Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Postanowiłam opisać swoje doświadczenia w temacie wynajmu pokoju. Dużo mi wyszło, więc…

Postanowiłam opisać swoje doświadczenia w temacie wynajmu pokoju.

Dużo mi wyszło, więc ostrzegam :)

Było to lat temu paręnaście. Przeniosłam się na studia z jednego dużego miasta do drugiego. Wtedy - młoda, głupia i naiwna – wierzyłam w ludzi, przede wszystkim tych z pokolenia wyżej. Wymalowałam sobie obraz uprzejmych, ciepłych dam i ich kochających mężów, którzy nas – młodych, wchodzących w samodzielność – będą wspierać całym sercem.
Świadomie i z premedytacją szukałam do wynajęcia pokoju przy rodzinie, starszej pani – coś w tą kieszeń. I znalazłam. Uradowana, bo niedaleko od miejsca zamieszkania mojego świeżo upieczonego faceta (tak, poznaliśmy się przez internet, jeśli ktoś kojarzy, to dokładnie na czacie Battle.net-owego Diablo; nie, nie przeniosłam się na studia do niego – jeden ma szczęście i strzela w totka, drugi – faceta w mieście, w którym ma potem zamieszkać).

Wracając do mieszkania. Pokój był u pani, w trzypokojowym mieszkaniu. Pani bardzo sympatyczna (serio!!), porozmawiała, pokazała pokój, kuchnię, łazienkę. Omówiła kilka spraw organizacyjnych – m.in. wcześniejsze zgłaszanie powrotów po określonej godzinie, żeby nie zamykała drzwi od wewnątrz. Wzięła mój dowód, spisała dane, dała mi klucze i powitała na włościach.
Zaślepiona wizją studiów, mieszkaniem poza domem (z rzadkimi wizytami, bo odległość od domu to 500 km), facetem niemalże u boku, nie widziałam piekielności mojej… hmmm… właścicielki. Dopiero po 2 tygodniach jakoś zaczęłam przeżuwać swoją sytuację i zdejmować bielmo z oczu. Aby najczytelniej zarysować swoją sytuację, chyba najlepiej wymienić ją w blokach tematycznych:


Pokój - niewielki z dużą szafą, meblościanką i wersalką. Z tym że szafa i meblościanka nie dla mnie. Do dyspozycji miałam tylko dwudrzwiową szafkę z półkami, taką 50 cm x 100 cm, co to przedzielona jest jedną półką oraz umieszczoną nad nią wnękę meblościanki.

Do tego stolik turystyczny przykryty ceratą („dobre do nauki”) i drewniane krzesełko. OK, w szafce się zmieściłam (te kilka szmatek wlazło), we wnęce stało radio i cała reszta codziennego wyposażenia – kubek, talerz, sztućce plus akcesoria łazienkowe.

Wersalka miała mi służyć tylko do spania, a pościel (którą miałam przywieźć własną), w ciągu dnia musiała zostać na zewnątrz, bo w środku pani miała swoje szpargały. Złożyć wersalka się nie dała, bo wiekowa i uszkodzona, więc miałam nie ruszać, żeby nie zepsuć. Do tego buty pod ścianą, torba, książki i cała reszta, która nie miała się gdzie podziać – na podłodze. Do chodzenia zostało parę cm kwadratowych dywanu.


Łazienka – do kontrolowanego użytku. Tzn. pani rano wyliczała mi czas, jaki spędzam na przygotowaniach i wieczornych „uciechach”. Z wanny mogłam korzystać tylko do godziny 19:00, bo pani ma córkę, która jest nauczycielką (mieszkała z nami, a ja jej na oczy nie widziałam – tylko słyszałam, jak ze sobą rozmawiały; zawsze, kiedy wychodziłam z pokoju, córka zmykała do siebie) i z racji swojego zawodu dużo pracuje wieczorami, przygotowuje się do lekcji i potrzebuje ciszy.

Jak już wspomniałam, nie trzymałam nic swojego w łazience, bo: nie mogłam, nie było miejsca – mała półeczka pod lustrem, mała umywaleczka i mała wanna. Ręcznik miał swoje miejsce w pokoju. W łazience stała Frania (kto pamięta, ręka do góry – a osiedle z lat 90.!!!), z której nie mogłam korzystać, bo nie umiem obsługiwać, a pani nie ma cierpliwości tłumaczyć.

Do łazienki dołączę ubikację – swój papier toaletowy, jedyna rzecz, która nie musiała stać w pokoju, i pozwolenie na korzystanie z dłuższego spłukiwania (dzisiaj to się nazywa dwójką) tylko raz dziennie. Pani siedząc w pokoju nasłuchiwała moich nasiadówek i jeśli nie zastosowałam się do poleceń, otrzymywałam wykład o oszczędzaniu i nowoczesnych (!) spłuczkach z podziałką.


Kuchnia – tutaj do mojej dyspozycji był czajnik i półeczka w lodówce. Szerokość miała taką, aby zmieścić ew. serki, masło itp. Chleb w pokoju, więc i przygotowywałam sobie wszystko w pokoju. W kuchni gotowałam tylko wodę na herbatę i musiałam pamiętać, aby w czajniku nie było więcej wody, niż potrzebuję. Zajęcia miałam na 8:00, czasem 7:00.

Pierwszego dnia, kiedy rano wstałam pierwsza i wlazłam do kuchni, zapaliłam światło (!!!). Tak więc wieczorem znów wykład, tym razem nie o oszczędzaniu, a poszanowaniu cudzego odpoczynku. Bo owo światło obudziło panią i potem nie mogła już zasnąć. W związku z tym zaproponowano mi rozwiązanie – mogę sobie zapalać lampkę – taką mała bździnkę włożoną do kontaktu, którą na noc pani zostawia zapaloną pieskowi, żeby mógł bez problemu trafić do poidełka.

Na korzystanie z kuchni w celu, w jakim została wymyślona, nie miałam zgody. Wyjaśnione mi to zostało pierwszego dnia po wprowadzeniu. Otóż pani przede mną wynajmowała pokój pewnemu studentowi, który zabawiał się w gotowanie, korzystając z całego dobrodziejstwa tegoż pomieszczenia, nie pamiętając jednak, że należy zmyć po sobie wszelkie ślady. I potem pani, wraz ze swą córą, musiały to piekło ogarniać. Nie mają ochoty na powtórkę z rozrywki, w związku z czym nie będę miała chyba nic przeciwko, jeśli będę się stołować na mieście.



Powroty – miałam klucze, owszem, ale wracać mogę maksymalnie o godz. 19:00 (córka, praca, cisza itp.). Biorąc pod uwagę godziny korzystania z łazienki, najlepiej o 18:30, żebym się wyrobiła przed godziną policyjną. Raz udało mi się wrócić po 20:00 – i tu zonk, bo nie zadzwoniłam, pani myślała, że już nie wrócę na noc, więc zamknęła drzwi od środka, zostawiając klucz w zamku. Potem pokuta za grzechy, mocne postanowienie poprawy i kolejny wykład o szacunku i tym razem o moralności. Buty należało ściągać przed progiem (szacunek dla czyjejś pracy i zachowanie ciszy). Kurtka i inne szaliki oczywiście nocowały w moim pokoju.


Znajomi – żadnych, nikt nie mógł do mnie zajrzeć, nawet chłopak, którego pani poznała, rozmawiała z nim dwukrotnie – przy oglądaniu mieszkania, potem przy wprowadzaniu, bo pani ceni sobie spokój, prywatność i swobodę.


Więcej grzechów nie pamiętam. Dziś, patrząc na siebie z perspektywy wieku i czasu, nie mam pojęcia, jak mogło mi to nie przeszkadzać. Odbierałam to jak przygodę, trochę jak wycieczkę, pobyt w schronisku, gdzie wszystko trzyma się w jednej torbie, moje jest tylko łóżko i kawałek podłogi pod nim. Pani miała swoje prawa. To jej mieszkanie, więc może mi zezwalać lub nie na różne moje fanaberie.


Ogólnie starałam się nie przebywać w swoim pokoju i całe dnie spędzałam na uczelni, ewentualnie zwiedzając Trójmiasto – jak wiadomo, jest tego trochę. Weekendy zajmował mi mój chłopak, byłam kilka razy u niego na obiedzie (dzięki czemu lepiej poznałam moich obecnych teściów). I dopiero oni, a także kilka drobnostek zwróciło moją uwagę, że jednak jest coś nie tak.


Po pierwsze, zaczął mi z błyskawicznym tempie znikać papier toaletowy. Niby nic, ale skoro mam mieć swój, to dlaczego zrobił się do wspólnego użytku?

Potem pustoszała moja półka w lodówce. Raz pani przyłapała mnie, jak stoję przy otwartych drzwiczkach i gapię się nie wiadomo na co. Powiedziałam, że dzień wcześniej kupiłam zapas serków, a są dwa i zastanawiam się, czy nie włożyłam na złą półkę. Pani przyznała, że owszem, wczoraj córka późno wróciła do domu, była głodna i nie chciała hałasować, więc się poczęstowała. Ale mam się nie martwić, na następnych zakupach odrobią moje straty.

Córka, której miałam nie przeszkadzać, wracała do domu później niż ja, w towarzystwie często zmiennym, mimo to ja nadal musiałam się trzymać godz. 19:00, mam uszanować potrzeby córki pracującej.

Moje radio grało za głośno, przez co pani nie mogła swobodnie oglądać telewizji (ja zawsze przy zamkniętych drzwiach, ona przy otwartych). Do mojego pokoju też wchodziła swobodnie, ona i córka, nie w celach porządkowych, a w poszukiwaniach potrzebnych akurat fatałaszków, co przy ilości schowków meblościanki czasem zabierało sporo czasu.

Nie wnikałam, czy moja szafka też była przeszukiwana, kiedy mnie nie było. Wszystko co cenne nosiłam przy sobie (portfel i komórka – wtedy laptopy były luksusem biznesmenów, studenci mieli jeden komputer na pokój w akademiku, ew. mieszkanie studenckie).

Przy dzisiejszym standardzie życia młodych oraz patrząc na zawartość swojej łazienki czy szaf – ówczesna dziupla jest dla mnie jakąś parodią. Po pierwszych dwóch tygodniach, kiedy docierała do mnie moja głupota, gorączkowo poszukiwałam innego lokum. Na szczęście wciąż był początek roku akademickiego, więc udało mi się szybko znaleźć pokój w mieszkaniu studenckim, u dziewczyn, z którymi przyjaźnię się do dziś.

Od pani wyprowadziłam się po miesiącu. Jedno dobro, że nie miałam żadnej umowy z terminem wypowiedzenia, nie wpłacałam żadnej kaucji ani zaliczki. Pani liczyła sobie drożej niż płaciłam potem za cały pokój jednoosobowy. Olałam. Zapytana, czemu tak szybko się wyprowadzam, powiedziałam, ze zamierzamy zamieszkać razem z chłopakiem. Nie pamiętam jej reakcji, najprawdopodobniej była umoralniająca.

by ~Shadowka
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar paski
14 16

Podejście pod tytułem: płać mi za mieszkanie ale tam nie mieszkaj. Niestety trafiłam na podobnego osobnika na mojej pierwszej w życiu stancji, na pierwszym roku studiów. Wytrzymałam dwa tygodnie i w te pędy się wyniosłam. Zażądałam pieniędzy za pozostałe 2 tygodnie (zapłaciłam z góry za cały miesiąc) strasząc wszystkimi możliwymi instytucjami (jakby nie patrzeć, zarabiał na mnie na lewo, nie zgłaszając dochodu). Różnica była taka, że nie wyliczał mi "spuszczeń" w toalecie i mogłam korzystać z kuchni - gdyby mi postawił takie warunki, nie zostałabym tam ani jednego dnia. Skąd się tacy ludzie biorą..?

Odpowiedz
avatar imhotep
8 8

Na koniec trzeba było wręczyć jej długą i szczegółową listę piekielności, ciekawe jaką minę by wtedy miała.

Odpowiedz
avatar Notorious_Cat
0 2

Zwykle omijam tak długie historie, ale od tej się nie oderwałam:) czasami tak jest, że przymykamy oczy na piekielności i próbujemy cieszyć się z drobnostek. A potem opowiadać takie historie ku przestrodze.

Odpowiedz
avatar bazienka
4 4

i dlatego, ilekroc szukam imeszkanie, to NIGDY Z WLASCICIELEM a juz szczegolnie ze stara baba moje doswiadczenia sa podobne- wszystko swoje, lacznie z posciela i sztuccami, najlepiej jesliby mnie caly dzien nie bylo a na wekendy wyjezdzala, wtracanie sie do wszystkiego, awantura o niepowiedzenie " dzien dobry" wlasnie wchodzacej pani, bo akurat nie slyszalam jej wejscia przy zmywaniu. swiatla dlugo nie. wracania pozno nie ( a co jesli pracuje do pozna? moja sprawa), sprawdzanie czystosci pokoju pod moja nieobecnosc lacznie z rysowaniem strzalek do kubkow polozonych nie tam czy niedokladnie wytartego czegos, notoryczne grzebanie w moich rzeczach, podbieranie plynu do na czyn, papieru, zadnych gosci!! bo przeciez goscie zuzywaja wode na herbate i te w spluczce. o nocowaniu zapomnij. a jesli przyjedzie do ciebie rodzina ( sprawdzanie dowodu) to doplata 10 zl za noc, bo przeciez prysznic biora czy cos. ogolnie najlepiej jak jestes cicho i cie nie ma. wieczorem zakaz swiatla, to nic, ze zajecia mialam np. 7:30-20, wiec kiedy mialabym czytac/uczyc sie... albo mieszkanie niby bez wlasciciela, ale pani miala klucze i nas sprawdzala zostawiajac potem karteczki w stylu "prosze bardziej dbac o czystosc" NIGDY W ZYCIU

Odpowiedz
avatar bazienka
1 1

@bazienka: na moje niesmiale protesty ( w koncu place za uzyczona przestrzen) slyszalam niezmiennie- TO JA JESTEM TU U SIEBIE

Odpowiedz
avatar ancymonka
1 1

Też miałam podobną sytuację kilka lat temu. Wynajmowałam (za dużo powiedziane) pokój u pewnej jędzy, która w 1. rozmowie była super a potem zaczęły się schody. W sumie wzięłam ten pokój z racji połowy września (tak, wiem- najgorszy czas na szukanie mieszkania) i tego, że z poprzedniej lokalizacji musiałam się wyprowadzić. U mnie sytuacja wyglądała tak, że pokój miał 12 m2, ale cała szafa była zawalona JEJ rzeczami, łóżko to jakaś stara kanapa na której się nie dało spać. Nie miałam gdzie postawić swojego TV bo na starym stole stał jej telewizor, na półkach stały JEJ książki, do pokoju wchodził sobie JEJ kot (który na mnie prychał ;p). Ściany łazienki wyłożone drewnem więc ochlapanie się wodą było trudne. Kuchnia to kolejny temat - kuweta kocia, woreczek z kupami kocimi zbieranymi nie wiadomo jak długo, ze zmywarki ja nie mogłam korzystać. A jak z przyjaciółką i chłopakiem chciałam coś ugotować to nie, bo to JEJ kuchnia. Wytrzymałam pół roku korzystając z tego przybytku tylko jako przechowalni do rzeczy - spałam tam może łącznie z tydzień. Wyprowadziłam się nagle, rzucając jej w twarz jaką jest głupią ****. Ona mi groziła sądem i zapłaceniem do końca roku równowartości opłat, ja jej odpowiedziałam Urzędem Skarbowym i się zamknęła... Szkoda tylko że nie spisałam umowy z miesięcznym okresem wypowiedzenia, ale z początku wszystko było ok i nigdy nie miałam takich problemów

Odpowiedz
avatar roksan2000
0 0

Również spotkała mnie podobna historia.Tyle że właścicielką mieszkania była młoda kobieta z dzieckiem... Mój pokój miał może 11 m2 , ale wszystko w nim było. Ogólnie standard mieszkania zadowalający. Właścicielka przemiła i uśmiechnięta. Po niecałym tygodniu się wprowadziłam . Jak się okazało MUSZĘ mieć swoje naczynia ,papier toaletowy ( który mi podkradano ) WSZYSTKO MUSZĘ trzymać w pokoju ( łacznie ze śmieciami ) "bo to mieszkanie jest za małe " - tak usłyszałam. Pralka jedna na tydzień . OK - jej mieszkanie jej zasady. Gdy oglądałam pokój uprzedziłam że pracuję na różnych zmianach ( od rana , po południu oraz nocki ) nie robiło to kłopotu WTEDY Od tego sie zaczęło ... obudziłam PANIĄ . Co więcej postanowiłam pójść pod prysznic żeby się odświeżyć po pracy jak normalni ludzie. Gdy wstałam czekał już na mnie wykład . Kolejny był o gotowaniu . Tzn. że za dużo gotuje . Kolejny o tym żebym zmieniła system pracy na taki jak ona . czyli po południu. Usłyszałam że nigdzie nie jeżdżę na weekendy. Ciągle przebywam w pokoju. i tak non stop przez około 2 tygodnie o wszystko. W końcu z tego wszystkiego się rozchorowałam . Nie mogłam zasnąć . Nie było ich w mieszkaniu . Wrócili o 22.30.ONA , jej synek i... mała dziewczynka ( ktoś z rodziny )...dzieci zaczęły GRAĆ W PIŁKĘ co gorsza bramką były moje drzwi . Gdzieś po 23 wszystko ucichło . Tyle że ja przed 5 rano wstawałam do pracy. Mieszkałam w tym koszmarze aż miesiąc . Jestem bardzo uprzejmą , tolerancyjną młoda osobą , chodzącą na różne ustępstwa . Jak widać nie zawsze wychodzi mi to na dobre

Odpowiedz
Udostępnij