Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Co roku, aby trochę świata zwiedzić, wyjeżdżam z rodziną na wycieczki organizowane…

Co roku, aby trochę świata zwiedzić, wyjeżdżam z rodziną na wycieczki organizowane przez biura podróży. Przed pierwszym wyjazdem wydawało mi się, że to właśnie biuro może być piekielne... jednak się myliłam.

Czy ktoś mi może wytłumaczyć co wstępuje w nasz naród, kiedy przychodzi czas na posiłek podawany w formie szwedzkiego stołu?
Zrozumiałabym, gdyby na jedzenie rzucali się jedynie starsi ludzie, którzy kiedyś musieli walczyć o towar w sklepie i trudno im się przestawić. Zrozumiałabym, gdyby wystawione były jakieś wyjątkowe, egzotyczne potrawy w małych ilościach i ktoś się przestraszył, bo chciałby spróbować, a może mu nie starczyć.

Wygląda to mniej więcej tak (by było łatwiej przedstawię tę katastrofę na przykładzie Janusza):

Janusz (tu zaznaczę, że są to Janusze obu płci) stoją przed salą restauracyjną już 30 minut przed jej otwarciem, aby mieć pewność, że nikt ich nie ubiegnie. Kiedy kilku Januszów wpadnie na ten sam cwany pomysł i cała sprawa się komplikuje, Janusze rozładowują rosnące napięcie słowiańskim tańcem z nogi na nogę, stękami zmęczonych życiem wojów, ochach i achach jak tu gorąco, powarkiwaniem na uwijającą się załogę i natarczywym, choć jeszcze przyjaznym spoglądaniem na innych Januszów. Nawiasem mówiąc, te 30 minut zostały dane przez przewodniczkę na szybki prysznic po długim zwiedzaniu w upale, ewentualną zmianę ubrania i chwilowy odpoczynek, zostawienie toreb w pokoju itp.

Kiedy zbliża się czas kolacji i zbiera się coraz więcej ludzi, zaczyna się robić nieprzyjemnie (nie tylko z powodu braku prysznica). Przyjazne spojrzenia zamieniają się w jawnie wrogie.
Przykro mi to mówić, ale z chwilą otwarcia drzwi prawie wszyscy stają się Januszami.
Ludzie rzucają się na jedzenie jak wygłodniałe psy, biorą po kilka talerzy w ręce i nakładają sobie wszystkiego tyle, że zszokowana obsługa musi wymieniać puste pojemniki na jedzenie. Talerze wyglądają jak kopce kreta, przepełnione wszystkim, co tylko można było wziąć. Jestem święcie przekonana, że tyle jedzenia nie jest w stanie pomieścić ludzki żołądek.

Po walce siadają, ale zaraz wstają i idą po kolejny talerz, bo na talerzu sąsiada było coś, czego ta osoba nie wzięła... Po kilka szklanek, w każdej inny sok. Pięć talerzyków, na każdym inne ciasto. Hitem jednej z kolacji był pan, który dorwał się do arbuzów, które po prostu wsuwał do buzi, bez udziału zębów (naprawdę, jak w kreskówkach), a sok i pestki ściekały mu po brodzie, szyi, rękach aż po łokcie.

Kiedy mijał szał i każdy miał już milion talerzy i minę chomika z wyładowanymi policzkami, zaczynało się powolne, krowie przeżuwanie. Zawsze byliśmy jednymi z tych, którzy wychodzili pierwsi, więc nie wiem jak kończył się ten cyrk, ale niemożliwe było zjedzenie tego wszystkiego na raz i podejrzewam, że jedzenie było koniec końców wyrzucane.

Na nic nie zdały się prośby czerwonej ze wstydu przewodniczki, która grzecznie prosiła żeby nie przesadzać z nakładaniem na talerz, bo na pewno każdemu wystarczy. Następnego dnia było to samo, z dodatkiem wynoszenia jedzenia w torebkach poza restaurację (!) przy czym musiała interweniować obsługa. Dodam tylko, że nie były to niedojedzone resztki - a raczej niedojedzona większość - z talerza ale nowe, oddzielne porcje np. kotlety wzięte przy wyjściu ze szwedzkiego stołu.

Nie wiem, czy to ja mam takiego pecha i trafiam na takich ludzi, czy na większości wycieczek tak jest, ale z 50-osobowej wycieczki co najmniej 45 osób traciło rozum przy kolacji. Były to osoby obyte i wykształcone, niektóre do rany przyłóż gdy się z nimi porozmawiało w ciągu dnia.

zagranica

by robokalipsa
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Vitas
10 10

Jak w jednym odcinku Jasia Fasoli :p

Odpowiedz
avatar sixton
20 22

Może działał tu jakiś instynkt stadny - gdy w normalnych okolicznościach takie zachowania byłyby jednostkowe, to w jakiejś większej grupie obłęd sięga także po tych, którzy normalnie się tak nie zachowują, może nawet by się wstydzili. Myślę, że mniej więcej tym samym są wszystkie te akcje z Lidla, gdzie ludzie dostają małpiego rozumu przy byle promocji - jak gdyby to był wygrany los na loterii.

Odpowiedz
avatar minutka
19 19

@sixton: Może faktycznie obawa, że "jak sobie nie wezmę od razu, to potem zabraknie", co przy takich współbiesiadnikach nie jest wykluczone - i kółko się zamyka. A co do brania na potem - "no przecież wszystko to jest już zapłacone, co za różnica, czy teraz, czy później".

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

No właśnie, czytając to przypomniał mi się filmik z youtube Walka o karpia w Lidlu ;)

Odpowiedz
avatar GlaNiK
0 0

@pokrzywdzona_forever: A później druga część, Walk o crocsy ;)

Odpowiedz
avatar MrSpook
0 0

Bydło nawet jak się dorobi złotych nocników, dalej będzie się zachowywać jak bydło, mimo, że w salonie wisi najdroższa plazma/oled.

Odpowiedz
avatar Locust
19 19

Myślę, ze przodują tu Janusze, którzy maja poczucie, ze jeśli nie nażrą się po dziurki w nosie, to stracą. Bo przecież zapłacili, a jak zapłacili, to im się należy. A dodatkowo jakaś rywalizacja pewnie, bo co, będzie taki Kowalski miał więcej, niż ja? Widziałam relacje z jakiegoś kurortu, gdzie wataha ludzi czekała na otwarcie basenu przed szósta rano, by zająć sobie najlepszy leżak. Sceny jak za PRLu, gdy rzucili mięso ;) A potem i tak połowa była pusta. Janusz w ludziach silniejszy, niż zdrowy rozsądek.

Odpowiedz
avatar chiacchierona
18 20

Janusze są nie tylko obu płci ale i wszystkich możliwych narodowości, nie tylko Polakom puszczają hamulce jak pojadą zagranicę gdzie ich nikt nie zna. Co do Januszów co czekają pod restauracją pół godziny przed czasem, ja wolę takich niż tych, którzy przylezą jako ostatni ale do koryta by chcieli jako pierwsi. Żeby to osiągnąć, trzeba się pchać jak ten lodołamacz traktując wszystkich "z bara". Potem, można jeszcze komuś zwinąć sprzed nosa łyżkę do nakładania w momencie jak już prawie dotyka jej ręką, obsłużyć siebie, kolegę po prawej, kuzynkę po lewej i to wszystko nawołując Grażynę czy inną Halinę co to na drugim końcu sali plotkuje z psiapsiółką. A na koniec, koniecznie trzeba jeszcze, razem z całą szczęśliwą rodzinką zablokować innym dostęp do stołu i powarkiwać wyzywając od buraków wszystkich, którzy też chcieli by zjeść. Dla mnie, szwedzki stół, nawet wliczony w cenę, często nie jest wart moich nerwów...

Odpowiedz
avatar kurczeblade
11 11

Odbić chcą sobie koszta wycieczki. A wynoszenie ze szwedzkiego stołu to brak klasy kompletny. Taka jest zasada, że jesz na miejscu ile chcesz - zawsze doniosą - ale się nie wynosi, bo to brak kultury i znajomości zasad. Raz tylko poprosiłam obsługę o zapakowanie czegoś, bo źle się czułam i musiałam za 3 godziny wziąć kolejny lek, przed którym trzeba zjeść. Czekała mnie za chwilę bardzo długa konferencja i nie zdążyłabym iść do miasta szukać sklepu (hotel był od miasta oddalony). Dostałam elegancko zapakowane i z uśmiechem zrozumienia bez szarpania się z obsługą przy drzwiach. Niektórzy po prostu mają wioche w genach.

Odpowiedz
avatar Armagedon
8 18

Ja nie wiem na jakie wycieczki ty jeździsz, ale ja, przynajmniej od dziesięciu lat, wyjeżdżam z reguły na dwie w ciągu wakacji. Jedna - objazdówka, druga stacjonarna. Albo na jedną dłuższą - "mieszaną". Nigdy nie zaobserwowałam takiego zachowania, jakie opisujesz. Owszem, czasami zdarzały się przegięcia, czasami spotykało się "janusza", ale większość uczestników posilała się kulturalnie. Oczywiście, że szwedzki bufet kusi, bo jest dużo różnych różności, w dodatku bardzo apetycznie podanych, więc czasami wybór jest trudny i ludzie nakładają sobie więcej, niż są w stanie zjeść. Szczególnie, jeśli są głodni - bo nie od dziś wiadomo, że "je się oczami". Ale to co ty przedstawiłaś - to jakaś apokalipsa! Myślałby kto, że ci ludzie wyjechali na wycieczkę wyłącznie po to, żeby się nażreć na zapas, na cały następny rok. "Walka" o posiłek, napełnianie "milionów" talerzyków każdym, możliwym rodzajem jedzenia, po pięć szklanek z różnymi napojami, pakowanie do ust olbrzymich porcji na raz, "krowie" przeżuwanie, wynoszenie po kieszeniach kotletów "na zapas"... Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zdrowo przerysowałaś...

Odpowiedz
avatar goodfather
8 10

@Armagedon: Powiem tak byłem nie raz na wczasach zagranicznych i nigdy nie spotkały mnie takie piekielności jak ludzie tu opisują. Powiem więcej na tle innych narodowości Polacy zachowywali się tak samo. ot zwyczajnie nie ma ludzi idealnych i zarówno śród Polaków jak i innych narodowości występowały jakieś drobne piekielności.

Odpowiedz
avatar Locust
2 8

@Armagedon: A ja jestem skłonna uwierzyć autorce, właśnie przez to, co dzieje się podczas rozmaitych promocji, uroczystych otwarć czy innych imprez. Być może autorka miała pecha, ze trafiła na takie zbiorowisko buraków, a ludzie zachowujący się normalnie ginęli w tłumie Januszów.

Odpowiedz
avatar Katka_43
9 9

@Armagedon: To samo chciałam napisać, też wyjeżdżam co roku i zdarzały się jednostkowe przypadki Januszy, ale nigdy i nigdzie normą to nie było. Zdrowo przejaskrawione. A najgorszy syf i buractwo, totalny brak kultury to muzułmanie po Ramadanie. Konkretnie Egipcjanie.

Odpowiedz
avatar Jorn
8 8

"Czy ktoś mi może wytłumaczyć co wstępuje w nasz naród kiedy przychodzi czas na posiłek podawany w formie szwedzkiego stołu?" To samo, co w każdy inny naród. Czyli nic. Niektóre jednostki za to się zachowują, jakby musiały zeżreć lub wynieść wszystko, co kuchnia wyprodukuje, ale to nie zależy od narodowości.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
4 6

Może nie na temat. Dlaczego akurat takich buraków nazywamy "Janusze"? Janusz to takie fajne imię.

Odpowiedz
avatar katem
3 3

@rodzynek2: Pokazali kiedyś w internetach pewnego człowieka, który jakoby miał na imię Janusz i zachował się podobno jak burak. Potem były w tychże internetach sprostowania i wyjaśnienia, że niesłusznie człowieka napiętnowali. Ale tłuszcza internetowa gdy coś podłapie, to się tego trzyma jak ów przysłowiowy rzep (nie patrząc, że komuś krzywdę czy perzykrość robi. I teraz uważają, że nazwanie buraka imieniem Janusz jest zabawne. Wcale tak nie uważam i też protestuję, ale to wołanie na puszczy.

Odpowiedz
avatar rodzynek2
1 1

@katem: Dzięki za odpowiedź.

Odpowiedz
avatar wwj1
0 0

Spore znaczenie ma profil biura podróży. Nie chcę absolutnie sugerować, że źle wybieraliście. Rzecz w tym, że im tańsza oferta, tym profil "rodaka" adekwatny do wartości. Ja z rodzinką zawsze woleliśmy bardziej zaoszczędzić przed wakacjami, a nie w trakcie i konsekwentnie wybieraliśmy droższe oferty, typu TUI. Obsługa w Polsce i w miejscu przeznaczenia zdecydowanie lepsza, czartery na lepszym poziomie-choćby większy limit bagażu (raz ku memu zaskoczeniu dostaliśmy nawet ciepły posiłek). No i przede wszystkim rodacy... Może nie zawsze, nie wszyscy, ale jednak na Januszów z Grażynami nie trafialiśmy. Najtańsze biuro+"tańszy" kraj (np.Tunezja)=ciekawe doświadczenia już w samolocie, o pobycie nie wspominając... :-)

Odpowiedz
avatar paninene
0 2

Czemu się dziwić? Tylko Janusze jeżdżą na wycieczki organizowane.

Odpowiedz
avatar Chinerpeton
-1 1

Ciekawostka: Janusz płci żeńskiej nazywa się Halina.

Odpowiedz
avatar Persefona
2 2

@Chinerpeton: Nie Halina, a Grażyna w skrócie Graża :P

Odpowiedz
avatar ieyasu
0 0

Pojedź sobie do sanatorium i traf na zorganizowaną grupę emerytów. Wspomnienia ożyją :)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

"Były to osoby obyte i wykształcone, niektóre do rany przyłóż gdy się z nimi porozmawiało w ciągu dnia." Jak ulał pasuje tu powiedzenie, żeby nie oceniać ludzi po pozorach. Szkoda tylko, że na minus, bo zaskoczenie raczej do przyjemnych nie należy. Ogólnie to co opisujesz nie zdarzyło mi się na "wyjazdówkach", bo tam (o dziwo) zawsze trafiam na ludzi faktycznie obytych. Co mi twój opis przypomina, to... moje szkolne wycieczki. Tak, zabijcie mnie, ale (niestety) tak. Nie ważne, czy to jednodniowa wycieczka z jakimś lekkim posiłkiem na koniec, czy wypas pięciodniowy wyjazd, bo takie się też zdarzały- za dnia normalne osoby, jak padało hasło "jedzenie", to dzicz w nich wstępowała i zabijali się o wszystko. Potem i tak połowy z tego nie zjedli, nieraz zdarzało się, że jedzenie latało po sali... i na nic się nie zdały prośby i groźby nauczycieli. Tyle dobrze, że chociaż w kieszeniach nikt nie wynosił na potem. Chociaż to raczej słaba pociecha.

Odpowiedz
avatar podkrakowkiem
0 0

U mnie Janusze pakowali jogurty i ciasteczka do kieszeni i reklamówek...mimo ze jogurty i ciasteczka byly wydawane do każdego posiłku + cały czas był do nich dostęp na snack barze

Odpowiedz
avatar wizjonerlokalny
0 0

To nie jest tylko wątpliwy urok naszych rodaków. Proponuję przyjrzeć się arabskim rodzinom, obrazek jeszcze gorszy: przy stole 4-5 osób, talerzy ze 25, na każdym kopiaste ilości jedzenia, rozgrzebane i zostawione. Dzieciarnia donosi kolejne, bo właśnie zobaczyła fajne ciasto i ukroiła sobie 5 kawałków, z czego zjedzą dwa. Tak więc bezmyślne marnotrawstwo nie jest tylko cechą Polaków.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 0

Byłem świadkiem takiego zezwierzęcenia. Nakładanie gór jedzenia, dwa czy trzy dziobnięcia widelcem i do kosza, w końcu za darmo to trzeba brać, a że jeść się nie chce? Co tam. Do tego naładować do toreb ile się tylko zmieści i kłótnia z obsługą, że przecież zapłacone! Wynoszenie z hotelu czego tylko się da, od ręczników po małe mydełka i szampony, bo przecież zapłacone. Podczas wycieczki grupa zobaczyła kilka oblepionych drzew owocowych z jakimiś tam "egzotycznymi" owocami które za kilka złotych można kupić w biedronce. Zrozumiałbym zerwać 1-2 i zjeść, ale nie, lepiej naładować do czego się ile tylko człowiek może unieść, przecież rosną na drzewie to darmo. Darmowa degustacja wina, co kawałek misy do wypluwania zawartości ust- nieużywane, połowa grupy zamiast popróbować co tam za granicą piją, schlała się do nieprzytomności, niektórzy aż do pożygu. Możecie pomyśleć, że to wycieczka jakichś nieokrzesanych kombajnistów z PGRu, czy podpitych murarzy zaczepiających kobiety przechodzące obok budowy - a właśnie że taki ch*j. Wycieczka lekarzy z miejscowego szpitala, w większości ludzi niesamowicie majętnych, z własnymi praktykami, wieloletnim stażem i willami na widok których włosy stają dęba. Nic mnie już nie zdziwi.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 29 listopada 2015 o 16:15

Udostępnij