O tym jak przez jedną samogłoskę mój znajomy stracił pracę.
Jak wiadomo często przychodzi nam pracować z ludźmi hmm... nie chcę napisać "głupimi", ale co najmniej takimi, którzy nie wiadomo jakim cudem dostali się na swoje stanowisko. Ma się wrażenie, że mają zawód "syn" lub "córka".
Jedną z takich współpracownic miał właśnie mój znajomy. Lalusiowata dziewczyna, za którą trzeba było wykonać całą pracę. Potrafiła wysłużyć się wszystkimi przy każdej czynności, sama spędzając czas ze swoim smartfonem. Nawet skserować trzeba było za nią. Wiadome było w biurze, że na nią na pewno nie można liczyć. Roboczo niech będzie jej Martyna.
Z kolei znajomemu któregoś razu po prostu puściły nerwy, bo było bardzo dużo pracy i nikt poza Martyną nie myślał o żadnej przerwie, papierosie, jedzeniu czy toalecie. Wszyscy pracują w pocie czoła i dodatkowe ręce do pracy są na wagę złota. Ręce, które teoretycznie powinny pracować, bo projekt był przewidziany na konkretną liczbę osób,a przy braku jednej, deadline był niemożliwy praktycznie do zrealizowania.
W takiej atmosferze mój znajomy poprosił Martynę o bodajze skserowanie czegoś (czy tam użycie faksu, drukarki, nie pamiętam). Martyna odmówiła wyjaśniając, że ona nie umie obsługiwać takich maszyn. Serio tak powiedziała.
Znajomy nie wytrzymał i niestety wypalił:
- No czy Ty naprawdę KU..A nie wiesz jak to zrobić???
Nastała cisza, po której Martyna skierowała się wprost do kierownictwa. Znajomy w tym czasie zdążył ochłonąć, wszyscy zrobili sobie przerwę. Po kilku minutach wchodzi szef i dialog nastąpił o taki:
S - szef Z - znajomy P - pracownicy (reszta grupy) M - Martyna
S - Nie będziesz wyzywał swoich pracowników!
Z - Słucham?
S - Przed chwilą Martyna powiedziała, ze jej ubliżyłeś, a to jest w tej firmie niedopuszczalne rozumiesz?? (podnosi głos)
Z - Chwileczkę, nic takiego nie powiedziałem!
M - A właśnie że tak! Nazwałeś mnie Ku..ą!
Z - Nieprawda!
M - Owszem!
P - Potwierdzamy wersję Z. Powiedział "kur.A", a nie "Kur.O".
S - A dlaczego użył tego słowa?
P - Szefie, jest napięta atmosfera, dużo pracy...
S - Widzę, że za dużo chyba, skoro więc nie radzicie sobie psychicznie z takim stresem, to może trzeba zmienić pracę? (żelazna logika - pozbyć się pracownika, bo jest za dużo roboty).
Z - Szefie to nie o to chodzi, ja..
S- Przeproś.
Z - Słucham?
S - Przeproś Martynę tu i teraz za to jak ją nazwałeś.
Z - Nie zrobię tego, bo tak nie powiedziałem. Nie mogłem tak powiedzieć, bo ja w ten sposób o Martynie nie myślę.
S - Mimo to przeproś (!)
Znajomy przekalkulował, że zabawa w przedszkole, a tak tu nastąpiła, jest mniejszym złem niż utrata pracy.
Z - (westchnął) Dobrze przepraszam.
S - A za co?
Z - Że wybuchłem na Martynę (zgodnie z prawdą)
S - Nie, nie za to masz przeprosić. I to pełnym zdaniem proszę.
Fantastyczny szef, doprawdy.
I wtedy nastąpiło coś, czego nie spodziewał się nikt w firmie. Znajomy pożegnał się uprzejmie, po czym opuścił salę. Następnego dnia kolejne cztery osoby z sześcioosobowej grupy przysłało mailem zwolnienia lekarskie. Piątym członkiem zespołu był znajomy. Martyna została więc sama.
Jak sobie poradziła tego nie wie nikt. Znajomego niestety czeka sąd, bo dyscyplinarka kiepsko wygląda w papierach :/
EDIT: haha! rozmawiałam wczoraj z tym znajomym i dowiedziałam się, że:
1) Jak wyszedł z pokoju to było już mniej więcej półtorej godziny po planowej godzinie końca pracy.
2) Za nadgodziny przez dwa lata pracy w tej firmie NIGDY nie otrzymał żadnych pieniędzy.
3) Jak sam przyznał, zaraz po wyjściu udał się do toalety, by następnie ubrać się i wyjść.
4) Wezwano znajomego do wyjaśnienia, dlaczego opuścił miejsce pracy. A z niego bystry chłopak :D Nie stawił się, lecz zadzwonił do najwyższej góry firmowej. I zdziwiony powiedział:
"Ależ jak to bez wyjaśnienia? Przecież mój przełożony jak mnie tylko zobaczył kazał mi iść do domu. Martyna, moja koleżanka, poszła po niego bo zobaczyła, że kiepsko wyglądam i chyba jestem chory. Przyprowadziła szefa i ten jak mnie zobaczył to rzeczywiście kazał mi pójść do domu. Wyszedłem, poszedłem jeszcze do toalety, pożegnałem się z ochroną i tyle. Jeszcze tego samego dnia udałem się do przychodni, gdzie otrzymałem zwolnienie, które do państwa przesłałem. W związku z tym nie rozumiem o co chodzi".
5) Wersję znajomego potwierdzono na kamerach, które rejestrują tylko obraz bez dźwięku. Wszyscy członkowie grupy poza Martyną potwierdzili wersję znajomego. Wystarczyło się wcześniej porozumieć;) A dlaczego wszyscy jak leci przysłali zwolnienia lekarskie? To proste: "wszyscy siedzieliśmy po 12 godzin w tym samym pomieszczeniu w pocie czoła, więc nie trudno było się zarazić.
6) Jak Martynka i jej projekt, tego nie wiem. Bo znajomy też nie wie. Siedzą wszyscy na razie na zwolnieniu.
szef przedszkolanka
Zle to rozegral. Mogl nie unosic sie duma tylko przeprosic a drugiego dnia przyslac wypowiedzenie razem ze zwolnieniem lekarskim i po prostu wiecej nie pojawic sie w pracy :)
OdpowiedzNo pewnie mógł. Ale jak wiadomo - najlepsze riposty i scenariusze przychodzą nam do głowy po fakcie :D
Odpowiedz@paski: Przecież tam nie było nic do rozgrywania. Skoro tak nie powiedział, co potwierdzili inni pracownicy, to jedynie mogl przeprosic za wybuch. Nie uniósł się tylko pożegnał i wyszedł, co na prawdę przy tym jak opisana jest historia było bardzo taktownym podejściem. Gdyby przeprosił to byłoby to jednoznaczne z przyznaniem się do winy, za co również mogła czekać dyscyplinarka. Ale z drugiej strony utwierdziłoby to w przekonaniu szefa i martynkę że mogą robić co chcą z pracownikami. Niestety warunki na rynku pracy sprawiają, że niektórzy ludzie muszą się dawać tak poniżać w pracy, stąd u jak mi się wydaje nielicznych pracodawców przekonanie, że tak można się zachowywać.
Odpowiedz@hitman57: No wlasnie bardziej prawdopodobne, ze gdyby potulnie przeprosil i wrocil do wykonywania obowiazkow, to nie dostalby dyscyplinarki. Szef myslalby, ze juz wszystko dobrze, chwilowy incydent i po sprawie, praca nad projektem nadal wrze... a tu nastepnego dnia nagle zonk, bo zamiast pracownika zobaczylby wypowiedzenie :) Tak mi sie wydaje, po prostu zakladam, ze nie zwolnilby wartosciowego pracownika chwile przed oddaniem waznego projektu, ale w sytuacji, gdy pracownik wyszedl w srodku dnia pracy, szef uznal to za wielka zniewage i uchylanie sie od obowiazkow i zwolnil..
Odpowiedz@paski: Rozumiem co do mnie mówisz, ale kilkoro pracodawców już miałem. Żaden z nich nie myślał o pracowniku jak o kimś wartościowym, kazdy podkreślał tylko jak dużo go kosztujemy, nie biorąc pod uwagę, że to my generujemy ten dochód. Miedzy innymi dlatego nie pracuje już w tamtych firmach. Pochodzę z małego miasta w ktorym nie było łatwo o prace, ale kiedy ktoś traktował mnie nieodpowiednio (mobbing, takie chamskie wjeżdzanie na ambicje, czy nawet płacił za mało) to opuszczałem taki zakład. W związku z tym, że tacy pseudo szefowie, bo w mojej opinii normalny szef nigdy nie nakazałby przeprosić przy całym personelu, nie zrobiłby takiej burzy przy wszystkich tylko zaprosił do swojego gabinetu obie strony i tam to wyjaśnił. Rozpytałby pozostałych pracowników o incydent, a dopiero na podstawie zebranych informacji podjałby decyzję. Pomijam już fakt zatrudniania takiej kobietki, która tylko ładnie wygląda i pachnie, zamiast jakiegoś wartościowego członka zespołu. Mi szef z tej historii kojarzy się z takim klasycznym dorobkiewiczem, którego charakter oddaje "Nie ma gorszego tyrana niż z dziada na pana". I wlasnie dlatego przekazanie wypowiedzenia nastepnego dnia, po cichu, nic by nie dało. On uważalby, że to Ty tracisz okazję życia. A personelowi i tak móglby powiedzieć, że zwolnił Ciebie. Nauczka na poziomie zero. Natomiast kiedy ten człowiek z historii pożegnał się i wyszedł to pokazał, że jest ponad to, jest bardziej inteligentny i ma silny niezależny charakter. Więc wnoszę po jego zachowaniu, że byłby idealnym kierownikiem zespołu, czy szefem. Taka jest moja opinia :)
Odpowiedz@hitman57: I teraz z tym silnym, niezaleznym charakterem bedzie chodzic po sadach. Oby mu sie udalo :) Co do zatrudniania bezwartosciowej osoby.. nie wiem dlaczego mam silne wrazenie, ze akcja rozegrala sie w jakiejs korpo.
Odpowiedz@paski: Pracowałem w kilku dyżych korporacjach i w żadnej taka sytuacja nie miałaby miejsca. Korporacje działają inaczej niż małe firmy i tam żaden szef nie będzie się bawił w tego typu mediacje. Posługujesz się moim zdaniem stereotypami rozpowszechnianymi przez ludzi, którzy dnia w korpo nie przepracowali, ale wiedzą z całą pewnością jak tam jest źle i niedobrze.
Odpowiedz@paski: Myślę że ludzie inteligentni uczą się na błędach szybko wiec jest duża szansa ze szybko znajdzie dobra prace. A co do sądów, czasem warto postawić na swoim choćby niewiadomo co.
Odpowiedz@Ara: Pracowałam w jednej i przyznaję, osobiście nie spotkałam się z żadnymi ,,krzywymi" sytuacjami a jedynie parę znam z opowieści znajomych z innych działów. Za to teraz pracuję w bardzo małej firmie i wiedząc, jak takie przedsiębiorstwo funkcjonuje nie wyobrażam sobie mojego szefa, który zwalnia kogoś z dnia na dzień wiedząc, że nie będzie mógł zastąpić go innym pracownikiem a czas goni.
Odpowiedz@Ara: Nie wiesz co dzieje się w pomniejszych oddziałach niektórych korporacji. Udzielne księstewka lokalnych dyrektorów. Oczywiście jeśli pracownicy się zbiorą, zgromadzą dowody i przedstawią centrali, to "książę" wylatuje z wielkim hukiem, ale najpierw musi się znaleźć ktoś, kto się postawi.
OdpowiedzI nie było nikogo, kto by potwierdził jego wersję? Wszyscy chyba nagle ogłuchli :)
Odpowiedz@Samuel_Vimes: przecież potwierdzili, doczytaj uważniej.
Odpowiedz@Samuel_Vimes: -.-'
Odpowiedz@Samuel_Vimes: Nie żebym się czepiał, ale Samuel Vimes wykazywał się większą wnikliwością.
Odpowiedz@Mistraali: a przecież był tylko nie najostrzejszym nożem w szufladzie ;)
OdpowiedzFakt, mógł rozegrać to inaczej, ale stało się. No i jednak gdzieś podziwiam resztę zespołu, że przynajmniej poszła na zwolnienie lekarskie, jak rozumiem w ramach protestu i solidarności z kolegą. I dobrze. Bo o ile rozumiem wulgarny zwrot bezpośredni i do tego nieuzasadniony, jako podstawę do zwolnienia, o tyle jako "środek dopingujący", wynikający pewnie z przemęczenia i irytacją na widok czyjegoś ewidentnego nieróbstwa, wydaje mi się jednak słuszny. Bo taka prawda, brak jednego ogniwa w zespole, często przez makabryczne terminy, nie pozwala domykać projektów.
OdpowiedzNiezależnie od tego, czy było tam "a" czy "o", powinien dostać do najmniej naganę. Nie chciałabym pracować w miejscu, w którym jeden pracownik zwraca się tak do drugiego. Leniwych i niekompetentnych podwładnych się upomina, a w razie braku poprawy zwalnia, a nie wyzywa.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 28 lipca 2015 o 11:33
@ynka: dziewczyna nie była podwładną znajomego. Jak widzisz po historii, nic jej nie można było zrobić.
Odpowiedz@ynka: A ja wolałbym pracować w miejscu gdzie przeklinają niż w miejscu gdzie trzeba odwalać za kogoś robotę:) Nagana jest dla takich sztywnych osób jak Ty:)
Odpowiedz@ynka: poodwalaj przez X czasu robotę drugiej osoby i nie unieś się na focha tej osoby. Sama umiem być bardzo cierpliwym człowiekiem, ale znam siebie - też bym w końcu nie wytrzymała.
Odpowiedz@Zeus_Gromowladny: Chyba pierwszy raz się zgadzam z tym co napisałeś :) Dodałbym tylko, że zdarzają się ludzie tzw. "wstrząsnąć przed użyciem".
Odpowiedz@ynka: ok, tylko jak dla mnie pensja tej panienki powinna byc podzielona miedzy czlonkow zespolu, w koncu miesiacami za nia robili tez bym chciala zeby mi placili za bawienie sie smartfonem
Odpowiedzno ale po co sobie nerwy szarpac - trzeba takie osoby jak Martynka prosic o pomoc w obecnosci kierownika i wtedy sa 2 opcje albo ona to zrobi albo oswiadczyc szefowi ze z powodu jej indolencji deadline nie bedzie zrealizowany. Szefowie buraki licza na to , ze pracownik sam ogarnie wszystko i wszystkich naokoło a oni sobie siedza i cieszą michę ze sie robi samo - a jakim kosztem to juz ich nie obchodzi - a tu WAŁA ! ja z tym skonczylem i wam tez polecam - jak zatrudniaja baranow to niech sami sie z nimi męczą - ja tylko pokazuje problem i przerzucam na nich odpowiedzialnosc za rozwiązanie :)
Odpowiedzkonri: panie kierowniku, pan pokaże Martynce, jak się kseruje, bo ona nie umie, a mamy dużo pracy, deadline, rozumie pan.
Odpowiedz@singri: padłam xD
OdpowiedzDobrze rozumiem? Pozegnał się, wyszedł z firmy, więcej nie wrócił? O ile pamiętam, w prawie pracy jest to "porzucenie pracy / samowolne opuszczenie stanowiska pracy". I jest to powód do rozwiązania stosunku pracy w trybie natychmiastowym ("dyscyplinarka"). Przed sądem pracy trudno będzie się z czegoś takiego wybronić. Naprawdę, marnie to widzę (a odkręcanie dyscyplinarki przed sądem na własnej skórze przerabiałem). Zasugeruj znajomemu, zeby policzył koszty (i czas, nie wiem, ile teraz trwa zanim sprawa trafi na wokandę) i zastanowił się, czy warto się z tym szarpać...
Odpowiedz@Pan_Siekierka: ale to już było PO godzinach pracy, gość trzaskał nadgodziny.
Odpowiedz@Pan_Siekierka: już edytowałam historię, mam nadzieję, że rozwieje wątpliwości ;)
Odpowiedz"Znajomego niestety czeka sąd, bo dyscyplinarka kiepsko wygląda w papierach :/" Tyle, że to jego papiery. Nie ma żadnego urzędu, który przyszłym pracodawcom udostępnał informacje o tym, gdzie i kiedy był zatrudniony. Bedzie dobrze :)
Odpowiedz@egow: Ale wpis o dyscyplinarce ląduje w świadectwie pracy, które trzeba pokazać pracodawcy w celu potwierdzenia stażu- bez tego czas się nie liczy co może mieć wpływ np. na wymiar urlopu.
OdpowiedzSprawa rozegrana, jak rozegrana, po prostu stwierdził i przekalkulował, że nie będzie się kopał z koniem. Kropla przepełniła czarę. Swoją drogą, to zastanawia mnie, po co protektorzy na siłę wciskają swoich fajtłapowatych pupili do zespołów, które maja wydajnie pracować? - czy tak trudno, zatrudnić kogoś na mniej kluczowym i mniej eksponowanym stanowisku (pensja,zus i tak lecą)? - czy ma się spotykać z ludźmi, żeby co przez osmozę stać się pracowitym i wydajnym? - czy ma męża/żonę w pracy znaleźć? - a już chyba najważniejsze, czy taki pupilek powinien przeszkadzać w kluczowych projektach, w krytycznych momentach, dezorganizując zespół? u Japończyków są tzw. 'pokoje nic nie robienia'
OdpowiedzZmodyfikowano 2 razy. Ostatnia modyfikacja: 7 sierpnia 2015 o 22:35
Bardziej powiedziałabym: o tym jaj dzięki samogłosce mój znajomy zyskał wolność tracąc pracę.
Odpowiedz