Rok temu dobry znajomy zaprosił mnie na studniówkę - oczywiście zgodziłam się, bo zawsze to dobra zabawa, zwykle w świetnym towarzystwie. Niemniej nie samej imprezy dotyczy moja historia.
Gwoli wyjaśnienia - nie ubierałam się wówczas się zbyt kobieco. Za szerokie koszulki, glany, bojówki czy męskie koszule były dla mnie swoistym standardem. Ale że na studniówkę w takim stroju iść nie wypada, musiałam wybrać się na zakupy, czego serdecznie nie znoszę, bo, niestety, o ile ubrania codzienne kupuję zazwyczaj w parę minut, o tyle za sukienką muszę się solidnie nachodzić.
Pod lupę wzięłam nieduże centrum handlowe w Szczecinie - Falę. Małe butiki, żadne tam sieciówki, zwykle prowadzą je właściciele i mają swój świetny klimat, każdy, kto choć raz był w takim miejscu, dobrze wie, o czym mówię. Cóż, najwyraźniej sławna uprzejmość właścicielek-ekspedientek nie była zarezerwowana dla mnie. Niestety.
Bez większego przekonania przemierzałam sklepiki i z każdym kolejnym kwadransem traciłam nadzieję na znalezienie sukienki, która by mi się podobała, a pod tym względem jestem nadzwyczajnie wybredna.
W większości sklepów sprzedawczynie były bardzo miłe - doradzały, kręciły nosem, jeśli coś było nie tak, ale zachowywały przy tym zdrową uprzejmość. Ale nie w tym jednym. Nie wiem, czy rzecz leżała w tym, że prócz mnie w sklepie była jeszcze jedna młoda dziewczyna, która również wybierała sukienkę ze swoją elegancko ubraną mamą, czy może problem leżał we mnie, bo ośmieliłam się wyglądać jak typowa glaniara i chłopczyca.
Najpierw sama przeglądałam sukienki na wieszakach, niektóre nawet wpadły mi w oko, więc po prostu wzięłam je ze sobą, żeby zaraz z cierpiętniczą miną zawlec je do przymierzalni. No dobra, przymierzyłam, ale jedna, która podobała mi się niemiłosiernie, po przymierzeniu okazała się na mnie za duża. Poprosiłam wówczas, wychylając się jedynie z przymierzalni, bo jednak nie wypada paradować po sklepie w samej bieliźnie, panią ekspedientkę o przyniesienie mi rozmiaru mniejszej.
Chyba nie muszę wspominać, że do tamtej pory pani Ekspedientka nie zaszczyciła mnie niczym więcej niźli niewiele mającym z uprzejmością spojrzeniem na samym wstępie i cały czas wniebogłosy wychwalała drugą dziewczynę w sklepie, plotkując w międzyczasie z jej mamą.
Pani Ekspedientka nawet nie spojrzała w moją stronę, tylko warknęła "Nie ma". No jak nie ma, skoro widziałam, o czym omieszkałam się napomknąć. Odwróciła się, prychnęła coś pod nosem i przyniosła. Zmierzyłam, no nieźle, ale wolałam wtedy coś troszeczkę innego, więc ponownie wyjrzałam z przymierzalni i zapytałam, czy dostanę coś o podobnym kroju.
Oczywiście, że pani E przyniosła mi sukienkę. Nawet dwie. Obie brzydkie, przypominające worki i, jak zarejestrowałam, z wyprzedaży. Stwierdziłam, że nie mam tam już czego szukać. Po prostu ubrałam się z zamiarem wyjścia. Zwykle odkładam po wyjściu z przymierzalni te rzeczy, które mi się nie spodobały na ich właściwe miejsce, ale tym razem krew mnie zalewała na samą myśl - szczerze nienawidzę, gdy inni oceniają po ubiorze czy pozorach.
Pani E, oczywiście, zatrzymała mnie przed wyjściem w sposób szalenie elegancki - złapała mnie za ramię i szarpnęła do tyłu, warcząc, że co ja sobie wyobrażam, że mam natychmiast odwiesić te rzeczy, skąd je wzięłam i wyjąć z torby to, co najpewniej ukradłam.
Szczerze - zdębiałam. Z głupią miną wydusiłam z siebie mało inteligentne "co" i patrzyłam na tę kobietę jak głupie cielę w malowane wrota. Kazała mi pokazać torbę. Z miejsca oprzytomniałam i odmówiłam, żądając wezwania policji, skoro oskarża mnie o przestępstwo. Warczała, pluła jadem, w pewnej chwili próbowała nawet wyrwać mi torbę, przez co sama nabrałam wielkiej ochoty, żeby rzeczoną policję wezwać. Elegancka pani ze swoją córką zgrabnie i po cichu ulotniły się ze sklepu i tylko rzuciły ciche "do widzenia", patrząc na mnie jakoś dziwnie.
Ostatecznie pani E kazała mi się wynosić i nigdy więcej nie wracać, bo kradnę i jej klientów płoszę. Obiecałam, że prędzej zdechnę na syfilis i rzeżączkę, niż nogę w jej sklepie postawię i życzyłam powodzenia w prowadzeniu biznesu, bo z takim podejściem bardzo jej się przyda.
Zgłosiłabym sprawę do kierownika, ale podejrzewam, że uprzejma sprzedawczyni była właścicielką małego sklepiku, a policja sprawą pewnie by się nie zainteresowała - bo ostatecznie nikomu krzywda się nie stała, oszkalowania mojej osoby nie licząc. No cóż.
Żałuję tylko, że w chwili obecnej nie pamiętam nazwy sklepu, a całą Falę omijam od tamtej pory szerokim łukiem.
Fala Szczecin sklep ekspedientka
Ja to się zastanawiam, jakim cudem ta cała Fala jeszcze funkcjonuje. Klimat jaki tam panuje kojarzy mi się z CH Wokulski w Słupsku, gdzie zdarzyło mi się bywać w czasach licealnych, a gdzie sklepy lansowały się na "super modne butiki nie wiadomo co", a tak naprawdę nie było tam nic lepszego niż na zwykłym targowisku. W "Fali" byłam może ze trzy razy, ale patrzenie na mnie jak na byle co, bo na zakupy wolę iść w dresach zamiast na obcasie, skutecznie mnie odstraszyło...
Odpowiedz@Poecilotheria: Zupełnie jak w Sephorze czy Douglasie. Nie jesteś odstawiona jak na imprezę/większe wyjście - możesz poczuć na plecach oddech ochroniarza :D
Odpowiedz@Poecilotheria: O dziwo, trafiłam tylko na jedno takie wynaturzenie, nawet jeśli reszta ekspedientek miała o mnie zdanie podobne, to zgrabnie ot ukrywały. No i to była moja pierwsza wizyta w Fali. I, cóż, ostania.
OdpowiedzBardzo częste. Ja noszę się podobnie z racji pracy: umysłowo fizyczna w laboratorium, musi być wygodnie i tak, żeby nie było szkoda ciucha, jeśli się zniszczy. Zarabiam nieźle, ale też tkwię w pracy do nocy, by na to zapracować. Wychodzę wymęczona, urobiona, przed zakupami się nie robię na bóstwo, bo i po co? No i zdarza mi się, że ekspedientki nie wierzą, że takiego obdartusa stać na biżuterię czy perfumy. A panie w garsonkach, które muszą przestrzegać dress code'u najwyraźniej stać, nawet, jeśli to dress code stanowiska z e-papierosami.
Odpowiedz"Cóż, najwyraźniej sławna uprzejmość właścicielek-ekspedientek nie była zarezerwowana dla mnie. Niestety." "W większości sklepów sprzedawczynie były bardzo miłe - doradzały, kręciły nosem, jeśli coś było nie tak, ale zachowywały przy tym zdrową uprzejmość." No to tak naprawdę trafiłas na jedną piekielną.. Pewnie, że przykre, ale skoro inne panie były w porządku, to nie można tak generalizowac...
Odpowiedz@nisza: Niemniej do Fali przez tę jedną nie wrócę, kojarzy mi się źle jak cholera.
Odpowiedz@Sodoma: do tego die nie odnoszę, bo to Twoja decyzja. Zwróciłam jednak uwagę na pewną niekonsekwencje i odpowiedzialność zbiorową krzywdzącą dla tych sprzedawczyń, które byly miłe.
OdpowiedzWbrew przysłowiom książkę ocenia się po okładce i robią tak wszyscy mniej lub bardziej świadomie. Ot taka ludzka natura, a jak ktoś mówi, że tak nie robi to albo jest nieświadomy albo kłamcą.
Odpowiedz@thebill: Kwestia przeszkolenia pracownika. Mam kontakt z salonami marek premium. Jakie pieniądze zostawia się za takie BMW czy Audi mówić nikomu nie muszę. Potrafiłem tam przyjść w powyciąganej koszulce i krótkich spodenkach, bo było lato a ja pracowałem z domu i mi się nie chciało. W salonie każdy w garniaku, więc kontrast powalający. Wszyscy mili, profesjonalni i pomocni. Dlaczego? Bo oni, w przeciwieństwie do panienki ze sklepu, potrafią zrozumieć, że (przykładowo) właściciel firmy buduwolanej potrafi być urobiony po łokcie i nie chodzi ubrany na galowo, ale jest w stanie zostawić im w ramach leasingu pół bańki w salonie.
OdpowiedzJakbym o sobie czytała. Miałam podobną sytuację jak szukałam sukienki na wesele kuzynki. Byłam z koleżanką. Obie ubrane na czarno, glany, skóry itp. Miałam już upatrzoną sukienkę. Od wejścia jedna ekspedientka chodziła za nami krok w krok. Miałam jedną konkretną sukienkę na oku więc wzięłam tylko tą jedną do przymierzalnie. W trakcie mierzenia poprosiłam koleżankę o podanie innego koloru. Więc miała dwie. Ekspedientka cały czas stała blisko nas. Jak wyszłam jedną odwiesiłam, z drugą poszłam do kasy. I od razu nastawienie o 180 stopni, bo widać że nic nie ukradłam, a i kupiłam za nie małe pieniądze. Jednak od tego czasu już tam nic nie kupowałam
Odpowiedza widisz,a w takim rpzypadku warto wezwac policje i powolujac sie na protokol ze zdarzenia oraz proszac o zabezpieczenie monitoringu, sklada sie pozew o straty moralne- babsko potraktowalo cie jak zlodziejke przy innych klientach, obrazalo i szarpalo wg praw apowinna zwrocic uwage w sposob dyskretny, a na czas oczekiwania na sluzby zapewnic dyskretne miejsce, niewidoczne dla innych klientow
OdpowiedzJak ja nie znoszę generalizowania przez jeden przypadek... jedna baba była piekielna, więc obrażam się na wszystkie, które w tym centrum pracują :/.
Odpowiedz