Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Poniższa historia będzie dość nietypowa. Zobrazuje ona może nie tyle piekielność, co…

Poniższa historia będzie dość nietypowa. Zobrazuje ona może nie tyle piekielność, co kilka absurdów polskiego systemu edukacji.

Z okazji Wszystkich Świętych udało mi się w końcu spotkać moją siostrę. Studiujemy w różnych miastach i rzadko mamy okazję pogawędzić. Szansa na rozmowę pojawiła się wczoraj, a w jej czasie padły słowa, dzięki którym powstała ta historia: "Zazdroszczę Ci, że w dzieciństwie miałeś taki olewczy stosunek do nauki.". Mocne słowa, ale od początku.

Razem z siostrą od zawsze prezentowaliśmy dwa całkowicie odmienne typy charakterów. Ona była idealną uczennicą, zdobywała same dobre oceny, dużo czasu spędzała na nauce. Niestety nawet po ukończeniu liceum nie umiała określić czym chce się zajmować w życiu. Ja natomiast nigdy nie przykładałem się do nauki, często wagarowałem, jechałem na trójach chociaż było mnie stać na więcej. Wyjątkiem były przedmioty związane z IT, czyli dziedziną, którą upatrzyłem sobie już na początku gimnazjum. Piątki z informatyki, matematyki i fizyki mocno kontrastowały z resztą ocen na moich świadectwach.

Stosunki między mną a siostrą zaczęły się psuć w okresie szkoły średniej. Ona wybrała najlepsze liceum w naszym mieście, a ja klasę o profilu informatycznym w technikum (oczywiście nadal lekko olewałem przedmioty niezwiązane z IT). W jej szkole chodziła opinia, że uczniowie innych szkół są głupsi. Tym bardziej osoby z zawodówek i szkół technicznych. Wchłonęła to jak gąbka. Drażniło ją też, że miałem o wiele więcej czasu wolnego od niej. Ze względu na poziom narzucony przez elitarne liceum nie miała czasu na spotkania ze znajomymi, kiedy ja co chwilę gdzieś wychodziłem. W domu trwała mała wojna miedzy nami. Miałem dość wyzwisk, celowego robienia ze mnie głupka i wywyższania się siostry, więc odgryzałem się jak mogłem (teraz się z tego śmiejemy, ale wtedy było groźnie i nieprzyjemnie :D). Oczywiście przy rodzicach byliśmy kochającym się rodzeństwem.

Maturę zdaliśmy na porównywalnym poziomie, jednak ja wybrałem dwa przedmioty dodatkowe (fizykę i matematykę rozszerzoną) a ona pięć (polski rozszerzony, angielski rozszerzony, chemię, biologię i matematykę rozszerzoną). Przez natłok nauki do matury miała jeszcze mniej czasu.

Nadszedł czas wyboru studiów (siostra jest rok młodsza, ale kończyła trzyletnie liceum a ja czteroletnie technikum, więc na studia poszliśmy w tym samym roku). Ja oczywiście wybrałem informatykę, siostra natomiast polecaną przez jej ulubioną nauczycielkę filologię polską, którą po roku porzuciła.

Teraz studiuje chemię organiczną. Z perspektywy czasu uważa, że zachowywała się jak idiotka i żałuje, że tak jak ja nie umiała znaleźć drogi w życiu. Wie, że nie odzyska dzieciństwa straconego na bezsensowną naukę wszystkiego co się da na piątkę i straconego roku na kierunku, który w ogóle się jej nie podobał. Rodzeństwo pojednało się po latach :)

<moje przemyślenia>
Reasumując. Według mnie największą wadą polskiego systemu edukacji jest głębokie przekonanie ludzi, że oceny są najlepszym odzwierciedleniem wiedzy. Poza tym dość dużo ludzi jest przekonanych, że zawodówki i technika to szkoły niższej kategorii i prawdziwe wykształcenie można mieć tylko po liceum. Są osoby, które w wieku gimnazjalnym są na tyle dojrzałe, by określić co chcą robić w przyszłości. Licea powinny być dla tych, którzy jeszcze nie znaleźli swojej drogi oraz gdy nie istnieje odpowiedni profil w szkołach zawodowych. Poza tym według mnie polskie szkoły powinny lekko odpuścić uniwersalność wykładanej wiedzy i bardziej skupić się na jej ukierunkowaniu.

Pewnie znajdą się osoby, które skrytykują mój olewczy stosunek do szkoły i nazwą mnie głupkiem, ale ostrzegam siostra skutecznie uodporniła mnie na tą obelgę :D Poza tym alfą i omegą może nie jestem, ale nie czuję się głupi.
</moje przemyślenia>

Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten subiektywny i pisany pod wpływem emocji wpis :D A i broń boże nikogo nie namawiam do wagarowania i zlewania nauki. Bardziej do kategoryzacji wiedzy na ważną i ważniejszą :)

system_edukacji

by Satsu
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Kurka
10 14

Z jednej strony masz rację, a z drugiej nie. Szkoły podstawowe i gimnazja nie mogą być ukierunkowane, ponieważ po nich masz wykształcenie "podstawowe" czyli podstawową wiedzę z każdej z dziedzin (przynajmniej w teorii). Moim zdaniem natomiast w szkołach powinien być kładziony większy nacisk na rozwijanie zainteresowań, albo w ogóle szukanie swojego sposobu na życie. Zrobienie tego co mówisz wymagałoby kompletnej reorganizacji szkolnictwa, co jest raczej bardzo bardzo odległe. Ja nigdy nie olewałam żadnego przedmiotu (były przedmioty z których czułam się lepiej i takie, których nauka przychodziła mi trudniej), ale zawsze wiedziałam co w życiu chcę robić i myślę, że to jest złoty środek. :)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 listopada 2015 o 5:08

avatar bazienka
3 7

@Kurka: niby tak, ale potem juz moim zdaniem powinno byc jak w US, wybierasz sobie pakiet przedmiotow i na nich koncentrujesz. unikasz meczenia humanistow matematyka i fizyka o zgrozo, unikasz fobii szkolnych czy stresu jakims przedmiotem do ktorego zwyczajnie nie ma sie talentu, zdolnosci rozumienia itp. tworzysz specjalistow w danej dziedzinie, co jest trudne przy forsowaniu nauki ogolnoksztalcacej rpzez 12 lat, bo doba sie nie rozciagnie. sama w lo mialam na porzadku dziennym akcje typu zadanie z matmy 56 przykladow na pol strony a4 kazdy na dzien nastepny, plus jakies wypracowanie, dodatkowo przygotowanie na odpytke do kazdego z 6-7 przedmiotow dziennie i sprawdziany, po 3 w tygodniu. plus np. przygotowanie do matury. i prace domowe. internet nie byl powszechny nawet komputery mieli nieliczni. i kazdy nauczyciel uwazal,z e to wlasnie jego rpzedmiot jest najwazniejszy w zyciu ewer.

Odpowiedz
avatar kociamber
7 15

Ja ogromnie żałuje, ze poszłam do liceum, ale wtedy to było coś! Moja mama sama mówi, że nie może sobie wybaczyć namawiania mnie na szkołę z mega wysokim poziomem, po skończeniu byłam zupełnie nieokreślona jak Twoja siostra, a mogłam iść do technikum architektury i robić to co lubię. Za rok otwieram własny biznes, także nie ma co płakać nad złymi wyborami tylko wziąć życie za pysk. Na naukę nigdy nie jest za późno! Tym bardziej na określenie się co do tego, czego w życiu chcemy :)

Odpowiedz
avatar niepojmuje
11 13

@GuideOfLondon: Jakby każdy do swojego życia i wyborów chciał podchodzić w kategoriach " skąd wiesz, że się uda", to nikt by nic nie robił! Ważne, że chce, że to ją interesuje, że spróbuje- a czy się uda to wyjdzie w praniu. Lepiej próbować być szczęśliwym niż męczyć się ze swoją codziennością.

Odpowiedz
avatar GlaNiK
1 3

@GuideOfLondon: Może potrzebuje więcej gotówki na sprzęt/pomieszczenie/materiały/co kolwiek a nie chce brać kredytu?

Odpowiedz
avatar GuideOfLondon
-1 3

@GlaNiK: a kto wie czy jakby teraz wzięła kredyt to jej firma mogłaby za 5 lat być większa niż po 10 latach funkcjonowania jak ją założy za rok. Może akurat w ciągu najbliższego roku trafiłyby się jej super zlecenia i kontakty, które później by zaowocowały dalszą współpracą. Kto wie czy w ciągu tego roku nie trafiłaby na hosse w branży, a za rok będzie kryzys i powstanie nowej firmy byłoby bez sensu i szans powodzenia. Kto wie czy nie trafiłaby w ciągu roku na super pracowników dzięki, którym firma by się ponadprzeciętnie rozwijała, a za rok oni już będą mieć pracę. Gdybać mozna w nieskończoność...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 2 listopada 2015 o 19:26

avatar kociamber
2 2

Problemy zdrowotne nie pozwalają mi na tegorocznej otwarcie, poza tym, jeszcze kilka miesięcy temu nie wiedziałam, ze się zdecyduje na "coś swojego". Wbrew pozorom trzeba mieć dobry plan na biznes, załatwić urzędowe sprawy, i wypełnić nisze na rynku. Oczywiście pieniądze swoja droga, ale mam na tyle odłożone, że kredytów brać nie muszę - czyli jeżeli nie wypali, nie będę musiała męczyć się ze spłatą :)

Odpowiedz
avatar GlaNiK
-1 1

@GuideOfLondon: A kto wie czy jutro nie wpadnie pod autobus? Takie gdybanie co by było gdyby... bla bla bla... Bez sensu! Ty zacząłeś zadawać pytania dlaczego za rok a nie teraz więc Twoje gdybanie jest co najmniej niepotrzebne. Ludzie dokonują własnych wyborów i trzeba to uszanować i tyle.

Odpowiedz
avatar Ara
8 16

Polskie szkolnictwo boryka się z opisanym przez Ciebie problemem od wielu lat. Dzieci bombarduje się mnóstwem wiedzy, która przydatna będzie dla nich tylko na egzamin w szkole a potem ją zapomną, a nie pomaga się w rozwijaniu osobistych talentów, czy w przygotowaniu do normalnego życia w społeczeństwie. W efekcie na papierze przodujemy w rankingach europejskich aż do szkoły średniej, a gdy przychodzi do szkół wyższych okazuje się, że nasze "orły" ani nie potrafią same szukać materiałów, ani występować publicznie, ani uczestniczyć w dyskusji i przygotować argumentacji dla swojego zdania. Często po opuszczeniu murów uczelni nie mają też zielonego pojęcia ani jak szukać pracy, jak płacić podatki ani jak negocjować wynagrodzenie. Za to znają podział pantofelka, a raczej znali, bo już dawno zapomnieli ;)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 10

@Ara: Z jednej strony masz rację, ale zdobycie uniwersalnej wiedzy też ma swoje plusy. Zacznijmy od tego, że nie można być dobrym we wszystkim, a do tego wybitnym w jednej dziedzinie (chyba, że jest się geniuszem). Często trzeba wybierać, czy chce się mieć wiedzę ogólną, czy wyspecjalizowaną. Podam jako kontrprzykład szkolnictwo holenderskie, w którym stawia się na ukierunkowanie już od najmłodszych lat. Szkoły wyższe w Holandii nie są tak popularne, bo w tych niższego szczebla uczniowie mają możliwość zdobycia zawodu, z której chętnie korzystają. Niestety Holendrzy są przez to bardzo ograniczeni. Wyspecjalizowani w jednej dziedzinie, nie radzą sobie w momencie, gdy trzeba przekroczyć trochę zakres obowiązków i wykazać się kreatywnością. Prosty przykład - Polak, w przypadku jakiejś niewielkiej awarii, będzie próbował sam rozwiązać problem i co ważne, zazwyczaj mu się to uda. Holender będzie czekał na wykwalifikowaną osobę, bo nie ma takiej wiedzy ogólnej, by poradzić sobie w innej dziedzinie. Reasumując, każdy medal ma dwie strony. Jeśli chcemy wykształcić jednostki, które będą jak trybiki w wielkiej maszynie - powinniśmy wybrać model szkolnictwa holenderskiego. Jednak musimy się liczyć z tym, że jeśli jednego "trybika" zabranknie, cała maszyna przestanie działać.

Odpowiedz
avatar Isegrim6
2 8

@Ara: Niezupełnie się zgodzę Na początek o jakich okresach czasu piszesz? Ja jestem sprzed epoki gimnazjalnej ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć: - tak, nauczyciele nie pomagają w rozwijaniu talentów, chyba że się wykaże zainteresowanie (wykazywałem stąd brałem udział w olimpiadach historycznych, geograficznych i matematycznych) - szkoła owszem uczy wielu bezużytecznych rzeczy, ALE tak naprawdę to wszystko ma na celu nie tylko wiedzę tylko technikę jak się uczyć, dzięki czemu przyswojenie nowego materiału idzie mi dużo sprawniej, obecnie mam porównanie w pracy z młodszymi kolegami I nie, nie miałem jakiś wyjątkowych szkół raczej przeciętne, ale tak jak Satsu skupiałem się na ulubionych przedmiotach, aczkolwiek nie miałem wtedy wyrobionego zdania co chcę robić (nadal nie mam :P)

Odpowiedz
avatar Ara
6 6

@Isegrim6: Moge mowic tylko ze swojego doswiadczenia, a rowniez uczylem sie w czasach przedgimnazjalnych. I tu wlasnie sie z Toba nie zgodze, jesli chodzi o umiejetnosc uczenia sie, bo to jest cos, co kuleje szczegolnie u polskich uczniow. Ja mam porownanie ze szkolnictwem wyzszym w UK i tu jest tak, ze na wykladach omawia sie pobieznie dane zagadnienie a potem daje wskazowki gdzie mozna znalezc wiecej. I taki mlody czlowiek sam korzysta z bibliotek, czyta ksiazki, robi notatki, a na cwiczeniach uczestniczy w dyskusji nad problemem, gdzie prowadzacy jest tylko moderatorem. Egzaminy skladaja sie z pytan otwartych typu "czy uwazasz ze...?" albo "czy zgadzasz sie ze stwierdzeniem, ze..." i jesli potrafisz logicznie uzasadnic swoje zdanie - zdajesz. W Polsce musisz nauczyc sie na pamiec a niekoniecznie zrozumiec, a bron Boze nie mozesz miec zdania innego niz to, co w kluczu. A potem sa kwiatki w stylu studenta 5 roku Komunikacji Spolecznej (!) ktory przezywa olbrzymi stres bo musi odczytac jedna kartke A4 tekstu przed grupka kolegow z roku. Reasumujac - z moich obserwacji wynika, ze Polacy czesto maja duza wiedze ogolna, ale nie potrafia jej zastosowac w zyciu. Potrafia powiedziec na ktorej stronie podrecznika bylo dane zagadnienie w liceum, ale nie rozpoznaja analogicznej sytuacji w swoim zyciu, bo nikt ich tego nie nauczyl. I jest to dosc duza bolaczka, w moim odczuciu, pseudo elitarnej polskiej edukacji...

Odpowiedz
avatar tick
4 4

@Ara: mój "gimbus" w tym roku będzie kończył gimnazjum. W sierpniu przeniósł się do mnie, bo miał dość mieszkania z matką. Szkoła nie uczy samodzielnego myślenia, a tym bardziej nie motywuje do uczenia się i zdobywania wiedzy. I potwierdzam to co napisałaś na koniec - dzieciaki mają sporą wiedzę ogólną, ale kompletnie nie potrafią powiązać faktów, i przyczyny ze skutkiem. Nie potrafią odnieść zdobytej wiedzy do codziennego życia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

@Ara: Moja przyjaciółka w połowie liceum przeniosła się do UK i tam kontynuowała naukę. Z tego co opowiadała, edukacja tam nie wygląda tak kolorowo jak opowiadasz. Dzieciaki w tym wieku nie potrafiły wskazać w zdaniu nawet czasownika i rzeczownika, a jak omawiali na zajęciach fragmenty Szekspira, była chyba jedyną osobą która nie musiała używać słownika i bez problemu odpowiadała własnymi słowami na pytania dotyczące tekstu - tak, rodowici Anglicy nie rozumieli większości słów. To tak jakby w Polskich szkołach, czytać Potop ze słownikiem. Fajnie, że mają inne podejście do edukacji, zapewne w wielu wymiarach lepsze, ale na pewno nie idealne. Mnie się bardzo podoba wszechstronność Polskiego szkolnictwa. Owszem, przydałoby się wyrzucić "klucz" do śmieci i pozwolić by uczniowie wyrażali własne zdanie, ale to nie oznacza, że całość naszego systemu jest doszczętnie zła.

Odpowiedz
avatar Ara
4 4

@Indescriptible: To, co opisalas nijak nie wyklucza tego, co pisalem ja. Szkolnictwo w UK ma mizerny poziom wlasnie do konca szkoly sredniej. To szkolnictwo wyzsze stawia na specjalizacje i wysoki poziom nauczania. Dlatego wlasnie, jak pisalem, polska edukacja w porownaniu do brytyjskiej wypada dobrze do pewnego momentu...a potem nagle jest zapasc a studenci wyjezdzajacy na wymiany sa w szoku ze tak naprawde nie potrafia sie odnalezc...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 2

@Ara: Rzeczywiście nie dopisałam ostatecznie nic o wyższym szkolnictwie, więc moja wypowiedź wydaje się niepełna. Przyjaciółka skończyła tam studia, a teraz pracuje w zawodzie. Były trudne i wiele prac wymagało kreatywności oraz zaangażowania, choć to może bardziej specyfika kierunku, bo studiowała dziennikarstwo. Ja nie musiałam latać z kamerą i wynajdywać sobie tematów do reportażu bo studiowałam kierunek ścisły, co nie zmienia faktu, że symulacja prowadzenia działalności gospodarczej za pomocą specjalistycznego programu, czy tworzenie biznesplanu z całą otoczką nie było kreatywne i nie musieliśmy wykazać się własną inwencją. Ostatecznie ukończyła dziennikarstwo w UK z wyróżnieniem, bez zarywania nocy - sama przyznała, że miała nieco łatwiej posiadając wiedzę z różnych dziedzin, była bardziej elastyczna, a mając podstawy z jakiejś branży było jej łatwiej ją uzupełnić niż uczyć się wszystkiego od zera by np. przeprowadzić sensowny wywiad, czy napisać obiektywny artykuł. Niestety ciężko jest mi tutaj sprawiedliwie porównać same studia w obu krajach ponieważ ja studiowałam tylko w Polsce, a ona tylko w UK i obydwie na totalnie innych kierunkach - możemy co najwyżej powymieniać się wrażeniami. Być może jakby zaczęła studia tutaj i dopiero potem wyjechała, odczułaby tę przepaść o której piszesz, ale z tej perspektywy jej nie widać, a wcześniejsza edukacja w Polsce była okazała się pomocna. Może porównujesz kierunek typu "zapychacz" w naszym kraju, z bardziej sensownym za granicą? Takich u nas niestety dostatek.

Odpowiedz
avatar Isegrim6
0 0

@Ara: Ara jak pisałem trzeba podzielić temat na etapy szkolnictwa oraz okresy kiedy i teraz tak: - moja wypowiedź dotyczyła głównie podstawowego i średniego (w miarę popularne i obowiązkowe) ergo dotyczące większości ludzi, bo widziałaś na studiach olimpiady? A ty wyjeżdżasz z wyższym W takim razie, bez obrazy a piszesz o studiach typu mieć papier i mogę podawać frytki, dodatkowo o studiach z kierunku głównie pamięciowego ja skończyłem polibudę, owszem były przedmioty typu wykuć na blachę, ale zarazem całkiem sporo których nie ma szans przejść bez zrozumienia tematu - Co do publicznych wystąpień od liceum poprzez studia normalnym było przygotowanie prezentacji i wystąpienie przed grupą z dane zakresu materiału i to w czasach gdzie nie było cioci wiki i wujka google Nadal nie uważam, że to było jakoś specjalnie wyjątkowe, bo ja rozmawiam po znajomych to jest to norma - I na koniec pracowałem kilka lat w Irlandii, mogę powiedzieć że tak genialnie to tam nie jest, owszem mają dobrą wiedzę specjalistyczną ale zarazem słaba ogólna. Generalnie rozwiązywanie problemów poza obszarem specjalizacji to już kompletnie leży. Stąd też Polacy nie na darmo są cenieni na wyspach bo są wstanie dokończyć zadane zlecenie a nie czekać na specjalistę Równocześnie przyznam że z wprowadzeniem klucza i giertychówki (40% zdane) poziom zdecydowanie się obniżył zwłaszcza w takim myśleniu abstrakcyjnym, tym niemniej jak podałem dla mnie głównym zadaniem całego procesu szkolnego jest nauczenie technik uczenia, bo dzięki temu człowiek będzie się wstanie nauczyć wszystkiego co zapragnie - tak częścią tych technik jest również ćwiczenie pamięci

Odpowiedz
avatar Grejfrutowa
10 10

Kiedy konczylam podstawowke (ostatni rocznik 8 klas) absolutnym wstydem bylo pojscie do zawodowki. Osoby ze srednia cos w okolicach 3.0 tez oczywiscie wybieraly licea. Nawet te z najgorsza renima, byle LO. I tak niestety jest do dzis, w tv, po testach gimnazjalnych, mowi sie zazwyczaj cos w stylu, ze zaczal sie wyscig do najlepszych liceow. Nikt sue nie zajaknie ze sa swietne zawodowki i technika. A LO, z racji nizu, niestety przyjmuja jak leci.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
10 16

Geneza takiego stanu rzeczy jest dość prozaiczna. Politykom potrzebny był parę lat temu (przed wejściem do UE) sukces w walce z bezrobociem, nie tyle spadek co zahamowanie stałego wzrostu. Wymyślono, że najłatwiej będzie na okres 4-5 lat zdjąć z rynku pracy dużą część młodych ludzi. Stąd wzięła się nagonka na technika i zawodówki, że to obciach, wstyd i tylko studia się liczą. Niestety społeczeństwo to łyknęło. Teraz mamy ogromny deficyt fachowców na co nałożyła się też emigracja do krajów UE, w zamian za nadpodaż magistrów lansu i baunsu, bo kierunki jakie powstawały to tragedia, stworzona jedynie po to żeby ludzie którzy na studiach nie powinni się nigdy znaleźć mieli coś do roboty. Najśmieszniej że te same formacje które gnoiły zawodówki teraz rozpływają się we współczuciu nad upadłą gałęzią edukacji.

Odpowiedz
avatar myscha
11 13

Kończyłam szkołę jeszcze w starym systemie i w czasach, kiedy na studia nie kładziono jeszcze tak wielkiego nacisku. W każdym razie po samej maturze można było znaleźć pracę. Technikum jednak kojarzyło się z gorszą szkołą, ci, którzy nie dostali się do liceum, to szli do technikum, a do zawodówki, to lepiej już nie mówić. Oczywiście skończyłam liceum i świat niby przede mną stał otworem, mogłam wybrać studia jakie chciałam, głowę miałam napełnioną podobnymi frazesami. Poszłam więc na politechnikę, na kierunek bardzo praktyczny, gdzie dopiero doceniłam, że absolwenci techników radzą sobie dużo lepiej niż baranki po liceum. Nie przydawała się sama umiejętność uczenia się, ale rozeznanie w kwestiach technicznych i zawodowych, czego w żadnym liceum ogólnokształcącym nie uczyli.

Odpowiedz
avatar denaturat
2 8

Skończyłam liceum prawie dwa lata temu. Poszłam do takiego "przeciętnego". Nie uczyłam się w ogóle, w szkole rzadko bywałam, maturę zdałam bardzo przyzwoicie, poszłam na studia zaocznie (bo bardziej mi się opłaca płacić za studia, bo mam rentę + wypłatę, a nie tylko rentę - ciężko pracować na pełny etat przy studiach dziennych), problemów ze znalezieniem pracy też nie miałam. Teraz osoby które siedziały nad książkami żałują, bo w sumie nic im z tego nie przyszło, a ja nie żałuję absolutnie niczego :D

Odpowiedz
avatar sapphire101
5 7

Z perspektywy czasu również uważam, że poświęcanie czasu na wkucie "zagłębi rudy i węgla brunatnego w Europie" było zupełnie bez sensu, co nie zmienia faktu, że często powodem takiego zachowania dzieci są rodzice... "Bo Adaś dostał piątkę, a ty znów czwórkę" zdecydowanie nie pomaga dziecku w codziennych zmaganiach z polską szkołą. A później dziwne, że "oszukane pokolenie", któremu mydliło się oczy koniecznością pójścia do liceum, a później na studia jest rozczarowane warunkami, jakie panują na rynku pracy w Polsce.

Odpowiedz
avatar niepojmuje
6 10

Też kułam, też miałam piątki. Rodzice cisnęli: najpierw do dobrego liceum, potem koniecznie zrobić inżyniera. I co? i mam inżyniera. I co dalej? I nadal, tak samo jak te 10 lat temu marzę o tym, aby być kucharką albo cukiernikiem, albo cokolwiek w tym temacie. Ale teraz naciskają wszyscy wokół plus moja własna psychika: po to masz inżyniera, żeby teraz pracować w kuchni? Szukaj pracy w zawodzie, a nuż nie będzie tak niefajnie, jak ci się wydaje... I tak całe życie? :( Winię szkołę, bo nie miałam żadnych zajęć technicznych i rozwijających zainteresowania, gdzie mogłabym sprawdzić, co lubię robić. Winię rodziców, za nagonkę na naukę "w systemie". A najbardziej winię siebie- bo dałam się wkręcić w to bezsensowne błędne koło i nie umiałam postawić na swoim...

Odpowiedz
avatar Draco
14 14

@niepojmuje: Czekaj, chcesz sobie spierdzielić resztę życia? Robienie tego czego się nie chce, niszczy Ciebie i twoje relacje z bliskimi. Puki żyjesz możesz wszystko zmienić. :) Zainwestuj swój czas i pieniądze w jakieś kursy gastronomiczne, albo cukiernicze. To nie jest przecież żadna hańba robić torty, albo kotlety. Zwiększysz swoją wiedzę i umiejętności, a potem szukaj pracy w tym zawodzie, albo startuj z np. własną cukiernią. Nazwę już masz "u inżyniera" :D

Odpowiedz
avatar Isegrim6
6 6

@niepojmuje: jak wyżej zresztą popatrz kto idzie do tych programów kulinarnych, zwykli ludzie którzy mają pomysły i talent W najgorszym przypadku zawsze możesz zrobić garnkuchnię dla budowlańców taka mobilna :) połączysz teorię z pasją :)

Odpowiedz
avatar tick
3 3

@niepojmuje: najważniejsze w życiu to robić to co się lubi. Albo wypośrodkować między lubię - zarabiam dużo. Kończyłem technikum 25 lat temu. W zawodzie przepracowałem 3 lata, zmieniłem zupełnie branżę. Potem doszkoliłem się i znowu zmieniłem branżę. Obecnie studiuję zaocznie, i, prawdopodobnie, znowu zmienię zawód :D

Odpowiedz
avatar sapphire101
2 2

@niepojmuje: Nadal masz czas, możesz zrobić kursy i pracować tam, gdzie lubisz :) Życzę powodzenia!

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
1 1

Ej, spojrz na pana Amaro, Gessler, Anie Starmach, Kurta Schellera itp. Patrz jak pieknie dorobili sie na staniu przy garach. Widzialas taki program o firmie zajmujacej sie produkcja najwymyslniejszych tortow? Podejrzewam ze na tym mozna zrobic sto razy lepsza kariere niz przy budowaniu mostow ;)

Odpowiedz
avatar natalia
10 10

Nie zamierzam jechać po tobie, ale po twojej siostrze, być może rodzicach. System edukacji w Polsce ma wiele wad, zdecydowanie mniej zalet, ale akurat to nieokreślenie zainteresowań twojej siostry to nie jest absolutnie wina systemu. Zbyt wielu rodziców ma parcie na to, żeby ich dziecko było najzdolniejsze wśród innych dzieci. Moja Kasia dostała 5, ale Ala dostała 6? Kasia musi dostać 6, żeby jej mama mogła pokazać mamie Ali, że Kasia jest mądrzejsza. To, że Kasia zna wszystkie dinozaury albo umie wskazać wszystkie gwiazdozbiory na niebie nie zrobi na nikim wrażenia, jeśli oceny Kasi wypadają blado przy innych dzieciach. Dlatego Kasia przez kilka najbliższych dni nie będzie oglądać ukochanych dinozaurów ani czytać o planetach, tylko będzie walczyć o 6, która w opinii wielu ludzi jest bardziej obiektywnym wyznacznikiem uzdolnień. Niektóre dzieci nie przejawiają żadnych zainteresowań, nigdy. Jeśli rodzice nie próbują ich czymś zająć, nie zaprowadzą na taniec, konie, śpiew czy coś takiego, to tak im już zostaje do końca życia. A czasami mimo usilnych starań rodziców, żeby ich dziecko miało jakąś odskocznie od szkoły, ich dzieci będą się najlepiej czuły posłusznie spełniając polecenia pani w szkole. Dzieci mają różne charakterki i nie jest to niczyja wina. Ani ich, ani rodziców, ani nauczycieli. A takie gadanie siostry, że gdyby bardziej olewała naukę, albo gdyby ludzie nie kładli takiego nacisku na oceny, to może robiłaby to, co lubi, jest puste i nic nie warte. Tak samo ja mogę powiedzieć, że mogłabym być kimś zupełnie innym niż jestem, gdyby ktoś mnie zaprowadził np. na tenisa, gdy miałam 6 lat, ale nikt mnie nie zaprowadził i przepadła mi kariera tenisowa... Co mi da takie myślenie? Nic. Bo czy ktoś jest winny straconym milionom zarobionym na korcie? Powinnam za to obwinić rodziców, siostrę? No chyba nie. Niczyja wina, że zamiłowanie do sportu obudziło się we mnie dopiero w wieku lat 14-16, gdy było już za późno na jakąkolwiek dyscyplinę sportową.

Odpowiedz
avatar Draco
5 5

@natalia: Znam wiele takich osób o których piszesz. Nie posiadali i nie posiadają zainteresowań. Jeżeli czymś się zainteresują to robią to tylko na poziomie minimum. Najlepiej, żeby nie wydać na to ani złotówki. Rodzice im nie pomagali, ani tak jak w moim przypadku nie zostawili wolnej drogi do działania. To jest przerażające na spotkaniach "klasowych". Ja czułem się jakimś "chorym odmieńcem", gdy prawie wszystkich zainteresowania kończyły się na poziomie minimum, a życie wyglądało "szara praca, powrót do domu". Gdy przyszła kolej na mnie mówić o tym co robię, to mówiłem nie wchodząc w szczegóły prawie 30 minut. Pozostali patrzyli na mnie jak na odmieńca. Dla nich szokujący był fakt, że należę do grupy rekonstrukcyjnej, robię w domu nalewki, sam czasem robię wędliny, że działam społecznie i chcę działać politycznie. Dla nich po pracy trzeba wrócić do domu, zjeść obiad i oglądać telewizję, albo siedzieć na fb. Innym przykładem były podróże zagraniczne. To nie jest wcale tak droga sprawa i większość osób jest w stanie oszczędzić sobie na jakiś fajny wyjazd. Większość wciąż tylko "planowała" takie wyjazdy, a kilka osób które na nich było ograniczyło się tylko do hotelu i plaży. Tylko ja byłem takim "odmieńcem" któremu się chciało pojechać i na miejscu łazić gdzieś i zwiedzać, zamiast leżeć plackiem. Oni boją się zrobić cokolwiek by wyjść poza szarą masę większości. Boją się etykiety "odmieńca". Ja taką mam od dawna i dobrze mi z tym :D

Odpowiedz
avatar Jango_Fett
3 3

@Draco: o propos standardowych: hotel, plaża i all inclusive, jak jedziesz jeszcze do byłych demoludów jest jeszcze opinie typu: - a po co, na co - tam tylko piją, biją i kradną - syf i malaria

Odpowiedz
avatar Draco
3 3

@Jango_Fett: Znam to. To samo słyszałem gdy jakieś 6 lat temu jechałem na Ukrainę. Widziałem tam tyle fajnych rzeczy i zabytków, że nawet nie spodziewałem się takiej ilości. Po raz pierwszy w życiu szedłem po moście linowym ;) Co do syfu, kradzieży, bicia, picia i mafii to w sumie to jest prawda. Ale to tak jak wszędzie. Trzeba uważać.

Odpowiedz
avatar 12345
7 7

Ja nie wiedziałem, że chce być lekarzem aż do klasy maturalnej i przypadkowym zdiagnozowaniu u mnie pewnej przypadłości która skończyła się zabiegiem operacyjnym. Zobaczyłem zestresowanych studenciaków trzeciego roku powtarzających coś pod ścianą, a potem uczących się na mnie opukiwać płuca i stwierdziłem "kurcze, też tak chce". Pół roku przyłożenia do nauki i dostałem się na medycynę. Wcześniej byłem średniakiem który miał wszystko i wszystkich w poważaniu, bez jakichkolwiek sensownych planów na przyszłość, a jakże - w liceum. Najwyższą średnią od 4 podstawówki miałem właśnie na 1 roku studiów. Studia kończę w tym roku. Oprócz klasycznego studenckiego marudzenia w trakcie i kupy japońskich pytań zadawanych sobie w trakcie studiów ("apocomito") nie żałuję, i nie wyobrażam sobie robić czegokolwiek innego.

Odpowiedz
avatar Draco
10 10

O "kłamstwie szkolnym" już wielokrotnie pisałem na piekielnych. Streszczając temat: - na przełomie lat 80 i 90 ludzie widzieli, że osoby z wyższym wykształceniem bez problemu znajdowały pracę, a ludzie po zawodówkach i technikach pracę tracili (efekt przemiany gospodarczej) - powstało więc przekonanie, że studia = praca i to dobre płatna - to przekonanie wpajano dzieciom zaczynającym swoją naukę. Powtarzali to rodzice, dziadkowie i nauczyciele. - w końcu dzieci zaczynały w to wierzyć, że idąc na jakiekolwiek studia i mając z nich jakiekolwiek oceny będą po ich ukończeniu mieć znakomita i super dobrze płatną pracę. Do tego doszła reforma edukacji która udupiła zawodówki, technika i szkoły policealne (te z prawdziwego zdarzenia, a nie obecne masówki). Dodatkowo doszło to co napisał Sharp_one rząd, a konkretnie pewien rudy premier zachęcał młodzież do studiowania gdziekolwiek, byle tylko pozbyć się ich z rynku pracy na 5 lat. Natomiast co do ocen w szkle i nacisku na ich zdobywanie to jest to efekt wprowadzania wyścigu szczurów od podstawówki. Robią to głownie rodzice, którzy zmuszają swoje dzieci by goniły za wirtualnymi ocenami, które po zakończeniu kolejnej klasy stają się nic nie warte i zapomniane. Ja nie miałem problemów z nauką. Taka naturalna zdolność do zapamiętywania dużej ilości informacji i ich logicznego łączenia. Starczy by bez większych problemów zdawać z klasy do klasy. No i też to, że nie olewałem nauczycieli i wykładowców - gdy już siedziałem na lekcji to ich słuchałem. Od mniej więcej 4 klasy podstawówki, zacząłem się zastanawiać, jak oceny mają mieć wpływ na moją przyszłość. Zauważyłem, że moim celem jest zdać do kolejnej klasy, a nie mieć same szóstki i zdać do kolejnej klasy. Wolałem spędzać czas na czymś co lubię, niż zakuwać i zdobywać najlepsze oceny. Nie zazdrościłem kolegom mającym na świadectwie czerwony pasek, bo wiedziałem, że już za kilka dni to świadectwo będzie bez wartości. I to podejście towarzyszy mi do tej pory. Jeżeli mnie coś nie interesuje, to robię tyle ile muszę. A czas poświęcam na to co mnie interesuje i na odpoczynek. Mam porównanie z kilkoma kolegami i własnym młodszym bratem. Jeden z czerwonopaskowych kolegów, miał całą masę zajęć pozalekcyjnych, nie miał czasu na normalne życie. Rodzice mu to wszystko fundowali i "motywowali" by miał najlepsze oceny. Po gimnazjum w którym się uczyliśmy razem poszedł do znakomitego liceum, a potem na anglistykę. Dziś jest tłumaczem. Zapytałem go czy było warto, mieć ze wszystkiego najlepsze oceny i poświęcać na to tyle czasu, zamiast normalnie żyć i skupić się na języku angielskim. Stwierdził, że zdobywanie najlepszych ocen ze wszystkiego było bezsensu. Mój brat ma podobne predyspozycje do nauki jak ja. Tylko on nie pomyślał nad tym, że zdobywanie wirtualnych ocen ne ma sensu i że same ukończone szkoły pracy nie dadzą. Od małego dużo czasu spędzał nad nauką, do czego go silnie motywowała rodzina... oprócz mnie ;). W gimnazjum i liceum (oczywiście najlepszych w okolicy) na naukę zarywał nocki i sypiał po 2-3 godziny dziennie. Co roku zdobywał czerwone paski i nagrody książkowe. Obecnie rozpoczął studia na kierunku technicznym i z tego co obserwuje znów poświęca się nauce. Szkoda, że to co ja mu tłumaczyłem nie trafiło do niego. W życiu trzeba dążyć do tego by robić to co się lubi i rozwijać wiedzę z tego czym się interesuje. O tym kto miał jaką ocenę z klasówki/kolokwium za pół roku nikt nie będzie pamiętać. Ważne jest tylko zaliczenie kolejnego roku i przejście z klasy do klasy/ z roku na rok. Nawet na studiach jakość pracy dyplomowej nie jest najważniejsza, bo jej nikt poza kilkoma osobami nie przeczyta, ani nawet nie zobaczy. Ważny jest fakt napisania i obrony. Ja dziś jestem super doświadczonym pracownikiem biurowym. Potrafię sam poprowadzić biuro załatwiając wszystko od parzenia kawy, przez obsługę maszyn biurowych, wykonanie prostej bazy danych, po stworzenie zgodnego z przepisami archiwum zakładowego. Jestem też historyki

Odpowiedz
avatar Draco
5 5

@Draco: Przedobrzyłem z długością komentarza :D Końcówka jest taka: Jestem też historykiem, który działa w swojej dziedzinie. W wolnym czasie badam interesujące mnie tematy i czytam książki. Obecnie powoli przymierzam się do napisania kilku publikacji z tematu Słowian i Kozaków. Najsmutniejsze jest jednak to, że na historii na studiach magisterskich zaocznych było nas ponad 15 osób. Z tego co wiem, pracują w "branży" (nauczyciele, muzea, archiwa) albo działają tak jak ja na własną rękę 4 osoby.

Odpowiedz
avatar Manse
4 4

@Draco: Kurde, jak dorosnę to chcę być Panem!

Odpowiedz
avatar Draco
2 2

@Manse: Miło mi. Żeby zostać kimś takim jak ja, trzeba tylko nie bać się ruszyć tyłka i działać. Zazwyczaj wygodniej jest siedzieć w domu i się nie wychylać z tłumu. Ale jeżeli chce się coś zrobić i coś przeżyć to trzeba czasem zaryzykować. No i trzeba uparcie trzymać się swoich marzeń i pomysłów, nawet jak wszyscy odradzają i twierdzą, że to głupoty. Jako dziecko marzyłem o uczestnictwie w programie "Jeden z Dziesięciu" i to zrobiłem kilka lat temu. Musiałem jednak najpierw wziąć wolny dzień na zapisy i eliminacje w Warszawie, a potem kolejny wolny dzień i pojechać do Lublina. Było super i nawet zdobyłem kuferek ze słodyczami ;) A co do wykształcenia to jestem zwolennikiem wybierania tego czym się dana osoba interesuje. Wtedy studia mają sens. A ja wychodzę nawet dalej jako historyk i testuje część rzeczy na sobie i robię eksperymenty. Bo się okazuje, że całkiem wielu rzeczy z książek nikt nie sprawdził w realu i tylko kolejni autorzy przepisują głupoty.

Odpowiedz
avatar Xenopus
1 1

@Draco: No to podam przykład z drugiej strony. W podstawówce nauka przychodziła mi bez problemu. Uwielbiałam czytać i miałam dobrą pamięć i to zazwyczaj wystarczyło. Średnią z każdej klasy miałam sporo powyżej pięć. Pasjonowała mnie biologia, ale bałam się chemii i z tego powodu wybrałam ogólniak z rozszerzonym angielskim i informatyką. Dalej każdy rok kończyłam świadectwem z paskiem. Miłość do biologii mi nie minęła i studia już wybrałam pod tym kątem. Zapierdzielałam jak mała motorynka czas wolny spędzając na darmowych praktykach. Pracę dyplomową robiłam po części za granicą. I bez niej nie dostałabym pierwszej pracy. I co mi z tego wszystkiego przyszło? Ano pracuję w dziedzinie, którą kocham, zwiedziłam sporą część Europy, mieszkałam w pięciu różnych krajach, miałam stado przygód, które wspominać będę do późnej starości. Potrafię dogadać się z informatykami, technikami od sprzętu i naukowcami, bo znam przynajmniej podstawy z ich dziedzin. Czy żałuje straconego czasu wolnego? Ani trochę. Czy żałuję, że nie specjalizowałam się od liceum? Wcale. Czy zmieniłabym coś w mojej edukacji? Nie.

Odpowiedz
avatar kaede
5 5

Miałam podobnie jak siostra, dosyć długo nie wiedziałam co chce robić itd. Po prostu poszłam w kierunku przedmiotów które łatwo mi szły - języki i informatyka. Niestety w liceum przed matura nie dane było mi sie skupić na tym co ważne, bo babka od biologii tłukła z nami zadania z genetyki z podreczników dla studentów medycyny (mielismy podst. biologie, nikt tego nie zdawał). Ledwo-ledwo zaliczyłam ten przedmiot i słabo przygotowana z tego co wybrałam na deklaracji przystapiłam do matury. A trzeba było wybrać technikum :) lepiej bym zdała, mniej stresu a nie musialabym robić policealnego studium zawodowego na technika IT. Tak straciłam czas... i troche nerwów, ale człowiek uczy sie na swoich błedach - swoich dzieci do LO nie wyśle. ;)

Odpowiedz
avatar Grejfrutowa
8 8

@wytwornadama: co za głupi komentarz. Doczytaj regulamin, spektrum piekielnych sytuacji, które możesz opisywać jest jednak nieco bogatsze niż tylko potyczki na linii klient - sprzedawca.

Odpowiedz
avatar luss313
6 6

Tak, ja dokładnie pamiętam czasy, kiedy miałam wybór między liceum, technikum lub zawodówką. Żałuję do dziś dnia, tego liceum, które było wtedy moim marzeniem sama nie wiem czemu.

Odpowiedz
avatar Draco
5 5

@luss313: Bo pewnie zadziałało "kłamstwo szkolne". Powtarzane od maleńkości przez wszystkich dorosłych z otoczenia. To powoduje, że uznaje się to za prawdę. I samemu chce się: - wybrać "dobre" gimnazjum, żeby móc iść do "dobrego" liceum - wybrać "dobre" liceum, żeby dobrze zdać maturę i iść na "dobre" studia - iść na "dobre" studia, żeby dostać dobry dyplom, a na drugi dzień super płatną pracę. Co ciekawe nie ma "dobrych" gimnazjów i liceów. Jeżeli dziecko chce się uczyć, to osiągnie dobre wyniki nawet w "najgorszej" szkole. Celem gimnazjum jest przyswojenie wiedzy potwierdzone egzaminem. W przypadku liceum tak nie ma, matura jest dobrowolna. Wbrew obiegowym opinią to liceum jest najłatwiej skończyć, wystarczy trzy lata "przelecieć na 2 i 3. Zawodówka i technikum to jednak wiedza praktyczna i egzaminy z niej. Tam jak się coś oleje, to np. piła tarczowa urżnie rękę.

Odpowiedz
avatar ShinigamiSama
-3 3

@Draco: Ale jeśli chcesz się uczyć, dobre liceum jest lepszym wyborem, bo jest większa szansa wspierających nauczycieli. Poza tym, nie żebym się czepiała, ale nie wrzucajmy studiów do zła, co? Bo myślisz o niedostatecznie dobrych studiach. Jak skończysz Oxford to praca będzie na drugi dzień. Jasne, licea i technika nie są dla wszystkich, to wybór osobisty, ale nie przesadzajmy z diabolizowaniem.

Odpowiedz
avatar Draco
4 4

@ShinigamiSama: Jeżeli chcesz się uczyć to zrobisz to nawet siedząc na kamieniu i pisząc węglem na kawałku kory. W tak zwanych "dobrych" gimnazjach i liceach można się nauczyć co najwyżej snobizmu. Najczęściej ich wyższy poziom polega na tym, że zwiększają zalecany i wymagany materiał o materiał ze szkoły wyższej. Czyli w gimnazjum materiał z liceum, a w liceum materiał ze studiów. Na ogarnięcie tego uczniowie muszą poświęcać więcej czasu niż inni. Większa szansa wspierających nauczycieli? Szansa na takich raczej jest wszędzie taka sama. A co do studiów to nie powtarzaj proszę mitów. Myślę o wszystkich studiach. Studia nie dają pracy. Uzyskana wiedza i doświadczenie pozwalają na skuteczniejsze znalezienie pracy. To, kto kończył jaką szkołę jest drugorzędne. Trzeba się wpasować w rynek pracy. Normalni pracodawcy mają gdzieś gdzie studiowałaś, ich interesuje tylko co wiesz i co potrafisz. PS. Opiszesz mi coś o nazwie "ShinigamiSama" bo mi to troszkę zalatuje wywyższaniem się. Wiesz o co mi chodzi.

Odpowiedz
avatar luss313
1 1

@Draco: Ach dokładnie, teraz to ja to wszystko rozumiem;) Po liceum niestety nie mamy zawodu. A technikum, czy zawodówka już na dzień dobry dawały praktykę i papier. A niestety u mnie w domu panowało dokładnie takie przekonanie, które opisałeś: od dobrego gimnazjum po dobrą pracę włącznie. Moi rodzice wpajali mi to na każdym kroku nawet siostra na bezrobociu, z wyższym wykształceniem, nie sprawiła, że zdanie zmienili.

Odpowiedz
avatar Xenopus
0 0

@Draco: Przychodzi mi na myśl anegdota o tym jak pewien nauczyciel kazał uczniom siedzącym w ławkach rzucać do kosza ustawionego pod tablicą. Niby każdy miał szansę trafić i pewnie ktoś z pierwszej ławki chybił a komuś z ostatniej się udało, to jednak pierwsze ławki miały łatwiej. Nie wiem, jak w "dobrych" gimnazjach ale za moich czasów w dobrym liceum mieliśmy dużo więcej możliwości rozwoju niż dzieciaki ze słabszych szkół. Wsparcie dyrekcji i nauczycieli dla kół zainteresowań, polonistka poświęcająca swój prywatny czas na wyjście do teatru (nieobowiązkowe, jednak obecna była praktycznie cała klasa), wsparcie dla olimpijczyków z różnych dziedzin. Nacisk na kreatywne rozwiązywanie problemów, uczenie krytycznego myślenia. Co do poświęcania więcej czasu na ogarnięcie większego materiału niż uczniowie słabszych szkół... Jeśli nauczycielowi się nie chce a uczniowie olewają temat to ogarnięcie podstaw może zająć dłużej niż rozpykanie skomplikowanego zagadnienia przez entuzjastycznego pedagoga i responsywną grupę.

Odpowiedz
avatar Kecaw
1 3

Nie wiem jak inni ale ja się zgadzam z tobą.

Odpowiedz
avatar ShinigamiSama
1 1

Będę podobna do innych - niby tak, niby nie. Rozumiem twoje odczucia co do zachowania siostry, bo to z pewnością było przykre. Nie odmawiam racji temu, że fajnie jest mieć sprecyzowane oczekiwania - przerabiałam temat z mniej szczęśliwymi znajomymi ode mnie, którzy mieli ten sam problem. Ale z liceum to jest szeroka kategoria. Ja też jestem techniczna - matematyka, fizyka. Może trochę bardziej wszechstronnie w kwestii innych przedmiotów, trochę jak twoja siostra. Gdzieś... pomiędzy. I poszłam do liceum. Do chol... bardzo elitarnego liceum. I tak, dużo się uczę, ale nie będę narzekać, bo lubię i sama się wpakowałam. Ale na pewno nie jest tu mniej ściśle. Kto zna V liceum Krakowskie, ten wie, że dany profil często uczy się tylko swoich przedmiotów. W tym roku mam chyba sześć, może siedem... W tym języki i wf, zatem tak, uczę się tylko matematyki i fizyki. Wybór pomiędzy technikum a liceum też nie jest prostą zależnością "czy jestem zdecydowany". W przypadku większość liceów, fakt, jest bardziej ogólnie. Ale na wyższym poziomie to bardziej pytanie - czy wolę teorię czy praktykę? A zakładam po wypowiedzi, że o elitarnych szkołach właśnie mówisz. W przypadku ogólnym, uśrednionym... Niestety, nie pozostaje mi nic innego niż załamać ręce. Licea upadają, powoli, acz skutecznie, technika też... Wyatrczy znaleźć książkę dla swojego wieku z, powiedzmy, lat 80tych, żeby znaleźć metariał grubo ze studiów (wcześniej na podstawie). Nie ma na to łatwego rozwiązania, na początek przydałoby się przestać obniżać poziom w kolejnych reformach... Tak więc genarlnie rozumiem, co masz na myśli, ale w szczegółach bym polemizowała (bo swoje liceum kocham i uwielbiam, taki naukowy masochizm, no ;) a ja jestem teoretyk z krwi i kości, więc technikum też nie dla mnie). W sumie nie wiem, o czym właściwie już mówiłam, ale z niezdecydowaniem - bywa i tak. Tylko jak człowiek jest niezdecydowany, to niech nie idzie na studia humanistyczne, tylko na coś, co da pracę :) Humanistyka jest dla pasjonatów.

Odpowiedz
avatar Isegrim6
0 0

@ShinigamiSama: Zmarwię Cię :P po jednostkowym przypadku z tego liceum mam bardzo złe odczucia, ok wiedza aż kipi nad wyrost (dokładnie przerabiany materiał z lat studiów w liceum) natomiast słabe przełożenie do rzeczywistości Jak pisałem jednostkowy przykład, więc trudno rozszerzać na całą populację, ale sposób wypowiedzi niepokojąco podobny do twojego typu "Jestem the best bo z tego liceum bla bla" powiem tak mało osób wie o tym liceum i nie tylko tam profilowane klasy uczą się "swoich przedmiotów", raczej wydaje mi się że to standard bo tak jest są one skonstruowane (po to są profile)

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 4

Pieprzenie. To nie wina systemu edukacji, że ludzie nie mają własnych zainteresowań i nie wiedzą czego chcą. Szkoła nie ma uczyć Cię życia. Nikt za Ciebie nie wybierze drogi. Poza tym bez przesady. Wiedza ogólna zdobyta na poziomie liceum nie jest "mnóstwem niepotrzebnych informacji" a podstawową wiedzą, którą powinien legitymować się każdy człowiek na jako takim poziomie. Co to za inżynier, który nie potrafi wypowiedzieć się we własnym języku a rozmawiać umie tylko o swojej dziedzinie? Nie trzeba mieć samych piątek, ale mówienie że wiedza przekazywana w szkołach jest niepotrzebna, to już najwyższy stopień ignorancji. Ja akurat jestem właśnie inżynierem. Ostatnio w pracy kolega z wyższym wykształceniem (magistrem)i 40 latami na karku stwierdził że sarna jest samicą jelenia. Trochę wstyd.

Odpowiedz
avatar Draco
3 5

@mietekforce: Tylko, że takie podstawy o których piszesz, obecnie zdobywa się w podstawówce i gimnazjum. W liceum jest powtórka + całkiem sporo niepotrzebnych informacji szczegółowych, których nikt nigdy nie wykorzysta.

Odpowiedz
avatar Pytajnik
2 4

Jako ktos kto zawsze sie stresowal szkola, studiami, powiem tak - kazdy jeden stres poswiecony na szkole to o jeden stres za duzo. Nie mowie by olewac, ale podchodzic zdrowo. To NIE jest najwazniejsze, to tylko szkola. Liczy sie poznawanie swoich zainteresowan, ludzi, robienie czegos swojego... Troche sie pozale i napisze ze chyba nigdy nie wybacze rodzicom totalnej biernosci w moim wychowaniu. Przez wiele lat mialem ciezka depresje, a nigdy nie zainteresowali sie czemu nie mam zadnych znajomych, nie wychodze z domu chyba ze do szkoly/uczelnie, nie odzywam sie, tylko siedze przed komputerem sam. Zero pytan o moje plany na przyszlosc, nawet jak wprost dawalem do zrozumienia ze nie widze sie w zyciu. Efekt taki ze mam wyzsze techniczne zdobyte w sumie prosto ale po zdecydowanie za duzej ilosci stresu, pracuje ponizej kwalifikacji bo po prostu nie czuje pasji. Nie widze siebie w tym do konca. Tj racjonalnie widze, subiektywnie nie, bo nie umiem chciec. Jak slucham rozmow ludzi dookola mnie, na przyklad jak zdobywali prawo jazdy i czekali na to, albo wspomnien z wizyt i rodziny to cos we mnie chce plakac, bo czuje sie jakbym stracil lata ktorych nie odzyskam.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

opowiem na moim przykladzie 1. tez spotkalam sie z twierdzeniem, ze ludzie z zawodowki to albo patologia albo glupole ktore nie poradza sobie gdzie indziej. troche lepiej z technikami, ale pojscie do technikum a nie lo to jednak obciach byl. takie rpzekonanie bylo u mnie w podstawowce,a potem nie tylko w liceum, ale i ogolnie w miescie dzis zaluje, z enie poszlam do technikum, oprocz wyksztalcenia sredniego i matury mialabym zawod... potem pewnie i tak bym studiowala to co studiowalam, ale byloby latwiej w zyciu... 2. sama uczylam sie swietnie, w podstawowce bez wysilku, tylko z wf byla czworka. i szczerze mowiac zaluje. tzn zaluje tego, ze z wszystkiego chcialam byc najlepsza. w podstawowce byl konkurs Uczen roku i Sportowiec roku. poczulam sie rozgoryczona, gdy oba tytuly wygral kolega, ktory byl dobrym uczniem i dobrym sportowcem- poniewaz w Uczniu roku do punktacji doliczaly se sparingi, zawody, sks i inne wuefowe sprawy, z ktorych bylam cienka, za to mialam lepsze oceny nieco ( mielismy taka 3 rywalizujaca w nauce) a juz totalna transformacja po 3 roku studiow, kiedy mialam srednia 4,7... stypendium bylo od 4,72 wtedy dopiero zaczelam sie przykladac tylko do tego, co mnie interesuje lub wydaje mi sie przydatne w dalszym zyciu/pracy, inne przedmioty moze nie olewajac, ale nie kujac na sile... tyle zmarnowanych lat.. ;) tyle presji i stresu...

Odpowiedz
avatar Doombringerpl
1 1

Cholera. Jakbym czytał własną historię. Z tym, ze moja siostra jest starsza o 10 lat ode mnie. Skończyła mikrobiologię. Przez pewien czas rzeczywiście jej się powodziło, ale jak to się mówi "kasa uderzyła jej do głowy" pokłóciliśmy się i przez 6 lat nie utrzymywaliśmy kontaktu. Zmądrzała kiedy za namową swojego o 30 lat starszego męża wyjechali "dorobić się" do Włoch. Ja skończyłem technikum informatyczne. Przez wypadek i nadgorliwą polonistkę powtarzałem rok w liceum. Teraz jestem tylko technikiem informatykiem. Pracuję jako automatyk programista od ponad 8 lat. Ze względu na wykształcenie nie zarabiam tyle ile kto inny z wyższym ale i tak mam sporo ponad połowę średniej krajowej. Mam własny samochód i zwiedziłem połowę europy(najczęściej wschodniej) Niestety stereotyp wykształcenia wyższego nadal panuje. Praktycznie wszystkie ogłoszenia są takie. Ostatnio miałem sytuację, że zgłosiła się do mnie kobieta z firmy HR. Proponowała mi stanowisko w firmie, w której sam składałem CV na ich bezpośrednie ogłoszenie. Wtedy mnie olali. Z polecenia HR byłem na rozmowie. Zrezygnowałem bez uświadomienia im jak traktują ludzi. Ale miałem wielką ochotę im to powiedzieć.

Odpowiedz
avatar Zain
1 1

Kiepski system edukacji to jedno. Jednak wg mnie najgorsze jest to, że młodzi ludzi kompletnie nie mają zainteresowań i ostatecznie lądują razem z grupką swoich znajomków na kierunku, po którym nie da się znaleźć pracy. Aktualnie mieszkam na stancji z kolesiem, który poszedł na AWF, bo "nie chce mu się uczyć", a jego marzeniem jest to, by zarobić, a się nie narobić. Takie rośnie nam społeczeństwo. Leniwe i bez życiowych ambicji.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

Jest mały problem: Wychowawcy klas 1-3 w podstawówce. Jak dostałam 3 z dyktanda, to była jesień średniowiecza normalnie. To, że jestem ścisłowcem i dysgrafikiem, to się dla tamtej pani w ogóle nie liczyło. Oczekiwała od całej klasy samych 5 i 4, ale tylko 7 uczniów miała za wartych cokolwiek (na 27 osób, ja nie byłam tą wybraną, tylko zwykłym nieukiem mimo iż z testów miałam same 5-). Dzieci to pamiętają i później nie mają czasu na rozwijanie zainteresowań, bo nie mogą dostać 3 z kartkówki... PS. Jeszcze tamta nauczycielka wyśmiała moje marzenie o byciu prezydentem...

Odpowiedz
Udostępnij