W przychodni gdzie pracuję, tuż obok mojego gabinetu jest poradnia laryngologiczna. Czynna przez 4 dni w tygodniu (piąty od rana do wieczora zarezerwowany dla foniatry), w różnych godzinach. Dziś rano, jutro po południu, żeby każdy mógł dopasować termin dla siebie. Wszystko dokładnie opisane na tabliczce, naprawdę jasno i czytelnie. Schemat rozmowy co kilka dni:
- Dzień dobry, do laryngologa to tutaj? (mniejsza, że na moich drzwiach tablica jak byk: laboratorium).
- Dzień dobry, laryngolog jest na lewo, koło stolika.
Delikwent wychodzi, szuka, za chwilę wraca:
- Pani, a tam nikogo nie ma.
- Być może dzisiaj przyjmuje po południu. Są wypisane godziny, można sprawdzić, kiedy pani pasuje.
I się zaczyna. Może nie co kilka dni, ale nadal często.
- Tak! Nieczynne! I co ja mam teraz zrobić? Ja chodzić nie mogę, mi jest ciężko! Nikt się człowiekiem zająć nie chce! Człowiek by tu mógł umrzeć na korytarzu i nikt by się nie zainteresował!
Punkt 1. Rzadko kiedy osoba umierająca ma siłę robić taki teatr.
Punkt 2. Całodobowa pomoc doraźna mieści się dwa budynki dalej, w szpitalu. Poradnia ma swoje określone godziny otwarcia.
Jeśli takie sytuacje zdarzają się nagminnie, to może należałoby winy szukać nie w ludziach, a w słabej informacji ze strony poradni laryngologicznej? Może przejście się tam i wyjaśnienie sprawy by coś dało. W sumie im też powinno zależeć, żeby pacjenci trafiali prosto do nich, a nie błądzili po całym budynku. Może jedna tabliczka informacyjna załatwiłaby sprawę?
Odpowiedz@Shaienne: Po całym budynku? Autorka pisze wyraźnie: "tuż obok mojego gabinetu". Godziny też są opisane. Niestety, część ludzi nie potrafi czytać ze zrozumieniem albo uważa, że jak zacznie robić awanturę, potrzebny im lekarz zmaterializuje się z powietrza i przyjmie ich od razu.
Odpowiedz@Shaienne: Jedna tabliczka jest na drzwiach, dodatkowo na ścianie napis literami niewiele mniejszymi od mojej dłoni. Poza tym generalnie nie to jest problemem. Na klatce schodowej kierunkowskaz "por. laryngologiczna - 1p.", a ja jestem vis a vis końca schodów, pierwsza na celowniku do wszelkich pytań, więc ludzie nie błądzą za bardzo. Problem tkwi w sposobie przyjmowania informacji, że nie udało się trafić na godziny urzędowania
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 1 listopada 2015 o 20:22
Z doświadczenia mogę powiedzieć, że słowu pisanemu klienci/petenci nie ufają ;) Może być wołami napisane na 3 tablicach, a i tak się znajdą ludzie, którzy koniecznie z ust obsługującego muszą usłyszeć "to nie ten pokój", "tak, czynne od 9" itp itd.
OdpowiedzO ile taka sytuacja nie wygląda piekielnie sama w sobie, o tyle domyślam się że zaczyna być mocno irytująca gdy powtarza się cyklicznie. Niestety wynika to z tego, że większość społeczeństwa nie widzi dalej niż czubek własnego nosa - mają sprawę do załatwienia i koniec, nie interesuje ich że przeszkadzają innym lub utrudniają wykonywanie pracy jak w Twoim przypadku, oni chcą to załatwić na już. Być może poskutkowałoby wywieszenie kartki przy drzwiach z dużymi czerwonymi literami "LARYNGOLOG" i strzałką w kierunku odpowiedniego gabinetu. P.S. Byłem kilka razy w budynku pomocy doraźnej o którym napisałaś, rozumiem że mowa o placówce znajdującej się pod adresem mającym w nazwie imię żeńskie? :)
Odpowiedz