Pewnego razu, gdy miałam ok. 6 lat, wracałam z mamą z ośrodka zdrowia. Moją dziecięcą uwagę przykuła skórzana saszetka, samotnie stojąca na poboczu przy ulicy. Zapytałam mamę, czy mogę sobie tę saszetkę zatrzymać. Mama się zgodziła, jednak po powrocie do domu odkryła, że saszetka zawiera czyjeś dokumenty.
Każdy wie, że utrata dokumentów zawsze stanowi dla ich właściciela spory problem, dlatego rodzicielka postanowiła zrobić dobry uczynek i odesłać zgubę na stosowny adres (najpewniej nadając przesyłkę, podała swoje dane jako nadawcy). Mama zadzwoniła nawet ze stacjonarnego telefonu pod numer zapisany w notesie znajdującym się saszetce, aby w ten sposób przekazać właścicielce dokumentów, że może przestać się martwić, bo właśnie wędrują do niej Pocztą Polską.
Wszystko było w porządku, mama miała satysfakcję ze spełnienia dobrego uczynku, zagubiona saszetka wraz z zawartością wróciła w prawowite ręce.
Satysfakcja matki przemieniła się w żal i gniew, gdy do drzwi naszego mieszkania zapukali funkcjonariusze policji z niemiłą informacją, że właścicielka odesłanych dokumentów oskarżyła moją mamę o kradzież pieniędzy znajdujących się w saszetce.
Do dziś nie mogę pojąć logiki, jaką kierują się osoby postępujące w ten sposób. Co ta pani sobie myślała? Ok, załóżmy, że ktoś znajduje czyjąś torbę/teczkę/walizkę z zawartością i dostrzega, że oprócz dokumentów znajduje się tam także gruba forsa. I co, forsę zabiera, po czym resztę rzeczy odsyła, podając swoje dane, dodatkowo próbując poinformować o tym telefonicznie? Seems legit!
Dla mnie oczywiste jest, że ktoś, kto natknie się na zgubę z gotówką i chce cokolwiek sobie uszczknąć postępuje dwojako: 1) kontaktuje się z właścicielem i negocjuje oddanie wszystkiego za znaleźne 2) gotówkę zabiera, a resztę rzeczy zostawia, tam gdzie znalazł lub się ich pozbywa.
Nie pamiętam, jak ta historia się skończyła, w każdym razie mamie udało się jakoś zanegować oskarżenie.
małe miasteczko
może w walizce faktycznie były pieniądze, które ktoś zwinął przed tym, jak wy znalazłyście teczkę?
Odpowiedz@hejter: No co Ty powiesz..? Tok rozumowania tej babki był zapewne taki, że skoro ona coś straciła, ktoś musi beknąć. Nieważne kto, byle ona swoją krzywdę pomściła. Ot, mentalność prowincjonalnej ciotki klotki. A złodzieje często wyrzucają skradzione portfele, saszetki itp zaraz po wybraniu z nich pieniędzy. Nigdy nie należy podejmować próby oddania takich rzeczy, bo to się często kończy właśnie powiązaniem z kradzieżą.
OdpowiedzPieniądze pewnie były w saszetce, ale ktoś je zabrał, a saszetkę zostawił. Dla mnie najbardziej piekielne jest oskarżanie osoby, która się fatygowała, żeby pomóc. Teraz mamy łatwiejszy dostęp do informacji, pewnie na niejednym forum lub serwisie pojawiła się taka historia i ostrzeżenie, że dobre chęci do odesłania zguby mogą się źle skończyć, ale wtedy były inne czasy, połowa lat dziewięćdziesiątych i mama zrobiła to, co uważała za słuszne. Chciała pomóc, a dobra wola obróciła się przeciwko niej, to jest najbardziej przykre.
Odpowiedz@mietekforce: ja mysle bardziej, ze 1. byly jakies pieniadze, wiec pierwszy znalazca potraktowal to jak w domniemaniu autorki, albo 2. pani probowala wyludzic te rzekoma kase. ot tak zeby jeszcze zyskac na calej sytuacji
OdpowiedzTo nie Twoja mama ma negować oskarżenie, tylko kobieta udowodnić, że to oskarżana przez nią osoba pieniądze zwinęła. Jedyne, co wam wtedy groziło to napsucie krwi i strata czasu. Co oczywiście nie zmienia faktu że potwornie piekielna reakcja.
Odpowiedz@Ara: w Polsce domniemanie niewinności istnieje tylko teoretycznie.
OdpowiedzJako, że komentarz do tej historii jest oczywisty, to pozwól, że podejdę do tego z innej strony. Bardzo mnie ciekawi, co to za rodzić pozwala dziecku podnosić rzeczy z ziemi i je zatrzymywać bez sprawdzenia chociaż co jest w środku. Przecież tam mogło być wszystko. Narkotyki, igły skażone HIV, kradzione diamenty, żyletki... no różne dziwne rzeczy, których dzieci raczej ruszać nie powinny. A matka jak gdyby nigdy nic mówi "tak, możesz zatrzymać tę tajemniczą saszetkę podniesioną z ziemi"? No błagam.
OdpowiedzZmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 26 czerwca 2015 o 20:52
Co jest, urwał?! Albo mi telefon nawala, albo strona. Dotykam plusa - wskakuje minus. Trzy razy z rzędu (wiem, +/- działa tylko raz, ale jak klikam, to się podświetla) Zmora, wybacz, to miał być plus. Też bym nie dała dzieciakowi podnieść tajemniczej saszetki.
Odpowiedz@Zmora: No rzeczywiście mało to rozsądne, przyznaję, ale może 20 lat temu rodzice byli mniej wrażliwi na takie rzeczy. Insza inszość, że dziecko może mieć kontakt z dziwnymi i niebezpiecznymi rzeczami także podczas zwykłej zabawy na podwórku.
Odpowiedz@Zmora: to bylo parenascie/paredziesiat lat temu, wyhamuj wtedy nie kazda saszetka byla zakazona, i nie za kazdym krzakiem czail sie pedofil...
Odpowiedz@Zmora: Nie masz dzieci, prawda? :)
OdpowiedzTwoja mama nie musiała niczego negować. Udowadnia się winę a nie niewinność.
OdpowiedzMasz rację, zarówno Ty, jak i Ara. Może dlatego ta sprawa zakończyła się bez echa. Napisałam, że mamie udało się "zanegować oskarżenie", bo lepsze sformułowanie nie przyszło mi do głowy w momencie pisania historii. Zapewne winy nie udało się udowodnić i tyle, ale sam fakt oskarżania kogoś, kto chciał pomóc piekielny.
OdpowiedzCo wy wszyscy macie z tym odsyłaniem, odnajdywaniem skradzionych czy zgubionych dokumentów? Raz zgubiony albo skradziony dowód powinien być bezwzględnie zastrzeżony. Nieważne czy ktoś go przyniesie, odeśle itp. Przecież dokument mógł zostać wykorzystany do przestępstwa, skopiowany, mogły na niego zostać założone rachunki bankowe, wzięte kredyty. Bez zastrzeżenia dokumentu będzie się ciężko wykręcić (a i z zastrzeżeniem trudno).
Odpowiedz@done: Dokumenty to nie tylko dowód. Dziadkowi raz skradziono saszetkę z dokumentami. Dowód od razu zastrzegł, ale miał tam też np. książeczkę inwalidy wojennego. A bez niej nie mógł otrzymać refundowanych leków. Całe szczęście saszetkę znalazł bezdomny grzebiący po śmietnikach i odniósł nam.
Odpowiedz"nie pamietam jak historia sie zakonczyla" jasne,bo to nie jest twoja histoia, proste. Sciągniete z cudzego posta.
OdpowiedzMoja. Widzisz ile mam historii dodanych? Dwie. Gdyby mi się chciało kopiować cudze historie, to bym to robiła w większej ilości, żeby zabłysnąć na głównej. Pokaż tego posta, z którego historia zgapiona. Napiszę do autora, skoro przeżyliśmy to samo, pewnie znajdziemy wspólny mianownik.
Odpowiedz