Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Millenialsi w pracy - armagedon i ragnarok w jednym. Staram się być…

Millenialsi w pracy - armagedon i ragnarok w jednym.

Staram się być daleki od uogólnień wszelakiej maści, ale odnoszę wrażenie, ze chlubne przypadki w pokoleniu Y to te potwierdzające niechlubną regułę.

Od typów, którzy nie przychodzą bez żadnej informacji na rozmowy, poprzez takich co potrafią się zwolnić z pracy SMSem i dziwią się, że później dostają dyscyplinarkę albo nikt im nie chce referencji wystawić (przecież on smsa wysłał, to jest zemsta pracodawcy, on to na face opisze), roszczeniowych absolwentek - doświadczenia zero, umiejętności niewiele więcej, ale bez 2,5 średniej krajowej, iphona 6S, macbooka pro w konfiguracji za 10 tys. i służbowego Priusa, to ona nie będzie pracować - do tego na rozmowę kwalifikacyjną przychodzi w japonkach i szortach. Do gościa który rzucił papierem po tym jak od pracodawcy usłyszał, że żeby zostać wysłanym na szkolenia, to na dwa lata musi lojalkę podpisać (on tu pracuje, żeby się uczyć i doświadczenia zdobywać, on nie będzie się z firmą na 2 lata wiązał).

W przedświąteczny wtorek miałem kolejny przypadek potwierdzający regułę - chłopaczek rocznik 94, zatrudniony z początkiem listopada. Chłopak w tym dniu dostał zadanie obrobienia protokołów pokontrolnych - faktycznie praca z tych mało ambitnych, do tego żmudna i gdzie łatwo się pomylić, ale ktoś to zrobić musi i o właśnie osobę do takich prac żeśmy wnioskowali.

Chłopaczek od początku się szarogęsił, miał problem z wykonywaniem zleconych prac (w jego mniemaniu poniżej jego umiejętności), wcinał się w dyskusję ze swoimi "przemyśleniami", rzucał teksty w stylu "jak za max pół roku nie zaproponują mu stanowiska menadżera, to widać że ta firma długo nie pociągnie, bo nie potrafi ludzi z dobrymi pomysłami wyłowić" - ciężki przypadek. W wyżej wspomniany wtorek chłopak poszedł już w takie techno, że prawdopodobnie się z nim pożegnamy. Po dwóch godzinach przepychanek koleś w końcu zajął się tymi nieszczęsnymi protokołami - kawusia, narzekania, jakieś dziwne uniki, nikt nie ma czasu stać nad nim i go pilnować.

Po kolejnych trzech godzinach zjawia się u mnie spakowany, informując mnie, że już skończył i idzie, bo on się z panną na Spectre umówił (jak by mnie to obchodziło), a tak to jeszcze zdąży do domu wykąpać się i już leci. Robota była nie z typu mission impossible, ale wymagająca zaangażowanej pracy w skupieniu przez dobre 5-6 godzin i nie ma fizycznej możliwości, żeby koleś zrobił ją w 3.

Ledwo rzuciłem okiem na rezultat tych 3 godzin jego pracy i już miałem jasność - nie dość, że robota spartolona i to moim zdaniem z pełną premedytacją, to jeszcze zrobiona maksymalnie w 30%.
Nie zdążyłem podnieść wzroku znad monitora, a po chłopaczku śladu nie było, odebrać telefonu też nie raczył, nie wspominając o oddzwonieniu.
Nieco żółci wylałem na klawiaturę pisząc notatkę do jego bezpośredniego przełożonego, ale zważywszy na jego tygodniowe dokonania i tak sobie nie pofolgowałem jak bym mógł.

W czwartek miałem zajęcie poza siedzibą firmy, dzisiaj mam wolne, pewnie w poniedziałek się dowiem jakie decyzje zostały podjęte, ale raczej chłopaczyna się propozycji objęcia stanowiska menadżera nie doczeka.

Praca z pokoleniem Y

by Vege
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar paukenz
2 18

Sama jestem z rocznika 94 i pracuję z ludźmi w przedziale 92-96. Musiałeś trafić na wybitny przypadek, bo w większości Ci ludzie to studenci, którym zależy na pracy, bo przecież trzeba na studia zarobić. Jednak takie przypadki nie zdarzają się wśród tylko tych młodszych pracowników, bo osobiście spotkałam się z pewną panią lat 34, która poznała araba i po przepracowaniu 3-ech miesięcy miała zamiar spier***** z roboty, bo Abdul dostanie obywatelstwo i będą razem otwierać biznes. Cóż, 3 miesięcy nie przepracowała, bo w ciągu 2 tygodni całą robotę, jaką wykonała ona sama, jeden pracownik mógł wykonać w ciągu jednego dnia roboczego. Więc co robiła przez te 72h pozostałego czasu pracy? Ano kawki, rozmowy przez telefon, papieroski, znowu kawki i tak w kółko. Dlatego moim zdaniem, nie wiek jest tu regułą :) p.s. swoją drogą nie wiem, co za układ, że babka musiała pracować 3 miesiące, żeby jej mężulek dostał obywatelstwo, nie znam się na tym, powtarzam to, co ona powiedziała :P

Odpowiedz
avatar vlk
1 3

@szafa: W "Wawie" i "Wrocku" to nie tylko praca, ale i dulary i brzęczące monety na ulicach leżą, a ludziom się nawet schylać nie chce. Tylko nie mów tego głośno, bo zleci się ta okropna Polska B, w gumofilach i z gnojem na łydkach i nam wszystko pozabiera.

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

@paukenz: Ale taka jest prawda. Nie wiem, skąd te minusy. Przyjechałam do Wrocka z Podkarpacia (jak wielu innych moich znajomych) i pracy jest w p*zdu (choć wiadomo, że fizycznej), a pracowników chętnych do pracy a nie do obijania się brak. A na Podkarpaciu w markecie sobie po znajomości musisz robotę załatwiać.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-3 19

A pani w gimnazjum mówiła,że od rocznika 91 zaczyna się równia pochyła :)

Odpowiedz
avatar geranium
8 10

@Day_Becomes_Night: to samo mówili o rocznikach 90, 89, 88, 87... i długo by tak można. postęp jednak jakoś następuje

Odpowiedz
avatar biniu10
14 24

Co prawda, nie rzuciłbym papierem w przełożonego, ale w tak młodym wieku zastanowiłbym się 100 razy przed podpisaniem jakiejkolwiek lojalki...

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
22 22

@biniu10: Zależy od lojalki. Bo jak firma zapewni pakiet porządnych szkoleń, umowe o prace, coraz częściej spotykane opłacenie studiów przez pracodawce i żadnych bzdetnych paragrafów na temat zakazu pracy później u konkurencji przez milion lat to czemu nie. Tylko, że czasem lojalka kończy się na szkoleniu wartym 300 zł... i tyle.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 13 listopada 2015 o 11:15

avatar konto usunięte
8 10

No właśnie, zależy od lojalki i od pracy. Na pewno nie podpisałabym lojalki na start. Raz zrobiłam ten błąd(pracodawca żądał rocznej lojalki za szkolenie, które przygotowało tylko do pracy dla nich. W sumie na granicy prawa) i przełożony uważał, że może gnoić pracownika w dowolny sposób, oszukiwać w grafikach, dzwonić i dowolnej porze dnia i nocy z każdą pierdołą, bo w końcu się zwolnisz, bo zapłacisz. Ale dla chłopaka gratulacje, jeśli uważa, że ktoś będzie mu sponsorowal szkolenia, dzięki którym zarobi gdzieś indziej.

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

@GuideOfLondon: Dokładnie, mi chcieli wcisnąc lojalkę w sklepie (!), bo wyślą mnie na dwudniowe szkolenie w góry (wow).

Odpowiedz
avatar sharpy
0 0

@tysenna: W takim wypadku zamiast się zwalniać, dokumentujesz nadużycia i hajda do inspekcji pracy, sądu pracy, skarbówki, ZUSu... i albo podpiszą za porozumieniem stron albo nadal będziesz "pracować" :) Ewentualnie (ech, marzenia) zdyscyplinujesz ich do bycia fair.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
-3 17

I bardzo dobrze. Młode tępaki nie chcą pracować, a leśne dziadki niedługo się wykruszą. Więcej pracy dla ludzi ogarniętych. A tak bardziej poważnie to nie rozumiem tego trochę. Rzesza ludzi po studiach szuka jakiejkolwiek pracy, za jakiekolwiek pieniądze i czasem nawet nie w zawodzie (pełno historii o tym na forum nawet). A ten narybek z rocznika 92-96 przebiera w ofertach jak chce. Nawet w swoim otoczeniu to zauważyłem.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-1 3

@GuideOfLondon: bo rocznik 92-96 pozajmował już wszystkie stanowiska i nie ma co wybierać

Odpowiedz
avatar konto usunięte
17 19

@GuideOfLondon: jeżeli ktoś ma możliwość, to co w tym złego, że przebiera w ofertach? Skoro ma się z czego utrzymać, niech szuka satysfakcjonującej pracy. Jeżeli nie ma podstaw, by przebierać, przekona się o tym.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
0 14

@tysenna: Niby tak. Ale załóżmy, że szukasz pracy w wymarzonym zawodzie, masz wykształcenie i doświadczenie. I zamiast Ciebie stanowisko dostaje osoba bez większego doświadczenia i dopiero w trakcie studiów, tylko, że młodsza od Ciebie o 10-15 lat. Zostaje Ci podjęcie gorszej pracy. A po 3 miesiącach słyszysz, że ta osoba rzuciła prace, bo jej się odwidziało. Faktycznie, wszyscy zadowoleni.

Odpowiedz
avatar Evergrey
-3 9

@GuideOfLondon: Wiesz co, ostatnio jeden z wykładowców z którymi współpracuję w ramach pewnego projektu w trakcie rozmowy powiedział, że niedługo będzie tworzył zespół do nowej pracy. Stwierdził przy tym, że woli zatrudnić kogoś świeżo po studiach albo jeszcze w trakcie. Nie dlatego, że będzie musiał studentowi mniej zapłacić (on nie z tych "pracodawców"). Woli młodych bo mają często lepsze pomysły, nie mają maniery wykonywania pewnych zadań i lepiej się z nimi współpracuje. Czy ma rację, nie wiem. Nie mnie oceniać. I tak, pokolenie Y rzuca pracę co 3 miesiące. Co w tym złego? Jeśli mam kwalifikacje, jestem pracownikiem pożądanym na rynku pracy to mogę robić co mi się żywnie podoba.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
12 16

@Evergrey: Ale trzeba niektóre rzeczy wyjaśnić: Po pierwsze "te maniery" to czasem nic innego jak doświadczenie. 30-40 latkowie to nie jakieś relikty, że nic nowego już się nie nauczą i myślą tylko schematami. Po drugie. A wiesz jak przyszli pracodawcy z czasem zaczynają patrzeć na CV takich osób "miliona prac" skaczących z kwiatka na kwiatek co 3 miesiące? Jak ktoś ma kwalifikacje i brak ochoty na stała pracę to niech pracuje jako freelancer i niech nie blokuje etatu.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
11 15

Jeszcze rozwinę temat częstego zmieniania pracy, żeby nie było, że jestem gołosłowny. Podam na własnym przykładzie. Kiedyś też wychodziłem z założenia jak niektórzy tutaj, że młody jestem i mogę robić co mi się podoba. Też często zmieniałem pracę z różnych powodów (lepsze warunki, lepsza firma, lepsza lokalizacja). Nie przejmowałem się, że były to głównie umowy zlecenie (co sie miałem przejmować jakimiś składkami na starość, czasami na zleceniu miałem więcej kasy niż jakbym miał dostać normlaną umowę o pracę). I wiecie co? Zacząłem tego z czasem żałować. Jak zaczynałem szukać posady już na dłuższy czas to miałem problem. Pracodawcy często krzywo patrzyli na takie skakanie z kwiatka na kwiatek (sądzili, że teraz też tak zrobię) oraz miałem często problemy z udokumentowaniem stażu pracy (umowa zlecenie, nie wszyscy pracodawcy wydają zaświadczenie) Kiedy wręcz wyrzuciłem część pozycji z CV to pojawiły się w nim luki czasowe z których również musiałem się tłumaczyć (jednocześnie zmnieszało mi się doświadczenie). Dlatego co wydaje się fajne za młodego, z czasem zaczyna być problemem.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 3 razy. Ostatnia modyfikacja: 13 listopada 2015 o 14:58

avatar GuideOfLondon
10 12

@Massai: Jedna z lepszych wypowiedzi na tym forum. Ale niektórym nie przetłumaczysz. Zrozumieją tak jak ja, kiedy dostałem pożądnego kopa w jaja i przeszło mi kozaczenie. Co do zarobków, to nie wiem czemu wszędzie podaje się średnią arytmetyczną, skoro ona nic nie pokazuje. Najbardziej miarodajna jest mediana. W Mordorze prezes zarabia 50k, dziesięciu zombiaków po 2k, a firmy się chwalą, że średnia płaca u nich to 6-7k. I wielkie później zdziwienie niektórych...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@GuideOfLondon: jest różnica między przebieraniem w ofertach, braniem tylko takich, które nam pasują, a skakniem z kwiatka na kwiatek. Z pierwszego komentarza wynikało, że boli Cię, że młodzi nie biorą byle jakiej pracy, za byle jakie pieniądze. Skaknie z kwiatka na kwiatek może być źle widziane, ale i z tego da się wytłumaczyć, tym bardziej, jeśli jest w trakcie studiów, albo jest to kilka dorywczych prac na raz. Gorzej, jeśli to "poważna" praca. Z drugiej strony, w obecnym miejscu pracy jestem od trzech lat. Wcześniej zmieniałam pracę co pół roku i teraz bardzo mnie to cieszy. Dłuższe przebywanie w miejscach, do których trafiałam rozwalało psychikę.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
-1 1

@tysenna: Ale to nie były dorywcze prace tylko związane z wykształceniem i studiami prace na stanowiku kierowniczym. Ja o jakiś innych pracach to czasem nawet nie pamiętam, przeważnie pracowałem na stanowiskach umysłowych zgodnych z moim wykształceniem. Jak ktoś studiuje np budownictwo to wiadomo, że jakiś prac dorywczych wakacyjnych lub dłuższych, ale niezwiązanych ze studiami to się nawet nie wpisuje w CV. Kogo to obchodzi, że przyszły inzynier/ka pracował kiedyś np w kwiaciarni. Ja pisałem o pracach związanych stricte z wykształceniem.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 14 listopada 2015 o 19:59

avatar konto usunięte
0 0

@GuideOfLondon: nie miałam na myśli Ciebie, a sytuację, w której ktoś często zmienia pracę. W sytuacji, o której mówisz, jest jeszcze jeden problem- jeżeli człek pracuje po 3 miesiące w różnych miejscach w tej samej dziedzinie, można wnioskować, że się w nich po prostu nie sprawdza. Natomiast jeżeli chodzi o pierwszy komentarz: jeżeli ktoś ma możliwość pobyć trochę bez pracy, żeby znaleźć coś, co mu pasuje najlepiej, niech tak robi.

Odpowiedz
avatar truskawka
0 0

@Massai: Całą prawda i tylko prawda. Zatrudniliśmy w firmie dwóch chłopaczków, dzieciaki 90 rok. Po studiach świeżo. I co? Świeże spojrzenie? Dobre, jak dla mnie to wzrok "patrze i nie rozumiem co do mnie mówisz". Poprawianie roboty która spindolą zajmuje więcej czasu niż to warte. Ale chłopcy czują się ważni.

Odpowiedz
avatar sharpy
-1 1

Zasłyszane w finansach korpo: Programista po studiach, zatrudniony w korporacji, potrzebuje 6 miesięcy żeby zacząć przynosić firmie więcej zysku niż kosztów. Przez następne 6 miesięcy odpracowuje koszty, które wygenerował w ciągu pierwszych 6 miesięcy. Dopiero po roku zatrudnienia zaczyna przynosić firmie zysk. Jeżeli więc średni czas zatrudnienia w korporacji wynosi mniej niż rok, to trzymaj się od niej z daleka bo niezależnie, co mówią jej raporty, jedzie na stratach i prędzej czy później upadnie.

Odpowiedz
avatar kukielka
17 19

Armagedon i ragnarok to w moim wyobrażeniu starcie tytanów, demonstracja siły, huk, błyskawice i totalne zniszczenie. Spotkanie z takimi nadętymi ludkami jest raczej jak spacer trawnikiem po deszczu – wszędzie pełno dżdżownic czy ślimaków, zaraz w któregoś wdepniesz, ciągnie się toto z tym śluzem, do buta się przyczepi, wyczyścić potem ciężko… I jeszcze na koniec foch, bo groźne wymachiwanie czułkami nie daje efektów.

Odpowiedz
avatar timo
17 19

Wolny rynek ma to do siebie, że ureguluje i ten problem. Firmy, które zatrudniają butnych gówniarzy bez wykształcenia i doświadczenia mają dwie opcje: albo zmądrzeją i zmienią ich na wartościowych pracowników, albo padną, a w ich miejsce powstaną nowe z rozsądną polityką kadrową.

Odpowiedz
avatar Ochraniacz
11 15

Sam jestem z rocznika 92, nie stawiałem nigdy kosmicznych wymagań co do pracy, ale znam sporo takich przypadków. Im młodszy rocznik, tym więcej ludzi, którym rodzice w ramach "nowoczesnego i bezstresowego" wychowania kładli do głów, że są wyjątkowi i wspaniali. Po czym wyrastają osobniki z rozbuchanym ego, co to za 2000zł nawet się nie ruszą do pracy, bo to dla nich ujma, ani nie będą pracować na stanowisku innym niż kierownicze... Nie jest to co prawda reguła, ale dość częste zjawisko.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
13 13

@Ochraniacz: Ja ostatnio od dużo młodszego znajomego dowiedziałem się, że się "nie szanowałem". A dlaczego? Bo się pochwaliłem, że kiedyś na studiach dorabiałem w różnych pracach za ok. 8-10 zł/h.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 listopada 2015 o 11:59

avatar nope
9 9

@Ochraniacz: Dokładnie. Mam znajomego, co rok to inny kierunek studiów i miasto, praca zmieniana co miesiąc, bo rodzice go tego nauczyli - sam się przyznał. @GuideOfLondon: Taaak, też słyszę, że jak dostaję 10 zł/h to się nie cenię. A to praca dorywcza, na zastępstwo. Dla mnie okazja, żeby dorobić.

Odpowiedz
avatar Ochraniacz
11 11

@nope: To co powiedzieć o całej mojej branży? Ochroniarze konwojujący pieniądze mają po 9.5-11zł za godzinę. A do tego potrzeba sporo uprawnień. Ja jako kwalifikowany bez broni palnej mam 9zł/h. I pracuję w jednej branży od ponad 4 lat. To chyba w ogóle się nie szanuję, co? ;) Inna sprawa że z uprawnieniami na różnych imprezach można dorobić do podstawowej wypłaty, nawet i 250-350zł za dzień pracy... Ale przynajmniej sam na siebie zarabiam, nie obciążam już rodziców (wyprowadziłem się od nich 3 lata temu). Za to ci z moich znajomych, co tak wielce się "szanują" cały czas są na utrzymaniu rodziców i wiecznie bez pieniędzy, bo praca za mniej niż 13zł/h im uwłacza.

Odpowiedz
avatar nope
6 6

@Ochraniacz: Widać pasuje im tak. No nie szanujemy się ;) Przynajmniej sami wiemy, że zarobimy na siebie. Kokosów nie zarabiam, mieszkam w domu rodzinnym (jeszcze nie stać mnie na własne ze względu na chaotyczny plan zajęć), ale na zatankowanie samochodu, bilety, wyjścia itp. jest ;)

Odpowiedz
avatar TakaFrancuska
9 13

@Ochraniacz: zawsze szanuje ludzi, ktorzy sa w stanie na siebie zarobic. Nie wazne co robia, wazne, że sa samodzielni. Aczkolwiek, mimo to musze przyznac, że malo masz szacunku do siebie, by po 4 latach majac kwalifikacje, godzić się na prace za 9 zl ! Nikt nie powinien za tyle pracowac NIKT. Biorac pod uwage ceny w sklepach, koszty zycia.. najnizsza krajowa nie powinna byc nizsza niz 900 euro ( netto). Zmutno mi się robi, gdy widze tutaj posty w stylu ( "Taaa, młody bez doswiadczenia i od razu za 2000zl by chcial..") O ile podejscie do pracy mlodych moze byc piekielne, o tyle stawki nie pozwalajace na przezycie, lub jedynie wegetacje sa jeszcze bardziej piekelne.

Odpowiedz
avatar Ochraniacz
1 1

@TakaFrancuska: Otóż zdziwiłabyś się :) Bo podejrzewam, że nie znasz specyfiki branży ochrony. Owszem, w podstawowej pracy zarabiam 9zł/h. Ale w sezonie imprez ograniczam liczbę dyżurów w stałej pracy, a zwiększam liczbę imprez, gdzie poniżej 15zł/h nie schodzę. A nawet w stałej pracy zarabiam niewiele mniej niż 2000zł na czysto- przy 18 dniach pracy w miesiącu, po 12 godzin. Może się to wydawać dużo, ale to tylko kwestia przyzwyczajenia (swojego czasu pracowałem po 15 godzin). I mam umowę o pracę, a w ochronie (i w nie tylko w ochronie) o to wcale niełatwo. I tak jak napisałem, nie mam dopuszczenia do pracy z bronią palną- wtedy mógłbym coś lepiej płatnego znaleźć. A i to niewiele lepiej płatne, gdyż na konwojach z pieniędzmi ochroniarze mają od 9,5zł do maks 12zł/h. Załogi interwencyjne, też z dopuszczeniem do broni, mają od 7,5 do 8,5zł/h. Taka branża. Da się wyżyć, porobić opłaty i odłożyć co nieco, wystarczy nie być rozrzutnym. A ja nie mam zamiaru do końca życia pracować jako zwykły ochroniarz, cały czas inwestuję w swój rozwój.

Odpowiedz
avatar Jorn
3 5

Jeżeli jest tu jakaś zmiana pokoleniowa, to najwyżej w proporcjach takich osobników wobec ogólnej liczby pracujących. Ja miałem styczność z podobnym przypadkiem kilkanaście lat temu. Dokładnie nie pamiętam, kiedy to było, ale pracowałem w tamtej firmie w latach 1998-2000, więc to musiało być w tym okresie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 12

Właśnie z tego powodu nie znoszę pracować z Polakami (nie wszystkimi, żeby nie było). Mieszkam w Holandii i tutaj KAŻDY dzieciak w wieku lat szesnastu na wakacjach dorabia w szklarni, w magazynie lub (co leniwsi) na kasie w supermarkecie. Naprawdę nie ma znaczenie, że jego rodzice to lekarze i mają kasy jak lodu, bo nie o kasę chodzi, a o ważną lekcję życia. W Polsce, jeśli matka jest średniej rangi urzędniczką, a ojciec pracuje w warsztacie, to już dziecka do pracy nie wyślą, bo wstyd.

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
13 15

@Shaienne: W Polsce się przyjmuje, że jak ktoś w wieku szesnastu lat szuka pracy to znaczy, że z patologii i musi robić na cała rodzinę albo taka bieda, że tynk ze ściany muszą jeść.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 13 listopada 2015 o 13:27

avatar lady0morphine
1 5

@Shaienne: W Polsce dorosły człowiek często nie ma co liczyć na umowę (choćby zlecenie), a co dopiero taki szesnastolatek. Nie mówiąc już o tym, że większa część "prac" dla takich dzieciaków to wyzysk, albo zwykłe oszustwo (bo gówniarzy łatwo oszukać, mało który zna swoje prawa). Wiem z doświadczenia, bo sama się przejechałam na rozdawaniu ulotek. Oczywiście bez umowy. Oczywiście bez wynagrodzenia :) No i oczywiście bez szansy na udowodnienie, że pracowałam i należy mi się wypłata. Więc nie dziw się, że w Polsce nastolatki nie garną się do pracy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@lady0morphine: W Holandii obowiązuje tak zwana "wiekówka". Szesnastolatek zarabia miesięcznie 400€. Za wykonanie tej samej pracy osoba powyżej dwudziestego trzeciego roku życia ma już 1500€, czyli ponad trzy razy więcej. Bynajmniej nikt dzieciaków nie zatrudnia na umowę o pracę. Zwykle zatrudniani są przez agencje pracy tymczasowej. Tak więc też nie jest tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać.

Odpowiedz
avatar Isegrim6
2 2

@Shaienne: ale jak to za wykonanie tej samej pracy ze względu na wiek jest prawie 4krotna różnica w płacy? No to ładny wyzysk młodocianych :), czy też może są tam jakieś różnice? (typu 16stolatek pracuje 4x krócej jakieś inne ulgi czy coś) jeśli nie to lepiej nie podrzucaj takich pomysłów bo jeszcze ktoś se wymyśli wprowadzić to za pomocą uchwały

Odpowiedz
avatar imhotep
-1 7

Ciężko się czyta, chyba dlatego, że zbyt długie zdania. Tak mi się przypomniał kolega z podstawówki, który pisał opowiadania na 2-3 zeszytowe strony jednym zdaniem, stawiając tylko po drodze przecinki.

Odpowiedz
avatar cija
-2 6

@imhotep: skoro czytanie sprawia ci taki problem, może czas nauczyć się jeszcze paru liter?

Odpowiedz
avatar ohne
8 8

@cija: imhotep ma trochę racji i nie ma powodu, by go/ją obrażać. W teorii języka prasowego zdanie dobrze zrozumiałe dla czytelnika składa się z max 18 słów (tak, bez problemu można zrozumieć i dłuższe zdania, ale jednak skądś się takie dane biorą).

Odpowiedz
avatar ohne
6 6

@cija: A tu policzyłam w pierwszym lepszym zdaniu ze środka historii ("Po dwóch godzinach przepychanek koleś w końcu zajął się tymi nieszczęsnymi protokołami - kawusia, narzekania, jakieś dziwne uniki, nikt nie ma czasu stać nad nim i go pilnować, Po kolejnych trzech godzinach zjawia się u mnie spakowany, informując mnie, że już skończył i idzie bo on się z panną na spectre umówił (jak by mnie to obchodziło), a tak to jeszcze zdąży do domu wykąpać się i już leci. ") - 67 słów. @Vege: to nic osobistego, historia jest napisana okej i da się ją zrozumieć, żeby nie było, tak się tylko wypowiadam, bo coś wiem ;)

Odpowiedz
avatar imhotep
0 2

@cija: Wiesz, że ta cała historia to tylko 13 zdań? I czy widzisz, że to: "Od typów którzy nie przychodzą bez żadnej informacji na rozmowy, poprzez takich co potrafią się zwolnić z pracy SMSem i dziwią się, że później dostają dyscyplinarkę albo nikt im nie chce referencji wystawić(przecież on smsa wysłał to jest zemsta pracodawcy on to na face opisze), roszczeniowych absolwentek - doświadczenia zero, umiejętności niewiele więcej, ale bez 2,5 średniej krajowej, iphona 6S, macbooka pro w konfiguracji za 10 tys. i służbowego Priusa to ona nie będzie pracować - do tego na rozmowę kwalifikacyjną przychodzi w japonkach i szortach, do gościa który rzucił papierem po tym jak od pracodawcy usłyszał, że żeby zostać wysłanym na szkolenia to na dwa lata musi lojalkę podpisać (on tu pracuje, żeby się uczyć i doświadczenia zdobywać, on nie będzie się z firmą na 2 lata wiązał). " - to jest tylko jedno zdanie? I czy twoim zdaniem historię czyta się łatwo, jeśli jest tak napisana?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
12 18

Niestety z przykrością muszę stwierdzić, iż u nas w firmie zmagamy się z tym samym problemem. Rocznik '90 stwarza wszelkie możliwe problemy, i to zarówno osoby zatrudniane do pracy fizycznej jak i biurowej. Prezentują bardzo roszczeniową postawę, posługują się wyjątkowo wulgarnym językiem i zdarzają się przypadki kliniczne, które naoglądały się amerykańskich filmów i chcą być ze wszystkimi na Ty. W rozmowach między sobą na hali mówią o szefie w wersji łagodnej On, bądź po nazwisku w wersji zwyczajnej określają szefa epitetami. Zupełnie nie mają wyobraźni i nie potrafią przewidzieć konsekwencji swych czynów. Hala jest duża i jak każdy w kilkanaście sekund może się przekonać głosy bardzo się w niej "niosą" a rozmowy pod biurowcem nawet przy zamkniętych oknach słychać w środku. Niby to wiedzą, ale nie pojmują, że Szef również ma uszy? Spotykam się z sytuacjami, w których próbują do mnie nabijać się z Szefa i oczekują mojego poparcia czy poklasku. Mówią do mnie: Bo on mówił mi to czy tamto. Próbują ze mną swoją starszą o 10 lat przełożoną przechodzić na ty i są zdziwieni brakiem mojej zgody. Historie można by mnożyć, Największy problem to brak elementarnej kultury i szacunku dla innych ludzi. Formy grzecznościowe nie są prawdziwym elementem ich osobowości są sztucznym dodatkiem, który ich krępuje i utrudnia wysławianie się, w równym stopniu jak konieczność nie używania wulgaryzmów. Do tego mają całe zestawy ostentacyjnych zachowań, które są albo zwyczajnie śmieszne lub żałosne ale też bywają powodem nie przedłużania umowy o pracę jak w przypadku wszelkich pajacowań w stylu "czarnoskóry gangster ze slumsów Bostonu", Smutny jest całkowity brak pokory i świadomości ile pracy powinni włożyć w swój rozwój by móc być spokojnym o swój byt

Odpowiedz
avatar piwekundead
0 4

Przeraża mnie fakt, że w przyszłości prawdopodobnie będę musiał pracować z takimi roszczeniowymi wybrykami. Natomiast teraz jak szukam pracy jakkolwiek związanej z zawodem, mając doświadczenie 3 lata w trakcie studiów, tracę na opinii za takich gagatków, bo pracodawcy są mocno uprzedzeni do młodych, to widać na rozmowie. Są ludzie i taborety, czemu tylko taborety się szybciej rozmnażają?

Odpowiedz
avatar Marley
1 1

Sama jestem rocznik '93, ale po rowiesnikach musze przyznac, ze to, co sie dzieje, to porazka, ale nie wiem czyja (systemu? Wychowania rodzicow?) Zatrudniono u mnie w sklepie chlopaczka, lat 21. Na rozmowie kwalifikacyjnej ok, na dniu probnym ok (sklep sportowy). Gdy przyszedl w pierwszy dzien okresu probnego to juz bylo gorzej. Zaczynajac od faktu, ze byl na kacu, ciuchy wygladaly jakby z miesiac pralki nie widzialy (przy klientach prezencja rowniez jest istotna), na nasze pytanie dlaczego nie zrobil prania - nie mialem czasu. Po informacji, ze gdy jest szefostwo, to raczej na przerwy nie wychodzimy, a juz tym bardziej na fajki (szefostwo przyjezdza max 2 razy w tyg na godzinke), zaczal nam puszczac wiazanke, ze to kolchoz, on w tylu miejscach pracowal i nikt mu fajek nie zabranial. Aha. Wszystkie reguly, jakie panuja w sklepie są glupie i bezsensu. Wisienką na torcie jest fakt, ze zostal zatrudniony, by odciążyc nas. Ustalanie grafiku na grudzien, niedziela po swietach 27 grudnia dniem konfliktowym, ale, ale! W koncu to niedziela, Gwiazdor zatrudniony na weekendy - dzwonimy. Po wytluszczeniu problemu i poinformowaniu, ze sorki, ale musi przyjsc, bo inni w wigilie pracują, w sylwestra, albo wyjezdzaja 200km do domow, powieedzial tylko "ja CHCE miec wolne" i rzucil sluchawką. Najgorsze jest to, ze nie jest to pierwsza taka osoba, ale Gwiazdor jest naszą doskonalą esencją

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

A kwalifikacje rzeczywiście konieczne? Znajomy mi się uskarżał kiedyś, że na testera nikogo sensownego nie mogą znaleźc, bo po informatyce każdy chce dużo kasy i bardziej ambitną robotę. Jak pogadałam z nim, to się okazało, że w sumie wcale (przynajmniej w ich firmie) te studia informatyczne czy ścisłe nie są potrzebne, byle byłby ktoś ogarnięty, komu rzeczywiście zależy na pracy, to by go przeszkolili. Ale w ogłoszeniach dają "wymagane wykształcenie w IT lub pokrewne". No to mają kandydatów, jakich mają.

Odpowiedz
avatar polaquita
1 1

akurat z tymi szkoleniami to chłopak miał rację. To obowiązek pracodawcy wyszkolić pracownika. Czemu miał podpisywać lojalke na 2 lata skoro nie wiadomo czy firma spełni jego oczekiwania?

Odpowiedz
avatar Morion
1 1

Niezłe wymagania xD Nie wiem co to za robota ale chętnie wezmę ją bez Maca i bez służbowego auta (i tak nie znoszę jeździć) xD To już chyba konkurencyjna oferta? ;) Ja myślałem, że przez moje słabe kontakty społeczne bywam bezczelny ale w porównaniu z takimi ludźmi jestem jak aniołek.

Odpowiedz
avatar Kajucha
0 0

Byłam ciekawa, przeczytałam. Smutno mi się zrobiło, bo chłopak w moim wieku a takie cyrki odwala... W sumie to nie raz miałam do czynienia z gorszymi sytuacjami. Jednak czytając komentarze pod spodem, to mam nieprzyjemne wrażenie, że nie mogę dostać pracy właśnie z powodu tego, że jestem z pokolenia Y. Wiecznie niezadowoleni, nieroby, oszuści, partacze... Można by wymieniać sto lat. Uważam jednak, że nie powinno się tak mówić, gdy w każdym pokoleniu znajdą się tacy sami ludzie. Pracować trzeba chcieć i mieć do tego łeb. A to, że akurat mniej ludzi z "pokolenia Y" tak ma (chociaż są to roczniki od 84 do 97, więc część z nich ukończyła już 30 lat), to nie trzeba od razu zalewać falami nienawiści. Jeśli by brać pod uwagę fakt, że pokolenie Y jest krytykowane przez pokolenie X, należałoby również zwrócić uwagę na cechy charakteryzujące tą drugą generację. Nie chcę się zagłębiać w szczegóły, jednak uważam, że jest to normalne iż między pokoleniami następują tarcia. Przepaść socjologiczna i technologiczna tylko to potęguje. Niestety, pracodawcy będą musieli się przystosować do pokolenia, które zacznie dominować na rynku pracy, gdyż w innym przypadku pracowników nie przybędzie - a wręcz przeciwnie.

Odpowiedz
Udostępnij