od pewnego czasu pracuje w szkole jako pielęgniarka. 8 h w gabinecie to nic nadzwyczajnego. Mimo dopiero miesiąca pracy zdarzyło mi się już zapewnić sobie kilka "smaczków", o których chciałabym się podzielić z naszą społecznością. Może nie będą one piekielne, ale jak dla mnie to istny galimatias jeśli chodzi o to co dzieje się w tej szkole...
1. "Ale mnie brzuch boli!"
Syndrom popularny zazwyczaj u uczniów klasy 4-6, którzy chcieliby się zwolnić z matematyki. Gimnazjaliści są już w tym lepsi. Najczęściej oprócz brzucha występuje ból klatki piersiowej i podejrzewanie wyrostka robaczkowego z charakterystycznym aktorskim zginaniem się w pół jak przy postrzale.
2. "Chyba mam gorączkę".
Przypuszczenia o gorączce i nagminne przychodzenie do pomiaru temperatury to podstawa. Cóż zrobić? Duszne sale, tłok w klasach, wydychany Co2. A gagatków wciąż przybywa do gabinetu...
3. "Uprawiałaś już seks?"
Przychodzą do mnie dziewczyny w wieku 14-16 lat z problemem kłującego bólu w brzuchu i spóźniającym się okresem. Zwykle są to przypadki gdzie to zwyczajne przygotowanie organizmu do menstruacji. Niestety zdarzyły mi się 3 ciekawe przypadki. Podam jeden z nich, który najbardziej mnie zszokował.
Ja - Masz już okres?
Nastolatka - Nie.
J - Nie masz jeszcze okresu? (dziewczyna potężnie zbudowana, wysoka, niedługo do liceum).
N - No... Znaczy się teraz nie mam.
J - Ale czy w ogóle już miałaś pierwszą miesiączkę?
N - No tak, tak już dawno... I właśnie o to chodzi. Bo mi się okres spóźnia, a w internecie pisało, że to może być ciąża. (Dziewczyna totalnie nie speszona, chwaliła się zdobytymi cennymi informacjami w internecie, ja w lekkim szoku).
J - Tak, tak... Ale ty już... jesteś PO stosunku? (obniżyłam trochę ton, spoważniałam).
N - Mhm... Tylko, że chyba jestem w tej ciąży, bo gumki nie mieliśmy. Ale to czy ja mogę w takim razie nadal... Wie pani.... No te sprawy. Łóżko i chłopak...
Ja oniemiałam. Bez słowa wręczyłam jej test ciążowy. Zapytałam czy wie co się z tym robi.
Ona trochę chyba urażona, że przecież "nie jestem głupia, psze pani....". Czekam tak. 5 minut, 10, 20... Nic. Trochę się przestraszyłam. Nagle do gabinetu wbiega cała w skowronkach dziewczyna z informacją, że "nie ma dziecka". Zapytałam się czy wie co oznaczają kreseczki. Ona na mnie jak na ćwoka i cytuję "jakie kreski? Przecież to się ślinę na to kładzie i w zależności od temperatury się pokazuje. Był zimny....(?)"
Szok i niedowierzanie. Szczena mi opadła. Po prawidłowym teście, okazało się, że dziewczyna nie jest w ciąży. Do dziś dziwnie patrzy się na mnie na korytarzu...
4. "A jakie pani ma tabletki?"
Zdarzają się również młodzi narkomani. Wymyślają wszelakie objawy (bóle zęba, łamiący ból w kościach itp.) by tylko dostać proszki. Oprócz tego, iż widać, że chłopaczki coś tam biorą (naprawdę - TO WIDAĆ), to przychodzą do mnie i z musu nie musu daje im ten Ibuprom. Dawałam... Do czasu gdy jeden z nich zapytał czy można przedawkować Apap. Zapytałam ile tego Apapu. On z bananem na twarzy, że 30 sztuk. 30 sztuk! Przeliczyłam ile razy jego koledzy u mnie byli w tym miesiącu... 32 razy... Nic dodać, nic ująć...
Są to jedne z wielu przypadków. Naprawdę nie wiem czy to ta szkoła jakaś dziwna, czy we wszystkich są takie problemy. Jaka jest zatem prawda?
ad.3 I mimo takich przypadków jeszcze są przeciwnicy edukacji seksualnej... Dzieci szybko się dowiadują co i jak, ale o "skutkach ubocznych" wiedzy same nie szukają.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 października 2015 o 21:52
@Agness92: W Polsce jest stosunkowo mało przypadków nastoletnich ciąż. W przeciwieństwie do krajów z rozwiniętą edukacją seksualną.
Odpowiedz@Agness92: No niestety. To moja pierwsza praca w szkole ( społeczno-prywatnej z wysokim poziomem, "elita" naukowa w jednym z dużych miast ) i jestem mocno zszokowana. Jak można nie wiedzieć co robi się z testem ciążowym...? I przede wszystkim - jak w wieku 15 lat można uprawiać regularnie seks z chłopakiem i to bez gumki bez wiedzy o jak to powiedziałeś/aś - skutkach ubocznych kontaktu fizycznego. Po tych dziewczynach z dobrą średnią naukową i niską średnią moralną mam wrażenie, że jedyną dziewicą w tej szkole jestem ja*_______*
OdpowiedzPopieram użytkownika LinaTe. Do tego, żeby dowiedzieć się, że "czynnikiem ryzyka" ciąży jest seks nie potrzeba tak naprawdę żadnej edukacji seksualnej, wystarczy uważać na przyrodzie lub biologii i mieć trochę zdrowego rozsądku.
Odpowiedz@Simara1212: Ale w wieku lat 15 to już legalne, więc niech sobie robią, co im się podoba. Tyle, że się głupie smarkule powinny zabezpieczać, jeśli nie chcą zniszczyć życia sobie, chłopakowi i dziecku, ale to już inna kwestia. No i mam nadzieję, że chociaż ty jesteś tego typu higienistką, która odróżnia prawdziwy problem od udawania. Bo u mnie w szkole to wszystkie piguły, za przeproszeniem, ciągle odsyłały mnie z kwitkiem.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 października 2015 o 23:11
@LinaTe: to nie kwestia rozwinięcia edukacji seksualnej, tylko socjalu dla samotnych nastoletnich matek. I pewnie też religijności.
Odpowiedz@marcinn: Niby tak. Ale te dzieciaki wierzą, że za pierwszym razem nie da się zajść w ciążę, cola działa jako "pigułka po" itp. @LinaTe Nie masz racji. Po Wielkiej Brytanii najwięcej nastoletnich ciąż jest na Słowacji, Węgrzech, Islandii i Portugalii. W żadnym z nich nie ma obowiązkowej edukacji seksualnej. W liberalnej Skandynawii (Szwecji, Danii i Finlandii) - ten wskaźnik jest dwukrotnie niższy niż w Polsce! W Wielkiej Brytanii po wprowadzeniu edukacji seksualnej liczba nastoletnich ciąż znacząco malała. Co więcej, badania przeprowadzone w USA wykazały, że zwykła, rzetelna edukacja jest znacznie skuteczniejsza niż namawianie dzieciaków do 100% wstrzemięźliwości i straszenie nieskutecznością i szkodliwością antykoncepcji.
OdpowiedzTrzymacie w gabinecie pielęgniarki szkolnej testy ciążowe...? Już pomijając to, że sam pomysł jest osobliwy to testy wykonuje się z porannego moczu, po kilku lekcjach i puszcze Coli tracą na wiarygodności.
Odpowiedz@grupaorkow: Autorka gubi się w zeznaniach już od pierwszego tekstu. Pisze w komentarzu wyżej, że to jej pierwsza praca w szkole, a w zeszłorocznej historii czytamy, że jest "nową NAUCZYCIELKĄ w szkole", a "z TAMTEJ odeszła". Teraz jest pielęgniarką, poprzednio uczyła historii i polskiego (ponieważ - cytuję, bo mnie rozbawiła - "go również bardzo dobrze opanowała"). Szkoda gadać.
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 8 października 2015 o 9:22
@Wredzma: To nie były moje historie. Otrzymałam to konto od poprzedniej iżytkowniczki bądź co bądź mojej dobrej koleżanki. : )
Odpowiedz@grupaorkow: Owszem. Dostajemy to w pakietach ze szkoły. Naszym obowiązkiem jest tylko przejęcie pakietu. Nie mamy dostepów do środków przed odpakowaniem. Dopiero po wykonanej czynności otworzenia możemy odwoływać się do szkoły o niedomiar leków itp. A testy ciążowe pełnią zazwyczaj funkcje edukacji seksualnej co roku, w pierwszym miesiącu edukacji szkolnej. No cóż w tym wypadku było inaczej...
OdpowiedzJak najszybciej rób habilitację a to uwolni cię od roboty z gówniakami i ich durnotą a wprowadzi w zaczarowany świat samodzielnych pracowników naukowych. Wyobraź sobie dysertacje, sympozja, konferencje o kosmkach jelitowych w Wagadugu, Cchinwali albo Port-au-Prince, te recenzje prac naukowych, pisanie do "Science", "Nature", "Lanceta" i asystentów wzajemnie włażących sobie w dupę aby zyskać twoje względy i móc umieścić swój artykuł w opracowaniu zbiorowym albo chociaż w przypisie. Z tej perspektywy kondony gimbusów wydają się tycie-tycie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 7 października 2015 o 23:22
Czy tylko mnie w oczy rażą te błędy i interpunkcja? A co do dzieci, no cóż, szkołę skończyłam już dobrych pare(naście) lat temu i takich sytuacji się nie widziało. Strach pomysleć co się teraz z tymi dziećmi dzieje i dokąd to prowadzi.
OdpowiedzZacznę sakramentalnie... "Za moich czasów" (czyli wcale nie lata świetlne temu) zazwyczaj w podstawówce chodziło się, aby zostać zwolnionym z lekcji, a w reszcie szkół (gdzie już ból brzuszka nie przejdzie), po prostu się wymyślało, aby tej lekcji jak najwięcej stracić. Chociaż ostatnio oglądałam serial "szkoła" i tam dziewczyna jadła kilogramami ziemniaki surowe, aby w efekcie pielęgniarka ją do szpitala wysłała - także sądzę, że coś w tym musi być i takie scenariusze znikąd się nie biorą. :P
OdpowiedzZastanawia mnie tylko jedno. Podstawówkę kończyłam jeszcze 8-letnią, w czasach, gdy o edukacji seksualnej nikt nie słyszał, ale w 4 i 6 klasie mieliśmy pogadanki - osobno dla dziewczyn, osobno dla chłopaków - z higienistką właśnie i "tematycznym" lekarzem - gdzie w ciągu jednego spotkania dowiedzieliśmy się o wszystkich istotnych kwestiach. I było to w "standardzie" nauczania, nikt nie kazał rodzicom podpisywać karteczek, że wyrażają zgodę, by dziecko oświecić w "tych sprawach". Wprawdzie nie uczono nas zakładania gumki na banana, jak czynią oświecone panie z Pontonu, ale każdy wiedział, do czego gumki służą, z czym trzeba iść do lekarza itd. I jakimś cudem, choć szkoła była duża i jak najbardziej publiczna, więc uczyły się w niej dzieciaki z różnych środowisk, przypominam sobie jeden jedyny przypadek ciężarnej nastolatki w skali całej szkoły, w czasie moich 8 lat nauki i potem kilku lat stałych kontaktów ze szkołą i jej środowiskiem. Nie było dostępu do internetu, "takich rzeczy" można było się dowiedzieć albo w szkole, albo od rodziców, dodatkowe informacje czerpało się zwykle pokątnie z zajumanych skądś książek Wisłockiej, ale człowiek miał na tyle oleju w głowie, żeby do tematu podchodzić w miarę odpowiedzialnie. Mam wrażenie, że teraz dzieciaki nie są w stanie przerobić intelektualnie tej całej sieczki informacyjnej, jaką się im podaje i jaka jest dostępna w mediach. Kopiują obrazki seksu zobaczone w necie, w filmach itd., w ogóle nie łącząc ich z wiedzą zdobytą w szkole. Pomimo dostępności wiedzy "na talerzu" w formie portali tematycznych, które udzielają sensownych informacji, wolą pytać na samosiach, wizażach itd., czy jak przepłukam się colą, to nie zajdę, bo koleżanka tak mówiła, a ja mam tylko pepsi...
Odpowiedz@cher: Nie wszędzie były i są takie pogadanki czy lekcje. Odnoszę także wrażenie, że dla wielu są one równe z demoralizacją nieletnich. Dzieciaki nie otrzymują informacji w szkole ani od rodziców, książek na ten temat także zapewne nie ma skąd potajemnie pożyczyć, zostaje Internet i znajomi. Jeśli do tego doda się brak umiejętności korzystania z tego medium (chociażby traktowanie każdej informacji jako prawdy) to mamy obecną sytuację.
OdpowiedzAutorko kochana naprawdę popraw to "na prawdę" bo strasznie razi w oczy.
OdpowiedzRadzę czytać ze zrozumieniem droga Małgorzato. Wszystko napisałam dobrze, może natrafiły się jakieś byki w tekście ale nie masz czego się czepiać.
Odpowiedz@Simara1212: "Zdażyło się", "na prawdę", "wydychany Co2", mnóstwo literówek, a Ty twierdzisz, że wszystko dobrze? Do tego zarzucasz innym czepialstwo i czytanie bez zrozumienia? Odważnie. Sama się zastanawiam, czy czytam ze zrozumieniem: Chłopak ZAŻYŁ te 30 tabletek apapu, czy nie? A jeśli tak, to co dalej?
Odpowiedz@Wredzma: gdyby ktoś zeżarł 30 tabletek Apapu w jednym rzucie, to skończyłby w szpitalu, z permanentnie uszkodzoną wątrobą, opcjonalnie w kostnicy. Dawka paracetamolu powodująca zatrucie to ok. 4g, w 30 tabletkach mamy 15g. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, bo autorka jest po prostu kolejnym bajkopisarzem, a szkołę ogląda co najwyżej z perspektywy uczennicy.
Odpowiedz@grupaorkow: Oh proszę... Rsdzę czytać ze zrozumieniem. On nie zarzył, tylko jego kolega pytał się co by się stało gdyby...
Odpowiedz@Simara1212: zarzył, powiadasz...
Odpowiedz@grupaorkow: Przecież pisze, że "nie zarzył"! Czytaj ze zrozumieniem. ;]
OdpowiedzI to coś trafiło na główną.
OdpowiedzWydajesz leki i puszczasz dzieci samopas? Nie każesz łykać w gabinecie?
Odpowiedz