Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Kilka lat temu, kiedy pracowałem jako wychowawca kolonijny, miał miejsce bardzo przykry…

Kilka lat temu, kiedy pracowałem jako wychowawca kolonijny, miał miejsce bardzo przykry incydent. Ale po kolei.

Kolonie za granicą, młoda kadra, dzieci w różnym wieku bawiące się beztrosko na plaży. Każda grupa dzieciaków miała jako opiekunów 2 lub 3 wychowawców, którzy pilnowali ich na każdym kroku. Do tego personel medyczny w postaci higienistki, która dyplom prawdopodobnie dostała w promocji przy zakupie jakiś kosmetyków. I to o niej będzie cała historia.

Główna bohaterka była młoda, ale nie wiem czy po studiach czy jakimś kursie. Nie rozmawiałem z nią. To, że dzieci leczyło się witaminą C lub amolem jest dla mnie jasne. Sam podawałem kubek czystej wody i mówiłem, że rozpuściłem w nim silną tabletkę, gdy dziecko przychodziło do mnie z bólem brzucha. Problem pojawiał się gdy dochodziło do poważniejszych incydentów.

Hotel kolonijny znajduje się w miejscu nieco odosobnionym. Oprócz samych hoteli przystosowanych do dzieci był w miasteczku jeden słabo zaopatrzony sklep. Więc gdy nadarzała się okazja opuszczenia tego "zadupia" Pani Higienistka pakowała torby, odpalała służbowego mustanga i leciała z chorym dzieckiem do większego miasta na zakupy. A nie, przepraszam, najpierw szybko podrzucała chorego do szpitala, po czym wciągał ją wir sklepów. Upierała się zawsze, żeby chore dziecko zostało w szpitalu na noc, bo przecież dzisiaj jest impreza w klubie. Mogę teraz wspomnieć o tym, że pani H była jedyną osobą uprawnioną do podawania leków dzieciom. Gdy jej nie było, obowiązek ten spadał na nas. Na szczęście nie było żadnej kontroli w czasie jej imprezowania.

Kolejną słabością naszego personelu medycznego był pewien Pan Portier/Sportowiec. Pan P/S dniami organizował gry w siatkówkę i piłkę nożną (wydawał piłki), a nocą rozmawiał na tematy psychologiczno-filozoficzne (tak mówiła) z panią H., w jej pokoju, za zamkniętymi drzwiami.

Pewnego dnia jeden z naszych wychowawców dość mocno uderzył się głową o słupek (stał na bramce w drużynie najmniejszych chłopców). Przez resztę dnia leżał u siebie i czuł się wyjątkowo źle. Cała kadra go na zmianę pilnowała i przynosiła mu posiłki. W tym czasie Higienistka pojechała z innym dzieckiem do szpitala. Wróciła wieczorem (bardzo tym faktem niezadowolona), akurat na rozpoczęcie występów dzieci (coś w rodzaju Mam Talent). Nasz kolega czuł się już lepiej, siedział i uśmiechał się do wszystkich, odpowiadał tego wieczora za dźwięk i nagłośnienie (mówiliśmy mu, żeby jeszcze poleżał, ale nie jak sam stwierdził "dupa już go boli od leżenia").

Rozpoczyna się występ, kolega puszcza muzykę i po paru sekundach pada jak długi na ziemię. Wychowawcy rzucają się do pomocy, jedni lecą po nosze, inni próbują go cucić i sprawdzają puls. A co robi pani H? Siedzi na końcu sali pochłonięta rozmową z Naczelnym Sportowcem. Zanim doczłapała na początek sali, koleżanka zdążyła zadzwonić po karetkę.
Wynieśliśmy kolegę przed budynek. Ja zostałem na sali bo wiecie, Show Must Go On.

Czas od telefonu do przyjazdu nie był długi, ale za to intensywny. Pani H dowiedziała się wszystkiego o sobie (szczerej prawdy). Co poskutkowało tym, że siedziała w szpitalu całą noc.

Kolega zmarł, dostał wylewu.

Ona jeździ dalej na kolonie bo ma "plecy" gdzieś wyżej.
Nie mówię, że gdyby była na miejscu stałoby się inaczej, może to by nic nie zmieniło, ale możliwe też, że mogłoby zmienić wszystko.

Miłego wysyłania dzieci za granicę Panie i Panowie.

by derko123
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar rokiowca
2 6

Nigdy nie lubiłam jeździć na kolonie. Najgorsze wakacje. Opiekunki miały nas gdzieś i jeszcze powalone laski w pokoju.

Odpowiedz
avatar InuKimi
1 1

@rokiowca: Szkoda, że trafiłeś na takie beznadziejne osoby. Ja najlepiej wspominam takie wyjazdy i teraz sama jeżdżę jako wychowawca - bo to lubię, a nie z przymusu. ;)

Odpowiedz
avatar cynthiane
7 11

@Narisa: ale to wychowawca zmarł, nie dzieciak.

Odpowiedz
avatar Armagedon
4 12

@Narisa: Może jeszcze raz, uważnie, przeczytaj historię...?

Odpowiedz
avatar Narisa
-1 3

@Armagedon: Fakt. Coś mi się pochrzaniło i mi w głowie "ustawiło", że tu o dziecko chodziło. :P

Odpowiedz
avatar InuKimi
0 0

@Narisa: Niestety, wychowawca nie może "zejść z warty". Na czas obozu czy kolonii musi być zdrowy, musi wytrzymać. A czasami to niełatwe... Jednak po takim uderzeniu trzeba było jednak zabrać go na tomografię. Z tym że o tym powinna zadecydować pielęgniarka...

Odpowiedz
avatar Isegrim6
6 8

Dziwi mnie brak wysłania wychowawcy do szpitala, jeśli tak źle się czuł to od razu podejrzenie wstrząsu (tym bardziej że to właśnie objawia się późniejszą poprawą zdrowia przed krytyczną zapaścią) ale to już ktoś związany z medycyną lepiej wytłumaczy tak czy inaczej silne uderzenie w głowę to zawsze poważna sprawa

Odpowiedz
avatar lazy_lizard
14 14

Nie doszukiwałabym się winy za śmierć opiekuna w postępowaniu higienistki. Nie było jej wtedy na miejscu. Byli za to inni opiekunowie, którzy nie wpadli na to, że po mocnym uderzeniu w głowę i niepokojącym zachowaniu ofiary warto by wezwać karetkę. To z wami strach dziecko puścić skoro nawet o siebie zadbać nie umiecie.

Odpowiedz
avatar Armagedon
18 18

@derko123: Ściemniasz, skarbie. Kłamczuszek z ciebie. "Przez resztę dnia leżał u siebie i czuł się wyjątkowo źle. Cała kadra go na zmianę pilnowała i przynosiła mu posiłki." I ani słowa o wizycie w szpitalu. A skoro czuł się aż tak źle, że trzeba mu było nosić posiłki i go pilnować, to jakim sposobem dotarł SAM do szpitala z tego "zadupia"? I zdążył załatwić sprawę w ciągu godziny? No i co to za kraj, gdzie zwykłe prześwietlenie kosztuje tyle kasy? No i jeszcze coś takiego... "Upierała się zawsze, żeby chore dziecko zostało w szpitalu na noc, bo przecież dzisiaj jest impreza w klubie." Aha, za pobyt dziecka w szpitalu nikt płacić już nie musiał? Rozumiem, że chore dzieci przyjmowano do szpitala "z litości" za darmolca, bo to dziecko? Szczególnie zaś wtedy, gdy nie było takiej potrzeby, tylko uparła się pani higienistka? A pogotowie po wychowawcę za darmo przyjechało?

Odpowiedz
avatar lazy_lizard
11 11

@derko123: Rozumiem, że kolega był na tyle nieodpowiedzialny, że wypuścił się do pracy za granicą bez żadnego ubezpieczenia zdrowotnego? Pracodawca tego nie wymagał? Cały czas nie najlepiej świadczy to o odpowiedzialności opiekunów.

Odpowiedz
avatar KoparkaApokalipsy
-2 6

@derko123: poza tym co to za wymysł, że dorosły chłop stoi na bramce grając w nogę z malutkimi dzieciaczkami, bierze rozpęd i z całej siły wali dyńką w słupek? Co to było? Hunger Games? Wygrana drużyna miała zjeść przegranych, a bohaterski wychowawca poświęcił siebie i popełnił samobójstwo poprzez naparzanie czerepem w bramkę?

Odpowiedz
avatar Moby04
0 0

@KoparkaApokalipsy: Blood Bowl jak nic :) Swoją drogą też mnie ciekawi co to za kraj, że wychowawcy wystawiają rachunek a dzieciaki biorą niczym do hotelu... no i pracodawca wysyłający ludzi bez ubezpieczenia jest interesujący.

Odpowiedz
avatar pinslip
1 1

@Moby04: Już nie mówiąc o tym, że co tam musiało się dziać, że dzieciaki co i rusz musiały do szpitala jeździć? Co prawda na kolonię nie jeżdżę, ale kilkakrotnie organizowałam wymiany dziecięce i młodzieżowe i na te kilka razy tylko raz była potrzebna interwencja lekarska, bo się dzieciak po prostu przeziębił. A w historii higienistka non stop do szpitala jeździła. Strach z taką kadrą dziecko wysyłać, która dzieci upilnować nie potrafi.

Odpowiedz
avatar InuKimi
1 1

@pinslip: Na koloniach dużo robi się rzeczy, przy których zdarzają się wypadki i kontuzje, zwłaszcza jeśli to kolonie nastawione na sport. A że dzieci są pod opieką obcej jednak osoby, zawsze wszystko trzeba dokładnie sprawdzić. Uderzenie piłką w oko, wybity palec przy siatkówce, kolano do szycia, wczepiony kleszcz - to wszystko wymaga wizyty u lekarza. Zastanawia mnie natomiast zostawianie na noc w szpitalu, bo to brzmi na poważne zatrucie albo nastawianie kości...

Odpowiedz
avatar Morog
6 6

historia prawdopodobnie zmyślona, za dużo nieścisłości

Odpowiedz
avatar KoparkaApokalipsy
5 5

@derko123: no dobrze by było, bo póki co to jest historia o tym, że higienistka nie przeprowadziła w warunkach polowych operacji na otwartym mózgu u kolesia, który miał wylew, bo nie uderzył się w głowę...

Odpowiedz
avatar Moby04
3 3

@derko123: Zdecyduj się. Piszesz "Kolega nie uderzył głową w słupek, ani w nic innego." ale już w historii jest: "Pewnego dnia jeden z naszych wychowawców dość mocno uderzył się głową o słupek (stał na bramce w drużynie najmniejszych chłopców)." To w końcu się uderzył czy nie?

Odpowiedz
avatar Wrecky
0 0

"Pewnego dnia jeden z naszych wychowawców dość mocno uderzył się głową o słupek (stał na bramce w drużynie najmniejszych chłopców). Przez resztę dnia leżał u siebie i czuł się wyjątkowo źle. Cała kadra go na zmianę pilnowała i przynosiła mu posiłki. W tym czasie Higienistka pojechała z innym dzieckiem do szpitala." Trzeba było dzwonić na pogotowie a nie przynosić posiłki. Jaka w tym jej wina skoro wykonywała swoje obowiązki i była z innym dzieckiem w szpitalu? Miała nie pojechać bo mogła przewidzieć, że ktoś dorosły się w głowę walnie a cała reszta dorosłych baranów nie będzie wiedziała co należy zrobić?

Odpowiedz
avatar mrsrtg
2 2

@derko123 Napisz jeszcze raz, tym razem prawdę. Jak rozumiem, historię o śmierci wychowawcy zmyśliłeś, żeby dodać dramatyzmu opowieści o niekompetentnej higienistce. Ewentualnie faktycznie miał tętniaka, który najpierw dał objawy SAH (krwawienie podpajęczynówkowe)- silny ból głowy, często z wymiotami a następnie doszło do masywnego krwawienia. Jednakże w tym przypadku higienistka nie miała pola do popisu - nawet jeśli była pielęgniarką, to było zadanie dla neurologa. I nie wierzę w wyjazd za granicę bez ubezpieczenia...

Odpowiedz
Udostępnij