Kontynuacja historii
http://piekielni.pl/70045, czyli biurkowego absurdu ciąg dalszy.
Jak wspomniałam w ostatniej historii, jedyne co mogłam zrobić w sprawie tego biurka, to wysłać maila do zarządu budynku z prośbą o ustalenie z ludźmi z 1. piętra co z tym fantem zrobić.
Mi niestety, pomimo usilnych prób, nikogo z Ą&Ę nie udało się do tej pory złapać, a pani sekretarka (ta, z którą rozmawiałam w zeszłym tygodniu) delikatnie rzecz ujmując problem olała i zrzuciła go na mnie.
Generalnie, gdyby w grę nie wchodziły żadne koszty, to ja bym sprawę jakoś ogarnęła i załatwiła kogoś, kto by mi to paskudztwo stąd zabrał. Problem w tym, że 1 piętro jest jeszcze w trakcie wykończeń i nie byłam w stanie z nikim, kto tam aktualnie pracuje ustalić, kto te koszty na ten moment miałby ponieść.
I tu do akcji wkroczył mój nierozgarnięty przełożony (też już o nim coś kiedyś wspominałam).
Otóż szef raczył mnie osobiście odwiedzić i bez owijania w bawełnę poinformować, że to JA jestem odpowiedzialna za transport i ewentualny demontaż biurka, ponieważ pani dizajner powiedziała mu, że jak ona ze mną rozmawiała jakieś dwa miesiące temu, to ja jej POWIEDZIAŁAM, że biurko o takich wymiarach spokojnie się zmieści do windy.
Ludzie trzymajcie mnie (nie po raz pierwszy zresztą).
Pomijając już fakt, że ja - recepcjonistka - absolutnie o czymś takim bym nikogo nie zapewniła (bo i z jakiej racji), to zastanawiam się co trzeba mieć pod kopułą, żeby zarabiając kilkaset tysięcy funtów rocznie obwinić za swoje niedociągnięcie kogoś, kto nie ma wręcz prawa mieć z taką kwestią nic wspólnego.
I już pal licho, że ta cała dizajner zwaliła to na mnie. Gorsze jest to, że mój przełożony jej uwierzył.
Przyznałam, że owszem, w okolicach połowy lipca (czyli wtedy, gdy pierwszy raz dowiedziałam się, że będę mieć nowych klientów) widziałam plany całego biura, i widziałam to kolumbryniaste biurko, ale nie skupiałam się wtedy na żadnych wymiarach, absolutnie NIC nie sugerowałam, a i o zdanie nikt mnie w tej kwestii nie pytał. Mało tego, nawet gdyby pytał, to bym się nie wypowiadała.
Kolejna sprawa - na takie rzeczy MUSI być oficjalne potwierdzenie typu e-mail, jakiś podpisany dokument, cokolwiek co ma moc prawną. Obsłudze budynku odpowiedzialności za takie rzeczy brać NIE WOLNO.
Najwyraźniej pani dizajner tego nie wiedziała.
Zanim przełożony zaczął się nakręcać, zapytałam go tylko, czy jak by mu ktoś powiedział, że recepcjonistka POWIEDZIAŁA, że można vanem na recepcję wjechać, to czy też by uwierzył. Odpowiedzi bystrzak nie wymyślił.
Na koniec pokazałam mu dokument, który pani z 1-go piętra rzuciła mi w piątek na biurko. A w nim jak byk pisze, że odpowiedzialność za transport biurka leży w rękach Ą&Ę. Szkoda tylko, że z tego dokumentu nie wynika kto zawalił z wymiarami biurka.
Teraz tak sobie myślę, że problemu by nie było, gdyby biurko tak jak 99% innych mebli wjechało w częściach prosto na piętro. W ostateczności montażem martwilibyśmy się później. Niestety tutaj ewidentnie zawalił ktoś z Ą&Ę próbując bezsensownie ciąć koszty.
Sprawa pozostała do wyjaśnienia, a ja czekam na dalszy rozwój wydarzeń.
A biurko jak stało, tak stoi.
praca na recepji zagranica
hehe postaw im na tym biurku kartkę "eksponat, własność Ą&Ę, seria "kupili, ale tego nie chcą" :D
OdpowiedzZasugerują szefostwu, żeby nałożyli na Ą&Ę opłatę za przechowanie prywatnych mebli w przestrzeni wspólnej budynku. Problem rozwiązałby się w 10 minut.
OdpowiedzKurczę, żeby przeczytać tą historię, musiałem przeczytać poprzednią, w której odniosłaś się do jeszcze wcześniejszej :P
Odpowiedz@imhotep: To prawie jak Rękopis znaleziony w Saragossie :)
Odpowiedz@archeoziele: Nie wiem, czy powinnam się tym porównaniem czuć mile połechtana, czy raczej posądzona o wprowadzenie chaosu - bo takie właśnie wrażenie pozostało we mnie po "zmęczeniu" tego, poniekąd fascynującego, dzieła :P
OdpowiedzJakby autorka miała za każdym razem zaczynać historię od samego początku, to nikt by jej nie przeczytał, przez ilość treści.
Odpowiedz@Zlodziej_Fistaszka: dokladnie. Jak ktos nie w temacie i zainteresowany to korona z glowy mu nie spadnie jak kliknie pare razy i poczyta początek
OdpowiedzNie PISZE a JEST NAPISANE!
OdpowiedzMieszkam niedaleko i mam vana. Klienta się znajdzie i podzieli kasę.
Odpowiedz@grruby80: Za chwilę się okaże, że co dzień mijamy się żyjąc w nieświadomości, ze MY, to MY!
OdpowiedzJedna uwaga: ustalenia "na gębę" też są prawnie wiążące. Tylko o tych wymiarach musiałby ich poinformować ktoś, kto jest uprawniony do reprezentowania firmy w tych sprawach, więc raczej nie Ty. No i oczywiście trudno takie ustalenia udowodnić. Ale to tak na boku, historia jak najbardziej na plus.
Odpowiedz@BiziBi: biurko nieodebrane do dnia....zostanie zniszczone, a firma obciazona za: magazynowanie, wywoz, prace.
OdpowiedzTwój przełożony to prawdziwy tytan intelektu :D
OdpowiedzBiziBi - następnym razem jak będziesz rozmawiać ze swoim cudnym szefem o biurku, użyj poniższych zaklęć: - it is against Health & Safety Wprawdzie zazwyczaj to pracodawca uwielbia ten tekst, zabraniając np postawienia ramki ze zdjęciem na biurku pracownika, zapominając, że jest to wspaniały obosieczny miecz, którym sami mogą oberwać - it is not in my contract Zauważyłam, ze jest to najpopularniejsza wymówka wśród rodowitych brytyjczyków – i szczerze mówiąc, wielu polaków powinno również wprowadzić ja do swojego słownika - we can discuss that issue with ACAS present Acas jest organizacją, której celem jest zapobieganie i rozwiązywanie spraw spornych na linii pracodawca/pracownik Zaproponuj też uprzejmie pani sekretarce z Ą&Ę, że z przyjemnością zajmiesz się biurkiem natychmiast po podpisaniu umowy na prace zleconą (dobrze płatną oczywiście).
Odpowiedz@Migrena: o tak, bardzo dobra rada "Its against Health and Safety". U mnie w pracy działa jeszcze tekst "otherwise I have to do datix", ale to chyba w warunkach szpitalnych tylko :)
OdpowiedzMyślę, że miejsce biurka jest na allegro :)
Odpowiedz@Shaiennee: Prędzej na ebay.co.uk :p
Odpowiedzczy twój szef to Pakistańczyk? bo jakiś znany mi sposób myślenia... Najlepiej byłoby wywieźć biurko na śmietnik, ale oczywiście, że skończyłabyś z rachunkiem 80.000 do zapłaty..
Odpowiedz@nursetka: Powiem tylko, że jest Europejczykiem. Wybacz, ale nie lubię pisać o konkretnych narodowościach, żeby zapobiec stereotypowemu szufladkowaniu i późniejszemu twórczemu obrzucaniu się wzajemnie kupą pod moimi historiami;) Co do Datix, to dotyczy on problemów związanych z NHS.
OdpowiedzTo już miniserial i muszę przyznać, że trzyma w napięciu - głównie dzięki nieogarniętym bohaterom drugiego planu. Obawiam się jednak, że masz szansę zagrać w telenoweli :D
Odpowiedz@devilska: Właśnie zajrzałam tu, żeby napisać, że to jest lepsze niż "Moda na sukces" :).
Odpowiedz@didja: Dajcie spokój dziewczyny! - "Moda na sukces" skończyła się dopiero na 7225 odcinku :P
Odpowiedz@BiziBi: A Ty myślisz, że z biurkiem będzie krócej ;)?
Odpowiedz