Hej!
Chyba jeszcze nie zdarzyło się żebym pisał o szpitalach i lekarzach. Ten czas nastał. Zapraszam do historii.
Moja żona była w ciąży (urodził się chłopak). Jakieś miesiąc, może półtora przed terminem zrobił jej się paskudny zakrzep. Szybka konsultacja u ginekologa i angiologa, skutkuje skierowaniem do szpitala na patologię ciąży. Skierowanie ma regułkę CITO.
Co nam zostało idziemy na SOR ginekologiczny w Białymstoku. Czekamy już od 8. Tak jak kilka innych przyszłych mam. Żona zarejestrowała się. Pielęgniarka każe czekać. Jesteśmy za wcześnie łóżek nie ma. Może będą wypisy. W tym samym czasie jak my wraz z innymi ludźmi kwitliśmy w poczekalni. Zjawia się jedna kobieta, wymalowana, sprawna z torbą pod ręką. Nawet nie spojrzała w stronę rejestracji, wyciąga telefon i dzwoni. Po chwili mówi dziarskim głosem: "Już jestem". Nie mija 5 minut. Na SOR-ze zjawia się lekarz. Zaprasza panią do środka. Kobieta znika. Myślę może kogoś odwiedzić. Może ktoś z rodziny. W ciągu kolejnych 3-4 godzin, jeszcze kilka pań, z pomięciem rejestracji znalazło się na oddziale. Około 14 panie pielęgniarki z dyżurki poinformowały że na patologii nie ma miejsca komplet. Proszę przyjść kiedy indziej. No kur*a jego mać. Siedzi z nami kilka kobiet każda na patologie, ale nie wejdą. Dlaczego?! Bo lekarze biorą na oddział w państwowym szpitalu prywatne pacjentki. Skąd to wiem? Ano to będzie w dalszej części historii.
Z żoną postanowiliśmy tak tego nie zostawiać i stawiać się codziennie nawet na tępym dyżurze. Lekarze muszą ją zbadać, czy nic jej i dziecku nie zagraża. Zostaliśmy przyjęci następnego dnia z pomocą całkiem mi obcej osoby. Jak? To też wytłumaczę.
Moja mama pracuję w spółdzielni mieszkaniowej. Akurat kiedy trochę się żaliłem na sytuacje w szpitalu przyszła do niej pielęgniarka która pracuje w tymże szpitalu. Okazało się że pracuje na pokrewnym oddziale. Także coś z ginekologią czy położnictwem. Powiedziała że postara się pomóc bo lubi moją mamę. Następnego dnia stawiamy się w szpitalu. Poinformowaliśmy tą panią. A ona pół godziny stała nad głową lekarza i namawiała go żeby nas przyjęto, który wreszcie się zgodził choć powtarzał że nie ma miejsc. Tutaj mamy happy end czyli dostaliśmy się do szpitala.
Skąd wiem że lekarze z prywatną praktyką biorą swoje pacjentki na oddział. Podsłuchałem pielęgniarki na oddziale które żaliły się że "przychodzą takie prywatesy na korekcje ci*y, a normalni ludzie nie mogą się dostać".
Następnym razem chyba wezwę karetkę, chociaż znając życie bez pomocy znowu nie przyjmą mnie bądź mojej rodziny na oddział.
słuzba_zdrowia
skarż, nawet telefonicznie, do nfz.
Odpowiedz@Caron: ahaha. Najlepiej do papieża od razu niech skarży. Ciekawe co ma powiedzieć:) Może, że panie na operacje zwężenia c___ się kładą do szpitala? No dobre sobie. Składajcie więcej skarg, na pewno wtedy lekarze będą mieli dla was więcej czasu - wcale nie będą siedzieć nad papierami więcej ;) Durne łby....
OdpowiedzNarzekasz, czy się chwalisz? "Prywatesa" pociągnęła za swoje sznureczki i dostała się bez kolejki, następnego dnia ty zrobiłeś to samo i też się udało. Chcesz, żeby lekarz czekał na ciebie i twoją żonę z otwartymi ramionami o każdej porze? Zapisz się do prywatnej placówki. Wiem, może cię nie stać na prywatne leczenie, a składki zdrowotne i tak musisz płacić. Ale koncert życzeń to jedno, a zdrowie (i życie) najdroższych ci osób to drugie. W przewidywalnej przyszłości jakość usług w państwowej służbie zdrowia nie wzrośnie gwałtownie, więc wiesz na czym stoisz i wybór należy do ciebie.
Odpowiedz@Fomalhaut: Moją matkę (87 lat) z palcem w dupie stać na prywatne leczenie, bo ja jej zapłacę za wszystko. Ale mama staje okoniem, bo przepracowała 50 lat i ni uja, składki odprowadziła i pilnuje, żebym tylko nic prywatnie nie zapłaciła. Nie dociera do niej, że w październiku była u kardiologa i jest ok, ale z racji wieku trzeba to monitorować i badać. I badamy, termin mamy na maj 2016. A czemu to piszę. Bo mam w dupie ten cały upadlający system i z całego serca korzystam ze znajomości i mama jest u lekarza co miesiąc i badania ma zaraz. Wiem, to oburzające, ale mam w dupie bardziej potrzebujących obcych ludzi. Nie ja to wymyśliłam, a jak wiadomo patologia zmusza do kombinowania. Nie moja wina.
Odpowiedz@Katka_43: Gratuluję egoizmu. Niezależnie od tego, ile lat twoja mama płaciła składki i jakiej one byy wysokości, więcej pobiera z systemu niż do niego wkłada. A już chwalenie się tym, że się wywala z kolejki innych, jest wg mnie draństwem.
Odpowiedz@qulqa: Ciekawe, jak by wyglądał twój egoizm (lub altruizm), gdybyś to ty potrzebowała pilnego leczenia dla bliskiej osoby? Pewnie nie szukałabyś "dojścia", tylko spokojniutko czekała, mając nadzieję, że bliski też doczeka? A może wychodzisz z założenia, że starego człowieka już leczyć nie warto, skoro "więcej pobiera z systemu niż do niego wkłada"? A co sądzisz o leczeniu dzieci, które, w ogóle, do systemu jeszcze nic nie włożyły? Nie oceniłam wypowiedzi Katki, bo jest kontrowersyjna, ale rozumiem troskę o najbliższych. Wkurza mnie tylko, że - jak zwykle - wygrywają ci, którzy mają większą kasę. Bo gdyby panowie doktorzy uczciwie chcieli klasyfikować chorych według poziomu zagrożenia życia i zdrowia, a nie grubości portfela - takich kwiatków by nie było. A skoro jest popyt - jest też podaż. Więc korzysta każdy, kogo stać. I zastanów się, co jest większym draństwem. "Wywalanie" kogoś z kolejki, czy przyjmowanie prywatnych pacjentów w państwowym szpitalu, bo "proszę przyjść, najlepiej jutro, ja miejsce dla pani znajdę"? I to chyba lekarz powinien najlepiej wiedzieć, czy "korekcja cipy" jest aż tak pilna, że trzeba ją robić natychmiast, i zdawać sobie sprawę z tego, że przyjmując "swojego" na oddział - pozbawia miejsca kogoś innego, kto być może ma na skierowaniu "cito!". Pan doktor jest bogiem w szpitalu, nikt mu nie podskoczy i to ON decyduje. Pacjent tylko korzysta z możliwości.
Odpowiedz@qulqa: W dupie to mam. Nie ona to ustalała. Moja matka jest więcej warta (dla mnie) niż inni w kolejce. Mało tego, tyle mi dała, że wywaliłabym dziecko z tej kolejki.
Odpowiedz@Armagedon: Dzięki.
Odpowiedz@Armagedon: Miałam przypadki w rodzinie, kiedy bliskie mi osoby wymagały pilnej pomocy. I nie była to banalna konsultacja kardiologiczna, tylko stany o wiele poważniejsze. Mam bardzo wielu znajomych lekarzy, jeden raz spanikowałam i zadzwoniłam z prośbą o pomoc, gdy u młodej bliskiej mi osoby stwierdzon chłoniaka (nowotwór złośliwy z tkanki limfatycznej). Lekarz obiecał interweniować, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić, pojechałam z tą osobą do kliniki hematologii i została przyjęta bez problemu. W każdym innym przypadku (w tym opisywanych na Piekielnych ojca z koncentratorem tlenu, potem respiratorem domowym, matki łamiącej sobie kości, ciotki z udarem itp) działałam wyłącznie w ramach NFZ, normalną drogą. We wszystkich moich operacjach też. Tyle że wiem, jak poruszać się w systemie ochrony zdrowia, co też nie raz pisałam na Piekielnych. Co ciekawsze, mając np. przyjaciela ortopedę, który mógłby mnie przyjąć w poradni kiedy by mi tylko pasowało, zrobiłam sobie rezonans kolana komercyjnie. Stać mnie, kolega ma limity, są na pewno ludzie bardziej potrzebujący ode mnie. Co do postu - wypowiedziałam się niżej, możesz poczytać. 'Korekcja cipy' - jak to nazywacie - jest operacją planową, na którą pacjentka została zapisana i odczekała swoje. Co do łapówek - nie wierzę. W czasach możliwości nagrania każdej rozmowy telefonem komórkowym z kieszeni lekarze nie idą na takie ryzyko. Nie raz rozmawiałam o tym ze znajomymi lekarzami. Co do odmowy leczenia starych ludzi - skąd wysnułeś takie wnioski? Ja skomentowałam wypowiedź, że jeśli ktoś 50 lat płacił składki, to mu się należy. Należy mu się dokładnie to samo, ca każdej innej osobie ubezpieczonej. Również takiej, która nie zapłaciła ani grosza składek, a jest w systemie zdrowotnym. A wy nadal wychwalajcie czyjąś troskę o rodzinę. Nie ma sprawy. Tylko nie marudźcie, że czekacie rok do kardiologa. Gwarantuję wam też, że moje 'dojścia; (bez grosza jakiejkolwiek łapówki) dadzą mnie i moim najbliższym wielokrotnie większe przywileje w ochronie zdrowia. O ile zechcę lub będę zmuszona z nich skorzystać, właśnie przez takich egoistów i chamów. PS - choroby kardiologiczne, również u osób starszych, z powodzeniem leczy lekarz rodzinny. Konsultacja u specjalisty raz na rok - raz na pół roku absolutnie wystarcza w 99,99999% przypadków.
Odpowiedz@Fomalhaut: krew mnie zalewa jak widzę, takie posty. Lekarz ma się zajmować tak samo dobrze zwykłym Kowalskim jak swoją rodziną. Lekarz jest od tego aby leczyć ludzi jak dupa od srania.
Odpowiedz@Armagedon: ja myślę, że powinieneś skończyć medycynę i rzucić się w wir użerania się z pacjentami. Albo w ogóle uwolnijmy zawody medyczne. Niech leczą wszyscy! i wtedy sobie pójdziecie do takiego, co Wam odpowiada. Będzie głupiutki, ale za to milutki ;) No co za myślenie w tym kraju....
OdpowiedzChciałam tylko poinformować, że lubię czytać Twoje historie i pogratulować narodzin syna, bo rozumiem, że to co opisałeś wydarzyło się w niedalekiej przeszłości, tak? Ach, no i oczywiście wesołych świąt wszystkim! :)
OdpowiedzZnam to z autopsji. Dlatego nigdy nie zdecydowałabym się na dziecko, gdybym miała rodzić w Polsce. No, chyba że stać by mnie było na prywatną klinikę. Kiedyś z niecierpiącą zwłoki (lekarz, który mnie badał stwierdził, że muszę zostać przyjęta jeszcze tego samego dnia) przypadłością byłam odsyłana od szpitala do szpitala. Oczywiście w międzyczasie przyjmowane były na oddział pacjentki, które najwidoczniej były bardziej potrzebujące (choć nie wyglądały, ale kto tam je wie). Finalnie przyjęto mnie TYDZIEŃ później, w innej (mniejszej) miejscowości. Cud, że nic mi się przez ten tydzien nie stało, bo groziła mi między innymi sepsa.
Odpowiedz@Shaienne: a jaki kraj sobie wymarzyłaś? bo mam znajomych w różnych europejskich krajach i zewsząd slyszę zarówno dobre jak i zle historie. w złych przoduje mega opieka w uk :D
Odpowiedz@Caron: W UK to jej ciąże wyleczą paracetamolem. ;)
Odpowiedz@12345: @Caron: Nie wiem, co macie do opieki w UK, rodziłam tu dwójkę dzieci i jestem bardzo zadowolona. Przemiłe, profesjonalne położne, wszystkie potrzebne badania zlecone, nikt mnie nie zaniedbywał. Fakt, ze nie faszeruje się ciężarnych lekami i witaminami, ale ja to liczę raczej na plus. Za to nie podtrzymuje się mitów o tym, czego to ciężarnym nie wolno jeść (prawie wszystko, wg niektórych polskich matek), czego nie powinny robić, ogólnie podejście do tematu jest mniej histeryczne.
Odpowiedz@Caron: Rodziłam i miałam prowadzoną drugą ciążę w Holandii. Pierwszą ciążę dla odmiany prowadzoną miałam w Polsce. Jako takie porównanie mam, więc mogę się wypowiedzieć. Opieka medyczna, podejście do pacjenta, czas oczekiwania na przyjęcie, w sumie WSZYSTKO przemawia na korzyść Holandii. Ale co ja tam mogę wiedzieć? Przecież Ty masz znajomych.
Odpowiedz@Shaienne: A ja pracowałam na polskiej porodówce i generalnie złego słowa nie powiem. a nie widziałam dwóch porodów, tylko dwa tysiące. Znajoma Holenderka chwali opiekę zdrowotną u siebie w kraju. Powtarzam - wszędzie zdarzają się dobre i złe placówki. W uk znajomej odmówiono operacji jajnika, ze stwierdzeniem, że 'jak się rozleje to będzie operacja".
Odpowiedz@Caron: Fajnie, że złego słowa nie powiesz. Może dlatego, że nie byłaś tam w roli pacjentki? Nie twierdzę, że każda polska porodówka jest zła, ale statystyki mówią same za siebie. W żadnym innym europejskim kraju nie nacina się podczas porodu tylu kobiet, co w Polsce. Kobiety traktuje się przedmiotowo, nie informuje się o podejmowanych działaniach i nie pyta o zgodę. Nie wspominając już o tym, że na porodówkę trzeba wziąć ze sobą pampersy, a nawet podpaski, bo szpital nie zapewnia podstawowych środków. O szpitalnym jedzeniu chyba też nie muszę się wypowiadać, bo każdy wie jakie jest.
Odpowiedz@Shaienne: nie wiem, u mnie jest catering zewnętrznej firmy, dobry.
OdpowiedzNie byłam ani w roli pacjentki, ani położnej, byłam tam dla dziecka które się rodziło, więc siłą rzeczy nie patrzyłam ani ze strony położnych, ani pacjentek tylko obiektywnie.
OdpowiedzW USK na patologii ciąży robią plastykę 'cipy'? Nieźle. Aż zapytam kiedy następnym razem spotkam. Ciekawe co mi docent L. powie na takie rewelacje. :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 23 grudnia 2015 o 23:37
Wybacz, ale coś mi tu nie gra. SOR to, jak sama nazwa wskazuje, Szpitalny Oddział Ratunkowy (wyłącznie przypadki zagrażające zdrowiu i życiu). Na patologię ciąży też nie da się przyjąć zdrowej, nieciężarnej kobiety na plastykę narządów rodnych. Nawet gdyby lekarz chciał pojechać po bandzie i tam ów zabieg wykonać żaden NFZ nie będzie tak naiwny by na którymś z wymienionych przez ciebie oddziałów taką operację zrefundować. A o to by tu wszak chodziło - o zabieg na NFZ. Jakim więc cudem plastyka na patologii?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 24 grudnia 2015 o 7:35
@Nietoperzyca: SOR Ginekologiczny w Białym (nie wiem czy gdzie indziej jest inaczej, tutaj jest osobny od zwykłego SORu) to takie miejsce, do którego nawet lekarze z poradni przyszpitalnej wysyłają na badania. Ja zostałam też wysłana z poradni z dopiskiem CITO, że koniecznie ma być zrobione dzisiaj (tylko w tym dniu cyklu) a oni mnie praktycznie za drzwi wyrzucili mówiąc, że mogę sobie przyjść za tydzień. A jak nie to zapisać się na za miesiąc. To, że rownie dobrze ten dzień cyklu mógł wystąpić dopiero za 3 miesiące już nikogo nie interesowało.
OdpowiedzNie masz pojęcia o prtacy szpitali i opowiadasz bajki. Do szpitala przyjmuje się pacjentów w następującej kolejności: 1. stany zagrożenia życia 2. pacjenci do PLANOWYCH operacji czy pobytów 3. pozostali. Twoja żona jak widać nie łapała się w przypadkach 1 i 2. I nie ja to oceniam, tylko osoba w izbie przyjęć, z pewnością konsultująca skierowanie z napisem 'cito' z lekarzem. Widocznie cito twojej żony nie było takim wielkim cito. Nie wiem jak w ciąży, ale u osób nieciężarnych zakrzepy z powodzeniem leczy się w domu, raczej hospitalizacja jest ewenementem. Dla mnie zgrozą jest, że nie masz pojęcia o problemie, a oskarżasz ludzi nie wiadomo o co.
Odpowiedz@qulqa: Ja wiem, że jestem jełop, bo nie mam medycznego wykształcenia, więc pewnie wszystko o czym piszę nie trzyma się kupy. Ale twoim zdaniem zakrzepica nie jest ogólnie stanem zagrażającym życiu? No to czemu nasza olimpijka, Skolimowska Kamila, już nie żyje? I pomijam tu nawet fakt, że mądry lekarz sportowy tej zakrzepicy u niej nie rozpoznał. Problem w tym, że nigdy nie wiadomo kiedy skrzeplina "uzna za stosowne" oderwać się i powędrować sobie do tętnicy płucnej. Czy nie lepiej w wypadku takiej "nieprzewidzianej" okoliczności znajdować się w szpitalu? Więc moim - głupawym rzecz jasna - zdaniem żona autora "łapała się" na punkt pierwszy. Owszem, zakrzepicę można leczyć w domu (czy z powodzeniem, to inna sprawa), ale już to widzę jak ciężarna w 8. miesiącu robi sobie sama zastrzyki w brzuch. Albo jak robi to jej mąż i to bez żadnego przeszkolenia. I nie muszę ci chyba tłumaczyć, że przy "paskudnym zakrzepie", konsultowanym zresztą przez angiologa, zwykłe "rozrzedzanie krwi" mogłoby nie wystarczyć. Poza tym, nie wiem jak uważnie czytałaś tekst, ale z żadnego jego fragmentu nie wynika, że ktokolwiek zechciał fatygować się zbadaniem pacjentki, by móc postawić diagnozę, że "cito (...) żony nie było takim wielkim cito". To już są tylko twoje bezpodstawne domysły. Aha, jeszcze coś. Już od dawna pracownicy SOR nie podniecają się zbytnio wskazaniem "cito" / "pilne". Po co to panikować bez potrzeby? Lekarz kierujący histeryzuje, bo się nie zna i tyle. Nawet wśród "braci lekarskiej" są lepsi i gorsi. Ci z przychodni są "gorsi" (czytaj - głupsi).
OdpowiedzDobrze, że tym razem zaznaczyłaś, że i tak jesteś jełop. Ale będę miły. http://www.angio.org.pl/conf-data/pta1/files/ws_wytyczne_zchzz_2012(1).pdf Na długie zimowe wieczory.
Odpowiedz@12345: Po pierwsze - podajesz link, którego, za cholerę, nie da się otworzyć. Może więc podaj jakiś dostępny? Po drugie - jak się domyślam, czepiłeś się wyłącznie samej choroby i jej skutków, bądź leczenia, żeby udowodnić, że zakrzepica nie jest chorobą śmiertelną, tylko taką sobie dolegliwością. Po trzecie - do reszty mojego komentarza wygodnie się nie odnosisz.
Odpowiedz@Armagedon: Otwierasz link, i dopisujesz .pdf na końcu. Nie chce mi się do niczego odnosić po prostu, święta są. Sama zresztą twierdzisz, że nie wiesz o czym mówisz, a mi się nie chce z tobą dyskutować. Wytyczne poczytaj, tam jest wszystko napisane, kiedy i jakie jest ryzyko ZP i kiedy i jak sie wszystko leczy, łącznie z wytycznymi dla ciąży. Co do samych zastrzyków, https://www.youtube.com/watch?v=GoJdofjXQZ4 https://www.youtube.com/watch?v=Y6u9xrdvqOc te panie nie wyglądaja na wielce zakłopotane faktem, że muszą sobie zrobić podskórny zastrzyk gotową ampułkostrzykawką, z którą poradziłby sobie szympans. Znowu wychodzi, że nie wiesz o czym mówisz. Jedyne co mnie dziwi, to na cholerę się wypowiadasz na tematy, o których nie masz pojęcia, w tonie który sugeruje, że jednak masz. Typowa cecha polaków, znać się na sporcie, medycynie i tupolewach? Z całej tej historii jedyne co wynika, to to, że to stek bzdur. Bo już widzę jak na patologii ciąży ktoś komuś robi plastykę warg sromowych. Puknijcie się w głowę.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 grudnia 2015 o 20:49
@12345: Posłuchaj no, ty arogancki bucu, bo już mnie wkurzać zaczynasz. Nie muszę oceniać jakie było ryzyko ZP u żony autora, bo zrobił to wcześniej lekarz kierujący ją do szpitala. I widocznie uznał, że jest duże, skoro napisał "CITO". I ostatecznie do szpitala została przyjęta, tyle że po znajomości. Czytać nie umiesz? Gdyby angiolog uznał, że wystarczy terapia domowa - wypisałby receptę i odesłał do apteki. Ale ty, OCZYWIŚCIE, wszystko wiesz najlepiej. Nawet stan pacjenta potrafisz ocenić telepatycznie. I to właśnie ty jesteś jednym z tych, co to lekarzy "przychodnianych" uważają za kretynów. A średnio inteligentny szympans to się może nauczyć nawet zastrzyki dożylne robić. Każdy narkoman ci to powie. Tyle, że nie każdy lubi sam sobie zadawać ból. "te panie nie wyglądaja na wielce zakłopotane..." Ale na wyluzowane też nie wyglądają. Raczej na "dzielne, samodzielne", co to odważnie ze stresem radzą sobie same. Zaś, jeśli chodzi o Polaków - to znają się głównie na polityce, motoryzacji i piłce nożnej. Nie pakuj w to medycyny i tupolewa. Poza tym ZARĘCZAM ci, że każdy przewlekle chory zna się na SWOJEJ chorobie trzy razy lepiej, niż przeciętny konował. "...już widzę jak na patologii ciąży ktoś komuś robi plastykę warg sromowych." I znowu wylazło, że czytać nie umiesz. "...przyszła do niej pielęgniarka która pracuje w tymże szpitalu. Okazało się że pracuje na pokrewnym oddziale. Także coś z ginekologią czy położnictwem." I to na tym "pokrewnym" oddziale autor usłyszał rozmowę pielęgniarek. To oczywiste. A kierowanie na oddział pacjentek "prywatnych" bez kolejki to częsta praktyka. Pielęgniarki mogą się wściekać, ale nic na to nie poradzą. Pan ordynator na oddziale jest bogiem. Więc nie pitol głupot. Aha, no i są święta, czas radosny i spokojny. Po co masz sobie psuć humor komentowaniem śmierci jakiejś tam sportsmenki, dwudziestosześciolatki zmarłej nagle na zatorowość płucną?
Odpowiedz@Armagedon: Jedyne co zrozumiałem z twojego komentarza, po raz kolejny, to 'Coś tam niecoś wiem, ale nic konkretnego, nie wiem jak to tak do końca działa, ale nawrzeszczę to wyjdzie na moje'. Ja nie oceniam pacjenta telepatycznie, ja ci pokazuję, że nie każda żchzz to stan zagrożenia życia, i że chore skutecznie i łatwo leczą to w domu, czemu kategorycznie zaprzeczyłaś. Ba, posiliłaś się nawet na sarkazm, bo przecież wiesz lepiej niż konsylia piszące wytyczne, jak powinno się daną chorobę leczyć. Pokazując raz kolejny, żeś jełop i nieuk. Teraz odwracasz kota ogonem, ale przecież masz swój przykład sportsmenki z onetu, to po co ci wiedzieć więcej. Ani ty, ani ja nie wiemy co było pacjentce z historii. Pójdę nawet krok dalej, i powiem, że słowem się na jej temat nie wypowiedziałem - właśnie z tego powodu, że telepatą nie jestem. Dałem ci jedynie artykuł z wytycznymi cobyś mogła swe jełopstwo odjełopić lekturą fachową, a nie 30 sekundowym użyciem dr. google, zanim zaczniesz gadać głupoty. Mój brak komentarza na temat śmierci pani sportsmenki wynika z tego, że nie widziałem, nie badałem, nie rozmawiałem, dokumentacji medycznej nie czytałem, specjalistą nie jestem, więc nie mi oceniać na podstawie artykułu z onetu. Daru telepatii nie posiadam, ale za to tobie wychodzi to całkiem nieźle, szczególnie jeżeli trzeba kłapać ryjem. To, gdzie pacjentka ostatecznie trafiła, jest niesprecyzowane. Nie widzę powodu, aby pielęgniarka z ginekologii porozmawiała z położnikiem, na oddziałach ginekologicznych każdy zna i neonatologów, i położników. Koniec końców pacjentka trafiła na oddział, gdzie 'miejsc brak', a wcześniej tym oddziałem była wspomniana patologia. Dyskusja jałowa jak dyskurs między chirurgiem a anestezjologiem, więc ja robię peace out. Masz rację, przybij sobie piątkę. :)
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 27 grudnia 2015 o 13:01
@Armagedon: Nie mam ochoty odnosić się do twoich postów, świetnie zrobił to @12345. Zwrócę tylko uwagę na jedno. Czy do lekarza oczy też zwracasz się per 'konowale'? Czy braknie odwagi i jednak panodoktorujesz? STOP CHAMSTWU. PS - nie jestem pracownikiem medycznym, a jednak jak ukręciłam sobie na nartach kolano i dostałam receptę na Clexan (lek przeciwkrzepliwy), jakoś na podstawie obrazków na ulotce błyskawicznie nauczyłam się robić zastrzyki. Żadnej dzielności i miny typu 'dzielna, samodzielna' do tego nie trzeba.
Odpowiedz@qulqa: Swój Clexsan, kochaniutka, brałaś PROFILAKTYCZNIE! Wątpię, żeby na "paskudny zakrzep" wystarczył. A ty, MIMO, że nie jesteś - jak twierdzisz - pracownikiem medycznym, wypowiadasz się jak pani doktorka z wieloletnim stażem. Szczególnie w komentarzu dotyczącym przyjęć do szpitali i sposobów klasyfikacji chorych. Mnóstwo ludzi bierze zastrzyki przeciwkrzepliwe w domu, nie oznacza to jednak, że ich stan jest poważny i zagraża życiu. Ale jeśli "paskudny zakrzep" zatka żyłę, noga puchnie i boli, a pacjentka do tego jest w ciąży - to chyba hospitalizacja nie jet tu żadnym nadużyciem? Odsyłanie pacjentki w tym stanie do domu bez, chociażby pobieżnej, konsultacji jest zwykłym olewactwem. Bo z "normalnego" zakrzepu może zrobić się w żyle w ciągu paru godzin nawet kilkucentymetrowy zator. I wtedy, niestety, konieczny jest jak najszybszy zabieg, o ile pacjent ma tyle szczęścia, że skrzeplina nie przemieści się i nie zatka całkowicie tętnicy płucnej, co skutkuje natychmiastowym zgonem. PS I niech mi się tutaj wszystkowiedzący student medycyny nie wymądrza, bo niekoniecznie trzeba studiować podręcznik, by o takich przypadkach wiedzieć. Wystarczy mieć taki w rodzinie.
Odpowiedz@Armagedon: 1. Oceniałam twój komentarz dotyczący podawania leków przeciwzakrzepowych. Czy profilaktycznie, czy leczniczo, Clexan podaje się w jednakowy sposób - wstrzyknięcie podskórne w fałd, najczęściej skóry brzucha. Podawanie w inny sposób jest możliwe, ale zarezerwowane dla szpitali. 2. Jeżeli ktoś nie jest pracownikiem medycznym (czyli tak zwanym białym personelem) w polskiej opiece zdrowotnej nie oznacza, że nie ma odpowiedniego wykształcenia i wiedzy na ten temat. Studentką medycyny też nie jestem, mam 54 lata. 3. Odnośnie konieczności hospitalizacji wypowiedział się już @12345 z podaniem odpowiedniego linku. Rozumiem, że jesteś mądrzejszy od autorytetów medycznych, które opracowywały wytyczne? 4. Proponuję obowiązkową hospitalizację wszystkich kobiet w trzecim trymestrze ciąży, bo każda ma nadkrzepliwość i wzmożone ryzyko zakrzepicy. 5. 'Paskudny zakrzep', 'paskudna angina', 'wyrostek 5 minut przed pęknięciem'. Emfaza w wypowiedziach, dotyczących zdrowia, przekrac za czasem wszelkie granice.
OdpowiedzBtw. Zakrzepica zła i mordercza, a o zakrzepicy żył powierzchniowych to słyszała, czy doktor Google dopiero na drugiej stronie o tym mówi a to trochę za daleko? Leczy się nlpztem i elewacją kończyny, przechodzi samo po tygodniu. Poza tym, wybieram status studenta medycyny od klapiacej twarzą ignorantki 24/7. :) Co do reszty dialogu, to z mojej perspektywy wygląda to trochę tak: Miałem w rodzinie przypadek przedwczesnego odklejenia łożyska. Dlatego uważam, że każdą ciężarna z wykształconym łożyskiem należy hospitalizować, bo nigdy nie wiadomo czy takie lozysko sie nie odklei. Nie do końca wiem o co chodzi ale zrobiłem 30 sekundowy risercz u dr. Google, mam przypadek w rodzinie a pan doktor w telewizji mówił że to niedobre. Więc myślę, że mogę się wypowiadać jako autorytet. A i zapomniałam, lekarze to konowaly, i nie potrzebuje do tego czytać podręczników, bo to dla wszechwiedzacych studentów medycyny. :)) pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 grudnia 2015 o 5:18
@qulqa: @12345: Nie rozumiem, co te wasze "wykłady" mają wnieść do historii? Zamotaliście się w swoich wypowiedziach wykłócając o nieistotne sprawy. Ironizujecie bez sensu zagadując istotę problemu. A przesłanie z opowiadania płynie takie. a) Pacjentkę zlekceważono i nie przyjęto do szpitala, chociaż POWINNA zostać zbadana i przyjęta. Narażono jej życie i zdrowie. (MINUS dla ochrony zdrowotnej.) b) Pacjentka NIE POWINNA być hospitalizowana, a pomimo to została przyjęta - po znajomości. Zablokowano miejsce osobie potrzebującej. (MINUS dla ochrony zdrowotnej.) c) Pacjentka POWINNA zostać przyjęta, ale żeby uzyskać NALEŻNE jej świadczenie MUSIAŁA uruchomić znajomości. (PODWÓJNY minus dla ochrony zdrowotnej.) I koniec tematu. Po co to bić pianę omijając sedno sprawy i udowadniać, że taka, czy inna choroba nie jest śmiertelna? @Armagedon: Dałaś się wciągnąć w bezsensowne i przydługie polemiki.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 grudnia 2015 o 11:44
Żarty żartami. Żadnej dyskusji i polemiki nie planowałem, chciałem być miły i douczyć naszą specjalistkę do spraw konowalstwa w kwestiach, w których sama przyznała, że jest jełop i nieuk, a w których zabrała głos, w klasycznym sobie autorytatywnym tonie. Skoro już lubi narzucać swoją opinię w sprawach stricte medycznych bez stricte medycznego przeszkolenia, to wypadałoby, żeby miała jakieś podstawy. Taki kaganek oświaty wniosłem odrobinę. Ja bym tu dorzucił jeszcze: d) angiolog zamiast dać leki i poinstruować, wykazał się klasyczną w polskim systemie umiejętnością spychologii, czytaj: pacjentkę z wybitym palcem wyślę na cito na patologię, bo ciężarnych pacjentek nikt nie lubi, tak na wszelki wypadek. Czy minus? Zależy jak na to patrzeć. A o polskim NFZ i całym systemie z tego wynikającym już nie chce mi się pisać, dlatego nie komentowałem, bo patologia rodzi patologię, i w tym kraju jeszcze długo nie będzie normalnie.
Odpowiedz@Bedrana: Wykłady pokazują jedno. Wbrew twierdzeniu @Armagedon, pacjentka w ciąży z chorobą zakrzepową nie wymaga bezwzględnej hospitalizacji. Zdecydowanym minusem jest, że hospitalizuje się kogoś 'po znajomości'. Plusikiem w tym minusie jest fakt, że pacjentka czekała na wolne miejsce w szpitalu ('... na patologii nie ma miejsca komplet. Proszę przyjść kiedy indziej.'), więc przesunęła w kolejce najwyżej parę osób. Natomiast uwielbiam osoby takie jak @Armagedon, które nie mają odpowiedniej wiedzy, ale najlepiej wiedzą, co personel medyczny powinien w danej chwili zrobić. Jeśli tak dobrze wiecie, to po kiego kładziecie się do szpitala i idziecie do lekarzy?
OdpowiedzCzytając słowa "przychodzą takie prywatesy na korekcje ci*y, a normalni ludzie nie mogą się dostać" przypomniała mi się mama byłego znajomego. Ma około 46 lat, około 7 dzieci (on jeden mężczyzna, najstarszy z dzieci a każde dziecko od innego ojca), jednak dorabiała sobie poprzez grzeszne czyny z mężczyznami w jego wieku lub młodszymi (Nie, nie było pedofilii). Dorobiła się na tym sztucznych piersi i co roku robi wyżej cytowane operacje.
Odpowiedzza darmo umarło :/ jakbyś komuś w rękę posmarował to byś i pustą sale dostał
Odpowiedz"Moja mama pracuję" Minus. "Poinformowaliśmy tą panią." Żałuję, że nie mogę dać drugiego. Może popracuj nad poprawną polszczyzną zamiast płodzić dzieci?
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 grudnia 2015 o 20:44
Nie neguję, historia jak najbardziej piekielna, ale spójrz na to z drugiej strony: ktoś kto czekał na przyjęcie do drugiego szpitala również się nie dostał, bo Twoja Żona została przyjęta po znajomości. Oczywiście, widzę różnicę między skierowaniem cito, a korekcją u pacjentki prywatnej, ale przeciętna osoba odesłana z soru tak to widziała
Odpowiedzi nie wpadło Ci do głowy, że akurat ta kobieta która wpadła na SOR to rodzina lekarza i przywiozła mu na przykład obiad? żeby mógł siedzieć w tej pracy i obrabiać pacjentów a nie głodować? albo są zupełnie inne powody zjawienia się ich w szpitalu? inne procedury, inny wyznaczony personel, może więcej osób? ... najlepiej to tylko napsioczyć i poobrażać
Odpowiedz