Jak położyć dobrze prosperującą firmę w rozkwicie? Zatrudnić tatę prezesa.
W bardzo dobrym okresie dla rzutkich biznesmenów (lata 90-te) lawinowy przyrost zysków niektórym przewrócił w głowie. Dla przykładu polecam przeczytać historię rozwoju Art-B. Nie inaczej wydarzyło się w mojej ówczesnej firmie.
Po poprzednim dwukrotnym w ciągu dwóch lat powiększaniu siedziby przedsiębiorstwa, szefostwo zakupiło z rozmachem wielką kamienicę do remontu kapitalnego w celu zaspokojenia potrzeb lokalowych na dłuższy czas. Po przeprowadzce zajmowaliśmy może ćwierć budynku. W związku z potrzebą ogarnięcia całej miejscowej infrastruktury, powstało zapotrzebowanie na zatrudnienie nowego człowieka. Pojawił się tata prezesa. Osobistość znana postronnym jako zarozumialec, który już niejedną swoją działalność pogrążył nieprzemyślanymi decyzjami. Niefortunnie – choć w miarę zrozumiale – cieszył się pełnym zaufaniem syna, dzięki czemu otrzymał wolną rękę i wszelkie plenipotencje w celu wykonania remontu budynku.
Blady strach padł na okolicę. „Dziadek” swoimi pierwszymi wyczynami potwierdził tylko, że krocząca przed nim legenda nie była wyssana z palca. Opiszę tylko jeden z kilku większych jego wyczynów.
Etap modernizacji dachu wielkości połowy boiska piłkarskiego rozpoczął się tradycyjnie: rozesłano zapytania do firm oferujących wszystko co jest niezbędne. Na polu oferentów dachówki pozostały trzy firmy: dwie krajowe i jedna zagraniczna. Akurat byłem świadkiem jak „dziadek” uzasadniał prezesowi wybór zagranicznej (ceny przykładowe, nie pamiętam dokładnych):
- Andrzej nasi chcą za dachówkę po 200 złotych, a tamci w przeliczeniu 80, a jakość mają 200% lepszą!
Ok. Zaufanie zrobiło swoje. Oferta zaakceptowana, zamówienie wysłane.
Po kilku tygodniach wylądowały na placu setki palet z dachówkami prima sort. Robota dobrze skoordynowana, więc stopniowo wjeżdżają na dach i na bieżąco trafiają na swoje docelowe miejsce.
Jakoś tak w połowie układania dachu, przyszedł do firmy monit o brak płatności za dostawę na kolosalną kwotę. W dziale księgowości zawrzało jak w ulu. Raz prezes leciał z rozwianym włosem do księgowej, raz ona z podkasaną kiecką do niego. W końcu wezwali „dziadka” do siebie.
- Co to za koszta?
- No właśnie nie wiem. Pewnie cię chcą oszukać. Przecież nasi chcieli po 200 złotych za dachówkę, a ci tylko 80.
- Tak. Tylko nasi za metr kwadratowy, a oni za sztukę!
Jestem ciekaw ile ojciec prezesa wziął "prowizji", bo nie wieże, żeby nie rozróżnić metrów kwadratowych od sztuki.
Odpowiedz@rodzynek2: zmień to "wieże na "wierze" bo Cię grammar nazi zjedzą. Co do nie odróżniania m2 od szt. to spotykałem inżynierów budownictwa, którzy po szkole nie potrafili policzyć objętości formy w celu zamówienia betonu lub nie potrafili obsługiwać niwelatora, gdzie główną umiejętności jest dodawanie i dejmowanie w granicach 100.
Odpowiedz@rodzynek2: Jest taka opcja, ale nie bardzo w nią wierzę. Dlaczego? Ponieważ dla dziadka języki obce były naprawdę obce. A po drugie jego wieczne rozkojarzenie częściowo usprawiedliwia takie kwiatki. Co nie zmienia faktu, że nigdy przenigdy nie powinien dostac wolnej ręki przy decyzjach finansowych.
Odpowiedz@kerownik: osobiście uważam, że jeżeli zagraniczna firma daje ofertę na polski rynek to w powinna ona być w języku polskim, tak samo jak późniejsze instrukcje i wytyczne. Ja rozumiem, że kadra może znać język obcy, ale np. dla takiego pana Mietka to już czarna magia a nikt nie będzie z kierownictwa siedział z nim i mu tłumaczył co ma robić krok po kroku. Poza tym jedno źle przetłumaczone słowo, jeden niefortunny idiom może zmienić sens całej treści.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 listopada 2015 o 14:34
@GuideOfLondon: Jak najbardziej się z Tobą zgadzam. Wówczas dopiero się uczyliśmy korzystania z otwarcia na świat, wręcz zachłystywaliśmy tym.
Odpowiedz@kerownik: pracowałem nie tak dawno na budowie w Polsce dla polskiej firmy. Otrzymywaliśmy elementy konstrukcyjne robione w polskim zakładzie. Wszystkie elemnenty, tabliczki oznaczeniowe, instrukcje, rysunki, projekty, wytyczne były w języku angielskim. Tylko dlatego, że generalnym wykonawcą byli Finowie. Nikt się nie przejmował, że wszystko trzeba było ludziom tłumaczyć, pokazywać. Jak widać przez 20 lat dużo się nie zmieniło.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 listopada 2015 o 15:17
@GuideOfLondon: Do grammar nazi mi bardzo daleko ale za takie byki, sam chętnie bym go zjadł. Przecież to aż w oczy "strzypie"
OdpowiedzToć ktoś musiał zamówić w obcym dla dziadka języku te metry albo te sztuki PO PRZELICZENIU na całą inwestycję - skoro "w połowie układania dachu" nastąpiło oświecenie.
Odpowiedz@SirCastic: po prostu przysłali całość towaru, a wpłatę potraktowali jak zaliczkę za towar. Wystarczy, że fakturą była w obcym języku, a księgowością w firmie zajmowała ciocia Genia, która kiedyś jakieś kursy porobiła to tak się kończą oszczędności w firmach.
OdpowiedzCoś pięknego o.O
OdpowiedzPodstawowa zasada gry: 4. Jeśli ktoś kogoś poważnie zawiódł i chodzą koło niego dziwne plotki, to kieruj się ograniczonym zaufaniem dopóki tamten ktoś nie udowodni, że w danej kwestii zasługuje na zaufanie. Jak ktoś nie stosuje się do podstawowych zasad gry jaką jest życie to niech się nie dziwi jak coś nie wyjdzie.
Odpowiedz@Piekielna_Kanapka: Aha. Dziadek musiałby udowadniać dożywotnio - tyle miał nagrabione. A i tak pod warunkiem, że obyłoby się bez poślizgu :-) Pozdrawiam.
Odpowiedz1. "Jak położyć dobrze prosperującą firmę w rozkwicie?" 2. "Etap modernizacji dachu" Dramtyzujesz. Jeżeli firma jest dobrze prosperująca i w rozkwicie to remont choćby dachu "połowy boiska" jej nie położy. Co najwyżej lekko zachwieje.
Odpowiedz@Wrecky: Jeżeli płacisz za m2, to rzeczywiście. Ale jak masz taką cenę od dachówki, których trzeba trochę sporo na dach takiej wielkości.. Kwota zaczyna się robić ogromna. A jak dodasz do tego kolejne 'pomyłki', nagle okazuje się, że trzeba zwinąć interes ;)
Odpowiedz@Wrecky: No cóż, niegodnym z Tobą polemizowac skoro wiesz lepiej. Odsyłam jedynie do akapitu "opiszę tylko jeden z kilku większych jego wyczynów" i ośmielę się nadmienić, że wielu innych aspektów nie naświetliłem jako nie mających znaczenia w historii o dziadku. Jeśli zacznę tworzyć biografię firmy to na pewno znajdą w niej miejsce. Pozdrawiam.
Odpowiedz