Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Być może pamiętacie pewne nieszczęśliwe zdarzenie sprzed trzech lat - dwie dziewczynki…

Być może pamiętacie pewne nieszczęśliwe zdarzenie sprzed trzech lat - dwie dziewczynki zginęły rażone prądem z zerwanej linii energetycznej w Krzeszowie. Dziś sąd uniewinnił dwóch pracowników firmy energetycznej, którzy zostali oskarżeni o niedopełnienie obowiązków, przez co mieli przyczynić się do tragedii.

W lokalnych mediach pojawił się na ten temat artykuł. I zaczęły się komentarze..

Każdy z 'ekspertów' wypowiadał się w tonie wybitnie krytykującym nasze sądy i ich orzeczenia - stwierdzili, że to "skandal, że za zaniechanie obowiązku doprowadzającego do czyjejś śmierci nikt nie odpowiada" oraz zaczęli się zastanawiać, w jaki sposób zostali inżynierami-elektrykami.

No cóż, łatwo się wypowiadać na tematy, o których nic się nie wie.

Mam znajomego elektryka. W nocy poprzedzającej tamten dzień miał dyżur - miał przed sobą konsole z czujnikami na liniach wysokiego i średniego napięcia oraz kontakt ze wszystkimi ludźmi pracującymi w terenie. Wozy pogotowia energetycznego jeździły bez przerwy starając się naprawić kolejne usterki, ogólnie wszyscy pracowali na najwyższych obrotach.

Gdy rano wrócił do domu i zobaczył w telewizji, że zginęły dwie dziewczynki od zerwanej linii, od razu pojechał do pracy i przeanalizował minuta po minucie całą noc, czy coś mu nie umknęło, czy z miejsca wypadku wpłynęło jakieś zgłoszenie, która ekipa gdzie jeździ - spędził przy tym kilka godzin, wszystko było w porządku.

Po jakimś czasie firma zrobiła wewnętrzną kontrolę, jak to ta noc wyglądała, sprawą zajęła się także prokuratura. Przesłuchania, sprawdzanie wszystkiego.

Okazało się, że samochody pogotowia energetycznego przejeżdżały tamtędy kilkanaście razy, jednak nikt nie zauważył zerwanej linii - bo i ciężko zauważyć jeden zwisający kabel w nocy w trakcie deszczu. Szczególnie, że to przewód podobny do tych, które można zobaczyć na wsiach na przydrożnych słupach. Nikt też nie zgłosił braku prądu czy zerwanego kabla, czujników na takich liniach brak.

Wygląda na to, że nikt nie był winny. Ale kogoś trzeba było oskarżyć, inaczej 'opinia publiczna', czyli po prostu media pożarłyby prokuraturę i sądy.

No i oskarżono dwóch chłopaków. Trzy lata ciągania po sądach później ich uniewinniono, to się zaczęło gadanie. Że nieroby, że pewnie nie chciało im się naprawiać. Niewiele brakuje, żeby ktoś powiedział, że specjalnie weszli na słup, zerwali ten kabel i wsadzili do rzeki, w której zobaczyli dwie kąpiące się dziewczynki - znaczy się zwyczajnie je zamordowali.

Pytanie - kto pozwolił tym dziewczynkom kąpać się w rzece kilka godzin po burzy? Sama w sobie kąpiel w rzece nie należy do najlepszych pomysłów, co dopiero po burzy, która wyrządziła sporo szkód.

Z drugiej strony, czy takim wielkim kosztem w porównaniu do bezpieczeństwa ludzi byłoby zamontowanie czujników na liniach niskiego napięcia?

Rozstrzygnięcie, kto był zawinił, pozostawiam wam. Moją opinię już znacie. Jak to wyglądało od strony pracownika, który monitorował wszystko, też.

by kitusiek
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar timo
27 31

@Rak77: nie, śledztwo nie było prowadzone w sprawie, a właśnie przeciwko konkretnym osobom. Ad rem: mnie również wku*wia zachowanie rodziców: wypieprzyć dziecko za drzwi samopas, żeby się "bawiło" (nieważne: na torach, w rzece, na drodze, koło jakiejś maszyny...) i nie przeszkadzało w domu, a potem mieć do wszystkich pretensje o wypadek, tylko własnej winy nie widzieć. Efekty widać szczególnie w wakacje (dziesiątki utonięć niepilnowanych dzieciaków) i w ferie zimowe (również utonięcia, tym razem w wyniku łażenia po cienkim lodzie). Sorry, ale rodzic jest zobowiązany do opieki i nadzoru nad dzieckiem i jeśli tego nadzoru nie pełni, to właśnie jego należy postawić pod sąd.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 listopada 2015 o 21:41

avatar kitusiek
17 21

@Rak77: Wyśmiewam domorosłych ekspertów, później przedstawiam jak to wyglądało, a na koniec proszę o wasze rozstrzygnięcie. Środek, czyli opis sprawy robi różnicę, prawda? Masz okazję zapoznać się z sytuacją 'od wewnątrz', a nie tylko 'bo ktoś tam powiedział, że pan w telewizji powiedział, że..' ;) @timo: Wystarczy poczytać piekielnych - ile jest historii o zostawionych bez opieki dzieciach? Kilka dziennie? Skądś się muszą brać.

Odpowiedz
avatar soraja
0 32

@timo: bez przesady - dziecko powyżej 7 lat ma pełne prawo przebywać samo na ulicy, podobnie jak ma prawo bawić się np. w lesie czy nad jeziorem. Nie rozumieją tego tylko 2 grupy - bogaci, którzy organizują dzieciakom życie od kołyski do 18ki wychowując społeczne kaleki i patologiczni rodzice, którzy siedząc na zasiłku pracą się nie zhańbią, bo przecież muszą pilnować dzieci. W pozostałych przypadkach samodzielna zabawa, powrót ze szkoły itd. to po prostu część dorastania. Wypadki zdarzają się wszędzie - i o ile czasami można winić za nie rodziców (vide opisywane na tym portalu przywiązania psa do wózka i zostawienie samopas), o tyle "kto pozwolił dzieciom kąpać się w rzece" to już zwykłe szukanie dziury w całym. Autor niby narzeka na pseudoekspertów, by samemu się takim okazać.

Odpowiedz
avatar Dark_Messiah
-2 16

@soraja: Pełne poparcie, teraz trzyma się dzieciarnie pod kloszem, gdzie te czasy kiedy kąpało się w rzece, gliniankach czy innych zbiornikach wody, właziło na drzewa, jadło jagody prosto z krzaczka, jejku dziwne że ja żyje jeszcze.

Odpowiedz
avatar timo
24 24

@soraja, @Dark_Messiah: przypominam tylko, że według relacji w mediach "cała wieś" wiedziała o zerwanej linii i przewodach leżących w rzece. Ok, zgadzam się, że nadmierne "trzymanie pod kloszem" dzieciaków jest dla nich szkodliwe, ale skoro wiadomo było o zerwanych przewodach, to kto dzieciakom pozwolił wejść do rzeki? Nikt w całej wsi nie dobrnął do IV klasy podstawówki, żeby się dowiedzieć, że woda przewodzi prąd?

Odpowiedz
avatar goodfather
17 17

@soraja: Tu nie chodzi o to by trzymać dziecko pod kloszem ale by mu wytłumaczyć pewne kwestie. 7 letnie dziecko mogło nie widzieć czym grozi wejście do rzeki w której leży kabel pod napięciem ale dorośli?Jeszcze bym zrozumiał gdyby to nie było po burzy i nikt nie wiedział by o tym kablu. Ale w przypadku kiedy dorośli wiedzieli że kabel jest w rzece to powinni przypilnować dzieci.

Odpowiedz
avatar timo
8 10

@soraja: "dziecko powyżej 7 lat ma pełne prawo przebywać samo na ulicy, podobnie jak ma prawo bawić się np. w lesie czy nad jeziorem" - ciekawe, skąd taka teoria, w szczególności skąd ta granica wieku? Może podeprzyj to twierdzenie stosownym przepisem? Małoletni to małoletni, czy ma 4 lata czy 11 rodzic za niego odpowiada. Koniec.

Odpowiedz
avatar BlueBellee
6 6

@timo: Szczerze mówiąc nie słyszałam o tej historii, a ponieważ artykuły w prasie są zwykle subiektywne, to będę się trzymać tego co przeczytam tu. Skoro "cała wieś" wiedziała, to czemu oni nie zgłosili? I pewnie, że dzieciaki powinno się wypuścić na dwór, ale także uczulić na rzekę w takim przypadku. I to nie na zasadzie: "bo ja tak mówię", tylko wytłumaczyć.

Odpowiedz
avatar soraja
1 1

@timo: W polskim prawie obowiązuje zasada, że jeśli coś nie jest zabronione, to jest dozwolone - a kodeks wykroczeń i drogowy pozwalają przebywać na drogach publicznych dzieciom od 7 lat wzwyż - raz, że uczą tego w podstawówce, dwa - jakby ktoś zapomniał, było głośno w mediach przy okazji posyłania 6latków do szkół. Odpowiedzialność za małoletniego nie oznacza, że rodzic musi dziecko do 18ki za rączkę prowadzić - nie wiem, skąd wziąłeś tę teorię. Sama chodziłam na basen z koleżankami, gdy miałyśmy po 8 lat - dziewczynki z historii miały wg google'a lat 11 i 12. Ich rodzice mogli nie tylko nie wiedzieć o szkodach, jakie wyrządziła burza, ale też o samej burzy - normalni ludzie zwykle pracują i nie zatrudniają niańki do 12latka.

Odpowiedz
avatar timo
0 0

@soraja: Twoja wypowiedź wynika wyłącznie z dużych braków wiedzy prawniczej (co rozumiem, bo edukacja prawna w Polsce nie istnieje). Ale skoro tej wiedzy nie masz, to proszę, nie próbuj ludziom wmawiać głupot poskładanych z zasłyszanych w TV fragmentów, bo kompletnie mijasz się z rzeczywistością. 1) Kodeks wykroczeń nie ma tu nic do rzeczy 2) Prawo o ruchu drogowych, zwane przez Ciebie kodeksem drogowym, dotyczy ruchu drogowego (jak sama nazwa wskazuje), a nie opieki nad dziećmi 3) Nie życzę sobie twierdzenia, że coś powiedziałem/napisałem, jeśli tego nie zrobiłem. Skoro twierdzisz, że to ja skądś "wziąłem teorię", że rodzic ma do 18-tki (swoją drogą polecam naukę polskiego) "prowadzić za rączkę", to proszę, wskaż mi gdzie. 4) Skoro nie pojmujesz różnicy między "prowadzić za rączkę", a "ponosić odpowiedzialność prawną", to dyskusja z Tobą nie ma sensu, bo to jak rozmowa z przedszkolakiem o fizyce kwantowej. 5) To, co robiłaś w jakimkolwiek wieku nie jest (na szczęście) wyznacznikiem tego, co dobre, rozsądne, prawidłowe itd., a tym bardziej nie stanowi prawa. 6) Nauka czytania ze zrozumieniem nie boli, a pozwala uniknąć pisania głupot w stylu Twojego komentarza.

Odpowiedz
avatar grruby80
-3 11

Ja się tylko dziwie że te kable jeszcze są na słupach.

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
13 15

@grruby80: w miejscowościach podgórskich tak jest i będzie, w tak kamienistej ziemi nie opłaca się zakopywanie, a nawet może być bardziej niebezpieczne z uwagi na osunięcia ziemi lub zalania rozdzielni przez lokalne strumienie

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 listopada 2015 o 22:50

avatar juwelinki_pl
4 10

@PiekielnyDiablik: @timo: Nie zrozumieliście, gruby80 dziwił się że taka wieś i jeszcze nikt tych kabli nie zaje... zutylizował jako surowce wtórne :)

Odpowiedz
avatar JinxMaze
12 12

@timo: Oswiec nas skoro wiesz, a nie wyzywasz ludzi.

Odpowiedz
avatar goodfather
10 10

@timo: To napisz jak powinno być bo póki co to PiekielnyDiablik napisał rzeczowo i z sensem (przynajmniej dla mnie osoby nie znającej się na energetyce).

Odpowiedz
avatar timo
-2 2

@JinxMaze: nikogo nie obrażam, stwierdzam fakt. @goodfather: kamienista ziemia (przy okazji: to nie jest tak, że w górach ziemia zawsze jest kamienista, a na nizinach zawsze bez kamieni) owszem, trochę utrudnia i spowalnia zakopywanie przewodów, podobnie jak glina, trochę za to przyspiesza zużycie elementów roboczych maszyn (bo nikt przecież nie robi tego ręcznie). Ale nie jest problemem takiej skali, żeby nie można było tych prac wykonać lub żeby się "nie opłacało". Owszem, trudniej to zrealizować, niż w "zwykłej" ziemi, ale też korzyści są większe - w górach częściej występują gwałtowne zjawiska pogodowe, jak silne wiatry czy duże opady śniegu, co zwiększa ryzyko uszkodzeń linii napowietrznych oraz utrudnia dojazd w razie konieczności napraw, dlatego też większy jest sens wykonywania linii podziemnych, gdyż w przeciwieństwie do napowietrznych są one praktycznie bezawaryjne i niemal całkowicie odporne na czynniki zewnętrzne. Co do bzdur o osunięciach ziemi: w Polsce jest to zjawisko marginalne, a jeśli już się zdarzy, to nie słyszałem o przypadku uszkodzenie przewodów elektrycznych (które w przeciwieństwie do np. rur wodnych czy gazowych wykazują pewną elastyczność). Kompletnie nie rozumiem tez argumentu o zalaniu rozdzielni. Bo niby co, napowietrzna linia nie wymaga rozdzielni (a właściwie stacji transformatorowych, bo jak rozumiem to miał autor na myśli)?. Reasumując, nadal jestem zdania, że jak ktoś nie ma wiedzy, to niech nie zabiera głosu, a nie pisze bzdury. Takie typowe polskie "nie wiem, ale się wypowiem".

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
5 5

@timo: Pierwsze tłumaczyłem to jeszcze większemu "laikowi" niż ja, że tak jest i dlaczego. Specjalistą nie jestem, choć temat leży w zakresie moich luźnych zainteresowań. Wypowiadam się o tym co widziałem i widzę w miejscowościach podgórskich. Oraz to co słyszałem od ludzi stamtąd, dlaczego tak a nie inaczej ich zelektryfikowano, a później z jaki powodów nie modernizowano na podziemne. Pytałem też energetyków którzy właśnie naprawiali tam zerwane linie napowietrzne - kręcili nosami na myśl o zakopywaniu w takim podłożu. (w Sudetach) Najwyraźniej tam się nie opłacało i to jest mój główny argument. Widziałem też wiele miejsc gdzie jednak zakopano. Natomiast jeśli długą doliną biegnie droga wzdłuż której jest wioska. Tą samą doliną płynie strumyk który raz na kilkanaście lat "zabiera drogę" w różnych miejscach i szarpie wodociąg. Takie lokalne osunięcia. Nikt tam nawet nie myśli żeby dodatkowo kopać kanalizacje, ani gazociąg, a tym bardziej prąd. Bo nie osuwa się sama ziemia, ale głównie kamienie. Prąd jest na słupach już na zboczu, aby był wyżej. Tak samo transformatory stoją na słupach na wysokości 3-4m. Zwróć uwagę, że podajesz też dzisiejszy punkt widzenia ekonomiczny i techniczny. Dawniej ekipy nie były tak dobrze wyposażone w tak mocny sprzęt. Nawet nikt nie myślał żeby wywalić tyle energii i pracy w zakopywanie. Najwyraźniej łatwiej i taniej było serwisować napowietrzną. Tak samo jak technologia izolacji poszła do przodu. Nie zmienia to faktu że mimo linii podziemnej, rozdzielnię z transformatorem stawia się na słupach i niskie napięcie z powrotem pod ziemie. Musiano sobie poradzić stawiając słupy tam gdzie można i się dało. Nie przeczę w znaczne większej części miejsc "dziś" dało by się zakopać, ale są miejsca gdzie nadal przerzucamy górą, żeby kolejna powódź tysiąclecia która jest raz na kilkanaście lat nie zabrała(1997,2010). Trochę pokory dla przyrody, bo mam wrażenie że ty natomiast reprezentujesz postawę "na przekór wszystkiemu, technika musi zwyciężyć" - bo wykładowca na kursie SEP tak powiedział. btw. widziałem też rozwiązania "hybrydowe", gdzie główna linia jak i przyłącza do gospodarstw domowych były pod ziemią. Jednak oświetlenie uliczne biegło po staremu słupami.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 listopada 2015 o 14:02

avatar Austenityzacja
13 17

A jakby przeżyły to zostałyby bohaterkami narodowymi, jak Jasiu Mela, który wszedł do budynku transformatora podczas burzy i chwycił za przewody. A potem dostałyby odszkodowanie w setkach tysięcy i rentę do końca życia.

Odpowiedz
avatar veravang
4 4

@Austenityzacja: Typ 14 lat i "nie wiedział" jak działa prąd. Nikomu nie życzę tragedii, ale tak jak w tej historii o dziewczynkach, rodzice i sam poszkodowany szukają winnego i roszczą pretensje do wszystkich prócz siebie...

Odpowiedz
avatar LechU
-4 12

Czyli jeżeli przewód elektryczny opadłby na ziemię i ktokolwiek zginąłby porażony prądem elektrycznym z powodu tzw. napięcia krokowego (https://pl.wikipedia.org/wiki/Napięcie_krokowe) to postawiłbyś pytanie: Kto pozwolił tej osobie wychodzić na spacer kilka godzin po burzy? Sam w sobie spacer po burzy, która wyrządziła sporo szkód nie należy do najlepszych pomysłów?

Odpowiedz
avatar timo
10 14

@LechU: różnica jest tak, że dorosły - przynajmniej ten, który posiada mózg i z niego korzysta - z założenia posiada zdolność zauważania i rozpoznawania zagrożeń oraz reagowania na nie. Widzisz zerwany kabel - nie podchodzisz, dzwonisz po służby. Widzisz skrót przez zamarznięte jezior, ale wiesz, że mróz jest dopiero od kilku dni i lód może być cienki - nie wchodzisz. Widzisz pracującą maszynę - nie pchasz łap z ciekawości. Dzieci są ciekawe świata i nieświadome wielu zagrożeń, dlatego rolą rodziców/opiekunów jest pilnowanie ich. Dlatego nie puszcza się 4-latka samego do przedszkola na drugim końcu miasta, nie każe się 7-latkowi samemu jechać rowerem ruchliwą drogą, nie pozwala się pływać bez opieki na niestrzeżonym akwenie itd. Dotarła do Ciebie różnica?

Odpowiedz
avatar kitusiek
5 5

@timo: Dokładnie to chciałem napisać. @LechU: Postawiłbym inne pytanie - czy zginął od własnej głupoty, czy nieuwagi. Gdyby to było dziecko, tak jak teraz - dlaczego rodzice nie przypilnowali. Za dzieci odpowiadają rodzice, wraz z wiekiem ta odpowiedzialność powinna płynnie przechodzić na dzieci tak, aby z osiągnięciem pełnoletności zdecydowana większość (ale nie całość) odpowiedzialności była na "dorosłym" człowieku. A dorosłym się stanie, kiedy będzie w pełni odpowiedzialny za siebie - kiedy sam zacznie się utrzymywać, przewidywać zagrożenia, umieć zaplanować najbliższą przyszłość w miarę racjonalny sposób. Dopóki tak nie będzie, w jakiejś części, większej lub mniejszej, odpowiadają za nich rodzice. Szczególnie, kiedy, tak jak w tym przypadku, ofiarami były dwie dziewczyny - jedna 12 lat, druga rok starsza.

Odpowiedz
avatar wredna_zuzanna
11 13

Nie żyje w rodzinie patologicznej ani nie sypiam na pieniądzach, mam dwoje nastoletnich dzieci i nie ma takiej opcji żeby same chodziły nad rzekę. Jeśli już to nad strzeżone kąpielisko i pod opieką kogoś dorosłego. Koniec. Kropka.

Odpowiedz
avatar asmok
6 6

"Z drugiej strony, czy takim wielkim kosztem w porównaniu do bezpieczeństwa ludzi byłoby zamontowanie czujników na liniach niskiego napięcia?" W skrócie - tak.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 8

To oczywiste. Po burzy dziewczyny nie powinny wchodzić do rzeki dopóki nie będzie wystarczająco bezpiecznie. Ale kto je tak wychował? Jak były dostatecznie duże by chodzić samemu nad rzekę, to powinny wiedzieć kiedy wolno, a kiedy niekoniecznie. Ale ktoś musiałby i o tym powiedzieć. No i tu zaczynają się problemy. Nie tylko rodzice są winni. Nauczyciele powinni umieć wpoić dzieciom odpowiednie zasady bezpieczeństwa, a nie poprawiać 3 * 5 na 5 * 3. Debile nie powstają zależnie od szczęścia, więc nie ma, że były po prostu głupie. Zależą od wychowania.

Odpowiedz
avatar BlueBellee
3 3

@Piekielna_Kanapka: Też niekoniecznie. A Może wpoili, ale miały gdzieś? Zresztą w tym wieku, to zwykle masz raczej "nieśmiertelność" - nie sądzisz, że coś Ci sie stanie, nawet jeśli logika na to wskazuje. I moze wiedziały, ze im nie wolno, ale "zakazany owoc"? Przecież rodzice nie mogą za nastolatkami chodzić krok w krok. Nie twierdzę, że tak było - po prostu są różne opcje i raczej się nie dowiemy jaka była prawdziwa. I po to chyba stworzono takie słowo jak "wypadek". Czasami winy nie ma.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
3 5

"skandal, że za zaniechanie obowiązku doprowadzającego do czyjejś śmierci nikt nie odpowiada" - z tym się zgadzam w 100%. Tylko nie zgadzam się z kozłami ofiarnymi z łapanki. Ktoś nie zgłosił braku prądu, choć mógł. Ktoś zdecydował by zaoszczędzić na czujkach. Nie było żadnego odpowiednika domowej różnicówki najwyraźniej. W końcu ktoś puścił dzieci do wody na dziko. Cała masa błędów. Lub zachowań wątpliwych...

Odpowiedz
avatar Isegrim6
3 3

@bloodcarver: z tymi czujnikami to też pytanie czy to była decyzja, czy też po prostu ogrom pracy i brak wydolności, bo chyba sobie nie wyobrażasz że jak zarząd coś zadecyduje to to staje się rzeczywistością? Potrzeba czasu na wdrożenie tak czy inaczej właśnie splot wielu małych niedopatrzeń, braku wiedzy określa coś co nazywamy wypadek :)

Odpowiedz
avatar PiekielnyDiablik
2 2

@bloodcarver: no własnie "kozłami ofiarnymi z łapanki". Ja nie wiem czy to rodzice czy bardziej dziennikarze, ale ktoś się tutaj wybitnie domaga się krwi i głów. Nie było też ani słowa o odszkodowaniach. A takie chyba bez problemu powinien wypłacić ubezpieczyciel operatora linii energetycznej. Do tego nie potrzeba raczej winnego z imienia i nazwiska. Rodzice też powinni się cieszyć, bo jako prokurator to mimo wszystko rozważałbym oskarżenie ich o niedopilnowanie. Kto normalny wypuszcza dzieciaki bez nadzoru do górskiego strumienia, no nawet jeśli okolica znajoma i było tak wielokrotnie, to po burzy trzeba sprawdzić miejsce, naniosło gałęzi, luźnych kamieni, przybrało wody. Niestety to skrajna niefrasobliwość i nieznajomość warunków lokalnych. Swoją drogą to czy ktoś ma pretensje do strażaka że jeśli nie wie ile osób jest w pożarze, to nie wyniesie, bo nie zobaczył, wszystkich. Ilu ludzi przed porażeniem tego dni "uratowali" ci energetycy naprawiając inne linie?

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 28 listopada 2015 o 1:07

avatar anonimek94
1 1

@PiekielnyDiablik: Niestety są ludzie którzy będą oskarżać strażaków. Są ludzie którzy zawsze muszą znaleźć winnego. Zazwyczaj szuka się winnego, gdy samemu nie mamy wystarczającej wiedzy - on ją powinien mieć więc on powinien coś z tym zrobić. A dlaczego powinien, już się nie zastanawiamy. Nie zastanawiamy się czy ta wiedza jest dlatego, że ta osoba chce a my (ogólnie mówię) nie chcemy, czy dlatego, że powinien ze względu na pracę. Dużo tu niedomówień, ale pewne jest, że wiele tego co zawiniło to brak wiedzy podstawowej, takiej której uczymy (lub powinniśmy) się w szkole podstawowej, ewentualnie gimnazjum. Dziewczynki były w wieku 11 i 12 lat, same powinny dużo tej wiedzy mieć a resztę powinni kontrolować dorośli, tego zdecydowanie zabrakło. Czy za wszystko powinny odpowiadać służby? Jeśli tak, czy to właśnie nie krok do 'rodzice nie potrafią wychowywać dziecka'? Ostatnie zdanie to pytanie retoryczne, nie zgadzam się z tym i społeczeństwo teoretycznie także nie. Niestety czyny i oskarżenia wskazują na coś innego. Wystarczy poczekać na jakąkolwiek tragedię, a już urzędnicy są winni.

Odpowiedz
Udostępnij