Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Przyszedł ten moment, że postanowiłem kupić swój pierwszy, własny samochód. Na nowy…

Przyszedł ten moment, że postanowiłem kupić swój pierwszy, własny samochód. Na nowy funduszy nie starczy, ale z góry zrezygnowałem z szukania wozidła w komisach - nie ufam handlarzom, miałem w rodzinie przypadek potężnej wpadki przy tej drodze zakupu. Nie czułem specjalnej presji czasu, więc przeglądałem oferty prywatne w internecie, polecone przez znajomych i zauważone na mieście na zasadzie "kartki za szybą". Rozmawiałem telefonicznie z właścicielami kilkunastu samochodów, oglądałem 6. Smutna refleksja jest taka, że uczciwego i przyzwoitego człowieka sprzedającego samochód trudniej znaleźć niż igłę w stogu siana. Punkt po punkcie, zaliczyłem następujące przygody:

1) Pierwszy właściciel - piszą tak w co drugim ogłoszeniu. W połowie, z którymi rozmawiałem, oznaczało to "pierwszy właściciel po sprowadzeniu auta do Polski". Pół biedy jak przyznawali się przez telefon, gorzej, gdy nawet w trakcie jazdy próbnej zarzekali się, że są pierwszymi właścicielami. Dopiero jak prosiłem o pokazanie dokumentów przyznawali, że auto przyjechało zza Odry.

2) Rocznik 2007 - podobnie jak wyżej. W 2007 roku auto sprowadzono z Danii, rok produkcji - 2004...

3) Fiat jest bezwypadkowy, z zewnątrz wygląda dobrze, ale w komorze silnika wsporniki jakieś takie pokrzywione, pomięte, z jednej strony mocno skorodowane, z drugiej błyszczą się nowością. Zderzak w stanie idealnym, a plastikowe elementy nadkola (od wewnątrz, jakby za kołem) całe poszarpane. Sprzedający stwierdził tylko "Przecież nie jesteś mechanikiem, to co ty tam możesz wypatrzeć".

4) Serwisowany w ASO - dobrze brzmi, prawda? Tylko wszystkie faktury za naprawy wystawione są przez osiedlowy warsztat, a nie ASO. Właściciel tłumaczył się, że ten serwis specjalizuje się w Oplach, więc to to samo co ASO :)
Żeby nie było, nie uważam że każdy osiedlowy serwis to partacze, samochód Ojca też serwisujemy u Pana Staśka dwie ulice dalej i jesteśmy zadowoleni, ale bezczelne kłamstwo w ogłoszeniu dyskwalifikuje w moich oczach sprzedającego.

5) Przebieg 150 tys. km. W ogłoszeniu podany numer VIN, data pierwszej rejestracji, na zdjęciach widoczna rejestracja. Na podstawie tych danych sprawdzam auto w serwisie historiapojazdu.gov.pl - i zonk, przebieg przy rejestracji samochodu rok temu wynosił 220 tys km. Ktoś dużo jeździł na wstecznym :) Oczywiście nie traciłem nawet czasu na telefon.

6) Ogłoszenie o Fiacie na popularnym serwisie aukcyjnym, podany numer VIN jakiegoś Forda... serio ktoś liczy na to, że podanie jakiegokolwiek numeru VIN tak uwiarygodni ofertę, że kupujący tego nie sprawdzi?

7) Dziwne zachowanie w czasie jazdy próbnej:
Odpalam, radio gra na pełny regulator. Wyłączam je, bo chcę posłuchać jak pracuje silnik i zawieszenie. Właściciel od razu włącza je z powrotem. Ja znów je ściszam, mówię facetowi, że nie chcę żeby grało. OK, radio nie mąci już ciszy, za to właściciel zaczyna tubalnym głosem opowiadać o jakiś pierdołach (coś, że żona chce sobie kupić Hondę, a on woli Toyoty, bo coś tam...) Drze się tak, że aż uczy bolą. Ciekawe co chciał ukryć?

8) Ogłoszenie prywatne - umawiamy się na spotkanie. Na miejscu rzeczywiście domek jednorodzinny na przedmieściach, samochód stoi na podwórku, zaś po drugiej stronie ulicy znajduje się komis samochodowy. Właściciel widzi że przyjechałem, podchodzi do mnie... z biura komisu.
"Tak, ja prowadzę komis, ale ten samochód to prywatnie sprzedaję". Taa... na pewno uwierzę, szczególnie że ten gość równocześnie próbował mnie złowić na metodę numer 1.

Ostatecznie znalazłem pojazd dobrze rokujący. Jak mechanicy w ASO nie znajdą żadnych niespodzianek na przeglądzie, to go kupię. Choć do końca spokojny nie będę, bo po tym co zobaczyłem i doświadczyłem trudno mi będzie zaufać komukolwiek, autoryzowanym mechanikom również...

motoryzacja

by TomX
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Prankster
11 11

Jakiś czas temu sobie obiecałem, że następne auto kupię w ciemno - kolega kolegi ściąga auta z Niemiec i coś czuję, że tak ściągnięte auto (lekko uszkodzone) może być pewniejsze od jakiegokolwiek "bezwypadkowego" kupowanego w kraju.

Odpowiedz
avatar krolJulian
13 13

@Prankster: Moi rodzice tak kupili Forda bodajże w 2013 - znajomy mechanik pojechał za Odrę z wytycznymi, czego ma szukać, znalazł Focusa z przebiegiem 17tys, po kolizji w korku (po przyjeździe było widać, że lekkie puknięcie, trochę z przodu, trochę z tyłu). Samochód rocznik '12, przez mechanika obejrzany i naprawiony, jeździ i nie wygląda, żeby Niemiec przekręty robił :)

Odpowiedz
avatar Melon
1 1

@Prankster: Można i tak, chociaż wiedz, że tu też potrafią cudować - samochód po szkodzie całkowitej naprawiają, zostawiając właśnie coś do naprawy, że niby po stłuczce. Ludzie są mega nieuczciwi.

Odpowiedz
avatar pawel78
12 12

@TomX: Salony samochodowe tez sprzedaja - uzywane - jesli przyjmuja w rozliczeniu, - modele demonstracyjne lub powystawowe.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 9 czerwca 2015 o 0:14

avatar bloodcarver
6 8

@pawel78: Ale ich motywacja do robienia wałków jest mniejsza, bo główny zysk mają z nówek.

Odpowiedz
avatar timo
6 6

@bloodcarver: główny zysk mają z serwisu. Marża no nowych autach nie jest jakaś wielka.

Odpowiedz
avatar TomX
1 1

@pawel78: Wiem, tą opcję też sprawdziłem. Niestety nie mieli nic co by mnie interesowało i było dla mnie osiągalne finansowo.

Odpowiedz
avatar timo
7 11

Mógłbym napisać podobną historię, ale podpunktów byłoby ze 3 razy tyle ;) z racji motoryzacyjnego hobby i sporej wiedzy w temacie jestem "etatowym" oglądaczem aut wśród rodziny i znajomych. To, czego się naoglądałem i nasłuchałem to istna masakra - książkę by można napisać. Pomijam auta, które w ogłoszeniu są 100% bezwypadkowe, a jak pojawia się temat, że przed zakupem jedziemy do ASO sprawdzić, czy pojazd nie miał napraw blacharsko lakierniczych, to nagle jest albo "no ja nie wiem, u mnie był bezwypadkowy, a jak wcześniej, to wróżką nie jestem", albo "no no, spokojnie, to tylko tak jak mówiłem ten próg/błotnik/słupek był lakierowany" (oczywiście nic takiego wcześniej nie mówił. Efekt jest taki, że samochodu dla ojca szukaliśmy ponad 3 lata, kiedy wreszcie znaleźliśmy ten właściwy to w okolicach trzeciej godziny oględzin rozmawiając ze sprzedającym rzuciliśmy coś, że szukamy auta od 3 lat (bo nie było ciśnienia na szybki zakup, było czym jeździć), to padło "no ja się nie dziwię, jak wy tak szukacie" - oględziny, oprócz standardowej kontroli na ścieżce diagnostycznej, polegały m. in. na zaglądaniu w każdy niedostępny zakamarek endoskopem (kamerą inspekcyjną) - łącznie z profilami zamkniętymi nadwozia. Stoicki spokój sprzedającego podczas tych zabiegów tylko utwierdził nas w przekonaniu, że warto wybrać ten egzemplarz ;) Smutne jest to, że sprzedawcy (szczególnie zawodowi) bezlitośnie wykorzystują to, że miażdżąca większość potencjalnych kupców nie ma możliwości przeprowadzenia nawet w połowie tak dokładnych oględzin...

Odpowiedz
avatar gretelka
14 14

To też napisz historię, dodaj więcej punktów, a ja dam plusa :)

Odpowiedz
avatar Rosolsky
5 5

@timo: spoko, ja takich oględzin nigdy nie robiłem, a 5 aut już kupiłem, które nigdy nie zawiodły swoim stanem. Nawet czujnika lakieru nie mam, przy nowszych autach tylko komputer podpięty, przy starszych trzeba poczuć auto ;) ostatni zakup starszej terenówki, oglądanie przed domem, jazda próbna, od razu wiedzialem co jest do zrobienia. Nigdy nie nadziałem sie na minę, a oprócz 5 swoich, oglądałem niezliczona aut znajomych :) Także albo technika albo szósty zmysł :P Btw, dodam tylko, ze dwa kupione w Radomiu, jeden w ostrowii... Zagłębia autokomisów :D

Odpowiedz
avatar timo
1 1

@gretelka: jak mi kiedyś czas pozwoli ;) generalnie sporo różnych historii mógłbym opisać, ale z braku czasu dość sporadycznie coś wrzucam.

Odpowiedz
avatar bolsik5
10 10

Odnośnie punktu nr 5. Też rozglądam się ostatnio za jakimś wehikułem, najciekawsze co rzuca się w oczy przy przeglądaniu ofert to to, że samochody z rocznika 2011+ mają zwykle przebieg w granicach 200 000 km. natomiast samochody poniżej 2009 mają już przebiegi maksymalnie na poziomie 170 000 km. Cud jakiś czy co? :D

Odpowiedz
avatar hitman57
10 14

Nie cud. Po prostu janusze biznesu, cała ta historia jest odzwierciedleniem tego jak zwykły Kowalski kupuje auto. 15 letni używany samochód, najlepiej poniżej 180k przebiegu, z oszczędnym dieslem. Gdyby nie to, że ludzie oczekują cudów od używanego auta to nie byłoby takich sprzedających.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
18 18

@bolsik5: Niektóre pewno mają taki naprawdę. Ciężko nabijać kilometry jak auto stoi rozbite na placu i czeka na złomowanie ;)

Odpowiedz
avatar hitman57
11 13

@SirCastic: Odpowiedz mi proszę na pytanie, gdzie ja coś usprawiedliwiam? Problemem nie są sprzedawcy a kupujący. Oglądaja 10cio letnie auto i oczekują przebiegu rzędu 10k km rocznie w dieslu z niemiec. Gdzie niektorzy do pracy codziennie po 100++ km w jedna strone dojeżdaja? Pięknie próbowałeś odwrócić to co ja napisałem, życze powodzenia w polityce, nadajesz się.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
15 15

@hitman57: Ludzie niestety często mylą wyjaśnienie przyczyn z usprawiedliwianiem.

Odpowiedz
avatar hitman57
8 8

@bloodcarver: Albo to przykład "uderz w stół a nożyce się odezwą" hehe :)

Odpowiedz
avatar Zbychu
8 8

@bolsik5: I teraz powiedz mi, kto mi uwierzy, że moje autko z 2000r ma na prawdę 230 000? :D

Odpowiedz
avatar zyxxx
9 9

@Zbychu: MI też nikt nie wierzył w przebieg 14-letniego escorta w okolicy 150kkm. A ja mam do pracy 7km i, poza 1 wyjazdem wakacyjnym w roku, nigdzie indziej nie jeżdżę, bo mieszkam w małym mieście i piechotą wygodniej.

Odpowiedz
avatar hitman57
5 5

@zyxxx: szkoda ze dopiero od 2014 na podanej przez autora stronie gromadzone są dane o przebiegu.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
5 5

@SirCastic: I myślisz że te wszystkie passaciki w tedeiku z otomoto to takie rodzyny? W takim razie więcej tam rodzynów niż nie rodzynów. Trzeba być rozsądnym. Nikt nie kupuje drogiego diesla po to, żeby stał.

Odpowiedz
avatar zyxxx
7 7

@SirCastic: Oszustwa są złe - i mam nadzieję, że w końcu zaczną mocniej ścigać kręcenie liczników. Ale fakty są takie, że samochód jeździ. Diesel zwykle jeździ dużo albo bardzo dużo. Handlarz wystawi na otomoto 8-letnie kombi z przebiegiem 300000, nawet w bardzo atrakcyjnej cenie - nikt się nim nie zainteresuje. W tym samym samochodzie skręci przebieg na 120000, podniesie cenę o 1/3 i od razu ma oferty kupna. Więc po kilku miesiącach patrzenia jak jego samochody stoją na placu a wszyscy ludzie chętnie kupują d okolicznych oszustów, w końcu nawet początkowo uczciwy handlarz zaczyna kręcić. Kupujący w końcu zdają sobie sprawę, że przebieg 100 tys w nastoletnim dieslu jest prawie niemożliwy, ale chcą żeby ich oszukać, żeby mogli się pochwalić jaką okazję trafili.

Odpowiedz
avatar SirCastic
-1 1

@zyxxx , @mietekforce - ja sobie świetnie zdaję sprawę z rzeczywistości (zwłaszcza dzięki wyjaśnieniu hitmana), niemniej fakt, że większość samochodów jest kręcona, większość handlarzy oszukuje a większość jeleni chce w to wierzyć, w niczym nie zmienia naganności przedsięwzięcia oszustwa motoryzacyjnego. I liczę jeno, że w końcu da się ten proceder wykorzenić a rynek znormalizować. I wystarczy jeszcze kilka lat cepiku i przywrócenie odpowiedzialności za treść ogłoszenia.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
1 1

@SirCastic: Nikt tu nie neguje naganności oszustwa. Nie wiem czemu Tobie zdaje się, że jednak :(

Odpowiedz
avatar zyxxx
0 0

@SirCastic: I ja też mam nadzieję że uda się to ukrócić. Zwłaszcza, że znów za jakiś czas będę sprzedawał stary samochód z małym przebiegiem, w który nikt nie uwierzy ale będą udawali, że wierzą :) Spisywanie stanu licznika przy każdym przeglądzie jest tu krokiem w dobrym kierunku. Dołożyć jeszcze wysokie kary i częste kontrole - i powinno szybko się poprawić.

Odpowiedz
avatar hitman57
0 0

@SirCastic: Widzisz, ale to nie jest proceder, to nie jest cos okreslonego, tego nie da sie wykorzenić przepisem, karą. To jest mentalność kupującego. Żadne kary dla handlarza nic nie dadzą, bo kupujacy najpierw jara sie, że kupił super auto, wszystkim mowi jaki to z niego rekin biznesu, a pozniej ma do wymiany pol silnika, tylko, ze juz nikomu nie powie. Bo jaki bylby z niego rekin biznesu? Więc nie zgłosi tego, nie opowie nikomu, nikt nie zostanie ukarany. Handlarz kase juz dawno wyda na 3 nowe skorupy i je skreci. A 3 innych januszy biznesu zrobi to samo co pierwszy. Moze sie to zmienic tylko jesli ludzie ogladajac 15to letnie auto z nieudokumentowanym przebiegiem 120k zasmieja sie handlarzowi w twarz i wyjda.

Odpowiedz
avatar nuclear82
-1 1

@bolsik5: Są kilkunastoletnie samochody z małym przebiegiem. Moi rodzice mają od nowości mercedesa A-klasę rocznik 2003, którego przebieg wynosi dzisiaj zaledwie 60 tysięcy kilometrów. Nie jest to jednak ich jedyne auto - na urlopy czy inne dłuższe trasy mają większy samochód. Ten merc służy im do jeżdżenia po mieście i do pracy - stąd tak niski przebieg. Inna sprawa, że ani myślą tego mecra sprzedawać. Auto jeździ, zadbane, sprawdza się dobrze w swojej roli - po cholerę sprzedawać. Jak ktoś sprzedaje auto to musi mieć jakiś powód. Niestety to jest Polska i "oszczędny 15 letni dizelek poniżej 150 tysięcy" w ogłoszeniach pojawia się naprawdę często... Mentalność kupującego to inna para kaloszy. To głównie przez nią rynek wtórny samochodów jest jaki jest bo teraz wyobraź sobie sytuację, w której jednak chciałbym tego Mercedesa sprzedać. Uwierzy ktoś że 12 letnie auto ma przebieg 60k, jest bezwypadkowe i zadbane? Toż to przecież tak oklepany tekst że zaraz mnie wyśmieją i każą zbić cenę przynajmniej o połowę. Nie da się tutaj praktycznie sprzedać auta za tyle ile jest warte. Weźmy też moje 10-letnie volvo S80, mam tam już nawalone prawie 400 tysięcy przebiegu bo nim sporo jeżdżę. Ile za nie dostanę? Kupujący w Polsce mnoży przebieg przez 2 w takich przypadkach bo kręcenie licznika jest tak powszechne.

Odpowiedz

Zmodyfikowano 1 raz. Ostatnia modyfikacja: 10 czerwca 2015 o 14:35

avatar konto usunięte
0 0

@nuclear82: Są takie samochody, ale to rzadkość. A w ogłoszeniach tego pełno.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 4

Pamiętam, jak kupiłam swój pierwszy samochód, od pana mechanika. Głupia baba jestem bo uwierzyłam, że jak mechanik to auto będzie ok. No i było jakiś dzień po zakupie. Później okazało się, że popsuta jest uszczelka pod głowicą, nie powiem ile mnie to kosztowało ale następny samochód jaki kupiłam był już dobrze sprawdzony i z pewnego źródła.

Odpowiedz
avatar SirCastic
6 10

...na szczęście OtoMłoto podrożało, więc teraz, Janusze motoryzacji, może będą trochę mniej bezczelnie chłam hurtem ładować.

Odpowiedz
avatar qulqa
13 13

A jak to wygląda z drugiej strony? Sprzedawałam 5-letnie auto. Kupione w salonie, serwisowane wyłącznie w ASO, pełna historia w książce serwisowej + wydruki z każdego przeglądu/naprawy. Nocami stało częściowo w garażu, częściowo pod chmurą (gdy miałam nocną zmianę). Wycena przez rzeczoznawcę (faktura za wycenę). Oczywiście byłam gotowa odrobinkę zejść z ceny. Wydawać się mogło - sytuacja idealna dla kogoś, kto chce kupić pewny, sprawdzony samochód z całkowicie udokumentowaną historią. Przez 4 miesiące ogłoszenia na Allegro, kartka na szybie, ogłoszenia w serwisach motoryzacyjnych, wici wśród znajomych. 99% ofert zaczynało się od żądania spuszczenia z ceny o 1/4 - 1/3 - bo za te pieniądze? Informacja o wszelkich dokumentach i całej historii nie robiła wrażenia - 'e tam, kupie w komisie, będzie taniej'. 1% - czyli jedyna sytuacja, w której transakcja prawie doszła do skutku, to małżeństwo, które po obejrzeniu papierów, jeździe próbnej, sprawdzeniu u swojego mechanika i potwierdzeniu się wszystkiego, co mówiłam, stwierdziło 'Eee, za piękne żeby było prawdziwe, musi być jakaś machloja' i zrezygnowało. Samochód sprzedałam zaprzyjaźnionej rodzinie - w większej grupie zrzucili się na niego jako na prezent dla młodej pary. Za rok chcę sprzedać moje aktualne auto. Jest tak samo jak poprzednio - z salonu, ASO, garaż, bezwypadkowe. Może dlatego myślę o tej sprzedaży z przerażeniem .... ;)

Odpowiedz
avatar bizarrotron
13 13

@qulqa: nie dziwie się. Ja swoje pierwsze auto dostalem od cioci, która przestała go uzywać. Jeździła bardzo mało i wyłącznie po mieście. Ja jeździłem nim jakiś czas (niewiele) i kiedy postanowiłem sprzedać to juz sobie wyobraziłem jak będę musiał opowiadać potencjalnemu kupcowi 'auto należało do starszej pani ktora mało jeździła, dlatego ma 30 tyś km przebiegu po 8 latach'. Nie wiem czy sam bym sobie uwierzył. Ostatecznie miałem szczęście- sprzedałem znajomej ;-)

Odpowiedz
avatar bloodcarver
2 2

@qulqa @bizarrotron: No fakt, obie te historie aut są tak piękne,że brzmią jak lepszy wałek. Problem w tym, że niestety to wałki są normą, a nie dobre auta na sprzedaż.

Odpowiedz
avatar buraczek1987
0 0

Mnie w moje 104000 km w seacie z 2000 r tez pewnie nie uwierzy nikt...

Odpowiedz
avatar Grav
7 7

Problem polega na tym, że taka sytuacja jest napędzana przez samych klientów. Każdy chciałby bezwypadkowe, w pełni sprawne, z idealnie zachowanym, oszczędnym dieslem, na alusach, z klimą, dużym kufrem i poniżej 10k zł. A tak się nie da. Zdarzają się takie auta "igły", ale to jest rzadkość. Przykład: pewien komis w Polsce sprowadził 2 identyczne modele BMW. Ten sam rocznik, ten sam model, to samo wyposażenie. 1. Zachowany w idealnym stanie, do lekkich napraw (ot, nieco zużyte części w zawieszeniu, może rozrząd), przebieg ponad 400kkm. Czekał sobie samochód na kupca długie miesiące, bo "paaanie, z takim przebiegiem...". 2. Przekręcony na granicy z 250 na 170kkm trup, szarpiąca automatyczna skrzynia, wybite zawieszenie, po dzwonie z tyłu zalepiony kitem - sprzedał się na pniu. Bo ładnie wyglądał i miał "stosowny" przebieg. A to, że nierealny? To, że potem nowy właściciel wydał krocie na naprawy? Cóż, to nowego właściciela problem, że kupił przebieg, a nie stan auta. Jeśli jest popyt na stare "igły" z małymi przebiegami, to zawsze znajdą się oszuści, którzy stworzą podaż. A jeśli ludzie zaczną kupować głową, zamiast przebiegiem i wyglądem, to może wreszcie się "handlarzy mirków" pozbędziemy.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
4 4

Kręcenie liczników to oszustwo i jest to niezaprzeczalne. W dodatku to napędza się samo. Każdy jak chce zarobić, cofa licznik, więc samochodów o przebiegu powyżej 200 tyś na rynku prawie nie ma. Dlatego kolejny Mirek jak zechce sprzedać auto, też przekręci licznik, bo inaczej nie sprzeda auta. Potem Kowalski, który chce auto kupić widzi takie przebiegi pomyśli że auto o przebiegu 300 tyś to już padlina i kupi takie, co ma 500 tyś ale na liczniku tylko 100 - oczywiście mimo 10 lat na karku. A teraz pomyślcie. Kto kupuje nowe auto z oszczędnym, ale drogim dieslem tylko po to, żeby głównie stało...? Takiemu samochodowi trzeba liczyć średnio 20 tyś km na rok eksploatacji, a najczęściej znacznie więcej. To znaczy że 10 letni samochód MUSI mieć przejechane minimum 200 tysięcy km. To nie jest potworny przebieg, tylko oszczędna eksploatacja. Dodam jeszcze że od stania samochody niszczeją. Nawet w garażu pod kocem.

Odpowiedz
avatar timo
3 3

@mietekforce: kto kupuje nowego diesla z salonu na 20 tys. rocznie? 40-50 to minimum. Trzeba sobie uświadomić, że na tzw. zachodzie dojazdy do pracy po 100 km w jedną stronę dziennie są normalnością. Jeśli z miejsce zamieszkania do miejsca pracy jedzie się 10 km zwykłą (ale porządną) drogą, a 90 autostradą, to ten dojazd wynosi znacznie poniżej godziny z przepisową prędkością (a u nas ludzie tłuką się rozklekotanymi busami nieraz po 2 godziny dziennie w jedną stronę do pracy, chociaż mają 50 km). Czyli 200 dziennie x ~200 dni roboczych w roku = 40 tys. na same dojazdy do pracy, plus zakupy, załatwianie swoich spraw, wakacje. Ponadto siła nabywcza pieniądza jest tam znacznie wyższa, ludzie więcej jeżdżą, bo ich stać. Nie ma bata, tam są ludzie, którzy umieją liczyć i jak kupują diesla z salonu, to na 80% robią nim 50 tys. km rocznie lub więcej.

Odpowiedz
avatar voytek
-5 9

jeszcze zrozumiesz że nie ma to jak komunikacja miejska - jedyny problem aby skasować bilet i unikać niebezpiecznych współpasażerów!

Odpowiedz
avatar Prankster
2 2

@voytek: taaa, komunikacja miejska... szczególnie na wsi... Może PKS? Zaczynasz pracę o 5? Masz problem, pierwszy autobus jedzie 5:30. Kończysz o 18? Masz problem, kończysz równo z odjazdem autobusu a na najbliższy przystanek "na trasie" dwa kilometry. Kończysz o 24? Masz problem, ostatni autobus odjechał o 22. Pracujesz w sobotę 8-16? Masz poważny problem, autobus do miasta jest o 9 a powrotny o 15. Pracujesz we wakacje? Masz problem, połowa autobusów jeździ tylko w dni nauki szkolnej. Masz coś do załatwienia w gminie? Masz problem, na tej trasie kursuje tylko gimbus, jedzie o 7, wraca o 15. Przynajmniej tak kursują autobusy przez moją wioskę.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
-1 3

Policzyłem kiedyś koszty. Jak bym nie kombinował, dla singla bez lat do zniżki na OC codzienne dojazdy taksówką do pracy, i powroty oczywiście, są tańsze niż posiadanie samochodu. Nawet licząc wakacje pierwszą klasą kolei lub wizzairem - nadal taniej. Żonę masz czy co, że ci to auto w ogóle potrzebne?

Odpowiedz
avatar Prankster
1 3

@bloodcarver: Niech zgadnę... miastowy? Podlicz też koszty dla mnie - mieszkam na wsi, 20 km od miasta. Nawet bez zniżek roczny koszt ubezpieczenia samochodu pewnie będzie nizszy niż jeżdżenie taksówką przez miesiąc. Nawet doliczając paliwo i pozostałe kosztu utrzymania samochodu wychodzi dużo taniej niż taksówka.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
0 2

@bloodcarver: No jak sobie kupisz beemke z 5 litrowym silnikiem to moze i taksowka bedzie tansza.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
-2 2

@Prankster: owszem, miastowu @mietekforce: nie za bardzo zależało to od silnika ani marki.

Odpowiedz
avatar bloodcarver
-1 1

@Prankster: aczkolwiek fakt, ludzie ze wszi czy przedmieść mają znacznie taniej na kosztach zamieszkania, i większą szansę odziedziczenia gruntu / domu. I im może taksa wychodzić drogo, samochód bardziej się opłacać. I tak życie zawyczaj wyjdzie im taniej niż miastowym, których większość mieszkanie musi nająć lub kupić... Nie mówiąx oczywiście o tych ze wsi, co auto mają hobbystycznie, bo żyją z ziemi (jeździć to ptrzebują traktorem jak już) i unikają ZUS oraz VAT... Czyli tego, co boli resztę Polaków.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

@bloodcarver: Mówisz że koszty eksploatacji auta nie zależą od silnika i marki...? Nie mam więcej pytań.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
1 1

A propos punktu nr 7: Polecam na kupowanie samochodu wybierać się z kimś. Gdy sama kupowałam auto jeździliśmy zawsze we dwójkę. Chłopak [mechanik] oglądał samochód, a ja robiłam z siebie totalną kretynkę zagadując sprzedającego i odciągając od samochodu właśnie po to, żeby mój partner mógł na spokojnie auto obejrzeć, posłuchać jak pracuje itd..

Odpowiedz
avatar Suzumushi
0 0

Sprawa jest banalnie prosta. Staram się sprzedać Seata Ibizę z 2006 roku. Nie miałem nim jakieś poważnej stłuczki- ot, sprawy codzienne; otarcia, lekkie "puknięcia" i tym podobne. Niestety przyjeżdżają typowe "janusze mechaniki" z miernikami za 20 zł, które są nieprecyzyjne i zaczynają biadolić, że auto musiało mieć czołówkę, że dachować musiało... Druga sprawa- licznik. Mam przejechane już prawie 200 tyś i każdy, kto oglądał auto, bardzo na taki stan rzeczy narzekał. No tak, lepiej kupić mniej zadbane, gorzej wyposażone, starsze, ale z przebiegiem 120 tyś. Oczywiście realny przebieg będzie pewnie z 200 tyś większy... To nie tylko wina nieuczciwych handlarzy, to kupujący doprowadzili do tego co się dzieje i to w dużej mierze.

Odpowiedz
Udostępnij