Nie cierpię mojego osiedlowego sklepu. Sklep ten reklamuje się i uważa za samoobsługowe delikatesy.
Przebitkę mają od 10 gr do 5 zł na każdym produkcie - i to nie tylko w stosunku do marketów typu Tesco, ale również do innych sklepów z tej samej sieci. To pewnie przez to, że mieszkamy tu na szczycie górki i oni tam w logistyce zdają sobie sprawę, że jesteśmy zbyt leniwi, by tachać zakupy z doliny 2 km pod górę (na przełaj nieutwardzoną ścieżką przez serpentyny).
W każdym razie - moja osobista logistyka zawiodła. Rano okazało się, że potrzebuje czegoś słodkiego do kawy. Konkretnie cukru. W stanie przedkawowym, w dresie i bez makijażu poszłam, znalazłam co chciałam i wylądowałam przy kasie. Kładę przed kobietą kilogram cukru w cenie 2.19 i kasę 20 zł 20 gr, bo 2 dychy wyciągnęłam z portfela wychodząc, a 20 gr leżało na dnie kieszeni.
Baba wydaje 8 zł.
- A reszta? - pytam. Baba dorzuca jeszcze grosz.
- Jeszcze dycha - dopominam się.
- Pani mi dała 10.20 - noszkurfa. Nonienienienie.
- 20.20!
- 10.20!!!
- 20.20!!! - brnęłam w ten fascynujący dialog.
- Możemy zobaczyć na monitoringu!
- No to poproszę - tu trzeba dodać, że owe delikatesy mają trzy kasy, otwarta jest jedna i zawsze jest 5 osób w kolejce co najmniej. Połowa kolejki wzdycha, połowa wywraca oczami. Moja kasjerka znikła na zapleczu. Zanim przyszła druga na kasę obok, kolejka miała 10 osób, a ja odczuwałam presję społeczną.
Babka, co mi zaiwaniła dychę wraca.
- NO I? - pytam się, w obliczu tego, że ona bezczelnie kasuje kolejną osobę a ja tu przecież stoję i czekam NO!
- Ja nie umiem obsługiwać monitoringu, kierownik sprawdza, proszę czekać - kawy już nie potrzebowałam, ciśnienie miałam jak po dwóch. 15 minut później sytuacja nie uległa zmianie.
- Ja chcę rozmawiać z kierownikiem!- z cierpiętniczą miną i z wywracaniem oczu szanowna pani kończy kasować zakupy staruszce (350 zł) i wychodzi na zaplecze.
Wracając pyta się jakiejś dziewczyny wykładającej jabłka, czy ona umie obsługiwać monitoring. Nie umie. Trzecia myjąca podłogę też nie umie.
10 minut później wychodzi kierownik i informuje mnie, że nie potrafi przejrzeć taśmy. Mogę przyjść popołudniu, bo on wezwał technika i sprawa się wyjaśni. A ja czekałam już prawie pół godziny i szlag mnie trafia.
3 godziny później - doprowadzona już do porządku - wchodzę do sklepu właściwie pro forma spytać się jak tam sprawa.
Nijak. Monitoring dalej nie działa, ale jak tak bardzo chce, to mogę sobie wziąć tą dychę, skoro mi tak bardzo zależy. Więc oczywiście wzięłam moje pieniądze, w otoczeniu pogardy i przy wywracaniu oczami, w parze z westchnieniami jak na Wichrowych Wzgórzach.
Więc wróciłam do domu i walnęłam im do centrali reklamacje. Więcej pomysłów na legalną pacyfikacje procederu nie mam.
sklep osiedlowy
Skoro nie potrafia przejrzeć monitoringu, to domagałabym się przeliczenia kasy. To raczej umieją zrobić.
Odpowiedz@menevagoriel: Właśnie miałam to samo napisać. Wydrukowanie raportu trwa kilka sekund, po pięciu minutach wszystko by się wyjaśniło. Z otwarciem drugiej kasy nie było problemów, więc sprawę załatwiłoby się szybciej i bez nerwów.
Odpowiedz@Zlodziej_Fistaszka: Nikt mi tego nie zaproponował. Od razu podsunęli monitoring jako jedyna opcje i nie wspominali o innej. Nie wiedziałam, że kasa "wie" ile powinna mieć pieniędzy w środku. No, ale oni powinni wiedzieć.
Odpowiedz@menevagoriel: Powinien być szef ochrony, który zajmowałby się takimi sprawami.
OdpowiedzU nas w miejscowości w dwóch sklepach, które są naprzeciwko siebie są różne ceny tych samych produktów. A właściciel sklepu ten sam...
OdpowiedzOczywiście że kasy nie przeliczą, bo by wyszło na jaw, że jest w kasie kilka setek (no może dyszek) za dużo.... I co wtedy? A no trzeba by wezwać kogoś z góry, spisać raport, wyjaśnić skąd się ta dodatkowa kasa wzięła i wyciągnąć konsekwencje... A tak, to na koniec zmiany kasjerka zlicza kase i wyrównuje (a.dopłaca z własnych-opcja rzadziej spotykana w tego typu sklepach, b.chowa nadmiar do kieszeni, ewentualnie dzieląc się z kierownikiem) do kwoty z wydruku :) Proste i skuteczne, a przy tym nigdy braków nie ma i nadmiaru gotówki w kasie również...
OdpowiedzA sieć sklepów nazywa się...
OdpowiedzByć może taki zwykły sklepik z orginalną nazwą "Delikatesy" ;)
Odpowiedz@Fomalhaut: To jest lokalna sieć. Rozlała się na razie na wielkość powiatu. Nazwę ma dosłownie bajkową. A nazywam ją delikatesami, bo tak reklamują się w lokalnym radiu i na ulotkach.
Odpowiedz@Fomalhaut: nie ma co się domagać nazwy - chodzi o konkretny sklep, a więc nie ma sensu psucie opinii całej sieci. @takatamtala: tym niemniej szanowna Autorko, należałoby zawiadomić kierownictwo sieci, jakich to mają franczyzobiorców udanych.
Odpowiedz@PiekielnyDiablik: "Więc wróciłam do domu i walnęłam im do centrali reklamacje. Więcej pomysłów na legalną pacyfikacje procederu nie mam."
OdpowiedzGdyby to mnie spotkała taka sytuacja, to wezwałabym policję i panię miałyby niezłą nauczkę. Inaczej się nie da, a złodziejstwo trzeba karać!
Odpowiedz@Persefona: Zrobił bym dokładnie to samo. Od tego bym zaczął, a po przyjeździe policji sprawdzenie stanu kasy i porównanie z wydrukiem.
OdpowiedzTak gwoli ścisłości to człowieka trafia szlag, a nie szlak! A nie można było zażądać przeliczenia kasy? Skoro to jeszcze rano było, to prędzej, by policzyła kasę niż ten nieszczęsny monitoring sprawdziła.
OdpowiedzCzy Ty aby nie mieszkasz na Śląsku? Bo to Twoja kolejna historia, która przypomina mi sytuacje w moim miejscu zamieszkania ;-)
Odpowiedzłatwiejwszy sposób który zawsze działa i popłaca czy to przy nie miłej obsłudze na poczacie , kiosku , sklepie a nawet w banku :) przyjść i zapłacić 1 gr ewentualnie 2 gr :) sprawdzone i łatwe :)
Odpowiedz@Pyrus: A ludzie w kolejce za Tobą czym zawinili?
OdpowiedzPomysł z policją jest dobry - ostatecznie pani zawłaszczyła sobie mienie. Mnie ciekawi jedno - czy kasjerka wydała ci paragon? Bo jak nie to jeszcze polecam skarbówkę - miły donosik z informacją, że oszukują przy wydawaniu pieniędzy i dodatkowo sprzedają towar na czarno. Samo niewydanie paragonu już jest przestępstwem. Jestem bardzo ciekawa ile nieprawidłowości kontrola skarbowa by znalazła.
OdpowiedzMiałam wczoraj podobną sytuację (pracuję w sklepie) i pierwsze co zrobił kierownik to przeliczenie kasy. Na szczęście wszystko się wyjaśniło prawie od razu, ale reakcja personelu na typowe spławienie klienta.
Odpowiedz