Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Rok temu dobry znajomy zaprosił mnie na studniówkę - oczywiście zgodziłam się,…

Rok temu dobry znajomy zaprosił mnie na studniówkę - oczywiście zgodziłam się, bo zawsze to dobra zabawa, zwykle w świetnym towarzystwie. Niemniej nie samej imprezy dotyczy moja historia.

Gwoli wyjaśnienia - nie ubierałam się wówczas się zbyt kobieco. Za szerokie koszulki, glany, bojówki czy męskie koszule były dla mnie swoistym standardem. Ale że na studniówkę w takim stroju iść nie wypada, musiałam wybrać się na zakupy, czego serdecznie nie znoszę, bo, niestety, o ile ubrania codzienne kupuję zazwyczaj w parę minut, o tyle za sukienką muszę się solidnie nachodzić.

Pod lupę wzięłam nieduże centrum handlowe w Szczecinie - Falę. Małe butiki, żadne tam sieciówki, zwykle prowadzą je właściciele i mają swój świetny klimat, każdy, kto choć raz był w takim miejscu, dobrze wie, o czym mówię. Cóż, najwyraźniej sławna uprzejmość właścicielek-ekspedientek nie była zarezerwowana dla mnie. Niestety.

Bez większego przekonania przemierzałam sklepiki i z każdym kolejnym kwadransem traciłam nadzieję na znalezienie sukienki, która by mi się podobała, a pod tym względem jestem nadzwyczajnie wybredna.

W większości sklepów sprzedawczynie były bardzo miłe - doradzały, kręciły nosem, jeśli coś było nie tak, ale zachowywały przy tym zdrową uprzejmość. Ale nie w tym jednym. Nie wiem, czy rzecz leżała w tym, że prócz mnie w sklepie była jeszcze jedna młoda dziewczyna, która również wybierała sukienkę ze swoją elegancko ubraną mamą, czy może problem leżał we mnie, bo ośmieliłam się wyglądać jak typowa glaniara i chłopczyca.

Najpierw sama przeglądałam sukienki na wieszakach, niektóre nawet wpadły mi w oko, więc po prostu wzięłam je ze sobą, żeby zaraz z cierpiętniczą miną zawlec je do przymierzalni. No dobra, przymierzyłam, ale jedna, która podobała mi się niemiłosiernie, po przymierzeniu okazała się na mnie za duża. Poprosiłam wówczas, wychylając się jedynie z przymierzalni, bo jednak nie wypada paradować po sklepie w samej bieliźnie, panią ekspedientkę o przyniesienie mi rozmiaru mniejszej.

Chyba nie muszę wspominać, że do tamtej pory pani Ekspedientka nie zaszczyciła mnie niczym więcej niźli niewiele mającym z uprzejmością spojrzeniem na samym wstępie i cały czas wniebogłosy wychwalała drugą dziewczynę w sklepie, plotkując w międzyczasie z jej mamą.

Pani Ekspedientka nawet nie spojrzała w moją stronę, tylko warknęła "Nie ma". No jak nie ma, skoro widziałam, o czym omieszkałam się napomknąć. Odwróciła się, prychnęła coś pod nosem i przyniosła. Zmierzyłam, no nieźle, ale wolałam wtedy coś troszeczkę innego, więc ponownie wyjrzałam z przymierzalni i zapytałam, czy dostanę coś o podobnym kroju.

Oczywiście, że pani E przyniosła mi sukienkę. Nawet dwie. Obie brzydkie, przypominające worki i, jak zarejestrowałam, z wyprzedaży. Stwierdziłam, że nie mam tam już czego szukać. Po prostu ubrałam się z zamiarem wyjścia. Zwykle odkładam po wyjściu z przymierzalni te rzeczy, które mi się nie spodobały na ich właściwe miejsce, ale tym razem krew mnie zalewała na samą myśl - szczerze nienawidzę, gdy inni oceniają po ubiorze czy pozorach.

Pani E, oczywiście, zatrzymała mnie przed wyjściem w sposób szalenie elegancki - złapała mnie za ramię i szarpnęła do tyłu, warcząc, że co ja sobie wyobrażam, że mam natychmiast odwiesić te rzeczy, skąd je wzięłam i wyjąć z torby to, co najpewniej ukradłam.

Szczerze - zdębiałam. Z głupią miną wydusiłam z siebie mało inteligentne "co" i patrzyłam na tę kobietę jak głupie cielę w malowane wrota. Kazała mi pokazać torbę. Z miejsca oprzytomniałam i odmówiłam, żądając wezwania policji, skoro oskarża mnie o przestępstwo. Warczała, pluła jadem, w pewnej chwili próbowała nawet wyrwać mi torbę, przez co sama nabrałam wielkiej ochoty, żeby rzeczoną policję wezwać. Elegancka pani ze swoją córką zgrabnie i po cichu ulotniły się ze sklepu i tylko rzuciły ciche "do widzenia", patrząc na mnie jakoś dziwnie.

Ostatecznie pani E kazała mi się wynosić i nigdy więcej nie wracać, bo kradnę i jej klientów płoszę. Obiecałam, że prędzej zdechnę na syfilis i rzeżączkę, niż nogę w jej sklepie postawię i życzyłam powodzenia w prowadzeniu biznesu, bo z takim podejściem bardzo jej się przyda.

Zgłosiłabym sprawę do kierownika, ale podejrzewam, że uprzejma sprzedawczyni była właścicielką małego sklepiku, a policja sprawą pewnie by się nie zainteresowała - bo ostatecznie nikomu krzywda się nie stała, oszkalowania mojej osoby nie licząc. No cóż.

Żałuję tylko, że w chwili obecnej nie pamiętam nazwy sklepu, a całą Falę omijam od tamtej pory szerokim łukiem.

Fala Szczecin sklep ekspedientka

by Sodoma
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Poecilotheria
18 18

Ja to się zastanawiam, jakim cudem ta cała Fala jeszcze funkcjonuje. Klimat jaki tam panuje kojarzy mi się z CH Wokulski w Słupsku, gdzie zdarzyło mi się bywać w czasach licealnych, a gdzie sklepy lansowały się na "super modne butiki nie wiadomo co", a tak naprawdę nie było tam nic lepszego niż na zwykłym targowisku. W "Fali" byłam może ze trzy razy, ale patrzenie na mnie jak na byle co, bo na zakupy wolę iść w dresach zamiast na obcasie, skutecznie mnie odstraszyło...

Odpowiedz
avatar Nyanyan
20 24

@Poecilotheria: Zupełnie jak w Sephorze czy Douglasie. Nie jesteś odstawiona jak na imprezę/większe wyjście - możesz poczuć na plecach oddech ochroniarza :D

Odpowiedz
avatar Sodoma
6 8

@Poecilotheria: O dziwo, trafiłam tylko na jedno takie wynaturzenie, nawet jeśli reszta ekspedientek miała o mnie zdanie podobne, to zgrabnie ot ukrywały. No i to była moja pierwsza wizyta w Fali. I, cóż, ostania.

Odpowiedz
avatar KoparkaApokalipsy
16 18

Bardzo częste. Ja noszę się podobnie z racji pracy: umysłowo fizyczna w laboratorium, musi być wygodnie i tak, żeby nie było szkoda ciucha, jeśli się zniszczy. Zarabiam nieźle, ale też tkwię w pracy do nocy, by na to zapracować. Wychodzę wymęczona, urobiona, przed zakupami się nie robię na bóstwo, bo i po co? No i zdarza mi się, że ekspedientki nie wierzą, że takiego obdartusa stać na biżuterię czy perfumy. A panie w garsonkach, które muszą przestrzegać dress code'u najwyraźniej stać, nawet, jeśli to dress code stanowiska z e-papierosami.

Odpowiedz
avatar nisza
9 9

"Cóż, najwyraźniej sławna uprzejmość właścicielek-ekspedientek nie była zarezerwowana dla mnie. Niestety." "W większości sklepów sprzedawczynie były bardzo miłe - doradzały, kręciły nosem, jeśli coś było nie tak, ale zachowywały przy tym zdrową uprzejmość." No to tak naprawdę trafiłas na jedną piekielną.. Pewnie, że przykre, ale skoro inne panie były w porządku, to nie można tak generalizowac...

Odpowiedz
avatar Sodoma
-1 7

@nisza: Niemniej do Fali przez tę jedną nie wrócę, kojarzy mi się źle jak cholera.

Odpowiedz
avatar nisza
3 3

@Sodoma: do tego die nie odnoszę, bo to Twoja decyzja. Zwróciłam jednak uwagę na pewną niekonsekwencje i odpowiedzialność zbiorową krzywdzącą dla tych sprzedawczyń, które byly miłe.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

Wbrew przysłowiom książkę ocenia się po okładce i robią tak wszyscy mniej lub bardziej świadomie. Ot taka ludzka natura, a jak ktoś mówi, że tak nie robi to albo jest nieświadomy albo kłamcą.

Odpowiedz
avatar Grav
5 5

@thebill: Kwestia przeszkolenia pracownika. Mam kontakt z salonami marek premium. Jakie pieniądze zostawia się za takie BMW czy Audi mówić nikomu nie muszę. Potrafiłem tam przyjść w powyciąganej koszulce i krótkich spodenkach, bo było lato a ja pracowałem z domu i mi się nie chciało. W salonie każdy w garniaku, więc kontrast powalający. Wszyscy mili, profesjonalni i pomocni. Dlaczego? Bo oni, w przeciwieństwie do panienki ze sklepu, potrafią zrozumieć, że (przykładowo) właściciel firmy buduwolanej potrafi być urobiony po łokcie i nie chodzi ubrany na galowo, ale jest w stanie zostawić im w ramach leasingu pół bańki w salonie.

Odpowiedz
avatar Khira
2 2

Jakbym o sobie czytała. Miałam podobną sytuację jak szukałam sukienki na wesele kuzynki. Byłam z koleżanką. Obie ubrane na czarno, glany, skóry itp. Miałam już upatrzoną sukienkę. Od wejścia jedna ekspedientka chodziła za nami krok w krok. Miałam jedną konkretną sukienkę na oku więc wzięłam tylko tą jedną do przymierzalnie. W trakcie mierzenia poprosiłam koleżankę o podanie innego koloru. Więc miała dwie. Ekspedientka cały czas stała blisko nas. Jak wyszłam jedną odwiesiłam, z drugą poszłam do kasy. I od razu nastawienie o 180 stopni, bo widać że nic nie ukradłam, a i kupiłam za nie małe pieniądze. Jednak od tego czasu już tam nic nie kupowałam

Odpowiedz
avatar bazienka
0 2

a widisz,a w takim rpzypadku warto wezwac policje i powolujac sie na protokol ze zdarzenia oraz proszac o zabezpieczenie monitoringu, sklada sie pozew o straty moralne- babsko potraktowalo cie jak zlodziejke przy innych klientach, obrazalo i szarpalo wg praw apowinna zwrocic uwage w sposob dyskretny, a na czas oczekiwania na sluzby zapewnic dyskretne miejsce, niewidoczne dla innych klientow

Odpowiedz
avatar szafa
0 0

Jak ja nie znoszę generalizowania przez jeden przypadek... jedna baba była piekielna, więc obrażam się na wszystkie, które w tym centrum pracują :/.

Odpowiedz
Udostępnij