Opowiem Wam dzisiaj pewną historię sąsiedzką. Tym razem nie będzie o zbyt hałaśliwych lokatorach w bloku czy przysłowiowych sporach o miedzę ;)
W moim bloku mieszka Piekielny Sąsiad. Człowiek Czysta Złośliwość, którego postępowania nie da się wytłumaczyć. Mam wrażenie, że wielu osobom dokuczał bez konkretnego celu, nie chcąc niczego w ten sposób osiągnąć, tylko ot tak dla rozrywki. Myślę, że każdy z mieszkańców mógłby opowiedzieć jakąś historyjkę z jego udziałem, ja opowiem tę, która spotkała mnie osobiście kilka lat temu.
W III klasie liceum zdałam egzamin na prawo jazdy i następnie za odłożone kieszonkowe, stypendium artystyczne i z ogromną pomocą rodziców kupiłam swój pierwszy samochód - używanego Fiata Pandę. Będąc jeszcze niedoświadczonym kierowcą, na początku starałam się parkować tam, gdzie miejsce było trochę szersze. Pod blokiem miejsca postojowe były wyznaczone w sposób prostopadły, a gdy wracałam do domu np. o 13, to często zdarzało się, że moje "maleństwo" stało jak ta sierotka samotnie na parkingu, więc z tym nie miałam problemu, przynajmniej przez kilka pierwszych tygodni.
Piekielnemu coś najwyraźniej nie pasowało. Po pewnym czasie zauważyłam, że parkuje swoje wozidło (nie pamiętam, co to dokładnie było, ale gabarytowo wielkości Nissana Qashqai) obok mojego. "Za bardzo" obok. Sąsiedzi mówili, że widzieli, jak Piekielny poprawiał kilkanaście razy swój samochód, żeby "przytulić" się do mojej Pandy na odległość nawet nie lusterek, a jednego lusterka (chociaż obok było sporo wolnego miejsca). Na dodatek często parkował w ten sposób po mojej lewej stronie, czym uniemożliwiał mi w ogóle wejście do samochodu od strony kierowcy - drzwi dało się otworzyć na maksymalnie 20 cm ;)
Kiedy pierwszy raz to zobaczyłam postanowiłam, że skorzystam jednak z komunikacji miejskiej.
Kilka razy zdarzało mi się wsiadać przez drzwi od pasażera i przeciskać się na fotel kierowcy, a dwa razy wsiadałam przez bagażnik, bo ktoś równie mocno rozgarnięty zastawił mnie z drugiej strony.
Kombinowałam i parkowałam prostopadle tyłem (w końcu przy wyjeździe na milimetry lepiej jechać do przodu niż cofać ;) zwłaszcza samochodem bez wspomagania kierownicy). Później parkowałam samochód dalej od bloku - dla mnie nie było problemu, żeby przejść sobie te 200-300 metrów, ale mieć spokój.
Wszystko to trwało kilka miesięcy, w ciągu których wielokrotnie zwracałam Piekielnemu uwagę, że nie zostawia mi miejsca, żeby wsiąść do samochodu i żeby parkował trochę dalej. W odpowiedzi słyszałam tylko całą serię wyzwisk i stwierdzenie: "no przecież nie ma narysowanych linii wyznaczających miejsca parkingowe, więc o co pani chodzi".
Jakiś czas później wracałam z moim tatą przez osiedle, kiedy niemal napadł na nas Piekielny. I drąc się oświadczył nam, że zarysowałam mu samochód przy wyjeżdżaniu z parkingu, odjechałam z miejsca zdarzenia, jego znajomy widział całe zajście i on wie, że to ja, on już powiadomił Policję i na koniec dodał, że prawo jazdy musiałam znaleźć w paczce chipsów. Próbujemy z tatą dowiedzieć się kiedy to miało mieć miejsce i niech pokaże nam zniszczenia. Odpowiedzi się nie doczekaliśmy, przyszło natomiast za jakiś czas wezwanie z Komisariatu Policji, żebym się zgłosiła na przesłuchanie.
Poszłam jak na ścięcie. Może faktycznie go gdzieś drapnęłam i nie poczułam? Jestem typem osoby, który jak coś zepsuje, to jednak się przyznaje, więc nie zwiałabym celowo. Układałam w myślach wypowiedź, żeby jednocześnie wskazać, że Piekielny celowo podjeżdżał blisko mojego samochodu, chociaż miałam niewielkie szanse, żeby obronić się tym zarzutem.
Obrona okazała się prostsza, niż myślałam. Do zdarzenia miało dojść w momencie, kiedy po pierwsze parkowałam już w zupełnie innym miejscu, a po drugie moja Panda... stała przez tydzień w warsztacie samochodowym ;) Jestem niesamowicie wdzięczna tamtemu warsztatowi, że zawsze przy oddaniu samochodu do naprawy wystawiali kartkę z datą przyjęcia auta, wykazem prac do zrobienia i przewidywaną datą odbioru. Po załączeniu do dowodów tego dokumentu, mówiąc kolokwialnie - Policja odczepiła się ode mnie.
Co się później okazało i dotarło do mnie pocztą pantoflową (od znajomych, którzy mają znajomych, którzy znają Piekielnego)? Piekielny prawdopodobnie gdzieś na mieście zarysował sobie cały bok o jakiś słupek. Nie chcąc tracić zniżki i korzystać z AC postanowił, że wybierze sobie jakąś ofiarę i oskarży ją o zarysowanie jego samochodu. Padło na mnie, bo pół osiedla widziało jak nasze samochody wyglądały prawie jak zrośnięte, a na dodatek byłam młodą dziewczyną, więc na pewno nie miałam doświadczenia jako kierowca.
Nie mam pojęcia jak potoczyły się dalsze losy Piekielnego i jego samochodu, faktem jest, że po jakimś czasie zaczął go parkować na parkingu strzeżonym. Mnie zaś to wszystko nauczyło wyjeżdżania z ciasnych miejsc parkingowym i cofania na milimetry lepiej, niż niejeden facet :P
sąsiedzi parking samochód
Sąsiad jak nic zasłużył na Karnego Kutasa.
Odpowiedz@Krolewna: Karny kutas to za mało,na taką mendę społeczną najlepiej "zakisić" w foli jakieś mięso w lodówce, tak aby powstał masakryczny odór... albo trzymać mięso z kurczaka w plastikowym pojemniku... ściekającą z tego śmierdzącą maź zmieszać z olejem, czy z bezzapachową oliwką. Potem takiemu delikwentowi, wlać w otwory wlotu nawiewu kabiny lub klimatyzacji, najczęściej w samochodach jest on usytuowany między górnym zakończeniem maski a dolną częścią szyby. Można sprawdzić dla każdego modelu... Facet na litry będzie kupował odświeżacze powietrza i zapachy samochodowe, zanim zabije ten smród!
OdpowiedzZastanawiam się czy w takich sytuacjach można go próbować pociągnąć do odpowiedzialności za pomówienia, czy coś podobnego. Kompletnie się na tym nie znam. Natomiast widoczne jest, że on był świadomy, że stało się to gdzieś indziej i próbował wyłudzić kasę.
Odpowiedz@GlaNiK: Sąsiadka próbowała mnie naciągnąć w identyczny sposób. Moje auto było poobijane, fakt, ale policja oglądając zarysowanie na jej samochodzie jednoznacznie oceniła, że są tam resztki czerwonego lakieru, a mój samochód był srebrny. Mina paniusi była dla mnie największą nagrodą, a jej samej odechciało się takich praktyk.
OdpowiedzChyba Piekielnemu nikt nie zaczął jeszcze robić psikusów. Gdyby odpłacić mu pięknym za nadobne, może odechciałoby mu się uprzykrzać życie sąsiadom. Tak na marginesie to myślę, ze on specjalnie stawiał tak samochód, bo chciał sobie twoim kosztem odnowić lakier. A jak nie wyszło, to próbował oszustwa.
Odpowiedznie rozumiem jesli twoje auto bylo zastawione tak ze nie mozna bylo do niego wsiasc a wlasciciel auta dobrowlnie nie chcial go przeparkowac czemu od razu nie wzywalas policji??? kilka 6takich wezwajn i by sie gosciu oduczyl!
Odpowiedz@voytek: generalnie pomysł zacny, ale trzeba zwrócić uwagę na to, że nie zawsze jest czas, by oczekiwać na przyjazd dzielnych rycerzy sprawiedliwości :) którzy przecież zwykle się nie śpieszą na miejsce wezwania - czy to z powodu innych obowiązków, czy też... no właśnie.
Odpowiedz@voytek: Do auta można było wsiąść, od drugiej strony. W wielu ciasnych miastach, np. włoskich parkowanie tak, że do auta trzeba wsiadać od strony pasażera jest standardem i nikt nie ma o to pretensji. Inna sprawa, że o rysę na lakierze też tam nie mają pretensji.
Odpowiedz@JaNina: Ile zarabiają Włosi ile zarabiają Polacy ;)
Odpowiedza twoj ojciec to przed sasiadem kanalami ucieal czy co ze tej sprawy nie zalatwil?
Odpowiedzhttps://www.youtube.com/watch?v=i5evHL7jtTM
OdpowiedzDziwne osiedle. Jak by pod moim blokiem ktoś tak cwaniaczył to by mu już dawno gębę skuli i tyle by było z jego piekielności : P
OdpowiedzMi też moją Skodzinę Felicie zastawiali pomimo narysowanych linii parkingowych. Tylku naklejek na szyby to ja się nawet w podstawówce nie naklejałem
OdpowiedzTakim to sie powinno robic wymyslne psikusy na porzadku dziennym ;) #pożyczki #kredyty
Odpowiedz"Mnie zaś to wszystko nauczyło wyjeżdżania z ciasnych miejsc parkingowym i cofania na milimetry lepiej, niż niejeden facet :P" Że co??
Odpowiedz@katarzyna: Czego tu nie rozumiesz?
Odpowiedzco za ludzie:/ gdzie oni sie rodzą?
Odpowiedz