Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Dzisiaj może nietypowo. W poniedziałek źle się poczułam, mniejsza o większość co…

Dzisiaj może nietypowo. W poniedziałek źle się poczułam, mniejsza o większość co się działo. Jako, że pracodawca zapewnia mi dobrobyt w postaci prywatnej opieki medycznej, to szybka rejestracja przez internet i za godzinę siedzę w gabinecie internisty.

Pan doktor podumał, stwierdził, że tu trzeba neurologa. W mojej głowie już wizja czekania miesiącami, a tu Pan Doktor cudowny chwyta za telefon, dwie minutki rozmowy z recepcją i pytanie "Czy nie będzie wielki problemem, że neurolog przyjmie DOPIERO o 15.30?". Ja już w ciężkim szoku, dziękuję grzecznie i do domu coby przeczekać do kolejnej wizyty.

Wizyta u neurologa- bajka. Niby nie ma się co jeszcze martwić, ale to nigdy nic nie wiadomo. Skierowanie na tomografię, zwolnienie i z wynikiem tomografii ponowna wizyta. Tomografia w placówce partnerskiej w czwartek, czyli za dwa dni. Dzisiaj (środa) dzwoniła jeszcze do mnie miła pani, zapytać czy udało mi się już umówić na badania, bo ona chętnie pomoże.

A teraz clue historii, bo pewnie nasuwa się pytanie co ona robi na piekielnych. Ano dlatego tutaj, bo jak po wypadku samochodowym czekałam na tomografię na NFZ to terminy były za rok, najwcześniej. A prywatnie? Jak wyżej.
Na koniec retoryczne pytanie, na cholerę ja te składki płacę?

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Ara
5 5

@grruby80: Moze sie i zastanawia, ale na zastanawianiu sie konczy.

Odpowiedz
avatar janhalb
6 16

Tomografia po wypadku i terminy za rok??? Gdzie Ty mieszkasz, tak z ciekawości? Ja mieszkam pod Warszawą (30 km). Kiedy rok temu bliska mi osoba musiała zrobić tomografię (a sprawa była pilna, bo onkologiczna, ale nie aż tak pilna jak "po wypadku"), to wprawdzie przesiedziałem półtorej godziny przy telefonie - ale udało mi się znaleźć termin na za tydzień. ZA TYDZIEŃ, powtarzam. I to (żeby było jasne) normalnie, na NFZ, bez cienia znajomości. Już kiedyś o tym pisałem przy okazji innej historii: badania specjalistyczne i wizyty u specjalistów w 9 przypadkach na 10 MOŻNA załatwić i umówić w relatywnie krótkim czasie. Jedyne dwa "ale" polegają na tym, że najpierw trzeba powisieć na telefonie i obdzwonić milion miejsc, a potem zgodzić się na to, że badanie / wizyta nie będzie w najbliższej przychodni czy szpitalu 100 m od domu, tylko gdzieś dalej (ale nie na drugim końcu Polski - max. w najbliższym dużym mieście).

Odpowiedz
avatar bonsai
0 6

@janhalb: nie zawsze - próba umówienia syna na gastroskopię skończyła się 2-dniowym wiszeniem na telefonie i terminem "za miesiąc". Obdzwoniłam wtedy chyba wszystkie ośrodki w Polsce [mało jest tych, które wykonują gastroskopię u dzieci - młody miał 6 lat - więc większość odsyłała mnie z niczym], często dzwoniąc wielokrotnie aby porozmawiać z lekarzem - przypadek dość pilny, Młody codziennie zwijał się z bólu po nocach. Na szczęście udało mi się znaleźć szpital, w którym odwołano jedną wizytę i wskoczyliśmy w wolne miejsce.

Odpowiedz
avatar janhalb
5 7

@bonsai: Jasne, dlatego też nie mówię, że "zawsze", ale naprawdę w większości przypadków.

Odpowiedz
avatar imhotep
1 1

@bonsai: I po jakim czasie ta gastroskopia była zrobiona?

Odpowiedz
avatar bonsai
1 1

@imhotep: przecież na samym początku jest napisane "i terminem za miesiąc". Ale to był wyjątkowo szybki termin, bo inne dziecko się rozchorowało [a rodzice to na szczęście zgłosili]. Normalne terminy wahały się od 3 do 6 miesięcy - spróbujcie przez taki czas patrzeć jak wam się dziecko codziennie wije z bólu po nocach... Ba, wiecie co mu jest, wiecie jak pomóc "na chwilę", ale bez tego jednego, jedynego badania żaden lekarz nie przepisze czegoś, co wyleczy [miałam dokładnie te same problemy w tym samym wieku - badanie potwierdziło, że miałam rację].

Odpowiedz
avatar asmok
9 9

Po wypadku na za rok? Nie no, tak to chyba nawet w naszej służbie zdrowia nie ma. Ze skierowaniem, to owszem, ale po wypadku powinni robić od ręki. Mi zrobili przy poważnym urazie głowy tego samego dnia. Wprawdzie rzeczywiście był jakiś problem i chcieli mi przełożyć na później, ale lekarz z izby przyjęć wydarł się na kogoś przez telefon, że to on jest lekarzem, tomograf stoi m.in. dla niego i to on decyduje kto ma zostać przyjęty a nie ktoś tam (zrozumiałem z kontekstu że przełożony rozmówcy).

Odpowiedz
avatar nisza
3 3

@asmok: ale izba przyjęć to co innego, niż gdy idziesz samodzielnie ze skierowaniem - z pogotowia robią badania i konsultacje nieraz poza kolejnością, natomiast w trybie stabilnym pacjent musi czekac w kolejce.

Odpowiedz
avatar notaras
7 13

"czekałam na tomografię na NFZ to terminy były za rok, najwcześniej. A prywatnie? Jak wyżej. Na koniec retoryczne pytanie, na cholerę ja te składki płacę?" Sprawdź jakie świadczenia przysługują Ci na NFZ, a jakie na prywatne ubezpieczenie. Nie wiem jaki program masz wykupiony, ale mogę założyć się o co chcesz, że prywatnie nikt nie zapłaci za przeszczep nerki, czy inne BARDZO drogie leczenie. Katalog tego co możesz zrobić na NFZ jest pewnie z 10 razy większy. Jak dodasz do tego fakt, że jeśli kolejki do lekarza prywatnie zaczynają niepokojąco rosnąć, to podnosi się cenę i kolejka sama się zmniejsza, to otrzymasz sensowną odpowiedź na Twoje pytanie.

Odpowiedz
avatar Rak77
1 7

@notaras: Skoro to NFZ zapewnia badanie i leczenie ubezpieczonych, to czemu ciągle natykam się na ogłoszenia typu "Ola, lat 5, musi być leczona na .... Pomóż!" Jeśli mnie stać na ubezpieczenie prywatne to dlaczego mam płacić jeszcze składkę na NFZ? W prywatnym ubezpieczeniu sam wybieram opcje ochrony i jest to mój wybór. Jeśli mam pecha to trudno. Dla informacji - ratowanie życia i ratownictwo wypadkowe jest finansowane przez państwo z podatków innych niż składka na NFZ

Odpowiedz
avatar notaras
6 8

@Rak77: "Skoro to NFZ zapewnia badanie i leczenie ubezpieczonych, to czemu ciągle natykam się na ogłoszenia typu "Ola, lat 5, musi być leczona na .... Pomóż!"" Po pierwsze, nigdzie nie napisałem, że NFZ zapewnia leczenie WSZYSTKIEGO. Napisałem, że zapewnia znacznie więcej niż dowolne prywatne ubezpieczenie w Polsce, zwłaszcza jeśli chodzi o terapie bardzo drogie (typu transplantacje). Po drugie, zwykle w przypadkach o jakich piszesz dziecko może być leczone na NFZ, tylko sprowadza się to do średnio ciekawej dla rodziców opcji np. amputacji. Pieniądze zbierane są na BARDZO specjalny zabieg, wykonywany przez elitarną grupę chirurgów, praktycznie zawsze za granicą. Tu dochodzimy do dylematu służby zdrowia: czy lepiej uratować nogę jednemu dziecku za 1 milion płacąc amerykanom, czy życie dziesięciu zawałowcom po 100 tysięcy każdy wydając te pieniądze w Polsce. Bo dla wszystkich pieniędzy nie starczy i NFZ nie jest chętny do fundowania BARDZO specjalistycznych operacji za granicą, kiedy w kraju mamy tańszą, choć może nie tak miłą, alternatywę. "Jeśli mnie stać na ubezpieczenie prywatne to dlaczego mam płacić jeszcze składkę na NFZ?" Nigdzie nic nie napisałem o przymusie płacenia na NFZ. Pokazałem tylko, że NFZ oferuje ZNACZNIE więcej w tej samej STAŁEJ cenie, co przekłada się na czas dostępu do usług. Osobiście uważam, że każdy powinien móc wypisać się z NFZ. Tylko po podjęciu takiej decyzji nie powinien mieć prawa wrócić, żeby uniknąć sytuacji, że człowiek ucieka z NFZ, nie płaci żadnych składek i dopiero jak mu wykryją raka, to wraca po chemię w promocji.

Odpowiedz
avatar hitman57
1 5

@notaras: Widzisz, bo te prywatne ubezpieczenia są dobrze skalkulowane. Jeśli czegoś nie mogą dostarczyć to nie oferują. A NFZ daje Ci pakiet 10 razy większy, ale nierealny do spełnienia kiedy faktycznie będziesz potrzebował. Dostaniesz bilet do kolejki na długie miesiące, a jak się czeka miesiące to jak z loteria trochę, bo stan zdrowia może sie pogorszyc, albo sie okaże, że komuś w kolejce sie pogorszył i łaskawie przesuwają go w twoje miejsce. Takich historii jest mnóstwo, o wszystkie trzeba z personelem na kontrakcie nfz walczyć. Jestem pewien, że skoro przy jakimś niewielkim odsetku względem wszystkich ubezpieczonych polaków, który ma prywatne dodatkowe ubezpieczenie i obsługę na tak wysokim poziomie to gdyby 10mln polaków było zapisanych jedynie do prywatnego ubezpieczenia, to prywatna firma miała by porównywalną ofertę co NFZ ale realną do wykonania. I na pewno nie usłyszałbyś w marcu, że na ten rok limit się skończył, zapraszamy 30 grudnia w kolejke pod przychodnie, rejestracja będzie od 6 stycznia. (przekoloryzowanie specjalne).

Odpowiedz
avatar qulqa
2 2

@hitman57: Nie przesadzaj. Co jest naszym najgorszym lękiem? Rak. Teraz, jak są zielone karty onkologiczne, diagnostyka i leczenie idzie naprawdę piorunem (opis przypadków w poście poniżej). Co jest jeszcze problemem? Wypadki, intensywna terapia, wcześniactwo, niewydolność nerek i dializy, przeszczepy narządów. Tu także leczenie wdrażane jest natychmiast, czeka się tylko na dawcę narządu. Może też nie być miejsca na intensywnej terapii (tam nie ma dostawek, a wyposażenie stanowiska kosztuje powyżej 500 tys zł), ale wtedy szuka się miejsca w innym szpitalu. Przy zagrożeniu życia nie ma w Polsce problemu z leczeniem. Problemem jest rehabilitacja. Problemem są banalne dolegliwości - przede wszystkim ich diagnostyka. Problemem są limity przyjęć specjalistów (czyli kolejki). Ale dokładnie takie same problemy mają ludzie w wielu krajach bogatszych od Polski, choćby w Anglii. PS - w Polsce stomatolog przyjmie pacjenta 'z bólem' zwykle tego samego dnia. Trzeba poczekać w kolejce, gdzieś się pacjenta wepchnie. W Anglii (u stomatologa komercyjnego) psiapsióła z bólem otrzymała termin za 5 dni. Wolała wsiąść w samolot i przylecieć do nas.

Odpowiedz
avatar hitman57
0 4

@qulqa: Widzisz, może dla Ciebie największym lękiem jest rak. Ja nie mam lęków, nie martwię się tym na co dzień, ale zawsze jak jestem na izbie przyjęcie pogotowia to mnie złość bierze, że mogłem to być ja. Siedzieć, cierpieć, być traktowany jak intruz. W myśl powiedzenia, ryba psuje się od głowy, tak samo jest ze służbą zdrowia. Notabene sama nazwa SŁUŻBA powinna dawać do myślenia pracownikom tej gałęzi życia. Głową służby zdrowia są lekarze pierwszego kontaktu oraz izby przyjęcie pogotowia. A tam zawsze są kolejki, często są problemy z organizacją pracy. A jak nie masz raka tylko jakąś inną chorobą np. autoimmunologiczną to najpierw Ciebie będą leczyć na CH** wie co, bo specjalistów może i mamy wspaniałych, ale najpierw trzeba do nich trafić, odczekać swoje, bo lekarz traktuje mnie jak kolejną rzecz. Jestem tylko kartą na jego biurku a nie człowiekiem, który cierpi z jakiegoś powodu. Oczywiście nie wszyscy lekarze są tacy. Ale wiele takich przypadków obserwowałem. Np. w mieście w którym mieszkałem jest szpital, w którym jest izba przyjęśc, super nówka. Recepcje zrobili, w której nikt nie siedzi. Za to wszyscy zamknęli się za drzwiami z domofonem. Wpuszczają jedną osobę i dopiero ją obsługują. Zamiast w tej recepcji posadzić kogoś, kto już np wstępny wywiad zbierze, karte złoży jeśli to turysta, sprawdzi co musi. To nie, zamknieci za domofonem nie ma z nikim kontaktu jak się na izbę wchodzi. To pierwsze co robią Ci ludzie to dzwonią tym domofonem, nikt nie otwiera, po 30 razie wychyla głowę i rzecze "czekać", a potem zamyka drzwi i dalej nic nie wiadomo. Jakies ogromne pieniądze są pompowane w NFZ, a tam siedzi biurwa i decyduje, czy Ci się coś należy. A co miesiąc nie masz wyboru z Twojej pensji płaci się składki też na utrzymanie tej biurwy. Nie masz prawa wyboru, możesz natomiast jeszcze więcej wyłożyć, żeby prywatnie być potraktowanym jak CZŁOWIEK. No to sorry, tak być nie powinno. A co do porównywania z UK, w D mam UK. Dlaczego musimy ciągle się wzorować na innych, zamiast dążyć do tego, żeby w UK mówili, nie no u nas trzeba zrobic jak w Polsce. Próbujemy wyrównywać do innych zamiast ich wyprzedzić i być lepszymi :/

Odpowiedz
avatar qulqa
1 3

@hitman57: 1. nie ma izb przyjęć pogotowia. Od bardzo dawna są SORy - szpitalne oddziały ratunkowe. Wg NIK (dane oficjalne) ponad 2/3 zgłaszających się tam osób to ludzie, którzy nie powinni się tam znaleźć - powinni być leczeni u lekarza rodzinnego albo udać się do NPL (nocnej pomocy lekarskiej). W SOR obowiązuje selekcja - pacjenci czerwoni (zagrożenie życia) - przyjęcie natychmiast, pacjenci żółci (stany ostre, które mogą się przekształcić w zagrożenie życia) - przyjęcie w ciągu 2 godzin, pacjenci zieloni (czyli pozostali - brak zagrożenia życia i zdrowia) - mogą czekać aż personel będzie wolny. Więc osoby, które widzisz w kolejkach, to zwykle bóle pleców od miesiąca, kaszel od tygodnia, skręcona noga 4 dni temu. Oczywiście będą teatralnie stękać i krzyczeć, jacy oni chorzy, bo myślą że to przyspieszy przyjęcie. Rzeczywiście cierpiący i potrzebujący pomocy ludzie są przyjmowani szybko. Nawiasem mówiąc średni czas oczekiwania w irlandzkim odpowiedniku SOR wynosi 16 godzin. 2. od wielu lat nie ma czegoś takiego jak służba zdrowia. Jest OPIEKA ZDROWOTNA. Służbę możesz sobie zatrudnić w domu, o ile masz ochotę. 3. choroby autoimmunologiczne i reumatoidalne to jedna z najtrudniejszych rzeczy w medycynie do zdiagnozowania. Choćby dlatego, że rozpoznanie 'autoimmunologia' stawia się po wykluczeniu wielu innych schorzeń. Nie na każde schorzenie jest test czy badanie, które jednoznacznie może odpowiedzieć, co to jest. Tak więc, miła panni, nawet dr House z wieloma jednostkami chorobowymi ma problem. Leśna Góra też. 4. w NFZ nie są pompowane ogromne pieniądze. W NFZ są pompowane NAJNIŻSZE PIENIĄDZE W EUROPIE. I to zarówno przeliczając na mieszkańca Polski, jak i na procent PKB. Płacąc tak mało, trudno wymagać wszystkiego natychmiast dla każdego na najwyższym światowym poziomie. Chcesz lepiej? Lobbuj za podniesieniem składki zdrowotnej albo za wprowadzeniem współpłacenia. A 'biurwa' w NFZ (jak ją chamsko nazywasz) dzieli te pieniądze, żeby starczyło i dla ciebie, i dla pana Jasia spod czwórki. Nie ma kraju na świecie (oprócz Arabii Saudyjskiej - ale tylko dla swoich obywateli), gdzie każdemu funduje się wszystko. Medycyna jest dziś tak rozwinięta, że można utopić każde pieniądze w leczenie np. chorób metabolicznych, nie uzyskując całkowitego wyleczenia. Przykład? proszę bardzo: http://natemat.pl/13361,3-4-miliona-zlotych-kosztowal-nfz-najdrozszy-pacjent-czy-stac-nas-na-to 3,4 MILIONA złotych jeden człowiek przez jeden rok. A teraz policz, ile lat musiałabyś tę 'kolosalną' składkę, którą płacisz odkładać, żeby zebrać tyle kasy. Nie zapomnij tylko, że 7,5% tej składki jest odliczane od twojego podatku. Nie porównywać się z Anglią ? OK. Oni płacą o wiele więcej niż my na ochronę zdrowia. Recepta jest prościutka - na całym świecie wiadomo, że jakość ochrony zdrowia jest pochodną przede wszystkim pieniędzy, jakie się w nią wsadzi. Proste. Płać 99% swoich dochodów na zdrowie, a na pewno będzie lepiej. PS - nie twierdzę, że jest idealnie. Ale wciąż twierdzę, że za te marne pieniądze, jakie płacimy, powinniśmy przede wszystkim oczekiwać leczenia chorób najpoważniejszych, na które nikogo komercyjnie nie stać (chyba że się nazywa Kulczyk).

Odpowiedz
avatar szafa
2 4

@notaras: Dokładnie. Składki na NFZ sa tak naprawdę składkami na moment, gdy będziesz miec życiowego pecha i wylądujesz z czymś naprawdę kosztownym.

Odpowiedz
avatar qulqa
0 10

Po co płacisz? Po to, żebyś po wypadku mogła być podłączona do respiratora. Żebyś dostała natychmiast chemioterapię, jeśli zachorujesz na raka. Żeby Twoje dziecko miało przetoczoną krew, jeśli będzie konflikt serologiczny. Głupoty można załatwiać we własnym zakresie. PS - w moim mieście (Warszawa) na tomografię komputerową czeka się góra dwa miesiące. Z zieloną kartą od ręki - dziś lub jutro.

Odpowiedz
avatar archeoziele
-1 9

@qulqa: Z tą natychmiastową chemioterapią to lekka przesada...

Odpowiedz
avatar qulqa
4 6

@archeoziele: Nie przesada. Od stycznia działa zielona karta onkologiczna i od stycznia pechowo u dwojga moich znajomych stwierdzono nowotwory złośliwe. Kolega z rakiem nerki miał 2 dni po postawieniu diagnozy operację, a chemię wdrożono natychmiast po otrzymaniu wyniku histopatologicznego (jakieś 3 tyg od operacji). Koleżanka z chłoniakiem miała wdrożoną chemię następnego dnia po postawieniu diagnozy. BTW - parę lat temu znajoma zachorowała na białaczkę. Chemioterapię miała wdrożoną następnego dnia po wyniku trepanobiopsji. Do chemiii nigdy nie było kolejek. Punktem newralgicznym były operacje i kolejki do nich. A bez operacji i hist-pat nie wdrożysz często chemii.

Odpowiedz
avatar virus
-2 4

Bo jakbyś nie płaciła, to inni czekaliby jeszcze dłużej :P

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 8 lipca 2015 o 16:41

avatar wytwornadama
-4 10

A ja mam tk w styczniu, uwaga 2017 roku. Super...

Odpowiedz
avatar qulqa
7 9

@wytwornadama: Nie wierzę ani trochę. Po pierwsze pracownie TK nie zapisują na tak odległe terminy, bo nie wiadomo, czy będą miały kontrakt z NFZ. Po drugie jest mnóstwo miejsc, gdzie TK można zrobić w ciągu paru miesięcy (teraz terminy się trochę wydłużyły, bo pacjenci z zielonymi kartami onkologicznymi mają pierwszeństwo). Wystarczy tylko siąść i podzwonić. W jednym przypadku mogę Ci uwierzyć. Jesteś w trakcie terapii onkologicznej, masz rozpisane leczenie na lata i to badanie jest badaniem kontrolnym po kolejnym kursie chemioterapii / naświetlań / kolejnej operacji. Ale jest to zaplanowane u onkologa, nie w zakładzie tomografii.

Odpowiedz
avatar hitman57
2 4

@qulqa: Ja pierdziele, co się w głowie ludzi podziało, że uważają kilka miesięcy za coś NORMALNEGO. Oraz równie normalnego fakt, że trzeba siedzieć i dzwonić wszędzie prosić o wciśniecie.

Odpowiedz
avatar bonsai
1 1

@hitman57: dokładnie... a choroba w ciągu tych paru miesięcy potrafi się nieźle rozwinąć. Dla porównania - ja i mój syn w mniej-więcej tym samym wieku mieliśmy dokładnie te same problemy z żołądkiem. Przy mnie było odsyłanie moich rodziców od lekarza do lekarza oraz półroczny termin na gastroskopię [łącznie diagnoza porwała jakieś 1,5 roku] - leczenie trwało kolejny rok i kosztowało ok. 200-300 zł miesięcznie [te 20 lat temu, a wartość pieniądza była wtedy inna!]. Przy młodym od samego początku uparłam się na gastroskopię [przed nią wykonane zostały tylko podstawowe badania] oraz udało mi się znaleźć bardzo szybki termin... Od momentu jak u Młodego zaczęły się bóle do momentu postawienia diagnozy minęło jakieś 1,5 miesiąca - leczenie potrwało 2 tygodnie [no, miesiąc brał leki osłonowe] i kosztowało jakieś 15-20 zł. Fakt, że Młody został tak szybko zdiagnozowany wyłącznie dzięki temu, że pamiętałam przebieg choroby [bez tego lekarz zwlekałby z gastroskopią, a choroba mocniej by się rozwinęła]... ale i tak pokazuje to jak bardzo skraca leczenie SZYBKA diagnoza!

Odpowiedz
avatar qulqa
-1 3

@hitman57: Nie PROSISZ O WCIŚNIĘCIE, ale PYTASZ O NAJBLIŻSZY WOLNY TERMIN i jeśli ci od odpowiada, to się zapisujesz. Kilka miesięcy czakania to za długo? A ile rybeńko płacisz składki zdrowotnej? Polacy płacą najmniej kwotowo i procentowo w stosunku do PKB, duża część z nas w ogóle nie płaci, a wymagania mamy jakbyśmy wszyscy mieli najlepsze amerykańskie ubezpieczenie. Jeżeli jest podejrzenie raka - dostajesz zieloną kartę i masz badanie od ręki. Jeżeli jest coś pilnego - lekarz pisze na skierowaniu CITO i masz badanie w ciągu paru tygodni (przypadek z rodziny - ok. 3 tygodni czekania na citówkę). Jeżeli jest coś przewlekłe - może poczekać parę miesięcy. @bonsai Termin oczekiwania na kolonoskopię i gastroskopię w znieczuleniu (badania wykonano podczas jednego uśpienia) tej wiosny - 2 miesiące. Moja Mama, czyli osoba dorosła. Wszystko w ramach NFZ. 20 lat temu i gastro, i kolono nie były powszechnie dostępne.

Odpowiedz
avatar bonsai
1 1

@qulqa: właśnie to jest podstawowa różnica - DLA DOROSŁYCH. Małym dzieciom robi się te zabiegi trochę innym sprzętem [mniejszym], którego większość placówek nie posiada. Dlatego to nic niezwykłego, że terminy dziecięce są dłuższe. Poniżej 2 miesięcy się raczej nie zejdzie, bo przygotowania do zabiegu tyle trwają [np. nie wolno brać antybiotyków przez 6 tygodni - na szczęście Młody rzadko choruje]. No, przynajmniej myśmy dostali takie wytyczne od lekarza, łącznie z dietą [np. nie jeść kukurydzy i bananów na 3 dni przed].

Odpowiedz
avatar hitman57
2 2

@qulqa: Skarbeńku mój, od 8 lat nie byłem u lekarza, od 8 lat co miesiąc wychodzi około 200 zł zdrowotnej składki, przez 8 lat non stop pracuje na umowe o pracę. Więc zapłaciłem już 20 tys zł za to że jak będę potrzebował to usłyszę, że skończył się limit i moge SAM SOBIE SZUKAĆ gdzieś indziej. W moim najbliższym otoczeniu większość osób nie choruje. Jedynie moja Mama ostatnia na NFZ była u dentysty ale DOPŁACAŁA do jakiejś plomby czy coś. Poprzenio z pomocy lekarza korzystała hmm z 10 lat wcześniej czyli ponad 20 tys zł w składkach. Chcesz mi powiedzieć, że prywatna firma, która by się tym zajmowała i miała powiedzmy dla równego 2mln ubezpieczonych co daje (przy składce około 200 zł miesiecznie) 4 800 000 000 zł zł rocznie przychodu nie potrafiłaby utrzymać dla tych 2mln osób sensownych świadczeń? No właśnie, JEŚLI lekarz rozpozna, że jest coś poważnego tylko będzie leczył objawowo zamiast od razu zrobić cały panel badań? I po 3 miesiącach dowiem się, że gdybyśmy to złapali miesiąc wcześniej to było by łatwiej a teraz to .... wymyśl sobie coś. A co do 20 lat temu, to wiesz, w X wieku okolice 40 roku życia to już bylo blisko końca, mamy tam wracać? Pewnie nie? To powiem Ci, że jak dla mnie w 2015 roku 2 miesiące to jak 20 lat temu termin na 30 lat do przodu.

Odpowiedz
avatar qulqa
-2 4

@hitman57: 1. Karpiku, nie zapominaj, że większość składki zdrowotnej masz odliczane od podatku. To trochę zmienia górę pieniędzy, jaką wyłożyłeś. 2. W Polsce obowiązuje system Bismarcksowski ubezpieczeń zdrowotnych. Czyli wszyscy wrzucamy do jednego worka i wszyscy z niego korzystają. A ty - jeżeli masz potrzebę skorzystania - DOSTAJESZ TO CZYM W DANEJ CHWILI DYSPONUJE OPIEKA ZDROWOTNA. Czyli kardiolog za 5 miesięcy, rehabilitacja za 2 miesiące itp. Nie odpowiada Ci? To lobbuj za wprowadzeniem indywidualnych kont dla każdego. 3. nie ma prywatnej firmy, która oferuje leczenie KAŻDEJ jednostki chorobowej. Nie ma. Popatrz na zakresy usług w Luxmedach, Medicoverach czy innych. Za miesięczną składkę owszem, wyleczą ci pryszcza na tyłku, nic więcej. Z rakiem, po wypadku, do poważnej operacji odeślą cię do państwowego. Tym się różni rybeńko jeden i drugi sektor usług. 4. źle leczy lekarz? a on jedyny na świecie? 5. dla dorosłych niektóre wypełnienia są bezpłatne (np. amalgamat w zębach trzonowych). Jeżeli chce się mieć lepsze (światłoutwardzalne) - trzeba dopłacić. Ale z amalgamatem też można żyć, słowo :) Kurna, łapy opadają. Nie sądziłam że wiedza o organizacji ochrony zdrowia jest w społeczeństwie tak niska.

Odpowiedz
avatar bazienka
3 7

szczerze? masz pilna potrzebe badan? idz do wiezienia. zrobia ci komplet bez czekania i za darmo...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

Droga Autorko! Jeśli masz ubezpieczenie z ramienia pracodawcy w firmie na "M" to bardzo możliwe, że ze sobą rozmawiałyśmy, bo wszystkie procedury, które opisujesz brzmią przedziwnie znajomo :D Żeby u nas więcej takich zadowolonych pacjentów było - praca byłaby piękniejsza :)

Odpowiedz
avatar VAGINEER
1 1

@elfia_luczniczka: Medicover?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
-2 2

@VAGINEER: Po to piszę pierwszą literkę nazwy firmy, żeby zaraz potem pisać pełną nazwę według Ciebie? Może Medicover, może nie, nie interesuj się.

Odpowiedz
avatar imhotep
-2 4

Składkę płacisz, żebyś mogła zrobić wszystkie badania/zabiegi, których ubezpieczenie nie obejmuje. Podobnie niektórzy mają pakiet ubezpieczenia prywatnego od pracodawcy idą do lekarza błyskawicznie, ALE badania np. USG (że nie wspomnę o droższych) musza robić z własnej kasy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 5

@imhotep: Guzik prawda. Nie wiem jak w innych firmach, ale w tej, w której ja pracuję i która właśnie jest taką prywatną 'ubezpieczalnią' nie spotkałam się jeszcze z badaniem, którego by nie było w abonamencie pacjenta. No chyba, że abonament tzw. neetworkowy, to tutaj może się to faktycznie zdarzyć. Poza tym, jeśli pacjent ma jakieś mega skomplikowane badanie to zawsze istnieje u nas opcja refundacji na zasadzie - idź pan se zrób gdzie pan chcesz to badanie, a my oddamy Ci hajs, bo to przecież nie Twoja wina, że np. w naszych placówkach nie ma sprzętu, który Ci to zapewni. Albo na niektóre konsultacje np. psychiatry/psychologa albo na niektóre zabiegi rehabilitacyjne jest limit np. 3 wizyty w ciągu roku, dopiero po wykorzystaniu limitu trzeba zapłacić. A jeśli chodzi o USG to wierutna bzdura - niektórzy pacjenci nie muszą mieć nawet skierowania, już nie mówiąc o tym, że USG ZAWSZE jest darmowe.

Odpowiedz
avatar qulqa
-4 4

@elfia_luczniczka: A to zapytaj w swojej firmie, co powiedzą na leczenie ostrego zapalenia trzustki na intensywnej terapii? Hehehehehe, powodzenia życzę. Rybeńko, firmy prywatne mogą wyleczyć Ci w ramach abonamentu pryszcz na języku. Wszelkie poważne rzeczy odeślą natychmiast do państwowego.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

@qulqa: Zdaję sobie sprawę, że nie wiem wszystkiego o tej firmie - pracuję tylko nieco ponad trzy miesiące, ale uwierz mi - nie spotkałam się jeszcze z sytuacją, której nie dało się załatwić. Ostatnio sama obdzwaniałam pół Polski, żeby załatwić pacjentce przyjęcie na onkologię w dużym mieście na już, a nie na za miesiąc. I udało się, pacjentka za leczenie nie płaci ani grosza, a pakiet to nie żadna 'złota karta' czy bóg wie, co innego. Zwykły, pracowniczy abonament. A tak na marginesie: nie życzę sobie nazywania mnie 'Rybeńką', bo hehehehehehehe koleżankami nie jesteśmy.

Odpowiedz
avatar qulqa
-4 4

@elfia_luczniczka: Orzepraszam, niekoleżanko. Rybeńka była z sympatii. A o to ostre zapalenie trzustki z pobytem na intensywnej terapii zapytaj. Załatwiałaś onkologię w dużym mieście? W szpitalu państwowym czy prywatnym?

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

@qulqa: W państwowym, który miał akurat podpisaną umowę z nami o współpracy. Jednak nie była to nasza placówka, tylko powiedzmy 'poddostawca'. A poza tym mam wrażenie, że uczepiłaś się tej trzustki tylko dlatego, że Ciebie/kogoś z Twoich bliskich spotkała taka choroba i akurat w Twoim abonamencie tego nie było. A skoro u Ciebie nie było, to znaczy, że nie ma u nikogo, pewnie, że tak.

Odpowiedz
avatar qulqa
-4 4

@elfia_luczniczka: Uczepiłam się ostrego zapalenia trzustki z pobytem na intensywnej terapii i wieloma operacjami bo wiem, ile kosztuje leczenie- coś około 500 tys zł. Dlatego tak naprawdę jestem ciekawa, czy istnieje ubezpieczyciel, który pobierając niewielką miesięczną składkę zapłaci pełny koszt takiego leczenia. Serio mnie to interesuje, nie z żadnej złośliwości. Powiedz mi jeszcze proszę - osoba, której załatwiałaś leczenie, była Polakiem? Obywatelem Unii? Obywatelem nieunijnym z prawem stałego pobytu? Rezydentem Polski? To cholernie ważne, więc prozę Cię o odpowiedź. (po prostu szukam dobrej polisy dla siebie, stąd ta dociekliwość).

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@qulqa: Cholera wie, ile takie leczenie kosztuje. Znaczy ja nie wiem, osobą medyczną nie jestem. Osoba, której załatwiałam takie leczenie była miała zwyczajny pracowniczy abonament (Zdrowie Premium bodajże, pewna nie jestem) - połowa ludzi, których umawiam na cokolwiek ma właśnie taki abonament. Była Polakiem, pacjenci z kartą CIGNA (czyli osoby z ubezpieczeniem międzynarodowym) obsługiwane są zupełnie inaczej i w ich abonamentach zazwyczaj jest wszystko łącznie z medycyną estetyczną i wszystkim, co sobie wymyślą :) Jeśli chcesz się dowiedzieć np. w jakiej firmie pracuje - napisz na priv, obowiązuje mnie ochrona danych osobowych, na forum publicznym nie powiem Ci nawet nazwy firmy :D

Odpowiedz
avatar qulqa
-1 5

@elfia_luczniczka: No i widzisz, nie jest tak jak myślisz. Jeżeli osoba była Polakiem, to ZA LECZENIE JEJ W SZPITALU PAŃSTWOWYM PŁACI NFZ. Jest to zupełnie niezależne od tego, czy ma kartę pracowniczą, złotą czy platynową. Ty tylko załatwiłaś jej miejsce, ale dalej już Twoja frma nie ponosi żadnych kosztów. Czyli w ramach abonamentu płaci za leczenie ambulatoryjne, diagnostykę, pewnie jakieś drobne zabiegi jednodniowe, w lepszych abonamentach może wchodzić w grę poród. Ale jeżeli przydarzy się coś poważniejszego (rak, ostre zapalenie trzustki, powikłania pooperacyjne wymagające intensywnej terapii, intensywna terapia noworodka) - pacjent jest odsyłany do szpitala państwowego, a firma ubezpieczeniowa umywa ręce. Identycznie dotyczy to obywateli UE (za ich leczenie w szpitalach państwowych płaci NFZ, a potem rozlicza to z ubezpieczycielem w danym kraju). Chyba że ktoś w swoim kraju nie jest ubezpieczony, wtedy zwykle negocjuje się indywidualne polisy, które jednak kosztują krocie. Dla Polaków niedostępne. Nie musisz pisać, w jakiej firmie pracujesz. Znam bardzo dobrze rynek polis medycznych i ubezpieczeń (szukałam niedawno polisy dla siebie i bliskiego mi obcokrajowca), że wydaje mi się, że rozpoznałam :) Niestety firmy medyczne czy ubezpieczeniowe to nie instytucje charytatywne - nastawione są na zysk. Nie ma na polskim rynku firmy, która oferowałaby obywatelowi polskiemu, nie odprowadzającemu składek zdrowotnych, leczenie każdej potencjalnej jednostki chorobowej w ramach oferowanego abonamentu. Szeroki zakres usług ambulatoryjnych, zabiegów bez większego ryzyka, diagnostyka - tak. A szkoda, by myślałam że coś drgnęło :) Czyli nadal można u prywaciarza wyleczyć pryszcz na języku, ale raka już nie. Chyba że prywaciarz ma umowę z NFZ na leczenie onkologiczne (są tacy), ale wtedy i tak płaci NFZ, nie prywaciarz. Dziękuję Ci za wyczerpujące odpowiedzi, pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar slothqueen
1 1

@qulqa: Zgadzam się z tobą całkowicie, jednak rozumiem złość reszty osób. NFZ... nie jest prawidłowo prowadzoną instytucją. Prawie żadna gałąź gospodarki nie działa w Polsce tak, jak powinna. Praca, która powinna być wykonywana przez programy komputerowe (jednorazowa opłata za BARDZO solidnie napisany program to ok. 20 tys. złotych, po czym masz względny spokój finansowy) jest wykonywana przez bandę darmozjadów pobierających co miesiąc trzy kafle za robotę, którą byłby w stanie wykonać niezbyt zdolny dziesięciolatek. Każda pierdoła wymaga stosu papierów i pieczątek pięćdziesięciu biurw. I żeby jeszcze to miało czemukolwiek służyć - gdzie tam, ostatecznie biurokracja zeżarła własny ogon, i zamiast gwarantować kontrolę nad pewnymi procedurami, jeszcze pogłębia problem braku kontroli. Osoby posiadające kompetencje nie mogą rozpocząć działalności bez papierka (który oczywiście kosztuje), podczas gdy masa zielonych w temacie cwaniaczków wyrabia papiery na lewo, po znajomości, na "święty spokój" (moje studia medyczne najlepszym przykładem - na praktykach lekarze sami zachęcają nas, byśmy "już sobie poszli, oni podpiszą obecność") czy po prostu kupuje je na czarnym rynku. Podobnie jest z NFZ - w teorii wszystko wygląda OK, w praktyce - armia urzędników skazuje tanie usługi na bycie potrójnie tak kosztownymi, jak być powinny. Jeżeli po leczenie pryszcza na tyłku w szpitalu państwowym i tak czeka się pół roku, bo kolejki stąd na księżyc, to po co w ogóle na to łożyć? Gdyby zlikwidować rekomendacje w stylu "kropelki do nosa za złotówkę zamiast za pięć", ba (tu trochę popłynę), gdyby zlikwidować publiczne przychodnie, w budżecie zostałaby góra pieniędzy na ważniejsze zabiegi, gdyż zgadzam się całkowicie, że zabiegami ratującymi zdrowie i życie NFZ stoi. Chorzy z katarkiem i pryszczem na języku szli by do prywaciarza i płacili sobie 100 zł za wizytę raz na pół roku (przeważnie i tak to robią, z tego co się wszędzie słyszy...), a gdyby pewnego dnia przyszli do dochtóra i okazałoby się, że pryszcz na języku to symptom czegoś poważniejszego - wio do państwowego szpitala. W ten sposób nie tylko możnaby zaoszczędzić, każąc płacić ludziom niższe składki (bo nie opłacaliby innym beta-blokerów refundowanych z 9 na 7 zł), ale też polepszyć jakość "poważnych" usług świadczonych przez NFZ. Czekam na Twoją odpowiedź, bo prawisz waść z sensem.

Odpowiedz
avatar slothqueen
2 2

@qulqa: I co najważniejsze, a zapomniałam wspomnieć - pokazać ludziom, że płacą składki NFZ nie po to, by leczyć bolesne miesiączki, tylko białaczkę, zawał i nowotwór, gdy juz się zestarzeją. PS. Serio, czytałam tu kiedyś historię autentycznie oburzonej pańci, której załoga karetki nie chciała natychmiast pomóc z powodu... bolesnej miesiączki. Pańcia miała tak od dawna i wiedziała, że to miesiączka, ale mimo to zadzwoniła po karetkę. Bo wiadomo, że karetka to to samo, co przychodnia na kółkach.

Odpowiedz
avatar qulqa
1 1

@slothqueen: Zgodzę się z Tobą, ale nie do końca :) Jednak nie każdy udźwignie konieczność komercyjnego leczenia ambulatoryjnego, zwłaszcza wysocespecjalistycznego (emeryci). Dlatego jestem nie za komercjalizacją, ale za wprowadzeniem: - obowiązkowego współpłacenia za leczenie ambulatoryjne - wprowadzenie kosztów hotelowych za leczenie szpitalne - wprowadzenie 100% płatności za leczenie, jeżeli główną przyczyną zachorowania było upojenie alkoholowe albo zatrucie narkotykami - wprowadzeniem płatności za nieuzasadnione wzywanie karetek lub przyjście na SOR PO EDUKACJI SPOŁECZEŃSTWA W TYM ZAKRESIE. Dobry czas to krótkie spoty przed dziennikiem :) - zlikwidowanie pobytów sanatoryjnych, opłacanych przez NFZ. Tylko turnusy rehabilitacyjne, opłacane przez ZUS - upowszechnienie płacenia jednolitej składki zdrowotnej (czyli de facto reforma KRUS) - wręczanie każdemu, kto korzystał z usług medycznych informacji, ILE KOSZTOWAŁA TA USŁUGA. Choćby po to, żeby ludzie przestali w końcu krzyczeć 'gdzie są moje pieniądze i zobaczyli, ile to naprawdę kosztuje. Pomysłów mam jeszcze mnóstwo, ale i te które wymieniłam są nie do zrealizowania. Chodzi właśnie o to, co mówiłaś - na leczenie pryszcza na pupie stać dużą część z nas, ale na leczenie białaczki nie. I żeby strumień pieniędzy kierować w odpowiednią stronę. Niestety każdy, kto wprowadzi choć tak minimalne reformy, zostanie odwołany przez populację w kolejnych wyborach. Natomiast nie zgodzę się co do NFZ. Począwszy od słowa 'biurwa' - bo jest obraźliwe, przez ocenę programów komputerowych - które tam są, choćby program do drukowania przez Ciebie samodzielnie recept czy EWUŚ. Każdy szpital czy poradnia sprawozdaje codziennie w systemie NFZtowskim najrozmaitsze dane (począwszy od liczby pacjentów po JGP, punkty TISS i inne) i nie obsługują tego programy za 20 tysięcy. Nie wiem, jakie sterty papierów musiałaś składać w NFZ. Ja parę razy miałam do czynienia z tą instytucją i stert papierów składać nie musiałam. Nie jestem fanką biurokracji, ale powiem coś zupełnie niepolitycznego. MAMY ZA MAŁO URZĘDNIKÓW W NFZ. Serio serio. Koszty obsługi ubezpieczyciela publicznego wynoszą w całej Zachodniej Europie 5% i więcej, koszty obsługi ubezpieczyciela prywatnego - 7-8%, w Anglii od 12%. W Polsce koszty obsługi NFZ (czyli koszt funkcjonowania funduszu) to 2% kosztów ogólnych - czyli najmniej w Europie. Do sprawdzenia w sprawozdaniu rocznym NFZ. I właśnie przez to, że jest tak mało urzędników, system kontroli wydawania pieniędzy szwankuje. Statystyczny gabinet prywatny czy szpital ma szansę na kontrolę raz na kilkanaście lat. Ale powiedz publicznie, że musisz zatrudnić dodatkowych urzędników - zostaniesz zlinczowana. Państwo, żeby działało dobrze, nie może być państwem 'tanim' - co lansują niektórzy. Musi mieć sprawny aparat urzędniczy i sprawne prawo. U nas jeszcze i jedno, i drugie szwankuje, ale żyjąc ponad 50 lat widzę ogromny postęp - choćby możliwość załatwienia wielu spraw przez internet via epuap. Pozdrawiam :)

Odpowiedz
avatar BiAnQ
2 8

płacisz na taką cholerę, że leczenie ewentualnego nowotworu to kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie; przyjazd karetki-kilka tysięcy; operacja? pobyt w szpitalu? kilka-kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy. po to płacisz. że jak będziesz umierać przygnieciona samochodem po wypadku, to może Cię uratuje lotnicze pogotowie ratunkowe szybkim transportem to szpitala i szybką operacją. to nie działa za darmo, chociaż jakoś dziwnie w naszym Kraju tak się większości ludzi wydaje, bo muszą poczekać na coś tam, ileś tam. pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar nemo333
1 3

Załatwiałem sobie jakiś czas temu książeczkę sanepidowską. Poszedłem do prywatnej przychodni i zostałem poinformowany że dziś mają dużo ludzi umówionych i mogę długo czekać. Nie przeszkadzało mi, siadłem, poczekałem. W międzyczasie potrzebowali ode mnie dokumenty, miła pani podeszła do mnie, wzięła co trzeba, po skserowaniu odniosła. W NFZtowych przychodniach zapewne zostałbym chamsko przywołany do stanowiska i najlepiej jakbym przyniósł im od razu ksero tego co potrzebują. Pozostała część personelu również podobnie miła. Długie czekanie według pań to były zaledwie 2 godziny, tyle spędziłem tam czasu od wejścia do wyjścia z wypełnionymi dokumentami. Tu nie tylko czas obsługiwania jest zupełnie inny niż w przychodniach które robią tylko na NFZ, w prywatnych przychodniach również obsługa i podejście do pacjenta jest na wiele wyższym poziomie. W szoku byłem że można tak miło i z uśmiechem na ustach obsługiwać pacjentów, do tej pory niestety rzadko miałem możliwość zobaczyć coś takiego. Dla porównania - w NFZ załatwiałem ostatnio urologa. Zapisałem się w styczniu, udało mi się dostać na bliski termin bo na kwiecień (!). Normalnie zapisy w tym okresie były na czerwiec albo lipiec. Później miesiąc czekania na prześwietlenie z kontrastem, kolejny tydzień czy dwa na 5 minutową wizytę żeby lekarz zobaczył co mam popsute i w poniedziałek idę do szpitala, zapisałem się 3 tyg temu. Prawie rok czekania żeby zrobić jedną z podobno najpopularniejszych operacji ukł. moczowego. Niektórzy zdążyliby się już przekręcić, ja próbuję walczyć z bólem który ostatnim razem trzymał mnie 3 dni i nawet ketanol już nie pomagał.

Odpowiedz
avatar Imperator0
2 2

Problemy ze służbą zdrowia są bo: 1. Nie wszyscy płacą składkę równą składkę zdrowotną (do rolników w ramach KRUS, głównie tych małych 6 ha, dopłacamy 15,5 miliarda a innych "uprzywilejowanych" 25 miliarda) 2. Budżet NFZ to 67,5 mld zł w tym idzie na leczenie podstawowe to 12%, refundacja leków 12 % ogólnej sumy a szpitalne leczenie (44%). Resumując gdyby gdyby wszyscy zaczęli płacić RÓWNE ALE NISKIE STAWKI, to budżet od razu by wzrósł. 3. Ludzie jednak nie płacą składek poprzez: przepisanie się do KRUS, praca na umowę o dzieło itp. Dlatego jeszcze mocniej ściąga się je z tych którzy muszą je płacić. 4. Wielu ludzi (szczególnie tych starszych)zapisuje się do kilku poradni/szpitali na raz. W ten sposób tworzy się sztuczna "kolejka". Przyzwyczajenia z PRL pozostają... 5. Bardzo często za błędy lekarskie nie płaci sam doktor, ale szpital. Głośne procesy potrafią naprawdę pognębić szpital. W Polsce mało są popularne tego rodzaju ubezpieczenia. Jednak oczywiście dyrektor takiej placówki zbyt się nie przejmuje bo i tak " państwo da" najwyżej zamknie się nieopłacalne oddziały: SOR albo Onkologię. 6. Brakuje personelu obsługi specjalistycznych maszyn. Często one leżą one w budynku szpitala i zbierają kurz. 7. NAJWAŻNIEJSZY - na Polskę na 1000 mieszkańców przypada 2,2 lekarza! Średnia wieku pediatry to 60 lat! Idziesz na studia medyczne i powiedzmy że w dużym mieście (Poznań Kraków itp) kierunek lekarski kończy około 150-200 osób. Ile jest miejsc na specjalizację? Do 2015 istniał system 0-1 czyli nie było w ogóle albo tylko jedno na ośrodek (województwo)! Czyli z tych 150 osób na specjalizację dostawało się około 30-50 osób. Na dodatek ludzie biorą to co dostaną a nie to co leży w sferze ich zainteresowań. Co z resztą? Wegetują na wolontariacie albo czekają rok albo jadą do Niemiec, Anglii gdzie biorą ich z pocałowaniem ręki! Istnieje olbrzymia dysproporcja zarobków. Na stażu i specjalizacji jest to jakieś 1500-2500 w zależności od miasta. Za to Pan ordynator/specjalista kosi kasę za 50 tys bo po mniej to mu się nie opłaca wstawać. Kto ustala te limity na specjalistę? Oczywiście, że ci co zarabiają 50 tys (przecież nie chcą sobie tworzyć konkurencji)na dodatek obwarowują się tyloma regulaminami i umowami, że cała odpowiedzialność spada na tego biednego "uczącego się" 8. Dlatego jakość usług medycznych spada: zwalnia się pielęgniarki/obsługę bo niestety trzeba zaspokoić apetyt starych wyjadaczy. Dochodzą do tego kary i przegrane w procesach. 9. Na szczęście po ostatnich bataliach w grudniu Arłukowicz skapnął się, że coś jest nie tak i przymusowo powiększono listy na specjalizację (o 2-10 mało ale jednak) i uczelnie medyczne ( Otworzono nowe uczelnie w Kielcach i gdzieś jeszcze... nie pamiętam) 10. Pusty śmiech mnie ogarnia jak przez 8 lat rządów PO te listy na miejsca specjalizacji akceptował Pan wiceminister zdrowa z PSL, który sam był lekarzem oraz jego Synowie, żona, szwagier i itp. 11. Dlatego w drodze wyjaśnienia: tego typu system jest na rękę paru osobom w kraju... 12 Oczywiście nigdzie nie istnieje idealny system. W Szwecji działa nieźle, ale opłacone jest to wysokimi podatkami. W Stanach opieka prywatna też jest efektywna ale jak dowalą ci rachunek lub nie podchodzi to pod ustawę OBAMY to można sobie tylko strzelić w łeb (Tam ludzie kupują plomby w sklepach i sami łatają sobie dziury w zębach). W Anglii też są kolejki, a lekarze zawsze najpierw przepisują jakiś lek przeciwbólowy i wysyłają do domu a nie do specjalisty.

Odpowiedz
avatar qulqa
1 1

@Imperator0: cytat: >Za to Pan ordynator/specjalista kosi kasę za 50 tys bo po mniej to >mu się nie opłaca wstawać. Widzę tu osobę, która wie gdzie dzwonią, ale nie do końca. Po pierwsze jest bardzo nieliczna grupa specjalistów, która zarabia w Polsce takie pieniądze. Liczyłabym ich na mniej niż 1000 osób. Są to specjaliści, pracujący komercyjnie (chirurdzy plastycy - ale ci najbardziej wzięci, stomatolodzy robiący implanty w Warszawie, specjaliści medycyny estetycznej). Może i paru ginekologów by się w to załapało. Może jakiś wybitny specjalista zabiegowiec, u którego konsultacja kosztuje 500 zł, nie wiem. Ale zaznaczam - ci ludzie pracują KOMERCYJNIE. Prywatnie znaczy. Natomiast duża część krezusów specjalistów zarabia 10 - 20 tys zł brutto, może ciut więcej. A dlaczego? Po pierwsze - są zatrudnieni na kontraktach. I w firmach prywatnych, i w szpitalach państwowych. Czyli zero ochrony pracowniczej, wszelkie podatki / składki ZUS we własnym zakresie, brak płatnych urlopów, na zwolnieniu - zasiłek z ZUS 750 zł miesięcznie - i PEŁNA ODPOWIEDZIALNOŚĆ FINANSOWA ZA SWOJĄ PRACĘ (czyli konieczność wysokiego ubezpieczenia się). Patrząc inaczej - bardziej luksusowa śmieciówka. Po wtóre - kontraktowcom za godzinę płaci się 40 - 120 zł zależnie od miasta, specjalizacji itp). Pojedynczy wybitni specjaliści niech dostaną 150 zł (choć o takim kontrakcie nie słyszałam). To nie cyfry z nieba, wystarczy poprzeglądać konkursy ofert szpitali. Ile zatem godzin musiałby pracować kontraktowiec, żeby zarobić te twoje 50 tysięcy? Niech ma 80 zł/godz (średnia stawka). 5o tys /80 = 625 godzin. A miesiąc ma 720 godzin. Kto jest w stanie, nawet latając z pogotowia na SOR (niższe płace) i na oddział tyle pracować? Zwykle ludzie pracują ok. 200 - 250 godzin i za tyle dostają wynagrodzenie. Porównujesz zatem płacę ETATOWĄ 160 godzin z płacą KONTRAKTOWĄ 200 - 250 godzin. Czyli ziemniaki z piłkami tenisowymi. Bo to okrągłe i to okrągłe.Tak się nie da. Chcesz porównać ? Porównuj płacę ETATOWĄ za taką samą ilość godzin. W szpitalach nadal obowiązują tak zwane siatki płac dla etatowców, są tam jak za socjalizmu grupy zaszeregowania i płaca od - do. Więcej nie da rady. Ordynator też może mieć dodatek funkcyjny od - do procent pensji i ani grosza więcej. Możesz zatem pójść do kadr, wziąć taką siatkę płac i zobaczyć, jakie to kokosy zarabiają etatowi lekarze. >Na stażu i specjalizacji jest to jakieś 1500-2500 Nie kłam. Zarobki rezydentów reguluje rozporządzenie ministra: " ..... w pierwszych dwóch latach rezydentury - 3 170 zł; po dwóch latach rezydentury - 3 458 zł." Zarobki brutto. Podstawa prawna: Rozporządzenie Ministra Zdrowia z 23 kwietnia 2009 r. w sprawie wysokości zasadniczego wynagrodzenia miesięcznego lekarzy i lekarzy dentystów odbywających specjalizacje w ramach rezydentury (Dz.U. Nr 66, poz. 560). Dlaczego lekarze mają tak wysokie stawki ? (oczywiście wysokie dla statystycznego forumowicza Onetu)? Bo mamy Unię i otwarte granice. Już dwa razy były masowe exodusy lekarskie - raz po wejściu do Unii, dwa po wprowadzeniu w starej Unii norm czasu pracy lekarzy. W moim mieście zawaliła się wtedy anestezjologia i ortopedia. Zostało po 2-3 lekarzy na tych oddziałach. Podniesienie stawek i umożliwienie przechodzenia na śmieciówki nieco te wyjazdy zahamowało. A i tak statystyczny lekarz zarabia dużo mniej za dużo większa liczbę godzin, niż jego odpowiednik na Zachodzie. >Kto ustala te limity na specjalistę? Oczywiście, że ci co zarabiają 50 tys (przecież nie chcą sobie tworzyć konkurencji)na dodatek obwarowują się tyloma regulaminami i umowami, że cała odpowiedzialność spada na tego biednego "uczącego się" Bzdura na bzdurze. Limity ustala ministerstwo. Towarzystwa lekarskie różnych specjalizacji od dawna upominają się o zwiększenie ilości rezydentów. Nie jest to możliwe, bo a/rezydentom trzeba zapłacić b/robienie rezydentury to nie dodatkowe krzesło w sali wykładowej, które można w każdej chwili wstawić, ale szpital z odpowiednią obsadą,

Odpowiedz
avatar qulqa
1 1

@Imperator0: c.d - źle mi się coś nacisnęło, przepraszam. Szpitale tną więc koszty gdziemogą, wypychając ludzi na kontrakty (tańsze), robiąc outsorcing (tańsze) czy zwalniając personel (jeszcze tańsze). >tego typu system jest na rękę paru osobom w kraju... Nie. Tego typu system jest na rękę POLAKOM. Spróbuj napomknąć o zwiększeniu składki zdrowotnej, wprowadzeniu współpłacenia, likwidacji KRUS itp. Tylko spróbuj. Na próbie reformy polegnie każdy rząd, od prawa do lewa. Więc politycy udają, że jest dobrze, a ja wciąż czekam na polityka, który nie będzie tchórzem i powie jasno: Ludzie, za te pieniądze, które płacicie, należy wam się to to i to. Reszta nie.

Odpowiedz
avatar qulqa
1 1

@Imperator0: Jeszcze jedno. > cała odpowiedzialność spada na tego biednego "uczącego się" Nie. Za osoby bez specjalizacji, zatrudnione na etatach rezydenckich, odpowiedzialność ponosi ordynator. Nawet jeśli popełnią ewidentny błąd w sztuce, jest za to odpowiedzialność również ordynatora oddziału.

Odpowiedz
avatar Imperator0
1 1

@qulqa: Zarzucasz mi kłamstwo a jednak są tacy lekarze zarabiających 50 tys wystarczy to... http://wyborcza.pl /1,75478,17338456,Gigantyczne_pensje_lekarzy__Nawet_50_tys__zl__a_szpital.html http://supernowosci24.pl/za-dwa-dyzury-dostaja-srednia-krajowa/ Oczywiście że takie osoby są w mniejszość, jednak mają one istotny wpływ na kształtowanie się systemu opieki zdrowotnej. Te osoby owszem są na kontraktach, ale... mają prywatną praktykę jako spółka z.o.o albo partnerska (mniej korzystne warunki) i wtedy bezproblemowo regulują sobie kwestie podatkowe. Za przykład podam MedicalConcept czy LUX MED. Za to żona byłego ministra Arłukowicza spokojnie zarabia na prywatnej praktyce ponad 50 tys (Bez kontraktu z NFZ) 2)Rezydent zarabia - 3 170 zł; - 3 458 zł BRUTTO. Na rękę pozostaje taka kwota jaką pisałem. Pozostaje jeszcze masa ludzi na wolontariacie! 3) Haniebnym zaniedbaniem rządu było nieuregulowanie kwestii rekrutacji na specjalizacje. Są takie gdzie od lat postulowało się o zwiększenie limitu specjalizacji ( szczególnie że felczerom niedługo odbierze się możliwość leczenia ): Pediatria, Psychiatria, Anestezjologia Dziecięca, Medycyna Paliatywna czy Onkologia. Te grupy bardzo mocno odczuwają dziurę pokoleniową. Niestety(albo stety) MZ dopiero teraz ocknęli się i zwiększyli ich liczbę. Jednak w grupach: Dermatologia, Ginekologia, Okulistyka, Anestezjologia czy Kardiologia już tych głosów jest o wiele mniej albo wcale. 4) To konsultanci wojewódzcy ustalają liczby na specjalizacje które Ministerstwo zdrowia akceptuje bądź koryguje. http://www.nowinylekarskie.ump.edu.pl/uploads/2013/4/318_4_82_2013.pdf Mój błąd był taki, ze założyłem że RÓWNIEŻ ordynatorzy działają w ustalaniu miejsc rezydenckich. Konsultant i Ordynator to dwie różne instytucje. Z drugiej strony Konsultant jak może bez wiedzy Ordynatorów i szpitali wiedzieć jakie jest zapotrzebowanie? Co nie zmienia faktu, że to właśnie najbardziej wpływowi/doświadczeni/najlepiej zarabiający ustalają miejsca na specjalizacje. W NIK trwają już analizy i kontrole w tej kwestii. Ba już nawet samorządy chciałby sponsorować miejsca na specjalizacje, ale to nie jest możliwe. http://www.zdrowie.abc.com.pl/czytaj/-/artykul/za-malo-miejsc-na-specjalizacje-dla-lekarzy To durne prawo pisane jest pod tych którzy nie chcą konkurencji. 5)Od co najmniej 10 lat ( albo i więcej biorąc pod uwagę czasy po 89) ministerstwem rządzą lekarze (właściwie to tylko w czasach SLD było paru ekonomistów). Nie wierzę w to, że środowisko lekarskie nie wywarło by na nich wpływu (widząc rodzące się problemy), gdyby rzeczywiście w sposób stanowczy i zdeterminowany zgłaszali zapotrzebowanie na miejsca specjalizacyjne(Przez 3 różne rządy!). Ten problem narastał właściwie od 89! Nikt z tym nic nie zrobił. Ja wierzę w to że jest w PL pewna grupa lekarzy-biznesmenów, którzy korzystają z takiego stanu rzeczy. Lata zaniedbań i lobbingu swoje zrobiły. A firmy jak LUX MED itp zarabiają ogromne pieniądze na zabiegach i badaniach, które same ze swojej natury nie są kosztowne, ale zbyt długo na nie się czeka. Związku z tym tą dzika prywatyzacja związana z redukcją zatrudnienia i śmieciówkami zgotowali o zgrozo lekarze lekarzom. Dziwne, że nikt wtedy nie protestował. Wizja ogromnej mamony chyba zbyt przysłoniła niektórym wzrok. Co do kwestii odpowiedzialności czy podatkowych jak już mówiłem istnieją odpowiednie konstrukcje prawne, które sprawnie mogą je ominąć! Boli mnie to że tymi pieniędzmi przerzuca się jak workiem kartofli. Gdy Ministrem był Religa ogromne kwoty szły na kardiologie, podczas za rządów Arłukowicza idą na onkologię. Zawsze kilku( specjalizacji) trzeba zabrać, żeby jednej dać. PS: na SORZE pracują głownie wolontariusze na specjalizacjach, którzy muszą jakoś zarobić kasę w wieku 25 lat. No i to sami lekarze ustalają sobie limity czasowe. Niektórzy są nawet tak zdeterminowani w zarabianiu pieniędzy że umierają podczas dyżuru.. http://wiadomosci.onet.pl/opole/lekarz-zmarl-na-dyzurze-sledczy-b

Odpowiedz
avatar qulqa
1 1

@Imperator0: Naprawdę wierzysz w to co piszą gazety? Łykasz wszystko jak pelikan? Bo ja znam realia środowiska lekarskiego z różnych stron Polski i nawet ci najciężej pracujący nie zbliżają się do kwoty 40 tys, co dopiero mówić o 50 tys. >wtedy bezproblemowo regulują sobie kwestie podatkowe Nie jestem lekarzem, ale też pracuję na kontrakcie. Co to znaczy 'bezproblemowa regulacja kwestii podatkowych'? Najniższy podatek to 19% podatku liniowego, płaconego od każdej złotówki dochodu. Odliczenia podatkowe możesz robić od przychodu. Co odliczasz? Amortyzację auta (o ile jest w leasingu), paliwo, komputer, artykuły biurowe, amortyzację sprzętu, koszt zakupu środków zużywalnych do praktyki lekarskiej. Ochrona zdrowia nie podlega pod ustawę o VAT, więc VAT nie odliczasz. Oczywiście możesz inwestować więcej i więcej i płacić niższy podatek, ale nie zapominaj, że z czegoś musisz żyć i zostanie coraz mniejszy dochód dla Ciebie. Możesz wyleasingować 5 samochodów, spłacać raty, odliczać je od przychodu - ale i tak dużą część kosztów tych aut będziesz musiał ponieść Ty. > Za to żona byłego ministra Arłukowicza spokojnie zarabia na prywatnej praktyce ponad 50 tys (Bez kontraktu z NFZ) Wg informacji prasowych pani Arłukowicz jest właścicielką SIECI GABINETÓW STOMATOLOGICZNYCH. Zatem część jej dochodu pochodzi z pracy jako lekarz, część jako biznesmenka. Nie mieszajmy tych spraw, bo rozmawiamy o zarobkach pochodzących z pracy LEKARSKIEJ. Dodatkowo jej sieć nie ma kontraktu z NFZ, a rozmowa dotyczy problemów z NFZ, nieprawdaż? >Pediatria, Psychiatria, Anestezjologia Dziecięca, Nie ma specjalizacji 'anestezjologia dziecięca'. http://orka2.sejm.gov.pl/IZ6.nsf/main/04A5A2B6 Cyt: Należy na wstępie zaznaczyć, że zgodnie z wyżej przytoczonymi przepisami w obecnym systemie specjalizacji lekarskich nie została wyodrębniona specjalizacja w dziedzinie anestezjologii dziecięcej. Funkcjonująca aktualnie specjalizacja w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii daje lekarzom, po odbyciu szkolenia i uzyskaniu tytułu specjalisty w ww. dziedzinie, kompetencje odnoszące się nie tylko do osób dorosłych, ale również do dzieci. Rozumiem zatem, że zgadzasz się z moim zdaniem, że to nie LEKARZE i nie ORYNATORZY wyznaczają liczbę miejsc specjalizacyjnych, lecz robi to rząd? Nie wyznaczają tego też konsultanci wojewódzcy. Np. w anestezjologii i intensywnej terapii raz do roku ordynatorzy wypełniają ankietę, w której m.inn. podają liczbę zatrudnionych lekarzy oraz rodzaje i liczbę świadczonych usług (znieczuleń, hospitalizacji itp). Na podstawie tego konsultant robi zestawienie zbiorcze, prognozuje potrzeby i przesyła dalej. W znanym mi wycinku danych liczba przyznanych miejsc specjalizacyjnych na województwo nijak się miała do prognozy potrzeb. Poza tym nawet nie trzeba pytać konsultantów. Wystarczy wziąć z Naczelnej Izby Lekarskiej rejestr lekarzy. Jest tam i specjalizacja, i wszystkie miejsca pracy. Z NFZ można wziąć zestawienie zakontraktowanych / świadczonych realnie usług i zestawić jedno z drugim. Tyle że jak napisałam - każde miejsce specjalizacyjne = koszty przez parę lat + konieczność posiadania zaplecza merytorycznego do kształcenia. >ministerstwem rządzą lekarze .... Nie wierzę w to, że środowisko lekarskie nie wywarło by na nich wpływu Dokładnie ma taki sam wpływ, jak na Arłukowicza w kwestii pisania taksacji na receptach lekarskich. Pamiętasz słynny protest receptowy? Apele NIL i ZZL? Całe środowisko zjednoczone przeciw Arłukowiczowi? Dało to coś? Nie wiesz? To popatrz na receptę, czy przypadkiem nie ma tam obowiązkowej rubryki 'płatność'. Jak ktoś idzie 'w ministry', nagle zapomina o swoich korzeniach. >Gdy Ministrem był Religa ogromne kwoty szły na kardiologie, podczas za rządów Arłukowicza idą na onkologię. Zawsze kilku( specjalizacji) trzeba zabrać, żeby jednej dać. Bo od mieszania herbata nie zrobi się słodsza. Proste. > Na rękę pozostaje taka kwota jaką pisałem. Znów nie piszesz prawdy. 3170 zł brutto = 225

Odpowiedz
avatar qulqa
1 1

@qulqa: No i znów obcięło mi kawałek wypowiedzi, a dopiero teraz zauważyłam. c.d. >na SORZE pracują głownie wolontariusze na specjalizacjach Wydaje mi się to niemożliwe z dwóch powodów. 1. Pracę lekarzy w SOR regulują bardzo dokładnie wymogi NFZ. Jest tam napisane, że mogą dyżurować wyłącznie specjaliści. Mogą również dyżurować osoby w trakcie specjalizacji, ale wyłącznie pod nadzorem specjalisty (czyli dyżur dodatkowy). Sądzisz że w epoce ciągłych kontroli i skarg szpital ryzykowałby karę i zabranie kontraktu? Nie wydaje mi się to prawdopodobne. 2. SOR to pierwsza linia frontu, w której jest najwięcej problemów ze skargami pacjentów. Pacjenci muszą być zatem obsługiwani przez lekarzy, którzy mogą ponosić pełną odpowiedzialność (w tym finansową) za swoje działania. Zatem szpitale najchętniej zatrudniają w SOR lekarzy na kontraktach, którzy są wysoko ubezpieczeni. Mogę sobie wyobrazić rezydenta, który chodzi i pomaga - tu wpisze coś do systemu, tam zmierzy ciśnienie - ale i tak pełną odpowiedzialność za jego pracę i słynną pieczątkę w papierach musi przystawić specjalista. Nie widziałam nigdy rezydenta ani wolontariusza w SOR, a sporo takich oddziałów znam. Nie twierdzę, że jest to niemożliwe, ale nie przesadzajmy że to oni głównie pracują. Młodzi lekarze pracują głównie w NPLach, bo tam nie ma wymagań odnośnie posiadania specjalizacji. Reasumując - ani lekarze, ani ordynatorzy, ani konsultanci nie są winni złu całemu w ochronie zdrowia. Owszem, wiele osób ma swoje za uszami, ale tak naprawdę za organizację i finansowanie tego działu odpowiada minister i rząd. Każdy rząd. A że od wielu wielu lat (pewnie od czasów reformy Buzka) mamy w rządach tchórzy, którzy boją się powiedzieć prawdę ludziom, to już inna para kaloszy. Pozdrawiam.

Odpowiedz
avatar Kojot
2 2

No to miałem ostatnio odwrotną sytuacją. Chciałem się zarejestrować do dermatologa i się dowiedziałem, że termin na NFZ to dwa tygodnie. A prywatnie trzy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

Bo jesteśmy niewolnikami którzy mają za zadanie utrzymać polityczną hołotę i budżetówkę gdzie zatrudnionych jest ponad milion znajomych, znajomych, znajomych. I tak to się wszystko kręci jak burdel na kółkach.

Odpowiedz
avatar Morticia
2 2

Mamy jedne z najniższych składek na świecie. Gdybyś ich nie placiła nie wyplaciłabyś się np. za leczenie szpitalne do końca życia.

Odpowiedz
avatar Sandroshia
0 0

Ja osobiście rzadko korzystam z opieki zdrowotnej, może jedna lub dwie wizyty w roku u lekarza rodzinnego. Jednak kilka lat temu miałam sytuację, w której zostałam przetransportowana śmigłowcem LPR do szpitala, w którym spędziłam kilka dni na OIOMie walcząc o życie. Dzięki tym składkom, które są odciągane od mojej wypłaty nie muszę dziś spłacać kolosalnego kredytu, który musiałabym wziąć na spłatę zobowiązań wobec szpitala.

Odpowiedz
Udostępnij