O pracy w branży gastronomicznej było już niejedno powiedziane, pozwolę sobie jednak dodać coś od siebie.
Kilka lat temu pracowałam jako kelnerka w restauracji w jednym z większych polskich miast. Lokal blisko centrum, dość drogi i stadnie odwiedzany przez obcokrajowców.
Podczas rozmowy kwalifikacyjnej zaproponowano mi umowę zlecenie i stawkę 6zł/h za pierwszy miesiąc. Po tym czasie stawka miała wzrosnąć do 7 i miałam dostać umowę o pracę. Nikogo chyba nie zdziwi jak powiem, że przez kilka miesięcy pracowałam na czarno? Umowę miała tam jedna osoba - na 1/8 etatu. Skarbówka dostała co chciała, to nikt nie robił problemów.
Wypłata? Jaka wypłata?
Pracowałam około 250 godzin w miesiącu. Daje to 1500zł miesięcznie. Nawet tyle nie dostałam za przepracowane pół roku. Siedziałam cicho ze względu na napiwki - zdarzały się dni, kiedy goście potrafili zostawić 200zł i więcej.
Szefostwo.
Horror. Co niedzielę miała miejsce biesiada - jedna z sal została zamykana dla szefa z żoną i ich 5 potomków. Zarówno dla nas jak i dla kucharzy obsłużenie ich było priorytetem - nieważne, że nie ma kto podać gościom kart, nieważne że dania stygną, nieważne że klienci zdenerwowani czekaniem wychodzą - szefostwo jest najważniejsze. Do dzisiaj żałuję, że nie uwieczniłam pobojowiska, jakie zawsze zostawało po obiadkach. Zalane stoły, kości rzucone w kąt, przeżute resztki na oknie, pełne pieluchy i brudne chusteczki to norma. Bo szefa nie obowiązuje kultura czy dbanie o porządek - przecież jest u siebie. Oczywiście trzeba było to posprzątać i oczywiście nikt nam za to nie zapłacił - nie ma wypłaty, nie ma napiwku.
Pani Menager.
Pani menager nie miała pojęcia o gastronomii. Nie wspominam o kwestiach takich jak stanie nad garami czy zrobienie kawy. Zero pojęcia o cenach, o zamówieniach, o kontaktach z gośćmi, robieniu rezerwacji czy organizacji imprez zamkniętych - bo przecież to nie problem żeby w 3 salach zorganizować 5 imprez komunijnych na tą samą godzinę. I wpisać w grafik 2 kelnerki i 1 kucharza. Efektem są niezadowoleni goście - rezerwacja na powiedzmy 12, pierwsze danie dostają 12:30, drugie po 45min siedzenia przy brudnych talerzach a deser jak dobrze pójdzie ok 14. A jaki jest efekt niezadowolenia gości? Oczywiście praca wolontariacka.
Pani Menager posiadała 2 pociechy - późne przedszkole i wczesna podstawówka. Jako że mieszkała nad restauracją dzieciarnia spędzała cały dzień z nami- latając między gorącymi garami, zaczepiając klientów czy ładując brudne od zabawy paluchy do talerzy. A co robiła w tym czasie mama? Rozmawiała z szefem. Żadnemu z nich to nie przeszkadzało.
Restauracja jest już dawno zamknięta (samo zamknięcie jest tematem na osobną historię). Zarówno dostawcy jak i właściciele budynku mieli dosyć użerania się z tak rzetelną firmą. Ich należności były wypłacane tak samo systematycznie jak nasze pensje.
A plotka głosi, że ostatnio szef otworzył nowy lokal - w ścisłym centrum, z jeszcze droższym menu i jeszcze droższym czynszem... Zobaczymy ile tym razem się utrzyma ;)
PS. Dla tych co zarzucą mi materializm i patrzenie za napiwkiem - osobiście pracuję po to, żeby zarobić. Nie ma wypłat to skądś pieniążki muszą się wziąć. Jeżeli mam pracować za "Bóg zapłać", to już wolę siedzieć w domu.
gastronomia
No i trzeba było zostać lub rozejrzeć się za czymś innym. Poważnie? Nie dostałaś wypłaty i pracowałaś dalej? Gratuluję - dzięki takim jak ty, ten "pracodawca" wie, że lepiej ludzi traktować nie musi. Bo po co? Historia piekielna niewątpliwie, choć nie do końca w ten sposób, w jaki zamierzałaś...
Odpowiedz@Meliana: dokladnie :) a napiwki? bylyby i gdzie indziej, OPROCZ pensji
OdpowiedzWiem, że ludzie robią różne rzeczy, żeby kasę mieć, ale właśnie tacy pracownicy jak autorka generują takich pracodawców, jak jej szefowie. Jeśli cwaniak- pracodawca widzi, że może sobie pozwolić na wszystko, a ktoś i tak będzie na niego zarabiał, czy cokolwiek może zmienić się na lepsze? Oczywiście, że nie.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 25 lipca 2015 o 11:01
@Betoniarka: Nie mogę się nie zgodzić. Ale dla młodej osoby, która nie ma ani wykształcenia ani doświadczenia w innej branży zarobki około 3tys nie są rzeczą, z której łatwo zrezygnować. Zwłaszcza jeśli chce się być samodzielnym a nie siedzieć na garnuszku u rodziców. A opóźnienia w wyplatach lub ich braki to częsty problem w tej branży. Rzucenie pracy i szukanie innej mogło być jak z deszczu pod rynnę, dlatego przeczekalo się sezon turystyczny, odłożyło trochę grosza i na spokojnie można było myśleć o czymś poważniejszym ;)
Odpowiedz@ninquelotte: Sama napisałaś: "Jeżeli mam pracować za "Bóg zapłać" to już wolę siedzieć w domu." Pracowałaś za darmo, więc?
Odpowiedz@Zeus_Gromowladny: Więc pracowałam za napiwki :)
Odpowiedz@ninquelotte: tylko u uczciwego szefa bylaby i wyplata, i napiwki
Odpowiedz"jeśli mam pracować za Bóg zapłać to dziękuję" kilka linijek wcześniej "nikt nam za to nie zapłacił" "nie dostawałam wypłaty za pół roku pracy" itd co jest z Tobą nie tak?
Odpowiedz@minus25: Nie zalę się, że mi nie zaplacono - po pierwszym miesiącu wiedziałam na co się pisze. Praca tam była dla mnie i tak opłacalna finansowo. Pracowałam tam z pełną świadomością na co się piszę i na własną odpowiedzialność. Jako że nie miałam tam umowy to mogłam zrezygnować w dosłownie każdym momencie (co też zrobiłam w swoim czasie). A jak dla mnie 3tys to więcej niż "Bóg zapłać". Historię napisałam nie po to żeby się żalić, tylko po to, żeby pokazać jak świetne i drogie restauracje mogą funkcjonować.
Odpowiedz@ninquelotte: wiec nie miej pretensji, ze szef czul sie bezkarny i samorzutnie nie zaplacil godzinowki- skoro i tak pracujesz bez niej...
Odpowiedzmoze najwyzsza pora w tym kraju zaczac o wszystkich nieprawidlowosciach informowac stosowne instytucje! nie ma umowy - a przynajmniej wyplaty - to nie pracujemy i kropka!
OdpowiedzNie mam pretensji o to że chcesz zarobić. Jednak uważam że sama idea napiwku to coś chorego. Poważnie. Cena dań powinna być taka, by w pełni pokrywać też koszt obsługi a zarobki kelnerów takie, by nie musieli liczyć na napiwki. Uważam że napiwek jest poniżający dla obydwu stron. Dla kelnera - bo zmusza do wdzięczenia się do klienta żeby wpadło coś ekstra i nigdy nie wiadomo czy i ile. Jest też poniżające dla klienta, który ma świadomość, że kelner może być miły i usłużny wyłącznie dlatego bo liczy na napiwek. Już mniej patologiczny byłby system prowizji od sprzedaży, np. stała kwota jaką otrzymuje się np za namówienie klienta na określone danie/alkohol, np. 2 zł od tańszego drinka, 5 zł od droższego itp.
Odpowiedz