Jestem stewardessą.
Część druga opowieści, jak zniechęcić do siebie załogę i innych pasażerów, oraz skutecznie uprzykrzyć podróż sobie i innym.
W dzisiejszym odcinku: Dzieci i ich rodzice.
Absolutnie jestem za podróżowaniem z dzieckiem. Sama uwielbiam podróże i zawsze uśmiecham się na widok młodych par z potomkami, bo dla mnie poniekąd to dowód, że da się. ;) Moi rodzice również zabierali mnie za młodu ze sobą w delegacje. Niemalże codziennie widzę rodziców przygotowanych na podróż - kolorowanki, zabawki, bajki na laptopach. Na pokładzie często, gdy mamy chwilę wolnego, na prośbę rodziców co bardziej ciekawskich dzieci, pokazujemy gdzie siedzimy, co jest czym itd. Niekiedy zdarza nam się także robić zdjęcia z dzieciakami, gdy o to poproszą, a po wylądowaniu (za zgodą kapitana) pozwalamy wejść do kokpitu. Są jednak sytuacje, gdy maluchy (a tym bardziej rodzice) potrafią napsuć nam krwi...
Bieganie.
Rozumiem, że dziecko ma problem z usiedzeniem na czterech literach przez kilka godzin, jednak puszczanie go samopas, żeby pobiegało sobie po pokładzie naprawdę nie jest najlepszym pomysłem. Zwłaszcza, że większość lotu pracujemy i nierzadko my sami biegamy w każdą stronę. Taki podlotek w swoim maratonie często trafia na sam tył kabiny, gdzie trzymamy wszelkie zapasy do serwisu, prywatne rzeczy, oraz gdzie umiejscowione są bojlery z (naprawdę!) gorącą wodą. Gdy już tam trafi, wszystko trzeba dotknąć, poszarpać lub kopnąć.
Wielokrotnie zdarzyło mi się odprawiać dzikie tańce żeby dzieciaka ominąć, a przy okazji nie zrobić mu krzywdy żadnym wózkiem (który potrafi ważyć ok 100 kg), nie wylać na niego gorącej wody, albo zwyczajnie nie podeptać go butami na obcasie. Zdarza się również, że dziecko znajduje się w "potrzasku" gdyż robimy 2 serwisy - jeden od przodu, drugi od tyłu. Gdy dziecko wybiegnie na środek, pod koniec naszej pracy nagle nie ma żadnej drogi ucieczki, co często skutkuje płaczem i rozpaczliwą próbą przepchnięcia się obok nas (każdy kto podróżował tanią linią lotniczą wie, jak mało miejsca jest w korytarzu między siedzeniami). Wystarczy jedna nagła, silniejsza turbulencja lub zwykła chwila nieuwagi i tragedia gotowa.
Co robią rodzice? Pochłonięci książką, filmem, snem lub sobą nawzajem, nie zwracają najmniejszej uwagi na dziecko. Zdarza się również że wodzą za nim wzrokiem bez słowa, a na nasze spojrzenia reagują uśmiechem nr 5 mówiącym "no chyba to nie problem, przecież to dziecko!".
Hitem jednak była pani, jak się okazało koleżanka po fachu z tej samej firmy, zbazowana w innym kraju. Jej synek biegał po całym pokładzie szarpiąc za wózki, bawiąc się siedzeniami i przeszkadzając innym. Na zwróconą (naprawdę grzecznie!) uwagę, mamusia zareagowała krzykiem, że ona też jest stewardessą i nigdy nie zwróciłaby o to uwagi. No cóż, może ona jest przyzwyczajona do berbecia, zachowującego się jak mała małpka w zoo (dzieciak naprawdę robił straszny bałagan i szkody). My - niekoniecznie.
Toaleta i przewijanie.
Samolot jest wyposażony w toaletę przystosowaną do przewijania dziecka. Naprawdę wielu rodziców z tego korzysta, często również pytają gdzie mogą dzidzie przewinąć. Nic mnie tak nie raduje jak udzielenie tej informacji, gdyż codzienne patrzenie na przewijane dzieci na siedzeniach i wdychanie zapachu zużytych pieluch nie jest moim ulubionym zajęciem. Nie wspominając już o współpasażerach siedzących naokoło.
Wygrał pan, który po przewinięciu dziecięcia na siedzeniu, nacisnął przycisk wzywający obsługę i z miną wyrażającą "to już twoja robota" trzymał dla mnie zużytą pieluchę w dwóch palcach (wiecie, tak jak się trzyma coś naprawdę obrzydliwego).
Bohaterką innej sytuacji, która mi się przydarzyła była pani, której córeczka w wieku mniej lub więcej lat 4, niestety popuściła na siedzenie. Zdarza się najlepszym, to tylko dziecko. Pani posprzątała, przeprosiła, a po przylocie czekała na nas ekipa sprzątająca do dezynfekcji miejsca. Nie byłoby w tym nic piekielnego, gdyby nie to, że po fakcie pani musiała dziecko przebrać, a przed ubraniem świeżych ciuszków, dziewczynka polatała sobie naga jak ją Bóg stworzył po całej kabinie przez jakieś pół godzinki. Przy pełnym locie mamy 189 pasażerów. Pomijam kwestie, czy każdy naprawdę ma ochotę na oglądanie gołej dziecięcej pupy (i nie tylko), ale serio mamo... naprawdę jesteś w 1000% pewna, że na pokładzie nie ma kogoś o skłonnościach pedofilskich? Bo ja niestety nie, mogę się o to tylko modlić.
Matka Roku.
Sytuacja, która najbardziej zapadła mi w pamięć. Stoję sobie na zewnątrz, pilnując by nikt nie palił, nie przechodził pod skrzydłem (rozstawione są specjalne pasy, by tam nie wchodzić) i ogólnie służąc pomocą. Ot, taka procedura. Nagle widzę panią, która bierze synka na ręce, dosłownie WKŁADA za bramkę, stawia centralnie pod skrzydłem i przygotowuje aparat do cudownej foteczki. Na mój bieg i natychmiastową reakcję, reaguje krzykiem. Na pytanie, czy wie co może się stać pod skrzydłem tankowanego samolotu, nie znalazła już odpowiedzi.
Pomijam wrzaski, krzyki, płacze, bicie rodziców, szantaże i szorowanie dzieckiem po podłodze. Nie moje dzieci, nie mój biznes. Trochę się tylko smutno robi jak się na to patrzy...
samolot
jesli za dawnych lat twoi rodzice latali w delegacje to musieli byc mocno czerwonopartyjni
Odpowiedz@PolitischerLeiter14_88: "Moi rodzice również zabierali mnie za młodu ze sobą w delegacje." Jeżeli z tego jedynego zdania na temat, do którego się odniosłeś, wywnioskowałeś że chodzi o latanie, to gratuluję umiejętności czytania ze zrozumieniem. To cud jeśli w ogóle zdałeś do wyższej klasy niż pierwsza gimnazjum. Już nie mówiąc o tym, że stewardessami, są na ogół młode kobiety i ich dzieciństwo mogło spokojnie być i w roku 2000.
Odpowiedz@PolitischerLeiter14_88: Nie zauważyłam, żeby napisała "latali". Moi rodzice też mnie zabierali ze sobą przy różnych zawodowych okazjach - samochodem, autokarem, koleją. Tak, w delegacje. Nie, nie byli partyjni.
Odpowiedz@PolitischerLeiter14_88: Wystarczyło być inżynierem budownictwa i wiele egzotycznych krajów stawało przed Tobą otworem: Libia, Irak... Wiadomo, że nie wysyłali tam opozycjonistów z NZS, ale też nie trzeba było być partyjnym.
OdpowiedzPodlotek to dorastająca dziewczyna czyli tak 15-17 lat. Chyba nie o takie dzieci chodziło
OdpowiedzNawet gdyby w samolocie znalazł się ten mityczny pedofil, to naprawdę sądzisz, że zdołałby zrobić coś dziecku w samolocie pełnym ludzi?
Odpowiedz@misiafaraona: obsesja na tle podofilów jest tak silna, że większość uważa, że samym patrzeniem (z daleka,czy na fotografię) pedofil czyni dziecku krzywdę. Nawet jeśli jest to domniemany pedofil (tj. nie ma możliwości stwierdzić jego obecności czy nieobecności w danej grupie) to dziecko jest krzywdzone tym wyimaginowanym spojrzeniem. Niemniej jednak puszczanie gołego dziecka w samolocie jest wg mnie nawet nie niestosowne, ale wysoce naganne (gołe dziecko może sobie biegać po plaży, a nie po samolocie), niemniej niż zmienianie pieluch na siedzeniu a nie w pomieszczeniu do tego przeznaczonym. Niestety, raz byłam "węchowym" świadkiem takiego zdarzenia i o mało się nie udusiłam usiłując się odciąć warstwą chusteczek od obezwładniającego smrodu, choć siedziałam cztery rzędy od śmierdzieli.
Odpowiedz@misiafaraona: wystarczyłoby,żeby nagrał filmik telefonem,a potem wrzucił do internetu.A c o raz tam trafi,nidgy nie ginie...
Odpowiedz@tycjana12: To akt, w obecnej dobie elektroniki nie byłby to dla zboczeńca problem. Ale z drugiej strony... również takie nagranie nie zaszkodziło by bezpośrednio 4-letniemu dziecku. Ale pomimo tego, że w samolocie nikt by raczej dziecka nie skrzywdził, "mamuśka" mogła by pomyśleć o tym, żeby nie dawać materiałów potencjalnym pedofilom. Myślę, że problem był bardziej estetyczny. Od biegania na golasa dzieci są miejsca lepsze niż pokład samolotu pełny ludzi.
OdpowiedzA mnie zaciekawiło jedno... Co może się stać pod skrzydłem tankującego samolotu?
Odpowiedz@bonsai: Pewnie coś dotyczącego wycieku paliwa, do tego przy pracującym silniku. Pożar?
Odpowiedz@Locust: w pożar przy samym tankowaniu to nie bardzo uwieżę - do tego potrzebne jest nie tylko paliwo, ale również iskra... Na to, że paliwo może nam na łeb nakapać to wpadłam. Ale w wyznaniu napisane jest to w taki sposób, że zastanawiam się co jeszcze może się stać?
Odpowiedz@bonsai: Też bym to chciała wiedzieć.
Odpowiedz@bonsai: Nie wiem czy może się coś stać, ale takie są standardy bezpieczeństwa, to na pewno. Na całe dwa loty samolotem jakie mi się przydarzyły, pracownicy lotniska zawsze wyganiali pasażerów którzy przechodzili pod skrzydłami i brzmiało to poważnie, a nawet czasem były specjalne taśmy rozmieszczane.
Odpowiedz@trusieeek: Standardy standardami. To że paniusia nie powinna pod skrzydło wchodzić, to każdy (miejmy nadzieję) wie. Ale autorka się czepnęła także, że paniusia nie potrafiła jej powiedzieć, dlaczego pod skrzydło wchodzić nie można. A ja powiem, że sporo latam, taśmy ograniczające dostęp do części pod skrzydłem widziałam, a też nie wiem, co się może wydarzyć pod skrzydłem tankowanego samolotu. Niech mi ktoś wyjaśni.
Odpowiedz@Zmora: może chodzi o to, że wąż do tankowania mógłby się przypadkiem odczepić i spaść na głowę?
OdpowiedzNie za bardzo się orientuję, ale może po prostu boją się że ktoś coś z tym wężem będzie chciał zrobić? Może mi ktoś powiedzieć jak wysoko takie skrzydło siè znajduje i ile taki wąż waży?
Odpowiedz@trusieeek: ja wierzę, że to niebezpieczne - jeszcze jakieś tam resztki wyobraźni posiadam. Umiem wyobrazić sobie jak mi źle podłączony wąż na głowę spada, albo jak paliwo rozlało się pod skrzydłem i pięknie się na tym wywalam. Ale ciekawi mnie jakie jeszcze ryzyko istnieje.
Odpowiedz@bonsai: To wszystko jest na wypadek pożaru, naprawdę. Tak samo jak zasada, aby podczas tankowania samolotu nie zapinać pasów. I dlatego niedaleko stoi sobie wóz strażacki. Koniec końców są przepisy, do których należy się stosować, niektóre mogą wydawać się głupie, ale pewnie jakieś powody mają.
Odpowiedz@Locust: na serio jest aż takie ryzyko pożaru przy tankowaniu samolotu? No proszę, wiele głupich i głupszych scenariuszy umiałam sobie wyobrazić, a z pożarem na prawdę myślałam, że ryzyko jest porównywalne z tym na zwykłej stacji benzynowej.
Odpowiedz@bonsai: Nie wiem, jakie jest to ryzyko, chyba nie aż takie duże, bo nikt by wtedy nie tankował przy jednoczesnym wpuszczaniu pasażerów na pokład. Ale jeśli już coś się stanie, to obsługa i lotnisko musza być na to przygotowane, i musza się upewnić, ze zrobili wszystko, aby zminimalizować ryzyko dla pasażerów. Na tej samej zasadzie przed każdym lotem informuje się ludzi, gdzie są kamizelki ratunkowe i jaką pozycje przyjąć przy lądowaniu awaryjnym, choć nikt nie oczekuje, ze co piąty samolot spadnie do oceanu ;)
Odpowiedz@bonsai: Cysterny są zazwyczaj mobilne. Do tego może się jeszcze kręcić trochę obsługi - np. wózki transportujące bagaż lub uzupełniające zapasy pokładowego barku. Wątpię też, żeby ekipa sprzątająca biegała z workami śmieci po płycie lotniska, więc dorzuć jeszcze jeden pojazd do listy. Czas to pieniądza a postój kosztuje - od momentu opuszczenia przez pasażerów samolot przeciętnie stoi 30 minut. W tym czasie odbywa się właśnie tankowanie, czyszczenie i ładowanie bagażu pasażerów kolejnego kursu.
OdpowiedzDzieciak lata samopas - w wolnej chwili za rękę i do opiekuna z informacją, że przeszkadza i naraża się na niebezpieczeństwo. Na pewno zadziała to lepiej niż karcące spojrzenia.
Odpowiedz@Irasiad: Tak, pewnie, za rękę obce dziecko. Przypominam, że żyjemy w czasach kiedy nawet nauczyciel nie ma prawa dotknąć ucznia. Po zaprowadzeniu dzieciaka do bardziej skretyniałych rodziców, autorka mogłaby mieć spore problemy, bo nagle by się okazało, że narobiła mu siniaków (co prawdopodobnie byłoby kłamstwem), że pedofilka, macała dzieciaka i nie wiadomo co jeszcze.
Odpowiedz@lady0morphine: Chore czasy. Wszyscy bez szemrania mają znosić rozwydrzone bachory. Warto przypomnieć rodzicom, że dziecko jest jak pierdnięcie, to zniesienia tylko swoje.
Odpowiedz@Irasiad: W naszych czasach mam wrażenie, że ludzie przyzwyczaili się do posiadania samych praw, a minimalnych obowiązków. Stąd efekt częstych na piekielnych sformułowań: "ja mogę/chcę/życzę sobie", "ja mam prawo" i odpowiednio "nie masz prawa", "ja nie muszę" itp. Stąd pewnie taka osoba odprowadzając dziecko usłyszała by od rodziców że "ono ma prawo biegać gdzie chce", "oni nie mają obowiązku go pilnować-od tego jest obsługa pokładowa" itp. plus oczywiście "nie ma Pani prawa dotykać mojego dziecka" i tak można by mnożyć. Pewnie na 10 rodziców którzy bez namysłu puszczają dziecko samopas, 9 by tak zareagowało na uwagę a 1 by przeprosili i przypilnowali dziecka.
Odpowiedz@Irasiad: niby sensowne,zgadzam się z Toba ale jak inni musze stwierdzic iż rodzice maja to gdzies. Praciwałam w pubie gdzie przyszla rodzina ze znajomymi. Siedzieli koło kuchni, a dwie dziewczynki (ok5lat) biegały,tanczyly sobie. Na zwracanie uwagi, że my tu z gorącymi napojami i jedzeniem chodzimy. Dziecko wpadnie na Nas to poparzyny nie rEgowali. Dopiero jak koleżanka pow, że jak ją poparzą to beda jej placic za uszkodzenie ciala. Podziałało. Zostawili nam smieci poutykane za sofa.
OdpowiedzZawsze jak widzę takie obecnie fizycznie, ale nieopiekujące i niewychowujące dziecka mamusia przypomina mi się koleżanka z liceum. Miała starszą siostrę, która już miała dziecka i naśmiewała się z tego, jaka z niej "mamuśka pełną gębą", która tak poświęciła się dla dziecka, że od momentu porodu przestała być kobietą, żoną i koleżanką. Stała się tylko matką. Ta koleżanka utrzymywała, że to wstyd i żenada ciągle zajmować się dzieckiem, że to takie głupie i idiotyczne, wręcz uwłaczające. Dlatego chwaliła sobie jakąś koleżankę-matkę, która dzieckiem zajmowała się trochę, zapewniając mu tylko potrzebne rzeczy.
OdpowiedzAle w żadną stronę nie wolno przesadzać. Oczywiście dziecko należy wychowywać (nie mylić z pilnowaniem 24 na dobę ) ale nie należy zapominać przy tym o sobie .
OdpowiedzTo dzieciom nie wolno już nawet płakać?
Odpowiedz