Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Jestem instruktorem nauki jazdy. Jako, że ostatnio pojawiło się kilka historii z…

Jestem instruktorem nauki jazdy. Jako, że ostatnio pojawiło się kilka historii z mojej działki, to i ja dodam coś od siebie.

Niektórym kursantom nauka przychodzi łatwo, inni mają mniejsze, bądź większe problemy, a czasem zdarzają się jednostki "wybitne inaczej" - i właśnie o takiej będzie ta historia.

Było to jakieś 2 lata temu. Pani M., lat 62, niezwykle sympatyczna i poukładana kobieta, która zapragnęła posiąść kawałek plastiku nazywany prawem jazdy. Teoria poszła bez najmniejszych problemów, ale gdy przyszło do praktyki... Pomimo chęci, Pani M. miała potworne problemy z opanowaniem piekielnej maszyny zwanej samochodem. Dla niezorientowanych - kurs standardowo obejmuje 30 godzin jazdy - Pani M. przy 30 godzinie miała dalej problemy z wybraniem właściwego biegu, a rzeczą absolutnie niemożliwą do pojęcia było spojrzenie w lusterko przed zmianą pasa.

Pani M. postanowiła, że będzie uczyć się dalej.

Jestem cierpliwy. Tak cierpliwy, że anioły przy mnie to cierpiące na ADHD choleryki. Jednak kiedy po 60 godzinie jazdy, dalej nie udało mi się skłonić kursantki do patrzenia w lusterka, nie mówiąc o tak zaawansowanych rzeczach jak zaparkowanie bez mojej interwencji, z ciężkim sercem, pierwszy i jedyny raz w życiu, poddałem się.
W długiej rozmowie wyjaśniłem Pani M., że wyczerpałem całe swoje umiejętności, od wielu godzin nie robimy najmniejszych postępów i nie widzę możliwości dalszego jej uczenia. Przykro było powiedzieć, że wg. mnie po prostu nie nadaje się na kierowcę - Oczywiście możemy jeździć dalej, ale zwyczajnie nie chcę brać pieniędzy za nic. Zasugerowałem przerwę na przemyślenie sytuacji, odpoczynek i, po gruntownym przemyśleniu własnych predyspozycji, ewentualny powrót do tematu za jakiś czas.

I na tym mój kontakt z M. się skończył - aż do zeszłego miesiąca. Na środku jednego ze skrzyżowań trafiłem na dwa uszkodzone samochody - ot drobna kolizja. Jakież było moje zdziwienie, kiedy obok jednego z aut zauważyłem Panią M.

Oczywiście zatrzymałem się, zaproponowałem pomoc i na początek wysłuchałem dość długiej tyrady w sensie - Panie, Pan powiedział, że się na kierowce nie nadaję, a ja w końcu to prawo jazdy zrobiłam...

Od słowa do słowa opowiedziała mi swoją dalszą historię.
Po naszym "rozstaniu" trafiła do innej szkoły. Wyjeździła tam dodatkowo 90 godzin (W sumie 150 - 5 razy tyle co przeciętny kursant) i za 16 podejściem zdała egzamin. Dostała prawo jazdy i po trzech tygodniach trafiła w inne auto - właśnie wtedy kiedy się spotkaliśmy.

Skomentowałem tylko jednym pytaniem: "Pani M., a może powinna Pani jednak odłożyć to prawo jazdy na półkę?"

Jakiś czas później spotkałem instruktora z tej drugiej szkoły. Zapytałem o M.
- Coś Ty. Stara frajerka się uparła wykładać kasę to czemu nie? Wytrenowaliśmy po kolei każde skrzyżowanie koło Ośrodka Egzaminacyjnego, to i w końcu zdała. Złoty klient - chyba półtora roku płaciła...

Ciekawe kto tu jest tym piekielnym?

nauka jazdy

by ~WrednyInstruktor
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar asmok
12 16

Jak to kto? System :) System szkolenia i egzaminowania. Jest po prostu bez sensu i nie realizuje celów które powinien, tyko jakieś inne, bliżej nieokreślone.

Odpowiedz
avatar archeoziele
14 16

@krogulec: Zaraz, to instruktor w ogóle ma takie prawo?

Odpowiedz
avatar archeoziele
13 13

@krogulec: Możesz podesłać podstawę prawną, bo w życiu o czymś takim nie słyszałam.

Odpowiedz
avatar WrednyInstruktor
5 5

@archeoziele i krogulec: Jest takie rozporządzenie ministra zdrowia w sprawie badań lekarskich kierowców i osób ubiegających się o uprawnienia do kierowania pojazdami - wg. par. 2 pkt 5. "Starosta MOŻE również skierować na badanie lekarskie osobę, co do której powziął wiarygodną informację o zastrzeżeniach w stanie zdrowia tej osoby, mogących powodować niezdolność do prowadzenia pojazdów". Z tym, że po pierwsze "może" a nie "musi", po drugie M., jak każdy kursant, przed rozpoczęciem szkolenia przeszła "specjalistyczne" badania w wyniku którego uprawniony lekarz stwierdził u osoby badanej brak: 1) chorób narządu wzroku; 2) chorób narządu słuchu i równowagi; 3) chorób układu sercowo-naczyniowego; 4) chorób narządu ruchu; 5) chorób układu nerwowego; 6) zaburzeń psychicznych; 7) cukrzycy, przy uwzględnieniu wyników badania poziomu cukru we krwi; 8) niewydolności nerek; 9) objawów wskazujących na uzależnienie od alkoholu lub jego nadużywanie; 10) objawów wskazujących na uzależnienie od środków o działaniu podobnym do alkoholu lub ich nadużywanie; 11) przyjmowania leków, mogących mieć wpływ na zdolność do prowadzenia pojazdu; 12) innych poważnych zaburzeń stanu zdrowia istotnych dla oceny zdolności do prowadzenia pojazdu. To też z tego rozporządzenia i zaświadczenia lekarskiego... ;( A że te badania to najczęściej lipa to wie chyba każdy...

Odpowiedz
avatar zendra
1 1

@krogulec: Z zacytowanych powyżej przepisów wynika, że nie jest możliwe "nie wydanie" prawa jazdy przez starostę na podstawie czyjegoś donosu, i to opierającego się tylko na tym, że ktoś "uważa", iż dana osoba nie nadaje się do kierowania pojazdami. Przepisy nie dają możliwości badania kandydatów na prawo jazdy kat. B pod kątem predyspozycji psychologicznych, a wymienione powyżej badanie "zaburzeń psychicznych" to co innego. Moim zdaniem powinna być możliwość badania takich predyspozycji, ale póki co nie ma takiej możliwości, więc pisanie listów do starosty jest bezprzedmiotowe. Piekielni są tutaj wyłącznie instruktorzy z tego drugiego ośrodka, którzy doskonale rozumieli, że ta kobieta nigdy nie powinna siedzieć za kierownicą, a mimo to... Pecunia non olet.

Odpowiedz
avatar natnat
1 1

@zendra: w pewnym sensie naciąganie kogoś na pieniądze wiedząc że dalsza nauka nie ma sensu jest piekielne ale z drugiej strony już pierwszy instruktor powiedział kobiecie że nie nadaje się na kierowcę a ona poszła do innej szkoły jazdy i uparcie jeździła, zdając egzamin 16 razy, więc skoro była tak zaparta i za wszelką cenę chciała to prawo jazdy zrobić nie widząc własnych błędów, niedociągnięć i braku umiejętności wskazanych przez kogoś doświadczonego i z autorytetem to poszłaby i do kolejnego instruktora.. więc tak czy siak.. piekielny to jest raczej egzaminator który widząc taki styl jeżdżenia zaliczył jej egzamin.

Odpowiedz
avatar katem
6 6

Kobieta wypisz wymaluj jak moja siostra - wyjątkowo pozbawiona zdolności opanowania samochodu. Tyle, że moja siostra zdała za pierwszym razem. I jeździła do pierwszego, na szczęście niegroźnego, wypadku. Od tamtej pory nie jeździ sama. Choć jeszcze raz próbowała się nauczyć - jeździła z wyjątkowo cierpliwą naszą kuzynką. W końcu jednak odpuściła sobie - jest wożona i sobie chwali.

Odpowiedz
avatar Zlodziej_Zapalniczek
11 11

Zazdroszczę Ci. Gdybym ja bym chciał być taki uczciwy i powiedział jednemu czy drugiej, że ich lekcje nie mają sensu bo nie mają za grosz zdolności językowych to jeszcze tego samego dnia straciłbym pracę. A szkoda, bo wolałbym mieć mniej kursantów a takich co się nauczą niż ogrom ale połowę takich co tylko uspokajają swoje sumienie i udają naukę.

Odpowiedz
avatar WrednyInstruktor
4 4

@Zlodziej_Zapalniczek: Ja mam o tyle dobrze, że sam jestem swoim szefem ;)

Odpowiedz
avatar TheCuteLittleDeadGirl
7 7

Miałam na studiach taką koleżankę... Prawo jazdy zdała za 15 podejściem. Z tych 15 egzaminów 13 oblała nie wyjeżdżając z placu, 14 oblała popisowo wjeżdżając pod prąd na skrzyżowaniu w centrum miasta. Też jej tłumaczyliśmy, że skoro sama się przyznaje, że myli gaz z hamulcem i ma problem z patrzeniem w lusterka to może jednak powinna odpuścić. Na szczęście dziewczyna za często nie siada za kółkiem. Ale zastanawialiśmy się, czy właśnie nie powinno być jakiegoś postępowania, które by uniemożliwiały takim przypadkom posiadanie prawka. Bo właśnie jeden instruktor podejdzie do sprawy poważnie i będzie się starał uświadomić, że to nienajlepszy pomysł a drugi stwierdzi, że taki ktoś to świetna maszynka do robienia pieniędzy. A egzamin KIEDYŚ w końcu się zda...

Odpowiedz
avatar Czerwonooka_Szczurzyca
0 0

@TheCuteLittleDeadGirl: Z jednej strony może i racja, że nie każdy nadaje się do prowadzenia samochodu, ale szczerze?, nie dziwi mnie, że niektórzy postawili sobie za punkt honoru zdobycia prawka i nie odpuszczają, choćby mieli wyjeździć 150 godzin i zdawać egzamin po szesnaście razy. Nie oszukujmy się - w dzisiejszych czasach, bez prawa jazdy jesteś uziemiony. Pracodawca może Ci powiedzieć, że Cię nie zatrudni, bo nie jesteś wystarczająco mobilny. Inna sprawa, że dojeżdżanie autobusem na czterdzieści minut przed właściwym czasem też jest wątpliwą przyjemnością. Nie wspominając o "nagłych" wypadkach czy chociażby o głupiej zachciance typu "siedzę w domu to wezmę auto i pojadę na zakupy". Więc, mimo wszystko, jak umówiłam, nie dziwi mnie, że ktoś chce zdawać do zakichanej śmierci.

Odpowiedz
avatar MsciwyFrustrat
0 0

Może grupę inwalidzką przyznawać jak ktoś się "nie nadaje za kółko"?

Odpowiedz
avatar Czerwonooka_Szczurzyca
0 0

Niby rzeczywiście nieciekawie, że wybitny antytalent pod postacią Pani M. jednak dopiął swego i ostatecznie wsiadł za kółko, ale co taki Instruktor miał zrobić? Fakt, że tłumaczenie "złoty klient - płaciła grube dolary" jednak nie jest szczególnie chwalebne, ale można odmówić, bądź co bądź klientowi, który decyduje się skorzystać z usług szkoły i płaci za to niezłe pieniądze? Nie pytam jakoś uszczypliwie, po prostu jestem ciekawa. Pół biedny, jeśli ktoś jest szefem sam sobie, ale ktoś zatrudniony chyba nie może podejmować takich decyzji, że on tej Pani M. nie będzie dłużej uczył, bo ona się nie nadaje? Szef kazał, podwładny wykonał - nikt swoim stanowiskiem nie będzie ryzykował albo charytatywnie udzielał lekcji, "bo i tak nic z tego nie będzie i tylko płacić szkoda". Tym bardziej, że Pani M. przeszła badania (fakt, że ich wiarygodność to inna sprawa), więc jedynym problemem jest brak talentu do kierowania pojazdem...

Odpowiedz
Udostępnij