Obecnie jestem studentką drugiego semestru studiów II stopnia, tj. magisterskich. Na 31 osób na kierunku, tylko ja i koleżanka na inżynierce ukończyłyśmy ten sam kierunek, który studiujemy teraz. W tym semestrze nasz kochany rok stwierdził, że to nie fair, że my mamy wiedzę, a oni na przedmiotach pokroju ZAAWANSOWANYCH metod muszą nadrabiać braki sami w domu, co przekłada się na różnicę w ocenach. Co zrobili pokrzywdzeni przez los studenci?
Domagają się zaliczenia na innych warunkach, niż ja z koleżanką. W praktyce my miałybyśmy pisać kolokwium na koniec, a oni mieć ocenę na podstawie obecności.
A myślałam, że po inżynierce to ludzie już mają troszkę oleju w głowie...
Wyższa Szkoła Cwaniactwa.
Niestety, jest to efekt lansowanego przez środowiska lewicujące poglądu, że należy równać do najsłabszego.
Odpowiedz@Ara: Czo? Już naprawdę w tych czasach nie można być spokojnie lewakiem, wszędzie tylko obelgi.
Odpowiedz@SillyRabbit: Lewak i lewicowiec - to niekoniecznie to samo.
Odpowiedz@Ara: Za to środowiska prawicujące dbają o wykształcenie narodu jak nie wiem co! A zaczęły od rozwalenia ośmioletniej podstawówki, podziału studiów na licencjata i magistra, oraz drastycznego okrojenia programu z przedmiotów ogólnych w liceach.
Odpowiedz@Armagedon: Nie wiem co ma jedno wspólnego z drugim. Generalnie bardzo popularna argumentacja w stylu "za to ty" jakoś do mnie nie przemawia. To tak jakby przyłapano mnie na kradzieży w sklepie i bym się bronił "a za to kasjer nie wydał prawidłowo reszty w zeszłym tygodniu!". Dziecinada. A obelgi na lewactwo lecą, bo i są ku temu powody. Logiczna i moralna degrengolada którą się promuje bezpośrednio przyczyniają się dotakich sytuacji. Przyzywczaja się ludzi, że jak ktoś jest biedny to "mu się należy" i ten co ma, musi dać; jak ktoś jest słabszy, to mu się z urzędu należy podanie na tacy tego, co silniejszy musi własnymi siłami zdobyć i tak dalej. Potem jest tak, jak widzimy w tej historii - święte przekonanie że jak ktoś coś ma (wiedzę, chęci, zdolności) to ma mieć gorzej niż ci, co nie mają. Lansowane jest wstydzenie się tego, że coś się potrafi, a nie tego, że się nie umie. I to są efekty.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 9 października 2015 o 8:18
@Ara: Dokładnie! Jak dziecko w szkole jest aktywne, ma dobre oceny, to zamiast stawiać je za przykład, nazywa się je kujonem. Często pada przez to ofiarą szykan i przemocy. Na szczęście ta tendencja powoli się odwraca. @Armagedon Co do twoich oskarżeń o destrukcyjny wpływ prawicy na polską edukację, może je wysnuwać jedynie osoba nieświadoma politycznie. W Polsce po 89tym roku nie rządziła żadna partia prawicowa, co najwyżej chadecka i centrowa, wszystkie były mniej lub więcej porażone lewicowością.
Odpowiedz@Rammaq: Akurat chadecja, to kwintesencja prawicowości. No chyba, że "prawicą" upierasz się nazywać narodowych socjalistów pokroju PiS, ale wtedy nie mamy o czym rozmawiać.
Odpowiedz@Jorn: Znam twoje poglądy, rzeczywiście nie mamy o czym rozmawiać. Prześledź historie partii chadeckich np. na przykładzie Niemiec i zobacz ile w nich było i jest prawicowości. Gdybyś na chwilę zdjął swoje wyborcze, pardon wybiórcze okulary, przeczytałbyś, że żadną partię po 89tym, nie określiłem jako prawicową. Póki nie nauczysz się czytać i nie skończysz z wybiórczością nie mamy o czym rozmawiać.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 października 2015 o 10:18
@Armagedon: Nie znasz się, a się wypowiadasz. Podział na lic. i mgr. nie był pomysłem żadnego z naszych rządów. Polska podpisała tzw Deklarację Bolońską, powstałą w porozumieniu z 26 innymi krajami w 1999 r. Za rządów - uwaga - SLD.
Odpowiedz@Ara: Zasadniczo ideą lewicowania nie jest dawanie wszystkim po równo i zrównywanie do najsłabszego, ale stwarzanie wszystkim równych szans (a debile i obijacze i tak z nich nie skorzystają, bo im się nie będzie chciało). A że spora częśc środowisk zarówno lewicowych jak i prawicowych tej subtelnej różnicy nie rozumie, to mamy, jak mamy w państwie polskim.
Odpowiedz@Armagedon: Prawica nigdy w Polsce nie rządziła. Ani AWS nie był prawicowy (partia prawicowa wywodząca się ze związku zawodowego? no jaja sobie robicie), o SLD nie wspomnę, PO udawało partię prawicową na początku a teraz nawet niespecjalnie udaje, PiS nigdy nawet nie udawał partii prawicowej. O PSLu nawet nie ma co gadać bo oni nie mają żadnej ideowości oprócz "wejść w koalicję z kim tylko się da".
Odpowiedz@Ara: to raczej efekt prawicowego, że mi się należy. Płacę i wymagam.
OdpowiedzMiałam na magisterce na roku koleżankę, która kończyła ZUPEŁNIE inny kierunek na inżynierce, zaliczała na takich samych warunkach co my, a miała trzecią najlepszą średnią na roku. Widać są ludzie i LUDZIE.
Odpowiedz@Kurka: Chyba raczej ludzie i człekokształtni. :D Bo to jest tak, że albo bierzesz się do roboty i starasz się nauczyć jak najwięcej, albo płaczesz jak to Ci źle bo wszyscy dookoła są niesprawiedliwi. Każdy sam dokonuje wyboru, wiec szkoda, ze niektórzy wybierają zidiocenie.
OdpowiedzTo jest największy dramat na studiach drugiego stopnia. Ja prawie niczego się na magisterce nie nauczyłem, bo dla połowy rocznika trzeba było "nadrabiać". Ech.
Odpowiedz@done: Mam dokładnie to samo. Na pierwszym semestrze przejęłam się dosłownie jednym przedmiotem, bo reszta to było streszczenie ogólnego toku inżynierki. Na drugim semestrze szykuje się streszczenie specjalizacji...
Odpowiedz@done: Uroki "procesu bolońskiego". Niby jest egzamin wstępny, ale jak jednym testem/rozmową kwalifikacyjną sprawdzić wiedzę, zdobywaną normalnie na studiach trzy lata? Na mgr. uzup. dominują przedmioty metodologiczne, które można zaliczyć nie mając podstawowej wiedzy o przedmiocie studiów. Zazdroszczę matematykom i fizykom - u nich ludzie nie znający podstaw po prostu odpadają po pierwszej sesji. W mojej dziedzinie (nauki historyczne) 90% studentów, przychodzących z innych kierunków może się zajmować tylko współczesnością, bo nie uczyli się łaciny. A na koniec dostają taki sam tytuł magistra jak ludzie, którzy opanowali cały program.
OdpowiedzNo ale moment, jest syllabus? Jest. Był dostępny przed zapisami na przedmioty? Był. To o co właściwie chodzi? Wiedzieli w co się pakują, trzeba było mierzyć siły na zamiary. U mnie była taka "zapora" w postaci testu licencjackiego. Żeby przystąpić, trzeba mieć albo stopień zawodowy inzyniera/licencjata (jeśli jesteś z innej uczelni, choć dyplom nie był konieczny, tylko zaświadczenie z uczelni, że osoba takowy otrzyma) albo mieć absolutorium i obronioną pracę licencjacką (jeśli z tej uczelni). Ze zgrozą zaobserwowałam, że osoby które tego nie zdały, były w większości spoza uczelni. A pytania nie były jakieś szczególnie trudne. Efekt taki, że na II stopień dostały się osoby w miarę ogarniające podstawy i z materiałem na zaawansowanych zajęciach nie było problemu.
Odpowiedz@Nastia: U nas niestety ludzi zgłosiło się tak mało, że przyjęli wszystkich jak leci. Uczelnia lubi się chwalić naszym kierunkiem, jaki to on nie jest unikalny w skali kraju i och i ach, więc choćby mieli im teraz w ciągu semestru streścić moje 3,5 roku inżynierki, to to zrobią. Byle tylko studenci byli na kierunku.
OdpowiedzSłyszałam o przypadku, gdzie studentki zootechniki po pierwszych zajęciach w prosektorium zażądały od prowadzących zmiany programu, bo one nie chcą w takich zajęciach uczestniczyć. Już coraz mniej zachowań niestety przestaje mnie dziwić.
Odpowiedz@wildboar: Może były wegetariankami ;-).
OdpowiedzJak widać wykształcenie nie świadczy o ilości oleju w głowie https://mozaikistyle.pl
Odpowiedz