Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Drogi rodzicu przychodzący z dzieckiem do pobrania krwi. Wiem, że taka konieczność…

Drogi rodzicu przychodzący z dzieckiem do pobrania krwi.
Wiem, że taka konieczność jest dla Ciebie bardzo przykra, ale uwierz mi: strony, które dałby wiele, aby ona nie zaistniała są trzy: Ty, Twoje dziecko i laborantka. Naprawdę nie jesteśmy sadystycznymi wampirami, a wrzucanie nas przez dziecko do jednego worka z Babą Jagą to żadna frajda. Niestety czasami naprawdę trzeba; wiesz to Ty, wiem to ja, jedyne co nam obojgu pozostaje, to jak najbardziej oszczędzić dziecku stresu.

1. Nie okłamuj dziecka, że to nie boli. Oczywiście, że boli, jak każde ukłucie igłą. Ciebie również boli. Może nie mocno, może ledwo odczuwalnie. Ale strach potęguje ból. Dziecko nie wytłumaczy sobie, że trzeba. Lepiej powiedzieć, że tylko troszkę, poczuje tylko szczypnięcie/drapnięcie. Przy okłamaniu dziecka są dwie możliwości:
- Jeśli już kiedyś zostało w ten sposób kłamane pamięta: mama mówiła, ze nie boli, a bolało, więc skoro teraz też mówi, że nie boli, to trzeba zacząć się bronić. A niestety rzeczą niemal niemożliwą jest trafić w żyłę, która ma 1-2mm jeśli dziecko wierzga, zrobić to skutecznie i bezpiecznie.
- Uwierzy, że nie boli, uspokoi się. Na chwilę. Czując jednak choćby minimalny ból, pojawia się zaskoczenie i szok: Mama mnie okłamała! Reakcja jest nieprzewidywalna, najczęściej ruchowo-obronna. Na logikę: czy bezpieczne jest poruszenie się/szarpnięcie/zgięcie ręki z wkłutym w nią ostrym przedmiotem?

2. Z powyższych powodów - trzymaj dziecko. Wiem, że przeżywasz tą sytuację, nieraz bardziej niż ono, ale dla niego i jego bezpieczeństwa musisz nad sobą zapanować. Najbardziej wprawna i kompetentna pielęgniarka nie jest w stanie pobrać dziecku krwi nie robiąc mu przy tym krzywdy, jeśli maluch wije się jak piskorz, a mama z emocji nie jest w stanie nawiązać logicznego kontaktu. W takiej sytuacji moją "niekompetencją", o którą jestem niejednokrotnie oskarżana, jest chyba brak dodatkowej pary rąk, bo obie które posiadam potrzebne są do wykonania zabiegu w warunkach normalnych.

3. Jeśli zdarzy się, że na rękę dziecka spadnie kropelka krwi i pielęgniarka prosi rodzica o umycie go, to bynajmniej nie dlatego, że jej się nie chce. Możliwości są dwie:
- Mama weźmie pociechę pod kran i zwyczajnie umyje - rzecz dziecku znana z życia codziennego
- Po raz drugi podejdzie pielęgniarka, w rękawiczkach i "coś" zaczyna robić przy dziecku, które może niedawno zostało oszukane "pani ci nic nie zrobi". Ojej, miała mi nic nie zrobić, a zrobiła, teraz znowu podchodzi. Przed chwilą mówiła "no już, już po wszystkim", a teraz znowu podchodzi. Niby mówi, że tylko mi rękę umyje, ale ja już nie wierzę!
W sytuacji gdy proszę rodzica o samodzielne umycie dziecka, nagminnie zostaje to odebrane jako moje lenistwo, a wyjaśnianie kwitowane jest ironicznym uśmieszkiem, jako szukanie wymówki.

Wiem, że to są dzieci. Mają prawo się bać, a tłumaczenie niejednokrotnie po prostu nie dociera. Mnie też kiedyś na siłę wyciągali spod kozetki.

by ejcia
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar duzajedza
32 34

Aż przypomniała mi się opowieść mamy... Wczesne lata '90, miałam anemię toteż często chodziłam na pobieranie krwi, żeby zobaczyć czy wyniki się polepszają. Byłam wychuchanym oczkiem w głowie mamy i pamiętam, że zawsze przeżywała każde moje pobieranie, bo marudziłam, płakałam, etc. Większość pielęgniarek chyba po prostu nie słuchała tego, jak mama po ukłuciu mówiła mi "Widzisz, jaka zła pani, zrobiła bubu", bo mnóstwo rodziców tak robi... Ale jedna pielęgniarka, gdy to usłyszała, nawrzeszczała na mamę, że zachowuje się gorzej niż ja, bo zamiast uczyć mnie radzić sobie ze strachem i bólem, to wszystko zwala na inne osoby, że to ich wina, a ja jestem biednym pokrzywdzonym maluszkiem. Mamie do tej pory robi się głupio jak o tym opowiada, ale to prawda, pamiętam że podejście mamy się zmieniło i przestała tak na mnie chuchać i dmuchać przy wizytach w laboratorium :D

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 października 2015 o 13:55

avatar Rak77
63 69

Jestem ZHDK. Piszę nie żeby się pochwalić (choć uważam że jest czym :))tylko dla wyjasnienia sytuacji. Za którymś razem poszedłem z synem (jeszcze małym) do stacji. Pani pielęgniarka, choć z pewnymi oporami, pozwoliła by zobaczył jak ojciec oddaje krew. Pytań nie było końca. Czemu ta igła jest taka wielka? Czy zawsze jest taka? Czy zawsze "zabierają" tak dużo? I oczywiście, czy to boli? Zdziwienie w przychodni gdy musiano mu pobrać krew. Mały odważnie daje sobie wbić igłę i bez stresu przygląda się co robi pielęgniarka. I na koniec na pytanie pielęgniarki odpowiedział : " to nic , żeby pani widziała jak tata oddaje krew, to teraz to nic a on jak dorośnie to też będzie oddawał! Bądź bohaterem dla syna - bezcenne :)

Odpowiedz
avatar nuclear82
27 29

Najgorsi są rodzice którzy straszą dzieci w domach zastrzykami. Spotykane niestety bardzo często, czego skutkiem są później koszmarne histerie dziecka przy konieczności zrobienia jakiegoś zastrzyku. No bo skoro dziecko jest nimi straszone w ramach kary, kojarzy je z czymś naprawdę mało przyjemnym. Nie straszcie dzieci zastrzykami, to naprawdę idiotyczna kara. A jeśli to robicie to pretensje o zachowanie dziecka przy szczepieniu czy poborze krwi tylko do siebie.

Odpowiedz
avatar ejcia
23 25

@nuclear82: Raz w szpitalu czekając przed gabinetem z dzieckiem usłyszałam jak rodzic straszył płaczące dziecko (prawdopodobnie seria badań wstępnych przy przyjęciu na oddział). "I czego tak dudlasz? Zobaczysz, teraz to dopiero będziesz miał badanie." Nosz ręce opadają.

Odpowiedz
avatar Narisa
2 2

@ejcia: Ja znam przypadek, gdzie straszono dziecko policją, czyli "jak nie odrobisz lekcji, to przyjdzie policja i zabiorą cię do więzienia" itp. Efekt taki, że na widok patrolu dziecko dostaje takiego gazu w nogach, że ja czasem w szoku jestem, że nic go, podczas przemierzania ulicy na oślep, nie potrąciło jeszcze.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
11 19

Mieszkam w Anglii już długo długo. Nie jest tu cudownie, ale nie jest też bardzo źle, służba zdrowia ma i plusy i minusy a GP (lekarz pierwszego kontaktu) czasem doprowadza mnie do szewskiej pasji. No ale do czego zmierzam, dostałam skierowanie na badania krwi dla syna (16 miesięcy) poszłam pełna obaw bo wiem jak to wyglądało w Polsce, stres dla dziecka, rodzica i laborantki. Weszłam do gabinetu i przeżyłam szok. Ja z małym miałam usiąść na kozetce, jego lewa ręka pod moją i zasłonięta parawanem a do tego cztery pielęgniarki. Dwie pobierają krew, trzecia pokazuje synowi książeczkę ze zwierzątkami a czwarta puszcza bańki mydlane, do tego przed oczami mamy telewizor na którym leci bajka. Syn właściwie, przy takiej asyście, nie wiedział czy płakać czy zająć się innymi doznaniami. Wszystko poszło szybko i sprawnie, bez wyginania się i wielkich krzyków. Na koniec dostał miśka pluszaka i szczęśliwy zrobił paniom "papa". Obyło się bez cyrków i niepotrzebnych nerwów. Takiego podejścia do sprawy życzę polskim laboratoriom i nie mam pretensji do Ejci, że jednak czasem musi być tą "babą jagą z igłą", wręcz przeciwnie, życzę jej takich warunków do pracy z dziećmi. Pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar ejcia
10 12

@Enyulek: Przerabiałyśmy kilka razy odwracanie uwagi w wersji combo, kiedy jeszcze ilość obsady na to pozwalała - może trafiało na bardziej bojące dzieciaczki (w tym chyba trochę starsze, a więc i bardziej świadome, że "biały fartuch robi ała"), ale to praktycznie nic nie dawało.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
8 10

@ejcia: Możliwe, tutaj pielęgniarki są ubrane adekwatnie do "pacjenta" kolorowo i fajnie, a i gabinet wygląda przyjemnie. Może masz rację, jeśli chodzi o wiek dziecka ale wychodził z gabinetu chłopczyk, tak na oko czteroletni i też bez stresów a jeszcze się chwalił jaki ładny ma plasterek.

Odpowiedz
avatar dodolinka
4 4

Otóż to, podejście.

Odpowiedz
avatar ejcia
12 14

@Enyulek: Wszystko było przerabiane: wystrój gabinetu, plasterki z Garfieldem, fartuchy różowe w misie, bardziej przypominające dziecięce piżamy w wersji XL, lizaki... Oczywiście, coś na pewno pomaga, ale mówiąc kolokwialnie "szału nie ma".

Odpowiedz
avatar konto usunięte
21 27

@Enyulek: Dla mnie to już przesada w drugą stronę. Robienie takiego "cyrku" tylko po to, by pobrać krew dziecku? A co jak trzeba będzie nastawić kość? Chyba bez zaangażowania połykacza ognia się nie obejdzie.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 8

@Shaienne: Nastawianie kości, zawsze z gazem który ogłupia i uspokaja a także znieczula. Nie ma tragedii. Moim zdaniem to jest bardzo dobre podejście do małego pacjenta, bo następna wizyta nie kojarzy mu się z igłą a właśnie z tym "cyrkiem"

Odpowiedz
avatar konto usunięte
6 18

@Enyulek: Podejście może i dobre, ale wykonanie już niekoniecznie. Angażowanie czterech pielęgniarek do pobrania krwi jednemu dziecku kosztuje, a te pieniądze nie biorą się z kosmosu. Płacisz za to Ty i każdy inny angielski podatnik. Moim zdaniem całe zamieszanie było zupełnie nieadekwatne do sytuacji.

Odpowiedz
avatar archeoziele
1 7

@Shaienne: Zaangażowanie 4 pielęgniarek na 3 minuty jest tańsze od zaangażowania jednej na 20-30 minut.

Odpowiedz
avatar Jorn
5 5

@archeoziele: Jakoś ja nigdy jako dziecko cyrków przy pobieraniu krwi nie odstawiałem, choć zawsze obsługa była jednoosobowa. I nie dlatego, że byłem jakoś ponadprzeciętnie odważny (bo nie byłem), lecz dlatego, że za każdym razem przed wbiciem igły słyszałem, że będzie bolało, ale nie mocno (zwykle padała analogia do ukłucia komara) i że, jeśli będę siedział spokojnie, bolało będzie mniej. Wystarczyło. A zaangażowanie jednej pielęgniarki na 5 minut jest tańsze niż zaangażowanie czterech na 3 minuty.

Odpowiedz
avatar archeoziele
0 4

@Jorn: Ty cyrków nie robiłeś, super. Chwali Ci się. Ale ile dzieci robi cyrki? Wpada w kompletną histerię, wierzga, wyrywa się itd? I żadne tłumaczenia nie pomagają, a hasło "będzie bolało" sprawia, że dzieciak stawia się jeszcze mocniej. Uspokojenie dziecka na tyle, aby można było wkłuć się w miarę bezpiecznie może sporo potrwać.

Odpowiedz
avatar mlodaMama23
2 4

@Shaienne: Ty się dziwisz małym dzieciom że się boją i trzeba odstawiać cyrki. Mój mąż ma 34 lata, jak byłam w ciąży potrzebna była jego grupa krwi. Chyba 3 miesiące zbierał się żeby iść na pobranie, tak boi się wszelkich igieł które ktoś chce mu gdzieś wbić.

Odpowiedz
avatar Narisa
1 1

@mlodaMama23: To jest jakaś trauma czy lęk. Moja mama też się panicznie boi, nie wiem czemu. Natomiast ja jako dzieciak, ponoć zawsze się śmiałam przy zastrzykach. :P Podchodzę do tego ze spokojem i nawet przy znieczuleniu do "kręgosłupa" zaledwie zasyczałam. Wystarczy mi, aby mnie poinformowano "wkłuwamy się". Wtedy unikamy po prostu odruchu obronnego, czyli z zaskoku kłują mnie plecy, a ja bezwarunkowo prostuję się. Ja nie ujmuję ludziom, którzy boją się zastrzyków, bo każdy ma jakieś swoje "alergie". Ja, na przykład, panicznie boję się karaluchów - gdy takowego zobaczę (a na Malcie potrafiły wyjść tłumy z kanalizacji i biegać po nogach) to włącza mi się jakaś histeria. :P

Odpowiedz
avatar yakhub
2 2

@Enyulek: Z jednej strony - fajne, z drugiej - po prostu niepotrzebne. Wystarczy w zupełności jedna pielęgniarka, która będzie po prostu uśmiechnięta, i współpraca rodzica.

Odpowiedz
avatar Mavra
23 23

Moja metoda jak córka była mała to danie jej palca do sciskania do drugiej ręki i mowienia zeby jak namocniej sciskała. Mala skupiała sie na tym, zeby sciskac jak tylko moze a ja udawałam ,ze mnie boli bo jest taka silna. Za kazdym razem pobieranie krwi czy szczepienie przechodziły bez stresowo a bywało ,ze corcia była zdziwiona i pytała "to juz?"

Odpowiedz
avatar Zmora
9 9

Oh, a ja mam odwrotne doświadczenia. Ciągle trafiałam na laborantki/pielęgniarki/itp., które usiłowały mi (za czasów, gdy byłam dzieckiem jeszcze) wmówić, że "to nie boli". Prawdopodobnie była to jedna z przyczyn (na pewno nie jedyna, ani nie najważniejsza, ale jednak), przez które nabawiłam się całkiem niezłej fobii, która trochę mi życie dalej utrudnia.

Odpowiedz
avatar grupaorkow
7 9

@Zmora: też bardzo często trafiałam na takie pielęgniarki. Nie wiem czemu miały służyć opowieści z mchu i paproci o tym, że pobranie krwi jest jak ukłucie komara, albo wmawianie, że leki wcale nie smakują koszmarnie. Zwłaszcza, że byłam bardzo spokojnym dzieckiem i nigdy nie kręciłam afer w gabinecie i nie było potrzeby, żeby mi mydlić oczy.

Odpowiedz
avatar Zmora
6 6

@grupaorkow: Porównania do komara też pamiętam. Chyba najczęstszy tekst jaki słyszałam. Aż mi się przypomniała sytuacja, jak urządziłam największy cyrk mojego życia, właśnie przez tekst o komarze. Jak miałam z 10 lat to się na pielęgniarkę jedną wydarłam, co myślę o strzykawkach, komarach i kłamaniu mi w żywe oczy, po czym wpadłam w histerię (normalnie atak paniki), złapałam się krzesła i przez następne 15 minut odmawiałam współpracy, aż zadzwonili do mojej matki (cała akcja miała miejsce w szkole, takie czasy). Oczywiście rodzicielce się poskarżyłam przez telefon, że pielęgniarki kłamią, a ja z każdym kłamstwem (nauczona doświadczeniem) boję się jeszcze bardziej, a głupie piguły dalej jadą z debilnym tekstem o komarze. Potem w końcu, za namowami mamy, pozwoliłam im siłą odciągnąć mi rękę, ale krzesła trzymałam się cały czas. Jak już się z gabinetu wynurzyłam cała zasmarkana i zapłakana, to się dowiedziałam, że jedna z koleżanek z klasy z podobnym strachem, słysząc moją histerię (oj, z pół szkoły słyszało, bo ja głośna osóbka jestem) po prostu wzięła i zemdlała, bo była następna w kolejce do pobrania krwi. No do czego to dochodzi... Na szczęście to był jeden z tylko dwóch precedensów kłucia mnie za moich lat szczenięcych bez obecności przynajmniej jednego rodzica (nigdy mnie za rękę nie trzymali, ani nic. Bardziej chodzi o to, że w obecności rodzica zarówno ja jak i pielęgniarki na mniej sobie pozwalaliśmy, więc był spokój), a potem trochę z tego wyrosłam, trochę sama to ogarnęłam. Teraz jest dużo lepiej, ale do tej pory na widok strzykawki w rękach pielęgniarki blednę tak bardzo, że zwykle się mnie pytają, czy się położyć nie chcę. Jasne, usłyszałam od wielu osób (m.in. ówczesnej wychowawczyni mojej), że jestem za stara na takie akcje i cyrki, ale swego czasu miałam poważny problem z jakimkolwiek kłuciem i nic na to nie poradzę. Szkoda tylko, ze ludzie wokół tego nie rozumieli i tylko rzucali teksty, które sprawy pogarszały.

Odpowiedz
avatar Devotchka
4 4

@Zmora: Zdaje mi się, że szczepienie każdy odczuwa inaczej. Mnie osobiście o nie boli. Pobieranie krwi jest trochę nieprzyjemne, ale to przez ciało obce w ciele, które jest tam zbyt długo. Rozumiem jednak twój strach. Co do pielęgniarek to jest to ich stary trick. Ja ostatnio mam problem z gardłem co powoduje masę nieprzyjemnych badań. Gastroskopia była chyba najgorsza. Oczywiście najwięcej co usłyszałam to "jest to trochę nieprzyjemne", a sama krzyczałam przez całe badanie. To samo z tomografią komputerową. Miałam nie czuć jak podają mi kontrast, a myślałam że pęknie mi żyła i się popłakałam. Mam dwadzieścia lat więc ciągle słyszę "Miałam pacjentkę 12 lat która tak nie krzyczała jak ty". Nie chcę utrudniać pracy pielęgniarkom, ale jestem wrażliwa i nic na to nie poradzę. Ponoć można ten strach leczyć terapią, ale kto ma na to czas?

Odpowiedz
avatar Devotchka
1 1

@Zmora: A, swoją drogą niedługo mam mieć wycinane migdałki. Słyszałam, że teraz na to podaje się tylko głupiego jasia i nic więcej. Wiem dobrze, że nie wytrzymam bez narkozy z moją histerią, a nikt nie potraktuje poważnie mojej prośby o uśpienie. Trzymajcie za mnie kciuki, to będzie horror.

Odpowiedz
avatar grupaorkow
5 5

@Devotchka: i dlatego ja takie rzeczy robię prywatnie. Z jakiejś tajemnej przyczyny w prywatnych przychodniach nigdy nie ma problemu ze znieczuleniami, delikatnością i uprzejmością dla pacjenta.

Odpowiedz
avatar Devotchka
0 0

@grupaorkow: Najprawdopodobniej zdecyduję się na prywatne leczenie bo chcę jak najszybciej sprawę mieć z głowy, inaczej musiałabym czekać pół roku. Chociaż w sumie sama nie wiem czy to coś zmieni. Współczuję ludziom, którzy nie mają innego wyjścia kiedy potrzebują wykonania jakiegoś zabiegu.

Odpowiedz
avatar Matsurika
0 0

@Devotchka: Tak, wiem, odpowiadam na stary komentarz. Miałam wycinane migdałki jako dziecko, też na głupim jasiu bo ojciec się uparł (kilka lat później chciał załatwić znieczulenie miejscowe na wycinanie wyrostka bo bał się że się nie wybudzę). To był koszmar, co prawda tego dokładnie tak nie pamiętam, ale mimo wszystko ból był. Jednak wiem, że narkoza nie jest wskazana przy wycinaniu migdałków bo często się po niej wymiotuje a przy zmasakrowanym gardle po tym zabiegu nie jest to najlepszy pomysł. Pozdrawiam!

Odpowiedz
avatar Fomalhaut
11 17

Autorko, wstaw ten tekst na jakimś forum dla kur domowych. Może coś trafi w te pustogłowia. Żeby matkom trzeba było radzić jak się powinny zajmować własnymi dziećmi.

Odpowiedz
avatar klarens
0 4

@Fomalhaut: a matki to przecież dostają jasnowidzenia razem ze wzrostem lozyska

Odpowiedz
avatar Jorn
5 5

@Fomalhaut: Jeśli matka jest tak rozemocjonowana prostym zabiegiem na swoim dziecku, że aż kontakt z nią jest mocno utrudniony, to raczej takiego apelu nie zrozumie.

Odpowiedz
avatar inga
18 20

Jako mały, chorowity astmatyk często trafiałam do szpitala z powodu koszmarnych zapaleń płuc. Podczas badań regularnie wprawiałam pielęgniarki w osłupienie. 7-letni szczyl siadał na krzesełku, pytał grzecznie, która ręka bardziej jej się podoba i z góry przepraszał, że te żyły takie ciężkie w obsłudze. Po trzeciej pękniętej żyle prosiłam zwykle o dwie munutki na uspokojenie, bo wiem, że wtedy jest lepiej. Ale ani moi rodzice, ani lekarze nie wciskali mi kitu,traktowali jak małego, ale pełnoprawnego pacjenta, który powinien wiedzieć, na co choruje, jakie badania ma mieć i czemu służą poszczególne leki.

Odpowiedz
avatar dodolinka
-5 25

Mój autysta ma próchnica butelkowa. Od jakiegoś czasu chodzimy smarować czyms tam ( nie borujemy, ale mimo to - nowe przeŻycie, strach). Na początku zabieg przeprowadzala mu dentystka, która wychodziła z założenia, że jak się nie da to siła. Więc trzymała. dziecko ja i higienistka. Fakt, że tam starała się do niego mówić i bla bla ale młody tak się darl, że zsikal mi się na fotelu. Pewnego dnia zabieg zrobiła higienistka- wszystko mu pokazała, pozwoliła wybrać szczoteczke, pochwalila jaki dzielny ekstra, pokazała obraZki, obiecała nagrodę. Wszystko spokojnie. Stał się cud. Dziecię otwarlo paszcze, łezki były, ale strasznie się starał. Zszedł z fotela- teraz daj mi naklejkę! Można? Można! Podejscie, może autorko troszkę wyobrazni?

Odpowiedz
avatar ejcia
21 23

@dodolinka: Widziałaś mnie w pracy? Prawdopodobnie nie. Więc nie oceniaj, bo akurat staję na uszach, żeby było jak najlepiej. Ale nie wiem, po co to piszę; widzę, że wyrobiłaś sobie już zdanie na mój temat, więc nie ma sensu udowadnianie, że nie jestem koniem.

Odpowiedz
avatar Devotchka
0 6

@Armagedon: Może i masz rację, ale zwróć proszę uwagę, że te dentystyczne sprawy są trochę rzadsze. Dentysta nie ma 6 dzieci do zaszczepienia na godzinę. Jeśli każda pielęgniarka miałaby tłumaczyć od początku do końca procedury szczepienia dla każdego dziecka to pewnie wychodziłaby z pracy o północy.

Odpowiedz
avatar dodolinka
-2 4

Tyle, że za drugim razem to dziecko już nie będzie takie zestresowane. Ja jednak uważam, że nerwy ( i pielęgniarki i rodzica dziecko wyczuwa). Co się tyczy dentysty- myślę, że za stan uzębienia ludzi mojego pokolenia ( kiedy jest już dostępna naprawdę zaawansowana technologia, a przy gotowaniu możesz poprosić o znieczulenie) odpowiada również trauma z dzieciństwa. Dziecko to mały człowieczek, który dopiero uczy się świata. My, dorośli, jakoś się zbieramy, bo wiemy że to dla naszego dobra. Dla dziecka liczy się tu i teraz. A teraz boli. I tak, zabawa lekarza w domu, tłumaczenie jest ważne, ale też podejście tego kto ten zabieg wykonuje. Jeśli autysta jest w stanie wziąć się w garść, to zdrowemu dziecku też można wyjaśnić. A wizyta nie trwała dłużej niż normalnie, bo nie była przerywana z powodu histerii

Odpowiedz
avatar dodolinka
-1 1

Przepraszam, miało być " przy borowaniu". Mam autokorekte, nie spojrzałam i takie kwiatki mi wychodzą.

Odpowiedz
avatar Irasiad
3 5

@dodolinka: to rodzic powinien wytłumaczyć dziecku co mu jest, dlaczego będzie leczone, kiedy i jak to leczenie mniej więcej będzie wyglądało. Lekarze i pielęgniarki powinni skupić się na swojej robocie, zamiast na zabawianiu dziecka. Dzięki takim akcjom jeden pacjent siedzi na fotelu 40 min, zamiast 10; bo trzeba porozmawiać, pokazać, poprosić, puścić bajkę, zatańczyć i zaśpiewać, żeby dziecko łaskawie godziło się na to, żeby ktoś mu zajrzał w paszczę.

Odpowiedz
avatar Agness92
2 2

Nigdy w życiu mnie pobieranie krwi nie bolało. Poważnie mówię. Patrzę w drugą stronę i nawet nie wiem, kiedy pielęgniarka pobiera krew.

Odpowiedz
avatar Zmora
1 1

@Agness92: Zazdroszczę.

Odpowiedz
avatar Kecaw
3 3

Ja miałem trochę inne doświadczenie. Zastrzyk, nie mój pierwszy więc wiedziałem że będzie boleć (byłem wtedy szkrabem). Lekarka popełniła jeden błąd, zaczęła podchodzić do mnie z igłą którą pobiera się to osocze/lek z fiolki. Duża igła = duża ilość bólu (dziecięca logika) i .... wpadłem w histerie na stołku, darcie, wrzaski ogólna sodoma i gomora. Musiał mnie trzymać ojciec i druga pielęgniarka bym nie wyskoczył kobiecie z gabinetu.

Odpowiedz
avatar yakhub
3 3

Obserwując innych rodziców, przychodzących na pobieranie krwi/szczepienie, dodam jeszcze: Rodzicu! Ubierz odpowiednio dziecko! Sama wizyta w gabinecie jest dla dziecka stresem, więc po co przedłużać? Przychodzenie z małym dzieckiem, zakutanym w jednoczęściowe śpiochy (które trzeba zdjąć całe, żeby odsłonić cokolwiek) jest po prostu bezsensownym marnowaniem czasu...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Ja z własnych doświadczeń mogę dodać, żeby zawsze, zawsze dzieciakom tłumaczyć, co mniej więcej będzie z nimi robione. Jako paroletni pokurcz miałam od groma operacji okulistycznych. Zawsze bardzo grzecznie reagowałam na zastrzyki, wenflony, świecenie latarą po gałach itd., bo wiedziałam, dlaczego mi to robią i jaki ma być efekt finalny wszelkich tych przejść. Ale raz byłam piekielna dla pielęgniarki - matki nie było wtedy przy mnie (wówczas jeszcze był ten system, że rodzice byli wpuszczani tylko na kilka godzin do dziecka, żadnego zostawania po godzinach odwiedzin), piguła wzięła mnie do zabiegowego. Powiedziała, że tylko "zmyje mi klej po opatrunku", no więc siedzę spokojnie, ściągają mi to ustrojstwo z oka, a tu nagle...CHLLLAST, jak mi babsko nie rypnie do oka jakimś roztworem! Zapiekło jak sto diabłów, więc z czystego zaskoczenia tak wierzgnęłam, że trafiona kobieta poleciała na wózek z instrumentami medycznymi i się z nim wyłożyła. A wystarczyło powiedzieć, że będzie zakrapianie oczu. ;) Od tamtej pory mam takie lekkie zboczenie, że proszę lekarzy o wyjaśnianie mi, co akurat robią (głównie chodzi o dentystów).

Odpowiedz
avatar WilliamFoster
1 1

Hmmm... przypomina mi się, jak w efekcie "zawiedzionego zaufania", jako buntowniczy 4-5 latek złamałem 4 kolejne igły przy próbie iniekcji domięśniowej. Doprowadziłem pielęgniarkę do frustracji, matkę do apopleksji a siebie do stanu w którym d*pa skłuta krwawiła jak zarzynane prosie. Nigdy więcej mama mnie nie okłamała, a efekt był taki, że zabiegi lekarskie znosiłem spokojnie i jeszcze chwaliłem się, że "wcale tak nie bolało". =o)

Odpowiedz
Udostępnij