Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Piekielności, które nazbierały się przez kilka lat udzielania przeze mnie korepetycji z…

Piekielności, które nazbierały się przez kilka lat udzielania przeze mnie korepetycji z matematyki i języka angielskiego.

1. Dzieci z niewyobrażalnymi zaległościami w materiale.

Dzwoni do mnie Pani Mama i mówi, że córka (6 klasa SP) potrzebuje korepetycji, bo za 3 dni sprawdzian z matematyki, a uzbierało się już zagrożenie.
Przyjeżdżam na miejsce, dziewczynka w wieku lat 12/13 nie operowała tabliczką mnożenia, nie potrafiła rozwiązywać najprostszych działań w pamięci (typu 4+11, 10:2), nie potrafiła mnożyć ani dzielić pisemnie, brak zielonego pojęcia o ułamkach. W zeszycie ćwiczeń było zadanie z typu "Ile wyniesie rzeczywista rata miesięczna kredytu na 2000zł na rok, przy oprocentowaniu rocznym 10%". Kiedy zapytałam ile ma rok miesięcy, więc ile będziemy mieć rat, powiedziała, że 10...

Smutno patrzeć na takie przypadki, zwłaszcza kiedy dziecko nie miało żadnych problemów zdrowotnych, żadnych "dys", po prostu wieloletnie zaniedbania ze strony rodziców.

***

Podobny przypadek miałam z chłopcem, który w 1 klasie gimnazjum nie potrafił odmienić czasownika "to be" przez osoby, nie potrafił się przedstawić, ani powiedzieć jaka jest różnica między present simple a present continuous. Angielskiego "uczył się" przez całą podstawówkę.

2. Dzieci i młodzież, które nie wyniosły z domu żadnej kultury.

Zdarzały się przypadki dzieci i nastolatków w różnym wieku, zwracających się do mnie na "ty", czy wręcz trybem rozkazującym.

Pamiętam jak pierwszy i ostatni raz pojechałam do dziewczyny w 3 gimnazjum, żeby pomóc jej przy zadaniach domowych z angielskiego, zapoznałam się z tematem i zaczęłam jej opowiadać o danym zagadnieniu. Poprosiłam o wspólne wypełnienie jakiegoś ćwiczenia. Reakcja jej była obłędna:
- CO?! To ja mam coś robić? Przecież ojciec zapłacił ci za zrobienie tych zadań.

Zwykle kiedy uczeń potrzebuje wyjść z pokoju na chwilę (toaleta, coś do picia itp), to informuje o tym fakcie. Zdarzały mi się jednak sytuacje kiedy w trakcie mojego tłumaczenia ktoś po prostu wstawał i ostentacyjnie wychodził bez słowa..

3. Rodzice oczekujący cudów bez żadnego wkładu własnego.

Nauka języka jak wiadomo opiera się przede wszystkim na systematyczności. Jako korepetytorka mogę wskazać drogę, pomóc w uzupełnianiu zadań domowych, tłumaczyć zagadnienia niezrozumiałe. Ale nie mam żadnej możliwości wlania uczniom do głów rzeczy, których się po prostu trzeba nauczyć na pamięć, słówek czy zadanego wierszyka.
Zawsze na koniec każdych zajęć rozmawiam z rodzicem i przekazuję mu do ręki listę słówek/zwrotów do nauczenia na pamięć i często jakieś drobne zadanie, by przypilnowali dziecko do nauczenia się tego i odrobienia pracy.

Często oburzenie występuje już na tym etapie, że jak to, oni muszą jeszcze coś robić? To korepetycje nie załatwiają sprawy?
Rzadziej dzwonią z pretensjami dlaczego syn/córka dostali złą ocenę z kartkówki ze słownictwa.

4. Spryciarze.

Dzwoni Pani, mówi że potrzebne są korepetycje. Ok, informuję ją jaka jest cena, jakie mam wolne terminy. Pani zgadza się na wszystko, umawiamy się.
Przyjeżdżam na miejsce, w progu Pani mówi, że ta cena co to ja ją podałam to jednak jest za wysoka i ona zdecydowała, że zapłaci mi 1/3 całości, a tak w ogóle to zamiast jednego ucznia będzie dwóch, bo do syna przyszedł kolega z klasy (kolega miał się uczyć oczywiście w gratisie).
Tak właśnie jedzie się na darmo przez pół miasta w godzinach szczytu :)

5. Nierealne oczekiwania.

Dzwoni Pan w wieku 30+. Mówi, że wyjeżdża do pracy do Anglii i pilnie potrzebuje konwersacji. Ponoć angielski zna na bardzo dobrym poziomie, miał w szkole, potrzebuje tylko odświeżenia.
Na miejscu okazuje się, że Pan nie zna tak podstawowych słów jak np. dom, pies, samochód, owoce. Nawet nie mówiąc o jakiejkolwiek gramatyce. Myślę sobie, będzie trudno, ale jakoś damy radę. Pytam go jaki poziom jest mu potrzebny i na kiedy ma zaplanowany wyjazd. Odpowiedz:
- No tak żebym się dogadał ze wszystkimi i wszystko sobie w urzędach pozałatwiał, samolot mam za tydzień.

6. Nie wiem czego chcę.

Rozmowa telefoniczna:
- Dzień dobry, córka korepetycji potrzebuje.
- Witam, która to klasa? Jaki zakres materiału?
- Córka jest w 3 gimnazjum, chodzi nam o język angielski.
- Dobrze, a dokładniej o jakie zagadnienia chodzi?
-.... (W tle krzykiem do córki: Ewaaaa, co dokładnie z tego angola?
Słyszę jak Ewa odkrzykuje mamie: No rozdział szósty).
- Tak, potrzebujemy pomocy z rozdziału szóstego.

korepetycje

by Vendere
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Fomalhaut
11 17

"Podobny przypadek miałam z chłopcem, który w 1 klasie gimnazjum nie potrafił odmienić czasownika "to be" przez osoby, nie potrafił się przedstawić, ani powiedzieć jaka jest równica między present simple a present continuous. Angielskiego "uczył się" przez całą podstawówkę." Chyba znam tego chłopaka ;-) https://www.youtube.com/watch?v=ZAS8gsaoli8

Odpowiedz
avatar czytanka
14 20

@Fomalhaut: przyznam się z ręką na sercu, że też nie podałabym ci różnicy. Po pewnym czasie, wraz z czytaniem tekstów po angielsku i rozmówkach, po prostu wiedziałam, jakiego czasu użyć nie znając jego przeznaczenia z podręcznika. To, że kazano mi wyjaśnić, czemu ten a nie inny, było dla mnie katorgą i mnie stresowało. Robię to na czuja, mam tak samo z polską ortografią :) No, ale "to be" mam wykute akurat.

Odpowiedz
avatar Zmora
5 11

@czytanka: Niby wszystko pięknie, ale z takim czujem to trzeba uważać, bo potem się kończy nagminnym nadużywaniem continuesa (ludzie go używają zamiast formy niedokonanej) i tłumaczeniem polskich powiedzeń/zwrotów na angielski, przy czym po angielsku są one niezrozumiałe, to miejscowi mają inne zwroty/powiedzenia na tę samą rzecz...

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 sierpnia 2015 o 0:18

avatar czytanka
9 9

@Zmora: Nie tłumaczę powiedzonek właśnie z tego powodu, w Anglii mają dość swoich :D Właśnie continuesa nie nadużywam z tego, co wiem. Czasem dzwonię do ciotki z Anglii i jak coś źle mówię, to mnie poprawia. To bardzo pomocne.

Odpowiedz
avatar Jorn
5 5

@Zmora: Takie błedy popełniaja zwykle nie ci, którzy czuką język, ale właśnie ci wykuwający słówka i formułki na pamięć.

Odpowiedz
avatar egow
0 0

@Fomalhaut: Jak krew w piach...

Odpowiedz
avatar Allice
9 11

Znam osobę która w szkole średniej niezbyt umiała dodawać ułamki, o liczbach ujemnych nie wspominając. Miała poprawkę sierpniową (dlatego u mnie bywała), cudem zdała, rok później to znów sierpień ale ja już na to sił nie miałam. Szkołę skończyła o czasie.

Odpowiedz
avatar Ohtaralasso
12 14

@Allice: A co powiesz o studentce Uniwersytetu Ekonomicznego, która też nie potrafiła dodawać ułamków? Przyszła do mnie na korepetycje z macierzy. W pewnym momencie zaczęła jęczeć, że ona tak nienawidzi matematyki, a tu takie rzeczy na tych studiach. Na moje pytanie, po co w takim razie szła na UE, trzeba było iść na jakieś kulturoznawstwo, europeistykę, czy coś innego, odpowiedziała: "Po ekonomii jest lepiej płatna praca." Jakoś zabrakło mi (kulturalnego) pomysłu na ripostę.

Odpowiedz
avatar Bryanka
14 14

@Ohtaralasso: Też nie lubiłam matmy i też poszłam na studia gdzie matma była. Po prostu zawsze chciałam iść na ten kierunek, podobał mi się. Co do matmy to się wtedy zawzięłam i co wieczór siadałam z ojcem i rozwiązywaliśmy zadania. Potem matmę całkiem nie najgorzej ogarnęłam.

Odpowiedz
avatar imhotep
11 13

@Ohtaralasso: U mnie na rozmowę o pracę była pani inżynier kierunku chemicznego, która nie potrafiła policzyć procentów...

Odpowiedz
avatar Ohtaralasso
8 10

@Bryanka: I właśnie w tym, co sama napisałaś tkwi zasadnicza różnica między Tobą, a bohaterką mojego komentarza. Co do tamtej, to nie jestem w stanie oddać na piśmie sposobu w jaki wszystko mówiła. Obrzydzenia, którym aż ociekał jej głos, gdy mowa była o matematyce i tego tonu, jakiego używa się zwracając do przedszkolaka, który zadał głupie pytanie, gdy wyjaśniała swoją decyzję o kierunku studiów. Ona matmy nie cierpiała, ale chęć studiowania na UE nie motywowała jej do przyłożenia się do matematyki. @ imhotep: Też zdolna pani. ;) Mnie raz zdarzyła się licealistka, która 12 na 2 dzieliła na palcach. Swoją drogą, po 19 latach udzielania korepetycji wydaje mi się czasami, że widziałem już wszystkie dziwactwa matematyczne. A wtedy, jak diabeł z pudełka, wyskakuje ktoś, kto na nowo mnie zadziwia.

Odpowiedz
avatar czytanka
12 14

Sytuacją 1 mnie rozwaliłaś, sama pamiętam, jak na początku podstawówki codziennie musiałam rozwiązywać pięćdziesiąt zadań z mnożenia i dzielenia, bo inaczej nie mogłam iść się pobawić. Do dziś wkute na pamięć liczenie w głowie.

Odpowiedz
avatar timo
15 15

Ale po co gówniarze się mają wysilać? Tatuś z mamusią załatwia, matoł zda do następnej klasy i kolejnej, na siłę do liceum, bo przecież technikum (a nie daj boże zawodówka) to dla debili i w ogóle obciach, na maturze "się załatwi" jakieś cudeńko techniki typu słuchawka dokanałowa, okulary z kamerką i wynajęty podpowiadacz... Potem "studia" gdzie imbecyl o IQ krewetki, który nie potrafi sklecić zdania ani wykonać jakiegokolwiek działania na dwóch dwucyfrowych liczbach, o znajomości podstawowych dat z historii nie wspominając, będzie witany z otwartymi ramionami (bo przecież niż demograficzny) i przepychany z roku na rok, a potem na siłę, choćby pracę kupił w necie, a na obronie nie wydukał ani słowa, da mu się tytuł magistra i wypchnie w świat na podbój rynku pracy... Ot, polski system edukacji.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 18 sierpnia 2015 o 22:02

avatar konto usunięte
20 20

@pawel78: Tja, różnice w czasach niepotrzebne. Pewnie, nie potrzebujesz wszystkich czasów, ale jednak podstawowe trzeba znać. No, chyba że komunikuje się na zasadzie 'ja być wczoraj'. I skąd wiesz, że nie uczy zdań ze skrótami? Co w ogóle jest bzdurą totalną, bo nawet w podręcznikach są zadania ćwiczące właśnie skróty. No i nie da się, a nawet nie jest to potrzebne, nauczyć kogoś wszystkich sposobów wymawiania słów przez rodzimych użytkowników. Jak to sobie wyobrażasz? Jestem na 100% pewna, że istnieje przynajmniej jedna wymowa samego słowa 'but', której nie znasz. "Uczycie, każecie" to sobie możesz wsadzić w.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
18 18

@pawel78: nigdy nie nauczysz się "żywego" języka obcego w szkole. Najwyżej opanujesz podstawy. Najlepszą metodą na nauczenie się języka,jest konwersacja z tubylcami. Tutaj musisz wysilić mózg aby zbudować sensowne zdanie. Po drugie. Amerykanie,Szkoci,Anglicy,Walijczycy etc.mają swoje akcenty i każdy z nich inaczej wypowie dane zdanie. Zresztą, nikt nie patrzy, czy masz perfekcyjny akcent,ważne aby możnabyło się dogadać. Moja koleżanka mówi totalnie niegramatycznie. Zna słówka,ale nie używa czasów,odmienia tylko co niektóre czasowniki. Nie wiem jak,ale wszyscy wiedzą o co jej chodzi. Języka uczyła się sama,tu na miejscu. Nie oszukujmy się, Brytyjczycy też mówią po angielskiemu. Mają swoją mowę potoczną. W polskiej szkole, uczy się głównie języka oficjalnego

Odpowiedz
avatar SunnyBaby
12 12

@pawel78: Idź i powiedz Anglikowi, że różnice w czasach nie są potrzebne. Tak to już jest, że dana konstrukcja pozwala na "osadzenie" wydarzenia, czynności czy nawyku w czasie (tak jak oklepane "I will marry - I am going to marry - I am marrying") i tego nie da się zrobić za pomocą jednego czasu.

Odpowiedz
avatar MalaSosna
5 7

@Day_Becomes_Night: A spróbuj się dogadać ze Szkotem poprawną angielszczyzną! Czasy? Przedimek "a"/"an"? A w życiu.

Odpowiedz
avatar Zmora
7 11

@MalaSosna: Tak, bo akurat a/an jest kluczowym słówkiem w zdaniu i jego brak jest tym, co kompletnie uniemożliwia porozumienie się ze Szkotami... Jasne. Zresztą w Polsce tez na pewno wszystkie regiony mówią super-poprawnie i nie popełniają błędów. Ja rozumiem wszystko, ale czepianie się a/an, to już lekka przesada. Jakbym się miała czepiać Szkotów, to bym się czepiała o ten ich potwornie niezrozumiały akcent.

Odpowiedz
avatar Vendere
11 11

@pawel78: Różnice w czasach nie są potrzebne? Proszę Cię :) Oczywiście, że nie są potrzebne jeśli się chce mieć problemy z komunikacją w stopniu podstawowym. Praktyka jest ważna jeśli chodzi o naukę języka, ale żeby brać się za praktykę trzeba mieć dobrze utrwaloną teorię. Oczywiście, że w mowie codziennej praktycznie nigdy nie używa się tak fikuśnych form jak na przykład future perfect continuous (sami obywatele anglojęzyczni mają problem z takimi rzeczami, nie tylko Polacy nie potrafią poprawnie mówić i pisać po polsku :), ale czasy podstawowe (present simple, present continuous, past simple, past perfect, present perfect + konstrukcje na czasownikach modalnych i strona bierna) to absolutna konieczność jeśli ktoś chce się porozumieć bez późniejszych nieścisłości i nieporozumień. Jeśli nie ma się utrwalonej teorii i używa się czasów "na czuja" prowadzi to tylko do wielu błędów językowych, nabrania nieodpowiednich nawyków i niemożności przekazania myśli w sposób klarowny. Co do but, zakładam, że każdy rozgarnięty człowiek potrafi wyciągnąć z kontekstu, czy ktoś powiedział "ale", czy "nietoperz" ;) Najważniejsza umiejętność przy nauce języka to "nadążanie" za rozmówcą i nie gubienie kontekstu. Tak jak w Polsce ludzie w różnych regionach mówią różnymi akcentami, tak i w Anglii, USA, Szkocji czy Irlandii znajdziesz w zależności od regionu wiele akcentów, które często brzmią, jakby nawet nie leżały obok języka, którego uczono Cię w szkole. A próbuj gadać po angielsku z osobą, która nie jest nativem ;) Wtedy tyle ilu ludzi, tyle akcentów.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 19 sierpnia 2015 o 1:42

avatar czytanka
5 5

@Day_Becomes_Night: Akcenty to jedno, ale te wszystkie gwary! To dopiero koszmar się wtedy dogadać. A Londyńczycy mają paskudny zwyczaj połykania końcówek słów.

Odpowiedz
avatar MalaSosna
4 6

@Zmora: To był tylko przykład na to, że w normalnym życiu naprawdę mało kto porozumiewa się książkowym angielskim. Nawet osoby, których językiem ojczystym jest angielski. A akcent akcentem, idzie przywyknąć. To równie dobrze można uczepić się kogokolwiek, kto ma inny akcent (biedni Australijczycy, pewnie oberwaliby najgorzej). Tak samo można uczepić się Ślązaka czy Kaszuba.

Odpowiedz
avatar Zmora
6 6

@MalaSosna: No to chyba jeszcze nie spotkałaś osoby z naprawdę mocnym Szkockim akcentem. Czasem po prostu nie idzie ich zrozumieć i już. Masakra, a nie akcent... Znam jedną taką osobę już ponad rok i dalej czasem absolutnie nie rozumiem, a mój angielski jest płynny. W ogóle w języku angielskim przydałyby się jakieś konkretniejsze zasady wymowy, bo ta losowość mnie osobiście dobija.

Odpowiedz
avatar nomaki
9 9

Około 10 lat temu gruchnęła wieść, że na maturze będzie obowiązkowa matematyka. Wielki popłoch, między innymi u dwóch moich koleżanek, które uczyły się w technikum ekonomicznym. Poprosiły, żeby trochę je podszkolić. Postanowiłam zacząć od prostych spraw, takich jak rozwiązywanie równań z jedną i dwoma niewiadomymi. Niestety, nie dało rady, bo trzeba było cofnąć się do 4 klasy podstawówki i wytłumaczyć jak do 1/2 dodać 1/3. Nauka szła bardzo opornie, zrezygnowały, gdy okazało się, że obowiązek zdawania matmy obejmie dopiero rocznik po nich. O dziwo obie są już mgr ekonomii. W gimnazjum zaś, na koniec 3 klasy kobita z angielskiego uparła się, że nie przepuści mojego kolegi, dopóki nie nauczy się chociaż odmiany to be. Prawie dał radę liczbę pojedynczą, ale z litości przeszedł dalej.

Odpowiedz
avatar Kapitan_Nemo
9 11

Co z ciebie za korepetytor, jak nie wiesz co jest w rozdziale 6:)

Odpowiedz
avatar anka_215
8 10

Wg mnie najgorsi sa rodzice. Do mnie kiedys zadzwonila matka zebym jej syna poduczyla bo za miesiac ma egzamin na koniec SP. 1 godzina tygodniowo, wiec w miesiacu wychodzi mi na to 4 h. Przyjezdzam, a tam dzieciak jak wyzej, ja go pytam o to be a ten do mnie "a co to?". A matka (uparla sie zeby siedziec obok i sluchac) "jak to nie wiesz co to to be?! Glupi jestes, przeciez wczoraj ci o tym czytalam! Nieuk jeden i len!" Dziecko zestresowane, juz w ogole sie nie dalo nic z nim zrobic bo bal sie odezwac.

Odpowiedz
avatar papampam
5 5

"Podobny przypadek miałam z chłopcem, który w 1 klasie gimnazjum nie potrafił odmienić czasownika "to be" przez osoby, nie potrafił się przedstawić, ani powiedzieć jaka jest równica między present simple a present continuous. Angielskiego "uczył się" przez całą podstawówkę." Tak się składa, że ja znam dziewczynę, która w pierwszej klasie liceum na pytanie nauczycielki "what's your name?" patrzyła z wielkimi oczami, nawet po przetłumaczeniu jej zdania nie umiała powiedzieć nawet "aj em X". Z tym, że w jej przypadku problem leży gdzie indziej - to matka ją wysyła do liceum, mimo tego, że ona sobie nie radzi, "jedzie" na zagrożeniech. Nie wynikają one z lenistwa, lecz z tego, że po prostu nie daje sobie rady. Nauczyciele przepuszczają ją jednak, gdyż jest b. zamknięta w sobie i nie chcą jej sprawiać przykrości. Boję się, że po wynikach matur może być problem - chciałaby ona iść na medycynę.

Odpowiedz
avatar grupaorkow
6 6

Może to brutalne, ale moim zdaniem dziewczynka z pierwszego punktu nie powinna zdać w klasach 1-3 z takimi brakami wiedzy. Nauczyciele na siłę przepychają dzieci do następnych klas i do szkół średnich idą ludzie, którzy nie potrafią dobrze dodawać.

Odpowiedz
avatar minionek0
1 1

Ja miałam na studiach znajomą (nie były to akurat studia związane z językiem angielskim), która przed zaliczeniem uczyła się odmiany czasownika " to be" . Dziewczyna nie znała podstawowych zagadnień z biologii, która była na tych studiach kluczowym przedmiotem. Całe studia jechała na ściągach i się obroniła.

Odpowiedz
avatar sziva
2 2

Do mnie raz na zajęcia na politechnikę przyszła dziewoja, która do 2 nie umiała dodać 0,1. Byłam pewna, że babka się pod tablicą tak zestresowała, że nie pamięta jak się nazywa. A panna na spokojnie mi tłumaczy, że dodawanie było dawno temu w szkole i ona już nie pamięta.

Odpowiedz
avatar Avenile
3 3

Co do 1, dla mnie przede wszystkim piekielna jest szkoła. Jak można do 6 klasy przepuścić dziecko, które nie umie liczyć i kazać mu rozwiązywać zadania z kredytami? Ja rozumiem, że dla rodzica pozostawienie dziecka na rok w szkole to może być trauma i stara się nieudolnie do tego nie dopuścić. Ale podejrzewam, że dla tej dziewczynki to byłoby bardzo dobre otrzeźwienie i wbicie sobie czegoś do głowy, zamiast na siłę przepuszczać do szóstej klasy osobę, która nie załapała materiału z drugiej...

Odpowiedz
avatar primorka
3 3

A przynajmniej ściągają buty te dzieci? Czy boją się że pobrudzą sobie skarpetki, jak jedna z moich uczennic...

Odpowiedz
Udostępnij