to wprowadzenie nowego suplementu zdrowia do sprzedaży wymaga tylko powiadomienia o tym fakcie Głównego Inspektora Sanitarnego. Sam suplement nie musi tak naprawdę mieć żadnego potwierdzonego działania, by został dopuszczony... ... Co oczywiście nie przeszkadza producentom obwieszać swoich stron z reklamami masą grafik w stylu "100% gwarancja satysfakcji!", "gwarantowana skuteczność!", "środek polecany przy schorzeniu XXX" (kto poleca? Oczywiście producent, bo przecież nie żadne badania kliniczne...) itd. Często okazuje się, że gwarancje producenta kończą się na grafice - ale że ludziom słowo "gwarancja" kojarzy się z prawnym zabezpieczeniem, to kupują fałszywie uspokojeni... Oczywiście, to tylko pierwsze z brzegu przykłady, mógłbym tu szeroko opisać sporo innych paskudnych zagrywek, stosowanych na tego typu stronach. Nieprawdziwe komentarze, "polecający"/"lekarze" będący w rzeczywistości stockowymi zdjęciami, "ostatnie godziny promocji", które magicznie każdego dnia się odświeżają, "niepowtarzalne, jednorazowe" promocje, wyskakujące przy każdej próbie opuszczenia strony i cała masa innych tego typu chwytów. Nic z powyższych sposobów naciągania ludzi oczywiście nielegalne nie jest, ani też (nie licząc najbardziej bezczelnych metod) nie opiera się na jawnym kłamstwie - raczej na przemilczaniu niewygodnych faktów, umiejętnym żonglowaniu znaczeniem słów, ewentualnie głupocie ludzi, którzy nie weryfikują informacji w innych źródłach. Ale czy mimo swojej legalności takie zagrywki są etyczne? Moim zdaniem niezbyt. Jasne, głupi, łatwy do zmanipulowania człowiek jest w dużej mierze sam sobie winien, ale nie czyni to moim zdaniem manipulującego nim sprzedawcy bardziej uczciwym, nawet jeśli balansuje on na granicy prawa.

Odpowiedz
avatar emilyana
5 5

@qulqa: Naprawdę nie rozumiem Twojego toku rozumowania. Sprzedawca mówi "to auto jest warte 13000, a my Panu sprzedamy za 9000" podczas gdy z umowy wynika jasno, że auto jest warte 9000! To nie jest żadne naciąganie faktów, tylko jawne kłamstwo, bo auto w rzeczywistości NIE jest warte 13000 ani nigdy nie było. Drugi gość też kłamał w swojej przemowie, że to "wbrew jego interesom itd." W ogóle to dziękuję za diagnozę. Wygląda na to, że czas się wybrać do psychiatry z moim niewykrytym dotąd autyzmem. Nie wiem, czy to będzie dla Ciebie bardzo dziwną informacją, ale nie potrafię sobie przypomnieć, żebym kiedykolwiek wmawiała komuś coś pokroju "chwytów psychologicznych", o których wspominasz. Nigdy w życiu nie rwałam facetów na kłamstwa typu "jestem miłośniczką czegoś tam", jeśli nie jestem. Ani nic podobnego. Owszem, zdarza się, że powiem na rozmowie kwalifikacyjnej, że "mam doświadczenie w pracy w środowisku wielokulturowym" zamiast "zasuwałam w Anglii na zmywaku z Białorusinkami" (to akurat nieprawda, taki przykład), ale nie powiedziałabym tego w ogóle jeśli bym w życiu pracowała tylko w Polsce i z Polakami. Kłamać zdarza mi się rzadko, ale wiadomo - nikt nie jest święty. Natomiast jeśli powiem szefowi, że spóźniłam się do pracy, bo autobus mi nie przyjechał, a tak naprawdę zabalowałam i nie obudziłam się rano na czas, to nie powiem potem, że "zastosowalam wyrafinowaną technikę manipulacyjną", tylko że szefa zwyczajnie okłamałam. Nazywajmy rzeczy po imieniu.

Odpowiedz
avatar Fithvael
1 1

@qulqa: Z różnymi towarami różnie bywa, ale akurat w przypadku ubezpieczania samochodów niezależnie od indywidualnej wyceny istnieją też obiektywne systemy weryfikacji wartości - np. stosowany przez duże firmy ubezpieczeniowe Eurotax. Stosując reductio ad absurdum, jeśli kupię samochód za 50 tysięcy i sprzedam Ci go za tysiąc - nie oznacza to, że jego wartość rynkowa spadła 50 razy, tylko że albo przepłaciłem kupując go, albo jestem bardzo stratny przy sprzedaży. Manipulacja w opisywanej historii polega na tym, że skoro to sprzedawca zobowiązuje się do ubezpieczenia pojazdu w ramach transakcji, to z jednej strony opłaca mu się przedstawiać klientowi pojazd jako niesamowicie wartościowy, a z drugiej - ubezpieczyć go na niewielką kwotę, żeby płacić małe składki (bądź wypłacić małe odszkodowanie, jeśli sprzedawca jest też pośrednio ubezpieczycielem). Przepraszam, ale te uwagi o manipulacji realu to (przynajmniej w moim przypadku) trochę trafienie kulą w płot. Pod pewnymi względami się z Tobą zgadzam, ale całość rozbija się o skalę oraz intencje. Każdy człowiek, ja również, wpływa na innych ludzi w swoim życiu - jednak staram się zawsze robić to w taki sposób, by nie działo się to ze szkodą dla nich. Odnosząc się mniej więcej do Twoich przykładów... Chociaż oczywiście w rozmowach z ludźmi staram się eksponować posiadane zalety, to nigdy nie deklaruję na wyrost posiadania zainteresowań, czy kwalifikacji (do tego stopnia, że choć np. w okresie liceum zdobyłem zaawansowany certyfikat z niemieckiego, to ponieważ od kilku lat nie używam w ogóle tego języka, przez co mi "zardzewiał" - wyrzuciłem w ogóle informację o tym z CV). Szukając drugiej połówki starałem się nie unikać rozmów o swoich wadach i nie wyolbrzymiać zalet - to i tak nie ma sensu, bo wszelaka "bańka spekulacyjna" w związkach pęka nie później, niż parę tygodni po wspólnym zamieszkaniu. Nie przeszkodziło mi to znaleźć osoby, z którą jestem od dwóch lat w szczęśliwym, szczerym związku. Dla szefa staram się zawsze być uprzejmy, ale nie przeszkodziło mi to wielokrotnie nie zgadzać się z nim w dyskusjach na mniej lub bardziej luźne tematy. Nie znaczy to oczywiście, że przypadki manipulacji mi się nie zdarzają - ale źle się czuję, kiedy muszę się do niej posuwać, w związku z czym staram się po prostu unikać sytuacji, w których muszę postępować - w mojej opinii - niezbyt uczciwie wobec drugiego człowieka. Wiem generalnie o co Ci chodzi, masz sporo racji - tak naprawdę w pewnym sensie każda nasza interakcja z drugim człowiekiem to pewna forma manipulacji - bo dokonujemy tej interakcji celem wywarcia określonego wpływu, czy też uzyskania satysfakcjonującego dla nas rezultatu. Jednak jak wspomniałem, moim zdaniem wszystko rozbija się o skalę i intencje. Etyczny sprzedawca stara się eksponować zalety towaru aby sprzedać klientowi produkt, który faktycznie dobrze spełni jego wymagania i zaspokoi konkretne potrzeby. Z kolei nieetyczny - sprzedaje ludziom towar ze świadomością faktu, że gdyby mieli oni pełny obraz jego wad i zalet, nie dokonaliby zakupu. Może przykład z suplementami z trochę innej perspektywy: lekarze spotykają się często z przedstawicielami firm farmaceutycznych, którzy to przedstawiciele zachęcają ich na różne sposoby do przepisywania pacjentom akurat ich produktów. Jeśli lekarz przepisując później receptę zapisuje pacjentowi reklamowany lek, który może jest nieco droższy od konkurencji, ale z prezentowanych na konferencji rezultatów badań klinicznych wynika, że powoduje mniejsze skutki uboczne - nie widzę w tym nic (albo prawie nic) złego. Jeśli jednak korzystając z wzbudzanego przez swoją profesję zaufania wciska pacjentowi produkt, którego skuteczność nie jest wyższa, niż placebo ze świadomością "nie pomoże, ale i nie zaszkodzi - za to ja zarobię na prowizji" - to miałbym już zastrzeżenia co do etyki jego pracy. W kwestii wpływania na innych ludzi nie ma oczywiście czerni i bieli, są tylko odcienie szarości. Wyszedł z tego straszny wall of text, ale wbrew poz

Odpowiedz
avatar qulqa
1 3

@Fithvael: >niezależnie od indywidualnej wyceny istnieją też obiektywne systemy weryfikacji wartości - np. stosowany przez duże firmy ubezpieczeniowe Eurotax. Oczywiście. I właśnie o to chodzi, żeby nie dać się zwieść pięknej gadce sprzedającego (w salonie, w komisie, na giełdzie), tylko umieć zweryfikować podane informacje. W przypadku zakupów chleba nie ma to sensu (chyba że jesteś uczulony na coś tam, wtedy zweryfikujesz każdą informację sprzedającego), ale w przypadku auta cena jest na tyle wysoka, że warto się pochylić. A sprzedający? Co jest motorem działania większości ludzi płci męskiej? Seks, władza i pieniądze :) Resztę dośpiewaj sobie sam. Polecam książkę Roberta Cialdiniego 'Wywieranie wpływu na ludzi'. Nie jest to broszura typu 'nauka handlowania w 15 minut', ale solidna książka psychologa, do tego napisana przystępnym językiem.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 lutego 2016 o 21:58

avatar Fithvael
1 1

@qulqa: Dziękuję za rekomendację, chętnie się zapoznam. Swoją drogą, dopiero teraz zauważyłem, że ucięło mi końcówkę tamtego komentarza... Miało być mniej więcej tak. Wyszedł z tego straszny wall of text, ale wbrew pozorom nie chcę absolutnie nikogo nawracać na jedynie słuszne postrzeganie etyki kontaktów międzyludzkich. Po prostu myślę, że w obliczu niemożności wyrugowania manipulacji (bez negatywnych konotacji tego słowa, tym razem) z naszego życia - możemy co najwyżej starać się tak wpływać na innych ludzi, by działo się to z możliwie obupólną korzyścią... Jednocześnie starając się unikać sytuacji, kiedy osiągamy coś kosztem drugiego człowieka.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
3 7

I teraz wyobraźcie sobie, że wchodzicie do salonu Renault w Polsce, a dealer proponuje wam nowe Clio za 9 tysięcy złotych. Kosmos. 10 lat temu miałem propozycję wyjazdu do szkoły i do pracy w GB. Odmówiłem. Do dziś nie wiem dlaczego.

Odpowiedz
avatar qulqa
-2 8

@GuideOfLondon: Czy mam rozumieć, że w tej Szkocji cena auta wynosiła 9000 złotych? ;)

Odpowiedz
avatar mesing
2 8

@qulqa: Tam obowiązuje Funt. Ale dla Szkota 9000 funtów to jak dla Polaka 9000 zł. Tam zarabia się w funtach i płaci się w funtach u nas jest identycznie tylko, że funt zastępuje złotówka.

Odpowiedz
avatar 12345
5 9

@mesing: Niekoniecznie, bo szkot za 9000 funtów kupi o wiele więcej np. elektroniki-agd niż polak. Przykład niemiec - smartfon w niemieckim mediamarkt 200e, w polskim - 850zł. ;) Polak na kupno tej samej elektroniki musi pracować 4x dłużej, zakładając, że polak zarabia 2000zł, a niemiec 2000e. Najbardziej mnie śmieszy, gdy ludzie mówią, że życie tam jest 4x droższe - a w rzeczywistości jedzenie i wynajem po przekalkulowaniu jest droższy 1,5x, a elektronika kosztuje tyle samo. Jestem młodym lekarzem, i prawdopodobnie skończę staż za te kilka miesięcy i też wyjadę - w polsce czeka mnie praca za 13zł/h i 2200zł do ręki (najlepsza opcja, rezydentura z ministerstwa). W Niemczech dają mi minimum 5000e (3000e na rękę), jakieś takie bardziej cywilizowane warunki pracy, fajniejsze możliwości. A w mediach gównoburza o tym, jak to młodzi lekarze sie kształcą za setki tysięcy i wyjeżdżają, i chcą młodych na siłę trzymać w kraju żeby odrabiali studia - ale nikt nie pomyśli, aby zrobić tak, coby młodym się wyjeżdżać nie chciało, bo w domu mieliby normalne zarobki i warunki pracy. Smutne to jest bardzo.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 lutego 2016 o 8:51

avatar conrad_owl
5 5

@mesing prawda, sama prawda. Dodam, ze w Tesco ( nie najtanszy sklep) czesto sa wafelki familijne w promocji 2xpaczka za 1funt. Polski produkt dowieziony do marketu w Szkocji na zadupiu ( mieszkam w Blairgowrie) kosztuje mniej niz w Polsce. I tak jest czesto. W porownaniu do Polski na życie wydaje max 1,5x tego co wydałbym w kraju na ten sam standard. A praca? Agencja szkocka, kierowca. Dzis obsluguje automatyczny kurnik na jajka. Miesiecznie 1400funtow. Od połowy marca bede ladowal marchew na tiry jak co roku. Praca z pilotem sterujacym maszyna, jedyny minus to fakt, że stoi sie na platformie ciezarowki. Zarobki? 2tys na reke na miesiac. Niemal co miesiac mam inne zlecenie, zarobki nie mniej niz 1300 na reke. Ile za te prace dostane w Polsce? Moze 1tys zl...

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
2 4

@qulqa: Pozostawie bez odpowiedzi twe jakże logiczne pytanie.

Odpowiedz
avatar qulqa
-1 5

@GuideOfLondon: Logiczne? Powównywanie relacji finansowych w jednym z najbogatszych krajów świata (GB) z krajem na dorobku zosługuje wyłącznie na takie pytania, zakończone dodatkowo puszczeniem oczka.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
1 3

@qulqa: Na dorobku? Prawie 30 lat się dorabiamy i bliżej nam do wysp Galapagos niż do brytyjskich. Wiem, że nie kopie się leżącego, ale każdy dzień przybliża mnie do kupna biletu. I jak narazie to chyba tylko w jedną stronę. Kosmiczna różnica poziomu życia codziennego oraz możliwości rozwoju. Naprawdę jak czasami przeczytam historię na piekielnych wrzuconą kogoś mieszkającego na obczyźnie to mnie smutek ogarnia.

Odpowiedz
avatar qulqa
3 3

@GuideOfLondon: Uważasz, że prawie 30 lat (a konkretnie 26) wystarczy, żeby dogonić ekonomicznie część Imperium Brytyjskiego ? Imperium, które swoją potęgę zbudowało na wyzysku kolonii, które od 11. wieku nie było podbite i nad którym słońce nigdy nie zachodziło? A które dodatkowo ma i gaz, i ropę? Tp może od razu porównajmy się z Kuwejtem :) (żart) My tak naprawdę mieliśmy od końca 18. wieku 20 lat wolności w okresie międzywojennym + teraz 26 lat. Myślisz, że to wystarczy na zrównanie się ekonomicznie z GB? Kraj zamieszkania możesz sobie wybrać bez problemu. Na tym polega wolność, o którą w latach 80-tych walczyłam. Bez żadnego przekąsu życzę dobrych wyborów :)

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
-2 2

@qulqa: Wszystko ok, ale przypominam, że skoro wspomniałaś o historii Imperium Brytyjskiego siegającej XI wieku to chciałbym tylko przypomnieć, że Państwo Polskie istniało też wczesniej niż wspomniany XVIII wiek. I dodatkowo radziło sobie całkiem dobrze. I przypominam, że w Polsce surowców naturalnych nie brakowało i nadal nie brakuje. Uważam także, że w okresie 21 lat międzywojenych bardziej się rozwinęlismy niż przez ostatnie 26 lat wolności. Zważywszy, że większość tego rozwoju wypracowaliśmy sobie pod czujnym okiem braci ze wschodu;) Napewno nie jest tak, że w '89 zaczynaliśmy od zera.

Odpowiedz
avatar qulqa
2 2

@GuideOfLondon: Przypominam zatem, że istniały też takie państwa, jak Mezopotamia, Fenicja, państwo Czyngis chana, Egipt faraonów, Rzym cesarzy, Bizancjum, państwa Majów i Inków. Nadal wymianiać? I co z tego, że istniały? Jak sobie spadkobiercy tych państw radzą teraz? A o rzeczywistości międzywojennej może coś byś poczytał? Bo to nie tylko Gdynia, plan Grabskiego i oficerskie rauty, ale też niewyobrażalna nędza choćby chłopów na Kresach. I nie opowiadaj bzdur, jak to mało się rozwinęliśmy przez 26 lat. Wiesz, ja pamiętam i tamte czasy; w 1990 roku miałam 29 lat i nikt mi nie wmówi, że było cudownie. Przejedź się też np. na Ukrainę. W 1990 roku startowaliśmy z jednego pułapu, nawet Ukraina była bogatsza niż polska (więcej zasobów mineralnych, bardziej rozwinięty przemysł na wschodzie). Jakoś tak dziwnie się składa, że to Ukraińcy są imigrantami ekonomicznymi w Polsce, a nie odwrotnie.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
-1 1

@qulqa: "Przypominam zatem, że istniały też takie państwa, jak Mezopotamia, Fenicja, państwo Czyngis chana, Egipt faraonów, Rzym cesarzy, Bizancjum, państwa Majów i Inków. Nadal wymianiać? I co z tego, że istniały?" Sama zaczęłaś ten temat, więc nie wiem o co ci teraz chodzi? Taka z dupy kontynuacja tego wątku. "A o rzeczywistości międzywojennej może coś byś poczytał? Bo to nie tylko Gdynia, plan Grabskiego i oficerskie rauty, ale też niewyobrażalna nędza choćby chłopów na Kresach." ooo a to teraz nie ma w Polsce nędzy i biedy? "I nie opowiadaj bzdur, jak to mało się rozwinęliśmy przez 26 lat. Wiesz, ja pamiętam i tamte czasy; w 1990 roku miałam 29 lat i nikt mi nie wmówi, że było cudownie. " Wiesz tylko ja za kilkadziesiąt lat też mogę napisać: "W 2016 roku miałem 30 lat i nikt mi nie wmówi, że było cudownie". "Przejedź się też np. na Ukrainę. W 1990 roku startowaliśmy z jednego pułapu, nawet Ukraina była bogatsza niż polska (więcej zasobów mineralnych, bardziej rozwinięty przemysł na wschodzie)" Ukraina jako część ZSSR była bogatsza i to nie ulega wątpliwości. Dostali od matki wszystko i nie potrafili tego wykorzystać. Zresztą tak naprawdę to nikgdy nie był samodzielny kraj. Taka część Rosji tylko pod inną nazwą. Zaczęli nieudolnie walczyć o niepodległośc to dostali klapsa od matki i tyle. "Jakoś tak dziwnie się składa, że to Ukraińcy są imigrantami ekonomicznymi w Polsce, a nie odwrotnie." Jakoś tak dziwnie się składa, że Polacy są imigrantami ekonomicznymi w Wielkiej Brytanii, a nie odwrotnie. Serce każe kochać Polskę, ale miłością jeszcze nikt rodziny nie wyżywił.

Odpowiedz
avatar qulqa
2 2

@GuideOfLondon: Człowieku, kraj z licznymi koloniami, bogaty kiedyś do nieprzytomności, nie podbity i nie zniszczony od 11. wieku - i ty uważasz, że przez 46 lat da się odrobić straty, jakie Polska do niego miała? Polska, którą niszczył każdy władca, który chciał się przespacerować po tej części Europy. Ukraina miała dokładnie taką samą szansę jak Polska. Tak samo miała ją np. Bułgaria. Przejedź się i zobacz, jak wyglądała Polska 20 - 23 lata temu, taka właśnie jest teraz Bułgaria. Łącznie z osławionymi Złotymi Piaskami czy Burgas. Właśnie wróciłam z objazdu tego kraju, nadzwyczaj ciekawe doświadczenie. W Polsce jest bieda? To ty jeszcze nie znasz definicji tego słowa. Nie mówię, żebyś od razu jechał do Etiopii czy na Madagaskar, choć taki wyjazd świetnie prostuje człowieka. Przejedź się na Ukrainę czy do wspomnianej Bułgarii, potem pogadamy. Normalne jest, że ludzie szukają swojej szansy w bogatszym kraju. My jedziemy do Anglii czy Niemiec. Do nas przyjeżdżają Ukraińcy czy Wietnamczycy. Co w tym dziwnego? Zatem nie porównuj relacji ekonomicznych w jednym z najbogatszych krajów świata z relacjami ekonomicznymi w kraju wciąż goniącym Zachód. Kto wie, czy za 50 lat (bo historia płata figle) nagle Anglicy nie zaczną do nas przyjeżdżać na saksy. Przez cały czas socjalizmu powtarzałam, że uwierzę w wolność i dobrobyt w Polsce, jeśli zaczną do nas przyjeżdżać emigranci ekonomiczni i ludzie zaczną prosić o azyl polityczny. Nawet przez ułamek sekundy nie wierzyłam, że to się spełni - a jednak. A co napiszesz za 30 lat, to się okaże. Nikt nie mówi, że jest cudownie. Ja pewnie nie dożyję tego momentu, wypada mi więc tylko mieć nadzieję, że napiszesz: ' w 2016 roku nie było cudownie. Ale wzięliśmy się w garść plus nastąpił korzystny dla nas splot przypadków historycznych (to też ważne!) i teraz jest naprawdę świetnie.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 lutego 2016 o 23:47

avatar GuideOfLondon
-1 1

@qulqa: USA potrzebowało 300 lat, żeby być gospodarką nr 1 na świecie, ZEA 30 lat, żeby być jednym z najbogatszych krajów świata - wogóle nie rozumiem tego wątku historycznego. Co z tego, że w Bułgarii i na Ukrainie jest bieda? W Polsce też. Może nie na taką skalę, ale jest. GB jest dużo bogatszym krajem niż Polska co sama przyznałaś. Zresztą ja też tak twierdzę od początku tej rozmowy. Tylko nie wiem jaki jest cel udowodniania, że Polska jest daleko w tyle przez swoją historię.

Odpowiedz
avatar qulqa
1 1

@GuideOfLondon: Jeśli będziemy mieć takie regulacje prawne, jak USA, też za 254 lata możemy być numerem 1 na świecie. Tyle że wtedy zrozumiesz, co to bieda i brak ubezpieczenia zdrowotnego. A jak będziemy mieć tyle ropy, ile mają ZEA, staniemy się nieprzytomnie bogaci za 29 lat, a nie za 30. Dodatkowo możesz podawać przykład Noprwegii, przed odkryciem ropy była bardzo biednym krajem - w sieci są odpowiedniki kronik filmowych z lat 60-tych. Wątek historyczny ma jedno znaczenie. Jeśli się nie ma nadzwyczajnych bogactw naturalnych i jeśli się jest państwem dobrze zarządzanym, a do tego nie zniszczonym przez wojny, majątek narodowy i majątek osobisty przez pokolenia się kumuluje. Ot co. Jeszcze raz powtarzam - nie znasz znaczenia słowa 'bieda'. To, co określisz w Polsce jako 'biedę', w wielu krajach jest normalnym spokojnym życiem. Bieda wygląda dużo gorzej. Skoro wiesz, że GB jest bogatsza niż Polska, to po co ten wpis o cenie Renault, od którego zaczęła się polemika? Jeśli będziemy bogaci jako kraj, wartość nabywcza złotówki może dać właśnie tekie relacje cenowe.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
0 0

@qulqa: "Jeśli będziemy mieć takie regulacje prawne, jak USA, też za 254 lata możemy być numerem 1 na świecie. Tyle że wtedy zrozumiesz, co to bieda i brak ubezpieczenia zdrowotnego. A jak będziemy mieć tyle ropy, ile mają ZEA, staniemy się nieprzytomnie bogaci za 29 lat, a nie za 30. Dodatkowo możesz podawać przykład Noprwegii, przed odkryciem ropy była bardzo biednym krajem - w sieci są odpowiedniki kronik filmowych z lat 60-tych." No właśnie. Więc pytam się jeszcze raz po co był ten wywód historyczny sięgający XI-wiecznej Anglii skoro sukces mozna osiągnąć w kilkadziesiąt lat bez względu co było wcześniej? Brak ci konsekwecji w tym co piszesz. Raz tak, raz z drugiej strony łapiesz temat... "Jeszcze raz powtarzam - nie znasz znaczenia słowa 'bieda'. To, co określisz w Polsce jako 'biedę', w wielu krajach jest normalnym spokojnym życiem. Bieda wygląda dużo gorzej. " Przecież to logiczne, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. To co dla jednych jest podłogą, dla innych jest sufitem. Tu nic nowego nie odkryłaś. "Skoro wiesz, że GB jest bogatsza niż Polska, to po co ten wpis o cenie Renault, od którego zaczęła się polemika? Jeśli będziemy bogaci jako kraj, wartość nabywcza złotówki może dać właśnie tekie relacje cenowe." No właśnie, żeby pokazać różnicę w rozwoju między Polską a GB. Że jak narazie dzieli nas przepaść ekonomiczna. Ichyba wszysycy zrozumieli ten prosty wpis oprócz ciebie, bo z dalszej dyskusji wynika, że masz takie samo zdanie co ja. Dlatego zadziwia mnie ta dyskusja, bo tak trochę wychodzi, że tłumaczysz mi dlaczego mam rację.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 3 lutego 2016 o 10:02

avatar qulqa
0 0

@GuideOfLondon: No to po co polemizowałeś z moim pierwszym wpisem, w dodatku zakończonym puszczeniem oczka? I przeczytaj jeszcze raz Z UWAGĄ tę część mojej wypowiedzi: Wątek historyczny ma jedno znaczenie. Jeśli się nie ma nadzwyczajnych bogactw naturalnych i jeśli się jest państwem dobrze zarządzanym, a do tego nie zniszczonym przez wojny, majątek narodowy i majątek osobisty przez pokolenia się kumuluje. Ot co. Można dorobić się szybko, jeżeli odkryje się ropę (ZEA, Norwegia) lub inne bogactwa naturalne, cenne na świecie w aktualnym czasie. Można dorobić się dorobić się dość szybko, jeżeli nie jest się okupowanym przez nikogo i ma się regulacje prawne, sprzyjające wolnemu rynkowi (USA). Można dorobić się stopniowo, jeżeli nikt nie najeżdża kraju, nie niszczy go od 10 wieków, a w dodatku ma się kolonie, które się wyzyskuje (GB, częściowo Francja). Można dorobić się i bez kolonii, na złożach mineralnych i dziedziczeniu (Szwecja) czy na neutralności i bankowości (Szwajcaria). A można się nigdy nie dorobić, jeżeli kraj jest non stop niszczony, okupowany, nie dokonała się w nim tak naprawdę prawdziwa rewolucja przemysłowa itp. Sytuacja Polski i np. krajów byłej Jugosławii czy Grecji jest bardzo podobna. Zachęcam do poczytania na ten temat :)

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
0 0

@qulqa: "No to po co polemizowałeś z moim pierwszym wpisem, w dodatku zakończonym puszczeniem oczka?" Ekhm... pewnie dlatego, że na tym polega... dyskusja. Ktoś coś pisze, ktoś odpowiada. Zasady normalnej konwersacji. Nie wiem czemu miałbym traktować twój wpis jako dogmat. Na początki piszesz, że może jeszcze mam zacząć porównywać Polskę z Kuwejtem, bo bogaty w ropę, po czym sama wyskakujesz z przykładem bogatej w ten surowiec Norwegii. To wyskakujesz z XI-wieczną Anglią, by później podać przykład państw, które rozwinęły się w ciągu kilkudziesięciu lat. Tak piszesz jak ci jest wygodnie. "Sytuacja Polski i np. krajów byłej Jugosławii czy Grecji jest bardzo podobna." Po pierwsze Grecy to lenie, których cała gospodarka opiera się na turystyce, a każda inna aktywność jest be. Po drugie to chyba wojna w byłej Jugosławii skończyła się trochę później niż wojna w Polsce. Nie wiem czemu Polacy każde niepowodzenie składają na wojnę. Na przykładzie gospodarki Niemiec, przegranie wojny, niekoniecznie spowodowało, że ich gospodarka kuleje do dnia dzisiejszego. Chyba nawet jest odwrotnie. Nie uważasz? Poza tym dziwi mnie te twoje tłumaczenie aktualnej sytuacji Polski. Bo prawo, bo brak surowców, bo wojna, bo nie miała kolonii, bo to, bo tamto. Takie szukanie wymówki. Tak można się trochę pogubić w tych twoich wypowiedziach. To piszesz, że Polska jest ok i gospodarka ma się dobrze i z roku na rok coraz lepiej. To z drugiej strony ciągle przypominasz dlaczego jest źle w Polsce. Co do reszty moich wypowiedzi, brak nawiązania do nich rozumiem jako zgodzenie się z nimi.

Odpowiedz
avatar qulqa
0 0

@GuideOfLondon: >Po pierwsze Grecy to lenie Polacy kradną, baby się puszczają, a mężczyźni to alkoholicy. Poleciałeś. >to chyba wojna w byłej Jugosławii skończyła się trochę później niż wojna w Polsce. Tak, skończyła się nieco później, niż u nas okupacja radziecka. Ale tylko parę lat później. >Nie wiem czemu Polacy każde niepowodzenie składają na wojnę. Nie, polskie zacofanie składałam na braku niepodległości od końca 18 wieku oraz niszczenie kraju przez wojny. Przypominam, że w tym czasie Niemcy (i ich protoplasta, Prusy), były niepodległym państwem, które okupowało częściowo Polskę. Ja naprawdę proponuję, żebyś coś poczytał na temat ekonomii historycznej, bo cała polemika nie ma sensu przy braku wiedzy. Szkoda czasu i klawiszy - i moich, i twoich. Zacofanie mieliśmy kosmiczne. Z roku na rok je odrabiamy - i super. Tyle że przez 26 lat nie odbuduje się wszystkiego. Zatem nie porównujmy realiów ekonomicznych jednego z najbogatszych krajów na świecie z krajem, który nie jest bardzo biedny, ale któremu jeszcze dużo brakuje do prawdziwego bogactwa.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
-1 1

@qulqa: Przykładowa rozmowa z tobą w realu: <ktoś>: coś tam, coś tam na dany temat <qulqa>: a nie prawda bo ja przezyłam komunę, i biedę, i znowu komunę, i nic nie wiesz, i niegodny jesteś na rozmowę ze mną Strasznie toporna rozmowa jest z tobą. Co bym nie napisał, ty podchodzisz do tematu od dupy strony. Ja piszę o białym, ty o czarnym. Ja zaczynam pisać o czarnym, ty przechodzisz do tematu o białym itd Faktycznie szkoda klawiatury.

Odpowiedz
Udostępnij