Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia http://piekielni.pl/69096 przypomniała mi lata młodości, kiedy to rezydowałem sobie wraz z…

Historia http://piekielni.pl/69096 przypomniała mi lata młodości, kiedy to rezydowałem sobie wraz z rodzicami w mieszkaniu służbowym...

No właśnie - służbowym. Mama była nauczycielką angielskiego i pracowała w pobliskim gimnazjum. Wiecie, gdzie ów przybytek się znajdował? Tak jest, dokładnie POD naszym mieszkaniem.

Pomijam fakt, że otwarcie okna latem wiązało się z koniecznością poznawania kolejnych wariantów słowa "pier*olić" dolatujących z boiska (jak i innych, mniej lub bardziej niecenzuralnych słów, przy których wiązanka szewca, który właśnie wbił sobie gwóźdź w palec, brzmi niczym śpiew skowronka). Pomijam też bazgranie po ścianach, zarówno szkolnych, jak i "naszych". Notoryczne włażenie po kratach w naszym oknie na dach (bo piłka wleciała) to też pikuś!

Ale...

Mieliśmy to nieszczęście, że schody do naszego mieszkania znajdowały się tuż obok wejścia na salę gimnastyczną, zaintrygowana młodzież wspinała się więc na górę, żeby zobaczyć, co tam jest. Przed naszym mieszkaniem było coś w rodzaju przedsionka, w którym stał na przykład worek na plastik oraz dziesięciokilowa siata z ziemniakami (mieszkanie było małe i liczył się każdy centymetr przestrzeni), oraz "wiatrołap"- oba zamykane tylko na klamkę. Nieraz zdarzało się, że gimbusy otwierały sobie z ciekawości drzwi, jedne, drugie, aż w końcu włazili nam do mieszkania.

Po kilku ostrzejszych dyskusjach z moim tatą (i naszym psem, który obcych nie lubi) dotarło do nich, że za trzecimi drzwiami ktoś mieszka, ale przecież i w przedsionku stały różne cuda- jak wspomniane wcześniej butelki i ziemniaki.

Zaczęło się od rozwlekania zawartości worka na plastik po całym terenie zielonym szkoły. Butelki stanowiły również wdzięczny materiał do np. tłuczenia się po głowach, rzucania w okna i wielu innych wyśmienitych rozrywek. Później ginęły ziemniaki- jakiś czas myśleliśmy, że gimbusy kradną je z czystej złośliwości, ewentualnie jako uzupełnienie ubogiej w skrobię diety, aż nie znaleźliśmy na masce naszego samochodu wielu małych i dużych wgnieceń... Zgadnijcie, co leżało dookoła?

Zarówno butelki, jak i ziemniaki wróciły do naszego małego mieszkania.
Co zrobił kwiat młodzieży, kiedy odebrano im amunicję?

Chwycił za kamienie...

gimbaza

by Public_Enema
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Draco
15 27

Jedno podstawowe pytanie: Czemu nie zamykaliście drzwi na klucz? Całej sytuacji by nie było gdyby drzwi do przedsionka mieszkania były zamknięte.

Odpowiedz
avatar xpert17
26 26

@Draco: kurczę, teraz im to mówisz? całe dzieciństwo zmarnowane...

Odpowiedz
avatar Eko
23 35

@Draco: Znowu zrzucanie winy na ofiarę, a nie sprawcę. Całej sytuacji by nie było, gdyby gówniarze szanowali cudzą przestrzeń, prywatność i własność.

Odpowiedz
avatar Public_Enema
3 17

@Draco: Dlatego, że klucza zarówno do przedsionka, jak i "wiatrołapu" nie było. Jak pisałem, dało się je zamknąć tylko na klamkę. Jeśli chodzi o drzwi do domu- jeśli ktoś w środku był, to nie widzieliśmy potrzeby zamykania się na cztery spusty (przynajmniej do czasu).

Odpowiedz
avatar Zmora
15 23

@Public_Enema: "Jeśli chodzi o drzwi do domu- jeśli ktoś w środku był, to nie widzieliśmy potrzeby zamykania się na cztery spusty (przynajmniej do czasu)." Ale jak byście zamknęli na jeden, to też by to smarkaczy powstrzymało. Nie wiem, ja jakoś z domu wyniosłam przyzwyczajenie, że drzwi ZAWSZE muszą być na coś zamknięte, bo nie zawsze w domu/mieszkaniu jesteś w miejscu, z którego je widać.

Odpowiedz
avatar Armageddonis
12 14

@Public_Enema: W większości przypadków można zainwestować w kłódkę. Nawet jeśli nie ma gdzie jej założyć, myślę że dałoby się ze szkołą dogadać, aby móc drzwi dostosować do zamontowania kłódki. A do szkoły zgłaszane było? To w końcu "Ich" nieruchomość, powinni o nią dbać. W ostateczności położyć przed wejściem cienką wycieraczkę, a pod nią pinezki. Niezbyt legalne i niezbyt miłe, ale z debilami czasami trzeba walczyć ich bronią.

Odpowiedz
avatar Draco
18 26

@Public_Enema: Drzwi do mieszkania zawsze muszą być zamknięte, nawet na zwykły łańcuch. Najprostsza metoda włamania robiona przez włamywaczy-amatorów to właśnie spacer po budynkach i naciskanie na klamki. Tak właśnie ktoś obrobił mieszkanie znajomej, a ona była w kuchni i słuchała głośno radia. Do wiatrołapu nie było zamka? A co to za problem zamontować zwykłą małą zasuwkę? I już dzieciarnia nie wejdzie. @Eko nie zrzucam winy na ofiary tylko przedstawiam błąd który zrobili. Wiesz, że większość dzieciaków NIE WIE, że w szkołach czasem są mieszkania? Wiesz, że włażą tam z ciekawości? Dzieciaki chodziły po terenie budynku SZKOŁY, a nie po bloku, albo prywatnej posesji. Nie było nigdzie zaznaczone gdzie się kończy szkoła, a zaczyna prywatne mieszkanie. Zamknięte drzwi to już jest taka granica.

Odpowiedz
avatar Toyota_Hilux
10 18

@Public_Enema: założenie, choćby najprostszego, zamka przekraczało możliwości finansowe waszej rodziny? A może trzeba było zgłosić zarządcy budynku, żeby założył? Nie rozumiem postawy Twoich rodziców.

Odpowiedz
avatar paski
15 17

@Zmora: Ja też byłam nauczona, że zawsze należy zamykać drzwi, ale gdy na studiach mieszkałam z różnymi współlokatorami tu i tam to odkryłam, że zaskakująco dużo osób "zamyka" drzwi tylko na klamkę, ba, nie mają nawet zwyczaju sprawdzać przed pójściem spać, czy drzwi zamknięte. A później płacz, bo ktoś wtargnął do mieszkania.

Odpowiedz
avatar Eko
5 9

@Draco: Dla mnie granicą są drzwi zamknięte na klamkę (poza pewnymi wyjątkami jak drzwi do instytucji czy sklepów). Nie wiem, gdzie znajduje się opisana szkoła, ale mieszkania przy szkołach zwykle projektowano w mniejszych miejscowościach, więc nie bardzo wierzę, że uczniowie nie wiedzieli, że mieszka tam nauczycielka. Poza tym opisywane wydarzenia nie były incydentami, a permanentnymi wydarzeniami. I nawet w miejscach publicznych jak szkoła czy urząd też nie wszystkie miejsca są dostępne dla wszystkich. W sklepie nie wchodzisz na zaplecze, a w urzędzie do np. kotłowni, prawda?

Odpowiedz
avatar Public_Enema
0 6

@Zmora: Cztery spusty to takie wyrażenie. Tak naprawdę posiadaliśmy tylko jeden, w dodatku w mieszkaniu rezydował pies, który- choć rozmiarów niewielkich i nie agresywny- był czujny i głośno szczekał, kiedy słyszał kroki przed mieszkaniem.

Odpowiedz
avatar Public_Enema
1 5

@Armageddonis: Szkoła została powiadomiona. Wymienili nawet "pierwsze" drzwi na takie z zamkiem, niestety dopiero po kilku latach od wspomnianych wydarzeń.

Odpowiedz
avatar Public_Enema
-4 10

@Draco: Ciekawe, skąd wiesz, że nigdzie nie było zaznaczone, gdzie kończy się szkoła? Nie przypominam sobie, żebym o tym pisał. Otóż w pewien sposób zaznaczone to było- na górze schodów mieliśmy nieduży taras, służący nam i sąsiadom, ze stolikiem ogrodowym i paroma krzesłami. Ponadto na taras wychodziło okno naszych sąsiadów, więc można było zobaczyć firanki, kuchnię, kwiaty na parapecie... Do tego- jak już wspominałem- mieliśmy psa, który szczekał na sam dźwięk kroków. Również obecność wycieraczek jest wg mnie dość jasnym sygnałem, że nie jest to jakaś tam nadbudówka, ale czyjaś prywatna przestrzeń. Ach, i ostatnia rzecz- i my, i sąsiedzi mieliśmy na drzwiach tabliczkę z nazwiskiem. Naprawdę nie dało się domyślić, że tam ktoś mieszka?

Odpowiedz
avatar Public_Enema
1 9

@Toyota_Hilux: Jakbyś zgadł- nie było nas stać na wymianę drzwi. Założenie samego zamka niestety nie wchodziło w rachubę; drzwi były tak stare i tak dziadowskie, że pewnie wystarczyłoby szarpnąć, żeby klamka została w ręce, a zamek w futrynie. Dlatego musieliśmy grzecznie czekać, aż szkoła wysupła środki na ich wymianę.

Odpowiedz
avatar Toyota_Hilux
-3 9

@Public_Enema: Błagam, zamek podklamkowy - obecnie cena rzędu 17 zł. Kiedyś były znacznie tańsze. A wymiany dokona pierwszy lepszy facet który nosi spodnie a nie kieckę. Mam wrażenie że lenistwo i roszczeniowość przemówiła przez Twoją rodzinę.

Odpowiedz
avatar Public_Enema
2 8

@Toyota_Hilux: Taak, bo faktycznie było nam z tym bardzo wygodnie...

Odpowiedz
avatar Toyota_Hilux
-1 9

@Public_Enema: Odnoszę wrażenie że chyba tak, skoro palcem w bucie nie ruszyliście tylko czekaliście na co? Na kolejne wizyty gimbusów?

Odpowiedz
avatar grupaorkow
3 7

@Public_Enema: też nie rozumiem postawy twoich rodziców. Rozumiem, że nie chcieli wymieniać całych drzwi, bo to własność szkoły i niejako jej obowiązek, ale założenie od środka łańcucha a od zewnątrz kłódki to kwesta kilka śrub i wydania kilkunastu złotych... Rzecz do załatwienia w max. godzinę, wliczając wyjście do sklepu z żelastwem. A gdyby jakiś dzieciak był uprzejmy zniszczyć drzwi to szkoła na pewno by zareagowała żwawiej.

Odpowiedz
avatar Public_Enema
-3 5

@Toyota_Hilux: Cóż, jak widać nie, skoro rzeczy pozbieraliśmy i wnieśliśmy do mieszkania. @grupaorkow: jak pisałem- nie było możliwości zamontowania czegokolwiek w tych drzwiach. Strach było nimi nawet trzasnąć... Nie wiem, skąd ta tendencja do przyczepiania się do rzeczy, których już zmienić nikt nie jest w stanie. Historie sprzed -nastu lat, a ludzie dają "dobre rady". Jak było, tak było, nie lepiej się z tym pogodzić, zamiast tracić czas na gdybanie? Poza tym, kiedy wyżej opisywane wydarzenia się rozgrywały, byłem niewiele młodszy od gimbazy. Sądzicie, że interesowało mnie, dlaczego rodzice nie kupili kłódki ani łańcucha? Nie.

Odpowiedz
avatar Draco
0 4

@Eko: Nie wiem w jakim miejscy Polski czy Świata żyjesz, ale mieszkania dla nauczycieli znajdują się w WIĘKSZOŚCI szkół budowanych za czasów PRLu. Bez znaczenia czy to miasto czy wieś. W szkołach do których ja chodziłem w Warszawie też takie mieszkania były i naprawdę czasem można się było pomylić i klatką schodową wejść zamiast do szkoły to na piętro wyżej do mieszkań. Mi o tym, że tam są mieszkania i mieszkają w nich nauczyciele powiedział tata, gdy byłem w II klasie podstawówki. Dopiero ja i kilku kolegów uświadamialiśmy pozostałych, że tam mieszkają nauczyciele. Pamiętaj, że dla dzieciaków taka "eksploracja" to super zabawa. Odkrywają "zakazane i nieznane" tereny. Wejdą wszędzie tam gdzie tylko darzą radę otworzyć drzwi. To jest przecież oczywista oczywistość.

Odpowiedz
avatar Public_Enema
0 2

@Draco: Akurat Eko trafił- opisywana szkoła znajduje się na wsi, jednej z tych, gdzie jak w mieszkaniu bąka puścisz to baby pod sklepem o tym plotkują. Pisałem też w którymś komentarzu, że mieliśmy na drzwiach tabliczki z nazwiskami (i nie tylko, bo wiele innych szczegółów wskazywało na to, że jest to część mieszkalna).

Odpowiedz
avatar Eko
3 3

@Draco: W trzech warszawskich szkołach, do których chodziłam nie było mieszkań. Natomiast w latach 80-tych na zajęciach mieliśmy do wyboru zrobienie projektu przychodni zdrowia/weterynaryjnej na wsi z częścią mieszkalną co nas trochę zdziwiło. Otrzymaliśmy takie wyjaśnienie: chodzi o to, żeby zatrzymać/sprowadzić na wieś ludzi wykształconych, a mieszkanie było taką zachętą. Do pracy i życia w mieście raczej zachęta potrzebna nie była ;) Warszawa prze wiele lat była miastem zamkniętym. "Żeby dostać pracę w Warszawie, konieczny był meldunek w stolicy. By dostać meldunek, trzeba było mieć pracę..." ;)

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 22 października 2015 o 13:24

avatar Draco
1 1

@Eko: To może to były nowsze szkoły? Albo mieszkania służbowe były do ogarnięcia w pobliskich blokach? Na wsiach mieszkania przy szkołach i różnego typu budynkach to był i do tej pory jest standard. Ale w miastach też to występowało. Właściwie w większości budynków szkół z lat 60 i 70 były pomieszczenia przeznaczone na mieszkania dla nauczycieli. To co mówisz o meldunku w Warszawie mija się z prawdą. Trzeba było mieć meldunek, który zdobywało się... dogadując z kimś kto miał mieszkanie. Wystarczyło mieć kogoś z rodziny, kolegę, znajomych, czy nawet za pieniądze od obcej osoby.

Odpowiedz
avatar bazienka
0 0

@Draco: ta, pewnie wtedy nmlodziez zaczelaby od kamieni...

Odpowiedz
avatar MyCha
17 23

Ponad 10 lat temu, kiedy uczyłam się w gimnazjum pewnie również nazwałbyś mnie piekielną bo byłam bardzo ciekawską nastolatką. Miałam zwyczaj, że w każdym budynku chciałam zwiedzić każde dostępne dla mnie pomieszczenie z czystej ciekawości. Dotyczyło to na przykład palarni, składziku starych ławek, piwnicy itp. pomieszczeń w szkole o ile na drzwiach nie było tabliczki "pokój nauczycielski" lub "sekretariat". Z perspektywy czasu oceniam, że dzieciaki tak mają i nie ma co z tym walczyć gadaniem tylko zwyczajnie zamknąć drzwi na klucz lub kłódkę. No bo skąd miały wiedzieć, że za drzwiami znajduje się prywatne mieszkanie jeśli na drzwiach nie było żadnej tabliczki o tym informującej i nikt o tym nie powiedział? O ile jej nie było. Od razu muszę zaznaczyć, że nigdy nic z takich pomieszczeń nie wyniosłam, nie zrobiłam na miejscu bałaganu, palenia spróbowałam dopiero w liceum i mi się nie spodobało. Zwyczajnie taka palarnia w piwnicach wydawała się bardzo ciekawym pomieszczeniem. W końcu zakazany owoc smakuje najlepiej. Swoją drogą dalej lubię zwiedzać i wałęsać się w czasie podroży po obcych miastach ale nigdy nie pcham się na teren prywatny bez zgody właścicieli. Nie licząc opuszczonych pałaców gdzie takiego właściciela ostatni raz widziano kilka lat temu. Bo opuszczone budynki zwiedzać uwielbiam.

Odpowiedz
avatar MyCha
21 21

Jeszcze tylko dodam, że niszczenia karoserii samochodu nic nie usprawiedliwia i rodzice tych dzieciaków powinni wam zwrócić za ewentualnego lakiernika. Dodatkowo jakaś pedagogiczna kara dla młodzieży. Wybór zostawiam rodzicom i wychowawcom w szkole.

Odpowiedz
avatar Public_Enema
4 8

@MyCha: Ja też od zawsze lubiłem się szwendać wszędzie, gdzie tylko byłem w stanie wleźć. Na prywatne posesje jednak nigdy nie wchodziłem (o ile wiedziałem, że to teren prywatny). Tabliczkę mieliśmy. Niestety, gówniarzy nikt za rękę nie złapał, a w tym czasie na terenie szkoły kamer nie było. Założono je niedługo po tych wydarzeniach; nie tylko nasz samochód służył dzieciarni za cel, ale wszystkie, które stały na parkingu.

Odpowiedz
avatar BlueBellee
5 5

@MyCha: Mi się wydaje, że raczej wiedziały co się znajduje za drzwiami. W "mojej" podstawówce też było wydzielone mieszkanie dla nauczyciela i powszechnie było wiadome kto tam mieszka. Szkoła to taka mała społeczność, więc raczej trudno byłoby nie wiedzieć.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
19 21

Piekielne zachowanie młodzieży to jedno, a to że zostawiając cokolwiek zamknięte "na klamkę" trzeba się liczyć z kradzieżą lub zdemolowaniem to drugie.

Odpowiedz
avatar SirCastic
13 17

Wszystko wszystkim, chamstwo gimbazy jest wszak ewidentne, ale nastawienie autora uważam za roszczeniowe - zasadniczo to mieliście szczęście, przywilej, mieć mieszkanie służbowe z osobnym wejściem, umieszczone w górnej części gimnazjum, a nie mieliście nieszczęście mieć gimnazjum pod mieszkaniem.

Odpowiedz
avatar Public_Enema
-5 11

@SirCastic: A moim zdaniem najpierw powinieneś tam pomieszkać, a potem ocenić, czy to szczęście, czy nie... Nie mówię, że każde mieszkanie służbowe jest do kitu, i nie mówię, że to było. Po prostu okolica kiepska, dzieciaki kiepskie, akustyka do bani (w gimnazjum odbywały się czasem różne imprezy, typu wesela, osiemnastki itp. Disco polowe hity to niekoniecznie rzeczy, których chciałoby się słuchać o trzeciej nad ranem). Było również więcej o wiele, wiele gorszych sytuacji (nawet bez udziału uczniów).

Odpowiedz
avatar SirCastic
3 11

@Public_Enema: A moim zdaniem darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby. Zgodnie z Twoim wypaczonym rozumowaniem najbardziej winna jest zdaje się matka, która nie uczyła w ambasadzie, czy prywatnym liceum w dzielnicy willowej...

Odpowiedz
avatar Public_Enema
-2 12

@SirCastic: Mojej mamy nigdy o nic nie obwiniałem (bo i czemu miałbym ją winić za głupotę innych?). Nie bardzo rozumiem, czego konkretnie się czepiasz. Nie mieszkam tam już od wielu lat, a że swoje doświadczenia oceniam jako niezbyt dobre- co ci do tego? A może myślisz, że mieszkanie dostaliśmy za darmo? Mam wrażenie, że według ciebie powinienem iść na kolanach do Częstochowy i całować Matkę Boską po kamiennych stópkach za to, że mogłem sobie mieszkać w mieszkaniu służbowym. Myślę też, że znając tylko powyższą historię marne masz podstawy, by wyrokować o tym, czy można, czy nie można narzekać na mieszkanie.

Odpowiedz
avatar SirCastic
4 8

@Public_Enema: Można zawsze narzekać. Mając służbowe mieszkanie w gimnazjum narzekać na gimnazjalistów... Mając służbowe mieszkanie przy torach narzekać na pociągi. Mając służbowe mieszkanie przy kotłowni narzekać na gorąco. Mając kupioną za półdarmo działkę przy starym wysypisku można narzekać że śmierdzi.

Odpowiedz
avatar Public_Enema
-3 9

@SirCastic: Cóż, właśnie to robię. Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

Zasadniczo, to mieszkali w mieszkaniu służbowym. Tyle. W małych miejscowościach, gdzie nie jest powszechne wynajmowanie mieszkań, mieszkanie służbowe dla nauczyciela nie pochodzącego z okolic tej miejscowości było normalną praktyką. Ba, nawet jeśli pochodzili z danej miejscowości, mieli prawo się o takie mieszkanie starać i nie jest to nic zlego. A skoro warunki nie były zbyt komfortowe, to czemu nie wolno na to narzekać? Wiem jak wyglądają takie szkolne mieszkanie i przypuszczam, że gdyby rodzina autora miała możliwość zakwaterowania w lepszych warunkach, takie by wybrała. Zaskakuje mnie fakt, że jesteście ludzie tak zawistni, tak Was boli, że ktoś korzystał z mieszkania służbowego, a nie zauważacie piekielności ze strony uczniów, którzy zachowywali się jak bydło. Można się pomylić raz, ale takie permanentne włażenie do cudzego mieszkania to jest obrzydlistwo. Nie mówiąc już o sytuacji z kradzieżą ziemniaków i ich wykorzystaniem. Normalnie jakby były wychowywane w ZK, nie w domu.

Odpowiedz
Udostępnij