Historia, która swój punkt kulminacyjny miała parę dni temu - piekielni w tej historii jesteśmy zarówno my jak i druga strona konfliktu, niestety życie nie jest czarno-białe i czasem mimo świadomości robienia świństwa nie ma się wyjścia.
4 lata temu założyliśmy kapelę - ja i Piekielny. Ja byłem tuż po przeprowadzce ze stolicy z powrotem w rodzinne strony i szukałem doświadczonych artystów, bo sam już doświadczenie i wykształcenie w tej dziedzinie posiadałem. Tak się złożyło, że nasze drogi z piekielnym się skrzyżowały i podjęliśmy wspólne zmagania z szukaniem fajnego składu. Tym bardziej zadowolony byłem, gdyż muzyka którą gram, nie uchodzi za popularną, a instrument obsługiwany przez piekielnego wymarł paręset lat temu, a w Polsce jest niewielu muzyków grających na nim.
Istotną informacją jest, że piekielny miał już konkretną wizję, przygotowany materiał i właściwie moim wkładem z samego początku były kosmetyczne modyfikacje tegoż materiału oraz oczywiście zajęcie roli kolejnego instrumentalisty. Zacząłem intensywne poszukiwania kolejnych członków zespołu i tak po jakimś czasie tworzyliśmy już niezłą grupkę - [J]a, [P]iekielny, [W] i [A]. Nadal poszukiwaliśmy jednak odpowiedniego głosu będącego ukoronowaniem naszego zespołu. Niezliczone ilości czasu spędzone na próbach i niezliczone pokłady pieniędzy na nie wydawane doprowadziły nas do momentu w którym zespół był kompletny i fajnie zgrany. Doszły również kolejne utwory mojego autorstwa.
Zwrot Akcji - [P] informuje nas, że rozwiązuje skład. Bez wyjaśnień, bez żadnych słów, po prostu odwraca się i odchodzi. Pełne zaskoczenie z naszej strony i debaty co dalej zrobić (jak wspominałem instrument Pana [P] nie należy do najpopularniejszych) doprowadziły nas do konkluzji, że jak na ten czas nic nie wskóramy. Skład zawieszony.
Jako, że nie mogłem się pogodzić z tą stratą postanowiłem poczynić krok radykalny - zamówiłem u lutnika taki właśnie instrument za niemałą sumę, odczekałem bagatela 1,5r na wykonanie, po czym skład wskrzesiłem. Wszyscy byli członkowie chętnie wrócili do grania, nie utrzymał się wokal, ale znaleźliśmy [I] która świetnie się do tego nadawała! Cud ,miód i orzeszki.
W tej chwili tak jak powiedziałem mijają 4 lata od założenia zespołu, oraz rok od jego reaktywacji. Gramy koncerty, wydajemy właśnie płytę. Postanowiłem zakopać topór wojenny i napisałem do [P], że zapraszam go na koncert, miejsca VIP za free :). Wysłałem też naszego FB, aby mógł sobie zobaczyć, że zarówno na wychodzącej płytce jak i w biografii zajmuje honorowe miejsce jako współzałożyciel zespołu oraz kompozytor (nie jedyny oczywiście).
Jakież było moje zdziwienie gdy dowiedziałem się, że [P] nie wyraża zgody na publikowania napisanych przez niego utworów. Człowiek, który mimo naszych protestów i fajnej atmosfery w zespole odszedł z niewiadomych powodów, teraz rości sobie pretensje do materiału, który ten zespół ogrywał, dopieszczał i poświęcał na to mnóstwo czasu.
Po części rozumiem jego argumenty - jego materiał czyli dobro intelektualne jest grane bez jego zgody. Nie konsultowaliśmy się z nim przed reaktywacją, uznając to za oczywiste, że skoro kapela istniała, grała, wszyscy wkładaliśmy w to czas pieniądze i serce to mamy do tego równe prawa. Przecież byliśmy równoprawnymi członkami zespołu i partycypowaliśmy we wszystkich kosztach itp, a nie grupą muzyków sesyjnych, którym [P] płacił, aby realizować JEGO materiał. Decyzja nasza w tej chwili jest taka, aby materiału nie wycofywać, [P] oczywiście się piekli. Dodam jeszcze, że przed decyzją dot. powyższego materiału sprawdziliśmy, czy [P] nie wydał go w innej formie i nic takiego nie miało miejsca, także nasza płyta jest pierwszym wypłynięciem tego materiału ku szerszej publice.
Tak jak pisałem z początku - sytuacja nie jest czarno-biała i zarówno my jako zespół jak i bohater tej historii dopuściliśmy się piekielności. Zastanawiam się jednak co wy sądzicie o tym precedensie i jakie kroki podjęlibyście na miejscu zespołu.
zespół
olej go- on odszedl jego bol a nie ma zadnego dowodu konkretnego ze ejst autorem- wgl bledem bylo serio zakladac zespol poza warszawa ja z doswiadczenia wiem ze nawey podstawowy sklad (perka bas gitara spiew) w typowo popowej muzyce ejst ciezki do zmontowania w malych miescinach - przez lata wielu ludzi mi sie wykruszylo i naczelnym pwodem jest lenistwo ludzi a drugim bardziej uzasadnionym ciagle przeprowadzki do wilkich miast lub za granice - raz jedna calkiem fajna koncertujaca punkrockowa kapela mi sie rozpadla bo gitarzysta potrafil strzelic focha i nie przyjechac na PLATNY koncert!
OdpowiedzCzy on sam od początku pisał każdy utwór, rozpisywał wszystko osobno dla każdego instrumentu? Czy jest tylko autorem tekstów? Z doświadczenia wiem, że kapela zazwyczaj współpracuje, każdy dodaje coś od siebie. Jeśli to on byłby wyłącznym mózgiem, to nie pociągnęlibyście kapeli dalej sami. Wydaje mi się, że odchodząc z zespołu, sam zrzekł się praw do utworów granych pod nazwą kapeli, nie pod jego nazwiskiem. Poza tym, gdyby grał np. na gitarze basowej, to co? "Zabieram wam wymyśloną przeze mnie, unikatową, oryginalną linię basową. Wara, żeby następny basista grał tak jak ja." Róbcie swoje, nie przejmujcie się nim, to jego wybór, że nie ma udziału w płycie. To nie Wy go wywaliliście, sam odszedł.
OdpowiedzSwoją drogą, jeśli poszczególne teksty są jego, nie zaszkodzi umieścić nazwiska na okładce płyty. To go powinno usatysfakcjonować.
Odpowiedz@Candela: Z historii wynika, że P jest kompozytorem muzyki. Nie da go się olać. A wydawanie płyty z jego kompozycjami i granie ich na koncertach bez jego zgody to pogwałcenie prawa autorskiego.
Odpowiedz@Candela: Żartujesz? Jakby mi ktoś moją twórczość wykorzystał zarobkowo bez mojej zgody, to w życiu nie wykpiłby się umieszczeniem mojego nazwiska na okładce. A może ja też właśnie pracowałam nad jej szerszym wykorzystaniem? Albo nawet chciałam? I teraz wszystko poszło na marne? Zresztą, ponoć go umieścili na okładce i w biografii zespołu. Też bez zgody? Ciekawe, czy to nie podpada pod bezprawne wykorzystanie wizerunku, więc autor może mieć kolejny problem na głowie :) A, jak zrozumiałam, zespół wcześniej (przed zawieszeniem) nie występował z tymi utworami publicznie.
Odpowiedz@Kropucha: Wiesz, wykorzystywanie zarobkowe to baaardzo duże słowo. My tą płytę wydajemy z własnych środków, zapłaciliśmy za jej nagranie i wydajemy ją w bardzo małym nakładzie (ze 200 egzemplarzy) właściwie bardziej dla własnej satysfakcji. To nie jest tak, że podkradliśmy kurę znoszącą złote jajka- to samo tyczy się koncertowania- nie ma z tego kokosów, jak wychodzi się na 0 to jest ok. Jego ksywę podaliśmy na płycie oraz w bio zespołu zgodnie z prawdą. Skoro zajął się czymś w danej dziedzinie- opisaliśmy to. To nawet nie są jego dane osobowe, tylko ksywa sceniczna, którą umieszczając chcieliśmy uhonorować go z Twoim argumentem, że P mógł chcieć zrobić coś z materiałem muszę się zgodzić- mógł, mogło to pójść na marne. P twierdzi, że właśnie tak jest. Niemniej jednak przez 3 lata nic nie zrobił, przed reaktywacją sprawdziliśmy. teraz wyjeżdza za pracą za granicę i też szczerze wątpie aby sytuacja mogła się posunąć w jakikolwiek sposób. rozumiem, że jesteście zdania, że jeśli skomponował utwór (upraszczając mówię tu o 1 utworze, który został właściwie nie ruszony przez nas, całość prócz melodii wokalu i słów zrobiona przez P) to odchodząc z kapeli ten utwór "zabiera" ?
OdpowiedzW zespołach, z którymi miałam okazję wsółpracować, też zdarzały się wymiany muzyków, każdy z nich coś wniósł, dodał, wykąbinował, powymyślał, podrasował, ale żaden po odejściu nie był taką świnią, żeby robić problemy z wydawaniem płyt. Pies ogrodnika z tego kolegi autora, nie ma co. Jak jest zespół, to muzyka, zyski, koszty i praca są wspólne. Jak będzie robić problemy na drodze sądowej, to jeno na kupie gnoju dziada wywieźć, bo jemu się teraz umyśliło, że do szuflady jednak pisał, a tfu.
Odpowiedz@Candela: Odejście z zespołu nie sprawia, że facet zrzekł się z praw autorskich. Do wszystkiego, co stworzył on: tekst, muzyka, cokolwiek - tylko on ma prawo, nawet, jeśli nigdzie tego nie publikował.
Odpowiedz@Lumir: Czy na tym zarobisz, czy na tym stracisz, jest mało ważne. Tak czy siak, wykorzystałeś to, co on stworzył, nie mając do tego (biorąc pod uwagę informacje zawarte w historii) żadnych praw. Pieniądze naprawdę nie są tu ważne. Uhonorowanie ksywką sceniczną? I to bez jego wiedzy? To chyba kolejny żart... A może odszedł, bo nie chciał się podpisywać pod czymś takim, nawet ksywką? A siebie też podpisałeś tylko w ten sposób? To, czy coś z danym materiałem robił, czy nie, też nie jest ważne. Może chciał wyjechać za granicę, by zarobić kasę i coś z tymi utworami zrobić. Może chciał się nimi zająć za 5 lat, albo za 10. A może nawet nigdy, tylko tak mówi. NIE MOŻESZ wziąć sobie czyichś utworów, bo uważasz, że facet nic z tym nie robi. Tak, odchodząc z kapeli, która była kapelą jedynie dla was, autor ten utwór zabiera. Jeśli byłby on wcześniej publikowany przez daną kapelę, sprawa może mieć się inaczej. Powiem szczerze, że ta historia bardzo mnie zezłościła. Nie rozumiem, jak może być tak głupim, żeby kontaktować się z autorem już po opublikowaniu utworu. Nie rozumiem, jak można być tak bezczelnym, by mówić, że uhonorowaliście go, wpisując jego ksywę. Nie rozumiem, jak można sądzić, że coś, co on stworzył, należy się tobie, bo ty dalej w te kapeli jesteś, a on z niej odszedł. A najbardziej mnie wku*wia to, że nie rozumiem, dlaczego spora część społeczeństwa ma dziś taki pogląd na sprawę PLAGIATU. Bo to jest plagiat. Facet odszedł z zespołu i ponieśliście straty. Tak bywa, wszystko łączy się z ryzykiem. Mógł odejść i wcale nie musiał ię wam tłumaczyć. Może zachorował i nie chciał o tym mówić, może miał problemy, może po prostu nie potrafił połączyć swojej wizji z waszą.
Odpowiedz@tosia777: Ukrócę tu twoje wypowiedzi, bo widzę że dyskutujesz tu dosć agresywnie. Jedno pytanie i to zasadnicze do autora jak i do do obrońcy piekielnego, czy Piekielny ma gdzieś udokumentowane na papierku że cześć utworów jest jego własnością?, nie wiem np czy tekst jest albo kompozycja jest na papierze i jest zawarta tam jego ksywa (np napisane skomponował Piekielny?), i co ważniejsze czy piekielny byłby w stanie udowodnić że ten fragment w jakimkolwiek utworze jest jego ? Jeśli nie to uważam że nie powinno być problemów w sadzie i zespół autora prawnie byłby czysty, Pozdrawiam ! Jeśli nie to
Odpowiedz@Candela: Osobistych praw autorskich nie da się zrzec czy utracić w żaden sposób, można jedynie sądownie rozparzyć sprawę, jeśli jest więcej niż jeden autor - sąd wydaje decyzję czy bez woli jednego autora, reszta może korzystać z jego utworów.
OdpowiedzLepiej zapytaj się prawnika, a nie ludzi tu.
OdpowiedzNagraliście płytę nie mając praw do części utworów. W przypadku braku zgody P sąd nakaże wstrzymanie jej rozpowszechniania, a na koncertach nie będziecie mogli grać utworów skomponowanych przez niego. Jedyne co Wam pozostaje to spróbować się jeszcze raz dogadać z P Zaczęłabym od kwestii finansowych. Trochę daliście ciała, ze nie zrobiliście tego wcześniej w trakcie nagrywania płyty - może być tak, że P nie będą się podobały aranżacje i to będzie duży problem w waszych negocjacjach.
OdpowiedzPrawa autorskie nie są na "wydaje mi się". Idźcie do specjalizującego się w nich prawnika, określcie mu dokładnie co, kto, kiedy, komu przekazał, jaką część robił, itd. I na tej podstawie opracujcie plan działania (może polubowne rozwiązanie, jeśli na to pójdzie, włącznie z zapłaceniem mu za jego utwory). Bo jeśli gość pójdzie do sądu (a może mieć rację i może sobie wtedy nie życzyć wykorzystywania jego twórczości), to wy będziecie mieli większy problem, również finansowy - bo może się okazać, że nie tylko część ze sprzedaży, ale również spore odszkodowanie za wykorzystanie, i to zarobkowe, materiałów bez jego zgody.
OdpowiedzOgarnij temat od strony prawnej w zakresie autorskich praw majątkowych. Bo się zrobi smród...
OdpowiedzDzięki za rady :) Nie martwię się o sprawę z prawnego punktu widzenia- utwory to własność intelektualna i póki się ich nie zarejestruje w zaiksie ( tak jak patentuje się swój pomysł w urzędzie patentowym ) to dobieganie kto jest autorem piosenki mija się z celem. Szczególnie, że tak jak zaznaczyłem kolega piekielny nie wydał tego wcześniej. Bardziej mi chodzi o moralność naszej decyzji- jeśli chodzi o fakty: - część materiału do którego P rości sobie prawa ( ta, która jest jego autorstwa ) to kompozycja muzyczna wykonana przez niego, następnie zmodyfikowana odrobinę ( nie zmieniając "rdzenia" utworu ) przeze mnie. Wszystkie teksty natomiast oraz melodie wokalu są mojego autorstwa. @Candela - oczywiście, że jego ksywa jest umieszczona na płycie, tak jak każdego kto się w nią angażował. Jako pierwszy widnieje również w liście podziękowań. nigdy jego wkładowi nie umniejszaliśmy. Teraz P tłumaczy się tym, że ma na te utwory plan i dlatego nie życzy sobie wykorzystywania ich przez nas. Nie wiem jak to interpretować, skoro przez 3 lata nic z nimi nie zrobił ( badaliśmy temat ), ja zdążyłem opanować nowy dla mnie instrument, złożyć skład, nagrać płytę a w tym czasie u niego "cisza". Wątpie żebyśmy doszli do polubownego porozumienia tak jak tu ktoś z was napisał.
Odpowiedz@Lumir: Nie, to nie jest moralnie właściwe. Piosenki są jego.
Odpowiedz@Lumir: Zaraz, zaraz... Piszesz coś w rodzaju - no tak, wykorzystaliśmy jego utwory bez jego zgody, ale prawnie może nam "naskoczyć", bo nie zarejestrował ich w zaiksie? I pytasz się, czy ta decyzja jest moralna? Serio?
Odpowiedz@Lumir: Trochę nie rozumiem, umieszczacie P jako kompozytora na płycie, a w razie ewentualnego sporu sądowego, będziecie twierdzić, że nie jest autorem, bo nie zarejestrował kompozycji? To co robi jego nazwisko na płycie? Jest, bo ładnie brzmi? Jeśli się sprzeciwił to bardzo niefajne jeśli chcecie te utwory wykorzystać. Może uważa je za infantylne, niedojrzałe i chce nad nimi za jakiś czas popracować. Nie wiadomo, ale póki co muzyka jest jego i wy dobrze o tym wiecie.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 20 stycznia 2016 o 17:42
Po pierwsze nie "rosci sobie prawa" tylko są jego. A zatem on ma i tylko on prawo do dysponowania tymi utworami, niezależnie czy się zarejestrował w zaiksie czy nie. Nie macie prawa użyć jego utworów, chyba, że on wcześniej nagrał by je i opublikpwal, wtedy owszem, na zasadzie coveru. Ale jeśli nie opublikował i nie pozwala wam na to to nie próboj tu mydlic oczu moralnym prawem czy "bo mysmy pracowali" tylko weź na klate, że daliście ciała i albo idz się prosić, albo ogon pod siebie i utwory będące jego dziełem z płyty wycofaj. Proste jak drut.
Odpowiedz@Lumir: No fajnie, że znalazłeś lukę w prawie, żeby się wyłgać z kradzieży. Brawo Ty.
Odpowiedz@KoparkaApokalipsy: Tylko, że to żadna luka. Prawa do własnych utworów nie mają nic wspólnego z rejestracją ich w ZAIKSie. Jeśli Piekielny będzie chciał, to bez większego problemu wykaże, że te utwory są jego autorstwa, jak również to, że nie zgadzał się na ich wykorzystanie.
Odpowiedz@Lumir: a ja nie bardzo rozumiem, dlaczego podczas "badania tematu" po prostu nie skontaktowaliście się z kolegą i nie spytaliście, czy nie ma nic przeciwko użyciu jego kompozycji...
OdpowiedzA, jeszcze jedno. Piekielny dopuścił się piekielności, ale wy, prawdopodobnie, złamania prawa. To taka jakby zasadnicza różnica :)
OdpowiedzGdybym była autorką tekstów piosenek i odwaliła lwią część roboty jeśli chodzi o skomponowanie melodii ( w końcu koleś miał wizję i poinstruował zespół ) to oczywiste że bym się piekliła. W ogóle jakim prawem bez jego zgody użyliście tych utworów do nagrania płyty i koncertowania? Postawiliście go przed faktem dokonanym, nie zdziwię się jak pójdzie z tym do prawnika.
Odpowiedz@StereotypowaBlondynka: Ano takim prawem, że i my włożyliśmy kupę roboty w ten materiał- W momencie konstruowania zespołu nie zostaliśmy przez niego poinformowani, że jest to autorski projekt, tylko zgodziliśmy się na założenie zespołu. Na równi partycypowaliśmy w kosztach ponoszonych w związku z istnieniem zespołu, poświęcaliśmy swój czas. Materiał został przepuszczony przez członków zespołu i każdy zmodyfikował go ( mniej bądź bardziej ) pod własny gust i styl gry. Na chwilę obecną- jeśli już być bardzo ścisłym- materiał wygląda następująco - w 4 utworach ( o które walczy P ) ścieżki tegoż egzotycznego instrumentu skomponowane są przez niego, gitara w dużej części przez niego z moimi modyfikacjami. Perkusja jest perkusisty, wiolonczela moja, melodia i tekst wokalu- moja. Nie ukrywam, że gitara + instrumet to dużo, ale jak można zauważyć nie komponował słów i melodii wokalu. Przecież zespół to zespół, sytuacja w żadnym stopniu nie zmusiła go do odejścia, właściwie nie wiem co go zmusiło. Uważasz, że w takim razie my jako członkowie zespołu powinniśmy pożegnać się z materiałem nad którym pracowaliśmy rok ? Wiadomo, że nie poinformowanie go o naszych planach było piekielne- w ogóle w to nie wątpie. Natomiast jak oszacować w takim razie nasz wkład w całe to przedsięwzięcie. Nie mamy żadnych praw ? Czy P jako współzałożyciel zespołu jest w tym wypadku alfą i omegą i może dyktować warunki ?
Odpowiedz@Lumir: Teksty były jego autorstwa? Kompozycje jego? On nie wpakował ani złotówki w zespół? Kiedy odszedł, nie mogliście skomponować własnych utworów? No właśnie.
Odpowiedz@Lumir: To jest bardzo naiwna i dziecinna argumentacja z Twojej strony. To tak jakbym ja uważał że mam prawa do firmowego komputera i samochodu po odejściu z firmy, bo "poświęciłem tej firmie dużo czasu". To nie ma znaczenia, bo nie jest to moja własność. A co do informowania bądź nie - on nie miał obowiązku was informować, że to jego utwory. To waszym obowiązkiem jest wiedzieć, co gracie.
Odpowiedz@StereotypowaBlondynka: teksty mojego autorstwa- powtarzam. melodia na 2 instrumenty jego autorstwa, pozostałe mojego autorstwa. wpakował w to tyle samo co my, bo byliśmy równi zarówno względem obowiązków jak i ( tak mi się wydawało ) praw. Jakbym wiedział, że on przychodzi aby znaleźć sobie grupę muzyków grającą pod jego dyktando to bym się zastanowił. Przyszedł, powiedział "słuchaj, mam tu dla nas fajny start" pokazał co skomponował a potem wspólnie to rozwijaliśmy. Pieniędzy z tego nie ma i nie będzie podejrzewam, także nawet jak byśmy mieli "dzielić się łupem" z płyt ( powtarzam, mały nakład właściwie dla znajomych i własnej satysfakcji ) to zysk z tego był by niewielki (150 płyt x powiedzmy 20zł = 3000 na nagranie wydaliśmy około 3000-4000zł, do tych kosztów P się nie dokładał, więc nawet jak nakład się sprzeda i dotłoczymy 100 szt to będzie powiedzmy 2000zł do podziału na 6 osób, albo nawet 7 bo wiolonczelista też się zmienił to wychodzi 333zł przy 6 do podziału lub 280 przy 7. nie uwzględniłem tu ceny dotłoczenia płyt, tj około 5zł za płytę, a nie chce mi się tego ponownie liczyć. )
Odpowiedz@Ara: Ja to widzę inaczej. Gościu zachowuje się jakby po odejściu z firmy chciał zabrać ze sobą projekty, do których się przyłożył zaledwie w jakiś 20%.
Odpowiedz@Ara: Tylko, że firma, to podmiot który Cię zatrudnia. Nas nikt nie zatrudnił i z grania w zespole wynosiliśmy zarówno profity ( satysfakcja głównie, nie mówię o finansach ) jak i ponosiliśmy straty ( teraz mówię o finansach ). W równym stopniu każdy członek. P nie zatrudnił nas na pensji abyśmy grali pod jego dyktando tylko założył z nami zbiorowość, w której każdy był na równej pozycji. Każdy w kapelę coś wkładał- mniej bądź więcej. Suma summarum zespół jako demokratyczna większość się utrzymał a P zrezygnował. Czy to oznacza, że jego ścieżki należy wyciąć? przyznaję- proces twórczy nie polegał na siedzeniu i kombinowaniu razem, P przyniósł coś gotowego ( powtarzam, nie w pełni gotowego ) a my to rozwinęliśmy. Jak to rozsądzić ?
Odpowiedz@mietekforce: Skomponowanie muzyki do utworu to nie jest 20%
OdpowiedzLumir: a jak mu pozwolisz korzystać ze swojego samochodu a potem zmienisz zdanie, to ja dalej mam moralne prawo nim jeździć, bo włożyłem dużo pracy w jego umycie a nawet go stuningowalem pod swoj gust? :)
Odpowiedz@kertesz_haz: A czytać umiesz? Nie skomponował CAłEJ muzyki, tylko część linii melodycznej na niektóre instrumenty.
Odpowiedz@Lumir: Trzeba więc było zmienić to, co wymyślił on. Nie lekko przerobić, a zmienić. Wszystko wiąże się z ryzykiem. Mogę się zgadać, że będę pisała z kimś książkę, a potem, przy 400 stronie, powiedzieć "jednak nie, dzięki, na razie". I to nie daje prawa temu drugiemu człowiekowi na wydanie MOJEJ twórczości pod własnym nazwiskiem, ani do wydania jej i podpisania również moim nazwiskiem/ksywką. Czasami tak kurcze jest i trudno. Trzeba zacisnąć zęby i pracować, by tę część zmienić lub wymyślić coś innego. A, i on nie jest "alfą i omegą" i nie "dyktuje warunków". Nie zgadza się na publikowanie własnej twórczości? Jak najbardziej normalne. Mam nadzieję, że dostaniesz po nosie za o, co zrobiłeś i zrozumiesz, w czym tkwi problem.
OdpowiedzI po co było się odzywać? To oczywiste, że musicie mu teraz coś odpalic z zysków
OdpowiedzDziwię się wysokiej ocenie tej historii. Autor pisze: "sam już doświadczenie i wykształcenie w tej dziedzinie posiadałem", a nie ma pojęcia o prawach autorskich? Ja sama nic nie tworzę, mam tylko znajomych muzyków, a dobrze wiem, że prawa autorskie to świętość. Wyobraźmy sobie analogiczną sytuację. Zakładamy kółko pisania opowiadań, piszemy sobie razem opowiadania. Nagle jedna z osób odchodzi, nie podaje przyczyny (może jakieś osobiste powody, z których nie chce się tłumaczyć). Swoje opowiadania, które sama napisała, zostawia w pokoiku na strychu, gdzie się kółko spotyka. Parę lat później dostaje od starych znajomych zaproszenie na publiczne czytanie zbioru opowiadań, który właśnie wydali (swoją drogą jak dla mnie to trochę takie "patrz co straciłeś i żałuj") i słyszy, że "no wiesz, twoje opowiadania też tam umieściliśmy, chyba ci nie przeszkadza, co? Ale jak przeszkadza, czemu robisz problem? Przecież odszedłeś z kółka!". To jest w porządku? Jak można wykorzystać czyjąś pracę w celach zarobkowych (bo tak się właśnie przedstawia nagranie płyty) i nawet nie zapytać czy można? Przecież to jest zwyczajna kradzież! Wcale się temu P nie dziwię, jeśli on napisał muzykę, to jest to jego własność i nikt nie ma prawa ruszyć bez jego zgody, to chyba oczywiste? Wziąłeś sobie coś autorze bez zgody właściciela, a teraz jesteś zdziwiony, że właścicielowi się to nie spodobało.
Odpowiedz@Poecilotheria: Masz racje. Porównanie trafne, ale nie do końca. A gdybyśmy założyli, że kółko to spotyka się nie po to aby na luzie pisać coś do szuflady, a na przykład opracowuje jakiś projekt, który z założenia ma trafić do publiki. i nie jest to zbiór osobnych opowiadań a jedno wspólne dzieło ( bo w taki sposób interpretuję piosenkę ). I osoba z tego kółka się wykrusza ( wciąż mając świadomość w jakim celu kółko powstało ). Dodam jeszcze, że twórcy wiedzą, że nie będzie z tego kokosów, po prawdzie dokładają do sprawy. kiedyś może ich opracowanie na siebie zarobi albo oni zyskają rozgłos i kolejne opracowania będą w cenie ale na razie robione jest to w celach hobbystycznych. Czy w takim wypadku współtwórcy kółka powinni zrezygnować z opracowania które zajęło im sporo czasu i pochłonęło budżet czy może będą kontynuowali pracę, mając na uwadze czas jaki P włożył w ten projekt ? Może powinni zająć się od nowa opracowaniem innego tematu ? Pewnie tak by było najbezpieczniej, zważywszy na to, że członkowie kółka przypuszczają, że P opuszczając koło nie będzie chciał aby jego wkład był ujawniany. Czy to oznacza, że praca pozostałych jego członków poszła na marne ?
Odpowiedz@Lumir: "Czy w takim wypadku współtwórcy kółka powinni zrezygnować z opracowania które zajęło im sporo czasu " W takim wypadku współtwórcy pytają P, czy mogą korzystać z jego pracy. Jeśli P się nie zgadza, to wcale nie trzeba rezygnować ze wszystkiego, co zajęło sporo czasu, tylko z części do której prawa ma P, stworzyć coś własnego na to miejsce. No, chyba że większość to była jego robota, to faktycznie, nie byłoby z czym pracować, tylko że jeśli większość była jego...
Odpowiedz@Lumir: Poczytaj sobie o współautorstwie, naprawdę nietrudno znaleźć informacje na ten temat.
Odpowiedz@Poecilotheria: :D Trafne wnioski ! Ciężkie jednak do wprowadzenia. Przychylał bym się rzeczywiście tutaj do wariantu nr 1, bo nasza robota dużo wniosła. No właśnie- dużo i nie dużo. tak jak pisałem specyfika instrumentu jest taka, że gra tylko w jednej tonacji- co za tym idzie jeśli by chcieć dobudować do istniejącego materiału coś autorskiego w zamian za to co stworzył P wyszło by coś baaardzo podobnego. Chyba w związku z tym lepiej jest nie obrażać autora ścieżek i pozostawić je oryginalne przypisując tą inwencję twórczą jemu aniżeli wprowadzać kosmetyczne zmiany i uważać że materiał się zrewaloryzowało ? Bo niestety nic nowego odkrywczego się tam nie wkomponuje. To tak jak by pisać projekt o elektrowni wiatrowej- P zajął się powiedzmy tymi śmigłami. temat wyczerpał. odszedł. Mamy wybór albo skopiować to co napisał, albo rozdział o śmigłach zamienić na kwiatki ( nie związane z tematem, ni kagda nie pasuje ). Można też oczywiście spalić wszystko i zająć się opracowaniami elektrowni atomowej. Tylko żal, robota wielu ludzi na marne. Widzę z jakim przyjęciem spotkała się moja historia. Nie pisałem jej aby dowodzić swoich praw ( no może trochę ) tylko aby zasięgnąć waszej opinii. Widzę, że generalnie piętnujecie tutaj nasze postępowania i daje mi to mocno do myślenia. Będę o sprawie dyskutował jeszcze z członkami kapeli, pokażę tą naszą dyskusję i skoro uważacie, że mimo wszystko mój nikczemny czyn nie jest usprawiedliwiony nikczemnością Pana P to zrobię to co należy. Ale nad tym musze jeszcze pomyśleć.
OdpowiedzO ile pamiętam z OWI na studiach to utwór jest chroniony od momentu tworzenia, nie trzeba utworów nigdzie rejestrować. A prawo do mówienia "to napisałem ja" jest niezbywalne, można co najwyżej sprzedąc prawa majatkowe. Ogólnie go w tym momencie okradacie. Jeśli gość udowodni że to jest jego to może od was ściagnąc kase :d
Odpowiedz@Piotrek1: rzeczywiście- sprawdziłem i masz tutaj rację. należało by jednak w takim wypadku rozdzielić jego dzieło i nasze dzieło. Jego dziełem jest trzon melodyjny. naszym dziełem są słowa, melodia słów, perkusja, wiolonczela. Generalnie wszystko opiera się na jego trzonie, natomiast "dobudowane" przez nas partie modyfikują całość utworu. Trzeba też dodać, że ów instrument ma takie ograniczenie, że gra tylko w jednej tonacji- a co za tym idzie możliwość konstruowania na niego nut jest bardzo ograniczona. pokusił bym się nawet o stwierdzenie, że jakby zamknąć 2 muzyków z tym instrumentem w osobnych pokojach i mieli by coś stworzyć, to dla nie wprawionego ucha wyszło by coś bardzo podobnego ( urok instrumentów ludowych ). Jak zatem inerpretować zasadę "sound alike" która ma zastosowanie w roszczeniu praw autorskich. Np w wejściówce do programu gdzie solidna blondynka tłucze talerze w restauracjach jest dżingiel który przypomina Mission Impossible a jednak tym utworem nie jest..
Odpowiedz@Lumir: Niestety czym więcej czytam twoich argumentów tym bardziej dochodzę do wniosku, że waszym celem jest jak wykorzystać coś cudzego bez zgody autora i nie ponieść konsekwencji.Smutne.
Odpowiedz@kertesz_haz: pomóż mi zrozumieć więc dlaczego autorem mianuje się P, mimo, że przynosząc do zespołu materiał ( nie w pełni gotowy, będę tłukł ten frazes do upadłego ) miał świadomość, że zespół wcieli ten materiał, rozwinie i będzie wykorzystywał ? Czy w takim razie nie powinien nas wcześniej uprzedzić, że zakłada swój autorski projekt i to on jest Panem tego podwórka ? Nie uchylam się od uhonorowania P za jego wkład. Nawet chciałbym odpalić mu zysk związany z jego wkładem problemy są 2: zysku nie ma na dobrą sprawę oraz P nie stawia nas przed żadnym ugodowym wyborem tylko żąda usunięcia jego części.
Odpowiedz@Lumir Korektorka powieści nie mianuje się autorką książki, którą redagowała, prawda?
Odpowiedz@kertesz_haz: korektorka jest zatrudniana przez wydawnictwo/ autorkę. i wie na co się pisze. Dostaje pieniądze za zlecenie i koniec. Nie umawia się z pisarką - Ty napiszesz, ja zredaguję i będzie to nasze dzieło. Jeśli P był tak pewny swojego materiału to mógł przecież na wstępie określić, że szuka ludzi realizujących jego projekt a nie kompanów w doli i niedoli. I sprawa była by prosta, zgłosiły by się do niego osoby, które mogą mu pomóc (prawdopodobnie odpłatnie, nie ma głupich skoro może sobie żąglować zarówno obsadą jak i wszystkim innym ). A umowa którą mieliśmy dotyczyła zespołu, gdzie materiał został powierzony zespołowi. I nawet jeśli P uważać za autora ( powiedział bym współautora, bo uznajmy, że 50% całości jest jego (nie będę skalował która część ma większą gradację merytoryczną a która mniejszą- jego melodia, moje wokale, moja melodia również)) a nas za redaktora, to nasza praca w takim razie poszła na marne, a było jej dużo. ani nam za to nie zapłacił, ani (jak się okazuje) nie jesteśmy współwłaścicielami materiału. daliśmy się w takim razie zrobić w balona ?
Odpowiedz@kertesz_haz: Tutaj jest jeszcze inaczej - w zależności od umowy są rożne sposoby ustalania praw majatkowych i wlasnościowych. Nie pamietam dokładnie jak to było, wiem że na umowie o prace wszystko idzie na konto pracodawcy. Swoją droga - ja to miałem na kierunku po którym się nie pisze nawet pracy licencjackiej, a w szkole muzycznej nie uczą podstaw prawa autorskiego :D
Odpowiedzprzytoczę tutaj jeszcze jeden przykład : dopiero 3 czy 4 płyta The Doors - Soft Parade, miała opisanych przy każdym kawałku oddzielnych kompozytorów, a to dlatego, że w zespole przestało się układać. W takiej sytuacji oczywiście prawo do wszystkich wcześniejszych utworów domyślnie przypisano całemu zespołowi The Doors i nie było wcześniej o tym mowy. Taka sama sytuacja moim zdaniem ma miejsce tutaj. Wszystkie kawałki, które zespół teraz gra są kawałkami zespołu, a nie Moimi czy Pana P. I to logiczne, że będziemy grać to samo. Ja w życiu nie rościł bym sobie praw do tekstów, riffów które już osadziłem w jakimś projekcie. A jakby to wydali to tylko bym się cieszył, że moja Twórczość została wykorzystana.
Odpowiedz@Lumir: Soft Parade została wydana w USA w 1969, inny czas inne miejsce, z pewnością ogromna różnica w podejściu do praw autorskich. Może trzymajmy się tego, co obowiązuje w Polsce w 2016? Ty byś się cieszył, a ktoś inny ma prawo się zdenerwować. Kurczę, mój dobry kumpel jakoś właśnie nagrywa ze swoją obecną kapelą numer, do którego tekst sam napisał, ale wcześniej grał to z innym zespołem. Ba, ten tekst został zmodyfikowany, tak że zbieżność ze starym kawałkiem jest tylko w części tekstu i tytule, muzyka zupełnie inna, napisana od nowa. I on swoich starych kumpli grzecznie zapytał, czy może tak zrobić, jeszcze ZANIM rozpoczął jakąkolwiek pracę nad tym utworem z nowym zespołem. I nie wyobrażałby sobie, że może postąpić inaczej, ponieważ (jak sam tutaj dowodzisz) piosenka była WSPÓLNĄ własnością jego i kumpli ze starej kapeli. No nie wiem już, jak przetłumaczyć, że jeśli chcesz skorzystać z czyjejś własności czy pracy, to NAJPIERW musisz uzyskać zgodę tej osoby.
Odpowiedz@Poecilotheria: w tym przypadku trochę sobie przeczysz, bo z tego, co napisałaś wynika, że choć kolega był autorem tekstu, to utwór jest własnością zespołu. Domyślam się również, że jest on wykonywany pomimo, że kolega nie gra już w zespole. Generalnie bliżej mi do wszystkich, którzy jednak zarzucają Lumirowi kradzież, ale dostrzegam pewna frapujaca mnie nieścisłośc- ktoś podał przykład kółka literackiego. Załóżmy, że kółko ma w planach napisać wspólnie powieść i ją wydać. Nad treścią pracuje każdy, jednak cześć osób bardziej, jak to zawsze jest. Być może nawet jedna z tych osób jest autorem pomysłu na historię. Jednak z jakichś powodów rezygnuje z uczestnictwa w kółku. Czy ma prawo oczekiwać zmiany historii i usunięcia całego swojego wkładu? Był też przykład pracy- załóżmy, że pracujemy w zespole opracowujacym plan zagospodarowania przestrzeni rekreacyjnej w parku. Rysujemy plany, przedstawiamy propozycje. Trafia się jednak lepsza posada i odchodzimy. Czy zabieramy ze sobą swoje szkice, które zostały dołączone do wspólnego opracowania, bez względu na etap jego ukończenia? Oczywiście, że nie. Rozumiem złość P i uznaję jego prawa do muzyki. Argumentacja Lumina w ogóle do mnie nie trafia. Moim zdaniem nie jest ani moralna, ani rozsądna. Uważam, że należało się z nim skontaktować wcześniej. Niemniej, przykłady opisane wyżej budzą moje wątpliwości.... Czy przy tworzeniu wspólnego dzieła, nawet przy podziale pracy, nie powinno się mówić o wspolautorstwie całości?
OdpowiedzCzy ja dobrze rozumiem? Koleś przystał do zespołu, wniósł gotowe utwory, a po rozstaniu wy gracie te kawałki jako swoje. I jeszcze arogancko wysyłacie mu zaproszenie na koncert i łaskawie zgadzacie się na umieszczenie jego nazwiska na płycie. I jeszcze ten tekst, że on wcześniej tej muzyki nie wydał. Więc można mu ją podpieprzyć, nie udowodni, że to on ją napisał.
Odpowiedz@Fomalhaut: dlaczego nie zaproponujesz żeby koleś zapłacił reszcie zespołu za czas przeznaczony na dopracowanie oraz za wkład w samą treść utworu? Wtedy jego własność/autorstwo nie będzie podlegało żadnej dyskusji. Do wszystkich pryncypialnie gromiących tutaj - poczytajcie trochę o skutkach obecnego przegięcia praw autorskich. Np. tutaj - https://pl.wikipedia.org/wiki/Wolna_kultura_(publikacja)
OdpowiedzJeżeli gracie utwory, które pierwotnie napisał P to niestety, ale to wy jesteście piekielni. Nawet jeżeli dodaliście do nich mnóstwo 'smaczków' fragmentów itd, to dalej on jest pierwotnym autorem i jeżeli nie zrzekł się praw do utworów to nie powinniście ich grać. Jeżeli wydajecie płytę i będziecie na niej zarabiać, to zgodnie z prawem należą mu się tantiemy. Inna sprawa, jeżeli były to utwory 'wspólne' powstałe w wyniku improwizacji na próbach. Sam kiedyś zrobiłem podobną akcję, że graliśmy z zespołem utwór osoby która z zespołu została 'wyrzucona' bez jej zgody. Po latach wiem że był to ogromny błąd, a sam zainteresowany czuł się okradziony.
OdpowiedzŁamiesz prawo kradnąc jego własność intelektualną i to jego nazywasz piekielnym? No cóż, tylko mu życzyć wysokiego odszkodowania z waszej strony.
OdpowiedzZ Facebookiem podobna sprawa byla. Pomysl i zarys nie byl Zuckenberga, jednak uzyl go i przeprogramowal po swojemu. Spora kwote pomyslodawcom wciaz jednak musial zaplacic. Latwo mozna bylo wszystkiego uniknac gdybys po jego odejsciu zapytal sie z mostu, czy mozesz wykorzystac utwory. Najlepiej na pismie. Jak juz tego nie zrobiles i podjeliscie z innymi glupia decyzje o przerobieniu jego utworow musicie poniesc konsekwencje w postaci prawnej, albo tworzac kompletnie nowe utwory. Pogadaj z tym panem P, przepros i zapytac co mozesz zrobic by go usatysfakcjonowalo.
Odpowiedzjak dla mnie to jego muzyka, więc musicie zaprzestać grania jego utworów
OdpowiedzNiezależnie od tego, czy P. chce nadal pracować w muzyce, czy nie, czy chce coś z kompozycjami zrobić, czy nie, nadal są one jego własnością intelektualną. Grając je na koncertach i nagrywając z nimi płytę złamaliście prawo autorskie. P. ma prawo jak najbardziej podać was natychmiast do sądu. Proponuję wynajęcie prawnika i próbę polubownego rozstrzygnięcia problemu, nawet jeśli się będzie to wiązało ze znacznymi kosztami. Jeśli nie dogadacie się z P., nie macie prawa wykonywać jego utworów. nawet jeśli je docyzelowaliście i dopieściliście. Nie, P. nie jest piekielny. Wy jesteście piekielni, bo - mówiąc brutalnie - ukradliście czyjąś własność. Nie ma znaczenia, że jest to własność intelektualna, a nie 5 złotych.
OdpowiedzSytuacja jest dość czarno-biała. Jeśli faktycznie on posiada prawa autorskie do materiałów, to nie macie prawa ich używać bez jego zgody.
OdpowiedzJak dla mnie jest to wspólna wartość intelektualna. Powinni spytać się P o zgodę, ale oni też mają do tego utworu prawo. Utwory zespołu "Stare dobre małżeństwo" mają prawo wykorzystywać i muzycy tworzący zespół "U studni" i frontmen zespołu.
Odpowiedz