Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Z racji działalności firmy, dość często muszę załatwiać przeróżne sprawy w urzędach.…

Z racji działalności firmy, dość często muszę załatwiać przeróżne sprawy w urzędach. Tym razem mam do załatwienia pewną sprawę w urzędzie Y. Sprawa ta wymaga złożenia kilku kilogramów papierów (i oczywiście płyt CD, bo wszystko musi być w wersji elektronicznej) w jednym urzędzie (Y), następnie udanie się do kolejnego urzędu (X) po inne papiery, powrót do urzędu Y celem ich złożenia i tak w kółko.

Zmarnowałam już kilka dni na dystrybuowanie dokumentów między urzędami - niestety nie wszystkie dokumenty można wysłać/zdobyć pocztą, a przy okazji czas załatwiania sprawy się przedłuża. Dla mnie jest to absolutnie piekielne, że dokumenty, które leżą w urzędzie X, a potrzebuje ich urząd Y nie mogą zostać przez nich przetransferowane. To ja muszę jechać do X, złożyć podanie o wydanie dokumentów, poczekać ok. 2 tygodni (!) na nie, a następnie udać się do Y celem złożenia. Dodam, że urząd X zajmuje się wyłącznie jednym rodzajem dokumentów, więc nie rozumiem jak to możliwe w XXI wieku czekać dwa tygodnie na wydrukowane 3 kartki papieru z pieczątkami. Ponadto, mimo, iż nic się w dokumentach nie zmieniło od roku, to nadal urząd Y wymaga dokumentów aktualnych. Bo tak i już. Czyli te sprzed roku, mimo, że odpowiadają stanowi faktycznemu są złe i muszę jechać po nowe.

Mało piekielne? Wydanie dokumentów w urzędzie X kosztuje ok. 300 zł. Za, przypominam, wydrukowanie 3 kartek i opieczętowanie ich. Złożenie dokumentów w urzędzie Y kosztuje 200 zł (chyba za to, że ktoś je łaskawie przyjmie i może przeczyta). Upoważnienie kogoś do kontaktu w mojej sprawie kosztuje 17 zł (tego już absolutnie nie pojmuję - za co?).

Do tego standardowa procedura - urząd ma 30 dni na odpowiedź na moje pismo (zazwyczaj po 30 dniach przysyła pismo, że ma tyle spraw do przeczytania, że niestety moja sprawa zostanie rozpatrzona być może za kolejne 30 dni), ja oczywiście mam 7 dni. Urząd w swojej mądrości wysyła mi również pisma aby uzupełnić wniosek o pewne dane, które w tym wniosku zostały zawarte - po prostu ktoś go nie przeczytał zbyt uważnie. No ale oni wysłali pismo, ja muszę opowiedzieć, że dane są, oni na to pismo "o, faktycznie", a czas leci.

Moje pytanie brzmi - czy urzędnicy nie zarabiają pieniędzy, że muszą na każdym kroku pobierać opłaty skarbowe za każdy złożony/odebrany świstek? Czy nie wystarczy, że firma płaci niemałe podatki? I w końcu, czy przeciętny polski przedsiębiorca ma za mało na głowie, żeby jeszcze latać po urzędach przez tydzień w celu załatwienia jednej sprawy, którą w XXI wieku przy takiej ilości urzędników powinno się załatwiać w góra kilka dni?

urząd

by Shineoff
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar ihoujin
20 22

Urzędnicy nic nie biorą za te papierki. Jest to po prostu opłata skarbowa, których wysokość ustala ustawa (tak, jest "cennik", więc mozna sobie sprawdzic), i jest to po prostu podatek, który leci do państwa...

Odpowiedz
avatar Shineoff
-2 16

@ihoujin: Rozumiem, ale cały czas zastanawiam się ZA CO są te opłaty. Podatek VAT - od sprzedaży, podatek dochodowy - od dochodów, opłata za wydanie tablic rejestracyjnych - jak w nazwie. A opłaty za złożenie wniosku? No kompletnie bez sensu.

Odpowiedz
avatar matias_lok
13 17

@Shineoff: Ja pamiętam, jak parsknęłam w skarbówce, gdy zakładałam działalność i chciałam się zarejestrować jako płatnik VAT i mi baba powiedziała, że mam jej zapłacić 180zł za możliwość płacenia podatków :D

Odpowiedz
avatar Shineoff
0 2

@matias_lok: Fakt, zanim założysz firmę to musisz wybulić w urzędach sporo kasy, mimo że firma nie zarobiła jeszcze ani grosza. Jeszcze zależy od formy działalności, np. spółki zoo są o wiele droższe i muszą przebrnąć przez jeszcze jeden urząd, jakim jest krs, gdzie zazwyczaj czeka się na byle papierek miesiącami, a na miejscu nikt nic nie wie.

Odpowiedz
avatar Eander
3 5

@Shineoff: "ale cały czas zastanawiam się ZA CO są te opłaty" - to zależy od rodzaju urzędu ale w większości przypadków płacisz za weryfikacje i poręczenie prawdziwości danych zawartych w podaniu lub państwowej bazie danych.

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
4 10

Asterix i Obelix walczą z biurwokracją! www.youtube.com/watch?v=3UmU5UgQlvs

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 20 stycznia 2016 o 0:29

avatar Zlodziej_Fistaszka
4 6

@PiekielnyDiablik: 12 Prac Asteriksa - najlepsza część.

Odpowiedz
avatar mesing
3 11

Cyt.: "jak to możliwe w XXI wieku czekać dwa tygodnie na wydrukowane 3 kartki papieru z pieczątkami". Ciesz się, że urzędy nie mają ustawowych terminów np 90 dniowych. Wtedy na odpowiedź urzędu trzeba by było czekać 90 dni. Kiedyś kolega brata był stażystą w urzędzie powiatowym. Tam mu ładnie wytłumaczono, że petent jest od tego aby czekać na ich decyzje. Jeśli oni (urzędnicy) mają na coś 30 to załatwia się sprawę dopiero przed upływem tego terminu, a do tego czasu leży ona w szufladzie i nabiera mocy prawnej. Gdyby urzędnicy mieli płacone premie od przerobu to na odpowiedź czekało by się pewnie do 48 godzin.

Odpowiedz
avatar krolJulian
1 3

@mesing: Miałam okazję spędzić kilka miesięcy na stażu w Urzędzie Miasta. Pierwszego dnia stażu zabrali mnie do innego wydziału, bo akurat załatwiali rzecz potrzebną do realizacji projektu w wydziale w którym miałam staż, a którą to rzecz posiadał, z racji obszaru działania, ten drugi wydział. Tam odbyła się pierwsza rozmowa z "górą" Po dwóch miesiącach okazało się, że coś trzeba jeszcze dołożyć do wniosku - odpowiednio opisać co chcemy - kolejna wycieczka, znowu sobie stażystkę wzięli, coby "popatrzyła". PO kolejnych dwóch miesiącach, jak już kończyłam staż, dostali potrzebne dane. A miałam im pomagać przy tym projekcie...

Odpowiedz
avatar mover
-1 3

Osobiście staram się unikać urzędów jak tylko się da, a jak już muszę to stres, nerwy itd :P dobrze, że co raz więcej można załatwić przez internet

Odpowiedz
avatar Aniela
1 7

Pamiętam jak raz coś musiałam załatwić w urzędzie ds cudzoziemców i dzwonię do kobiety, proszę o wytłumaczenie czegoś bardzo zawiłego a na koniec proszę o przesłanie tego w formie e-mailowej bo mnie jako osobie nieobytej w tych sprawach to część w połowie wypadła z głowy. Mówię, że napiszę do niej meila i prosiłabym o odpowiedź meilowa. Pani bardzo zdziwiona mówi, że u nich meile nie działają. Szkoda tylko, że na stronie internetowej był wykaz osób pracujących a każda miała meila podanego...

Odpowiedz
avatar bloodcarver
6 10

Z tego co widziałem, to zasługa ochrony przedemerytalnej i nieoficjalnej ochrony przed-przedemerytalnej (czyli nie można wyrzucić urzędników na rok czy dwa przed objęciem ich oficjalną ochroną, bo to źle wygląda). W efekcie do pracy do której wystarczyłby jeden młody energiczny tego młodego nie ma. Są urzędnicy starszej daty, którzy doskonale wiedzą, że jak długo nie zrobią nic ewidentnie zasługującego na dyscyplinarkę, tak długo mogą sobie bimbać. Podstawy i wysługi lat nikt im nie zabierze. Podwyżki zablokowane. Premii brak. ZERO motywacji.

Odpowiedz
avatar myszolow
0 2

Jestem ciekawa jak to wygląda z drugiej strony. Nie znam żadnego urzędnika, może ktoś się wypowie? Czy to naprawdę jest aż taka "patologia"z odpowiadaniem na pisma jak opisujecie? Ja też, jak w mojej sprawie jest 30 dniowy termin to odpowiedź dostaję ostatniego dnia, nigdy szybciej...

Odpowiedz
avatar katzschen
3 3

@myszolow: Pracowałam w biurze, choć nie tak istotnym i niezajmującym się sprawami wagi państwowej ;) z mojego skromnego doświadczenia wynika, że wszystko zależy od konkretnego pracownika - miałam koleżanki, które czekały do ostatniej chwili bez żadnych ukrytych podtekstów, po prostu im się nie chciało, dopóki nie miały noża na gardle :P Ja osobiście wolałam załatwiać wszystkie pisma od razu, zanim mi się napiętrzyły - nieraz tego samego dnia. Podejrzewam że w tych urzędach typu skarbówka przyczyną jest po prostu przyzwyczajenie i powszechna akceptacja takiego stanu rzeczy :/ ale też bym chętnie poczytała bardziej szczegółowe wyjaśnienia. Ciekawe czemu takich historii tu mało :P

Odpowiedz
avatar Saszka999
-4 12

Ciekawe, co za biurwobydlę minusuje... ;-P

Odpowiedz
avatar Kumbak
-1 1

@Saszka999: sportowiec :)

Odpowiedz
avatar Jango_Fett
0 2

I taki sposób urząd walczy z berobociem

Odpowiedz
avatar Meliana
3 5

Przy okazji prac ziemnych na działce (nic istotnego, wymagane tylko zgłoszenie w Starostwie Powiatowym), poszliśmy zapytać, jakie papiery mamy złożyć razem ze zgłoszeniem - otrzymaliśmy informację, że ma to być świstek A, B, C i D i odręczna mapka. Jak do 30 dni urząd nie zgłosi sprzeciwu, to można działać. 30 dnia od złożenia byliśmy zapytać profilaktycznie czy wszystko ok - tak, tak, dostaliśmy na to pieczątkę i tyle. Działka rozkopana, zakopana, trawa posiana, "urośnięta" i skoszona. 1,5 miesiąca później dzwoni urzędnik, że zgłoszenie niekompletne i mamy dowieźć jeszcze świstki X i Y, specyfikację techniczną i mapę zasadniczą (którą, oczywiście za opłatą, wydaje Pani siedząca w pokoju obok pana dzwoniącego)... Ot, piękne realia bezstresowej pracy urzędnika państwowego - zero odpowiedzialności za cokolwiek, ale ty petencie spróbuj się z czymkolwiek spóźnić...

Odpowiedz
avatar Poecilotheria
2 2

Ja właśnie dostałam pisemko z miejscowego zarządu dróg, że mam zapieprzać na drugi koniec miasta i im machnąć podpis pod wnioskiem (wniosek o to, żeby mi łaskawie naliczyli opłatę za zajęcie pasa drogowego, ach ten okropny, zajmujący pas daszek nad wejściem do sklepu...), który złożyła w grudniu moja wspólniczka. I teraz muszę zmarnować pół dnia, bo ktoś tam nie ogarnia, co to jest spółka cywilna (każdy ze wspólników może reprezentować spółkę, więc podpis mojej wspólniczki spokojnie wystarczy). Ehh...

Odpowiedz
avatar clubber84
3 3

Jedyne, co przychodzi mi teraz do głowy po przeczytaniu tej historii, to Prawo Parkinsona, które mówi: - Praca sama rozszerza się tak, aby wypełnić czas dostępny na jej ukończenie. - Gdy instytucja przekroczy odpowiednio dużą liczbę urzędników, nie potrzebuje do swego istnienia świata zewnętrznego, jej własne problemy pochłaniają cały jej czas i wysiłek. - Jeśli jest sposób na odłożenie ważnej decyzji, dobra biurokracja, publiczna lub prywatna, znajdzie go. Zatem twoje problemy z załatwieniem prostej sprawy, to nic innego, jak efekt Parkinsona - urząd sam sobie komplikuje działanie, aby podtrzymać swoje istnienie. Pozdrawiam clubber84

Odpowiedz
avatar Czepek
1 1

Historia mocna. Może mam szczęście, ale nigdy nie trafiłam na niemiłego urzędnika :)chociaż nie załatwiałam zbyt wiele urzędniczych spraw :)

Odpowiedz
avatar Shineoff
0 0

@Czepek: Sporo urzędników to bardzo mili ludzie, którzy bardzo chcą pomóc petentowi, ale niestety ograniczają ich procedury. Chociaż istnieją też tacy, których życiowym celem jest obrzydzenie wizyt w urzędach wszystkim obywatelom ;) Jak w każdym zawodzie, trafiają się świetni ludzie i osoby kompletnie nienadające się do danej pracy.

Odpowiedz
avatar SaszaRozbieraCiagnik
0 0

Jak się ma płacone za czas pracy, a nie za efekt, to nie ma się co dziwić, że wszystko długo trwa...

Odpowiedz
avatar magdalena79
1 3

Powiem Ci jak to wygląda ze strony urzędnika. Jest nas dużo? Ciekawe gdzie. Koleżanka jest po operacji, długie L4 kto robi na 2 etaty, bez żadnej podwyżki? No jasne że ja..., bo ją zastępuje i muszę. Załatwianie spraw od ręki? Niby jak, skoro decyzję wydaje na podstawie dokumentacji, którą trzeba przeczytać ze zrozumieniem. Ostatnio miałam dokumentację na 800 stron tekstu. Czytasz może takie książki? Ile czasu Ci to zajmuje? Nie da się tego przeczytać w jeden dzień pracy, gdy co chwile ktoś dzwoni i zadaje raz mądre raz głupie pytania. Jestem osobą rzetelną, miłą, staram się pomagać jak mogę. Ale nie mogę nic poradzić na ustawy, które wymagają np. wniesienia opłaty skarbowej. Te pieniądze nie idą do mojej kieszeni, ani do urzędu w którym pracuję. Wracają do kolejnego urzędu, który przekazuje je wyżej i tak dalej, aż trafiają do odpowiedniego resortu ministerstwa finansów. Jest wielu urzędników, którzy mają petentów w d...e, ale nie wszyscy.

Odpowiedz
Udostępnij