Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

piekielni.pl

Pokaż menu
Szukaj

Historia http://piekielni.pl/66482 użytkownika kuznia, skłoniła mnie do opisania mojego przypadku związanego z…

Historia http://piekielni.pl/66482 użytkownika kuznia, skłoniła mnie do opisania mojego przypadku związanego z ignorowaniem krzyków przez sąsiadów.

Miałam wtedy 10 czy 11 lat. Z racji nieobecności w szkole, musiałam iść spisać lekcje. Jako, że koleżanka mieszkała na drugim końcu osiedla, musiałam iść do budki telefonicznej żeby zadzwonić (czasy kiedy komórki nie były tak powszechne jak dziś, a aparat telefoniczny mama pożyczyła koleżance).

Była to niedziela, godzina ok 12-ej. Wracając do domu, zauważyłam jak mężczyzna wchodzi do "mojej" klatki. Nie wiedziałam, że na mnie czeka. Złapał mnie na półpiętrze, chwycił za krocze i zaczął pytać się czy mieszka tu ktoś kto naprawia pralki. Zmroziło mnie i sparaliżowało. Pokiwałam przecząco głową, myśląc że da mi spokój. Ale nie, on trzymał mnie dalej i pytał czy może ktoś naprawia lodówki, kiedy też pokiwałam głową, stwierdził, że musi sprawdzić czy nie noszę pampersa..
Naprawdę nie wiedziałam co robić, dopiero kiedy ściągnął mi spodnie, majtki i pochylił do przodu, zaczęłam się niebotycznie drzeć, kiedy poczułam jego język wiadomo gdzie...

Mimo że była niedziela, godzina taka że większość lokatorów była w domu, nie wyszedł absolutnie nikt, mimo że było mnie słychać od parteru do czwartego piętra. Napastnik spłoszył się na szczęście i uciekł. Kiedy wbiegłam zapłakana do domu, mama już była w pogotowiu, kiedy dowiedziała się co się stało, wybiegła przed klatkę (swoją drogą wtedy sąsiedzi zaczęli nagle z psami wychodzić). Oczywiście nikt nic nie widział, mimo że podałam dokładnie w co był ubrany sprawca.
I tylko cieszę się, że wystraszyłam się na tyle, że zaczęłam krzyczeć, a napastnik nie był skończonym psychopatą i nie chciał mnie uciszyć, bo mogłoby się skończyć dużo gorzej.

Więc krzyki dziewczyny na nikogo nie podziałały, nikt się nie zainteresował co się dzieje, a nie daj Boże, puść głośniej muzykę...
Tak oto olewactwo sąsiadów może doprowadzić do tragedii.

sąsiedzi

by konto usunięte
Zobacz następny
Dodaj nowy komentarz
avatar Drill_Sergeant
-4 36

To mi przypomina cwela jakiego mieliśmy kiedyś pod celką w Białołęce. Napadał z kindybałem na maniurki na wolce a jak poszedł na gnojnię to git ludzie tak przecwelili dziada że z parkietki szamać musiał i Mariolka żeśmy na niego wołali. Najlepsze że nawet frajerzy mogli Mariolkę cwelić albo pasztetówką dogitarzyć wedle woli.

Odpowiedz
avatar paski
27 29

Jestem wstrząśnięta. Taka sytuacja dla doroslej kobiety byłaby przerażająca, a co dopiero dla malej dziewczynki. Psychopata pie***lony. A sąsiedzi jak to sąsiedzi. Chyba w każdym bloku zdarza się ktoś, kto robi za monitoring osiedlowy 24/7 i za strażnika moralności. Tacy ludzie potrafią awanturować się z normalnymi mieszkańcami, bo wiedza, że mogą dać upust swojej frustracji i od normalnego człowieka nie dostana w lep, ale jak stanie się coś bardziej niebezpiecznego niż szurniecie krzesłem przez sąsiada z gory, jak trzeba szybko zareagować to głowa w piach, nagle jest wielce zajęty własnym życiem, on w oknie cały dzień nie stoi, nic nie wie, i nic nie widział.

Odpowiedz
avatar Zeus_Gromowladny
24 28

@paski: No ale bez przesady. Gdybym ja zauważył coś podobnego to karetka na ostrym sygnale wiozłaby popaprańca do szpitala. Są pewne sytuacje w których po prostu burzy się krew.

Odpowiedz
avatar paski
16 18

@Zeus_Gromowladny: Ja ci wierze, że byś zareagował, ale jest mnóstwo ludzi na świecie, sierot życiowych, którzy do anonimowego donosu, do anonimowego wzywania policji bo pies szczeka, to pierwsi, ale jak się pojawia zagrożenie i trzeba podjąć szybka decyzje, trzeba zareagować albo pomoc to ich nie ma. Wystarczy popatrzeć co się dzieje czasami np. przy wypadkach na ulicy, tłumy gapiów, ale nikt nie kwapi się, zeby udzielić pierwszej pomocy, zanim karetka przyjedzie.

Odpowiedz
avatar magic1948
2 2

@paski: Mało tego, nikt się nie kwapi do pomocy, ale wielu teraz na fona nagrywa. To jest popaprane. A co do sytuacji autorki, to trzeba dzieci edukować i nie tylko dzieci, że krzyczy się coś w stylu "pali się"

Odpowiedz
avatar busia26
24 24

Skoro było cię słychać od parteru po czwarte piętro,to czemu mama nie wybiegła na klatkę?

Odpowiedz
avatar proporczyk
31 33

@agata_92: i tak pomyśleli wszyscy sąsiedzi, to masz odpowiedź.

Odpowiedz
avatar Poison_Ivy
30 36

@agata_92: "zaczęłam się niebotycznie drzeć". Skoro Twoja własna matka to zlekceważyła, to co się dziwisz sąsiadom?

Odpowiedz
avatar kasiunda
31 31

@agata_92: Aha, mama słyszała, ale "nie sądziła, że stało się coś takiego". A w takim razie co myślała, słysząc, że jej córka krzyczy w niebogłosy, czego, jak rozumiem, normalnie nie robiła? Że "tylko" spadła ze schodów i się połamała? Że tylko ktoś ją pobił? Jak dla mnie, matka była dużo bardziej piekielna, niż sąsiedzi. To ona była w pierwszej kolejności za ciebie odpowiedzialna. Ona na pewno wiedziała, że twoje krzyki to nie wygłupy. Argument z siostrami jest dla mnie żenujący. "Tak, słyszałam, jak zarzynają mi dziecko na klatce, ale młode płakały, więc przecież nie mogłam jej pomóc".

Odpowiedz
avatar 8400111
2 2

@kasiunda: Ja kiedyś złamałam na klatce rękę. Plotkara z ostatniego piętra otworzyła drzwi i nasłuchiwała co się stało, mama nie wybiegła od razu bo kąpała moją kilkumiesięczną siostrę. Dziwny zbieg okoliczności z tą historią. Mama chyba musiała się okropnie czuć, że musiałam w bólach te pół minuty trwać sama. Nie chce usprawiedliwiać matki, ale pewnie taka rzecz jest ostatnią której się spodziewała i pewnie czuła się paskudnie z myślą, że nie mogła lub nie pomyślała by wybiec od razu. Najgorsze jest to, że ona w ogóle nie pomyślała by włożyć maluchy do łóżeczka czy zamknąć u siebie w pokoju, albo chociaż żeby noc na klatkę wystawić i krzyknąć do córki, upewnić się, że żyje, tylko "czekała w pogotowiu".

Odpowiedz
avatar kasiunda
29 29

Kurcze, nie czaję tego! Już pal sześć sąsiadów, mogli pomyśleć "gówniara się wydurnia", ale każda matka zna swoje dziecko, i wie po jego reakcji, kiedy dzieje się coś naprawdę złego! Piszesz, że nie miała z kim dzieci zostawić - no sorry, mogła je chwycić pod pachę, wsadzić do łóżeczka, cokolwiek! Jakoś jako matka nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że słyszę, jak na klatce jedno z moich dzieci drze się jak zarzynane, a ja liczę na to, że sąsiadka-plotkara wyjrzy przez wizjer.

Odpowiedz
avatar Nimfetamina
-5 15

@kasiunda: Hmm, wiesz co, są różne reakcje... Moja matka mając 24 lata poszła na chwilę do sklepu, w tym czasie jakiś chłopak się na nią na klatce zaczaił, złapał ją jak wracała i chciał zerwać spódniczkę. Matka się darła "Mamoooo!!!", a moja babcia nie zareagowała, bo myślała, że sobie gówniarze jaja robią...

Odpowiedz
avatar Skarpetka
8 18

Ok, nie poddaję twojej historii w wątpliwość, ale jednego nie rozumiem: dlaczego jakikolwiek, nawet bardzo nieinteligentny, napastnik miałby swoją ofiarę zabierać: w środku dnia, w niedzielę, na klatkę schodową, między mieszkania pełne ludzi, nie ważne, czy zainteresowanych czy nie?

Odpowiedz
avatar Poison_Ivy
15 17

@Skarpetka: Poza tym dziwne, że matka nie wezwała policji. Przecież doszło do "bezpośredniego obcowania" czy jak to się tam nazywa. Pedofil grasuje w okolicy, a wszyscy przechodzą nad tym do porządku dziennego? Nie udało się go złapać przed blokiem, to można na niego machnąć ręką? Hmm...

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 11

@Skarpetka: A to już pytania do napastnika. Może niezbyt inteligentny, ale jakby autorka była jedną z tych osób, które w chwilach zagrożenia tracą głos, to by mu się pewnie udało. Być może już kiedyś próbował i wyszło, więc powiela model.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
2 6

@Skarpetka: aha, to że był dzień i klatka, znaczy że kłamie? fajnie. Ja też nie rozumiem dlaczego ale tak się stało.

Odpowiedz
avatar Skarpetka
6 10

@agata_92: Nie, to nie znaczy, że kłamiesz. To znaczy, że prawdopodobieństwo, że jakikolwiek przestępca seksualny, zwłaszcza pedofil (ci są uważani za wyjątkowo sprytnych, gdy chodzi o złapanie ofiary), postanowi zaatakować swoją ofiarę w środku dnia, w środku skupiska ludzi, w porze, w której bardzo prawdopodobne jest przyłapanie przez przypadkowego sąsiada wyrzucającego śmieci czy truchtającego po piwko - jest niewielkie. Podobnie jak mało prawdopodobny jest fakt, że po takich rewelacjach nikt się nie zainteresuje grasującym w okolicy pedofilem, który niemal "pod moimi drzwiami" zgwałcił dziewczynkę, nikt nie wezwie służb czy chociażby nie pójdzie popatrzeć z ciekawości, czy ktoś nie chowa się w krzakach. A tym bardziej - że rodzice to oleją ciepłym moczem. Nie mówię, że to niemożliwe, bo są rzeczy na niebie i ziemi etc. etc.. Mówię, że to bardzo mało prawdopodobne. I to nie jest wsiadanie na Ciebie i "byle powód, żeby minusować". To naprawdę bardzo logiczna przesłanka, żeby wątpić.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 7

@Skarpetka: ja naprawdę nie wiem czym kierował się mój napastnik. Wiem że mało logiczne jest atakowanie kogokolwiek w biały dzień i to na klatce schodowej! Ale na Boga, nie wypisuję nie stworzonych rzeczy żeby móc poprowadzić dyskusję w komentarzach. Co do policji, niedługo potem szkoła ogłosiła akcję żeby uważać bo pedofil kręci się po okolicy, prawdopodobnie był to ten sam typ co mnie sobie upatrzył. Matka prawdopodobnie chciała oszczędzić mi stresu związanego z przesłuchaniami bo to długa procedura, od przesłuchania policji, przez lekarza ginekologa, po przesłuchanie na prokuraturze, a prawdopodobieństwo że go złapią jest mała. Dlatego też kobiety które są ofiarami gwałtu wolą sobie oszczędzić wstydu i konieczności opowiadania ze szczegółami wszystkiego od początku. Jak chcesz wątpić to proszę bardzo, nie musisz wierzyć, ale takie rzeczy się zdarzają. Jestem tylko ciekawa czy jakby Twoja córka wpadła z płaczem do domu to też byś powiedziała "ale córciu przecież pedofil jest sprytny, mało prawdopodobne że Cie takie coś spotkało"..

Odpowiedz
avatar 8400111
1 1

@agata_92: "ja naprawdę nie wiem czym kierował się mój napastnik" Swoim psychicznie skrzywionym mózgiem zastępczym - penisem. Podniecenie wzięło górę i tyle.

Odpowiedz
avatar noi4
11 11

@agata_92: Ponieważ w historii narzekasz na sąsiadów, którzy nie zareagowali, a to twoja matka jest pierwszą osobą, która powinna to zrobić. Nie słyszała, nie mogła zejść? No cóż, może twoi sąsiedzi też teraz nie mogli. To twoja matka, więc ją usprawiedliwiasz, to oczywiste, ale w takim razie nie najeżdżaj na sąsiadów, którzy zachowali się dokładnie tak samo jak ona.

Odpowiedz
avatar dzialkis
3 11

Co to za mitomańskie opowieści pedofilne? Co się dzieję z tym portalem?!!

Odpowiedz
avatar diabelskieziele
-5 9

Czyli obcy facet łapie Cię za krocze a Ty sobie cichutko stoisz i czeka aż Cię rozbierze? Nawet 10 letnie dziecko wie, że to nie jest sposób na przywitanie się z kimś. Już dzieci w przedszkolu to wiedzą.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
7 7

@diabelskieziele: autorka też zdawała sobie z tego sprawę ("Zmroziło mnie i sparaliżowało"). Są miliony historii, w których dorosłe kobiety, na co dzień wygadane i odważne, w momencie molestowania zachowały się tak samo - stały jak słup soli, a potem nie potrafiły sobie tego wybaczyć. Naskakiwanie na 10-latkę za to, że nie zareagowała tak jak powinna jest obrzydliwe.

Odpowiedz
avatar diabelskieziele
-1 3

@winnagrosika: wcale na nią nie naskakuję, po prostu dziwię się, że ludzie nie mają odruchów obronnych - u dziecka jest to płacz, dziecko gdy się boi - płacze. Stoją jak słup soli, bo co? Gdy im ktoś wyrywa torebkę to wrzeszczą jakby ich mordowali, a jak ktoś narusza nietykalność cielesną to nagle wszyscy sparaliżowani.

Odpowiedz
avatar 8400111
1 1

@diabelskieziele: Widocznie towarzyszą temu inne emocje. Ja bym wolała stracić torebkę, niż dać się macać zbokowi. Ble, o tym drugim, nie chce nawet myśleć, bo na samą myśl zamraża krew w żyłach.

Odpowiedz
avatar BORCH
3 3

Jak widzę kilku ludzi ma wątpliwości co do twojej historii. Ja tego nie potrafię ocenić. Nie znam się na psychologii i nie wiem jak się zachowują pedofile i ich ofiary. Mnie zastanowił wstęp do historyjki, który wydaje mi się co najmniej "mętny". Nie potrafię zrozumieć dlaczego chodziłaś do budki telefonicznej, żeby spisywać lekcje na których nie byłaś, zamiast po prostu pójść do koleżanki nawet gdyby to było na drugim końcu osiedla ?? Rozumiem, że komórki naście lat temu nie były rozpowszechnione, ale tym bardziej nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji pożyczenia aparatu telefonicznego koleżance mamy !!! I to niezależnie jaki to był aparat - stacjonarny (co wygląda na totalny absurd) czy też komórkowy (które były kiedyś dość cenne i drogie w użytkowaniu). Czyli albo ja nie potrafię czytać ze zrozumieniem albo twoja historyjka jest przez ciebie przynajmniej "podbarwiona" w dość chaotyczny i nieprzemyślany sposób. W ostateczności może to być po prostu totalny fake.

Odpowiedz
avatar konto usunięte
3 3

@BORCH: nie potrafisz zrozumieć prostego przekazu. Aparat stacjonarny można odpiąć i przenieść, koleżanka miała linie telefoniczna ale nie miała aparatu, nie wiem dlaczego, pożyczyła od nas. Co jest w tym dziwnego?? Poszłam do budki, bo była znacznie bliżej niż moja koleżanka mieszkała, to nie zmienia faktu że musiałam wyjść z domu. Przykre jest to że każda sytuacja która nie mieści się w waszym wąskim rozumowaniu to fake. Ale historie rodem zerżnięte z internetu czy przepisane z filmów łykacie jak ciepłe kluseczki.

Odpowiedz
avatar BORCH
1 1

@agata_92: Akurat to, że aparat stacjonarny da się łatwo odpiąć rozumiem doskonale. Nie potrafię tylko pojąć celu takiego odpinania i pożyczania. Widocznie już stary się robię i wyobraźnia szwankuje. Tak dla wyjaśnienia dla młodszych czytelników: linia telefoniczna kilkanaście lat temu była po prostu zbyt wartościowa, żeby pozbawiać się kontaktu ze światem nawet dla najlepszej koleżanki. Szybciej i wygodniej byłoby pozwolić koleżance zadzwonić ze swojego mieszkania niż przenosić często spory aparat telefoniczny. Co do twojego wyjścia do budki telefonicznej to musiałaś mieszkać na naprawdę ogromnym osiedlu, żeby bardziej opłacało się dyktować lekcje przez publiczny telefon w ciasnej budce niż po prostu skoczyć do koleżanki do domu i wygodnie sobie u niej przepisać lub pożyczyć zeszyty. Innymi słowy twoja mama, mając linię telefoniczną w domu, najpierw pozbyła sie aparatu telefonicznego, a nastepnie wyposażyła cię w sporą liczbę drobniaków, żebyś mogła sobie przedyktowac lekcje w ciasnej budce telefonicznej zamiast iść do koleżanki mieszkającej na tym samym osiedlu (czyli według moich wyobrażeń o dużych osiedlach jakieś kilkanaście minut drogi od ciebie). Sorry ale takie zbiegi okoliczności są strasznie niewiarygodne !!

Odpowiedz
avatar bazienka
1 3

rozumiem, ze mama byla juz w pogotowiu, czyli TEZ NIE WYBIEGLA slyszac krzyk wlasnego dziecka?

Odpowiedz
Udostępnij